Sans x Reader (rałnd tu)
Rozdział na zlecenie OryginaNazwa, gościnnie występuje Suzy. (͡° ͜ʖ ͡ °)
Nieeee, to jeszcze nie jest jeden z TYCH rozdziałów. Ale spokojnie...
- Znowu wypadło na mnie? Przecież już raz byłem z [Twoje Imię] w szafie! - Sans postanowił urządzić sobie gównoburzę.
- Yup - potwierdziła Suzy składając swoje majestatyczne, czerwono-czarne skrzydła. Mój nieistniejący Boże, to zabrzmiało tak, jakby układała puzzle... Swoją drogą, skąd ona tu się wzięła?
- Skąd się tu wzięłaś? - spytałeś/aś.
- Przyleciała sobie - odparła Kotna. A ta też ciekawe skąd się wzięła. O ile się nie mylę, powinna usuwać patologiczny OTP ze swojego Au. Ale co ja tam wiem?
- Gówno wiesz, Dave, 1:0 - rzuciła Autorka do sufitu i przybiła piątkę z Suzy, teoretycznie swoją siostrą. Czy ty... Czy ty właśnie nazwałaś mnie Dave? Czemu?
- Postanowiłam cię jakoś nazwać, tyle - Autorka wzruszyła bezsensownie ramionami. Tak, uważam że wzruszanie ramionami jest bez sensu. Na temat mojego imienia porozmawiamy... Później...
Wstałeś/aś z podłogi, przeciągnąłeś/aś się i poszedłeś/aś w stronę przedpokoju. Szkielet po prostu pstryknął palcami i się do niego tepnął. P[CENZURA]y leń.
- Pamiętaj o umowie Sansy! - krzyknęła do niego Toriel. W odpowiedzi otrzymała jedynie 'yhym'. Widzę że Sans jest dzisiaj bardzo komunuk... Komub... Komunnikad... K[CENZURA]a.
W czasie kiedy Autorka i Narrator zaczęli długą rozmowę dotyczącą zbyt trudnych słów i wyrazów bliskoznacznych (co oczywiście Ciebie nie obchodzi i masz to tak głęboko w czterech literach, że aż kaszlesz tym [pozdrawiam osoby które czytają to jedząc]) zostałeś/aś zamknięty/a w szafie wraz ze szkieletem.
Na szczęście jest to ta przestronna szafa z przedpokoju i nie jest AŻ TAK niezręcznie jak w schowku. Wait... Mam deja vu... Czy przypadkiem te słowa nie były użyte kilka rozdziałów temu? No nic...
- Ugh... Cholerny zakład...
- Jaki zakład? - przekrzywiłeś/aś głowę z zaciekawienia niczym chory psychicznie człowiek patrzący na takera.
- Ym... No... Założyłem się z Tori, że już ani razu nie ucieknę z tej szafy przed czasem - mówiąc to, Sans trochę się zarumienił na niebiesko.
- Oo, to świetnie. Wspaniale. Wręcz CUDOWNIE.
Ty chory po[CENZURA]e, zostaw go. Chcesz żeby Autorka Cię zabiła? Może i Cię lubi, ale to nie znaczy, że nie posunie się do takich środków... Pamiętaj, że jak Cię zabije, nie będzie więcej szafy i lizania. Lepiej się zastanów...
- Już się zastanowiłem/am.
- Co?!
Zamiast odpowiedzieć szkieletowi na to pytanie, przybliżyłeś/aś się trochę w jego stronę. On się trochę oddalił. No więc Ty przybliżyłeś/aś się jeszcze trochę. On się znowu oddalił. W końcu był przyparty do ściany szafy i nie mógł uciec. Przecież obiecał coś Toriel, co nie?
Zbliżyłeś/aś się do niego o jeszcze parę centymetrów, tak, że wasze twarze oddalone były od siebie o jedynie parę milimetrów. To Twoja szansa. Teraz albo nigdy.
*CMOK*
- No, już, wyłazić gołąb... Uuuu... Aaa co tu się kroi?
W tym momencie, szkielet cały zaniebieszczony tepnął się gdzieś. Zapewne gdzieś, gdzie nikt go nie znajdzie. Zapewne do łazienki.
No, wygrałeś/aś. Brawo. W jakim kolorze chcesz mieć urnę? Bo znając życie, po tym, jak Kotna i Suzy się Tobą zajmą, nie będzie czego schować do trumny.
Wszedłeś/aś zadowolony/a do salonu, z bananem na mordzie.
- Tyyyyy - oczy Autorki zaczęły niebezpiecznie zmieniać kolor na czerwony, a jej ogon (o którym nikt nigdy nie wspominał, że go ma) zaczął poruszać się w prawo i w lewo. Dla Twojej wiadomości, to znaczy, że kotek jest wściekły.
- Hej, ja mu nic NIEEEE - w tym momencie Kotna i Suzy zaczęły gonić Cię dookoła stołu ustawionego w centrum pokoju.
I oto Twój sromotny wp[CENZURA]l...
Btw ten rozdział miałam wrzucić jutro, ale jest TERAZ
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro