Rozdział 24
Nie poddawałam się i dzień w dzień walczyłam o przywrócenie życia przyjacielowi. Starałam się go wspierać na każdym kroku i być jego cieniem, pilnując, żeby nie zrobił żadnej głupoty. Był w opłakanym stanie, a z tego co mówił Set, dowiedziałam się, że już raz próbował odebrać sobie życie przez May. Przerażała mnie myśl, że mogłabym stracić i jego.
Dla ułatwienia mu wizyt w szpitalu, wynajęliśmy w Dalesday mieszkanie. Nie było zbyt duże, ale wystarczające na noclegi dla dwóch osób. Przez ostatnie dwa tygodnie, na zmianę, ja, Set i Alex, czuwaliśmy nad Adamem i Ryanem.
Mały szkrab rósł na naszych oczach i każdego dnia, od nowa, zdobywał serce zarówno mojego męża, jak i brata. Pokazując jego zdjęcia Braciom, z zacięciem opowiadali wszystkie szczegóły wizyt. Warrior wygadał się nam, że wspólnie zamówili dla maluszka kurtkę z logo klubu na wyjście ze szpitala. Zarówno śmiałam się i płakałam ze wzruszenia, słysząc na jaki pomysł wpadli. Ten gest z ich strony na pewno wywoła uśmiech na twarzy Prezesa.
Przez czas jego niedyspozycji całą siedzibą zarządzał Set z Warrio. Mieli bardzo dużo pracy, a co najgorsze doszły ich słuchy od Casta o ruchach Bone'a. Nie wdawali się w szczegóły, nie chcąc mnie tym martwić, ale byłam pewna, że wojna wisi na włosku. Bałam się o nich, o mojego męża, o brata i przyjaciół. Umierałam ze strachu i czułam obezwładniającą mnie bezradność, bo w żaden sposób nie mogłam im pomóc.
– Słońce... – wychrypiał zaspanym głosem Set, zauważając, że już nie śpię.
Oparłam ręce na jego szerokim torsie i uniosłam się, żeby móc na niego spojrzeć.
– Tak?
– Spałaś w ogóle czy znowu się zadręczasz? – Przeczesał palcami kosmyki moich włosów, a w jego oczach dostrzegłam troskę i smutek.
– Nie zadręczam się – sapnęłam. – Po prostu myślę o wszystkim, co się teraz dzieje.
– To znaczy?
Zagryzłam dolną wargę, wiedząc dobrze, że to nieodpowiedni moment na podejmowanie przeze mnie tak poważnej rozmowy.
– Proszę, mów. – Zachęcił mnie delikatnym tonem głosu.
Westchnęłam ciężko, ale postanowiłam wyjawić skrywane w mojej głowie myśli.
– Zastanawiam się, czy pomimo natłoku tych wszystkich wydarzeń, moglibyśmy postarać się o własne dziecko.
Zdziwiony moimi przemyśleniami, podniósł do góry brew i wbił we mnie zaskoczone spojrzenie. Pomimo jego wyrazu twarzy, postanowiłam drążyć temat:
– Chciałabym poczuć, co znaczy nosić pod sercem owoc miłości. Chciałabym to wszystko przeżyć. Wiem, że Ryan potrzebuje mamy, a jestem obecnie jedyną osobą, która może próbować mu ją zastąpić. Kocham to maleństwo, ale mimo wszystko pragnę urodzić twoje dziecko.
Na ustach mojego męża ukazał się uśmiech wart miliony.
– Rose, masz tak wielkie serce, że spokojnie możemy postarać się o całą gromadkę i jestem pewien, że żadnemu z nich nie zabraknie miłości. Będziemy się starać. Już to robimy, przecież się nie zabezpieczamy. Obawiam się jednak, że w najbliższym czasie to się nie uda.
Zastygłam w bezruchu, kompletnie nie wiedząc, o co dokładnie mu chodzi. Nie musiałam dopytywać. Pocałować mnie w czoło i kontynuował:
– Słońce, nie mówiłem ci tego wcześniej, bo i tak masz dużo zmartwień na głowie, ale ponownie dzwonił do mnie Cast. Bone, ze swoim gangiem, opuścił już Meksyk i zaszył się gdzieś w naszym rewirze. Przypuszczam, że lada chwila uderzą w nasz klub. Miałem cię dzisiaj prosić o to, żebyś spakowała swoje rzeczy i na jakiś czas została w Dalesday. Kilku Braci cały czas ma na oku zarówno szpital, jak i wynajęte mieszkanie. Tam będziesz bezpieczna. Codzienne kręcenie się po okolicy Mountfall jest zbyt niebezpieczne, a nie przeżyję, jeśli tobie coś się stanie.
Po jego słowach nawet nie wiedziałam czy oddycham. Moje policzki zrosiły łzy, a drżące usta same zadały pytanie:
– A co będzie z nami?
Ujął moją twarz w silne dłonie i kciukami starł wilgoć ze skóry.
– Słońce, między nami nic się nie zmieni. Postaram się przyjeżdżać w odwiedziny jak najczęściej, ale muszę zastanowić się, jak to zrobić, żeby nie zwrócić na was uwagi tego szaleńca. Wszystko będzie dobrze, przysięgam.
Serce już mi krwawiło przez zbliżającą się przymuszoną rozłąkę. Nie chciałam być daleko od męża. Pragnęłam, żeby nasze życie w końcu się unormowało i żebyśmy wszyscy zaznali wolności.
– Set obiecaj, że będziesz bezpieczny.
– Obiecuję, tak samo, jak to, że urodzisz mi całą gromadkę dzieci. – Raptownie przerzucił mnie na materacu pod siebie i obsypał milionem pocałunków.
Choć nadal wewnątrz drżałam, martwiąc się o niego, pozwoliłam się porwać w wir szaleńczej namiętności. Nasze pocałunki z czułych, przemieniły się w żarłoczne i zachłanne, a ciała ocierały się o siebie rytmicznie. Byłam pewna, że nawet serca wybijały teraz wspólny takt. Złączeni pasją, pożądaniem i nieopisaną miłości, staliśmy się jednością.
Dzięki Setowi oderwałam się od gnębiących mnie myśli, a fale orgazmu doprowadziły na szczyt zapomnienia. Zasapana, otulona jego ramionami, zapomniałam o całym otaczającym nas świecie. Było mi tak dobrze i błogo, a każdą naszą wspólną chwilę malowałam w głębi swej duszy.
Normując oddech, uwolnił mnie z kochających objęć i położył się obok. Patrząc wprost w moje oczy, wyznał:
– Kocham cię, Rose. Nigdy wcześniej nie odczuwałem tak silnych emocji, jak teraz. Jesteś moim Słońcem, bez którego po prostu nie mógłbym dalej żyć.
Objęłam dłońmi jego silny kark i przyciągnęłam do siebie. Łącząc nasze usta w kolejnym pocałunku, byłam pewna, że trafiłam na najwspanialszego mężczyznę na tym świecie.
Nie dane nam było dłużej nacieszyć się sobą i zrobić kolejną powtórkę w łóżku. Zdążyliśmy wziąć szybki prysznic, a już rozdzwonił się mój nowy telefon. Niechętnie wynurzyłam się z objęć męża i wyszłam z łazienki, sięgając od razu po aparat.
– Alex, coś się stało? – zapytałam pospiesznie. Nigdy nie dzwonił do mnie przed południem, chcąc, żebym się wyspała i miała chwilę czasu dla siebie. Telefon od niego o tej porze mógł zwiastować jedynie kolejne kłopoty. Nie myliłam się.
– Rose, możecie jak najszybciej przyjechać do szpitala?
Natychmiast cofnęłam się do męża, przełączając na tryb głośnomówiący.
– Alex, konkrety! Co się stało?
– Przed chwilą była tu baba z opieki społecznej. Z tego co zrozumiałem, będzie dążyła do odebrania Riskowi praw do opieki nad dzieckiem.
Ta informacja zszokowała nas do tego stopnia, że staliśmy zamurowani, ślepo patrząc wzajemnie na siebie. W ciągu chwili poczułam, jak cała krew odpływa mi z głowy, a w myślach panuje istny mętlik.
– Jak to możliwe? Przecież ma dobre warunki do wychowywania dziecka! – ryknął Set, nie mogąc pohamować zdenerwowania.
– My to wiemy, ale ten durny babsztyl twierdzi, że Risk, jako samotny ojciec, nie będzie w stanie zarówno opiekować się tak maleńkim dzieckiem, które ma problemy zdrowotne i pracować na pełen etat, żeby zapewnić mu dobrobyt. Dodatkowo doszukała się w kwitach, że był karany, co całkowicie przekreśliło nasze kontrargumenty. Mówię wam, to pieprznięte babsko! Risk nie wytrzymał jej pierdolenia i wyjebał ją z sali.
– No pięknie! – burknęłam nie kryjąc sarkazmu. – Wiesz, gdzie można znaleźć tę kobietę?
– Udało mi się dogonić ją w drzwiach wyjściowych ze szpitala i przeprosić za zachowanie Preza. Dała mi wizytówkę i kazała przyjść, gdy Risk się uspokoi.
Chwała Panu za rozwagę mojego brata. Wyściskam go za to, że umiał mądrze się zachować w tej stresującej sytuacji.
– Postaraj się jakoś go ostudzić. Już się zbieramy i jedziemy do was – warknął przez zęby Set i rozłączył rozmowę.
Widziałam, jak bardzo był wzburzony, ale za wszelką cenę próbował nad sobą zapanować. Jeśli i on da się ponieść emocjom, na pewno nic nie wskóramy. W takich patowych momentach jedynie spokój mógł nas uratować.
– Jak zwykle wszystko musi się pierdolić! Jeśli zabiorą mu Ryana, do reszty się załamie. Kurwa! – przeklął ostatni raz na głos, wyrzucając z siebie nagromadzoną złość. Nie tracąc czasu, skupiłam się na działaniu i od razu zaczęłam szykować się do drogi.
Od autorki
Kochani,
Zbliżamy się do końca Utraconej Wolności. W ostatnich rozdziałach czeka na Was kolejny roller coaster :) Sami się o tym przekonacie ;)
W następnym rozdziale, który będzie dostępny już jutro, wstawię zapowiedź trzeciego tomu serii Death Road. Mam nadzieję, że Was zaskoczy, jak również zachęci do przeczytania.
Pozdrawiam ;*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro