Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

Bycie zakochanym to wspaniały stan, który u jednych trwa zaledwie chwilę, godziny bądź dni, a u innych dziesięciolecia lub całe życie. "Team AA" to doskonały przykład tego drugiego – miłości, która wraz z upływem czasu nie słabnie, a rozkwita, staje się śmielsza, pełna ciepła, wsparcia i oparcia, kiedy jeden z pary jest zmęczony lub po prostu potrzebuje bliskości, mając zawsze obok tego drugiego "A".

Wraz z początkiem września obaj zaczęli naukę i, jak Anthony zapowiedział, już wtedy pomiędzy lekcjami przyjechał do swojego chłopaka. Od tego dnia regularnie pojawiał się na swojej nieodłącznej deskorolce podczas każdej długiej przerwy. Stawał przed zbudowanym z czerwonej cegły budynkiem szkoły, zamieniał z Aidenem słowo lub kilka, a kiedy nikt nie kręcił się w pobliżu, to przytulał go, dzieląc się swoją pozytywną energią i oczywiście pożyczając trochę tej aidenowej dla siebie, żeby przetrwać kolejne samotne godziny. Kiedy nie padało i któryś miał akurat "okienko", chodzili na niewielki amfiteatr usytuowany w parku nieopodal szkoły i tam spędzali czas na żartach, trzymaniu się za ręce i potajemnych buziakach.

Nie przejmowali się sporadycznymi docinkami na temat ich związku. "Gejuchy, pedały" – to czasami słyszeli, lecz oni tylko ze śmiechem odpowiadali, że jeśli im zazdroszczą, to niestety, ale się sobą nie podzielą. Wkrótce zostawiono ich w spokoju, zwłaszcza gdy pod szkołę przyjechał czarnym Maserati Lucas i dopadł jednego z upierdliwych dryblasów, biorąc go na stronę i coś mu mówiąc. Aiden nie potrzebował od niego pomocy, ale zdążył poznać starszego z kuzynów na tyle dobrze, że wiedział, iż nie odpuści, a gdyby któryś choćby tknął Anthony'ego... obaj nie wstrzymaliby się od odwdzięczenia się takiej osobie z nawiązką. Z tego powodu nie próbował go upominać, a tym bardziej zatrzymywać.

Wystarczył Anthony, który potem dźgał najlepszego przyjaciela palcem w pierś, zabraniając mu mieszania się w nie swoje sprawy.

– Nie moja sprawa? – zapytał, łapiąc go za palec i unosząc wysoko w górę, aż Ant musiał stanąć na palcach. – Gdyby pewien Mrówa nie stwarzał mi od dzieciaka problemów, przychodząc lub dzwoniąc z każdą pierdołą, to teraz nie robiłbym tego zapobiegawczo. Ja tylko dbam o mój spokojny sen.

– Sen-sren! Cholerny Wilku, puszczaj, ty przerośnięty psie!

Między nimi nic a nic się nie zmieniło i Aiden cieszył się, że mimo jego obecności Lucas nadal na swój nieco szorstki sposób dba o młodego skatera. Lubił go, sam czasami się z nim przekomarzał lub raczej dwudziestolatek z nim, ale mu to nie przeszkadzało. We trzech często wyjeżdżali poza miasto na jednodniowe wycieczki w góry, a co tydzień obowiązkowo pojawiali się we flyspocie. Aiden lubił latać, obserwować jak latają oni, ale nie zamierzał jeszcze uczestniczyć w żadnych zawodach. Po pokazie inauguracyjnym największego tunelu aerodynamicznego wiele osób ze świata sportu pytało o jego tożsamość, chcąc zrobić z nim wywiad lub zaprosić do skydivingowego teamu. Zawsze poprzez jednego z kuzynów przekazywał odpowiedź odmowną. Nie chciał wracać do sportu. Nie tak szybko i nie teraz, kiedy odnalazł coś, co było dla niego najważniejsze.

Najpierw musiał się porządnie na "to" napatrzeć, nadotykać, nasycić i nacieszyć.

Swoim Anthonym.

* * *

Kilka miesięcy później, na początku stycznia Aiden jako widz pojechał z Anthonym i Lucasem na zawody skydivingowe. Kuzyni najpierw latali w parze, a później odbyły się pokazy indywidualne. Ant stworzył swoją choreografię do podpowiedzianego mu utworu Angel's Guns – Epiconia. Była tak żywa, wypełniona jego radością, beztroską, ale i doskonałością, że nie miał sobie równych i po raz kolejny zdobył miejsce na najwyższym podium.

Kiedy schodził z niego z pucharem w dłoni, omal się nie przewrócił, widząc zbliżającego się w jego kierunku Aidena, trzymającego na przedramieniu siedzącego demo... Maxa! Nie spodziewał się go, ale szybko wziął się w garść, przypominając sobie ich ostatnie spotkanie podczas wakacji, kiedy mały diabol... rozbrykany kuzyn pokazał się mu pierwszy raz jako człowiek.

Teraz chude ramiona malca obejmowały szyję "wujka Aidi'ego", ale te szare, zimne oczy uporczywie wpatrywały się w niego.

Uśmiechnął się z widocznym wysiłkiem.

– Świetny występ, Anthony – pogratulował Aiden.

– Dziękuję – przeniósł spojrzenie na swojego chłopaka – ale to twoja zasługa. Podsunąłeś mi genialny kawałek. Przy nim trzeba było dać czadu. Cze-cześć, Max.

– Wujek ładnie latał.

Chłopiec wyciągnął do niego dłoń i poklepał po lekko zmierzwionych od kasku włosach. Anthony jeszcze się nie przyzwyczaił, że ten szarl... brzdąc nie chce go uderzyć, więc mimowolnie się wzdrygnął, ale od razu do małej dłoni dołączyła duża – ta ulubiona, więc szybko się uspokoił i rozpogodził.

– Dzięki, Max! A jak podobał ci się występ wujka Luca?

– Fajny.

– A który wujek był lepszy? Ja, powiedz, że ja i utrzemy drugiemu wujkowi nosa. Ha, ha!

– Czy ja słyszałem coś o ucieraniu nosa?

Za Antem w swoim czarnym stroju pojawił się Lucas.

– Obgadywaliśmy cię, Wilku.

– Tak podejrzewałem. – Zarzucił ramię o jego szyję, przyduszając i kostkami zaciśniętej pięści boleśnie pocierając czubek głowy.

Anthony zaczął krzyczeć, Aiden dyskretnie się uśmiechać, a Max klaskał w małe dłonie, dopingując obu radosnym:

– Wujek Ant, oddaj mu! Wujek Luc, nie w nos, bo mama będzie zła!

Od dawna było wiadomo, że podczas komunikacji "prawdziwych" mężczyzn nic tak dobrze nie przemawia i nie rozwiązuje konfliktów, jak pięści. Dlatego nikt im nie przeszkadzał.

W pełni zasłużone pierwsze miejsce to idealna okazja do świętowania, więc po zawodach Anthony White pojechał na równie zasłużone ferie, które planował już od miesiąca.

Tydzień w przytulnym górskim pensjonacie. Tylko we dwóch.

Aiden i on.

*

– Woohaa! – krzyknął Anthony, wchodząc do apartamentu i zrzucając torbę podróżną z ramienia na podłogę.

Wbiegł do jasnego wnętrza, przystając pośrodku i rozglądając się dookoła. Jeden stół, komplet wypoczynkowy składający się z kremowej kanapy i pasujących do niej dwóch foteli oraz kilka komód ze srebrnymi ozdobami. Na największej ścianie wisiał duży, płaski telewizor, na drugiej obraz zaśnieżonego lasu z wiszącymi z gałęzi długimi soplami lodu, a dwie pozostałe ściany – prostopadle ze sobą połączone – stanowiły panoramiczne okna z odsłoniętymi pionowymi roletami, za którymi znajdował się kilkumetrowej długości balkon.

Chłopak podszedł tam i z zachwytu krzyknął ponownie. Przy małym okrągłym stoliku stały dwa wiklinowe krzesła wyłożone grubymi kocami z polaru, a w rogu prostokątne drewniane pomieszczenie przypominające składzik. Jednak Antowi najbardziej spodobał się widok na śnieżnobiały górski szczyt. Musiał aż odchylić głowę, żeby wzorkiem objąć go w pełni.

Poczuł pierś przylegającą do jego pleców, znajome ramiona obejmujące go w pasie i pocałunek pod uchem.

– Twoi rodzice wybrali nam wspaniałe miejsce na ferie – usłyszał głos, a ramiona mocniej go objęły.

– To przeprosiny za zabranie nam kawałka wakacji, więc nie ma mowy, żebym zadowolił się byle czym.

– Jesteś zadowolony?

– Całkowicie. To miejsce jest obłędne. Miasteczko niewielkie, pokój ciepły, słoneczny i z widokiem na góry, stok sto metrów od nas i do tego jedzenie w cenie. Mając to i ciebie, czego potrzebuję więcej do szczęścia?

– Już myślałam, że o mnie zapomniałeś.

– Ty, Aidenie-Kochany-Złośliwcu, jesteś tutaj najważniejszy. – Obrócił głowę i pocałował go w policzek. – Choć nie ukrywam, że ta mała sauna na zewnątrz też mnie kusi jak ty czasami.

Aiden zaśmiał się, przytulając policzek do szyi skatera i powiedział:

– Sauna tylko rozgrzewa, a ja... coś jeszcze.

– Serio? – Udawał nieświadomego, co jego chłopak potrafi. W łóżku i nie tylko w nim.

– Yhm, ale może najpierw rozpakujemy się, szybko odświeżymy i pójdziemy na spacer? Słońce tak przyjemnie świeci, że szkoda chować się w czterech ścianach. Wieczorem możemy sobie to odbić z nawiązką.

– Nawiązka z... sauną? – upewnił się Ant.

– Jeśli tylko zechcesz. Dziś, jutro, pojutrze. Otulę cię z każdej strony i nie poczujesz tego przeszywającego mrozu, kiedy będę cię niósł do środka.

– Przecież mam własne nogi.

– Wiem, ale lubię cię nosić na rękach. Tego mi chyba nie odmówisz? – zapytał, obejmując ustami płatek jego ucha i lekko na nie chuchając. – Co?

– Aiden! Ha, ha, ha! Dobra, dobra, ale już mnie nie kuś, bo mam coraz mniejszą ochotę gdziekolwiek wychodzić.

– Okej. – Cmoknął go w policzek i puścił. – Po której stronie łóżka chcesz spać?

– Jak zawsze po prawej! – odparł radośnie, biegnąc do sypialni.

*

Przemierzali kilometry odśnieżonych chodników i zasypanych leśnych traktów, brodząc po kolana w białym puchu. Pod koniec spaceru zatrzymali się przy niewielkim wodospadzie. Anthony skacząc po mokrych, dużych kamieniach, przeciął płytką rzekę wszerz. Nie mógł się powstrzymać i podszedł też pod spad wody, podstawiając pod niego dłoń.

Do Aidena wrócił w podskokach, głośno krzycząc:

– Aiden, ratuuuj! Palce mi zamarzły! Zobacz, zobacz, chyba ich nie czuję...

Słysząc udawaną panikę, jego odpowiedzialny chłopak i tak utulił zimną dłoń swoimi. Przyciągnął ją do ust i chuchnął kilka razy. Potarł zmarznięte palce i każdy z osobna pocałował, patrząc ciepło w szaro-niebieskie oczy, które w śniegu i słońcu błyszczały intensywnie na tle rumianych od szczypiącego mrozu policzków.

– Już lepiej? – zapytał, przykładając obie jego dłonie do własnej szyi.

– Jak ty ze mną wytrzymujesz?

Anthony objął jego kark, przytulając się do chłodnego policzka.

– Muszę cię bardzo kochać. – Usłyszał odpowiedź.

– To na pewno to, bo Wilku już dawno utopiłby mnie w tej rzece. – Odsunął się, poprawiając chłopakowi szalik i wziął za rękę, zapominając o "zamrożonych" jeszcze minutę wcześniej palcach. – Idziemy? Zgłodniałem od tego łażenia.

– Masz ochotę na coś szczególnego? – zaciekawił się, ruszając wraz z nim i nie puszczając dłoni.

– Może na zupę w chlebie?

– Z jajkiem?

– Tak, i na zimową, rozgrzewającą herbatę. A potem – posłał mu hultajski uśmiech – na ciebie!

Jak Aiden mógł nie kochać Anthony'ego za radość, jaką wprowadzał do jego życia? Aż czasami nie mógł uwierzyć, jak mógł dotąd żyć bez niego. Od małego miał swoje ćwiczenia, zawody, adrenalinę, przyjemny ból mięśni, ale to blakło na tle uśmiechu Anthony'ego White'a. Czasami się przekomarzali, spierali o jakąś drobnostkę, ale potem zawsze z tego śmiali. Widywali się codziennie od prawie pół roku, ale nie czuli, aby mieli siebie w najmniejszym stopniu dość. Obaj lubili rozmowy i swoje towarzystwo tak jak lubili też bliskość, czułe gesty, przytulanie. Kiedy jeden z nich miał gorszy dzień, nie zamykali się samotnie w pokoju. Aiden przychodził do Anta lub odwrotnie. Nie musieli wtedy nic mówić, a humor i tak wracał im zaskakująco szybko, bo znajdowali wsparcie w drugich ramionach, przy tak dobrze im zapamiętanym cieple, z nozdrzami wypełnionymi zapachem tego, którego kochają.

Jako młodzi zakochani nastolatkowie mieli też swoje potrzeby, które pomagała im zaspokoić druga osoba. Okazało się, że jeśli do wakacji nie myśleli o tym często, tak po nich i poznaniu wszystkich towarzyszących uprawianiu fizycznej miłości odczuć, co nieco się to zmieniło.

Może nawet więcej niż tylko "co nieco"?

Prezent od Lucasa już we wrześniu został wykorzystany do końca. Jedynie zapach truskawek pozostał jeszcze kilka dni dłużej na ręczniku i bawełnianej koszulce wciśniętych do kosza na pranie. Ich zbliżenia stały się śmielsze, ale także bardziej świadome. Aiden nauczył się sprawiać swojemu ukochanemu tak wiele przyjemności, że ten padał wymęczony, lecz całkowicie zaspokojony i szczęśliwy. Zasypianie przy nagim ciele stało tak samo pożądane jak budzenie się obok niego. Nie mogli sobie na to pozwolić każdej nocy, dlatego czas razem, w łóżku, wykorzystywali maksymalnie – jak się da i ile mieli sił, a obaj sportowcy posiadali ogromny zapas energii, więc nierzadko trwało to większą część nocy i jeden raz im nigdy nie wystarczał.

*

Po kolacji Anthony poinformował, że pierwszy wieczór w górach on zaplanuje, więc niech wszystko zostanie w jego rękach. Prysznic wzięli osobno – najpierw Anthony, a po nim Aiden. W progu łazienki uśmiechnęli się do siebie i minęli. Skater odwiesił mokry ręcznik na kaloryfer w sypialni i rzucił się na łóżko. Słuchał, czy woda z prysznica już się leje i dopiero wtedy otworzył szufladę po swojej stronie łóżka. Za ładowarką, portfelem, kilkoma gumkami do włosów i dwoma paczkami chusteczek higienicznych leżała kosmetyczka. Wyciągnął ją, otworzył i przygryzł wargę, starając się powstrzymać rumieńce. Noc taką jak ta planował już od dłuższego czasu, ale dotąd nie mógł się przemóc na ten krok.

– Będzie dobrze, będzie dobrze, Mrówa – powtarzał sobie.

Odłożył kosmetyczkę z powrotem i z szafy wyciągnął błękitną koszulę. Ściągnął przez głowę swój T-shirt używany jako piżama i założył chłodny, sztywny materiał. Zapiął guziki poza dwoma górnymi, a przydługie rękawy zakasał do połowy przedramion. Koszula sięgała jego pośladków i była o co najmniej rozmiar za duża, ale w końcu nie należała do niego.

To była koszula Aidena.

Spojrzał na ciągle zamknięte drzwi do łazienki i poklepał się po policzkach, a potem po białych bokserkach, dodając sobie odwagi. Czytał niedawno, że biel oznacza niewinność, dlatego stwierdził, że będzie idealnie pasowała do jego "niewinnych" zamiarów.

Stresował się. Miał czas, aby odpuścić i z powrotem założyć T-shirt, ale czy chciał?

Zdecydowane nie.

Poszedł do salonu, przystając przy panoramicznych oknach, spoglądając na czarny zarys góry i granatowe niebo z jasnymi gwiazdami. Usłyszał odgłos otwieranych drzwi i przytknął jedną dłoń do szyby. Nie czekał długo, by poczuć na plecach szeroką pierś, a na karku, z których odsunięto na bok włosy, miękkie usta. Uwielbiał, kiedy Aiden to robił. Serce od razu zaczynało mu szybciej bić, a całe ciało przeszywały dreszcze podniecenia.

Zobaczył ich odbicie w szybie i powiódł dłoń w tył, by dotknąć wycięcia w talii swojego chłopaka.

– Nie wytarłeś się.

Odpowiedział mu niski pomruk i kolejny pocałunek.

– Spieszyłem się, żeby do ciebie wrócić.

– Ubierz coś na siebie.

– Nie mam co, ktoś zabrał moją ulubioną koszulę.

Odsunął kołnierzyk na bok i zaczął składać pocałunki od karku wzdłuż barku do szczytu ramienia. Ant czuł wilgotne włosy łaskoczące jego skórę. Kilka zimnych kropel spadło z końcówek na jego rozgrzaną skórę.

– Myślałem, że pójdziemy do sauny – odezwał się Anthony, przymykając oczy i przechylając głowę, aby druga osoba mogła go do woli całować.

– Przełóżmy to na jutro – zasugerował, nie odrywając się od ciała skatera.

– Okej – zgodził się cicho, wypuszczając przez nos powietrze.

– Teraz wolałbym...

Jego kolejne słowa przerwał dźwięk telefonu. Anthony nie musiał wytężać umysłu, żeby przypomnieć sobie, na kogo miał ustawioną tę melodię. Kobiecy, dźwięczny głos śpiewający w nordyckim języku spokojną piosenkę połączony z wyciem wilka był nietypowy, ale jedyny w swoim rodzaju.

– Aiden – położył dłoń na mokrych ciemnych włosach – to Wilku.

– Wiem, dlatego nie odbieraj – poprosił, nie przerywając całowania. Dla przekonania Anta do pozostania w miejscu dłonie przesunął po jego brzuchu i uniósł brzeg koszuli.

– Może to coś ważnego. Przecież wie, że jesteśmy razem... nie przeszkadzałby nam bez powodu.

Aiden odsunął się z ociąganiem, łapiąc Anta za brodę i całując w usta, po czym jeszcze szybko go przytulił.

– Leć. Może faktycznie coś się stało.

Skater pobiegł do sypialni, z której po chwili wyszedł, trzymając telefon w wyciągniętej w przód dłoni ekranem do siebie.

– Siema, Wilku. Co się stało, że dzwonisz? Do tego jeszcze na wideorozmowę.

Podczas przywitania wrócił do Aidena, stając przy nim i pokazując wyświetlacz, gdzie był Lucas – widoczny od pasa w górę: z lekko zmierzwionymi włosami i w czarnym T-shircie opinającym się na jego umięśnionych ramionach.

– Tęskniłem za moim młodszym kuzynem – odpowiedział, puszczając mu "oczko".

– I tyle?

– To aż tyle, głupia pchło. Martwię się, czy nie zjadł cię wielki, zły niedźwiedź – rzucił żartem. – Ale widzę, że to ty nadal jesteś ubrany, więc chyba role się odwróciły, co?

– Wilku, ty...!!! – Nie zdążył dokończyć, bo w kadrze za przyjacielem pojawiła się dziewczyna z długimi ciemnymi włosami, które rozpuszczone układały się sprężystymi falami na jej turkusowej koszulce.

– Cześć, Anthony, cześć Aiden! – przywitała się z zaraźliwym uśmiechem, opierając piersią o plecy Lucasa i zarzucając mu od przodu ręce, którymi pomachała do telefonu.

– Cześć, Michelle – odpowiedzieli chłopcy jednocześnie.

Michelle uczyła tańca i była starszą siostrą Motyla, czyli Michaela. Dotąd przez jej ponadprzeciętny wzrost trudno było jej znaleźć chłopaka, ale podczas ostatnich zawodów skateboardowych pojawiła się na skateparku, aby kibicować bratu. Wieczorem "Latające Skarabeusze" i "Sfora" wspólnie wynajęli salę w barze, żeby uczcić udany sezon, i zaproszona została tam też Michelle. Podczas tańca między Lucasem i dziewczyną coś zaiskrzyło. Dwudziestolatek odprowadził ją do domu i od tej pory coraz częściej się spotykali. Po kilku dniach umówili się na randkę, która okazała się bardzo udana i zaczęli ze sobą chodzić.

Dziewczyna była wysoka, a w obcasach równa wzrostem Lucasowi, który ze swoją siłą zawsze udowadniał jej, że czy byłaby wyższa od niego, czy miała metr pięćdziesiąt, czy jej ciało było miękkie i kobiece, czy mocne od codziennych ćwiczeń i tańca, to dla niego zawsze będzie lekka jak piórko, w swoich sukienkach niesamowicie pociągająca, a z uśmiechem olśniewająca. Uwielbiał ją całą i jej radosny charakter, co powtarzał od samego początku znajomości, więc dziewczyna szybko się w nim zakochała.

Lucas był prostolinijny, nie zajmował sobie głowy mało istotnymi sprawami, do tego zawsze szczery, wobec niej szarmancki, opiekuńczy i lubił się droczyć, choć nie tak często z nią, jak ze swoim kuzynem, którego pozytywną energię z marszu pokochała, traktując go jak brata. Ponadto uważała, że z Aidenem tworzą świetną parę.

Lucas złapał dziewczynę za przedramię, mówiąc:

– Słyszeliśmy, że pojechaliście w góry, więc z Michi także postanowiliśmy zrobić sobie wakacje.

– O, a gdzie się zatrzymaliście? – zapytał Ant szczerze zaciekawiony.

Michelle uśmiechnęła się i zerknęła na twarz swojego chłopaka, by powrócić do telefonu i odpowiedzieć:

– Jesteśmy po drugiej stronie góry.

– Ale że tej góry? – Anthony wskazał palcem za siebie na zacieniony wysoki szczyt.

– Tak.

– Luc chciał zrobić niespodziankę i zameldować się w waszym pensjonacie, ale przekonałam go, że lepiej dać wam trochę przestrzeni.

– Kochamy cię, Michelle! – krzyknął Anthony. – Wilku to by mi tylko dokuczał przy każdej okazji, ale ty jesteś prawdziwym aniołem. Aż czasami się zastanawiam, dlaczego sobie wzięłaś tego diabła.

– Dokuczanie pewnemu Mrówie to moje małe hobby, a rozpieszczanie mojej dziewczyny to drugie – wyznał Lucas.

– A ja uważam – zaczęła mówić dziewczyna – że Anthony jest bardzo uroczym kuzynem i powinieneś go też rozpieszczać.

– Mrówa, uroczy? – Obrócił do niej twarz, poważniejąc.

– A nie?

– Za to twój chłopak jest silniejszy. – To mówiąc i nie odrywając od niej wzroku, zdjął przez głowę ciemny podkoszulek.

Michelle dotknęła umięśnionego ramienia i wyszeptała mu coś do ucha.

– Nie mogę zaprzeczyć, że wiesz, jak używać swojej siły – pochwaliła głośno, głaszcząc napięty biceps.

– Hej! – odezwał się Anthony, zwracając na siebie uwagę i wieszając się na szyi Aidena. – Mój chłopak wcale nie jest gorszy! Czysta siła, same mięśnie i to naturalnie!

– A ja to jestem niby sztuczny? – obruszył się Lucas, rzucając mu piorunujące spojrzenie.

– Napakowany zwierz! – ocenił bezceremonialnie.

Michelle zaczęła się śmiać. Objęła policzek Lucasa, pocałowała i trochę uspokoiła. Poznała już kuzynów i drobne sprzeczki, które w ich wykonaniu potrafiły magicznie przerodzić się w tajfun, gdzie rykoszetem mogli dostać najbliżsi. Dlatego szybko nauczyła się temu zapobiegać miłym słowem, przytuleniem i całusem. Postawny "Wilku" okazał się być przy niej potulnym szczeniaczkiem, który tylko szczeka, ale nie gryzie i jest spragniony pieszczot delikatnej dziewczęcej dłoni.

– Zbaczamy z tematu, Luc – powiedziała miękko, używając zdrobnienia. To również pozytywnie działo na chłopaka, choć dodała kolejnego jeszcze bardziej zadowalającego go buziaka. Obróciła się do swoich rozmówców i wyjaśniła: – Pomyśleliśmy, że może zrobimy wspólny wyskok w góry.

– Wyjść w nocy, wy ze swojego apartamentu, my swojego i o wschodzie słońca spotkać się na szczycie – sprecyzował jej chłopak.

– Mówicie serio? – Oczy Anthony'ego od razu zrobiły się duże, ale już sekundę później jego entuzjazm opadł. – Może następnym razem. Dziś już sporo się nachodziliśmy i nie chcę, żeby Aiden nadwyrężył stopę. Ostatnio jest coraz lepiej, ale...

– To świetny pomysł – dokończył za niego Aiden. Przytrzymał go jedną ręką w talii i zwrócił się do Lucasa oraz Michelle: – Co wy na to, żebyś ty, Lucas, oraz Anthony ścigali się na górę? Ja i Michelle nie mamy tak dobrej kondycji, więc pójdziemy za wami swoim tempem.

– Wyścigi, to jest plan! – ucieszył się skater. – Co ja bym bez ciebie zrobił, Aiden? To ja wbiegnę pierwszy na szczyt, pomacham Wilkowi, który będzie jeszcze człapał po śniegu i wrócę po ciebie na szlak. Ha! Genialne!

– Hola, hola. – Lucas zbliżył kamerkę telefonu do twarzy. – Jakie "pomacham Wilkowi"? Coś ci się chyba pomerdało w tej małej dyńce, Mrówa.

– Przecież to jasne, że taki przerośnięty pies jak ty dziesięć razy częściej zapadnie się w zaspach śnieżnych niż zwinny jak sarenka i lekki jak mrówka ja!

– Zwinna sarenka? Chyba pokraczny insekt.

– Lepszy niż włochaty olbrzym!

– Ty...!

Zanim na dobre zaczęli się wykłócać, który z nich jest lepszy i będzie szybszy oraz który któremu będzie kłaniał się w pas, Aiden pocałował swojego chłopaka w policzek, a Michelle mu zawtórowała. Z tą różnicą, że ona posunęła się dalej – śmiało i bez skrępowania łapiąc Lucasa za policzki, przekręcając jego twarz i zamykając mu wykrzywione we wściekłym grymasie usta swoimi. Chłopak mruknął, zapewne chcąc powiedzieć, że jeszcze nie skończył, ale dłoń dziewczyny zatrzymała go w jednym miejscu. Poruszyła wargami raz i drugi, w końcu zwracając na siebie wystarczającą uwagę, by Lucas odpuścił. Wsunął długie palce w jej gęste włosy i objął z tyłu głowy. Ich rozmówcy widzieli dokładnie, jak jego szczęka się porusza, a język muska dziewczęce usta.

– Bożeee!

Anthony zakrył sobie oczy, jednak takie jawne okazywanie uczuć przez kuzyna było czymś nowym, więc... bardzo intrygującym! Z szybko bijącym sercem, ale i ciekawością wymalowaną w szaro-niebieskich oczach, przesunął dłoń na usta i pozwolił sobie parę... poobserwować.

A nóż widelec może to jedyna taka okazja!

– Michi – Lucas zamruczał nisko, męsko i z lekką chrypką – zaraz ci udowodnię, jak bardzo potrafię być uroczy i przekonujący. Nie jakaś głupia, koścista pchła...

– Kurna, Wilku!

Twarz wołanego obróciła się do telefonu, a jego ręka opadła na łóżko.

– Widzimy się na szczycie – usłyszała para chłopców.

Potem w kamerze zobaczyli jeszcze Lucasa popychającego swoją dziewczynę na pościel i z łobuzerskim uśmieszkiem opadającego na nią.

Połączenie zostało zakończone.

Anthony ciągle wpatrywał się w czarny ekran swojego smartfona.

– Wow, tego się nie spodziewałem.

– Że twój najlepszy przyjaciel znajdzie sobie tak wspaniałą dziewczynę?

– Nooo. Z jego charakterkiem samotnego, zgryźliwego i dominującego samca alfa to było nie do pomyślenia. Do tego wydawał się taki... taki...

– Szczęśliwy?

– Tak! Taki rozluźniony i uśmiechnięty. I chyba zakochany po uszy. – Anthony zerknął w bok. – Nie tak mocno jak ja w tobie, ale to i tak niezwykły widok.

– Znalazł swoją drugą połowę. Czy przez to moja mrówcza królewna nie będzie się teraz czuła osamotniona?

– Nigdy w życiu! Przecież mam ciebie. Jesteś tysiąc razy lepszy niż Wilku!

Aiden dobrze wiedział, ile Lucas znaczy dla Anthony'ego i Anthony dla niego. Mogli być w kimś zakochani, ale tego, co jest i od lat było miedzy nimi, nikt i nic nie zmieni. On też się cieszył, że Lucas znalazł osobę, która go akceptuje, rozumie, może dzielić z nią te dobre i gorsze chwile, o kogo sam dba i kogo kocha.

On miał Anthony'ego, dlatego rozumiał te wszystkie uczucia aż za dobrze.

– Zakochani – westchnął Anthony. – Ale to dobrze. Może jutro nie będzie taki zgryźliwy, kiedy będę patrzył na niego ze szczytu. Ha ha!

– Anthony, a może pójdziemy szybciej spać, żebyś rano miał więcej sił? Dotarcie na górę zajmie ci co najmniej godzinę, a wschód słońca powinien być około siódmej.

– Luzik-arbuzik, lodzik-miodzik, jak to Pszczelarz mówi. Wystarczą mi trzy godzinki snu. I tak zadzwonię nad ranem do Wilka, żebyśmy wyszli w jednakowym czasie. Musi być sprawiedliwie, żebym czuł satysfakcję z mojej wygranej!

– Czy w takim razie...

Nie dokończył, zakładając o swój kark jego chude przedramię i zbliżając twarz do drugiej.

– Plan na wieczór pozostaje bez zmian – poinformował zdecydowanym tonem Ant.

Uwielbiał swojego kuzyna i współzawodnictwo, ale nawet on nie namówi go do przełożenia tego, co planował od wielu tygodni.

Jednak po kolei. Wszystko po kolei.

– Aiden – oblizał usta – mógłbyś ubrać moje gatki z Batmanem? Ja już przywłaszczyłem sobie twoją koszulę, więc powinno być sprawiedliwe.

– Co takiego chodzi ci po głowie?

– Zaciekawiony?

– Nawet bardzo.

– Świetnie, więc jeszcze poproszę cię o małą, malutką, tycią przysługę. Okej? Od jakiegoś czasu nie daje mi ona spać.

*

– Anthony, jesteś pewny, że właśnie to "nie daje ci spać"?

– Tak-tak-tak, właśnie to.

Stół, fotele i kanapa zostały odsunięte pod ścianę, pozostawiając przestrzeń wewnątrz wolną. W drzwiach do sypialni z założonymi na piersi ramionami, w błękitnej koszuli i białych bokserkach stał Anthony. Uśmiechał się pod nosem, nie spuszczając wzroku ze stojącego pośrodku pomieszczania Aidena. Miał na sobie tylko czarną bieliznę ze znakiem Batmana. Nie wyglądał na specjalnie onieśmielonego swoim półnagim stanem. Opierał dłonie na biodrach, śmiejąc się i kiwając na boki głową.

– I co teraz? Zamierzasz tak wpatrywać się we mnie do świtu?

– Chciałbym – Anthony zagryzł dolną wargę – ale nie dziś.

– Więc czego chcesz teraz?

– Boli cię stopa?

– Stopa? Powinna boleć?

– Nie, aaa... zrobisz salto?

Aiden ze zdziwienia uniósł wysoko ciemne brwi. Nie wyglądało na to, jakby młodszy chłopak żartował.

– Chcesz, żebym zrobił salto... – zawiesił głos, nagle sobie coś uświadamiając. Uśmiechnął się na nowo i dokończył pytanie: – Chcesz, żebym zrobił salto ubrany tylko w twoje szczęśliwe bokserki?

– Tak! Szalenie kręci mnie twoje ciało. I mięśnie. I oczy. I... zapach. I... Boże, wszystko.

Aiden zaśmiał się głośno.

– Dobrze. W przód, w tył, a może inną akrobację?

– Mógłbyś kilka? Serio? – Zanim otrzymał odpowiedź, krzyknął: – Poczekaj!

Zniknął na chwilę w pokoju. Wrócił z białą rolką bandaża elastycznego i przykucnął przy lewej nodze.

– Na wszelki wypadek. Tak, wiem, wiem, że ostatnio cię nie boli – zaczął, domyślając się, że usłyszy, iż nie jest to potrzebne – ale jeśli przez moje zachciewajki coś ci się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczę.

Trzymając stopę opartą o własne udo, obowiązywał ją z wprawą. W końcu robił to nie pierwszy raz. Odkąd wyznali sobie miłość, takie drobne gesty, pomoc w najróżniejszych sytuacjach, wyręczanie w czynnościach i pokazywanie pełnię wsparcia drugiej osobie stały się dla nich normalne.

Przy okazji usztywniania kostki przypomniał swojemu chłopakowi, że każdy ból, który dotyka jednego, rezonuje na drugiego, więc obaj muszą o siebie dbać.

Kiedy skończył, nie wrócił do przejścia między pokojami. Usiadł na dywanie w siadzie skrzyżnym półtora metra dalej.

– Jeśli coś będzie nie tak, to od razu przerwij – nakazał.

– Żartujesz?

– Jestem śmiertelnie poważny.

– Nie rób ze mnie kaleki.

– Wcale nie robię. Tylko się martwię. Po prostu obiecaj mi to.

Aiden odetchnął głęboko, godząc się z prośbą. Była niepotrzebna, ale trochę, tylko trochę cieszyło go, że Anthony zawsze o nim myśli i troszczy się.

Lucas świetnie go tego nauczył.

– Obiecuję.

– No, to teraz wywiń jakiegoś "skakańca".

Uśmiech na twarzy Aidena zastąpiło skupienie. Napiął mięśnie, podskakując i wyginając tułów w tył. Z naturalną lekkością, zwinnością i siłą kryjącą się w tym niepozornym ciele wykonał piękne salto, lądując na początku beżowego dywanu.

Bez żadnego problemu i najmniejszego zachwiania.

– Na świętego Józefa z Kupertynu! Aiden! Bez tych wszystkich zasłaniających cię ciuchów to zupełnie nowy wymiar twoich boskich mięśni. Wow! – Wziął z kanapy telefon i ustawił nagrywanie. – Przepraszam, ale jesteś tak seksowny, że muszę to uwiecznić.

– Uwiecznić, żeby potem się...?

– Co? Nie! No co ty! Gdzie miałbym się mas... no, klepać swojego szeregowego po łepetynie, skoro mam ciebie i z tobą zawsze jest o niebo lepiej. Zresztą, odkąd jesteśmy razem i wzajemnie pomagamy sobie w tym i owym, to nie czuję potrzeby, żeby samemu... – Odchrząknął. – Musiałbyś mnie nieźle nakręcić. Nie powiem, że ten filmik nie będzie gorący jak ty teraz, ale – wzruszył ramionami – wiem, że w kryzysie, kiedy nie będziemy mogli się zobaczyć, to zawsze pozostaniesz blisko, a przynajmniej tu. – Poruszył telefonem.

– "Zawsze" to możesz do mnie zadzwonić i porozmawiać lub, jak dziś, zrobić wideorozmowę.

– Nie tak zawsze, bo kiedy jesteś w szkole, to też o tobie myślę, a nie mogę cię zobaczyć. Z tym filmikiem będę miał cię na każdej lekcji, a do tego w moich ulubionych gatkach. – Szeroko się uśmiechnął.

– Tylko w nich. – Westchnął. – Twoje rozumowanie jest tak pokrętne, że aż trudno nadążyć. Jednak... to część twojego uroku i chyba za to cię kocham.

Podszedł, żeby zmierzwić mu włosy, a potem stanął ponownie pośrodku salonu.

– Nagrywasz?

– Tak, już włączam! Trzy, dwa, jeden, jedziemy!

– Moja mrówcza królewno – Aiden zwrócił się do kamerki w telefonie i przyszłego oglądającego video – ponieważ tak mocno cię kocham, pokażę ci kilka moich ulubionych akrobacji. Obserwuj uważnie, bo to tylko dla twoich oczu. I – puścił oczko – nie zakochaj się bardziej.

Ledwo skończył, a wyskoczył prawie pod sufit i przekręcając się wokół własnej osi, zrobił kolejne salto w tył.

Po każdej akrobacji mówił jej nazwę i przechodził do kolejnej, nie mniej widowiskowej, perfekcyjnie wykonanej, ukazującej nagie ciało w pełnej krasie. Ten pokaz wywoływał u Anta jeszcze większy podziw, szybsze bicie serca, suchość w ustach oraz, na co nie miał najmniejszego wpływu, powolne ściąganie z wygodnego wyrka "szeregowego" na kolejną służbę.

360 Crescent, aerial, salto w przód, w tył, fiflak, americano, axe aerial, dablleg, illusion twist, jacknife, layaut vault, przerzut w przód, salto bokiem... – Anthony nie mógł oderwać oczu od rysujących się na ciele napiętych mięśni – od łydek, przez uda i tyłek, brzuch, plecy, klatkę piersiową, ramiona aż po uchylone usta i błękitne tęczówki, błyszczące cichą ekscytacją, ciemne od adrenaliny, pamięci niezliczonych treningów i dawnego siebie, kiedy poruszał się tak każdego dnia.

Ant wiedział o tym wszystkim – co Aiden utracił, co nowego zyskał – i choć czuł gdzieś w zakamarkach serca smutek, że jego chłopak nie może wrócić do przeszłości, to był dumny z niego teraz. Z jego siły, że nie zamknął się w pokoju, tęskniąc, rozmyślając, użalając się nad sobą, nie myśląc o przyszłości, bo na "taką" – bez sportu – nie czekał.

Był dumny i... nie mógł nic na to poradzić, że też coraz bardziej podniecony.

Po każdym wyskoku zapach rozgrzanego ciała dolatywał do niego, widziana skóra na torsie zaczynała błyszczeć od wilgoci, a ten "mistrzowski sześciopak" kusił, żeby wymacać go palcami, pocałować, przesunąć językiem w dół...

Poprawił się na dywanie i dyskretnie przez bieliznę ułożył "szeregowego", żeby miał wygodniejszą pozycję. Jaki okazał się przewidujący, że założył koszulę, która świetnie go zakrywała!

– I ostatni, webster – poinformował Aiden.

Pochylił się w przód i bez użycia rąk zrobił gwiazdę, palcami stóp prawie dotykając sufitu.

Po wykonaniu akrobacji Anthony wyłączył nagrywanie. Odłożył telefon i podszedł do Aidena. Przyłożył dłoń do jego lewej piersi, czując szybkie bicie serca i gorąco przebijające przez skórę.

– Mam niesamowitego chłopaka, wiesz? – powiedział.

– Tak o nim myślisz? A nie sądzisz, że należy mu się nagroda za to przedstawienie?

– Hmm, pomyślmy... – Przesunął dłoń do barku, a potem wzdłuż lewego ramienia do dłoni, którą chwycił w swoją. – Już nawet wiem jaką. – Podciągnął go za sobą.

Aiden pomyślał, że trochę za szybko ją wymyślił, ale nie oponował.

– Czy ona znajduje się w sypialni? – zapytał ze śmiechem.

– To nie żadne miejsce ani rzecz, tylko usługa.

– Usługa? Jestem coraz bardziej zaintrygowany. Będzie przyjemna?

– Nie, jeśli ty będziesz niegrzeczny. Lub spięty.

Usta Aidena rozciągnęły się w zupełnie rozbawionym uśmiechu.

– A więc mam szczęście, bo idealny ze mnie chłopak i przy tobie nigdy nie czuję się spięty. Chyba że – zatrzymał się w sypialni przy jego plecach, szepcząc do ucha: – mówimy o zupełnie innym spięciu. I tu powiedziałabym "napięciu".

Anthony nie dał się sprowokować, stanowczo ciągnąc chłopaka w bok i popychając tyłem na łóżko. Patrzyli w swoje oczy, które już nawzajem zaczęły rozbierać się z tego, co na sobie mieli. Usta Aidena rozchyliły się, a zęby zacisnęły, kiedy palcami stopy zaczął unosić błękitny materiał. Ant z sykiem wciągnął powietrze, gdy śródstopie dotknęło wybrzuszenia w bieliźnie.

Wzrok osoby na łóżku stał się nagle czujniejszy, wyraz twarzy poważniejszy, tak samo jak nakazujący głos:

– Zdejmij koszulę.

– Nie sądzę – odparł podobnie władczym tonem skater.

– To nie w porządku, że masz na sobie tyle ubrań, kiedy ja jestem tylko w bokserkach. – Wsunął kciuk pod szeroką czarną gumkę i uniósł materiał, patrząc na własne podbrzusze. – Musisz uzbroić się w cierpliwość. Twój przyjaciel w stopniu szeregowego też chciały się z tobą spotkać, ale nasza królewna jest dzisiaj uparta.

Anthony nie mógł już wytrzymać i zaczął się śmiać.

– Rozmawiasz z nim?

– Jak widać. Nie moja wina, że nam obu bardzo podoba się ta koszula na tobie, ale lubimy też patrzeć na to, co jest pod nią.

– Może ją zdejmę, a może nie.

– Chcesz, żebym cię przekonał? – Jego stopa sięgnęła już górnej części brzucha. – Dotąd nigdy nie potrafiłeś mi odmówić.

– A więc teraz będzie pierwszy raz.

To mówiąc, złapał za kostkę i przytrzymał nogę na brzuchu. Jak kot wszedł na łóżko, a im bliżej był Aidena, tym noga mocniej zginała się w kolanie, aż górna część uda oparła się o "sześciopak". Upartość i pewność siebie w spojrzeniu Anta powodowały, że były taekwondzista nie przestawał się uśmiechać. Taka wersja tego chłopaka naprawdę coraz bardziej mu się podobała. Gdyby tylko mógł złapać go za ramiona i przewrócić na łóżko, docisnąć do materaca i jak najszybciej znaleźć się w nim... Ta myśl była niewyobrażalne kusząca, lecz wtedy niespodzianka-usługa, jaką dla niego przygotował, przepadłaby, a naprawdę był jej bardzo ciekawy.

– I? – zapytał niecierpliwie, z najwyższym skupieniem powstrzymując się od zrobienia czegokolwiek poza wpatrywaniem się w pochyloną nad nim twarz. – Zamierzasz pomóc mi z rozciąganiem? Jak na razie dobrze ci idzie.

– Owszem, mogę cię rozciągnąć, ale niekonieczne w tych miejscach, o których teraz myślisz.

Takiej odpowiedzi się po nim nie spodziewał.

Ekscytacja wywołująca pulsowanie w skroni i między nogami zdradziła go wypływającymi na policzki rumieńcami. Postawa Anthony'ego była przeciwieństwem jego dotychczasowego zachowania w czasie ich intymnych chwil. Przekonanie, z jakim mówił, odwaga, kontrola nad nim, zadziorność, prowokacja, dwuznaczne słowa i jak dobrze radził sobie z jego zaczepkami kręciły go podwójnie. Z jednej strony miał chęć natychmiast go wziąć, a z drugiej oddać się w jego ręce. Niewiadoma co dokładnie zrobi, jak daleko się posunie i gdzie skończy się ta nagła odwaga – tak, ten dreszczyk emocji wart był zagrania w jego grę.

– Dobrze – powiedział. Opuścił ramiona na kołdrę po obu stronach głowy, pokazując, że nie będzie się bronił i jest gotowy na wszystko, co dla niego przyszykowano. – Dziś każda część mojego ciała należy do ciebie. Zrób ze mną, co tylko chcesz.

Zobaczył w oczach Anta tańczące ogniki, ale to co miał w planie, chyba nie należało do najbardziej niewinnych "usług", bo rumieńce także wstąpiły na jego policzki.

– Najpierw się odwróć.

Odsunął się, puszczając nogę i wstając z łóżka. Aiden posłusznie przekręcił się na brzuch, wstrzymując powietrze, gdy docisnął do materaca sztywny członek. Od tygodnia czuł wspomniane wcześniej "napięcie", ale samodzielnie sobie nie ulżył. Dziś nie dotykali się w celu pobudzenia seksualnego, nie całowali, a on od samej rozmowy i ulegania drugiej osobie znalazł się w takim stanie. Gdyby zaczął się masturbować lub Anthony wziąłby go do ust, wytrzymałby co najwyżej do końca wypowiedzenia zdania "Anthony, poczekaj, bo zaraz dojdę".

To byłby najszybszy koniec, odkąd zaczęli się spotykać.

Wziął kilka głębokich oddechów. Miał się rozluźnić i się rozluźni, po prostu z "dystraktorem" nie pójdzie mu tak łatwo, ale nie dojdzie przecież od ocierania się o łóżko...

Zamknął oczy. Musiał ostudzić swój zapał, stłumić potrzeby ciała, a patrzenie na swojego zachwycającego chłopaka na pewno mu w tym nie pomoże. Błękitna koszula, w której już nie raz go sobie wyobrażał, jeszcze bardziej go kręciła, aż umysł szalał. Należało skupić się na czymś innym, czymś bezpiecznym i neutralnym.

Poczuł odwijany ze stopy bandaż, a potem usłyszał szuranie otwieranej szuflady. Anthony coś z niej wyciągnął i rzucił na kołdrę. Choć ciekawość rosła z sekundy na sekundę, postanowił trwać w niewiedzy. Materac się poruszył, więc druga osoba musiała wejść na łóżko. Ciało Aidena zrobiło się niespokojne i napięte, aż podniosły się włoski na karku, a wtedy chłodna, wilgotna od potu dłoń dotknęła jego łopatki.

Och, więc ty też się denerwujesz, Anthony.

Gdy to sobie uświadomił, postanowił wziąć się w garść i mu pomóc.

To pomoc dla nas dwóch.

– Który szlak jutro wybierzesz?

Anthony odpowiedział po kilku sekundach:

– Myślałem o czarnym, jeśli też dasz radę nim wejść.

– Nie ma problemu. Najkrótsze, ale najbardziej strome podejście będzie idealne do wygrania z Lucasem.

Skater ukląkł na wysokości pośladków Aidena. Otworzył coś, co brzmiało jak korek plastikowej butelki od szamponu, żelu pod prysznic lub...

– Jest zimne, nie przestrasz się – uprzedził.

– Hmm, czy mój kochany chłopak zaserwuje mi masaż?

– Tak, a co wcześniej myślałeś?

Wylał na plecy kilka kropel gęstego płynu. Naprawdę był zimny.

– Nic, nic – rzekł niewinnie.

Wcale nie wyobrażał sobie, że z szuflady wyciągnął seksowną bieliznę i wykona przed nim striptiz. Będzie powoli odpinał każdy guzik koszuli, robił uwodzicielskie miny, pobudzał go zmysłowym ruchem bioder, głębokimi pomrukami i sprawdzał jego cierpliwość. Wyjątkowo szybko by mu się skończyła.

– Pomyślałem, że po saltach i fiflakach muszę ci się równie mocno odwdzięczyć i zadbać o twoje zmęczone ciało.

– Dziękuję, to naprawdę miłe.

Nie kłamał i nie przesadzał. Ant myślał o nim więcej niż on sam czy rodzice. Przejmował się jego kontuzją, choć zawsze było w tym więcej z troski niż karcenia, że się przeciąża. Podczas długich marszów specjalnie robił przerwy, udając zmęczenie, teatralnie masując sobie łydki i narzekając na wyimaginowane skurcze mięśni. Tym razem również poprosił go o coś, co mogło mu sprawić ból, aby później mu to wynagrodzić.

Sprytnie.

Jak mógłby nie dawać się od czasu do czasu wodzić za nos i nie pozwalać na wszystko, na co ochotę ma druga osoba?

Od dziś ta bardziej śmiała i nieustraszona strona skatera zyskiwała w jego błękitnych oczach tylko więcej blasku. Pragnął, aby częściej się tak zachowywał, a on mógł spełniać jego zachcianki.

Lubił rozpieszczać młodszego chłopaka, ale sam też lubił być tym rozpieszczanym.

Na różne sposoby.

Olejek na plecach już kilka sekund po jego rozprowadzeniu stał się ciepły. Pachniał mieszanką owoców cytrusowych i czegoś kwiatowego. Dłonie Anthony'ego ślizgały się po skórze z wyczuciem, ale delikatnie – nie tak jak masowali fizjoterapeuci po ciężkim treningu lub w czasie zawodów. W sile nacisku na plecy, ugniataniu poszczególnych partii mięśni było więcej subtelności, co pozwalało mu się zrelaksować.

Na małej poduszce obrócił twarz w prawą stronę. Nadal mając zamknięte oczy, zaczął oddychać spokojniej, głębiej, rozluźniając plecy i ramiona, szyję i barki – wszędzie tam, gdzie docierały opuszki palców.

– I jak?

– Świetnie, Anthony. Dlaczego nie wspomniałeś wcześniej, że masz takie umiejętności? Prosiłbym cię o masaż każdego dnia.

– Ha, ha, nic by to nie dało. Dopiero niedawna dostałem od kogoś kilka rad.

– Od Wilka?

– Nie, ha, ha, on by mnie zgniótł jak mrówkę tymi swoimi mięśniami i jeszcze czerpał z tego chorą satysfakcję. Uch.

– Od kogoś z "Latających Skarabeuszy"?

– Też nie, ale i tak ci powiem, bo na bank prędzej czy później by się wydało. Od Michelle.

– Całe szczęście. – Odetchnął usatysfakcjonowany. – Jeśli to ona, to mogę powierzyć ci każdą część ciała. Zna się na rzeczy. Kiedyś rozmawialiśmy o stłuczeniach, naciągniętych ścięgnach i mięśniach oraz radzeniu sobie z kontuzjami w tańcu i na zawodach. Z pewnością przekazała ci same przydatne informacje.

Anthony nic od siebie nie dodał, tylko potaknął głową. Odsunął się, uklęknął przy nogach i wylał oliwkę na łydki. Aiden wziął kolejną poduszkę i przyciągnął do piersi, opierając na niej brodę.

– Tylko nie zasypiaj – upomniał skater.

– Nie zamierzam. To odprężające, a jednocześnie za bardzo pobudzające i przyjemne.

Kiedy dłonie Anthony'ego pracowały nad lewą łydką, Aiden zastanawiał się nad dalszą częścią nocy. Czy powinni ochrzcić łóżko, czy lepiej odpuścić jeden dzień, żeby mieć siłę na poranną wyprawę? Sobą się nie martwił, ale Anthony był zmotywowany do wygrania dwuosobowych zawodów, więc powinien mu w tym pomóc, a nie dokładać bólu jakiejkolwiek części ciała. Oczywiście, że postarałby się o delikatność i kochał się z nim powoli, ale ta błękitna koszula i asertywność Anta wprowadzały go w stan, kiedy namiętność z pewnością przejmie kontrolę nad rozsądkiem.

Może jednak pójdziemy do sauny, a potem razem pod prysznic? Wzajemne szybko sobie ulżymy i od razu wskoczymy do łóżka spać...? Tak, tak będzie najrozsądniej – postanowił. – Mamy przecież jeszcze sześć nocy dla siebie. I poranków... I leniwych chwil po południu... oraz...

Był tak zrelaksowany i zamyślony, że prawie przeoczył moment, w którym Anthony za jego plecami wylał kolejną porcję olejku i zajął się masowaniem ud. Od czasu do czasu kciukiem naciskał na obszar pod kolanem, a potem przesuwał się wyżej wzdłuż nogi. Coraz wyżej.

Otrzeźwiał, kiedy Ant ukląkł między jego nogami, a palce odważnie przesunął od kolana aż pod materiał bokserek. Dotarł do początku pośladka prawego, schodząc w dół między nogi – po pachwinie – lekko ocierając się o jądra. Jednak oddech Aidenowi jeszcze przyspieszył, kiedy zsunął tył czarnych bokserek w dół, odsłaniając pośladki i ponownie otworzył butelkę. Ten dźwięk był nadzwyczaj głośny, nawet złowieszczy, a może powinien powiedzieć "przynoszący grzeszną nowinę"?

Poczuł chłód w dolnej części kręgosłupa i rozgrzane dłonie rozsmarowujące olejek po lędźwiach i pośladkach. Choć masaż nadal był przyjemny, budził w nim pragnienie, aby nacisk tych szczupłych palców stał się mocniejszy. Ta delikatność pobudzała, ale nagle też frustrowała. Nic nie mówił, zgadzając się na nagrodę od Anta, ale... czyżby miało to być coś więcej niż masaż?

Niespodziewanie sapnął, gdy palce przesunęły się po rowku między pośladkami, a prawie wydał z siebie odgłos zaskoczenia, kiedy opuszki je rozsunęły. Chciał się odezwać, lecz wtedy coś go tam dotknęło – materiał skrywający sztywny i falliczny kształt.

Wcisnął twarz w poduszkę, starając się nie jęknąć.

Anthony mościł się w zagłębieniu pośladków, pocierał je przodem wybrzuszonych bokserek i miękko wbijał biodra. Oparł się dłońmi o barki Aidena, pochylił, przenoszących ciężar ciała w przód i docisnął jego tułów do materaca. Pocałował szyję z jednej i drugiej strony, polizał kark i ustami powoli zaczął przesuwać się wzdłuż kręgosłupa w dół.

– Schudłeś – powiedział cicho, skubiąc zębami skórę przy łopatkach. – Twoje mięśnie są takie twarde, wyraźne, pobudzające... – Zamruczał jak kot. – Wyglądasz teraz świetnie.

Objął ustami skrawek ciała, ssąc głośno.

– Anthony... – mruczał Aiden.

– Jesteś taki seksowny... – Lekko zakołysał biodrami, wpasowując swój kształt w dwie jędrne krągłości i kierując przepływ krwi między własne nogi do czegoś nabrzmiałego i spragnionego nacisku. – Powiedz swojemu "dystraktorowi", że wkrótce będzie duży, nabuzowany i gotowy na coś dużo lepszego niż rozpychanie się w bokserkach.

– Już jest gotowy.

Jedna z dłoni skatera powędrowała między kołdrę a rozgrzane ciało i odnalazła go.

– Spragniony dotyku? – zapytał skater, ugniatając co ukryte w bieliźnie i muskając językiem brzeg ucha. Przygryzł płatek, sapiąc i wypuszczając przez usta gorące powietrze. Narząd w jego dłoni drgnął. Zaśmiał się. – Chyba tak.

– Och, Anthony... – Aiden przekręcił głowę, zerkając za siebie na uśmiechniętą, zarumienioną twarz młodszego chłopaka. – Kto nauczył cię takich sztuczek? Hm?

– Zgadnij. – Pocałował go w kącik ust. – Znasz tę osobę bardzo dobrze.

– Mam nadzieję, że nie Michelle. – Wcisnął się mocniej w masującą go dłoń.

– To nie ona.

– Lucas... oby nie okazał się to on. W tym konkretnym przypadku byłbym bardzo, ale to bardzo zazdrosny, więc następny tydzień nie wychodziłbyś z sypialni. O własnych siłach.

– Ha, ha! Nie, on też nie.

– Nikt inny nie przychodzi mi na myśl.

– Cóż, mogę być spokojny o swój tyłek, a ty zazdrosny do woli. Pozwalam ci, bo tą osobą jesteś ty.

– Nie spodziewałem się.

Śmiał się, kiedy to mówił, dlatego Ant był zaskoczony, gdy złapał go za nadgarstek i pociągnął w dół. Nawet nie wiedział, w jaki sposób runął na łóżko, a Aiden położył się na nim, całując zachłannie i głęboko, spragniony tych odważnych ust, mówiących mu dziś tyle zachęcających słów.

– Umhmh... – próbował coś powiedzieć Anthony, a nie widząc żadnej reakcji, po prostu złapał Aidena za policzki i odciągnął. – Kurna, niszczysz mi mój plan!

– Twój plan się powiódł – wysapał. – Uwiodłeś mnie i już nie mogę się powstrzymać. – To powiedziawszy znów się nachylił, ale dłonie ponownie go odsunęły.

– Poczekaj!

– Na co? – Obrócił lekko głowę, biorąc do ust kciuk Anthony'ego i przygryzając opuszek. – Chyba nie nakręciłeś mnie tak, żeby teraz się wycofać? Hm?

– Nie! No chyba cię pogrzało. Halo, halo – popukał go knykciami w głowę, a potem przyłożył otwartą dłoń do czoła – czy ktoś tu był dziś za długo na słońcu? Wycofać się pierwszego dnia naszych wspólnych ferii, kiedy w końcu możemy robić co chcemy, gdzie chcemy, kiedy chcemy i jak chcemy? Nie ma takiej opcji! – obruszył się.

– A więc powiedz głośno, czego chcesz.

– No... – przełknął – chciałbym dzisiaj... to znaczy planowałem, że to ja się dziś tobą zajmę. Wiesz, jak ty zawsze mną i... ech...

Aiden patrzył na niego z góry. Usta miał zamknięte, lekko uniesione, wzrok błękitu wiercił dziurę Antowi tak uporczywie, aż nie wytrzymał:

– Co...?

– To chyba moja kwestia. Co się w tym planie zmieniło?

– Ty jesteś na górze! Ot co!

– Nie raz mnie ujeżdżałeś – odpowiedział, lekko go całując. – Też byłeś wtedy nade mną i wcale mnie nie szczędziłeś. – Zanim Ant zareagował na "takie" wyjaśnienie, usłyszał: – Dobrze, tę kwestię rozwiązaliśmy. Coś jeszcze?

– Wcale nie zachowujesz się, jakbyś się tym przejmował.

– Przejmuję się, nie czujesz, kto nie może się doczekać, aż weźmiesz go w swoje dłonie i trochę mu pomożesz się rozluźnić?

– Wiesz, o czym mówię... przejąłeś ster, kiedy ja tyle się starałem... A miałem ci pokazać, jak strasznie cię kocham!

– Wiem, że mnie kochasz i nic nie przejąłem. Tylko jestem nad tobą. – Mrugnął mu. – Ale czy to jakiś problem dla mojej władczej królewny? Czy nie raz zachowywałeś się dokładnie tak samo i czy ja kiedykolwiek cię powstrzymywałem?

– Nie...

– Prawda jest taka, że cieszę się – pochylił głowę, przytulając usta do kącika oka, lekkimi pocałunkami przemierzając całą odległość do drugich ust i kończąc z niskim pomrukiem: – że nareszcie będę miał cię w sobie.

Dreszcz podniecenia przedstawioną wizją był dla Anta nie do opanowania, aż zacisnął uda na żebrach pochylającego się między jego nogami chłopaka.

– Podobasz mi się w każdym ciuchu – kontynuował Aiden, muskając centymetr po centymetrze jego twarz. – W bieliźnie, nago, pode mną, nade mną, śmiejący się i zapłakany, kiedy mówisz, że już nie możesz wytrzymać, ale ciągłe ciasno mnie obejmujesz, jakbyś się bał, że się odsunę. Uwielbiam twoje grymaszenie, kłótnie z Lucasem, niewinność, proste myślenie i naturalną zdolność do rozwiązywania konfliktów. I kiedy mnie bronisz, dbasz o mnie. Ale też upartość, tę twoją wyjątkową zawziętość, kiedy namawiasz mnie na coś, na co nie mam ochoty. Jednakże – odsunął usta, żeby mógł widzieć całą twarz Anta – gdy wykazujesz inicjatywę, przełamujesz się, żeby właśnie ze mną spróbować czegoś nowego, to rozkochujesz mnie w sobie jeszcze bardziej. Dlatego bądź pewny, że pragnę tego równie mocno. Nie musisz się niczego obawiać. Zaufaj mi i po prostu bądź sobą. Pokaż mi, jak szalenie kocha mnie mój cudowny chłopak.

Zbliżył usta do boku jego głowy, kończąc swój monolog:

– Zrób ze mną wszystkie niegrzeczne rzeczy, które przyjdą ci do głowy. Dziś nie ograniczaj się tylko do tego, co sobie zaplanowałeś. Mów do mnie, dotykaj mnie, całuj... wypełnij mnie sobą i popuść "szeregowemu" nieco pasa.

– Uch... Dlaczego jesteś nie fair i bez skrupułów za każdym razem zawstydzasz mnie takim gadaniem? – zadał pytanie w przestrzeń.

Nie miał pojęcia, jak Aiden mógł zakochać się w nim, sam będąc takim super gościem. Na dodatek potrafił prosto z mostu powiedzieć o wszystkim, co jemu z trudem przechodziło przez usta! I Aiden dobrze o tym wiedział, bo nawet teraz uśmiechnął się, przykładając jego dłoń do swoich ust, którą pocałował i ułożył na własnym policzku.

– Ciągle masz ochotę? – Ant nic nie mógł nic poradzić, że jego głos brzmiał trochę niepewnie.

– Bardzo.

– A... a pozycja?

– Specjalnie o niej wspomniałeś, bo ja zrobiłem tak samo podczas naszego pierwszego razu? – zapytał rozbawiony. – Poprzednia była idealna. Podoba mi się, kiedy jasno pokazujesz czego chcesz.

– Taaak?

Czarne źrenice w jego oczach powiększyły się, a kiedy Aiden przysunął usta do pocałunku, Anthony zwinnie go zrzucił na plecy. Usiadł mu na biodrach i nadgarstki przycisnął do łóżka. Nowy, cwaniacki uśmiech rozświetlił mu spiętą jeszcze przed minutą twarz.

Pod pośladkami czuł coś twardego, więc wszedł w swoją rolę.

Poruszył się, drażniąc "to" i zuchwale pytając:

– Chcesz sprawdzić, jak gorący tam jestem?

– Nieziemsko – odparł natychmiast Aiden.

– Niestety, muszę cię dziś rozczarować. – Wysunął język, końcem przesuwając po jego dolnej i górnej wardze. – Dziś to ja się dowiem, jakie przyjemności czekają mnie w tobie.

Aiden głośno się roześmiał.

– Może najpierw sprawdzisz tutaj? – Uchylił usta, zapraszając do spróbowania innej miękkości, ciepła i wilgoci. Anthony przystał na to bardzo ochoczo.

Na długie minuty pokój wypełniły odgłosy pocałunków, ssania i mlaskania – to wszystko w akompaniamencie coraz głośniejszych oddechów i pomruków. Skater pomału ponownie przełamywał swój stres i niepewność związane z pierwszym razem jako osoba kierująca ich czułościami. Mógłby zdać się na większe doświadczenie swojego chłopaka i pomoc z jego strony, a na pewno zrobiłby to dla niego z przyjemnością, ale czuł, że nie byłby wtedy w pełni usatysfakcjonowany.

Po raz kolejny tylko biernie przyjmować miłosne czułości, a nie pokazać jak potrafi kochać i rozpieszczać Mrówa?

Nie ma mowy!

Dotychczas Aiden za każdym razem i całym sobą, każdym gestem, pocałunkiem, nawet sposobem patrzenia na niego pokazywał mu, że jest dla niego najważniejszy, że go pożąda, że traci przy nim rozum, nie może się mu oprzeć. A teraz on chciał, żeby zobaczył w jego oczach ten sam ogień.

Seks nie był najważniejszy, ale w tych chwilach byli przed sobą całkowicie odkryci, zatopieni w swoich ciałach i z jednakowo galopującym sercem. To ich dopełniało i pozwalało połączyć ciała, umysły i duszę.

Aiden wylądował na brzuchu, z głową w poduszce i Anthonym za plecami. Pościel drażniła jego odkrytą skórę, dociskaną przez dłonie opierające się na barkach. Ant całował i lizał plecy, ustami schodząc do lędźwi i wcale na tym nie poprzestając. Kawałek po kawałku gryzł mięśnie przy kręgosłupie i ściągał z pośladków Aidena bieliznę z symbolem Batmana, a po chwili natłuścił skórę olejkiem.

Aiden jęknął, czując rozdziewiczający go palec. Ostre zęby zostawiały czerwone ślady na pośladkach, które potem usta z czułością muskały, aby jeszcze niżej uda Aiden pokryć malinkami i szlakami śliny.

Dłonie skatera zsunęły czarny materiał do końca, odrzucając na podłogę, rozsuwając nogi szerszej i masując oba pośladki. Chwycił swojego chłopaka pod biodra, uniósł i ułożył na swoich udach, aby penis zawisł w powietrzu, końcem stykając się z pościelą. Anthony jedną ręką rozluźniał Aidena, a drugą go drażnił – od delikatnych jąder, które ostrożnie obracał między palcami, do dystraktora, stymulując go całego, ze specjalnym uwzględnieniem mokrej, klejącej od preejakulatu główki. Zsynchronizował ruchy powoli penetrujących ciepłe wnętrze palców z pieszczotami z przodu. Sam lubił, kiedy był dotykany jednocześnie z obu stron, choć jeszcze bardziej, gdy mógł zanurzać się w tym samym czasie w twarde, gładkie gardło. Na to był jednak za bardzo zawstydzony i za mało doświadczony. Nie mógłby z opanowaniem patrzeć na podnieconą twarz swojego chłopaka! To był ich pierwszy raz, "taki" pierwszy raz, więc i tak dawał z siebie wszystko. Za cud uważał, że jeszcze nie doszedł od robienia tak zawstydzających czynności. Duma go rozpierała, choć przed nim szykowało się arcytrudne zadanie – wejścia w Aidena bez natychmiastowego dojścia i kochanie się przez kolejne długie i upajające minuty.

Ale bez paniki! Miał pomysł, jak to wykonać, czyli żeby się nie skompromitować przedwczesnym wytryskiem, a Aidena sobą oczarować. Proste. Postara się nie patrzeć na jego twarz i myśleć o czymś innym!

Da radę!

Dotąd wszystko szło po jego myśli. Aiden leżał na brzuchu – tym nieziemskim brzuchu z idealnym "sześciopakiem", więc nie patrzył ani na niego, ani w błękitne oczy, które w sekundę potrafiły go onieśmielić, ani na zaróżowione policzki, które stawały się takie jedynie podczas ich intymnych zabaw i kiedy był naprawdę podniecony, lub te rozchylone, zachęcające do całowania wilgotne usta i...

Zacisnął zęby na wardze, żeby samemu nie wydać z siebie żadnego bezwstydnego odgłosu.

Przygotować Aidena, przygotować Aidena, przygotować... – powtarzał w myślach.

Wysunął palce z ciała, zostawiając jedynie ich końce i rozchylił ciasne wejście. Do środka wlał trochę lubrykantu, który już wcześniej naszykował na blacie szafki nocnej – oliwka nadawała się do masażu i rozgrzania ciała, ale "tam" musiał użyć czegoś stworzonego specjalnie do "tego" celu. Po zaaplikowaniu płynu palce wchodziły gładko i z bezapelacyjnie lubieżnym chlupotem. Aż jemu samemu zrobiło się gorąco, a w bieliźnie mokro, ciasno i niekomfortowo.

Przyspieszył swoje ruchy, całą uwagę poświęcając Aidenowi, gdy ten nagle zacisnął pośladki.

Och... Czyżbym okazał się w czepku urodzony, żeby tak szybko znaleźć ten najprzyjemniejszy punkt G?

Najwidoczniej tak!

Poczekał, aż mięśnie się rozluźnią, po czym wysuwał palce, wciskał głębiej, zginał i prostował, starając się wybadać umiejscowienie prostaty i dopiero po minucie odnalazł ją ponownie. Tym razem Aiden napiął całe ciało, a twarz zanurzył w puchu poduszki. Anthony dobrze wiedział dlaczego. Sam robił identycznie, kiedy nie chciał wydać żadnego żenującego odgłosu, który sam przeciskał się przez gardło, aby zdradzić właściciela.

Widząc to, postanowił nieco zmienić taktykę przygotowywania Aidena. Właśnie zwęszył sposobność, aby odwdzięczyć mu się pięknym za nadobne.

– Lubisz to? – zagadnął kąśliwie. Złapał za pośladki, rozsuwając je na boki i przyłożył do małej dziurki same kciuki. – Przyznaj, że ci się podoba.

Aiden cicho sapnął w poduszkę, ale jego penis drgnął, ocierając się o kościste udo i prześcieradło, pozostawiając tam mokrą ścieżkę.

– Będziesz milczał? Mam użyć czegoś większego, co cię zachęci do mówienia? – Drażnił się z nim. Może trochę odważnie i rozbudzającymi zmysły słowami, ale w końcu to od niego się tego nauczył! – Jesteś taki gorący... Mięśnie masz twarde, ale wnętrze mięciutkie, aż chciałoby pozostać tam na długie godziny.

Na przemian wsuwał i wysuwał prawy i lewy kciuk, aż udało mu się zmieścić oba i poszerzyć wejście.

– Obawiam się, że nadal jest za wąs...

– Wejdź... – Aiden lekko przekręcił głowę w bok, odsłaniając prawy profil – wejdź już we mnie.

– Na to jeszcze za wcześnie, muszą się zmieścić co najmniej trzy pal...

– Wejdź, w przeciwnym razie twój pierwszy raz ja cię dosiądę.

Anthony przełknął ślinę. Głos Aidena brzmiał naprawdę groźnie, a ostrzeżenie śmiertelnie poważnie.

Taki Aiden budził grozę.

Gdyby spotkali się w ciemnym zaułku, posłuchałby go bez cienia wahania, ale w łóżku i w ich obecnej pozycji?

"Podoba mi się, kiedy jasno pokazujesz czego chcesz" – przypomniał sobie jego słowa.

Pozostawił jeden kciuk głęboko w środku, poruszając nim w górę i w dół, a drugą dłoń wsunął pod swój ulubiony sześciopak, głaszcząc go i drapiąc od dolnej części żeber aż do podbrzusza. Nie dotykał "dystraktora", choć czuł, że co chwilę się porusza: spragniony uwagi, boleśnie niezaspokojony i tak bardzo, bardzo samotny.

– Chcesz mnie dosiąść? – rzucił z przekąsem. Prychnął. – Nawet na to nie licz. Dziś ja ustalam zasady i jeśli będziesz niegrzeczny, doprowadzę cię tylko jednym palcem, choćbym miał to robić całą noc.

Ciało Aidena się zatrzęsło. Nie było wiadome czy od powstrzymywanego śmiechu, czy od wyobrażenia sobie tej sytuacji i podniecenia, ale Anthony świetnie wczuł się w swoją dominującą rolę. Nie widział dezaprobaty, ani nie usłyszał sprzeciwu, więc tym bardziej poczuł się pewnie i coraz mniej onieśmielony dotykaniem Aidena, wręcz obmacywaniem go, obserwowaniem każdego dreszczu przebiegającego od ramion po palce stóp i słuchania coraz rzadziej powstrzymywanych słodkich odgłosów.

Mógł też z nową swobodą złożyć mu kilka obietnic: że wkrótce będzie głośno krzyczał jak nigdy wcześniej, będzie prosił o jego chude palce na "dystraktorze", o mokre pocałunki albo o przerwę. A on będzie kochał się z nim tak długo, aż straci poczucie rzeczywistości.

– A o śnie – mruknął, opuszkiem palca ślizgając się po szczycie jego męskości – będzie mógł tylko pomarzyć.

Aiden przez następny kwadrans leżał na brzuchu z rozchylonymi nogami i coraz mocniej lśniącym od potu ciałem. Łapał szybkie oddechy, zaciskał dłonie na poduszce, wydawał różne odgłosy, ale jeszcze o nic nie poprosił.

Ale był tego bliski.

Anthony bez litości nie pozwalał mu dojść, na zmianę zajmując się kroczem, a kiedy prawie szczytował, odpuszczał, bez pośpiechu przypominając jego tyłkowi kształt i wielkość swoich palców. Pamiętał, że ich pierwszy raz pod koniec wakacji go nie bolał, więc teraz też zajmował się Aidenem tak, aby jak najlepiej przygotować to wrażliwe miejsce na niego.

Trochę... trochę zazdrościł Aidenowi opanowania. Tego "aidenowego spokoju". Sobie w tej chwili gratulował cierpliwości, bo miał tak nieziemską ochotę się z nim kochać, gdy tylko trzy palce gładko wchodziły do gorącego wnętrza, że musiał powtarzać sobie co kilka sekund, że to ich pierwszy raz, kiedy zamieniają się rolami i nie może się spieszyć, zwłaszcza musi zastopować "szeregowego", który rwał się do "konkretnej" służby, aby wystrzelić wszystkiego naboje gęstej białej mazi, kiedy będzie w aidenowym...

Ach! Pokusa była ogromna! Więc kiedy Aiden drżąco, wręcz prosząco wymówił jego imię, nic nie mogło go powstrzymać.

Nie ściągnął błękitnej koszuli ani nawet białych bokserek – uwolnił jedynie swojego stojącego prężnie na baczność "szeregowego", wyciągając go nad szeroką gumką bielizny i założył prezerwatywę. Wysmarował ją lubrykantem, sprawdził, czy dobrze przylega i przeniósł spojrzenie na ciało Aidena z wyraźnie odbitymi śladami zębów.

Najwięcej na... pośladkach...

Jutro mnie zabije... oby nie chciał siadać, bo wtedy na bank zrobi mi to samo...

O Wszechświecie, czyli na sto procent!

Już było za późno na zamartwianie się przyszłością lub modlitwy. Jeśli będzie trzeba – odpokutuje za swoje dogryzania, a w tym konkretnym przypadku raczej "pogryzienia".

Na klęczkach przysunął się bliżej i, choć niczego to nie naprawi, a czerwonych śladów na jasnej skórze nie zmyje, delikatnie pogłaskał pośladki. Odrobinę je też pomiętosił, bo ich jędrność sama się o to prosiła. Aiden nie zasyczał z bólu, więc pocieszał się, że może jednak nie przesadził, ale co miał zrobić, kiedy naprawdę tak go to podniecało! Ich dwóch, był tego pewny!

Niemal pewny...

Bez dalszego rozmyślania, bo donikąd go to nie zaprowadzi poza pętlą stresu i zapewne wrzodów w przyszłości, przystawił czubek męskości do lśniącego od olejku wymieszanego z lubrykantem rowka. Oparł się jedną ręką pośrodku pleców Aidena, a drugą nacelował tam, gdzie czekało na niego "nowe niebo rozkoszy". Był tak sztywny i nabrzmiały przez czekanie, że dopiero teraz zaczął mieć obawy, czy się zmieści.

Szeregowy to nie trzy palce, ale coś grubszego, dłuższego, może niebezpiecznego, co może skrzyw...!

– Tyle się ze mną cackałeś, że chyba nie zastygłeś teraz jak posąg, modląc się nad moją dupą.

"Dupa" – to słowo z całego zdania najlepiej go otrzeźwiło, bo Aiden rzadko wyrażał się tak dosadnie. Dziewięćdziesiąt dziewięć na sto razy użyłby słowa "tyłek" lub "pośladki", a ten jeden raz to na pewno rozwianie obaw, których podłoża się domyślił – ból wspomnianej "dupy"...

To w końcu jego ukochany chłopak, który znał go lepiej niż on sam!

Uświadomiwszy sobie, że panikuje bardziej niż ten aktualnie analnie rozdziewiczany, a nawet on sam, kiedy był na jego miejscu, powoli zaczął się wsuwać.

Nie było odwrotu... a raczej był, ale już nie dla niego. Gdy tylko otoczyło go to niebiańskie ciepło i ucisk, tak oddał się temu bez reszty.

Świadomość, że łączy się w tym najbardziej intymnym akcie z Aidenem, nikim innym, a osobą, którą kocha – nawet ponad deskorolkę, choć nie zdradził tego głośno – wyzwoliła go, a zatapianie się w drugim ciele zabrało z jego umysłu cały gromadzony tam od tygodni stres.

– Kocham cię, Aiden – wyznał, przesuwając dłoń po ciele w górę. Dotknął barku i wrócił przez całą długość ramienia do dłoni chłopaka, gdzie zacisnęli na sobie palce.

Nachylił się niżej nad plecami i oparł obiema rękoma o materac. Wchodził powoli, całując plecy i ramiona, mrucząc w skórę, a kiedy cały wnikł i "szeregowy" znikł, ustami bezgłośnie i delikatnie musnął kark.

– Kocham cię – powtórzył.

Częściowo się wynurzył i bardzo, bardzo powoli wrócił. Przyzwyczajał siebie i Aidena do nowych doznań. Łagodnie poruszał biodrami, zyskując nagle cały pokład cierpliwości, który zrodził się z jego miłości i chęci uszczęśliwienia drugiej osoby. Teraz on stał się stroną dominującą, czyli tą bardziej odpowiedzialną, więc nastał czas, żeby zaopiekował się Aidenem.

Z ostrożnością podstawił dłoń pod wciśnięty w poduszkę policzek i obrócił w swoją stronę, całując i szepcząc kolejne "kocham cię", "pragnę cię", "przy tobie jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i we wszechświecie". Położył się na plecach Aidena, niespiesznie się w niego wbijając, czując niebo rozkoszy, napinane wraz z rytmem pchnięć mięśnie, gorąco buchające z drugiego ciała. Widział półprzymknięte oczy, posklejane, wilgotne czarne włosy, czerwone od pocałunków usta. Przysunął nos między bark a szyję i prawie doszedł od tego niesamowitego zapachu, które uwalniała skóra jego chłopaka. Nadal nie odkrył, skąd się brał. Czy to przez dietę, czy po prostu instynktownie reagował na tę konkretną męską woń.

Ostatnio całkiem realnie brał pod uwagę "wpojenie" ze "Zmierzchu", gdzie Jacob – wilkołak – odnalazł swoją bratnią duszę w córce głównej pary, o którą na początku było trochę spiny... Cóż, w nim może nie od razu zakochał się Aiden, lecz obecnie obaj byli w siebie tak "wpojeni", że prędzej Słońce by zgasło niż oni potrafili żyć bez siebie!

Z każdą mijającą minutą ruchy skatera stawały się pewniejsze i szybsze, a dźwięki wydawane przez Aidena głośniejsze i rzadziej powstrzymywane. Pocałował rozgrzany kark po raz co najmniej setny tej nocy i się wyprostował. Nie wychodząc z Aidena, ukląkł za nim, kolanami rozsuwając mu szerzej uda, a dłońmi łapiąc za biodra i nasuwając na swoje krocze. Mógł dziękować Wszechświatowi, że miał chłopaka, który potrafił zrobić szpagat, bo w tej chwili – tak rozkraczony – idealnie przylegał do jego podbrzusza, a sam mógł penetrować go głębiej. Ten widok, kiedy zanurzał się w nim i wysuwał, był diabelnie pobudzający.

Aż zaczął mieć obawy o wytrzymałość "szeregowego" i nie miał pojęcia, czy patrzeć na ścianę, czy może w ciemność za oknem lub w obraz watahy wilków przemierzających biały pustynny krajobraz w środku zimy, ale jak niby mógł odwracać wzrok w takim momencie?!

Żeby nie dojść od samego patrzenia, jak zboczony obraz teraz sobą prezentują, wybrał to, do czego od początku starał się nie dopuścić – wyszedł z Aidena i obrócił go na plecy. Zarzucił jego nogi wysoko nad własną szyję, uniósł oznaczone zębami pośladki, gładko między nie wrócił i... patrzył. Patrzył na swoją miłość, próbując wytrzymać jak najdłużej. Twarz, którą miał przed sobą, była zarumieniona, mięśnie doskonale widoczne, a "dystraktor" na sześciopaku prężył się jak kobra, znacząc poszczególne segmenty brzucha bezbarwną wydzieliną.

Cholera...

Zastanawiał się, czy jednak nie zrobił błędu, zmieniając widok znikającego szeregowego w jędrnym tyłku na "to" – czyli boskie ciało. Przygryzł wargę. Szybko się zreflektował, bo czy brałby go od tyłu, z boku, od przodu czy jakkolwiek inaczej, to w każdej pozycji byłby pokonany przez obraz podnieconego i totalnie uwodzącego go Aidena, gdyż uwielbiał w nim każdy szczegół.

Wyhamował swoje ruchy i dotknął jego lewej stopy, którą miał wysoko ponad głową. Przyciągnął ją do twarzy, całując z czułością górną jej część.

– Dzięki niej tu dziś jesteś. – Przyłożył usta do kostki. – Nie cieszę się, że cię boli i nie możesz ćwiczyć, ale to zasługa jej niepełnosprawności, że mogliśmy się spotkać.

Usta Aidena uniosły się w zmęczonym uśmiechu. Przeciągnął po włosach dłonią, a drugą położył na udzie Anta.

– To mała cena za to, że znalazłem swoją miłość – powiedział, wpatrując się w niego.

Anthony ugryzł łydkę, skupiając swoje opanowanie do maksimum. Lekko bujając ich złączonymi ciałami w górę i w dół, zapytał:

– A znalazłeś?

– Jakąś krwiożerczą mrówkę na pewno.

– Jej jad jest nieszkodliwy – droczył się Ant, gryząc mocniej skórę nad kostką i dociskając biodra do pośladków.

Usta Aidena drgnęły i się uśmiechnął.

– Ale uzależniający.

– Jeśli ją poprosisz, może cię kąsać codziennie.

– Mogę to rozważyć, ale...

– Ale?

– Najpierw niech ta "mrówka" dokończy, co już zaczęła, bo jutro rano ma plan, żeby pierwszej wbiec na szczyt. Później podebatujemy o uzależnieniach od pewnych "jadów" i innych płynów.

Anthony westchnął, bo prawie zapomniał o daniu nauczki Lucasowi i że Aiden też musi mieć na to siłę.

Żebyś tylko nie chciał założyć tych dopasowanych czarnych jeansów, bo jutro w ramach rewanżu to mój tyłek będzie cały pogryziony! – Uświadomił sobie z obawą, dlatego też dopytał:

– Jak na razie nic cię nie boli?

Jego chłopak nie był z kryształu, ale on wyjątkowo nie silił się wcześniej na delikatność.

Oczywiście tylko w gryzieniu!

– Tylko to, że im dłużej rozmawiamy, tym bardziej będziesz jutro niewyspany. – Puścił mu oczko.

– Aideeen, nooo! Jak mam z tobą wygrać na te gadki!

Wołany chłopak wyciągnął dłoń w górę i pogłaskał policzek.

– Jest świetnie, niczym się nie martw. Mam takiego delikatnego chłopaka, że jeszcze kilka minut, a zasnę.

– Ty...!

Ta krótka chwila dogryzania na nowo przypomniała Anthony'emu, dlaczego tak bardzo się zadurzył w tym chłopaku. To dla niego tak bardzo się starał, chciał mu dać co najlepsze i żeby on także nie zapomniał o ich pierwszym razie.

Oparł obie jego nogi o swój tors okryty niebieską koszulą, po czym pochylił się, by skubnąć uśmiechnięte usta. Pośladki Aidena uniosły się, dając lepszy dostęp do wnętrza ciała, więc ich pocałunkowi towarzyszyło wspólne sapnięcie.

– Nie jesteś mały, kiedy się maksymalnie podniecisz. – Między pojedynczymi, lekkimi pocałunkami powiedział Aiden.

– Zapomniałeś? Jesteśmy tam tacy sami.

Uchylił usta, aby wpuścić do środka drugi język.

– Teraz wiem, jak moja mrówcza królewna się czuje...

– Jak, Aidenie-Złośliwcu? – Polizał jego dolną wargę.

– Wspaniale.

Obaj spojrzeli w swoje oczy z miłością głębszą niż ich cielesne połączenie, bo sięgającą serca. Bez kolejnych słów powrócili do czułego pocałunku, dotykania się, przyciskania ciało do ciała, wymiany oddechów i próby zabrania ich drugiej osobie.

Leżący pod Anthonym chłopak brał wszystko, co mu ofiarowano. Każde połączenie ust, pchnięcie, słodkie szepty, delikatne muśnięcia na policzku i intensywne ruchy bioder wydobywające bezwstydne jęki i pełen satysfakcji uśmiech. Nawet jeśli przed tą nocą Anthony miał obawy, że nie podoła oczekiwaniom swoim i Aidena, to od początku do końca ich aktu miłości nie doświadczył żadnej oznaki rozczarowania, bólu lub niezadowolenia.

Kochali się długie kwadranse, nie żałując sobie pocałunków i patrzenia w swoje oczy. Śmiali się, kiedy Aidenowi zdrętwiały nogi i Ant je złączył, układając po jedynej stronie łóżka i wchodząc w niego z boku. Kilkukrotnie zmieniali pozycję, raz leżeli, raz siedzieli, raz jeden był na górze, potem na dole.

Pierwszy doszedł Aiden. Wstrzymał oddech, zaciskając powieki i usta, a obraz twarzy w ekstazie na zawsze wyrył w swoim umyśle jego ukochany. Był totalnie tym podjarany, więc nie minęła nawet chwila, kiedy on także osiągnął spełnienie, leżąc z nosem przy spoconej, gorącej szyi i wyciskając przy kończących ruchach bioder ostatnie krople. Choć był padnięty, objął Aidena mocno, nie pozwalając mu się ruszyć. Aiden zaśmiał się cicho i pocałował go w gąszcz zmierzwionych płowych włosów.

– To było... niezaprzeczalnie świetne – pochwalił skatera ochrypłym głosem. – Dziękuję za ten pierwszy raz.

– Ja dziękuję, że mi zaufałeś. Jestem przeszczęśliwy.

Aiden położył dłoń z tyłu głowy leżącej na nim osoby i leniwie przeczesywał jej włosy.

– To jednak ciężkie zadanie – odezwał się Ant. – Widząc cię tak seksownego i promieniującego erotyzmem, musiałem zużyć półroczne zapasy silnej woli, żeby nie dojść już po minucie.

– Nie było chyba tak trudno. Z grą wstępną wytrzymałeś prawie dwie godziny.

– Serio? Bożeee, to chyba jakiś cud.

– Cud – mruknął. – Hm, szkoda, że tak myślisz, bo chciałem ci zaproponować powtórkę.

– Co? – Anthony zamrugał i uniósł głowę, patrząc z głupkowatym wyrazem twarzy na Aidena. – Co powiedziałeś?

– Było mi tak dobrze, że nie miałbym nic przeciwko powtórce.

– Masz na to siłę?

– Ha, ha, mam dużo siły, bo czyje to niby padły słowa, że uwielbia moją wytrzymałość?

– Tak, ale to... to było miesiąc temu u mnie w pokoju, kiedy to ty mnie... O nie, ty złośliwcu. Mówisz to specjalnie, tak, tak?

– Mówię poważnie. – Uśmiechnął się do niego. – Ale jeśli naprawdę nie masz siły, to może się zamienimy i pozwolisz mi wyczerpać trochę mojej witalności?

– To... chyba nie najlepszy pomysł...

– Ależ nic podobnego. – Objął talię Anta nogami i uwięził zaczepionymi o siebie na jego plecach stopami. – Myślę, że to świetny plan. – Wsunął mu palce dłoni we włosy i pociągnął w dół tak, żeby móc powiedzieć mu do ucha: – Odwdzięczę się za całą otrzymaną przyjemność. Łącznie z tymi zwierzęcymi ugryzieniami. – Polizał płatek ucha. – Z należytą nawiązką.

Może jednak mój plan pójścia na całość i robienia co mi się żywnie podoba miał kilka niedociągnięć...?

Jak zwykle odwaliłem... Oby tylko Aiden oszczędził mi chociaż jeden półdupek!

* * *

Opuścili apartament godzinę przed świtem, uprzednio upewniając się, że Lucas z Michelle też już wyszli. Po krótkim przytuleniu Anthony w pomarańczowej kurtce narciarskiej i rażąco-żółtych wodoodpornych spodniach pobiegł przodem.

Kiedy przed zakrętem obrócił się i pomachał, Aiden zrobił to samo. Odprowadzał go spojrzeniem, aż zniknął mu z oczu.

Mimo nie spełnienia swojej obietnicy o pogryzieniu jego ciała miał świetny humor.

Nabrał głęboko do płuc mroźne powietrze i długo je wypuszczał. Duży kłąb wilgoci w końcu rozpłynął się w ciemności nocy i chłopak ubrany w czarno-błękitny komplet kurtki i spodni ruszył.

Chłód nie przedostawał się przez gruby komin chroniący szyję, ale szczypał w policzki. Zdjął ciepłe, narciarskie rękawiczki, pozwalając, aby objął też jego dłonie – rozgrzane i delikatnie drżące.

Ze szczęścia.

Z nadmiaru miłości.

Z powstrzymywanych emocji i pragnień zatrzymania Anthony'ego tylko dla siebie. Zamknięcia się w apartamencie na cały tydzień. Wylegiwania się z nim w łóżku, śmiania się z jego żartów i oburzonej miny na zaczepki, słuchania zadowolonego głosu, opowieści o skateboardingu, lataniu, podróżach, zawodach, marzeniach. Chciałby spoglądać w jego oczy, które zawsze patrzyły na niego w ten szczególny sposób. Delikatnie, czule, pogodnie, radośnie.

Przyspieszył, żeby szybciej znaleźć się przy nim.

Nie był zły, że zaplanowali te ferie aktywnie – na zwiedzaniu, spacerach, jeździe na nartach i sankach. Uwielbiał z nim robić te duże jak i małe rzeczy. Po prostu tak jak teraz, po otrzymaniu od niego cudownej nocy, nadal czuł jego obecność obok. Setki pocałunków, miękkość języka, delikatne szczypanie między pośladkami, ciepło w klatce piersiowej. Było mu lekko, choć bolało go ciało. Był rześki, choć niewyspany, bo po ich zbliżeniu wzięli wspólny prysznic i jeszcze godzinę rozmawiali w łóżku. Był szczęśliwy, choć... szczęśliwszy byłby trzymając dłoń ukochanego.

Przyłożył pięść do ust i chuchnął w nią.

– Żadne ciepło nie jest w stanie zastąpić twojego ciepła, Anthony. Mojej odważnej królewny.

Uśmiechnął się, założył jedną rękawiczkę, a kiedy trzymał drugą, usłyszał w oddali czyjś krzyk:

– ...en!

Zmarszczył brwi, patrząc na zaśnieżony trakt, na który miał zaraz wejść. Czyjaś sylwetka wyłoniła się zza młodego zagajnika dwumetrowych świerków, szybko się do niego zbliżając.

– Aideeen!

Tym razem rozpoznał swoje imię, wołający go głos i osobę, która oddychając głośno, rozkopując nogami na boki śnieg, uśmiechając się, energicznie do niego machała. W pewnym momencie Anthony wyskoczył w górę i rzucił się na niego. Siła rozpędu była ogromna, ale Aiden rozłożył tylko ramiona na boki i stanął pewniej w chrupiącym, zmarzniętym śniegu, łapiąc w objęcia swoją "królewnę".

– Dlaczego wróciłeś? – zapytał, mocno go przytulając i kręcąc się z nim wokół własnej osi.

– Tęskniłem! – odpowiedział głośno, łapiąc w zimne dłonie jego policzki i całując w usta. – Nie mogłem przestać o tobie myśleć!

– A twoje zwycięstwo? Twoje "patrzenie z góry" na Lucasa i satysfakcja z pokonania go?

– A tam! Jeszcze będzie niejedna szansa.

– Wyjścia ze mną też.

– To nie to samo. – Pokiwał na boki głową. – Kiedy cię przy mnie nie ma, czegoś... czegoś mi brakuje, żebym mógł cieszyć się zwycięstwem. Dlatego nieważne, czy będę tam pierwszy, drugi czy ostatni. Dla mnie liczy się tylko to, że pojedziemy tam razem.

Aiden patrzył na roześmianą twarz i sam także nie mógł powstrzymać uśmiechu.

– Dobrze, nic nie poradzę na to, że nie potrafię ci odmawiać. – Postawił go na ziemię i wyciągnął do niego dłoń, na którą nie zdążył założyć rękawiczkę. – Idziemy, panie Mrówa?

– Tak!

*

Na szczyt dotarli ostatni, zastając już Lucasa, który obejmował wysoką osobę w kolorowej kurtce sięgającej połowy ud. Usłyszawszy zgrzytanie śniegu i zobaczywszy parę chłopców, obrócił się, przytrzymując uśmiechniętą Michelle ramieniem.

– W końcu jesteście. Co wam tak długo zajęło, zwłaszcza tobie, Mrówa? Czołgałeś się, bo przedobrzyliście w łóżku, i Aiden musiał ci pomóc się tu wdrapać?

– Cześć i czołem! – przywitał się Anthony, unosząc dłoń i nie reagując na przytyk.

– Cześć, chłopcy – odparła Michelle.

– Cześć. – Aiden odezwał się ostatni. – Anthony stwierdził, że mogę się zgubić, więc po mnie wrócił.

Lucas i Michelle zareagowali jednocześnie, mówiąc:

– Serio, Mrówa?

– To urocze.

– Ej, to wcale...! – Anthony próbował coś powiedzieć, ale Aiden zasłonił mu usta dłonią.

– "To wcale nie takie trudne zgubić się w nocy w drodze na szczyt" to właśnie Anthony chciał powiedzieć – dokończył za niego jego chłopak.

– Jesteś durny, Mrówa. Przecież Aiden lepiej orientuje się w terenie niż ty. Ja nawet stawiałem, że się zgubiłeś, dlatego twój chudy tyłek nie wylądował tu przede mną. A tak się zarzekałeś, że zapadnę się w śniegu i...

Anthony zaczął się śmiać i obie pary podeszły do siebie, witając się przytulaniem – z Michelle – oraz skomplikowanym uściskiem dłoni – z Lucasem.

– Nie byłeś pierwszy, głupi insekcie, ale i tak zdążyliście na wschód słońca. – Wyszczerzył się do młodszego kuzyna, dużą dłoń kładąc mu na czubku głowy i przez czapkę mierzwiąc włosy.

– Bo jesteśmy inteligentniejsi niż przerośnięte psy, które przyszły za szybko i marzły im zadki! – odwdzięczył się Ant. – Bez urazy, Michelle, miałem na myśli tylko Wilka.

– Mam cię natrzeć śniegiem, żeby to twoje kościste dupsko dostało odmrożeń? Pomarzysz sobie o łóżkowych szaleństwach z Aidenem na co najmniej tydzień.

– Nie zrobisz mi tego... – Anthony przesunął się za Aidena, naciągając kurtkę nisko za pośladki.

– Założymy się? – Lucas puścił Michelle i zaczął do niego pochodzić.

– Aiden ci tego nie wybaczy.

– Niby czego?

– Dobrania się do jego własności! – Zaczął się cofać.

– Zrekompensuję mu to jakoś.

– O nie. Chyba nie sądzisz, że jest przekupny? Aiden... prawda? Proszę, potwierdź! Aiden, ratuuuj!

Zanim na dobre rozgorzał pościg za pewną "zwinną sarenką", Anthony zrzucił z siebie kurtkę, pozostając w polarze i koszulce termicznej. Jego przyjaciel miał długie ręce, więc łatwiej było mu uniknąć złapania, nie będąc w ubraniach krępujących ruchy.

Biegali po śniegu, niejednokrotnie w niego wpadając i go przypadkowo zjadając, ale ostatecznie Anthony zdołał ochronić swój "chudy tyłek". Wizja tygodnia ferii z odmrożeniami nie była zachęcająca i dodawała mu skrzydeł.

Już wolę być pogryziony przez Aidena niż natarty śniegiem przez Wilka!

Zajęci sobą, nie zorientowali się, że w panujący mrok powoli wkrada się jasność. Michelle z Aidenem gawędzili wesoło o wspólnym wyjeździe w przyszłym miesiącu na zawody w tańcu latynoskim. W pewnym momencie złapała w pasie przebiegającego obok Lucasa i zakręciła się z nim o 360⁰, upominając:

– Wschód słońca przed nami, a wy nadal nie możecie się uspokoić!

Lucas zmierzył groźnie młodszego kuzyna, ale odpuścił. Rozpiął zamek w swojej czarnej kurtce i zgarnął ramieniem dziewczynę do siebie, całując ją w czoło.

– Odpuszczam mu ze względu na ciebie, Michi, ale tylko do końca ferii. Potem odbiorę sobie z nawiązką.

– O ile mnie dopadniesz. – Anthony pokazał mu język i założył podstawioną przez Aidena kurtkę. Też jej nie zapiął, ale nie mógł pozwolić się przewiać.

Co innego przelecieć przez ukochanego!

Michelle objęła i pociągnęła Lucasa do pary chłopców, po czym wolne ramię zarzuciła przez szyję Aidena. Anthony badawczym wzrokiem ocenił, czy kuzyn go dosięgnie, aby wytargać za ucho, i nie bez obaw ułożył rękę na plecach swojego chłopaka. Chciał go początkowo objąć w pasie, ale miał tam kilka ugryzień. Nie tyle co trochę poniżej, ale też na pewno zostaną siniaki.

Aiden obrócił się do niego i pocałował chłodny policzek. Uśmiechał się, więc Ant zrobił to samo, postanawiając cieszyć się obecną chwilą i nie martwić sprawami, które go czekają po powrocie do apartamentu. Już planował przeprosiny i udobruchanie go porannym ustnym zajęciem się "dystraktorem". Porannym... albo popołudniowym lub wieczornym...

Nie będę się ograniczał do jednego razu, więc będę go rozpieszczał każdego dnia do końca ferii!

Z takimi rozpalającymi zmysły i ciało myślami patrzył na horyzont. Granatowe niebo na widnokręgu jaśniało, pochłaniając gwiazdy i atramentowy granat ponad szczytami, przynosząc pierwsze promienie słońca, które objęły czubki ich głów i przesuwały się do butów na udeptanym śniegu.

Aiden spojrzał na swojego chłopaka, którego twarz błyszczała w oślepiającym blasku i powiedział:

– Obiecałem, że kiedyś odwdzięczę się za flyspot iii... – przeciągnął samogłoskę, uśmiechając się szeroko – załatwiłem dla nas czworo dwutygodniowy pobyt w miasteczku olimpijskim na kolejnych igrzyskach. Będziemy mieli przywileje zawodników i możliwość porozmawiania z każdym z nich. Macie ochotę pojechać?

– Jak najbardziej! – Ucieszył się Anthony. – Wow! Taka impreza! Przecież tam mogą być tylko najlepsi z najlepszych!

– Jak ci się to udało? – zapytała Michelle.

– Poprosiłem byłego trenera o małą przysługę.

– I zgodził się ot tak? – Lucas zmrużył oczy, czując, że ta "mała" przysługa wymagała równie "małej" rekompensaty.

– Prawie "ot tak". – Aiden spojrzał na niego. – W czasie naszego pobytu pomogę mu z treningami kadry.

– Ale sam nie będziesz musiał skakać? – Anthony mocniej go przytrzymał.

– Nie. To będą proste ćwiczenia, rozgrzewki, korygowanie drobnych błędów i danie kilku podpowiedzi. Nic, co by mnie obciążyło.

– Nie wiem jak wy, ale ja jestem za! – krzyknęła Michelle, obejmując szyję Aidena. – Nie znam się na lekkiej atletyce jak ty, ale wchodzę w to dwoma nogami. Kto wie, może coś mi się nawet spodoba.

– Dwa tygodnie wolnego od budy i ojca, do tego z moim uroczym flamingiem...

– Luc! Miałeś mnie tak nie nazywać!

– Kochanie, od początku ci powtarzam, że twoje długie nogi są zjawiskowe. – Mrugnął jej z uśmiechem.

Anthony zarzucił ramię na szyję Aidena i Michelle, mówiąc:

– Wszędzie tam gdzie wy to i ja, nie może być inaczej! Najpierw zawody Michelle, potem na skateparku, olimpiada – wymieniał. – Coś czuję, że ten rok będzie niezapomniany!

Lucas zamknął wszystkich w mocnym uścisku.

– W naszym uskrzydlonym teamie na pewno.

– Uskrzydlony może być tylko "Team AA"! To już jest zaklepane!

– Podzielisz się z nami, Mrówa, tylko jeszcze o tym nie wiesz.

– Ej!

– Co powiesz na team "L.A.M.A"?

– Lucas, Aiden, Michelle oraz Anthony? – zagadywała dziewczyna. – Boskie!

– Czy ja tu nie mam nic do gadania?!

We czworo się roześmiali. Ich zmarznięte, rumiane, ale szczęśliwe twarze zwrócone były na wschód, skąd ciepło dotykało odsłoniętą skórę. Uśmiechali się, wciągali do płuc świeże, mroźne powietrze i myśleli o tym samym.

W tym gronie początek dnia jeszcze nigdy nie był taki przyjemny.

Pomijając oczywiste budzenie się nago w łóżku z ukochaną osobą!

*

Ta przesiąknięta ciepłem i cukrem historia to może nie letni romans, gdzie na końcu bohaterowie trzymaliby się za ręce na plaży w blasku nadmorskiego zachodzącego słońca, ale... czy podziwianie wschodu ze szczytu góry w środku zimy również nie jest odjazdowe?

Dla uczczenia tej chwili brakuje tylko babcinego sernika.

Oczywiście z RODZYNKAMI!

The End ^⁠_⁠^

* * * * * * *

Witam!

Dziękuję wszystkim Czytelnikom za towarzyszenie bohaterom przez wszystkie rozdziały letniej, pełnej ciepła historii, siły przyjaźni i miłości dwóch chłopców do... sportu oraz rozbudzenia nowej miłości – do drugiej osoby. Dziękuję za Wasze komentarze ( Na_parze jest w tym mistrzynią ❤️ ) oraz za gwiazdki, dzięki którym wiedziałam, że śledzicie losy naszych bohaterów. Jest to chyba najlżejsza, najcieplejsza, najsłodsza historia, jaką napisałam, ale wcale nie uważam, że takie relacje nie są możliwe w rzeczywistości. Potrzeba tylko chęci z dwóch stron. Brać, ale tyle samo dawać od siebie – im więcej otrzymując, tym bardziej starać się uszczęśliwić drugą osobę. Dla każdego jest to co innego. Dla jednych przytulania i buziaki, dla innych wystarczy miły gest i słowo, że się o kimś myśli.

Jak Anthony i Aiden.

Aiden i Anthony.

Dwóch chłopców "A" oraz niezwykły team, który jest czymś więcej niż znakomitymi latającym duetem, a ze wsparciem najlepszego pod słońcem przyjaciela i jego dziewczyny, żadne przeciwności losu nie są w stanie ich zatrzymać!

#TeamAA czy #TeamLAMA?

A może...

#SernikzRodzynkami czy #SernikBezRodzynek?
(⁠◠⁠‿⁠・⁠)⁠—⁠☆

Wszystkiego dobrego i życzę Wam znalezienia dla siebie takiego przyjaciela jak Wilku i kochanka lub kochanki jak Ant i Aiden w jednym – mix doskonały! ❤️

Ściskam,
Asimarek

PS: Osobiście jestem za #SernikBezRodzynek, ale ciii!
(⁠。⁠•̀⁠ᴗ⁠-⁠)⁠✧

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro