BACKSTAGE #2
Sans wyjrzał zza rogu i rozejrzał się po pustym pokoju. Względnie pustym pokoju... Szkielet teleportował się bezszelestnie za kanapę i wstrzymał oddech. Nie żeby coś, ale szkielety nie mają płuc... Heloł?... Czyżby ktoś tu uciekł parę razy z lekcji przyrody w podstawówce? Wyjrzał zza kanapy patrząc na resztę pomieszczenia. Czysto. Chyba...
Uspokojony brakiem kogokolwiek w pobliżu, rzucił się na kanapę w celu oglądania telewizji i...
- No siema.
- JEZUS - krzyknął posyłając w stronę osoby z kanapy kilka kości. Możnaby powiedzieć, że dostał zawału. *czeka na oklaski*
O, hej Kotna. Wszystko w porządku?...
- Taa, nie martw się Dejwi - okazało się, że osobą z kanapy była Autorka. - Widzę, że awansowałam na Jezusa. Gdzie moje pieniądze za osiągnięcie kolejnego poziomu? Ym... Czemu się tak na mnie gapisz Sansy?
- Twoja... Jakby to powiedzieć... Ręka...
Autorka spojrzała na swoje lewe ramię. Było lekko... Jakby to powiedzieć... Nadszarpnięte... Lekko bardzo nadszarpnięte... Z rany rytmicznie tryskała krew i widać było kawałek kości.
- Hyy...
- No właśnie. Masz krwawienie tęt-
- To był sweter pożyczony od Gastera!
Sans majestatycznie strzelił sobie facepalm'a, po czym zrobił coś w stylu akrobatycznego kurwa piruetu z komody i wyszedł z siebie, po czym strzelił z bazooki do swojego martwego ciała.
- Wcale nie - zaprzeczył szkielet.
A właśnie że tak!
- Cisza!
Wszyscy zamilkli. Jebać to, że ''wszyscy'' równa się dwóm osobom. W pokoju zrobiło się tak cicho, że słychać było krew tryskającą sobie na dywan i trzepot skrzydeł drobinek kurzu unoszących się w powietrzu. Wszyscy teraz zostawiają wirtualny znicz dla dywanu. [*] Autorka westchnęła, przewróciła oczami nie komentując wywodów Narratora i powiedziała:
- Dobra, dajcie tu jakiś bandaż czy coś. Dywanu już nie uratujemy, ale na uratowanie mojej ręki jest jeszcze nadzieja. Aaaale... Jest ze mną lepiej niż wtedy, kiedy trzeba było ogarnąć Fella...
- Weź mi nie przypominaj - Sans zdążył już wrócić z bandażem i zaczął opatrzać ramię swojej siostrze.
- Wy pierdolone drutociągi - Kotna zaczęła naśladować głos Fella. - Otwórzcie mi tą jebaną łazienkę wy szamotuły zgnidowaciałe.
Szamotuły? Jak Wacław z Szamotuł?
- Pff... Tak.
- Dobra, koniec. Było, minęło.
- Ej, Dave, a pamiętasz jak Paps potem zrobił tamten piruet?
Prawie zahaczył o żyrandol.
- O, albo pamiętasz jak trzeba było nowy dywan kupić bo mnie przeciął na pół w pasie - Kotna zaczęła tarzać się ze śmiechu po podłodze. Sans tylko patrzył na to z dezaprobatą. Ktoś tu jej zazdrości nieśmiertelności~
Trzeba go było związać i wrzucić do portalu.
- Szkoda że moi Czytelnicy tego nie widzieli - powiedziała ocierając wyimaginowaną łzę.
Szkoooda...
W pomieszczeniu zapadła cisza. Niestety, dywan poległ. To już trzeci w tym tygodniu. Panele pewnie też poległy. Za dużo krwi.
- To co, idziemy na kebsy?
- Idziemy.
*kurtyna*
... No co? Jakiś problem?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro