Rozdział 8
Nie wierzyłem, że Rose bez marudzenia dotrze ze mną aż tu. Ani razu nie skarżyła się na zastane stawy albo ból po długiej jeździe. Byłem pełen podziwy, że dała radę tyle wytrzymać. Widać, że była uparta i miała zajebiście silny charakter. Z każdym dniem poznawania, byłem nią coraz bardziej zafascynowany.
Myślałem, że po May, nie będę w stanie zaangażować się w żaden związek. Ta mała blondyneczka jednym spojrzeniem uleczyła moje serce, a ustami dała nadzieję na lepszą przyszłość. Rozjaśniała moje życie, uśmiechem przeganiając ciemne chmury.
Nazywałem ją Słońcem, bo dla mnie nim była. Każdego poranka, gdy budziłem się przy jej boku, rozświetlała promieniami moją szarą rzeczywistość. Była moim darem od Boga, który wymodliłem w trudnych chwilach.
Nigdy nie pozwolę jej odejść, a jeśli ucieknie, dogonię ją nawet na najdalszym krańcu świata.
Trzymałem ją w ramionach, patrząc na niesamowitą panoramę Las Vegas. Jeszcze cztery miesiące temu, gdy tu byłem, nie dostrzegałem uroków tego miasta. Teraz to nie ja pokazywałem Rose świat, a ona mi. To dzięki niej zauważałem otaczające mnie piękno. Otwierała mnie na życie, a ja dopiero teraz uświadomiłem sobie jak bardzo byłem pozamykany.
Niezaprzeczalnie stała się moją siłą bez której nie umiałbym dalej funkcjonować.
Jak dobrze, że zechciała przyjechać tu ze mną. Po raz pierwszy na wyjeździe odpocznę i zaznam tego, co ma Risk z May.
– Tu jest tak pięknie... – wyszeptała, nie mogąc oderwać oczu od usłanego u jej stóp morza świateł.
Chyba w życiu nie widziała tak wielkiego miasta, które nigdy nie śpi.
– To prawda i bardzo się cieszę, że tu ze mną jesteś.
Obróciła się w moich ramionach i popatrzyła na mnie tak, jak żadna inna wcześniej. Czyżbym powoli zdobywał jej serce? Nie byłem pewien, ale jej spojrzenie dotarło w głąb mojej duszy, dając jasny przekaz.
Nasze usta złączyły się w delikatnym, wręcz młodzieńczym, pocałunku. Miałem nieodpartą chęć wyznania tego, co do niej zacząłem czuć. Powstrzymałem się, nie chcąc jej spłoszyć deklaracjami. Na to przyjdzie jeszcze czas...
– Słońce, weź prysznic i połóż się spać. Muszę już iść na spotkanie z Castem.
Dotknąłem, delikatnie jej policzka, upewniając się, że stojący przede mną anioł naprawdę istnieje. Była tu i patrzyła na mnie oczami przepełnionymi czystą miłością.
– Dobrze, będę czekać na Ciebie w łóżku.
Pocałowała mnie, a ja niechętnie wyszedłem z pokoju. Nie uśmiechało mi się zostawiać jej tu samej. Była dla mnie jak narkotyk, bez którego nie mogłem żyć. Całkowicie mnie od siebie uzależniła.
Moja mała blond kusicielka.
Jak naćpany, pięć minut przed czasem wszedłem do restauracji, rozglądając się za znajomą gębą.
Nie ma go jeszcze. To dobrze.
Usiadłem w widocznym miejscu przy barze i zamówiłem whisky z lodem. Dawno nie piłem tak dobrej szkockiej, jak dziś. Dbałość o szczegóły tego hotelu, zaskakiwała mnie na każdym kroku.
– Witaj przyjacielu – odezwał się donośny głos.
Odwróciłem głowę i popatrzyłem na podstarzałego motocyklistę, który nawet teraz miał na sobie skórę.
– Witaj Cast. – Przywitaliśmy się braterskim uściskiem. – Dziękuję za takie przyjęcie. Nie spodziewałem się apartamentu na najwyższym piętrze.
– Pisałeś, że przyjedziesz z Damą, więc postanowiłem umilić wam pobyt. Od razu zapytam, gdzie ona jest i na jak długo zostaniecie?
Przysiadł obok mnie, a barman podał mu ulubionego drinka.
– Jechaliśmy tu od świtu non stop. Musiała się odświeżyć i położyć. Poza tym nie chciałem, żeby słuchała o niektórych klubowych sprawach – wyjaśniłem. – A planujemy zostać u ciebie do końca tygodnia. W końcu mi też należy się chwila wakacji.
Roześmiał się, klepiąc mnie po ramieniu.
– No nareszcie. Odkąd cię znam, czyli całe twoje życie, ani razu nie przyjechałeś do mnie na odpoczynek. Cieszę się, że dożyłem tej wiekopomnej chwili.
Wtórowałem mu śmiechem, choć w głębi duszy przyznawałem mu rację. Każda spędzona przeze mnie chwila przepełniona była sprawami klubu. Nawet gdy byłem z May, siedziałem z nosem w laptopie, sprawdzając faktury.
Kurwa, zero życia prywatnego! Jak ja żyję?!
– Moje pierwsze kilkudniowe wakacje. – Prychnąłem pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem na boki głową.
– Żeby zachęcić cię do kolejnych, trzymaj to. – Położył przede mną na blacie dwie złote karty VIP. – Dzięki nim macie tu darmowy dostęp do wszystkiego i tysiąc żetonów na start w kasynie. Jak twoja Dama się wyśpi, wygoń ją do SPA. Niech ma coś dla siebie z tego wyjazdu. Kup jej też jakąś kieckę na wieczór. Jutro zapraszam was na kolację, a potem na szaleństwa w moim przytułku diabła. – Szczerząc się, szeroko rozłożył na boki ręce.
– Przyznaj się, chcesz nas spić. – Jego zadowolona mina, sama dała mi odpowiedź. – Tylko nie każ mi nakładać gajera.
– Wytrzymasz jeden wieczór w eleganckim wydaniu, a przy swojej kobiecie musisz się godnie prezentować.
Przewróciłem oczami, nie wierząc, że daję się wkręcić w te jego szalone pomysły.
– A żeby jutrzejszy wieczór spędzić na luzie, chodź do biura. W pierwszej kolejności załatwimy interesy.
Skinąłem głową, dopijając za jednym zamachem whisky. Oczywiście w gabinecie poczęstował mnie kolejnym drinkiem i coś czułem, że nie ostatnim tego wieczoru.
Mieszanka alkoholu i zmęczenia. Jak nic, jutro będę miał kaca.
Usiedliśmy na wygodnym wypoczynku, a Cast położył przede mną teczkę. Otworzyłem ją i zacząłem przeglądać zawartość kartka po kartce. To były życiorysy jakiś zakazanych typów. Nie poznawałem żadnego z nich, oprócz ostatniego.
– Bone – syknąłem przez zaciśnięte zęby.
Najgorszy zwyrodnialec, który był klubowym rottweilerem ojca Riska. To on uczył nas jak torturować tych, którzy podpadli Prezesowi. Krwawa jebana bestia.
Cast postukał palcem w zdjęcie.
– Dokładnie. To najgorsza szuja, jaką znał świat. Wiem, że po śmierci waszych ojców, Risk go wyrzucił z klubu. Ten, w ramach zemsty, chce przejąć wasze interesy, ziemie i zniszczyć Death Road MC. Przez lata tworzył swoje własne wojsko. W jego szeregi trafiło kilku ludzi wypieprzonych przede mnie.
Wyciągnął pięć zdjęć i zaczął sunąć po nich dłonią, wyliczając:
– Napaść z bronią. Pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Gwałt. Gwałt na nieletniej. Morderstwo ze szczególnym okrucieństwem. Już rozumiesz, dlaczego ich się pozbyłem?
Skinąłem głową.
Cast był zrównoważonym człowiekiem, którego interesował biznes i jazda na motocyklu. Nie lubił bezsensownego przelewu krwi, a klub który prowadził ociekał dobrobytem i spokojem. Psychole w szeregach Parrotsów tylko psuli mu szyki i zbytnio przyciągali uwagę władz.
– Set, jeśli ich nie pokonamy, ta banda, na czele z Bonem, zabije nas wszystkich.
Kurwa! Miał rację!
– Nie powinienem opuszczać siedziby.
Westchnąłem, martwiąc się o najbliższych, ale mój towarzysz natychmiast mnie uspokoił.
– Oni na razie nie zaatakują. Przygotowują sobie grunt przed natarciem. Ruszyłem kontakty i namierzyłem ich. Bone siedzi obecnie w Meksyku. Chcąc zarobić niezły hajs, zajął się handlem narkotyków. Pamiętajmy, żeby mieć władzę, trzeba mieć pieniądze, których on nie ma – zaznaczył. – Mamy miesiąc, do półtorej, żeby przygotować się na jego atak.
Uwielbiałem tego gościa. Jeśli już w coś się angażował, był w stu procentach przygotowany.
– Jesteś pewien, że mamy czas?
– Tak. Bone zrobił błąd, wysyłając w wasze strony niekontrolowanych psychopatów. Zrobili zbyt dużo szumu. Kilku z nich trafiło do pierdla. Ściągnęli na siebie uwagę, nie tylko policji, ale i federalnych, a wiesz, że chcąc prowadzić narkobiznes trzeba być niewidzialnym. Tak czy siak, będzie musiał odczekać, żeby osobiście pojawić się na waszym terenie.
Przytaknąłem, w pełni zgadzając się z jego logiczną dedukcją.
– Dobra, czyli mamy chwilę, żeby się przygotować, ale lepiej już teraz zadzwonić do Riska i uświadomić go, co się święci.
Cast zerknął na zegar ścienny i się wyszczerzył.
– Jest trzecia. Nie dasz mu pospać?
– Ni chuja. Dzwonię.
– To powiedz, żeby połączył się z nami przez komunikator. Chętnie zobaczę jego wkurwioną mordę.
Parsknąłem śmiechem, wyciągając telefon i wybierając numer. Musiałem ponowić połączenie, bo pierwsze, dupek, zignorował.
– Halo Set...
– Pobudka! – krzyknąłem do słuchawki, wiedząc, że podniosę mu tym ciśnienie.
– Dzwonisz tylko po to, żeby mnie wkurzyć czy masz coś ważnego?
– Jedno i drugie. Podnoś dupę, włączaj komputer i dzwoń przez komunikator do Casta. Mamy pilną sprawę.
– Jeśli to wasz pijacki kawał, przysięgam, wsiądę na motocykl, przyjadę do was i skopię wam tyłki – pomścił, rozbawiając mnie do łez.
– Dawaj, kurwa i nie pierdol.
Rozłączyłem się, mając dosyć tych słownych przepychanek.
Nie minęła chwila jak na ekranie zobaczyłem jego zaspaną gębę z rozczochraną czupryną. Cast, na ten widok, zaczął dusić się śmiechem.
– W takim wydaniu jeszcze go nie widziałem.
– Siema Cast – burknął. – Czy wy w ogóle śpicie?
– To nie wiesz, że w Las Vegas się nie śpi? – Wyszczerzyłem się.
– A ty, Set, masz wpierdol. Co to za ukrywanie Damy? Kopara mi opadła, gdy dowiedziałem się, że jakąś blondynę sobie przygruchałeś. Cast, poznałeś już ją? Jaka jest? Bracia, nie chcą puścić pary z ust.
– Dopiero jutro mamy się zapoznać, ale musi być niezła skoro Set ją do mnie przywiózł.
No taaa... Teraz będą się ze mnie nabijać. Dosyć tej sielanki!
– Koniec plot. Na kawusię umówicie się innym razem, a teraz mamy ważne sprawy do omówienia. Przed chwilą Cast uświadomił mnie, kto stoi za rozbojami na naszym terenie. To wysłannicy Bona.
Ta informacja wystarczyła, żeby Risk w ciągu sekundy się rozbudził.
– Że co?!
Prezes Parrotsów opowiedział mu o wszystkim, czego do tej pory dowiedział się z własnych źródeł. Pokazaliśmy mu też zdjęcia z teczki oraz skrótowo zapoznaliśmy z życiorysami tych skurwieli. Ocknął się, że sprawa jest bardzo poważna.
– Set, przeczucie, jak zawsze, cię nie myliło. Dobrze, że nie zignorowałeś tych napaści. Teraz zastanawiam się, co robić? Znam Bonea, aż za dobrze. Jeśli zaprzysiągł nam zemstę, zrobi wszystko, żeby ją zrealizować. Najgorzej, że teraz w niebezpieczeństwie jest też May.
Nie tylko May, ale Rose też. W co ja ją wpakowałem?! Cholera...
– Spokojnie Risk. Twojej żonie nic nie będzie, ale na wszelki wypadek zapewnij jej ochronę. Podzwoń jak najszybciej po swoich chapterach i znajomych klubach. Ściągnij ich i przygotuj do nadchodzącej wojny. Ja ze swoimi ludźmi dotrę do was dopiero, gdy Bone ruszy się z Meksyku. Jest cały czas monitorowany, więc nie spóźnię się na imprezę.
Na słowa Casta, Risk ciężko westchnął i przeczesał palcami włosy.
– A miałem nadzieję, że zapanował już ostateczny spokój.
– Też miałem taką nadzieję, ale zawsze jakiś karaluch musi przetrwać. Pamiętaj, że masz wielu popleczników, po tym, jak zakończyłeś krwawe rządy ojca. Nie bój się prosić innych o pomoc. Jest wiele klubów, które wyznają naszą domenę bezinteresownej współpracy, a nie walki. Oni wszyscy chętnie ci pomogą. Teraz najważniejsze jest zachować spokój i rozwagę. Podzwoń w tym tygodniu po Prezesach i przygotuj grunt. Ja z Setem obmyślimy taktykę działania.
– Dzięki Cast. Jesteś wielki i chyba nigdy nie dam rady ci się odwdzięczyć.
Podstarzały motocyklista parsknął śmiechem.
– To już zapomniałeś, jak razem z Setem wyciągnęliście mnie z bagna? To dzięki wam dalej mam swój klub, hotel, kasyno, a przede wszystkim życie. Wy pomogliście mi, a teraz ja wam. Na tym to polega.
Ucieszyłem się, że taki człowiek, jak on, stoi po naszej stronie. Był lojalny, a w naszym świecie, była to niezwykle cenna cecha.
– I tak dziękuję. A teraz spać! – Risk klaskął w dłonie. – Muszę się jeszcze zdrzemnąć i naładować baterie, bo jutro czeka mnie ciężki dzień. Nie dość, że w klubie mam w chuj do roboty, to jeszcze czekają mnie dyskusje z żoną, dlaczego jeździ w obstawie.
Obaj roześmieliśmy się w głos, wyobrażając sobie, jak to będzie wyglądać.
– I dopilnuj Seta, żeby zrobił sobie wolne. To jebany pracoholik. On nie zna słowa odpoczynek – dodał, a ja zmrużyłem na niego oczy.
– Na jutro mam już plan. On i jego Dama, trzeźwi do pokoju nie wrócą. Masz moje słowo.
I tego się, kurwa, najbardziej obawiałem.
Risk wystawił dwa kciuki do góry i rozłączył się.
Z Castem wypiliśmy jeszcze po jednej szklance whisky przy barze i powspominaliśmy stare czasy. Z trudem udało mi się oderwać od jego towarzystwa. Lekko nawiany, w końcu wróciłem do pokoju.
Tak jak przypuszczałem, mój anioł już spał. Była cholernie zmęczona po podróży, a mi spotkanie przedłużyło się do ponad trzech godzin.
Kiedy ja się w końcu wyśpię?
Zrzuciłem z siebie ubranie i wsunąłem pod kołdrę. Kąciki moich ust same poszybowały w górę, gdy nagie ciało Rose nieświadomie przylgnęło do mojego. Pocałowałem ją w czubek głowy, szepcząc:
– Słońce, zrobię wszystko, żebyś była bezpieczna. Przysięgam.
Od autorki:
Serduszka moje,
dziś o 15:30 czeka nas premiera „Śladami tęsknoty".
Czuję się bardzo podekscytowana i nie mogę doczekać się momentu kliknięcia „Publikuj".
Bądźcie z nami w tej wyjątkowej, urodzinkowej chwili na profilu NightKyler
Poniżej dołączam nową zapowiedź, która zdradza kolejne szczegóły książki.
Zapraszam Was do obejrzenia, jak również popołudniowego czytania.
Dziękuję i gorąco ściskam ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro