Rozdział 2
Denerwowała mnie panująca w biurze cisza. Minęły zaledwie dwa dni od momentu wyjazdy May do Stanów, a już nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Bardzo mocno za nią tęskniłam. Przez ostatnie kilka miesięcy zżyłyśmy się ze sobą. Byłyśmy sobie bliskie jak siostry. Spędzałyśmy czas nie tylko w pracy, ale i poza nią.
Ja, May i jej mąż, Adam, byliśmy zgranym i nierozłącznym teamem. Wspólnie zwiedzaliśmy Londyn i jego najbliższe okolice, wybieraliśmy się na koncerty, do kina, na konie. Dzięki nim czułam, że wróciło do mnie życie. Płakałam, żegnając ich na lotnisku. Odlecieli, zabierając ze sobą część mojego serca. Znowu czułam się samotna.
Na siłę nie chciałam szukać nowego towarzystwa ani z nikim się wiązać, tylko po to, żeby zapełnić swoją pustkę. Bałam się dopuszczać do siebie nowych ludzi, a o jakichkolwiek związkach mogłam zapomnieć. Miałam do nich awers po zerwaniu z moim byłym, Charlesem. To przez niego nadal borykałam się z wewnętrznymi lękami.
Poznałam go w prywatnym liceum. Oboje wywodziliśmy się z zamożnych rodzin z przyklejoną etykietką. Staliśmy się topową parą, która brylowała na pierwszych stronach gazet. Wzbudzaliśmy zachwyt. Wszyscy o nas pisali. Nie mogliśmy pójść nawet na spokojną randkę, bo paparazzi deptali nam po piętach.
Gdy wyjechaliśmy na studia, zaczął pokazywać swoje drugie oblicze. Zapoznał mnie z niebezpiecznymi ludźmi, którzy handlowali narkotykami. Kilka razy zmusił mnie do zażycia tego świństwa, przez co zostałam wykorzystana wbrew swojej woli. Po tym zajściu spakowałam się i uciekłam do rodzinnego domu.
Przez dwa lata ciężko pracowałam pod nadzorem psychologów, żeby dojść do równowagi psychicznej. Czy w pełni odzyskałam dawną siebie? Nie. Moją duszę już zawsze będzie zdobić pamiątka tamtych lat. Dodatkowo Charles, co miesiąc, przypominał mi o sobie. Miał fioła na moim punkcie i byłam pewna, że nigdy nie odpuści. Od naszego zerwania minęły cztery lata, a ja nadal oglądałam się przez ramię.
Dziś mijała kolejna rocznica naszych zaręczyn, dlatego nie zdziwiłam się, gdy kurier doręczył mi bukiet czerwonych róż ze złotą, zdobną karteczką. Drżącą dłonią sięgnęłam po nią i przeczytałam wiadomość.
„Odliczam dni do naszego spotkania, Cukiereczku.
Twój Charles."
Z wrażenia opadłam na fotel. Poczułam ucisk, przez który przestałam oddychać. To był jasny przekaz, że minął czas mojej wolności. Jest sprytny i wykorzysta wszystkie środki, żeby mnie odzyskać.
Wyrwałam liścik spomiędzy szkarłatnych pąków i wyrzuciłam bukiet do kosza. Jak burza, wybiegłam na korytarz, kierując się w stronę wind. Mijający mnie współpracownicy mówili coś, ale szum w uszach skutecznie zagłuszał dobiegające dźwięki. Serce uderzało w zawrotnym tempie, a nogi robiły się jak z waty. Byłam otępiała, brnąc ponad siły w jednym kierunku.
Dotarłam na najwyższe piętro budynku, gdzie znajdował się gabinet mojego ojca. Bez pukania wtargnęłam do środka. Potrzebowałam teraz jego wsparcia, inaczej rozpadłabym się na drobne kawałeczki.
Widząc mnie w tym stanie, raptownie oderwał się od pracy. Podbiegł i otulił mnie ramionami. Odczułam chwilową ulgę i okalające mnie wsparcie. Przy nim byłam silniejsza. Mogłam znowu myśleć logicznie.
Podprowadził mnie do sofy i podał szklankę wody. Drżącymi dłońmi ujęłam naczynie, zanurzając usta w orzeźwiającym napoju. Za wszelką cenę próbowałam zapanować nad kumulującymi się emocjami.
- Rose, co się dzieje? Źle się czujesz? - zapytał zaniepokojonym głosem.
Podniosłam głowę i spojrzałam w zatroskane oczy.
- Tato, skończył się czas mojego spokoju.
Podałam mu pozłacany bilecik.
Odczytując wiadomość, zbladł. Jego usta ułożyły się w prostą linię, a szczęka boleśnie się zacisnęła.
- Jest inna niż pozostałe - zauważył słusznie.
W poprzednich liścikach ograniczał się do „Kocham Cię" lub „Tęsknię". W obecnej notatce dał wyraźnie znać, że już wyciąga po mnie obślizgłe ręce.
- Powinniśmy to zgłosić.
- I co zrobią? Tu nie ma bezpośredniej groźby. - Załkałam, wskazując palcem tekst. - Tylko my umiemy to zinterpretować.
Wiedział, że mam rację. Mój były jest bardzo przebiegłym człowiekiem. Poczułam wszechogarniającą mnie niemoc i bezradność. Tato bał się o moje bezpieczeństwo i nie miał pojęcia, jak może mi pomóc.
- Córeczko, może jednak wynajmę Ci ochronę?
Otarłam z policzka stróżkę łez.
- To bezsensu. Jeśli będzie chciał po mnie sięgnąć, zrobi to nawet, gdy będę pilnowana dwadzieścia cztery godziny na dobę. Wiesz o tym. - Westchnęłam z udręką. - Jedyne co w tej sytuacji mogę zrobić, to zniknąć na jakiś czas. Gdy będę w bezpiecznym miejscu, swobodnie ruszysz swoje kontakty. Namierzysz go i znajdziesz jakiegoś haka, który pozwoli nam pozbyć się tej gnidy na dobre.
Skinął głową, przystając na mój pomysł.
- Mam obszerne znajomości. Dopilnuję, żeby ten gnojek nie zaznał spokoju. Zastanawiam się, gdzie Ciebie ukryć?
Zamyślił się, a palcami nerwowo wystukiwał rytm na kolanie. Zawsze tak robił, gdy był podminowany.
Do głowy przyszła mi wtedy szalona myśl, która mogłaby rozwiązać nasze bolączki. Czy byłam gotowa zrealizować ją? Tak, bez wahania. Musiałam jak najszybciej uwolnić się z rozpoczynającego koszmaru.
- Pomożesz mi załatwić fałszywe dokumenty, żebym mogła niepostrzeżenie opuścić Anglię. Mam dokładny adres May. Na pewno pozwoli mi jakiś czas pomieszkać u siebie. W razie jakichkolwiek problemów, masz kontakt z jej szefem. Mówiła, że Frank to bardzo dobry i życzliwy człowiek. Jeden twój telefon, a pomoże mi na miejscu.
Nie był zadowolony z mojego planu. Skwasił minę, jakbym poczęstowała go kilogramem cytryn. Od zawsze byłam jego oczkiem w głowie, które lubił mieć zawsze przy sobie. Obecna sytuacja skazała nas na dłuższą rozłąkę i dzielący nas ocean.
- To na pewno dobry pomysł? Przemyślałaś to? - zapytał troskliwie.
Nie przemyślałam nic w tej kwestii, ale nie miałam czasu na szukanie innych opcji. Może działałam zbyt pochopnie, ale to jedyne wyjście z opresji, jakie widziałam. Dzięki mojej bliskiej przyjaciółce odnajdę spokojny azyl, gdzie przeczekam zbliżający się wielkimi krokami tajfun o imieniu Charles.
Zacisnęłam palce na dłoni strapionego ojca.
- Nie martw się. Jestem pewna, że mogę liczyć zarówno na pomoc ze strony May, jak i Adama. Nie zostawią mnie samej w kłopocie. Muszę jednak dotrzeć do nich jak najszybciej. Pomożesz mi?
Westchnął ciężko i po dłuższej chwili zadumy, skinął głową.
Nie minęły dwie doby, gdy stałam na lotnisku jako Emily Rose. Pod ciemnymi okularami ukrywałam łzy. Trudno mi było rozstać się z kochającymi rodzicami, którzy byli moją opoką. Przez najbliższy miesiąc, ze względów bezpieczeństwa, nasz kontakt będzie bardzo ograniczony.
Nachodziły mnie zwątpienia, czy poradzę sobie w obcym kraju? Jak będzie wyglądać moje życie w najbliższych miesiącach? Czy dam radę wytrwać czas rozłąki?
Zacisnęłam powieki i unormowałam oddech. Musiałam rozbudzić swoją wewnętrzną siłę, która zmobilizuje mnie do działania. Zawzięcie odpychałam natarczywe czarne myśli, nie pozwalając im przyćmić swojego celu. Nie mogłam poddać się słabościom. Nie teraz.
Pokonam wszystkie przeciwności losu, oby być jak najdalej od niego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro