Rozdział 6
Ruch wijącego się, w moich ramionach, ciała, raptownie przywrócił mnie z krainy Morfeusza. Otumaniony po głębokim śnie, przetarłem ciężkie powieki i rozejrzałem się dookoła. Byłem w swoim klubowym pokoju. Doznałem szoku, gdy moim oczom ukazała się anielica o zielonych tęczówkach. Z zaciekawieniem wpatrywała się we mnie. Też dopiero się przebudziła. Widząc, że ją obejmuję, nie odskoczyła w panice i ku mojemu zdziwieniu, ciepło się uśmiechnęła.
Ulga!
- Dzień dobry Słońce - wychrypiałem.
Lekko uniosła się na poduszce i przysunęła bliżej mojej twarzy.
- Dzień dobry.
Badawczo prześledziła moje rysy i skupiła wzrok na ustach.
Cholerna kusicielka.
Jeszcze chwila, a rzucę się na nią. Potem będę żałować, że wykorzystałem ją w tej sytuacji.
Czułem, jak palcami sunie po każdym mięśniu moich pleców, pozostawiając po sobie ślad przyjemnych dreszczy. Nasze oddechy przyspieszyły, łącząc się w jeden.
Ja pierdolę, nie mogę się powstrzymać.
Delikatnie musnąłem jej wargi. Odpowiedziała tym samym nieśmiałym ruchem. Gdy przesunęła dłoń na mój wypracowany brzuch, ledwo nad sobą panowałem.
- Nie powinniśmy tego robić. - Moja silna wola kruszała z każdą chwilą. - Nie chcę, żebyś myślała, że wykorzystałem sytuację, żeby Cię przelecieć.
- Nie pomyślę tak, bo też Ciebie pragnę.
Kobieta taka, jak ona, pragnie mnie? Mnie?!
Przełknąłem głośno ślinę.
- Słońce, na pewno?
W odpowiedzi wbiła się żarliwym pocałunkiem w moje wargi, tym samym burząc wszelkie moje opory. Całowaliśmy się coraz intensywniej. Drżała, gdy dłonie wsunąłem pod jej koszulkę, badając opuszkami każdy skrawek jej skóry. Odważyła się zrobić kolejny krok. Straciłem dla niej rozum, czując jak pobudza mnie intensywnym ruchem nadgarstka.
Zdjąłem jej koszulkę i wraz z bokserkami rzuciłem na podłogę. Była olśniewająco piękna, a obfity biust kusił bym go posmakował. Muskając wargami jej szyję i dekolt, doszedłem do piersi. Westchnęła, gdy objąłem jej sutek i zacząłem pieścić go językiem. Ssałem go i lekko podgryzałem. Przeszedłem do drugiego i kontynuowałem zabawę.
Mógłbym to robić godzinami.
Zniecierpliwiona, wierciła się pode mną, ocierając biodrami o moje. Całkowicie odebrała mi tym zmysły.
Palcami przesunąłem po jej łechtaczce. Wydała z siebie ciche westchnienie. Nie mogłem już dłużej czekać. Nogą rozchyliłem jej uda i ułożyłem się pomiędzy nimi. Nakierowałem główkę i ostrożnie zacząłem się wsuwać w głąb jej wnętrza. Była cholernie ciasna. Rozpychałem ją napęczniałym fiutem. Musiałem się pilnować, żeby przez te zajebiste doznania nie skończyć przedwcześnie.
Wszedłem do końca, a mój pomruk połączył się z jej rozkosznym jęknięciem. Objęła mnie nogami, dopychając każdy ruch bioder. Jej nabrzmiały biust ocierał się o mój tors. Łapczywie spijałem soczysty nektar jej warg.
Przyspieszyłem ruchy, penetrując ją dogłębnie. Boleśnie wbiła paznokcie w moje ramiona, tym samym mnie rozjuszając. Sprężyny materaca i jej donośne dyszenie rozganiały ciszę pokoju. Doszła, zaciskając się na moim kutasie.
Oparłem łokcie na poduszce, po dwóch stronach jej głowy i zawisłem nad nią, dając chwilę oddechu. Z niedowierzaniem patrzyłem na najpiękniejszą kobietę, z którą do tej pory uprawiałem seks. Wyglądała jeszcze bardziej ponętnie, niż wcześniej. Jej soczyste wargi napuchły od moich pocałunków, policzki zaróżowiły się, a źrenice rozszerzyły. Zastanawiałem się, czy to dzieje się naprawdę.
Może jeszcze śpię?
- Tego chciałaś Słońce?
Zębami naciągnęła moją dolną wargę, rozbudzając jeszcze większy ogień.
- Tego i nie jednej powtórki.
Cholerna uwodzicielka!
Unieruchomiłem jej ręce ponad głową i zacząłem coraz szybciej się w niej poruszać. Dyszeliśmy sobie wprost w rozchylone usta, nie zrywając kontaktu wzrokowego. Szerzej otworzyła przede mną uda i uniosła biodra, żeby doznać jak najwięcej silnych emocji.
Po długiej chwili pieprzenia, zmieniłem pozycję. Posadziłem ją na sobie, dzięki czemu mogłem przyglądać się ponętnemu ciału. Poruszała się rytmicznie, wyprężając swój krągły biust. Warto było czekać ponad pół roku, żeby doznać tak ekscytującej chwili. Nie mogłem trafić lepiej. Była idealna.
Objąłem ją i ściągnąłem na siebie. Sapała, a ja łapczywie wdzierałem się językiem pomiędzy jej wargi. Wypięła się, podciągając kolana bliżej moich boków. Kompletnie przestałem nad sobą panować. Intensywnie wbijałem się w nią od dołu, odbierając jej oddech.
Nie byłem w stanie dłużej się powstrzymywać. Słysząc swoje imię pomiędzy głośnymi jękami, doszedłem, zalewając jej wnętrze. Falami orgazmu wycisnęła mnie do ostatniej kropli.
Kurwa, nawet nie pomyślałem o gumie.
Zrobiło mi się słabo, a przed oczami pokazały się białe plamy.
Przesadziłem!
Zwolniłem uścisk ramion. Wyswobodzona blondyneczka osunęła się na materac. Patrzyłem jak drży, nie mogąc opanować nadmiaru emocji. Palcem przejechałem wzdłuż jej kręgosłupa, zbierając krople rosy z wilgotnej skóry.
- Wszystko dobrze? - zapytałem niepewnie.
Podniosła się i ułożyła głowę na środku mojego torsu. Zielone oczy wykradły mi duszę. Musiała być wysłanniczką samego diabła. Kto inny byłby zdolny, tak szybko posiąść mnie całego?
- Jest wspaniale.
Jej twarz przyodział uroczy uśmiech. Dłonią zaczęła badać zarys mojej szczęki z trzydniowym zarostem. Patrzyła na mnie tak, jak żadna inna do tej pory. Nie wiem, co zrobię, ale nie pozwolę jej odejść. Ta kobieta jest już moja. Oszalałem na jej punkcie.
- Słońce, nic o Tobie nie wiem, tak samo jak Ty o mnie. Ale jednego jestem pewien. Jesteś już moja, Skarbie, i nie oddam cię żadnemu innemu skurwielowi. Zapamiętaj.
Zachichotała.
- Mam rozumieć, że tak po prostu mnie przywłaszczyłeś?
Przewróciłem oczami i westchnąłem.
- Nie „tak po prostu". Przed chwilą dość mocno się o to postarałem.
Wybuchła śmiechem. Uwielbiałem tą melodię.
- Postaraj się jeszcze pod prysznicem, to może przyjmę twoją ofertę. - puściła do mnie oczko.
Wstała i skierowała się w stronę łazienki. Nie mogłem oderwać oczu od zgrabnego, seksownie poruszającego się ciała. Po wewnętrznej stronie jej uda ściekała sperma. Mogła sobie dyskutować, ale jest już MOJA!
Jak ćma ciągnięta do światła, poszedłem za nią. Letnia woda obmywała nas z piany, a ja ostro brałem ją od tyłu. Owładnięci szaleństwem, po raz kolejny daliśmy się ponieść pożądaniu.
Wykończę się przy niej. Byłem wyposzczony, ale ta drobna blondyneczka najchętniej dojeżdżałaby mnie na okrągło. Dobrze, że w końcu zrobiła się głodna. Chyba dotarły do niej kuchenne zapachy z parteru. Z widocznym niezadowoleniem wypuściła mnie z pokoju, żebym skołował jakieś tymczasowe ciuchy.
Za oknem lało, ale i tak miałem w planie zabrać ją do galerii. Z tego co zauważyłem niewiele rzeczy udało się uratować. W plecaku miała portfel z dokumentami, jedną parę spodni i bluzkę. Wszystko oczywiście nadal było mokre.
Wszedłem do kuchni, gdzie zastałem Molly w towarzystwie czterech Braci. Na mój widok głupio się wyszczerzyli.
- A Wy co? - burknąłem w ich stronę.
- No Vice, wróciłeś do gry. Od rana słychać jak się zabawiasz. Którą tak obracasz? - Zaśmiał się Troy.
Kurwa, wszystko słyszeli.
- Po takim maratonie zgłodniał i przylazł do kuchni szukać żarcia - docinał mi Howk.
Nie miałem zamiaru wdawać się z nimi w dyskusję. Pokazałem im podwójnego fucka, żeby się odpierdolili.
- Molly, możesz oderwać się na chwilę od garów? Mam do Ciebie sprawę.
Dama Howka uśmiechnęła się do mnie życzliwie.
- Oczywiście. - Zmniejszyła ogień na kuchence i poszła ze mną na piętro. - O co chodzi?
- Potrzebuję kobiecych ubrań na już.
Wytrzeszczyła na mnie oczy.
No to palnąłem!
- Yhm, no dobrze. Jaki rozmiar?
Zabiła mnie tym pytaniem. Zrobiłem głupią minę i podrapałem się po głowie.
- A ja wiem?
Westchnęła i pokręciła na boki głową.
- Domyślam się, że są potrzebne dla kobiety, którą masz u siebie. Przyprowadź ją do mnie do pokoju. Teraz.
Zniknęła za drzwiami, a ja poczłapałem do swojej Damy. Dobrze, że nałożyła na siebie moją koszulkę. Od razu złapałem ją za rękę i pociągnąłem w stronę wyjścia.
- Słońce, narzeczona jednego z Braci znajdzie coś dla Ciebie do przebrania.
Była skrępowana, ale zaufała mi.
Na szczęście nikt nie pałętał się po korytarzu. Niezauważalnie przemknęliśmy przez jego długość, wchodząc do największego na tym piętrze pomieszczenia. Molly już na nas czekała. Widząc stojącą obok mnie blondynkę, z niedowierzaniem przetarła oczy. Nawet dla innych kobiet jej uroda była powalająca.
- Cześć. Wchodźcie.
- Molly, to jest Rose - przedstawiłem mój prywatny cud natury.
Dama Howka szeroko się uśmiechnęła.
- Nie krępuj się. A Ty Vice idź już na dół. Zajmę się nią i zaraz do Ciebie dołączymy.
Pocałowałem mój skarb w skroń i odszedłem, zostawiając ją w dobrych rękach.
Gdy ponownie zjawiłem się w kuchni, Brat zmarszczył czoło i spojrzał na mnie pytająco.
- A gdzie Ty podziałeś moją babę?
- Zaraz wróci. Nie przeżywaj. - Prychnąłem pod nosem.
- Mógłbyś powiedzieć, co jest grane? Najpierw od rana z jakąś ostro się zabawiasz, teraz masz sekrety z moją kobietą - dociskał mnie, a reszta chłopaków z zaciekawieniem się przysłuchiwała.
Nie miałem zamiaru nic im wyjawiać, chodź odpowiedź na dręczące ich pytanie przyszła już po chwili.
W drzwiach pojawiła się Molly z Rose. Szeptały coś do siebie i chichotały. Cieszyłem się, że złapały nić porozumienia. Uśmiechnąłem się, widząc moją blondyneczkę w nowym wydaniu. Ubrana była w koszulkę z logo klubu, obcisłe czarne jeansy i buty za kostkę. Wyciągnąłem ku niej rękę, a ona ufnie wtuliła się w mój bok. Krótko, ale pożądliwie pocałowałem ją, dając gapiom znać, że należy do mnie. Dopiero po chwili oboje skierowaliśmy wzrok w stroną Braci. W życiu nie widziałem ich w takim szoku.
- Ja pierdolę... - z trudem wydusił Howk. - Ty jesteś tą laską z baru.
Uśmiechnęła się promiennie i potwierdziła ruchem głowy.
- Tak. Też Was pamiętam.
Chłopaki spojrzeli na mnie z niewypowiedzianym podziwem.
- Kurwa, jakim cudem? - Zipp zachodził w głowę, nie dowierzając, że wyrwałem najpiękniejszą kobietę w tym mieście.
- Wczoraj wieczorem spotkaliśmy się przypadkiem. Od razu zaznaczam - Pogroziłem palcem. - łapy precz od mojej kobiety.
- To chociaż nam ją przedstaw.
- Mam na imię Rose - wyszczebiotała, zwracając uwagę na swój niespotykany akcent.
- Skąd pochodzisz? - ciągnął ją za język Troy.
- Z Europy. A może teraz Wy mi się przedstawicie - zagadnęła, odbijając piłeczkę.
Europejka. Dobrze wiedzieć, że wpierdoliłem się właśnie w głębokie bagno, zwane „Jak ucieknę to mnie nie znajdziesz". Ja pitolę... A miałem nie pakować się w związek z przejezdną. Pff...
- Jestem Howk, a to Troy, Zipp i Tim. Miło widzieć Cię w naszych progach - przywitał ją najrozsądniejszy z Braci.
Nie ciągnęliśmy dalej rozmowy, bo Molly zagoniła nas do pomocy w przenoszeniu obiadu do salonu, gdzie zasiedliśmy z resztą przy stołach.
Po powrocie z Anglii, Risk ustalił nową zasadę. Damy jedzą razem z nami. Dziś szczególnie nie podobał mi się ten nakaz. Ponad trzydziestu chłopa, zamiast żarcia, pożerało wzrokiem moją kobietę. Zadawali jej mnóstwo pytań, na które umiała wymijająco odpowiadać. Inteligentna bestyjka.
Czarowała nas wszystkich swą urodą, zmysłowością i sposobem bycia. Bracia, choć byli na nią napaleni, nie pokazywali tego po sobie. Hamowali się z głupimi podtekstami i zachowywali pozory. Nie dali jej odczuć, że jest obca, dzięki czemu rozluźniła się i swobodnie ze wszystkimi rozmawiała,
- Rose, jak mówisz tak wyniośle, mam kurewskie wrażenie, jakbym rozmawiał z królową - podgadywał Zipp.
- Jeszcze trochę was posłucham, a zacznę kląć jak wy. Z moim akcentem może być to nawet zabawne. - Nie dała się zagiąć, rozśmieszając przy tym całą resztę.
Jej nie da się nie wielbić. W ciągu chwili zdobywała przychylność wszystkich Braci i lśniła najjaśniejszym blaskiem, zarażając swym entuzjazmem.
Czułem zazdrość, że moja Dama była w centrum uwagi. Korzystając z okazji, zabrałem ją ze sobą do biura. Musiałbym upaść na głowę, żeby zostawić ją samą z bandą niewyżytych bikerów.
- Siadaj Słońce. Zerknę tylko na skrzynkę mailową i podskoczymy razem na zakupy.
Podprowadziłem ją do sofy. Gdy zasiadłem za biurkiem i odpaliłem laptopa, z zainteresowaniem rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Jesteś tu kimś ważnym? - zapytała.
- Tak. Jestem Wiceprezesem. Gdy nie ma Riska, który jest Prezesem, zastępuję go i rządzę tym bajzlem.
- Nikogo takiego nie poznałam.
- Wyjechał w interesach poza miasto - wyjaśniłem krótko, a ona nie dociekała.
Nagle swoją uwagę w pełni skupiłem na nowej wiadomości. Prezes klubu Parrots odpisał na moją wiadomość w sprawie nieznanego mi logo.
„ Wiem kim są. Zadzwońcie w wolnej chwili.
Cast."
Od razu wziąłem do łapy iPhona i zerknąłem na Rose.
- Muszę wykonać jeden telefon służbowy. Daj mi trzy minuty i będę cały Twój.
Uśmiechnęła się i skinęła głową.
Cast jakby czekał, aż oddzwonię, bo odebrał już po pierwszym sygnale.
- Siema Set. - odezwał się podstarzały głos.
Lubiłem tego gościa. Znałem go praktycznie całe swoje życie. Nawet za moich najmłodszych lat, Death Road trzymało sztamę z Parrots. Cast nigdy nie pakował się w niepotrzebne konflikty. Mądrze zarządzał swoim klubem i interesami. Do tej pory wchodzimy z nim w różne transakcje, wiedząc, że obie strony będą miały z tego układu niezły zysk.
- Siema. Nie słyszeliśmy się chyba ze trzy miesiące.
- To prawda. Ponoć Risk wrócił, a nadal obciąża Cię obowiązkami?
- Ma na łbie inne sprawy. Obecnie jest w trasie. Poza tym, nie jest w temacie tej nowej grupy. Wiesz coś o nich?
- Wiem, aż nazbyt dużo. - Westchnął ciężko. - Set, to poważna rozmowa w cztery oczy. Póki nie rozkręcili się na waszym terenie, wpadnij do mnie to naświetlę ci powagę sprawy. Poza tym ustalimy jak mogę Wam pomóc ich zwalczyć. Są w chuj niebezpieczni, dlatego trzeba działać sprawnie, a przede wszystkim mądrze.
Zwęziłem brwi słysząc niepokojące wieści.
- Postaraj się przyjechać jak najszybciej. Napisz mi później smsa, kiedy mogę się Ciebie spodziewać. Muszę kończyć, bo mam spotkanie - dodał.
- Dobra. Dzięki Cast.
Rozłączyłem się i spojrzałem na grzecznie czekającą Rose.
- Słońce, jeszcze jeden telefon do Prezesa. - Zrobiłem błagalną minę.
Roześmiała się.
- Nie wiem, jak wynagrodzisz mi to czekanie. - Mrugnęła do mnie zalotnie.
Kusicielka...
Wbiłem w nią pożądliwe spojrzenie, dając jasno znać, na co może liczyć. Zrozumiała mnie bez słów, a jej policzki oblały rumieńce.
Wybrałem numer do przyjaciela i czekałem, aż odbierze. Dupek nie spieszył się.
- Nawet mi nie mów, że zamiast odpoczywać, siedzisz w biurze.
- Siedzę w biurze - mruknąłem.
Co prawda nie sam, ale chuj mu do tego. Nie miałem zamiaru uświadamiać go, że kogoś poznałem, dopóki nie upewnię się, że ta relacja ma jakąkolwiek przyszłość.
- Pracoholik - podsumował mnie. - Z czym dzwonisz?
- Kiedy wracasz?
- W poniedziałek na wieczór, a o co chodzi?
- To bądź wcześniej. Z rana ruszam na kilka dni w trasę. Cast dużo wie na temat plączącej się, po naszym obszarze, grupie. Ostrzegał, że są niebezpieczni i pomoże pozbyć się ich z naszego rewiru. - Ta informacja wystarczyła, żeby wyczuł powagę sytuacji.
Tak samo jak ja, zdawał sobie sprawę, że Prezes Parrots bezpodstawnie nie pcha się do bójek między klubami.
- Nie chciał za dużo mówić przez telefon. Woli porozmawiać w cztery oczy i coś ustalić. Muszę jak najszybciej do niego dotrzeć - dodałem.
Risk, na moment zamilkł, przetrawiając moje słowa.
- Bierzesz kogoś z Braci?
- Nie ma takiej potrzeby. Przy okazji zrobię sobie zasłużone wakacje. - Zaśmiałem się krótko. - Też mi się należy chwila wolnego.
- Ty i wakacje. Dobry żart. - Prychnął do słuchawki. - Powiedz Braciom, żeby w poniedziałek nie ruszali dup z siedziby. Nie potrzebne nam dodatkowe kłopoty. Wyjadę kilka godzin wcześniej, więc zjawię się na obiad. A Ty, oprócz załatwiania spraw, rozerwij się. Kurwa, jeszcze trochę, a Ci jajka zsinieją. Dorwij jakąś i sobie ulżyj.
Gdyby wiedział, co dziś robiłem, nie pieprzyłby jak potłuczony.
- Wyjadę o świcie, a wrócę bliżej weekendu. W kontakcie.
- Nara.
Rozłączyłem się i odłożyłem telefon. Wyłączając laptopa, rozciągnąłem się na fotelu.
- Skarbie, już jestem cały Twój.
Podeszła do mnie i usiadła okrakiem na moich udach. Dłonie złączyła na moim karku.
- To gdzie jedziemy w poniedziałek? - zagadnęła, zaskakując mnie pytaniem.
- Słońce, jadę w interesach i postaram się wrócić do Ciebie jak najszybciej. Nie martw się. Na ten czas skołuję Ci jakieś lokum, a po powrocie pomogę znaleźć twoich przyjaciół, żebyś mogła się z nimi spotkać.
Skwasiła minę.
- Chcę jechać z Tobą. Chyba na miejscu możemy coś wynająć. Będę czekać na Ciebie w hotelowym pokoju, gdy będziesz załatwiać sprawy.
- Z miłą chęcią zabrałbym Cię ze sobą, ale jadę motocyklem, a to cały dzień drogi praktycznie bez przystanku. Nie jesteś przyzwyczajona do takich tras. Wszystko będzie Cię bolało - wytłumaczyłem i delikatnie zaczesałem palcami pasmo jej włosów za ucho.
- Obiecuję, że nie będę marudzić i dam radę wytrzymać tyle czasu jazdy. Proszę, zabierz mnie ze sobą.
- Dlaczego tak bardzo Ci na tym zależy?
Pochyliła się i wymruczała mi wprost w rozchylone wargi.
- Bo chcę z Tobą być, Set.
To wystarczyło, żebym przepadł. Owijała mnie dookoła najmniejszego paluszka, a ja jej na to pozwalałem.
Docisnąłem ją do siebie i wbiłem się w jej usta. Całowałem ją łapczywie, odczuwając wzbierające we mnie pożądanie. Już po chwili leżała naga przede mną na biurku, wykrzykując donośnie moje imię.
O ile przetrwa ze mną długą trasę, spędzimy niezapomniany tydzień w Mieście Grzechu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro