Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

Patrzyłem na rysunek mojego motocykla, wykonany ręką May. Miał dla mnie tak wielkie znaczenie, a teraz, widząc go, czułem zbierającą się w gardle żółć.

Ona już nic dla mnie nie znaczy.

Kobieta, którą kochałem i ze wszystkich sił starałem się pomóc, której zdrada bolała, jak nic innego wcześniej, a mimo to byłem dla niej przyjacielem, teraz knuła przeciwko mnie i mojej żonie.

Dlaczego? Co takiego jej zrobiliśmy? Kiedy tak bardzo się zmieniła?

Całkowicie jej nie rozumiałem, a tym bardziej Riska, dającego się jej tak łatwo podjudzać.

Ostatnia torba i jesteśmy spakowani.

Zbierałem, jak najszybciej, najpotrzebniejsze rzeczy, wiedząc, że tak szybko tu nie wrócimy, o ile w ogóle moja noga ponownie tutaj stanie.

Usłyszałem krótkie pukanie, ale nic nie odpowiedziałem. Drzwi i tak się otworzyły, a w nich stanął Prez. Jeszcze tego brakowało, żebyśmy na pożegnanie, dali sobie po mordzie. Młody za obrazę jego siostry i tak porządnie go sprał. Podbite limo, sina szczęka, rozcięty łuk brwiowy i warga. Należało mu się za szczekanie na Rose i obrażanie jej.

– Set, możemy pogadać?

– Na rozmowy już za późno. Gdy ja chciałem z tobą pogadać, zacząłeś pluć jadem, obrażać moją żonę i podjudzać mnie przeciwko niej. Dość! – Przerwałem pakowanie i odwróciłem się w jego stronę. – Już raz, ty i May, zdradziliście mnie. Zamiast pieprzyć się za moimi plecami, mogliście wyznać mi prawdę. Już po wszystkim zostawiła kartkę z pieprzonym „Przepraszam". Przez pół roku harowałem dwadzieścia cztery godziny na dobę, żebyś ty mógł siedzieć z nią w Anglii. Gdy ja próbuję ułożyć sobie życie, nie zaniedbując obowiązków, wpieprzasz się w nie! Tak postępują przyjaciele?

Czułem narastający w sobie gniew. Nie mogłem dłużej znieść jego towarzystwa. Zarzuciłem plecak na ramię, złapałem w ręce torby i ruszyłem w stronę wyjścia.

– Set, proszę, zostań – wycedził żałosnym głosem.

Nie mogłem dać się teraz zwieść. Jeśli nie poczuje na własnej skórze konsekwencji swojego postępowania, nigdy nie zmądrzeje.

– Może wrócę, jak oprzytomniejesz, ale wątpię żeby to nastąpiło, bo masz klapki na oczach.

Przeszedłem obok, nawet na niego nie patrząc. Zawiódł mnie, jak nigdy dotąd. Nie mogłem tak po prostu odpuścić.

Wzruszył mnie widok całej ekipy Warrior i Starszyzny z macierzystej jednostki, którzy porzucili barwy, żeby wesprzeć mnie i Rose. Troy podszedł do mnie, zabierają torby i pomagając zapakować do sakw.

– Nie musicie tego robić – odezwałem się do niego.

– Musimy, bo też widzimy, co się dzieje już od dłuższego czasu. Albo Prezes zmądrzeje, albo zostanie z garstką rekrutów – odparł, po czym zwrócił się do Rose. – A ty przestań się obwiniać. Wszystko było dobrze, zanim Risk i May zaczęli odpierdalać. Sprawa twoja i nasza klubowa, skumulowały się, ale tylko trzymając się razem możemy coś wskórać.

Dzięki bracie za dobre słowa. Wielkie dzięki...

Nie mówiłem tego na głos, a jedynie się uśmiechnąłem.

Z żalem w sercu, ale z kobietą na siodełku i Braćmi po bokach, opuściłem Mountfall.

W siedzibie Warrior nie było dużo miejsca, ale większość chłopaków miała własne mieszkania, w tym Prez, który odstąpił je dla naszej Starszyzny. Miły gest, z którego, ja i Rose, nie skorzystaliśmy.

Moja żona chciała być przy bracie, który stał się jej nieodłącznym atrybutem, a ja wolałem trzymać rękę na pulsie wśród Braci pozbawionych barw. Zauważyłem jednak, że pomimo pozbycia się symboli, nic się nie zmieniło w naszej hierarchii ani zasadach. Chyba każdy z nas miał cichą nadzieję, że główny Prezes pójdzie po rozum do głowy i pokaże nam, że mu zależy.

Moja biedna Rose, pomimo zapewnień, że to nie jest jej wina, czuła się cholernie źle. Ax nie opuszczał jej na krok, wzbudzając tym samym zainteresowanie chłopaków ich relacją. Może bym się tym przejął, ale obecnie plotki były moim najmniejszym zmartwieniem. Był jej teraz potrzebny i wspierał ją bardziej, niż sam umiałbym to zrobić.

Po przejściu się przez cały klub, ponownie zajrzałem do kuchni i z ulgą przyglądałem wygłupom Axa, który wzbudzał uśmiech na twarzy Rose. Zauważyła mnie dopiero po dłuższej chwili. Spojrzała na mnie z miłością, niemo przywołując do siebie. Zderzyłem się z jej ustami, obdarzając łapczywym pocałunkiem.

– No dobra gołąbeczki. – Stojący w rogu pomieszczenia Warrior, klasnął w dłonie. – Czas zamówić żarcie i rozpocząć imprezę.

– Ty nawet dziś musisz balować? – zaśmiał się Ax.

– No co? Zrzucenie barw to ważne wydarzenie, które trzeba opić.

We trójkę parsknęliśmy śmiechem, wiedząc, że zakrapiany wieczór nas nie ominie.

Ze względu na Rose, War nie spraszał dziś pań do towarzystwa. Przyszła zaledwie garstka stałych bywalczyń, które trzymały się z dala ode mnie, mojej żony i jej brata, nie chcąc robić zamętu. Chyba Prez jednostki, od razu je uprzedził, jak skończy się dla nich zaczepianie głównej klubowej Damy.

Z whisky w ręku rozejrzałem się po rozległej sali.

Kurwa, prawdziwa rodzina, trzymająca się razem. Właśnie do tego zawsze dążyliśmy z Riskiem. Dlaczego wszystko tak musiało się zjebać, że nie ma go teraz tu z nami? Cholernie brakowało mi przyjaciela, ale nie mogłem pozwolić mu na pogrążanie nas wszystkich.

Dopiłem drinka i schyliłem się do, słuchającej brata, Rose.

– Słońce, idę zapalić.

Od razu odwróciła się w moją stronę i zapytała:

– Pójść z tobą?

Pocałowałem ją gwałtownie w usta.

– Zostań i baw się. Zaraz wrócę.

Chyba zrozumiała, że potrzebowałem chwili samotności, żeby przemyśleć, co dalej, bo lekko skinęła głową i bacznie prześledziła wzrokiem moją twarz.

Wyprostowałem się i zwróciłem do Axa:

– Nie spuszczaj jej z oka.

Zrobił minę, jakbym go uraził.

Tak, wiem... Jest jej cholernym aniołem stróżem i nie muszę przypominać mu o obowiązkach.

Machnąłem na niego ręką i wyszedłem z budynku.

W końcu chwila ciszy.

Usiadłem na schodkach i zaciągnąłem się szarą chmurą. Przyjemne łaskotanie rozeszło się po gardle, a nikotynowy głód ucichł. Przez nawał obowiązków, podczas zajmowania głównego stołka, zacząłem palić jak smok. Nerwy zjadały mnie od środka, a dopiero pojawienie się Rose, ukoiło mój wewnętrzny chaos. Dziś poniesiony emocjami zjarałem całą paczkę w ciągu kilku godzin. To co się działo, przerastało mnie.

Kurwa, co będzie dalej? Czy Bone wykorzysta sytuację i w końcu zaatakuje?

W oddali zobaczyłem zbliżające się w stronę terenu klubu pojedyncze światło.

A to kto?

Rzuciłem peta i wyciągnąłem z paczki kolejną fajkę. Do moich uszu dobiegł znajomy dźwięk. Nie dowierzałem, widząc sylwetkę wyłaniającą się z mroku.

Risk.

Zatrzymał się tuż koło mnie i jak poparzony zeskoczył z motocykla.

– Po chuj tu przyjechałeś? Za mało jeszcze się naszczekałeś? – rzuciłem wściekle.

Niech sobie nie myśli, że pójdzie mu ze mną tak łatwo. Przegiął pałę i musi porządnie odczuć na skórze konsekwencje swojego postępowania.

Wyciągnął zza paska pistolet i kierując lufę w swoją stronę, próbował wcisnąć mi go w łapy.

– Zajeb mnie. Wiem, że zasłużyłem na to, ale, proszę, wcześniej mnie wysłuchaj.

Podniosłem na niego wzrok i prawie go nie poznałem. Po raz pierwszy widziałem go w tak złym stanie. Był przerażony i zdesperowany.

Rzuciłem niedopałek i burknąłem niechętnie:

– Chowaj gnata i mów.

Nie zmieniając pozycji, opuścił łapy wzdłuż ciała i ,w pokutnym geście, zwiesił głowę.

– Po pierwsze, chciałem przeprosić. Kurwa, zjebałem na całej linii. Zawsze byłeś przy mnie, wspierałeś mnie, a ja tego nie doceniałem. Przepraszam. Miałeś rację w tym, co powiedziałeś. Bez zastanowienia słuchałem się May, nawet nie szukając ukrytych motywów. Od powrotu z Anglii cholernie się zmieniła. Jest nie do poznania. – Usiadł obok mnie na schodach i westchnął z wyczuwalną bezsilnością. – Odpowiadało jej życie tam. Po powrocie, wkręciła się w pracę w tutejszej firmie, ale okazało się, że Frank pod jej nieobecność popłynął finansowo. Nie wiedziałem o tym – wtrącił. – May chciała uratować swoje interesy i rozwinąć firmę. Przyjazd Rose do Ameryki okazał się dla niej jedyną szansą, żeby naprawić to, co spieprzył Frank. To dlatego wymuszała na mnie, żebym zabronił Rose przychodzenia do klubu.

Słuchając jego wyznań, złapałem się za łeb, oniemiały patrząc na Brata. Za cholerę nie mogłem zrozumieć postępowania May i jego zaślepienia.

– Dlaczego wprost nie powiedziała, że potrzebuje pomocy?

– Nie wiem. Mogę tylko się domyślać, że chodzi o zazdrość.

– Jak to? – Zwęziłem brwi, nie wiedząc, do czego dąży.

Risk prychnął pod nosem, ale ma jego twarzy pokazał się zawód.

– Set, pomimo tego, że wybrała mnie, z ciebie nigdy, do końca, nie zrezygnowała. Byłeś jej oddanym przyjacielem, do momentu pojawienia się Rose. To wtedy zaczęło jej odbijać. Była zarówno zazdrosna o mój czas spędzany z nią, poza jej oczami, jak również o to, że ta mała blondyneczka zawładnęła całym twoim światem. Chciała zaciągnąć Rose do firmy, żeby na jej plecach wybić się, a przy okazji oddzielić ją od nas. Gdy jej plan nie powiódł się, postanowiła nas wszystkich skłócić.

Jego ramiona raptownie podniosły się i opadły, a wzrok ślepo utkwił w ziemi. Zdając sobie sprawę z tego, jak został wmanewrowany w intrygę May, wstydził się swoich błędów. Ze współczuciem patrzyłem na Brata, który wyjawiał mi kolejne sprawy.

– Dziś rano zachowywałem się jak chuj, bo May powiedziała mi, że widziała jak Ax i Rose całowali się i obmacywali. Gdy popołudniu ją docisnąłem, przyznała, że kłamała. Wybacz, że wam nie wierzyłem.

– Rose i Axa dużo łączy, ale nie to, o czym myślałeś – wtrąciłem. – Gdy dowiesz się prawdy, wyśmiejesz się, za wcześniejsze podejrzewanie ich o romans.

– Ale dziś mi tego nie powiesz?

– Nie mogę. – Pokręciłem przecząco głową.

– Tym bardziej mi głupio. – Westchnął ciężko. – Przepraszam.

– A co z May, bo widzę po tobie, że pożarliście się ostro – zauważyłem.

– Uciekła, zostawiając za sobą smród. – Przez jego twarz przedarł się ból wymieszany z zawodem. – Po tym jak wyjechaliście, zacząłem łączyć ze sobą fakty i w końcu mnie, kurwa, oświeciło. Pojechałem do jej firmy. Razem z Frankiem kończyli wideorozmowę z panem Gardenem. Podsłuchałem część. Napieprzyłam mu bzdur, że Rose wplątała się w kolejne problemy i obecnie jest w rękach gangu motocyklowego, z którego nie ma jak uciec. Podała mu tą lokalizację. Zapewne dowiedziała się od Molly albo Howka co się stało. – Podniósł na mnie oczy przepełnione smutkiem i pogardą do samego siebie. – Twój teść jedzie tu, żeby zabrać swoją córkę z powrotem do rodzinnego domu.

– O kurwa...

– A to jeszcze nie koniec – ciągnął dalej. – Za informacje, poprosiła o pomoc. William oczywiście na to przystał. Kupił jej i Frankowi bilety, żeby przyjechali do Anglii podpisać umowę łączącą ich firmy. May chce tam zostać już na stałe. Wyobrażasz to sobie? Wpadłem tam robiąc rozróbę. Cholernie mocno się pokłóciliśmy. Frank pomógł jej się spakować i od godziny są w trasie na lotnisko.

Przejechałem łapą po włosach. Kurwa, nie docierało do mnie to, co mi powiedział.

– Ja pierdolę... Risk, jest mi cholernie przykro.

– Niepotrzebnie. – Przetarł przegubem ręki mokre od łez oczy. – Sam do tego doprowadziłem. Straciłem czujność i ślepo jej wierzyłem, zwierzając się z każdego kroku. Nawet nie zauważyłem, kiedy jej odbiło. Obwiniam się za całą tą sytuację.

Rozpadał się na moich oczach. Nie mogłem pozwolić Bratu upaść. Położyłem dłoń na jego ramieniu i zacząłem spokojnie mówić:

– Dalej masz nas. Zbuntowaliśmy się, żebyś zaczął logicznie myśleć. Zrobiłeś to. Pomożemy ci wygrzebać się z tego bagna. Chodź, powiesz to wszystko Rose i chłopakom, a wspólnie wymyślimy, co dalej robić.

Nadal zachowując sztywną postawę, niepewnie na mnie zerknął.

– Sądzisz, że Rose mi wybaczy? Byłem dla niej okropny. Wstyd mi, za to, jak ją obraziłem.

– Jeśli przeprosiny będą szczere, na pewno ci wybaczy.

Objąłem go ramieniem i wprowadziłem do klubu. Nagle wszystkie oczy skupiły się na nas. Warrior uśmiechnął się z wyraźną ulgą, że główny Prezes przejrzał na oczy i poszedł po rozum do głowy. Ax zabijał Riska wzrokiem. Temu narwańcowi tak szybko nie przejdą urazy, szczególnie, gdy dowie się kogo May ściągnęła do Ameryki. Rose miała w oczach łzy. To do niej, jako pierwszej, zwrócił się Risk.

– Skrzacie, nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczysz mi moją głupotę i to, jak paskudnie cię potraktowałem. Przepraszam cię... – Nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo rzuciła mu się na szyję, płacząc.

Objął ją rękami i docisnął do siebie. Z trudem powstrzymywał łzy, które natarczywie cisnęły się do jego oczu.

– Przepraszam... – powtórzył, wciskając twarz w jej szyję.

Obserwowałem reakcję Braci, którzy podobnie jak Warrior, odetchnęli z ulgą. Dla każdego z nas była to ciężka sytuacja, a teraz pojawił się płomień nadziei na jej szybkie rozwiązanie.

Siadając z nami przy stole, Risk opowiedział wszystko, to samo, co mi. Nikt z nas nie mógł pojąć zachowania May, która do tej pory była skrytą i zamkniętą w sobie osobą. W życiu nie podejrzewalibyśmy jej o takie intrygi. Współczuliśmy Prezesowi i próbowaliśmy podnieść go na duchu. Jedyny Ax dał się ponieść nerwom.

– Jebana szmata! – wrzasnął, raptownie podnosząc się z miejsca.

– Alex, uspokój się – bezskutecznie tonowała go Rose. – Wiem, że jesteś zdenerwowany i masz ku temu powody, ale nie wyżywaj się na wszystkich, a tym bardziej na Adamie.

– Gdyby jej tak ślepo nie ufał, nie doszłoby do tego wszystkiego! – Wymachując w powietrzu rękami, odwrócił się i z bluzgami na ustach, wyszedł z klubu. Rose od razu ruszyła za nim biegiem.

– A ten co tak się rzuca? To nie koniec świata. Dobrze, że wiemy na czym stoimy. Wspólnie wyjdziemy z tego gówna, które zrobiła May – odezwał się, oburzony postawą Brata, Tim.

– Ma swoje powody, a wy się nie wtrącajcie – zagrzmiał swym barytonem Warrior.

Risk był cholernie zdołowany, ale żeby zająć się jego osobistymi problemami, musiałem najpierw pomóc mu załagodzić spór z Alexem. Szturchnąłem go łokciem i ruchem głowy wskazałem wyjście. Zrozumiał, o co mi chodzi. Podniósł się i z ciężkim sercem powlókł się za mną w stronę drzwi.

Długo nie musieliśmy szukać rodzeństwa. Brat, z zaciśniętymi na głowie dłońmi, siedział pod ścianą budynku, a Rose obejmowała go swoimi ramionami, szepcząc mu coś do ucha. Mój przyjaciel kompletnie nie rozumiał jego dziwnego zachowania, ale nie wnikając, stanął na wysokości zadania.

– Ax, naprawdę za wszystko szczerze przepraszam – zaczął, klękając przy nim. – Obwiniałem cię za coś, czego nie zrobiłeś. Zachowałem się w stosunku do ciebie i Rose, jak ostatni palant. Przepraszam...

Alex tkwił w niezmiennej pozycji, za to jego siostra podniosła na Prezesa oczy i ze smutkiem w głosie powiedziała:

– Kochasz May. Dla osób, które darzy się tak silnym uczuciem, robi się różne głupoty. Martwię się, co teraz z wami będzie. Nie może, tak po prostu, odebrać ci dziecka. Jak tylko zjawi się mój ojciec, porozmawiam z nim i wszystko mu wytłumaczę. Na pewno pomoże nam sprowadzić May z powrotem do domu.

Jej brat nagle poderwał głowę do góry, jakby te słowa wyprowadziły go z głębokiego transu. Chyba właśnie zdał sobie sprawę z tego, co tak naprawdę przeżywał Prez.

– Risk, przeprosiny przyjęte, a Rose ma rację. W pierwszej kolejności musimy pomóc ci odzyskać dziecko. Ona nie ma prawa ci go odebrać.

Byłem świadomy, że Ax był dzieciakiem siłą rozdzielonym z ojcem, który mógł mu zapewnić dobre dzieciństwo i świetlaną przyszłość. Matka, uciekając w ciąży, przekreśliła jego szanse na dobre życie. Historia zataczała teraz duże koło, ale to rodzeństwo zrobi wszystko, żeby zmienić los nienarodzonego syna naszego przyjaciela.

Risk uśmiechnął się wdzięcznie, bo słowa, z nadmiaru emocji, utknęły mu w gardle. Wyciągnął na zgodę rękę, którą Brat chętnie przyjął i zacisnął na niej palce. Spłynęła na nas ulga. Teraz, z ukrytymi obawami, czekaliśmy na nadejście jutra i przyjazd naszego angielskiego gościa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro