Mettaton x Reader
Rozdział na zlecenie Zwyczajna_Autorka, Akinima i... Zapewne kogośtam jeszcze. :'V
- Porobiłbym/abym coś. Nudzi mi się - powiedziałeś/aś leżąc sobie na kanapie. Zauważyłeś/aś że Sans już chce coś powiedzieć, ale wyprzedziłeś/aś go zarzucając tekstem ''kości przy sobie''. Szkielet mruknął do siebie ''całkiem nieźle'' i wrócił do swoich ważnych spraw niecierpiących zwłoki.
Czyli po prostu spania.
- HEEEEEJ MAM KARTECZKI - głos Undyne rozniósł się echem w pomieszczeniu.
- Jakie znowu ''karteczki''?
- No karteczki.
Wiele to wytłumaczyło.
- Sans zarybił nam butelkę, to napisałam nasze imiona na karteczkach i wrzuciłam do słoika.
- Ayy... Rybie żarty?
- Dopiero się tuńczę.
Mistrzyni Szafy i Innych Słoików zarządziła, że Ty losujesz jako pierwszy/a. Wyjąłeś/aś ze słoika pierwszy lepszy skrawek papieru i go rozwinąłeś/aś. Lekko koślawym pismem (ale dało się je rozrybić) było napisane:
Mettaton.
Gratuluję, umiesz czytać.
Rozejrzałeś/aś się trochę zdezorientowany/a po pokoju, nie mogąc namierzyć chodzącej mikrofalówki.
Tak właściwie, to Autorki też ani widu ani słychu. Pewnie teraz to pisze, bo co innego mogłaby robić, skoro pożyczyła pewnej osobie swojego Narratora na jakiś czas.
- Gdzie Metafen?
- W apteczce, a co?
- Ugh, nie chodziło mi o ten Metafen.
Postanowiłeś/aś się przejść po domu i znaleźć dezertera na własną rękę. Najpierw zajrzałeś/aś do otwartej sza-
- O, tu jesteś. Szukałem/am cię ty puszko.
Usiadłeś/aś obok Mettatona który najwyraźniej miał doła. Albo focha. Albo wszystko w dupie. Albo też wszystko naraz.
- Co jest?
- Papyrus zabrał mi moje kozaczki.
To wszystko wyjaśnia... Zaraz... To Paps teraz paraduje po domu w butach Metahema, robi szpagaty i tańczy?! Lepiej przeczekać ten bad time z Puszkosławem w szafie. Tak więc idąc za poradą Narratorki, wepchnąłeś/aś go do szafy i sam/a też tam się usadowiłeś/aś.
- Jesteś naprawdę dziwny/a.
- No to chyba nie widziałeś Kotnej w akcji - burknąłeś/aś wyglądając na korytarz przez szparę w drzwiach szafy. Przez parę minut panowała głucha cisza, którą w końcu przerwała mikrofalówka:
- Jest tu jakieś lustro? Przez te wiszące płaszcze pewnie zniszczyła mi się fryzura.
Przestałeś/aś na chwilę wyglądać na korytarz i spojrzałeś/aś na Mettatona z politowaniem. On jest jakimś półk[CENZURA]em czy jak?
Puszkosław oczywiście zignorował Twoje spojrzenie, wyjął pilniczek i zaczął piłować swoje paznokcie. Jak? Jak on piłuje te paznokcie skoro ich NIE MA?!
- Cicho Kotna, nie dramatyzuj.
Za późno.
- O, cześć [Twoje Imię]! Szukałem Cię! Widziałeś/aś moje nowe kozaczki?
- NIEEEEEEEE - krzyknąłeś/aś wypadając z szafy na kolana i wznosząc oczy ku niebu. Tylko nie wiem, gdzie Ty to niebo widzisz, skoro tam jest sufit.
- Nie? No to patrz - i wtedy Paps zaczął swoje dzikie tańce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro