BACKSTAGE #3
- Gdzie. Jest. Kotna - wycedził przez zęby Ink przekraczając próg pokoju.
- Jest zajęta - odpowiedział na jego pytanie Sans, nie odrywając wzroku od telefonu. Pieprzony nerd~
- Co to znaczy "jest zajęta"? Hm?
- Normalnie. Wiesz jak to jest... Szkoła, projektowanie, ogarnianie swojego Au, tłumaczenia, pisanie fanfików o samej sobie, chlanie na umór...
- Dobra, dobra. Założę się, że to ostatnie jest nieprawdą - powiedział artysta rozglądając się po względnie prawie pustym pokoju. I wcale nie zauważył Autorki pod kanapą. Jednak nie, zauważył, cofam swoje słowa. - WYŁAŹ STAMTĄD. JUŻ.
- PRZEMØC! PRZEMØC W RØDZINIE! PRZEMØC PØWIADAM - krzyczała Autorka, kiedy jej chłopak wyciągał ją za nogę spod kanapy. W dywanie powstały piękne podłużne rozdarcia od jej pazurów. Wspaniale kurwa. Kongratulejszyns za zabicie kolejnego dywanu. Nie mam już hajsu na finansowanie kolejnych.
Zmierzył Kotną wzrokiem. Była pijana. Znowu. Odnotował trójkątny, bordowy kapelusz, paczkę lukrecjowych żelków i krawat w szachownicę, który kompletnie nie pasował jej do swetra.
- Uh... Hej skarbie...
- Nie skarbuj mi tutaj. Co. To. Jest.
- Cø? - Kotna udawała zdezorientowaną.
- Te żelki.
- Pff. Jakie żelki? - zapytała rozbawiona chowając do rękawa swetra kartę do gry. Inka to nie bawiło. Zacisnął dłonie na ramionach Kotnej i spojrzał w jej nieobecne oczy.
- Jak się nazywasz?
- Ma... Nie, czekaj... Daj mi møment...
- Cholera - powiedział z niesmakiem i puścił ją, co zaskutkowało jej upadkiem. Sans stwierdził, że nie chce brać biernego udziału w tej kłótni, a czynnego tym bardziej, więc tepnął się gdzieś w pizdu. - Mówiłaś, że nie będzie cię parę dni! PARĘ DNI!
- Nic się chyba nie stałø przez tø, że-
- Zamknij się. Zdradzasz mnie i-
Potok słów został przerwany przez inny potok, a mianowicie potok czarnej farby.
- Nø już, ćśś...
- Spierdalaj. Zdradzasz mnie i zostawiłaś nas wszystkich dla lepszego fandomu! Zdradzasz nas wszystkich!
- Pølemizøwałabym. Wiesz jak małø jest nørmalnych fanfi-
- Mam to w chuju.
- Słucham? - Autorka wyglądała bardzo... Zbita z tropu. Ink wreszcie zorientował się, co powiedział i jego twarz zmieniła barwę na tęczową. Kotna zaczęła się głupio śmiać. - Nø... Døbra?...
- Możesz przestać mówić quirkiem?
- Okej. Proszę bardzo. To teraz ty przestań być meta, quirków się nie słyszy.
- Spoks - na moment zapadła niezręczna cisza. Na taki długi moment. No wiesz, na taki idealnie długi moment, w którym osoba na której koncentrujemy akurat swoją uwagę, zdąży przybrać smutny wyraz twarzy, spojrzeć w lewo, spojrzeć w prawo, westchnąć i wreszcie coś powiedzieć. Ten idealny moment trwa tyle, ile czytałeś/aś ten głupi i bezsensowny opis. - Tęskniłem.
- Ja też.
- Eww - skomentował sytuację Sans, który właśnie powrócił z pizdu, wraz z paroma pocztówkami stamtąd.
- Ty tam się zamknij - rzuciła do niego jego siostra. - Nie zapominaj, że ja mam władzę nad calutką przestrzenią paradoksu.
Sans zmierzył Autorkę sceptycznym wzrokiem i zanotował sobie w myślach, żeby zabrać jej zapasy kocimiętki i alko.
- Mam ostatnio trudniejsze dni i... Tego...
- Nie musisz się tłumaczyć - uciszał ją Ink. - Ważne, że wróciłaś.
***
DOBRA.
Doskonale wiem o tym, że ostatni upd8 był pół roku temu. PÓŁ. ROKU. TEMU. Brak Weny aż tak bardzo mnie wyżarł. Co się stało? Nie będę się rozpisywać, nie chcę, żeby ta notka była dłuższa od tego, co przed chwilą napisałam. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze będzie to czytał, mam w planach jakieś piętnaście rozdziałów (w tym zamówienia). :3c
Do następnego! ;u;
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro