Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Yuri po prostu zatracił się w jeździe. Nie zrobił tego specjalnie, zwyczajnie jej nie widział. Dotknął obolałej wargi i dostrzegł na rękawiczkach odrobinę krwi. Podniósł się z lodu i otrzepał. Spojrzał na dziewczynę, która również podnosiła się do pozycji stojącej i już otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak uprzedził go Yakov.

— Jurij! Uważaj trochę bardziej! Nic ci się nie stało, Katia? — rzucił w jego stronę, a następnie spojrzał z troską na dziewczynę. Ta tylko machnęła ręką, włożyła słuchawki do uszu i kontynuowała trening. Yuri zacisnął pięści, patrząc na nią z nienawiścią. Nie rozumiał, co takiego ten stary idiota w niej widział. Dlaczego ciągle pozwala jej tu trenować i dlaczego traktuję jak swojego ulubieńca? Pojawiła się znikąd, jest nijaka i nawet nie skacze. Nie zrobi z niej zwyciężczyni. Ba. Nie zrobi z jej nawet prawdziwej łyżwiarki.

Yuri był wściekły. Jego kolejne skoki i figury były przepełnione złością. Jego mięśnie były spięte. Przestało mu cokolwiek wychodzić. Nie mógł tak trenować. Musiał ochłonąć.

Zszedł z lodu, założył ochraniacze na ostrza i skierował się do szatni. Ze złością walnął dłonią w szafkę i sięgnął po butelkę z wodą. Opróżnił ją do połowy, zakręcił i wrzucił z powrotem do szafki. Przeczesał palcami ścięte niedawno włosy i spojrzał w lustro, sprawdzając stan zranionej wargi.

Za sobą usłyszał kroki. Łyżwy. A w lustrze dostrzegł rudą kitę i szczupłą sylwetkę w granatowej bluzie, zapiętej aż pod brodę.

— Może jakieś "przepraszam", co? — warknął na nią, jednak dziewczyna rzuciła mu tylko obojętne spojrzenie w lustrze i odwróciła się. Yuri nie wytrzymał. Złapał ją za ramię i przycisnął plecami do metalowych szafek. Dziewczyna skrzywiła się lekko, ale z jej ust nie wydobył się nawet jęk. Spojrzała na niego z wyrzutem i zacisnęła dłonie.

— To była twoja wina, idiotko — warknął wściekle. — A to mnie się dostało.

Dziewczyna nie odpowiedziała. Patrzyła na niego wyzywająco.

— No powiedz coś w końcu! — wrzasnął, uderzając w szafkę, tuż obok jej głowy. Rudowłosa drgnęła lekko i pokręciła głową z politowaniem. — Jesteś niczym, rozumiesz, Wiewióra? Cholernym niczym — wycedził przez zaciśnięte zęby, łapiąc ją za szyję. Dziewczyna otworzyła lekko usta, a w jej oczach zebrały się łzy. Nie trzymał jej mocno. Nie mógł sprawić jej bólu, jednak ta zacisnęła dłonie na jego ręce, wbijając paznokcie w jego skórę. Yuri spojrzał na nią ze zdziwieniem i odsunął się, zabierając dłoń. Rudowłosa osunęła się po szafkach na podłogę, zasłaniając usta. Zaczęła cicho kaszleć, a gdy odsunęła dłoń od twarzy, Yuri zauważył na niej krew. Zmarszczył brwi. Potrafił kontrolować swoją siłę. Nie mógł zrobić jej krzywdy.

— Nie zbliżaj się do mnie — warknął i wyszedł, zostawiając ją samą.

***

Mimowolnie blondyn zastanawiał się, co się tak właściwie stało. Miała jakiś problem czy coś? Angina? Jakaś infekcja? Może była po wycinaniu migdałka czy czymś równie głupim. Albo po prostu Yuri przesadził, chociaż było to dla niego niemożliwe. Nie był aż tak wściekły.

Następnego dnia po tym małym incydencie z nową łyżwiarką, chłopak wrócił na lód jakby nigdy nic. Katia także. Jednak przyszła dopiero w połowie jego treningu i zeszła po trzydziestu minutach. Nadal się nie przemęczała.

— Czy ta pieprzona wiewiórka nie może się w końcu wziąć do roboty — mruknął wściekle, jednak nikt nie mógł go usłyszeć.

Blondyn postanowił zignorować łyżwiarkę i wszystkie natrętne myśli o niej i skupić się na treningu. Najechał dynamicznie i wykręcił poczwórnego, idealnie lądując na lodzie.

— Yuri! — usłyszał i odwrócił się do swojego trenera, zdziwiony nagłym brzmieniem swojego imienia. Widząc machającego Yakova, podjechał do barierki, krzyżując ręce na piersi i zastanawiając się, czego stary może od niego chcieć.

— Ta? — mruknął, opierając przedramiona na brzegu bandy i patrząc na mężczyznę spod blond grzywki.

— Jutro są te zawody regionalne, pamiętasz? — spytał, opierając ręce na biodrach. Yuri wzruszył ramionami. Pamiętał. Ale co mu z tego, skoro to tylko kolejna rywalizacja, która ma mu po prostu zapewnić łatwe złoto do kolekcji. — Widzimy się o szóstej, jasne?

Plisetsky jęknął. Liczył na to, że się wyśpi i nie miał pojęcia dlaczego Yakov zrywa go dwie godziny przed umówioną zbiórką.

Nastolatek nie zdążył nic powiedzieć, gdyż mężczyna odszedł w stronę swojego biura, nawet na niego nie patrząc. Wściekły chłopak zszedł z lodowiska i ruszył w stronę szatni. Przebrał się szybko, zebrał swoje rzeczy i skierował swoje kroki do wyjścia, wkładając w uszy czarne słuchawki. Puścił playlistę swojego ulubionego zespołu i z westchnieniem pchnął drzwi, prowadzące na zewnątrz. Grudniowy chłód uderzył go w twarz i chłopak zadrżał mimowolnie. Poczuł delikatny dotyk na ramieniu i odwrócił się, z zamiarem nawrzeszczenia na osobnika, który śmiał mu przeszkodzić, lecz tylko stał i patrzył. Rudowłosa łyżwiarka wyciągała w jego stronę granatowy szalik. Jego szalik. Ten, który zostawił na ławce w szatni. Po krótkim wahaniu wziął materiał od dziewczyny, nie spuszczając z niej podejrzliwego spojrzenia. Rosjanka była blada, nawet jej piegi wyblakły i tylko zaczerwienione policzki i nos wskazywały na to, że rzeczywiście krew nadal krąży w jej żyłach. Ogniste włosy kontrastowały z białą skórą, a pojedyncze płatki śniegu osadzały się na nich, tylko podkreślając ich kolor.

— Nie oczekuj podziękowań — warknął na nią, a ta tylko zaśmiała się bezgłośnie i pokręciła głową z niedowierzaniem. Odwróciła się na pięcie i uniosła dłoń w geście pożegnania, idąc w stronę wejścia na lodowisko. Yuri patrzył za nią nierozumiejącym wzrokiem, by po chwili owinąć szalik wokół szyi i skierować się w stronę dworca. Wsunął nos w miękki materiał i skrzywił się. Tak niewiele było trzeba by szalik przesiąknął jej zapachem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro