Rozdział 23
Przyklejona czołem do szklanej ściany, czułam, jak moje popękane serce znowu składa się w jedną całość. Zawdzięczałam to maleństwu leżącemu w inkubatorze, od którego nie mogłam oderwać oczu. Był doskonały. Bezkreśnie go pokochałam w momencie, gdy pierwszy raz na niego spojrzałam.
– Przysięgam skarbie, będę dla ciebie najlepszą ciocią na świecie – szeptałam, pomimo że i tak nie mógł mnie zrozumieć.
Adam objął mnie od tyłu i przytulił policzek do czubka mojej głowy. Brakowało mu sił. Dzisiejszy dzień złamał go i nie byłam pewna, czy będzie w stanie kiedykolwiek otrząsnąć się po tragedii, która go dotknęła.
– Dziękuję Rose, że tu ze mną jesteś.
Oparłam się plecami o jego tors, dając mu wsparcie swoją bliskością. Nie było słów, które oddałyby prawdziwą istotę jego cierpienia. Chciałam w jakiś sposób go pocieszyć, ale czy w tej sytuacji byłam w stanie tego dokonać?
– I nadal będę. Nie tylko dla ciebie, ale i dla niego.
Przejechałam palcem po szybie, wyobrażając sobie, że dotykam tych maleńkich stópek. Tak bardzo chciałabym już teraz wziąć malca w ramiona i przytulić do siebie. Dać mu tyle ciepła i miłości, ile tylko zapragnie.
– Pomożesz mi? – niepewnie zapytał, głosem zdławionym łzami.
Odwróciłam się i spojrzałam w przepełnione smutkiem oczy przyjaciela.
– Na krok cię nie opuszczę, nawet gdy będziesz miał mnie dosyć.
Wymusił na ustach blady uśmiech, a wzrok powiódł z powrotem na synka. Po chwili głębokiego namysłu, powiedział:
– On jest taki maleńki.
– Teraz tak. Powinien być jeszcze przez kilka tygodni w brzuchu, ale jest na tyle silny, że szybko dojdzie do siebie i będzie z nami w domu. Zobaczysz...
Powoli wypuścił z płuc nadmiar powietrza i niemo mi przytaknął.
Dokładnie zlustrowałam twarz Adama. Skórę miał bladą, jak kartka papieru, a pod oczami ukazywały się szare cienie. Był zmęczony psychicznie i fizycznie, a na dodatek krwiaki po bójce z Alexem rozlewały się niechlubnie po policzku. Musiałam zabrać go stąd, żeby w końcu mógł odpocząć i nazbierać sił. Kolejne dni będą dla niego bardzo wyczerpujące. Jeśli nie odpocznie, nie będzie w stanie zaopiekować się dzieckiem, które tak bardzo go potrzebowało.
– Chodźmy do lekarza prowadzącego jego przypadek. Dowiemy się czegoś więcej i zapytamy o możliwość odwiedzin – zaproponowałam. Zgodził się, choć niechętnie opuścił salę, w której leżał jego potomek.
W pokoju lekarzy zastaliśmy miłą kobietę, która na nasz widok energicznie poderwała się zza biurka. Najwidoczniej na nas czekała, bo dokumenty leżące na wierzchu, dotyczyły bezpośrednio synka Adama. Pani doktor zaprosiła nas do pomieszczenia i w pierwszej kolejności złożyła kondolencje. Po jej minie zauważyłam, że miała małe doświadczenie z takimi przypadkami, gdyż smutny grymas niejednokrotnie przemknął przez jej urodziwą twarz. Każdy, kto słyszał o zdarzeniu z ostatniej doby, był po prostu nim wstrząśnięty. To był najtragiczniejszy wypadek w okolicy, w przeciągu ostatnich kilku miesięcy, który niósł za sobą bolesne konsekwencje.
Kobieta, zachowując pełen profesjonalizm, poinformowała nas o obecnym stanie dziecka i pomogła Adamowi uzupełnić wymaganą dokumentację. Swojego synka nazwał Ryan, po zmarłym bracie May, co było zgodne z jej wolą.
Czułam się przez niego wyróżniona, gdy podał moje dane, jako osoby upoważnionej do informowania o stanie zdrowia pacjenta. Cieszyłam się, że w pełni mi zaufał i pragnie, żebym była ważną osobą w ich życiu.
Jako nadgorliwa ciocia, wypytałam o wszystko, co może być potrzebne w wyprawce do szpitala, a także później w domu. Lekarka nie szczędziła mi ulotek i broszur dla młodych mam, które miałam zamiar przeczytać z uwagą. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z noworodkami i potrzebowałam poedukować się w tym temacie, szczególnie, że naszemu skarbowi nie może nic zabraknąć.
Adam zapytał się o możliwość wynajęcia pokoju rodzinnego, gdy zostanie przeniesiony z intensywnej terapii dla noworodków oraz o godziny wizyt.
Po ponad sześćdziesięciominutowej rozmowie, z puchnącymi od nadmiaru informacji głowami, pożegnaliśmy się z panią doktor i wróciliśmy do maleństwa. Adam przetarł dłońmi twarz i sapnął z wyraźną rezygnacją.
– Rose, gdyby nie ty, nawet nie wiedziałbym, o co ją zapytać. Dziękuję, że ze mną poszłaś. Cholera, tego jest tak dużo. Jak ja sobie poradzę? Nie mam zielonego pojęcia o wychowywaniu dzieci.
Był przerażony, zagubiony i załamany. Pocieszająco potarłam jego spięte plecy i odpowiedziałam:
– Tak jak każdy początkujący rodzic. Nie bój się, nie zostaniesz sam. Pomożemy ci.
Zapewniłam go po raz setny, ale i tak moje słowa nie poprawiły jego nastroju.
Wtulona w bok przyjaciela, podeszłam do inkubatora i ponownie zakochałam się w śpiącym chłopczyku. Choć początki jego życia na tym świecie są tak ciężkie, żadne z nas nie pozwoli, żeby w przyszłości zaznał jakiejkolwiek krzywdy. Nigdy nie pozwolę na to.
Z ciężkimi sercami musieliśmy zostawić go pod opieką wykwalifikowanych pielęgniarek i wrócić do czekających na nas bliskich. Ax odchodził od zmysłów, że tak długo nas nie było, a po moim mężu widziałam, że czas naszej nieobecności spędził na wyrzuceniu z siebie całego bólu, który czuł po utracie May. Płakał i wcale mnie to nie dziwiło.
Byli bliskimi przyjaciółmi, a wcześniej zajmowali w swoich sercach ważne miejsce. Ich związek, pomimo że zakończył się przykrym rozstaniem, sprawił, że oboje zaczęli inaczej postrzegać siebie i swoje życie. Jej śmierć bardzo odbiła się, nie tylko na Adamie, ale i na Secie, który nigdy do końca nie potrafił z niej zrezygnować. Czy czułam przez to zazdrość? Nie. Było mi żal dwóch bliskich mi mężczyzn, którzy stracili kogoś tak ważnego. Jak nikt inny na tym świecie, rozumiałam ich. Też cierpiałam i tęskniłam, przytaczając piękne wspomnienia z czasów, gdy May i Adam mieszkali w Anglii.
– I jak maluch? – zapytał Set, przeskakując wzrokiem ze mnie na przyjaciela.
– Jest cudowny – odparłam krótko, obejmując w pasie męża i wtulając twarz w jego tors.
– Tak bardzo żałuję, że May nie może go zobaczyć. Jest idealny... – Adam pociągnął nosem. Starał się zatrzymać pod powiekami łzy, ale i tak dwie z nich przedarły się przez jego policzek.
– Prez, dosyć tego. – Klepnął go po ramieniu Alex. – Wszyscy wiemy, co przeżywasz, ale nie możesz się teraz pogrążyć w rozpaczy. Masz dla kogo żyć. Syn jest twoim osobistym cudem. Nie możesz go zawieść, gdy teraz najbardziej cię potrzebuje.
Jego dosadne słowa dotarły do Adama, który przymknął oczy, nabrał głęboki wdech i powoli go wypuścił.
– Masz rację. Muszę wziąć się w garść. Wracajmy do siedziby. Przede mną ogarnięcie spraw przewiezienia May do Mountfall i pogrzebu, a także zakupy dla Ryana do szpitala. Muszę wyrobić się do czternastej, żeby przyjechać tu przed popołudniowym obchodem.
– O rzeczy do szpitala nie musisz się martwić. Pojadę razem z Alexem i tatą na zakupy – zaoferowałam się.
– Rozmawiałem z Warrior – Set przejął po mnie głos. – Jego znajomy prowadzi zakład pogrzebowy. Obiecał zająć się kwestią pożegnania May. Pomogę mu, więc możesz być spokojny. Ty musisz się w końcu wyspać i zregenerować siły, bo teraz wyglądasz tragicznie.
Adam, jedynie skinął głową poddając się w pełni naszym planom. Był jak wypłukana skorupa, która bezsensownie egzystuje na tym świecie. Nie miałam pojęcia, w jaki sposób wyciągniemy go z tego upadku, ale nie mogliśmy stać bezczynnie i za wszelką cenę musieliśmy o niego walczyć.
Zapakowaliśmy się do samochodu i od razu ruszyliśmy w drogę powrotną do domu, gdzie czekało na nas dużo kolejnych obowiązków.
Już trzeci dzień skręcałam się z powodu bólu brzucha. Dobrze wiedziałam, że to nie jest wyłącznie wina kobiecej fizjologii, ale też nadmiaru stresu towarzyszącemu mi przez ostatnie siedem dni.
Codziennie w obstawie Alexa i Mixa jeździliśmy do szpitala w Dalesday. Ryan z każdym dniem stawał się coraz silniejszy i rósł na naszych oczach.
Ordynator oddziału, na którym leżał nasz skarb, oczom nie dowierzał, gdy drugiego dnia naszych wizyt przywieźliśmy wielki zapas rzeczy dla noworodków, zawalając nimi pół korytarza. Mój ojciec podarował od siebie czek na sto tysięcy dolarów przeznaczony na nowe wyposażenie dla potrzebujących dzieci. To był nasz spontaniczny gest, przez który zdobyliśmy przychylność całego personelu. Teraz mogliśmy być pewni, że Ryan zostanie otoczony specjalną opieką i na pewno nic mu nie zabraknie.
W tym samym czasie mój mąż z Braćmi przenieśli się do macierzystej jednostki, ponownie nakładając na siebie oficjalne barwy klubu. Cieszyłam się, widząc panującą między nimi jedność, szczególnie gdy w grę wchodził temat ostatniego pożegnania mojej przyjaciółki.
To właśnie dziś, równo tydzień po tragicznym wypadku, odbył się jej pogrzeb. W hołdzie żony głównego Prezesa, na uroczystości pojawiły się głowy zaprzyjaźnionych klubów oraz reprezentanci chapterów Death Road. Czymś niesamowitym było patrzenie na kolumnę motocykli, która odprowadzała May na cmentarz. Gdy grabarze składali trumnę do groby, Bracia uhonorowali ją wystrzałami z pistoletów.
Tuliłam się do torsu męża, patrząc na zmniejszający się tłum i złamanego człowieka, klęczącego nad grobem, w którym złożył pół swojego serca.
– Słońce... – szepnął mi na ucho Set. – Muszę pojechać do klubu i zająć się gośćmi. Zostaniesz tu i dopilnujesz Riska? Jest w opłakanym stanie.
– Dobrze. Poproś tatę albo Alexa, żeby z nami został. – Spojrzałam w oczy męża, które utraciły dawny blask. Cierpiał, a dzisiejsza uroczystość go dobiła.
Współczułam mu, bo pomimo bólu był zmuszony grać przed wszystkimi twardziela wypłukanego z uczuć. Uniosłam się na palcach i złożyłam na jego ustach niewinny pocałunek. W posępnym humorze odszedł do grupki mężczyzn i wydał polecenie Axowi, żeby nad nami czuwał.
Mój brat, oparł się o pień drzewa, odpalił papierosa i z dużej odległości zaczął nas obserwować. Głośny dźwięk odpalanych silników motocykli rozniósł się po przygnębiających cmentarnych zakątkach. Nie trwało to długo, gdy odjechali, a wokół nas ponownie zapanowała nieznośna cisza.
Otarłam dłońmi mokre policzki, przenosząc wzrok na Adama. Nie mogłam znieść widoku przyjaciela, który stracił sens swojego życia i całkowicie się załamał. Klęczał, ślepo wpatrując się w grób okryty pięknymi kwiatami. Jego ramiona raptownie unosiły się i opadały, a łzy spadały na złączone przed nim drżące dłonie.
Podeszłam do niego i przykucnęłam. Serce rozrywał mi ból. Pod powiekami czułam nasilające się mrowienie. Musiałam zwalczyć te słabości, żeby stać się dla niego podporą. Otuliłam go ramionami, przyciągając do siebie i pozwalając schować zapłakaną twarz w moich włosach. Chciałam dodać mu otuchy, w jakiś sposób go wesprzeć, ale nie było słów, którymi mogłabym go pocieszyć. Gładziłam dłonią jego zgarbione plecy, zastanawiając się, jak mam do niego dotrzeć. Był otumaniony lekami uspokajającymi i daleki od rzeczywistości. Zamknął się w swoim cierpieniu i żadna siła nie była teraz w stanie wyciągnąć go z niedoli.
Długo tkwiliśmy w niezmiennej pozycji. Niebo nad naszymi głowami zasnuły deszczowe chmury, a w powietrzu unosiła się wilgoć i wieczorny chłód.
– Adam, robi się ciemno. Powinniśmy już wracać – delikatnie zasugerowałam, ale przecząco pokręcił głową, utkwioną przy moim ramieniu.
– Chcę tu zostać... jeszcze chwilę... – Jego nienaturalny szept przepełniony rozpaczą wywołał na mojej skórze ciarki. Było z nim coraz gorzej, a ja czułam się bezradna.
– Dobrze. Jeszcze chwilę.
Mocniej przytuliłam go do siebie, przysięgając w myślach, że zrobię wszystko, żeby przywrócić go do normalnego życia. Upadł, ale ja pomogę mu wstać. Nie zostawię go w tej sytuacji samego.
Zapadł zmrok, a świece na cmentarzu rozścieliły się niczym płomienny dywan. Z głębokiego zamyślenia nad najbliższą przyszłością mojego przyjaciela, wyrwał mnie głos męża.
– Czas wracać do domu.
Podniosłam w górę oczy, dostrzegając nad nami dwie rosłe sylwetki. Zarówno na twarzy Seta, jak i Alexa, rysowało się zmęczenie.
– Chcę tu zostać – wychrypiał Adam, nie poruszając się nawet na milimetr.
Nie mogłam pozwolić mu na dalsze tonięcie w morzu łez.
– Nie. Musimy wracać. Zobacz, jest już bardzo późno, a jutro musimy pojechać do Ryana – próbowałam przemówić mu do rozsądku, ale rezultat był mizerny.
Ciężko westchnął i ponownie przecząco pokręcił głową.
Set widząc, co się dzieje, kucnął przy nas.
– Risk, co się stało, to się nie odstanie. Musisz się z tym pogodzić i pozwolić jej odejść. Niech ma już spokój. Odetnij się od cierpienia, które cię wykańcza i wróć do nas... do syna... – mówił, plącząc się, ale jego słowa w jakiś cudem dotarły do skołowanego umysłu przyjaciela. Ax schylił się i pomógł nam podnieść zdrętwiałe ciało Adama. Nie stawiał oporu i dał się podprowadzić do czekającego na nas samochodu.
Zanim wsiadłam do jego wnętrza, ostatni raz spojrzałam na miejsce spoczynku May. Było piękne, o ile można było tak to określić. Płomienie lampek tańczyły kierowane tańcem podmuchów wiatru, a kwiaty mieniły się od kropel osiadającej na nich rosy. Kształt rozłożystego drzewa, rosnącego w pobliżu, przypominał mi strażnika czuwającego nad jej spokojem.
Wraz z ostatnią toczącą się po policzku łzą, wyszeptałam:
– Żegnaj przyjaciółko. Już zawsze będę za tobą tęsknić...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro