Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Blueberry x Reader

Rozdział na zlecenie od Cysiaa. ^^

- Czy te skarpetki muuuuszą tu leżeć? Ledwie można przez nie oddychać - poskarżył się Mettaton. Ale on tak ma zawsze.

- Muuuuuszą krówko - odparł Sans przytulając sporych rozmiarów stosik. - A może inne wymiary też chcą grać w butelkę?

- A co do innych wymiarów mają twoje skarpetki?

- Sporo.

I na tym wymiana zdań się skończyła, bo Metafenowi skończyły się argumenty.

No a potem zakręcona przez Ciebie butelka zatrzymała się wskazując (nie zgadniesz) skarpetki. Mina Mettatona była bezcenna.

- To co teraz? - zapytałeś/aś z ciekawością w głosie.

- Nic. Czekamy.

- Serio?

- Ja tam myślałem, że masz na imię [Twoje Imię], ale...

Wtem coś wśród skarpetek się poruszyło. Wszyscy zamilkli i wstrzymali oddechy. W międzyczasie Aaron który dopiero co wszedł do pomieszczenia pomyślał że to jakiś konkurs i też wstrzymał powietrze.

- Nghh - ze stosika wygramolił się niewysoki szkielecik. Miał na sobie jasnoniebieską koszulę, ciemnoszare spodnie i niebieską chustę na szyi.

- Zabijcie mnie - Metafen już nie wytrzymywał tego wszystkiego. Chara już chciała zaoferować swoją pomoc co do zabicia, jednak została uciszona futrzastym kapciem rzuconym przez wszystkim znaną i przez wszystkich kochaną osóbkę, klasycznego Sansa.

- Co ja tu robię? - wymamrotał zdezorientowany szkielecik.

- Pojawiłeś się - odparł zadowolony Sans, po czym zrobił 'badum tss' na swojej perkusji (niekanonicznej).

- Woooo! Masz perkusję - zachwycił się przybysz. Sylwia Przybysz, badum tss...

- Coś Ci nie wychodzą te żarty, sorry - szepnąłeś/aś do siebie. - Halo, idziemy do schowka, ty... Yy... Jak Ci tam?

- Ink mówi na mnie Blueberry.

- Okej Blueberry, jak widzisz gramy w butelkę i...

- Gracie w butelkę? - jego oczodoły zaiskrzyły.

- TAK - Paps wzniósł ręce do niebios. Pewnie wzywa Szatana. Chociaż wątpię żeby go znał.

Klasyczny Sans pstryknął kościstymi palcami i nagle zakręciło Ci się w głowie, a sceneria się zmieniła. Chwilę później byłeś/aś w schowku wraz z Jagódką. Kiedy szkielet zorientował się w sytuacji, zarumienił się na niebiesko.

- C-co to b-było? - Alphys, masz nową koleżankę... Kolegę.

- Magia - pomimo niewielkiej przestrzeni postanowiłeś/aś pomachać rękoma, żeby pokazać 'magię'. Przy okazji lekko walnąłeś/aś Jagódkę.

- Ałaa - ten wyraz dźwiękonaśladowczy był taki cudowny... Aż się zapowietrzyłam.

- Nic ci nie jest? - zapytałeś/aś niepewnie, przybliżając się trochę do niego żeby sprawdzić czy nic mu nie jest. Wasze twarze niebezpiecznie się do siebie zbliżyły, a Blueberry przeniósł wzrok na Twoje usta. I w tej chwili...

- WYŁAZIĆ, JUŻ! - wydarła się Undyne otwierając drzwi od schowka niczym wuj Vernon z Heri Pota. Kiedy zobaczyła w jakiej sytuacji jesteście, zaczęła śpiewać. - Miłość rośnie, umyj schab~

- Nie chcę cię rozczarować rybko, ale nie tak to leciało - powiedziałeś/aś unosząc jedną brew. - Poza tym siedem minut jeszcze nie minęło!

- Ano tak.

Po tym ryba zamknęła drzwi i sobie poszła. Teraz możecie skończyć co zaczęliście.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro