Rozdział 28
Ten rozdział dedykuję trohical - Pamiętaj, że miałaś bronić swojego ukochanego Seta ;)
Nie wytrzymywałem tego psychicznie. Problemy piętrzyły się i piętrzyły, a ja byłem bezradny. Dobił mnie Cast, przyjeżdżając z najgorszymi wiadomościami, których nikt nie mógł się spodziewać. Dzięki dobrze opłacanym informatorom, dowiedział się, że Bone przyjął zlecenie na odnalezienie pewnej kobiety, która uciekła z Anglii i zaszyła się w Stanach. Rose Garden.
Ja, kurwa, pierdolę! Nie mogło być gorzej!
Na początku nie byłem w stanie połączyć wszystkich kropek, ale gdy zaprzyjaźniony z nami klub z Kalifornii wyśledził zleceniodawcę, umysł mi się rozjaśnił. Charles Mayer przywlókł swoją europejską dupę do Ameryki i wszedł w układ z niebezpiecznymi ludźmi, żeby dostać w swoje łapy moją żonę. Co się okazało, ten fiut był ściśle powiązany z przemytem narkotyków przez Ocean. Dzięki niemu, tacy ludzie, jak Bone, otrzymywali spory hajs. Prośba Charlesa o odnalezienie pewnej blondyneczki, stała się dla tego psychopaty rozkazem. Wysłał za nią list gończy i ruszył wszystkie możliwe kontakty, żeby ją namierzyć.
Mogę się założyć, że już wiedział o naszym małżeństwie, co jeszcze bardziej skupiło jego uwagę na Death Road. Odpowiednio wyposażony przez kartel i Charlesa, stanowił cholerne zagrożenie zarówno dla Rose, jak i całego klubu. Byliśmy w poważnym niebezpieczeństwie.
Umierałem ze strachu, nie martwiąc się o siebie, tylko o życie żony. Żałowałem, że osobiście nie mogę jej chronić, a nic nieświadomy Risk, nie będzie gotowy stanąć w jej obronie, w razie nagłego ataku.
Kurwa, przecież Bone mógł już wiedzieć, że Rose i Prez są w szpitalu! Jeśli ich odnajdzie, to będzie tylko i wyłącznie moja wina, że nie zapewniłem im należytego bezpieczeństwa. Może powinienem zadzwonić do Riska i szczerze wyznać, co się dzieje?
Byłem cholernie zdołowany i wahałem się, czy postępuję słusznie. Na domiar złego Cast ściągnął mi na łeb dwie dodatkowe jednostki. Molly z trzema nowozatrudnionymi kucharkami ledwo wyrabiały, żeby wykarmić tyle gęb. Nasza siedziba pękała w szwach, tak samo, jak okoliczne motele. Wszystkie oczy były ślepo wpatrzone we mnie, jako przywódcę, czekając na rozkazy, a ja kompletnie nie wiedziałem, co mam robić. Nadal nie znałem lokalizacji Bone'a i dzień w dzień zastanawiałem się, co mówić Prezesom sprzymierzonych z nami klubów. Byłem w cholernej kropce!
Przez zgromadzenie tylu Braci w jednym miejscu, pod moją dzisiejszą nieobecność, nieoczekiwanie zrobiono wielką imprezę. Wchodząc po patrolu do siedziby, omal szlag mnie nie trafił. Z niedowierzaniem zlustrowałem wzrokiem zachlane gęby i wściekły ruszyłem do stojącego na uboczu stolika. Byli tu wszyscy – Starszyzna macierzystej jednostki i Prezesi klubów ze swoimi Vice. Rozgoryczony krzyknąłem do wiadomego prowodyra zabawy:
– Cast, co tu się, kurwa, odpierdala?
Podstarzały biker wyszczerzył się i wzruszył ramionami. Miał minę, jakby nie wiedział, o co mi chodzi. Warrior złapał mnie za ramię i ściągnął w dół na krzesło. Polał do szklanki whisky i wcisnął mi ją w łapę. Siedzący obok niego Ax, jako jedyny odbiegał zachowaniem od tej bandy jełopów. Siedział ze skrzyżowanymi rękami na torsie i mordował wszystkich wzrokiem
– Widzisz? – rzucił ostro w moją stronę. – Zamiast szukać tego zjeba, żeby nie dopadł mojej siostry, postanowili zrobić sobie cholerną biesiadę!
– Wyluzuj Ax. – Skarcił go wzrokiem War. – Masz pierdolca na punkcie młodszej siostrzyczki, to zrozumiałe, ale po raz kolejny ci powtarzam, wszyscy przyjechali tu, żeby bronić klub, ale także i ją. Nie zapadły jeszcze ostateczne decyzje, bo Bone skutecznie się zaszył. Na kilka godzin daj Braciom odetchnąć i sam też wyluzuj.
– Spierdalaj, War – huknął, wypalając mu wzrokiem dziurę w czaszce. Był narwańcem, który nie miał zamiaru liczyć się ze słowami. – Imprezy organizuje się po wygranej wojnie. To, co teraz robicie, tylko nas osłabia i kieruje na straconą pozycję.
– Ax, przestań biadolić – odezwał się w końcu Bulldog - Prezes grupy z Kalifornii. – Przejechaliśmy ponad tysiąc mil, żeby was wesprzeć. Daj, kurwa, dychnąć, szczególnie, że dziś nic się nie dzieje. Siostrunia i Risk są pod stałą obserwacją naszych. Nic im nie grozi. Odpręż się i napij z nami.
– Pierdolcie się wszyscy. – Wstał tak gwałtownie, że jego krzesło z hukiem uderzyło o podłogę. – Idę do garażu posprawdzać maszyny. W przeciwieństwie do was, traktuję sprawę poważnie.
– Ax! – ryknął na niego War, ale ten, w odpowiedzi pokazał mu środkowy palec i ruszył w stronę wyjścia.
– Ale ci się szwagier trafił. – Poklepał mnie po ramieniu Bull, patrząc na znikającego za drzwiami Brata.
– Uwielbiam tego małolata. – Roześmiał się Cast, dolewając każdemu alkohol. – Nie przebiera w słowach, a to świadczy o silnym charakterze. Dla realizacji wyższych celów, jest gotowy poświęcić samego siebie – podsumował go trafnie, a reszta mu przytaknęła.
– Dlatego trzymam go jeszcze pod swoim dachem. Każdemu innemu odstrzeliłbym łeb za takie odzywki – burknął pod nosem Warrior.
– Przyznaj się, boisz się go stracić – ciągnął Cast.
Łysy goryl tylko przeklął i próbując zmienić temat, zwrócił się do mnie:
– Set, a co ty taki przymulony? Coś się działo na patrolu?
– Nie. W najbliższej okolicy panuje spokój. Szeryf też nie otrzymał żadnych donosów. Jestem po prostu wykończony psychicznie i fizycznie, a wy zorganizowaliście cholerną imprezę. – Przeczesałem łapą włosy i ciężko westchnąłem.
– Dobra, masz rację, trochę przegięliśmy, ale każdemu potrzebna jest chwila relaksu. – Podstarzały Prezez Parrotsów podsunął mi kolejną szklankę. – Napij się z nami i goń na górę spać.
Na taki układ mogłem przystać. Nie przewidziałem jednak konsekwencji tej decyzji. Przez zmęczenie i głód, bo ostatnio prawie nic nie jadłem, po wypiciu kilku szklanek mocnego trunku byłem najebany, prawie do nieprzytomności. Dziwki przyszły potowarzyszyć Braciom, a ja odrzucając od siebie ich zaloty, dopiłem swoją whisky i się ulotniłem. Marzyłem jedynie o położeniu się do łóżka i spokojnym przespaniu, choć jednej nocy.
Chyba nigdy wcześniej tak źle się nie czułem po alkoholu, jak dziś. Im byłem bliżej pokoju, tym bardziej rozmazywał mi się obraz. Wszystko wokół kołowało.
Kurwa... ale się zrobiłem.
Z wielkimi problemami dotarłem do swojej samotni i nie mając siły się rozebrać, rzuciłem się na łóżko.
Spokój... w końcu...
Świat wirował, a ja ze wszystkich sił próbowałem zasnąć. Ciszę przerwało skrzypnięcie otwieranych drzwi. Rozchyliłem powieki, a w rozmytym obrazie dostrzegłem idącą w moją stronę drobną blondynkę.
– Rose? Co ty tu robisz? – wybełkotałem niewyraźnie.
– Przyszłam do ciebie, kochanie – wymruczała przyciszonym głosem.
Może zwróciłbym uwagę na to, że brzmiał zupełnie inaczej, ale byłem do tego stopnia pijany, że jedyne na czym mogłem się skupić, to próba opanowania kołujących po mojej głowie samolotów. Zamknąłem oczy i zasłoniłem je łapą.
Ale się urżnąłem...
Było mi głupio, że przyjechała specjalnie, żeby spędzić ze mną czas, a zastała mnie w takim stanie. Chciałem cokolwiek powiedzieć, ale z moich ust wydobył się tylko bełkot. Nic nie odpowiedziała. Ściągnęła mi spodnie z bokserkami do połowy ud i drobną dłonią zaczęła masować kutasa. Zanim zdążyłem zebrać myśli, pieściła mnie językiem i cholernie mocno ssała. Jęknąłem, gdy coraz głębiej brała mnie do ust, starając się zachęcić do seksu. Byłem pewien, że dziś nie stanę na wysokości zadania. Alkohol odebrał mi zarówno siłę, jak i chęci do tego typu zabaw.
Moja mała, zdeterminowana bestyjka nie miała zamiaru tak łatwo się poddać. Coraz intensywniej pracowała nadgarstkiem i wargami, ale reakcja mojego organizmu była niezadowalająca. Chciałem powiedzieć jej, że nic z tego nie będzie, ale z moich ust nie wypłynęło żadne słowo. Już odpływałem w krainę snu, gdy trzaśnięcie drzwi i odgłosy szamotaniny wyrwały mnie z otępienia. Rozchyliłem powieki i jakby przez mgłę, dostrzegłem drugą blondynkę i kogoś wbiegającego z korytarza do pokoju.
Kurwa, o co tu chodzi?
Pomrugałem powiekami, a obraz powoli zaczął się wyostrzać. Dwie blondynki szarpały się ze sobą. Ta, w niebieskiej sukience, którą brałem za Rose, leżała na podłodze okładana pięściami przez drugą.
Niedowierzając, przetarłem palcami oczy. Miałem nadzieję, że to tylko zwidy, ale niestety to była jebana rzeczywistość. Dziewczyna, która wykorzystując fakt mojego upojenia alkoholem, podszyła się pod moją żonę, właśnie dostawała ostre lanie od prawdziwej Rose. Kurwa, zamarłem! Nie wiedziałem też, skąd wziął się tu Troy, który złapał moją małżonkę w pasie, próbując odciągnąć od zakrwawionej wywłoki. Mała zadziora nie dawała za wygraną, szarpiąc blondynkę za włosy i dalej okładając ją pięścią. Znieruchomiała dopiero wtedy, gdy z moich ust wydobyło się jej imię.
– Rose?
Dziwka wyrwała się z jej uchwytu i uciekła w popłochu, a Troy nieznacznie odsunął się od mojej Damy. Wytężyłem wzrok, chcąc zachować ostrość widzenia. Obraz niestety znowu był niewyraźny. Wszystko mi się mieszało i kompletnie nie mogłem zorientować się w sytuacji.
– Co jest grane? Co robiła tu ta dziwka? Przecież my... – wybełkotałem ledwo zrozumiałe słowa.
Pomimo alkoholowego odurzenia i nieprzyjemnych dolegliwości, mój umysł zarejestrował najważniejsze – oczy przepełnione pustką i łzami. Rose w ciągu sekundy otrzeźwiła mój skołowany umysł. Ściągnęła z palca dowody mojej miłości i naszego związku, po czym rzuciła mi je w twarz.
– To koniec! Odchodzę! Jak wytrzeźwiejesz, niech Troy wyjaśni ci, dlaczego.
W tym momencie czas się zatrzymał, serce przestało bić, płuca nie nabierały powietrza. „Odchodzę" to jedno słowo wystarczyło, żeby mój świat legł w gruzach. Zawód bijący z jej oczu i ból przeszywający piękną twarz anioła, zabiły mnie.
Nie... co ja najlepszego narobiłem?!
– Rose! Rose! – krzyczałem za nią, ale wybiegła, zostawiając moje zmiażdżone serce w tym cholernym pokoju.
Umarłem.
– Co się, kurwa, tam stało?! – wydarłem się na Troya.
Spuścił łeb w dół, a mnie omal szlag nie trafił. Dopiłem mocną kawę i rozjebałem kubek na ścianie biura.
– Kurwa, nie będę się powtarzać! – wybuchłem, stając nad nim, jak kat.
Chyba zauważył mój wkurw sięgający zenitu, bo w końcu zaczął relacjonować całe zajście.
– Set, po tych kilku drinkach, zmiotło cię. Kto by pomyślał, że najebiesz się do tego stopnia, w tak krótkim czasie.
– Od kilku dni prawie nic nie jem. Nie śpię. Żyję pod ciągłą presją i w nerwach. Jak sądzisz, ile osoba wykończona psychicznie i fizycznie jest w stanie wypić? – zapytałem dobitnie. – Troy, nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę i mów konkretnie, co się tam, kurwa, stało!
– Ok – sapnął. – Najebałeś się do tego stopnia, że ledwo wlazłeś po schodach na piętro. Wychodziłem akurat na papierosa, jak zobaczyłem, że Freya pognała do ciebie. Już od dawna miała na ciebie oko. Wiesz o tym dobrze.
– Tak i niejednokrotnie mówiłem, żeby się ode mnie odpierdoliła. Widziałeś w jakim byłem stanie. Nie mogłeś zareagować?
– Myślałem, że sam ją wyjebiesz albo zrezygnuje, dochodząc do wniosku, że przestałeś kontaktować. – Wzruszył nijako ramionami, a w moich żyłach zaczął wrzeć prawdziwy ogień. Ledwo się trzymałem, żeby nie wylać na niego wszystkich swoich frustracji.
– Do pieprzenia na pewno się nie nadawałeś – stwierdził, ciągnąc dalej. – Ale jak widać, jej to nie przeszkadzało. Paliłem na zewnątrz z chłopakami, gdy zjawiła się Rose. Specjalnie kierowałem ją do Axa, żeby mieć czas cię ogarnąć, ale jeden z debili podległych Bulldogowi wypalił, że zabawiasz się na piętrze z dziwką. Starałem się ją zatrzymać, ale ten mały skrzat jest cholernie szybki, szczególnie jak się wkurwi. Gdy dotarłem do twojego pokoju, leżałeś na łóżku ze ściągniętymi gaciami, a Rose okładała pięściami Frayę. Nieźle obiła jej ryja. Przyznam, nie spodziewałem się, że jest taka ostra.
– Daruj sobie zbędne komentarze – syknąłem. – Wybiegłeś za nią i co było dalej?
– Wsiadła do samochodu i odjechała. Ax widział, jak zapłakana ucieka z siedziby. Nawet nie zareagowała na jego wołanie. Wskoczył na motocykl i popierdolił za nią.
Złapałem za krzesło i rzuciłem nim prosto w ścianę. Rozjebało się niczym moje serce kilka godzin wcześniej. Troy nawet się nie wzdrygnął, widząc mój wybuch. Przysiadłem na brzegu biurka, zgiąłem się w pół, a twarz schowałem w drżących łapach.
– Kurwa! Ona mi tego w życiu nie wybaczy!
– Pogadam z Axem. Wyjaśnię mu całą sytuację. Na pewno wpłynie na swoją siostrę, żeby dała ci szansę. Przecież, do cholery, nie zrobiłeś tego celowo. – Starał się mnie uspokoić.
Zauważając, że nawet minimalnie nie podniósł mnie na duchu, wyjął telefon i wybrał numer do Brata. Nadzieja szybkiego rozwiązania mojego problemu trysnęła w ciągu sekundy niczym bańka mydlana.
– Abonent czasowo niedostępny. Niech by to szlag trafił – mruknął. Podszedł i zacisnął palce na moim ramieniu. – Set, wszystko będzie dobrze. Zobaczysz, wyjaśnimy jej całą sytuację. To nie koniec waszego małżeństwa.
Wątpiłem w każde słowo, które wypłynęło teraz z jego ust. Byłem pewien, że Rose, po tym co zobaczyła, na pewno do mnie nie wróci. Już nic, kurwa, nie będzie dobrze.
Drzwi otworzyły się z impetem, a do biura, jak pocisk, wpadł Ax z miną mordercy. Nawet nie zdążyłem zarejestrować momentu, kiedy strzelił mnie pięścią w twarz i powalił na podłogę. Pochylił się nade mną, zaciskając boleśnie dłoń na mojej szyi.
– Debilu, skrzywdziłeś moją siostrę? – bardziej stwierdził niż zapytał.
Świdrował mnie oczami szaleńca, a palce zaciskał coraz mocniej, odcinając mi dopływ tlenu. Troy złapał go od tyłu, starając się odciągnąć go ode mnie, ale Ax był, jak skała – nie do ruszenia. Wpadł w furię, jakiej nikt do tej pory u niego nie widział. Nie próbowałem się bronić, czując się w chuj winny całej tej chorej sytuacji. Straciłem Rose, doprowadziłem do rozpadu naszego małżeństwa, a jej brat na pewno nie zechce mi w żaden sposób pomóc ją odzyskać. Przez jeden głupi błąd, przegrałem to, co było dla mnie najcenniejsze. Teraz mógł mnie po prostu zabić.
– Ax! To, kurwa, nie tak! – darł się do niego Troy.
Słysząc szamotaninę i krzyki, do biura wpadł Warrior i Bulldog. Nawet po tylu godzinach chlania nadal trzymali pion. Nie wiem, jak tego dokonali, ale wyglądali tylko na lekko wciętych. Ci to mieli końskie zdrowie.
We trzech, z trudem oderwali ode mnie Axa, który dostał białej gorączki. Podniosłem się, roztarłem gardło i patrząc mu prosto w oczy, podjąłem próbę wyjaśnienia całego zajścia.
– Zrozum, najebałem się praktycznie do nieprzytomności. W ogóle nie kontaktowałem, gdy do mojego pokoju przyszła klubowa dziwka i zaczęła się do mnie dobierać. Przysięgam, nie tknąłem jej! Kurwa, nawet nie byłem w stanie.
Brat szarpnął się, prawie wyrywając z trzech par silnych łap.
– I przez ciebie, tępy gnoju, moja siostra jest teraz w łapach Bonea! – Zamarłem, tak samo, jak i reszta. – Mówiłem, kurwa, że to nie jest czas na pierdolone imprezy! – dokończył z wielkim rozgoryczeniem.
Grunt walił mi się pod nogami i z trudem wycedziłem pytanie:
– Jak to w łapach Bonea?
– Pojechałem za nią. Chciałem ją dogonić i dowiedzieć się, dlaczego płakała. W oddali zobaczyłem, jak furgonetka zepchnęła jej auto na pobocze, a motocyklami odcięli jej drogę ucieczki. Siłą wyciągnęli ją z wnętrza i wrzucili na pakę. Śledziłem ich, na tyle długo, na ile mogłem, nie rzucając się im w oczy. Wiem, mniej więcej, gdzie mogą ją przetrzymywać. Więc rusz, kurwa, te pieprzone cztery litery i postaw wszystkich na nogi. Czas rozpocząć wojnę.
Koniec części drugiej
Od autorki:
Kochani, gorąco Wam dziękuję za liczne komentarze, w których przelewacie emocje.
Dzięki Wam, mam motywację do publikowania kolejnej części. Mam nadzieję, że również Wam się spodoba.
Będę Wam ogromnie wdzięczna za pozostawienie pod tym rozdziałem polecajki albo podsumowujących myśli na temat Utraconej Wolności.
Jeszcze raz BARDZO WAM DZIĘKUJĘ, że ze mną jesteście i tak bacznie śledzicie kolejne losy moich bohaterów.
Zapraszam do trzeciego tomu Zdobyta Wolność.
Pozdrawiam i ślę gorące uściski ;*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro