UF!Sans x Reader
Propozycja dnia zaproponowana przez WikitheShadowGirl. C;
- Ommmmm - mruczał Sans leżąc wyciągnięty przed stosem skarpetek na podłodze.
Jego brat spojrzał na niego lekko przkrzywiając czaszkę.
- Sans, co ty odwalasz?
- Nie przeklinaj i nie przeszkadzaj mi. Ommmmm.
- Wcale nie przeklinam - bronił się wyższy ze szkieletów. No, w karpiu... On nie przeklina. Jest na to zbyt niewinny.
- WCALE ŻE NIE! - krzyknął Paps w przestrzeń.
- Ty też ją słyszysz? - spytałeś/aś zmęczony/a tym całym crapem. Papyrus pokiwał gło... Czaszką.
- Pewnie że tak, człowieku! Jest niezwykle derwująca.
- Chyba 'denerwująca' - poprawiłeś/aś szkieleta.
- Właśnie tak powiedziałem! DERWUJĄCA!
Westchnąłeś/aś i w tym momencie coś w skarpetkach się poruszyło.
- K[CENZURA]a! Co ja tu do ch[CENZURA]a Pana robię?! Ja p[CENZURA]ę!
- Nie p[CENZURA]l bo sobie rodzinę powiększysz, Fell.
Szkielet gniewnie odwrócił się w stronę osoby, która to powiedziała, czyli Kotnej. Uuu... Dziewczyna igra z ogniem.
Podszedł do niej, chwycił ją za golf swetra i uniósł do góry na paręnaście centymetrów, tak, że ich oczy były na równi.
- Nie. Masz. J[CENZURA]o. Prawa. Mnie. Jechać. Jasne? - powiedział spokojnie.
- Lepiej uważaj gniocie, ten sweter jest Gastera - odparła Autorka mrużąc oczy. W tym momencie Narratorka wyjęła popcorn i zaczęła go jeść.
- I co k[CENZURA]a z tego?
- To z tego, że zamknij pysk szmaciarzu.
W tym momencie dookoła Fella pojawiły się Gaster Blastery. Puścił ją wreszcie, a ona spoliczkowała go. Nie zrobiło to na nim większego wrażenia
- Masochista~
- No już, spokój - Paps próbował jakoś załagodzić sytuację. Szło mu to średniawo.
- Piąteczka. Te Blastery były mega, uwierzył - usłyszałeś/aś szept Autorki, po czym przybiła piątkę starszemu ze swoich braci.
- Trzeba go związać i zabrać do szafy - Undyne snuła na głos plany co do Fella. Oczywiście on to wszystko słyszał.
- Gracie w butelkę? - spytał emanując niechęcią.
- Uhm. Idziesz z [Twoje Imię] do szafy - powiedział Sans znad telefonu. Nerd.
- Ugh, niech wam już będzie - warknął niechętnie, po czym włożył ręce do kieszeni kurtki i poszedł w stronę przedpokoju. Huh, nie sądziłam, że pójdzie tak łatwo...
Pobiegłeś/aś za Fellem, a za Tobą standardowo poszła Miszczyni Szafy Undyne.
- Nooo... Ile tu mamy siedzieć?
- Siedem minut - odpowiedziałeś/aś patrząc na zamykające się drzwi od szafy. Żegnaj wolności - powinieneś/aś pomyśleć. Nie pomyślałeś/aś tak? No cóż...
- Tylko z łapami ode mnie - ostrzegł szkielet. Pff... Ostro Tobą pomiata. Uniosłeś/aś dłonie pokazując że nie masz najmniejszego zamiaru go dotykać. Em... To nie zabrzmiało zbyt dobrze...
Zapadła cisza której nikt nie śmiał zakłócać. No, ale oczywiście Ty jestes Rebeliantem, soł...
- Może pogada-
- Nie - krótko uciął szkielet krzyżując ręce.
- To może-
- Nie.
- A chociaż-
- Nie. Daj mi wreszcie spokój.
Okej, daj mu już spokój, bo zaraz nam tu skończy jak Człowiek Dynamit... Zna ktoś?
Spojrzałeś/aś na zegarek. Jeszcze kilka sekund. Teraz albo nigdy. Kiedy zauważyłeś/aś że drzwi się otwierają, szybko złapałeś/aś za obrożę Fella i pocałowałeś/aś go. Pozdro. Mogę napisać Ci nekrolog?
Wyleciałeś/aś z szafy tak szybko jak mogłeś/aś. Szybciej! Do łazienki! Póki Ci życie miłe!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro