Blueberry x Reader
Rozdział na zlecenie od Cysiaa. ^^
- Czy te skarpetki muuuuszą tu leżeć? Ledwie można przez nie oddychać - poskarżył się Mettaton. Ale on tak ma zawsze.
- Muuuuuszą krówko - odparł Sans przytulając sporych rozmiarów stosik. - A może inne wymiary też chcą grać w butelkę?
- A co do innych wymiarów mają twoje skarpetki?
- Sporo.
I na tym wymiana zdań się skończyła, bo Metafenowi skończyły się argumenty.
No a potem zakręcona przez Ciebie butelka zatrzymała się wskazując (nie zgadniesz) skarpetki. Mina Mettatona była bezcenna.
- To co teraz? - zapytałeś/aś z ciekawością w głosie.
- Nic. Czekamy.
- Serio?
- Ja tam myślałem, że masz na imię [Twoje Imię], ale...
Wtem coś wśród skarpetek się poruszyło. Wszyscy zamilkli i wstrzymali oddechy. W międzyczasie Aaron który dopiero co wszedł do pomieszczenia pomyślał że to jakiś konkurs i też wstrzymał powietrze.
- Nghh - ze stosika wygramolił się niewysoki szkielecik. Miał na sobie jasnoniebieską koszulę, ciemnoszare spodnie i niebieską chustę na szyi.
- Zabijcie mnie - Metafen już nie wytrzymywał tego wszystkiego. Chara już chciała zaoferować swoją pomoc co do zabicia, jednak została uciszona futrzastym kapciem rzuconym przez wszystkim znaną i przez wszystkich kochaną osóbkę, klasycznego Sansa.
- Co ja tu robię? - wymamrotał zdezorientowany szkielecik.
- Pojawiłeś się - odparł zadowolony Sans, po czym zrobił 'badum tss' na swojej perkusji (niekanonicznej).
- Woooo! Masz perkusję - zachwycił się przybysz. Sylwia Przybysz, badum tss...
- Coś Ci nie wychodzą te żarty, sorry - szepnąłeś/aś do siebie. - Halo, idziemy do schowka, ty... Yy... Jak Ci tam?
- Ink mówi na mnie Blueberry.
- Okej Blueberry, jak widzisz gramy w butelkę i...
- Gracie w butelkę? - jego oczodoły zaiskrzyły.
- TAK - Paps wzniósł ręce do niebios. Pewnie wzywa Szatana. Chociaż wątpię żeby go znał.
Klasyczny Sans pstryknął kościstymi palcami i nagle zakręciło Ci się w głowie, a sceneria się zmieniła. Chwilę później byłeś/aś w schowku wraz z Jagódką. Kiedy szkielet zorientował się w sytuacji, zarumienił się na niebiesko.
- C-co to b-było? - Alphys, masz nową koleżankę... Kolegę.
- Magia - pomimo niewielkiej przestrzeni postanowiłeś/aś pomachać rękoma, żeby pokazać 'magię'. Przy okazji lekko walnąłeś/aś Jagódkę.
- Ałaa - ten wyraz dźwiękonaśladowczy był taki cudowny... Aż się zapowietrzyłam.
- Nic ci nie jest? - zapytałeś/aś niepewnie, przybliżając się trochę do niego żeby sprawdzić czy nic mu nie jest. Wasze twarze niebezpiecznie się do siebie zbliżyły, a Blueberry przeniósł wzrok na Twoje usta. I w tej chwili...
- WYŁAZIĆ, JUŻ! - wydarła się Undyne otwierając drzwi od schowka niczym wuj Vernon z Heri Pota. Kiedy zobaczyła w jakiej sytuacji jesteście, zaczęła śpiewać. - Miłość rośnie, umyj schab~
- Nie chcę cię rozczarować rybko, ale nie tak to leciało - powiedziałeś/aś unosząc jedną brew. - Poza tym siedem minut jeszcze nie minęło!
- Ano tak.
Po tym ryba zamknęła drzwi i sobie poszła. Teraz możecie skończyć co zaczęliście.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro