Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26


Minął tydzień od momentu mojej przeprowadzki do Dalesday. Stan Ryana zmienił się na lepsze, ale nie na tyle, żeby mógł być przeniesiony na inny oddział. Nadal musiał znajdować się pod ścisłym nadzorem lekarzy i być monitorowany przez specjalistyczną aparaturę. Martwiłam się jego zdrowiem i pobytem w szpitalu przedłużającym się w nieskończoność. Cały czas powtarzałam sobie w myślach, że już niedługo nastąpi progres i razem wrócimy do domu. Teraz wystarczyło jedynie cierpliwie poczekać, żeby nabrał sił, a organizm przystosował się do samodzielnego funkcjonowania. Zbyt wczesne pojawienie się na świecie, przyniosło ze sobą wiele konsekwencji. Miał problemy z oddychaniem, odruchem ssania, przez co musiał być specjalnie karmiony, a także zaobserwowano u niego nieprawidłowości z fizjologicznym napięciem mięśniowym. Staraliśmy się odganiać od siebie czarne chmury i pewni lepszego jutra, stawiać czoła przeciwnościom losu.

Dziś, jak co dzień rano, tuż po śniadaniu pojawiliśmy się na oddziale intensywnej terapii noworodków. Byliśmy bardzo zaskoczeni, gdy zaraz za naszymi plecami weszła na salę pani doktor odpowiedzialna za leczenie Ryana. Streściła nam dzisiejszą noc i pocieszyła informacjami o polepszającej się pracy jego płuc. Nie tylko tym pozytywnie nas zaskoczyła.

Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu, wyjęła Ryana z inkubatora i pozwoliła nam go potrzymać. Nigdy nie zapomnę łez wzruszenia, gdy Adam pierwszy raz wziął na ręce synka, a następnie podał go mi. Był tak maleńki, że bałam się wykonać jakikolwiek ruch, żeby go nie skrzywdzić. Nawet nie wiem, czy w tym momencie oddychałam. To było niesamowite uczucie, móc przytulić go do serca i pocałować jego główkę. Adam wyciągnął dłoń i opuszkami palców delikatnie otarł mój mokry policzek. Przeniosłam na niego wzrok, a na moich drżących z emocji wargach pokazał się uśmiech.

– Masz pięknego syna – wyszeptałam, ale natychmiast mnie poprawił.

– Mamy.

To jedno słowo zalało ciepłem moje serce. Nadal nie dowierzałam, że formalnie będę uznawana za jego mamę. Dreszcz podekscytowanie przemykał przez moje ciało na myśl, że dla tej drobnej istotki stanę się kimś wyjątkowym. To poważne wyzwanie, ale mam zamiar sprostać zadaniu, którego się podjęłam. Zrobić wszystko, by zastąpić May, która w tej roli na pewno sprawdziłaby się, jak nikt inny.

Pamiętam, jak dbała o rozwijające się w brzuchu dziecko. Jak mówiła do niego twierdząc, że w ten sposób przyzwyczaja go do swojego głosu. Nie mogąc doczekać się porodu, przelewała swoje wyobrażenia na papier. Dobrze, że jeden z tych rysunków podarowała mi. W przyszłości pokażę go Ryanowi, opowiadając, jak bardzo go kochała, zanim przyszedł na świat.

Tragedia, spowodowana jej śmiercią, bolesnym piętnem odbiła się nie tylko na nim i jego ojcu, ale na nas wszystkich. Nikt z nas długo nie pogodzi się ze stratą May, a cień żałoby pozostanie w naszych sercach już na zawsze. Cierpiałam uzmysławiając sobie, że to ona powinna tulić Ryana w ramionach, nie ja. To ona powinna go wychowywać, nie ja. Powinna być dla niego matką, nie ja. Nie powinna umrzeć w tamtym wypadku.

– Skrzacie, co się dzieje? – Adam natychmiast wychwycił zmianę mojego nastroju.

Pokręciłam nerwowo głową, uciekając od niego spojrzeniem. Nie chciałam wyjawiać mu swoich przemyśleń, które dodałyby mu tylko bólu.

Objął mnie ramieniem i docisnął do boku. Jego usta złożyły krótki pocałunek na moich włosach. Stałam w bezruchu przytulona przez przyjaciela, trzymając na rękach przysypiające dziecko. Kolejne mimowolne stwierdzenie przedarło się przez moją głowę.

To nie ja powinnam tu być, tylko ona.

Zacisnęłam powieki, starając się zapanować nad cisnącym się do oczu potokiem łez.

– Rose, proszę, porozmawiaj ze mną. – Podjął kolejną próbę zrozumienia mnie. – Żałujesz, że zdecydowałaś się na współdzielenie ze mną opieki? Przerasta cię ta sytuacja?

Od razu zaprzeczyłam, słysząc w jego słowach obawę. Wyciągnął złe wnioski i musiałam szybko wyprowadzić go z błędu.

– Nie. Nigdy nie będę żałować tej decyzji. Jestem szczęśliwa, że będę ważną osobą w jego życiu.

– Więc, o co chodzi?

– Po prostu... – zawahałam się, nie wiedząc, ile mogę powiedzieć, żeby nie wywołać u niego fali smutku i goryczy.

Z opresji wybawiła mnie wchodząca do sali pielęgniarka o promiennym uśmiechu. Okazała się położną, która miała udzielić nam porad dotyczących opieki nad Ryanem. Porzuciłam smętne myśli, mając nadzieję, że przyjaciel nie wróci później do gnębiącego mnie tematu.

Kobieta, o wieloletnim doświadczeniu, w pełni poświęciła nam swój czas i podzieliła się cennymi informacjami oraz przeszkoliła nas w podstawach opieki nad noworodkiem. Adam był przerażony nadmiarem pochłoniętej wiedzy w ciągu zaledwie kilku godzin, ja z kolei tryskałam entuzjazmem, mogąc zasięgnąć fachowych porad. Doszłam nawet do wniosku, że lepszą opcją jest zostać tu dłużej i pod nadzorem fachowej kadry, uczyć się bycia rodzicem niż zostać rzuconym na głęboką wodę, gdzie ani ja, ani mój przyjaciel nie mieliśmy wcześniej styczności z tak maleńkimi dziećmi.

Byłam zaoferowana tą przemiłą kobietą, która swoją ciepłą aparycją całkowicie zmieniła tok moich myśli, poprawiając tym samym mój humor.

Kolejny szczery uśmiech pokazał się na mojej twarzy, gdy zaraz po jej wizycie zadzwonił do mnie Set. Strasznie za nim tęskniłam, szczególnie, że nie widzieliśmy się już całe siedem dni. Nie chcąc rozmową obudzić Ryana, wyszłam na korytarz.

– Cześć, Słońce. – Jego lekka chrypka przyspieszyła rytm mojego serca.

– Cześć, Kochanie. Jak dobrze, że dzwonisz.

– Coś ciekawego dzieje się u was?

– Oprócz tego, że twoja żona jest strasznie stęskniona, mam też dobre informacje. Pani doktor mówiła, że stan zdrowia Ryana poprawia się z każdym dniem. Co prawda nie podała nam jeszcze terminu wypisu, ale jest szansa na szybszy powrót do domu. Poza tym, była u nas położna. Przez kilka godzin szkoliła nas z opieki nad noworodkiem i wyczerpująco odpowiadała na nasze pytania. Przed chwilą wyszła – opowiedziałam rozemocjonowana.

– Cieszy mnie to – odparł, ale w jego głosie wyraźnie usłyszałam zmartwienie.

– Set, co się dzieje?

Westchnął ciężko, zauważając, że nie ukryje przede mną złych wiadomości.

– Jest obok ciebie Risk?

Wiedziałam, dlaczego o niego zapytał. Nie chciał teraz obarczać Prezesa sprawami klubu. Adam na pewno chciałby dołączyć do nich w wojnie. Po tragedii, którą dopiero przeżył, nie wrócił do pełni sił, żeby stawić czoła takiemu zagrożeniu. Przez swoje rozkojarzenie mógłby popełnić błąd, który odbiłby się nie tylko na nim, ale i na reszcie Braci. Zachowanie w tajemnicy przed nim niektórych informacji było wręcz wskazane.

– Nie. Został na sali z Ryanem. Wyszłam na korytarz. Mów prawdę i nic przede mną nie ukrywaj – nacisnęłam bezdyskusyjnym tonem.

– Słońce, w nocy doszło do pierwszego ataku. Wysłannicy Bone'a próbowali podpalić należący do klubu warsztat. Był pod ciągłą obserwacją, więc pożar został szybko ugaszony i nikomu nic się nie stało. Chłopaki pojmali jednego z tych typów, ale nic nie wyśpiewał. Typowy żołnierz oddany przywódcy i swoim przekonaniom. Tak jak przypuszczałem, gnój stworzył armię zawodowców, którzy bez wahania wykonują ślepo każdy jego chory rozkaz.

Nie spodziewałam się aż tak złych wiadomości. Bezwładnie osunęłam się na krzesło, czując, jakbym zaraz miała zemdleć. Pomimo pętli zaciskającej się na moim gardle, wyszeptałam:

– Błagam, powiedz, że będziesz bezpieczny. Obiecaj, że nie będziesz się niepotrzebnie narażać.

– Słońce, nie mówię ci o tym, po to, żebyś dodatkowo się zamartwiała. Chcę, żebyś była świadoma, co się u nas dzieje i zrozumiała, dlaczego nie przyjeżdżam do Dalesday.

– Obiecaj – syknęłam przez zaciśnięte z nerwów zęby.

Krótko się zaśmiał.

– Obiecuję i proszę, nie martw się. Jesteśmy przygotowani, jakbyśmy mieli zaraz wyruszać do Afganistanu. Dziś dotrze do nas Cast ze swoim zaprzyjaźnionym klubem, więc mamy wystarczającą ilość ludzi, żeby zwalczyć Bone'a.

Pomimo uspokajających słów, nadal w środku drżałam. Martwiłam się o niego, Axa i całą resztę bliskich mi osób. Brat, co prawda, napomknął mi kilkukrotnie o napiętej atmosferze w siedzibie, ale nie spodziewałam się, że minionej nocy dojdzie do tak niepokojących wydarzeń.

Usłyszałam w tle nawoływanie Warrior, a Set odchrząknął niezadowolony, że przerwano mu rozmowę ze mną.

– Muszę już kończyć. Zadzwonię do ciebie jutro popołudniu. Proszę, nie martw się o nic.

– Kocham cię, mężu.

– A ja ciebie, Słońce. – Rozłączył się, a ja nadal tkwiłam w bezruchu, zaciskając w dłoni telefon.

Miałam ochotę wybrać numer do Alexa i upewnić się, że Set nic przede mną nie zataił. Wyśmiałam się za ten pomysł. Przecież powiedział mi prawdę, a obaj byli na tyle zajęci przyjmowaniem swoich sprzymierzeńców, że nie powinnam zawracać mu głowy swoimi dodatkowymi obawami. Wiedzieli co robią, krzyżując plany Bone'a i zabezpieczając się przed kolejnymi atakami. Muszę się uspokoić i w pełni zaufać mężowi. Nie pozwoli, żeby komukolwiek stała się krzywda.

Przetarłam dłońmi oczy i podniosłam się z krzesła. Zamiast wrócić na salę, skierowałam się w stronę automatu z kawą, żeby mieć jeszcze tę chwilę na wyciszenie się i zebranie myśli. Przy Adamie nie mogłam pokazać słabości. Ukrywanie przed nim prawdy ciążyło mi na barkach, ale robiłam to dla jego dobra. Znając jego porywczy charakter byłam pewna, że bez przemyślenia wróciłby do Mountfall, narażając siebie na niebezpieczeństwo. Nie mogłam do tego dopuścić. Ryan stracił już matkę, nie pozwolę, żeby stracił też ojca.

Wieczór zapowiadał się spokojnie. Wyciągnęłam z piekarnika pizzę, która swoim aromatem pobudziła mój brzuch do głośnego burczenia. Przełożyłam ją na okrągły talerz i pokroiłam na osiem równych części. Parujący posiłek zaniosłam do salonu i zniecierpliwiona zerknęłam na zegarek. Już ponad czterdzieści minut temu wysłałam Adama po zakupy do pobliskiego sklepu, ale nadal nie wrócił. Czarne chmury znowu zaczęły tłoczyć się nad moją głową, wywołując wizje porwania go przez Bone'a albo zaatakowania go przez któregoś z wynajętych bandytów.

Rose, uspokój się! Skąd Bone może wiedzieć, gdzie jesteście?! Przecież Set zachował wszystkie środki ostrożności, żeby odwieść jego uwagę od Dalesday!

Starałam się sama sobie przetłumaczyć, że nic złego się nie stanie, a Adam, cały i zdrowy, za chwilę wróci do naszego tymczasowego domu. Biorąc długi łyk piwa z nadpitej do połowy puszki, usiadłam na szerokiej kanapie przed telewizorem i zaczęłam skakać po kanałach. Nie trwało to długo, gdy zatrzymałam się na „Godzinach szczytu", które mój przyjaciel uważał za jedną z najlepszych komedii ever.

Kolejne dwadzieścia minut upłynęło tak wolno, jakby trwało wieczność. Z nerwów dopiłam piwo i sięgnęłam po kolejne, mając złudną nadzieję, że krążące w moim krwioobiegu procenty, w jakiś magiczny sposób, wybawią mnie od wszelkich zmartwień. Stanęłam przy oknie, spoglądając na spowite czernią niebo.

Godzina! Minęła cholerna godzina, gdzie zakupy w osiedlowym sklepie zajmują maksymalnie dwadzieścia minut! Już dawno powinien być z powrotem.

Żałowałam, że nie poszłam razem z nim, dzięki czemu nie gapiłabym się, jak idiotka w pustą przestrzeń, modląc, żeby nic złego się nie stało. Nagle do moich uszu dobiegł dźwięk przekręcanego kluczyka w drzwiach. Omal nie udławiłam się kolejnym łykiem piwa, którego nie zdążyłam przełknąć, zanim zobaczyłam wściekłość wymalowaną na twarzy Adama.

Wszedł do mieszkania z dwiema reklamówkami przepełnionymi produktami spożywczymi i niczym burza, skierował się wprost do kuchni. Biegiem ruszyłam w jego stronę.

– Dlaczego nie było cię tak długo? – rzuciłam pytanie, nie kryjąc zdenerwowania.

– Nawet nie próbuj komentować – sapnął i zaczął wyciągać na blat stołu rzeczy z toreb, nie racząc na mnie zerknąć. – Po raz ostatni wysłałaś mnie do tego gównianego sklepu.

Zacisnęłam dłoń na jego ramieniu i szarpnęłam go, próbując w ten sposób zwrócić na siebie uwagę. Podniósł na mnie gniewne spojrzenie. Nie przejęłam się jego wymowną miną, chcąc dowiedzieć się, co wpłynęło na zmianę jego humoru. Tuż po powrocie ze szpitala tryskał energią, teraz wyglądał, jak gradowa chmura. Przyszpiliłam go wzrokiem i nie dałam za wygraną.

– Martwiłam się. Masz natychmiast powiedzieć mi, dlaczego cię tak długo nie było.

Wypuścił z siebie nadmiar powietrza, po czym zaczął opowiadać:

– Byłem już przy kasie, gdy ta młoda ekspedientka, no wiesz która...– Ruchem dłoni, przed swoim torsem, zaznaczył obfity biust. Od razu zrozumiałam, o kogo chodzi.

Praktycznie codziennie, w drodze ze szpitala, zachodziliśmy do sklepiku, gdzie obsługiwała nas młoda, seksowna dwudziestoparolatka. Nie umknęło mojej uwadze, jak wodziła wzrokiem za moim przyjacielem, który całkowicie ją ignorował.

Skinęłam głową, pragnąc usłyszeć resztę historii.

– Cztery razy pomyliła się, naliczając na kasę produkty, przez co, za każdym razem, musiała anulować rachunek. Dobra, rozumiem, mogła mieć gorszy dzień – podirytowany sapnął. – Ale za piątym razem się wkurwiłem. Zapytałem, co jest grane, że nie umie podliczyć kilku rzeczy. Wiesz, co mi odpowiedziała? Że nie może się przy mnie skupić, bo jestem najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego do tej pory spotkała. Potem zaproponowała mi randkę.

Naprawdę się starałam, ale opanowujący mnie atak śmiechu był nie do powstrzymania. Zgięłam się w pół i rechotałam, jak najęta, podczas gdy Adam oczami wypalał mi dziurę w głowie.

– Ha, ha... bardzo zabawne, Skrzacie.

– Wybacz, ale... – Otarłam przegubem ręki mokre od łez policzki. – tego się nie spodziewałam.

Ze skwaszoną miną, kontynuował:

– Pieprznąłem zakupami i wyszedłem stamtąd, nie mając zamiaru tłumaczyć się, że nie w głowie mi romanse.

Nie dziwiła mnie jego postawa. Dopiero stracił żonę, omal nie odebrano mu dziecka, które ciągle było hospitalizowane, z tyłu głowy kumulowały się problemy związane z siedzibą, a ta nieświadoma kobieta bezwstydnie z nim flirtowała. Dolała tym oliwy do ognia, prowokując wybuch nagromadzonych w nim złych emocji.

Wystawił w moją stronę wskazujący palec i pogroził nim, burcząc:

– Po raz ostatni tam byłem, a żeby zrobić te cholerne zakupy, pojechałem autem dwie przecznice dalej do hipermarketu.

Zacisnęłam wargi, żeby powstrzymać kolejną falę śmiechu. Zmrużył na mnie oczy i odwrócił się na pięcie.

– Idę pod prysznic.

Serio, nie wiem, jakiej reakcji ode mnie oczekiwał. Miałam mu przytaknąć? Wykląć na głos nader otwartą ekspedientkę? Starać się go uspokoić i wytłumaczyć, że to normalne, gdy kobiety zwracają uwagę na jego atuty, bo rzeczywiście jest przystojny i czarujący? Cholera wie...

Patrząc na jego napiętą, lekko przygarbioną sylwetkę, zrobiło mi się głupio, przez mimowolne nabijanie się z niekomfortowej dla niego sytuacji. Po moim chichocie pozostało jedynie wspomnienie, a myśli znowu zaczęły krążyć po głowie.

Adam zmienił się nie do poznania. Z beztroskiego łobuza, z którym uwielbiałam spędzać czas w Anglii, stał się cieniem człowieka. Pustą skorupą, która wraz ze śmiercią May, straciła swoje, tak dobre i kochające, serce. Stał się zamknięty i wyobcowany. Myślałam, że odniosłam zwycięstwo, gdy zaczął normalnie funkcjonować i rozmawiać z ludźmi. Dzisiejsza sytuacja uświadomiła mi, że to było jedynie złudne wrażenie. Uśpiłam czujność, omamiona kłamstwami, którymi karmił zarówno mnie, jak i siebie samego. Licząc się z tym, że wieczór może zakończyć się dla nas kłótnią, postanowiłam z nim szczerze porozmawiać. Wolałam, żeby z moich oczu popłynęły łzy niż z jego ust udawany śmiech.

Podczas jego kąpieli, ponownie podgrzałam dla nas jedzenie i dokończyłam rozpakowywanie reklamówek. Przebrałam się w koszulkę i szorty, po czym rozsiadłam się na kanapie i owinęłam kocem. Dołączył do mnie, gdy jadłam pierwszy kawałek pizzy, a na ekranie pojawiły się końcowe napisy.

– No nie – jęknął, dosiadając się do mnie. – Nawet mi nie mów, że przegapiłem „Godziny szczytu".

– Przegapiłeś pierwszą część, ale dziś leci maraton, więc po reklamach będzie kolejna.

– To mi pocieszenie – mruknął, sięgając po jedzenie.

Zanurzając usta w końcówce bursztynowego napoju, kątem oka obserwowałam, jak w milczeniu je. Zastanawiałam się, czy dobrym pomysłem jest rozdrapywanie świeżych ran i naciskanie na niego, żeby się przede mną w pełni otworzył.

Może powinnam przełożyć trudną dla nas obojga rozmowę na inny dzień?

– O co chodzi? – zapytał, z pełnymi ustami, wpatrując się w ekran telewizora.

Speszona, wzięłam kolejny łyk, opróżniając puszkę.

– Gapisz się na mnie – dodał.

Oficjalnie zostałam przyłapana.

– O nic...

Moja próba uniknięcia poruszania trudnego tematu legła w gruzach. Odwrócił się w moją stronę i położył rękę wzdłuż oparcia. Jego palce zaczęły nerwowo wystukiwać rytm tuż za moją głową, a nagi tors przyozdobiony tatuażami raptownie podniósł się i opadł, przez głęboki oddech.

– Skrzacie, nie spławisz mnie tak szybko. Znamy się już na tyle dobrze, że umiem wyczuć twój nastrój i zauważyć, gdy coś cię trapi. Już w szpitalu zauważyłem u ciebie zmianę. Proszę, porozmawiaj ze mną szczerze.

Prawdziwy przyjaciel, który martwi się o mnie, gdy sam ma tyle problemów.

Westchnęłam ciężko i zmieniłam pozycję tak, żeby rozmawiać z nim twarzą w twarz.

– Adam, chciałam z tobą pogadać, ale nie wiem, czy to dobry moment – wyszeptałam nieśmiało.

Zwęził jasne brwi, a jego szafirowe oczy pociemniały. Grdyka raptownie podskoczyła przez raptowne przełknięcie nagromadzonej śliny.

– Zrobiłem coś nie tak? Czymś cię uraziłem?

– Nie.

– Może tęsknisz za Setem i chcesz wrócić do Mountfall? Jeśli tak, nie będę mieć o to pretensji. Nie musisz cały czas przy nas być, bo i tak dajesz z siebie więcej niż śmiałbym o to prosić. To zrozumiałe, że chcesz chwilę od nas odpocząć.

Gwałtownie pokręciłam głową, zaprzeczając jego domysłom.

– Nie. Nie chcę was opuszczać, pomimo tęsknoty za bliskimi, ale.. – urwałam, nie wiedząc, jak ująć swoje myśli. Spuściłam głowę, wbijając wzrok w swoje dłonie, które nieświadomie zacisnęłam na kocu.

Przysunął się bliżej i ujął w palce mój podbródek. Zmusił mnie, żebym znowu na niego popatrzyła. Na jego twarzy malował się smutek, a w oczach zapanowało zagubienie. Czuł się sfrustrowany, nie wiedząc, co dokładnie wpłynęło na mój melancholijny nastrój.

– Ale?

– Ale... no właśnie „ale" – wymamrotałam, postanawiając wyjawić mu wszystkie swoje przemyślenia. – Byłam dzisiaj szczęśliwa, mogąc trzymać na rękach Ryana. Nagle naszły mnie zwątpienia, czy będę w stanie ci pomóc. Czy dam radę, choć częściowo, zastąpić mu matkę. To May powinna trzymać go w ramionach, nie ja. Nie zasługuję na niego i czuję się, jakbym go jej odebrała.

– Skrzacie, co ty sobie ubzdurałaś? Nie waż się nawet tak myśleć. Gdyby nie ty, opieka odebrałaby mi dziecko. Tylko dzięki tobie został ze mną, z nami. To ty, dzień w dzień, dajesz mi motywację, żeby się podnieść z dna i stanąć na wysokości zadania, jakim jest bycie ojcem.

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Mówił prawdę, nie słodził. Właśnie tak mnie postrzegał, choć wyidealizował sobie mój obraz. Znowu poczułam się źle.

– Nie jestem May.

Nie wiem, dlaczego to powiedziałam.

Zabrał dłoń z mojej twarzy i teraz to on, uciekł ode mnie wzrokiem.

– Nie jesteś.

Dodałam mu bólu. Widziałam to. Poczułam się tak, jakbym swoimi drobnymi palcami rozdrapała ranę na jego sercu, powodując ponowne krwawienie.

Jestem okropna...

Chciałam przeprosić go, ale zanim zdążyłam rozchylić usta, wstał i zniknął w kuchni. Byłam pewna, że w ten sposób zakończył naszą rozmowę, jednak się pomyliłam. Wrócił z butelką whisky i dwiema szklankami. Zauważając moją zdziwioną minę, wyjaśnił:

– Czas porozmawiać o May, ale bez procentów, nie będę w stanie się otworzyć.

Alkohol dodaje odwagi i rozwiązuje język to fakt znany chyba każdemu.

Nie protestowałam, gdy wręczył mi drinka, choć obawiałam się jutrzejszego bólu głowy, przez wcześniejsze opróżnienie dwóch puszek piwa.

Wypiję, co najwyżej, jednego do towarzystwa, a jutro wspomogę się tabletkami.

Wytłumaczyłam sobie, po czym nabrałam w usta łyk dobrze schłodzonego napoju.

– Skrzacie, nigdy nie widziałem jej w tobie i nigdy nie będę tak na ciebie patrzeć. Jesteś inną osobą. Jesteś Rose – cudowną kobietą, która skradła moje serce już przy pierwszym naszym spotkaniu. Zapamiętaj to. Jestem ci niezmiernie wdzięczy za to, co dla mnie robisz i za to, jak bezwarunkowo pokochałaś moje dziecko. Opiekujesz się nami, nie oczekując niczego w zamian. Obawiam się, że May nie byłaby w stanie postąpić tak, jak ty.

Zamarłam, nie dowierzając temu, co usłyszałam. Mimowolnie z moich ust wydobyło się pytanie:

– Jak to?

Nabrał głęboki wdech i bardzo powoli go wypuścił. Nerwowo obracając w dłoniach szklankę, zaczął wyjawiać mi sekrety, którymi z nikim do tej pory się nie podzielił.

– Jak dobrze wiesz, moje i May początki były trudne. Przez to, że ojciec powstrzymał mnie przed ucieczką z klubu, rozstaliśmy się na całe osiem lat. To Set, po tak długim czasie naszej rozłąki, przyprowadził ją do klubu, jako swoją dziewczynę. Uwierz, pękło mi serce, gdy kobieta, którą kochałem niemal od zawsze i za którą tak długo tęskniłem, nagle znalazła się przy boku mojego najlepszego przyjaciela. Nie dałem rady powstrzymać się przed pokusą i...

– Wróciliście do siebie, tym samym zdradzając i raniąc Seta. Znam tą historię – wtrąciłam, nie chcąc słuchać czczych wymówek. Nadal nie wyzbyłam się zadry, która uwierała na samą myśl, jak mój mąż musiał się wówczas czuć. Dziś, nie miałam zamiaru milczeć i postanowiłam po raz pierwszy wyrazić swoją opinię na ten temat. – Założę się, że nigdy nie wyznał ci, jak źle się wtedy poczuł. Do tej pory z trudem przychodzi mu zaufanie drugiej osobie. Adam, dlaczego wtedy nie wyznałeś mu prawdy? Dlaczego tak bardzo skrzywdziłeś dobrego człowieka?

Miał minę, jakbym go spoliczkowała. Po chwili ocknął się i przetarł dłońmi twarz.

– Wiem, Skrzacie, że postąpiłem, jak ostatni chuj i nigdy sobie tego nie wybaczę. Za błędy swojego postępowania już zapłaciłem i będę płacić chyba do końca życia.

– Nie rozumiem... – ciągnęłam go za język, czując, że pod jego słowami kryje się coś więcej.

Ciężko westchnął po czym opróżnił szklankę. Sięgnął po butelkę i ponownie polał nam whisky. Sączyłam ją, patrząc, jak próbuje zebrać się w sobie, nie wiedząc od czego zacząć. Musiałam popchnąć go do kontynuowania rozmowy.

– Mieliśmy rozmawiać otwarcie, więc mów.

– Pewnie tego nie zrozumiesz, ale dostałem świra na jej punkcie. Tak, byłem egoistą, nie patrzącym na dobro przyjaciela, tylko na swoje, ale ponowne pojawienie się May w moim życiu było jak spełnienie najskrytszych marzeń. Poczułem się, jak nastolatek, który z całych sił pragnął wyrwać się ze środowiska klubów i zacząć żyć według swoich zasad. Znowu stała się celem mojego istnienia i drogą do wolności.

Pomimo wstrętu, który czułam w kwestii zdrady, starałam się zrozumieć, co nim wówczas kierowało. Mówił szczerze, co się działo w jego głowie i zauważyłam też grymas bólu pojawiający się na jego twarzy, gdy tylko wspominał o wbiciu przyjacielowi ostrza prosto w plecy. Opowiedział mi szczegółowo dzień ucieczki May oraz kolejne wydarzenia, które spowodowała jej nagła decyzja o podjęciu u mnie stażu.

– Do czego dążysz? – zapytałam, gdy doszedł do chwili zapoznania się ze mną.

Podniósł na mnie wzrok, a jego szczęka zacisnęła się jak imadło.

– Od momentu, gdy pojawiłaś się w naszym życiu, wszystko zaczęło brnąć w nie tym kierunku, co powinno. To wtedy obraz idealnego związku z nią prysnął niczym bańka mydlana.

Auć! To zabolało.

– Nie rozumiem

Chyba w moim głosie usłyszał płaczliwy ton, bo wyciągnął dłoń w moją stronę i potarł nią moje ramię, jakby chciał mnie pocieszyć.

– Skrzacie, nie bierz tego do siebie. Nic złego nie zrobiłaś. May naprawdę widziała w tobie oddaną przyjaciółkę. Uwielbiała spędzać z tobą czas. Zawsze była podekscytowana, gdy szliśmy na umówione z tobą spotkanie, ale potem w domu zawsze się o ciebie kłóciliśmy. Dlaczego tak długo ze sobą rozmawialiście? Widziałam, jak na nią patrzyłeś! Nie okłamuj mnie, wolałbyś być z nią, nie ze mną! Znudziłam ci się? – cytował jej słowa. – Wiem, że przed tobą tworzyła wizerunek szczęśliwie zakochanej, ale w rzeczywistości kipiała z zazdrości, nawet gdy najzwyczajniej przepuściłem cię pierwszą w drzwiach.

Wyprostowałam się i zesztywniałam.

– Ale między nami nigdy nic nie było. Nigdy nie dawałeś mi żadnych sygnałów, żebym odniosła wrażenie, że mnie podrywasz.

– Ty to wiesz, ja to wiem, ale May miała inne zdanie na ten temat – sapnął. – Moja bajka szybko przemieniła się w pole bitwy. Gdy byliśmy sami, robiłem wszystko, żeby udowodnić jej, że jest epicentrum mojego świata, ale...

Urwał, a ja za niego dokończyłam.

– Nie zauważała tego.

Potwierdził ruchem głowy.

– Rose, ja naprawdę ją kochałem. Tłumaczyłem sobie, że jej wybuchy gniewu są ściśle powiązane z tym, co działo się w jej organizmie przez ciążę. Przymykałem oko na jej dziwne zachowania. Teraz, cofając się pamięcią, jestem pewien, że na jej chwiejną zmianę osobowości musiała mieć wpływ trauma, z którą nigdy się nie uporała.

Czyli doszedł do tych samych wniosków, co ja wcześniej.

– Czuła się dobrze w Anglii, ale wraz z końcem stażu stwierdziłem, że powrót do domu to jedyne wyjście do naprawienia naszej relacji. Pomyślałem, że w końcu przestaniemy się kłócić i nastanie czas szczęśliwego oczekiwania na nasze dziecko. Tak było przez pierwszy tydzień, ale gdy przyjechałaś do Mountfall, jako żona Seta... – ponownie ugrzązł mu głos w gardle.

Teraz obydwoje opróżniliśmy do końca swoje szkło i ponownie je zapełniliśmy. Nie żałowałam, że ogłupiam swój umysł mocnym alkoholem. Gdybym tego nie zrobiła, zapewne wzięłabym ciężar błędów May na swoje barki i obwiniała się za sceny, które robiła Adamowi.

Mój przyjaciel, po dłuższej chwili ciszy, ciągnął dalej swój wywód :

– Powrót do Ameryki to był cholerny błąd. Chciałem dobrze, a doszło do fali nieszczęść. Set, od momentu, gdy się pogodzili po kiepskim rozstaniu, stał się jej oddanym przyjacielem i powiernikiem. Jestem pewien, że nigdy nie wyzbyła się uczuć do niego, pomimo wyboru mnie. Wiem, to chore – zaśmiał się bez grama wesołości. – Upewniło mnie w tym przekonaniu jej zachowanie, gdy dowiedziała się o waszym ślubie. Wieczorem była tak wściekła, że bałem się do niej podejść. W kółko gadała, że zachowaliście się jak dwójka gówniarzy, a po Secie spodziewała się czegoś więcej niż ładowanie się w stały związek z tak niedojrzałą osobą, jak ty.

Zacisnęłam dłonie na szklance omal nie krusząc jej w uścisku. Teraz to ja czułam się zdradzona i skrzywdzona przez przyjaciółkę, która tylko grała, że cieszy się moim szczęściem. Adam, widząc moje napięcie, przejechał palcami po mojej napiętej w złości twarzy.

– Nie mówię ci tego, żeby oczernić May albo żeby cię zranić. Nie to mam na celu. Chciałem w końcu szczerze z kimś pogadać o tym, co działo się za zamkniętymi drzwiami. Zrzucić z siebie ciężar, którego nie daję już rady udźwignąć.

Rozluźniłam się i popatrzyłam na niego ze współczuciem. W mojej głowie, jakby znikąd, wykluło się pytanie:

– Nie rozmawiałeś o tym z Setem?

– Nie. Było mi wstyd. Uważałem, że nie powinienem narzekać na kobietą, którą sam mu zwinąłem sprzed nosa. Wyszedłbym na hipokrytę. Wolałem dusić to w sobie niż zwierzyć się szczerze z problemów.

Ciężko westchnęłam. Wsunęłam dłoń w jego i splotłam nasze palce. Dodając mu tym gestem wsparcia, poprosiłam, żeby opowiedział mi dalszy ciąg wydarzeń. Było mu ciężko, ale wyjawił mi kolejne sekrety.

– Stawałem po waszej stronie, widząc, że jesteście ze sobą szczęśliwi. May jednak nie odpuszczała. Wierciła mi dziurę w brzuchu do tego stopnia, że uległem. Zacząłem wymuszać na tobie rozpoczęcie współpracy z Frankiem. Potem ta akcja z Axem. Przepraszam, wybuchłem, gdy May powiedziała, że ty i on... – Zasłonił dłonią oczy i potrząsnął głową, jakby chciał odrzucić od siebie przypływ negatywnych myśli. – Przepraszam.

Złapałam go za nadgarstek i odsłoniłam jego przeszklone oczy.

– Przepraszam, Rose... ja... kurwa... nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło. Myśl, że mogłabyś pójść z którymś z Braci z chapteru do łóżka, doprowadziła mnie do białej gorączki. May idealnie mną wtedy pokierowała. Przepraszam.

– Nie wracajmy do tego – wręcz wybłagałam, ale zignorował moją prośbę.

– Muszę to powiedzieć, bo nie zasługiwałaś na żadne z wypowiedzianych przeze mnie słów. Musisz mi to wybaczyć. Byłem jak w amoku, a na ziemię sprowadziłaś mnie ty, dopiero wtedy, gdy spojrzałaś na mnie, jakbym cię zawiódł. Bo zawiodłem. Przepraszam.

Zacisnęłam na jego dłoniach palce i bez trudu wymusiłam na ustach przelotny uśmiech. Nie chciałam wracać do tych paskudnych chwil i w końcu o nich zapomnieć.

– Przeprosiny przyjęte. Koniec tematu.

– Nie, to nie koniec – prychnął krótko. – Tamten wyraz twojej twarzy będzie mnie prześladować już zawsze. Gdy opamiętałem się, było już za późno. Odjechaliście, a ja pognałem do firmy May, bo zrozumiałem, że to ona celowo doprowadziła do rozłamu między nami. Mówiłem ci o tym, że usłyszałem jej rozmowę z twoim ojcem. Cholernie się wtedy pokłóciliśmy. Wyrzuciłem wówczas cały zalegający na sercu ból. Powiedziałem, że cholernie mocno ją kocham, ale nie zniosę jej kolejnych fochów, wybuchów zazdrości i szpuntowania przeciwko wam, bo na to nie zasługujecie. Wiesz, co wtedy zrobiła? Powiedziała, żebym się od niej odwalił. Te wszystkie wyobrażenia o mnie, jako wspaniałym mężczyźnie, z którym chciała przeżyć resztę życia okazały się jedynie chorym wyobrażeniem. Że przyjazd z Anglii do Mountfall otworzył jej oczy i pokazał jakim jestem zerem. Że na nią nie zasługuję.

Pochylił głowę, a na nasze złączone dłonie spadły jego łzy. Teraz w pełni rozumiałam wymiar jego cierpienia i krajało mi się serce, wiedząc jak May go skrzywdziła. Chyba rany, po jej ostatnich, kąśliwych słowach nigdy się nie zagoją.

– Tak bardzo się zmieniła, ale moje uczucia do niej nigdy nie zmalały. Kochałem ją ze wszystkich sił, usprawiedliwiałem, chociaż nie raz nie rozumiałem jej postępowania, a nasze ostatnie pożegnanie zakończyło się w tak okropny sposób. Może gdybym był dla niej lepszy...

Nie mogłam znieść rozpaczy w jego głosie, która rozrywała moją duszę. Nikt nie powinien odczuwać takiego bólu, jak on. Odjęłam jego ramiona i przyciągnęłam go do siebie. Schował twarz w moich włosach, nie wstydząc się ani jednej łzy.

– Adam, przykro mi, że tak wyglądało wasze ostatnie spotkanie. Poświęciłeś dla niej wiele, pozostawiłeś przyjaciół, porzuciłeś klub, pojechałeś w nieznane, chcąc zaznać z nią szczęścia. Tak bardzo mi przykro, że nie dostrzegała tego. Jesteś wspaniałym człowiekiem i...

– Nie – przerwał mi, nie odrywając twarzy od zagłębienia pomiędzy moją szyją a ramieniem. – Miała rację. Jestem zerem. Skrzywdziłem Seta, który jest nie tylko moim przyjacielem, ale też i bratem. Zraniłem ciebie, nie tylko słowami, ale i brakiem zaufania. Zawiodłem podległych mi ludzi, zostawiając ich z dnia na dzień z problemami, licząc się tylko z własnymi potrzebami. Jestem cholernym, nic nieznaczącym egoistą.

Po raz pierwszy pękł, wylewając z siebie całą gorycz. Zacisnęłam palce na jego plecach, nie mając zamiaru nawet na chwilę go puścić. Był dla mnie niezwykle ważną osobą, której ból był moim bólem. Był dla mnie, niczym upadły anioł, któremu należało ponownie pokazać drogę ku jasności, żeby w jego duszy zapanował spokój. Był dla mnie kimś więcej, niż zwykłym przyjacielem, ale zastanawianie się nad naszą pogłębiającą relacją, postanowiłam przełożyć na później. Teraz w pełni skupiona nad sensem całej opowiedzianej mi historii, dałam mu chwilę, na wylanie wszystkich łez. Gdy zaczął się uspokajać, a jego plecy swobodniej unosiły się i opadały, pod dotykiem moich dłoni, nabrałam odwagi, żeby znowu się odezwać.

– Adam, dobrze, że opowiedziałeś mi to wszystko. Teraz jestem w stanie bardziej cię zrozumieć. To ważne, szczególnie, że nie mam zamiaru cię opuścić, a każdego kolejnego dnia będę udowadniać ci, jak wspaniałym jesteś człowiekiem.

Zacisnął ręce na mojej talii i jeszcze mocniej wtulił twarz w moją szyję.

– Dziękuję, Skrzacie. Nie zasługuję na ciebie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro