Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

56. Szeregowy versus dystraktor! Który którego zdominuje?

Wybrali schody. W windzie zawsze byli ludzie – wchodzący, wychodzący, dosiadający się na piętrach... a także kamery, więc rozochoconym zakochanym dawało to niewiele prywatności.

Oni potrzebowali być sami. Swobodnie trzymać się za ręce, z pędzącym sercem i śmiechem ekscytacji wspinać się na kolejne stopnie klatki schodowej, aby przystanąć na każdym półpiętrze, oprzeć drugą osobę o ścianę i pocałować.

– Kocham cię.

– Ja ciebie bardziej.

Szeptali nawzajem w swoje usta, po czym spragnieni siebie znów się smakowali, aż brakowało im tchu.

Na hol ósmego piętra prawie wpadli, zataczając się, obejmując, wirując jeden z drugim i ciesząc się głośno. Aiden uniósł Anta wysoko za uda i po oznaczeniach na ścianie szukał kierunku, gdzie mają iść.

– Pokój 828, a więc... w prawo – pomógł mu Anthony, a po chwili już się pochylał, żeby objąć policzki Aidena i pocałować w usta. Wplótł palce w jego czarne włosy, ciągnąc za nie, odchylając głowę i... cóż, znów podarował mu buziaka.

– Kocham cię – wyszeptał z uśmiechem.

Kochanie Aidena i nie wstrzymywanie się przed pokazywaniem mu tego było od kilku minut jego ulubionym zajęciem. Zbyt długo to w sobie trzymał, tłumił, obawiając się rozstania, złamanego serca i cierpienia. Kiedy pogodził się z separacją, przekonując samego siebie, że nie ma powodu do rozpaczy, bo tylko nie będzie mógł go dotknąć, jak grom z jasnego nieba Aiden mu oznajmił, że zostaje!

ZOSTAJE Z NIM!

Najlepsza wiadomość pod czystym, rozległym błękitem oczu jego ukochanego chłopaka!

Jak często się zdarzało w życiu osiemnastoletniego skatera – jego starszy kuzyn okazał się niezwykle przewidujący. Po rozmowie w noc poprzedzającą otwarcie flyspotu domyślił się, że przyjaciel tym razem zdecyduje się na przełamanie wszystkich barier ze swoim chłopakiem, więc przed snem zarezerwował im pokój w hotelu, w którym miał odbyć się bankiet. Wybrał narożny pokój na ósmym piętrze, aby mogli pozwolić sobie na trochę miłosnej swobody i bez skrępowania wydawać wszystkie odgłosy przyjemności, które z pewnością trudno będzie wstrzymywać, kiedy przejdą do konsumpcji swojego związku.

Złota magnetyczna karta z wygrawerowanym na niej numerem "828" została wyciągnięta z tylnej kieszeni jasnoniebieskich spodni Anta i przyłożona do czytnika przy drzwiach. Nikogo po drodze nie minęli, więc nadal ciasno spleceni ze sobą w uścisku i z językami w cudzych ustach wtoczyli się do środka.

Było ciemno i po omacku Aiden wyciągnął kartę z dłoni drugiej osoby, po czym wsunął ją w specjalną przegródkę umieszczoną na ścianie. Dwie przymocowane nad szafkami nocnymi lampy kinkietowe włączyły się, oświetlając pokój – nie oślepiały, a co trzeba było zobaczyć, to chłopcy zobaczyli. Przerwali pocałunek, jednocześnie zatrzymując wzrok pośrodku ogromnego małżeńskiego łoża z białą narzutą, na której pokojówki uformowały z ręczników kąpielowych dwa stykające się "głowami" łabędzie. Tuż przed nimi, zapewne już nie pokojówka, ktoś ułożył w kształt serduszka różowe folie z prezerwatywami, a w jego wnętrzu o fallicznym kształcie leżała tubka z wyraźnym napisem "Truskawkowy ANAL".

– Och... – Aidenowi na chwilę zabrakło słów. – Nie spodziewałem się, że...

– To nie tak! – krzyknął Anthony, stając przez Aidenem i próbując zasłonić mu widok łóżka. Machał rękami i gdy starszy chłopak przesuwał głowę w bok, aby spojrzeć za niego, głowa skatera poruszała się w tę samą stronę.

– To nie... "jak"?

– Nie ja...! To znaczy chciałem i chcę, ale to nie ja TO tu zostawiłem! Ja... ja... ja... – Uderzył się dłonią w czoło i spojrzał stanowczo w oczy Aidena. – Żeby było jasne, z niczego, co dotychczas powiedziałem, się nie wycofuję. Jestem tak niesamowicie podniecony, że mój szeregowy prawie przeciska się przez rozporek, ale "to"...

– Pewnie jest sprawką Lucasa, czy mam rację?

– Tak! – Odetchnął z ulgą, że Aiden wszystkiego się domyślił i nie kazał mu tego mówić na głos.

– Hm, jest pewny, że tyle prezerwatyw nam wystarczy? – zapytał sceptycznie.

Minął Anthony'ego i podszedł do łóżka.

– Dwanaście – policzył.

– D-dwanaście?! – Anthony powtórzył i stanął przy swoim chłopaku, uświadamiając sobie, że faktycznie tyle jest. Jeśli Aiden uważał, że to mało...

– Hej – szturchnął go łokciem, widząc przerażenie w jasnoniebieskich oczach – żartuję. Poza tym nie musimy nic dziś robić. Wystarczy, że spędzimy tę noc wspólnie i pozwolisz mi przytulać się do rana. Nic innego mi nie potrzeba do szczęścia... Może tylko jeszcze jednego całusa i...

– No chyba teraz sobie naprawdę jaja robisz! – Anthony złapał go za ramiona. – Po naszych wzajemnych wyznaniach, po obietnicach, że już się nie powstrzymasz, żeby zrobić ze mną kompletnie wszystko, wszy-stko – zaakcentował – kiedy tylko powiem ci, że cię kocham i... i przecież po tym szaleńczym całowaniu się, jakbyśmy byli świeżo upieczonym małżeństwem na jakimś miesiącu miodowym, po całym życiu celibatu, choć w sumie to prawda i... i... Dlaczego się śmiejesz? To wcale nie jest śmieszne!

Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale Aiden go pocałował.

– Tak, to nie jest śmieszne – potwierdził, lecz ponownie nie mógł się powstrzymać od śmiechu. – Przecież to jasne, że nie mówiłem prawdy, moja kochana mrówcza złośnico-królewno.

– To ty jesteś Aiden-Złośliwiec!

– Aiden Napalony Na Swojego Kochanego Chłopaka Złośliwiec – poprawił go z szerokim uśmiechem.

Położył dłonie na jego policzkach i przesunął je po szyi na kark. Podszedł bliżej, żeby Anthony mógł wyczuć, że jest podniecony, totalnie nim nakręcony i diabelsko twardy.

– Mam nadzieję, że cię to nie odrzuci i nie przestraszy, ale wiedz, że im dłużej zwlekam, tym mniejszą będę miał kontrolę nad sobą i nad tym, co z tobą zrobię.

Widział jak grdyka Anta się porusza i czuł jego członek przesuwający się pod materiałem spodni – jeszcze bardziej pęczniejąc i się niecierpliwiąc. Grzbietem palców przesunął po wybrzuszeniu, nie odrywając oczu od szaro-niebieskich tęczówek i z satysfakcją obserwując powiększające się z ekscytacji źrenice.

Ant wciągnął powietrze i jeszcze raz przełknął.

– Na-na to przecież liczyłem.

– A tak w ogóle czytałeś jak "to" się robi? – zapytał, przesuwając usta po jego lewym policzku w stronę ucha i tam się zatrzymując. – A może oglądałeś filmy?

– I... to, i to – wyznał na wdechu.

Aiden pocierał go przez spodnie, nakierowując dłoń skatera na swoje krocze i przyciskając do niego.

– Myślisz, że się zmieści? – Wydmuchał ustami gorące powietrze i nosem przesunął po małżowinie usznej.

– Ja... Ja już kiedyś... to znaczy kilka razy i dzisiaj rano... – Jęknął, kiedy Aiden ścisnął go dłonią, a zębami złapał za płatek ucha. – Nosz by cię kurka-rurka Wilku w tyłek kopnął! – Uniósł głos, odsuwając głowę i patrząc z wyrzutem w tak samo rozbawione co pożądliwe spojrzenie swojego chłopaka.

Aiden uśmiechał się, nie przestając ugniatać schowanej męskości Anta.

– Co "już kiedyś" i "dzisiaj"?

– Wcale nie jestem taki święty i nieśmiały, jak sobie myślisz! – wypalił. – Ale przy tobie... tylko, że przy tobie się stresuję, bo to ty. Ty, który zawsze mówisz takie zawstydzające rzeczy, że po prostu nie da się spokojnie myśleć i nic logicznego gadać! Ale... tak naprawdę... – przysunął się, łapiąc w zęby dolną wargę Aidena i lekko za nią ciągnąc – to wcale nie jestem grzeczny.

Tym razem to on się uśmiechnął.

– Ja już próbowałem się rozluźniać – kontynuował odważnie, choć róż na jego policzkach temu przeczył i z każdym kolejnym wypowiadanym słowem stawał się coraz mocniejszy. – Czytałem, że to ważne, bo wtedy żadna ze stron nie będzie miała złych wspomnień z pierwszego razu. Poza tym nie będzie tak boleśnie i nieprzyjemnie, a ja nie chcę zrobić tego tylko trzask-prask i potem cały dzień leżeć w łóżku z bolącym tyłkiem. Przecież raz to będzie za mało! No a pierwszy raz ma być dla przypieczętowania naszej miłości! Dopiero drugi... drugi już będzie bardziej świadomy i namiętny – wyjaśnił rzeczowo, prawie tonem znawcy.

Tak naprawdę to wypunktował to sobie już wcześniej i wyrył na blachę. Tyle myślał o ich pierwszym stosunku, że nie pozwoli, by cokolwiek im go zakłóciło lub podłożyło kłody pod nogi, gdy oni mieli prostą drogę do łóżka!

– Ach tak? W takim razie słucham uważnie, co jeszcze masz do powiedzenia, kontynuuj – zachęcił go Aiden.

– Trzeci to próbowanie różnych pozycji, żeby się jeszcze lepiej poznać, dowiedzieć czegoś o preferencjach i miejscach przyjemności drugiej osoby.

– A czwarty, piąty i kolejne? – Aiden już ledwo panował nad chrypką w głosie, pragnąc coraz bardziej i bardziej swojego chłopaka, zwłaszcza kiedy nie ukrywał prawdziwych myśli, przyznał się do tak odważnych czynów i mówił cudownie nakręcające go słowa.

– Później – pocałował usta swojego chłopaka – co tylko będziesz chciał.

– O nie, nie, nie.

Pchnął skatera na łóżko, który wylądował na plecach. Ściągnął i rzucił na podłogę własny sweter. Uklęknął na materacu – na wysokości jego kolan – a potem odsunął na bok prezerwatywy, lubrykant i ręczniki. Nie odrywając wzroku od ust chłopaka, zaczął rozpinać guziki swojej białej koszuli.

– Nie, co ja będę chciał – uniósł kącik ust w zadziornym uśmiechu – ale ty, Anthony.

Pochylił się i oparł dłonie na pościeli po obu stronach jego ramion. Lekko trącił o siebie czubki ich nosów.

– Choć podoba mi się twój tok myślenia i co do pierwszych trzech zbliżeń zdecydowanie się z tobą zgadzam, to dziś jestem tu, aby spełnić każde życzenie mojej uroczej mrówczej królewny. – Zaczął całować jego policzki i brodę, bez pośpiechu zwiedzając ustami dalsze odkryte partie ciała i nadal mówiąc: – Mojego kochanego chłopaka, który mimo świadków głośno i bez skrępowania wyznał mi swoje uczucia. Który mnie pocałował przy swoich oraz moich rodzicach i obiecał, że będzie jadał ze mną śniadania, puszczał moje ulubione piosenki, a wieczorem... – mruknął seksownie przy uchu już zaczerwienionym i wrażliwym nawet na najlżejszy ruch powietrza – spędzi ze mną namiętne godziny...

– W łóżku... – westchnął rozmarzony.

– I na kanapie.

Anthony się zaśmiał.

– Pod prysznicem?

– Tak. I na blacie kuchennym, kiedy będziesz piekł sernik.

– Może jeszcze na dywanie?

– Oczywiście. I na pewno przy drzwiach wejściowych, kiedy otworzysz mi ubrany tylko w moją niebieską koszulę. – Przesunął się z pocałunkami niżej, na szyję, gdzie na delikatnej skórze mocnej zacisnął wargi.

– A jeśli będę miał na sobie jeszcze gatki z Batmanem? – Palce Anta zanurzyły się w czarnych włosach, przeczesując je i mocniej dociskając do siebie głowę.

– Nie będziesz miał.

– Jesteś tego pewny?

Pociągnął za włosy, żeby Aiden na niego spojrzał.

– Jestem pewny – odparł. – Kiedy zamieszkamy razem, twoją szufladę z bielizną będę trzymał zamkniętą na kłódkę, żebyś przypadkiem nie pomyślał chować przede mną swojego ciała i... szeregowego.

– Ha, ha! – roześmiał się, przymykając powieki i rozluźniając ciało. – Zawsze mogę ubrać twoją bieliznę.

– Na to się zgodzę.

Pochylił się i pocałował Anthony'ego w kącik ust, a potem w czubek nosa.

– Do pracy też będziesz mógł chodzić w moich ciuchach, ale w domu – zawisł nad nim centymetr od twarzy – własnoręcznie będę z ciebie ściągał ubranie po ubraniu... – Obniżył ton głosu, aż osoba pod nim zadrżała. – A potem całego cię wycałuję do tego stopnia, że kiedy zamkniesz oczy, będziesz wyobrażał sobie tylko moje usta na swoim ciele.

– Yhm. – Anthony mruknął. Uniósł głowę i na oślep, chwytając za policzki Aidena, przywarł do niego spragnionymi ustami. Od razu językiem odnalazł drugi język i choć całowali się tego dnia już wiele razy, teraz nie musiał wstrzymywać swoich pragnień ani jęków. Uniósł biodra, pocierając o siebie krocza i sapnął z odczuwanej przyjemności.

Taaak...

Uwielbiał pewność w każdym ruchu swojego chłopaka, w jego szczerych, choć zawstydzających słowach, składanych obietnicach i pełnię niezgłębionych uczuć zawartych w dwóch słowach "kocham cię". Pożądanie, które widział w błękitnych oczach i słyszał z tych słodkich ust, rozpalało go do tego stopnia, że sam przestawał czuć wstyd i większość hamulców, które posiadał jako niedoświadczony seksualnie nastolatek.

Jednak też był facetem, więc kiedy Aiden przycisnął go biodrami do materaca, powoli nimi poruszając, zapragnął się odwdzięczyć. Nie chciał tylko brać, ale też samemu dawać!

Przygryzł jego wargę i pomógł z rozpięciem pozostałych guzików koszuli. Oparł dłonie o nagą, gorącą skórę, lekko zginając palce i drapiąc ją. Zostawił kilka czerwonych śladów i delikatniej przesunął paznokciami po piersi aż do brzucha, próbując wbić opuszki między napięte mięśnie. Nie było to możliwe, bo ciało trenowane od najmłodszych lat przypominało marmurowy posąg – zbity i twardy, a jednocześnie ciepły i delikatny. Cała ta sytuacja tak go podniecała: dotykanie idealnego "sześciopaku" Aidena, jego pocałunki, szybki, gorący oddech i naciskająca na niego erekcja, do której, nie pochlebiając sobie, sam doprowadził, że odsunął dłonie od jego rozporka, bo bał się, że skończy szybciej, niż przejdą do głównego dania! Bezpiecznie wrócił do obojczyków i ramion. Zsuwał z nich materiał, co chwilę obejmując szyję Aidena i przyciągając chłopaka bliżej, żeby poczuć jego ciężar, jego pracujące mięśnie, kształt "dystraktora", głębiej zanurzyć w siebie miękki i chciwy jego jęków język, samemu odwdzięczając się równie namiętnym, głodnym, mokrym i przepełnionym miłością pocałunkiem.

– Jak ja ciebie... strasznie kocham... Aiden – powiedział urywanym głosem, kiedy usta starszego chłopaka uciekły jego wargom i zostawiały małe czerwone ślady na skórze przy granicy nadal tkwiącej na skaterze koszulki.

Leżąc na plecach, uniósł dłonie wysoko nad głowę, a Aiden ściągnął z jego tułowia biały T-shirt, jedną ręką przytrzymując materiał przy szczupłych nadgarstkach chłopaka. Zaczął całować górną część jego piersi i ramiona, a potem ich wrażliwą wewnętrzną stronę. Anthony chciał opuścić ręce, ale mocny chwyt jego chłopaka sprawiał, że stawał się bezsilny, więc jedynie wił się pod składanymi jeden przy drugim pocałunkami i coraz częściej pozwalał sobie na długie, rozkoszne jęki.

– Nie pachy – prosił, zaciskając powieki i wyginając tułów. – Nie kąpałem się, jestem spocony...

Zacisnął usta, czując twarde zęby zaciskające się na ramieniu przy początku obojczyka.

– A mogę coś poniżej?

Aiden powoli przesunął językiem od barku do środka prawej piesi. Na sutku zostawił mokry ślad, który palił Anthony'ego jakby zrobiono go rozżarzonym węglem.

– Yhm, tak, tu jest okej, świetnie, och... bardzo świetnie... nawet lepiej...

Czuł miękkie usta na mostku i twarde zęby ciągnące za skórę. Trochę bolało, ale przyjemnie, a jego "szeregowy" miał tak ciasno w spodniach, że już prędzej to mógł nazwać bólem. Ocierał się o udo Aidena, ale chłopak schodząc pocałunkami niżej, odsuwał się od niego. Dlatego sam go nawoływał, choć usilnie nie chciał powiedzieć, czego dokładne od niego chce. Odgłos mokrych pocałunków nakręcał go do tego stopnia, że nie patrząc na swoją odkrytą pierś, a słysząc i czując, co druga osoba robi z jego ciałem i na jego ciele, prosił Wszechświat, aby się to nigdy nie kończyło.

Kiedy jednak palce Aidena puściły jego koszulkę i zaczęły ugniatać twarde z podniecenia sutki, a zęby złapały za suwak spodni, oprzytomniał i z niespodziewanym jak na jego zamroczony stan umysłu sprytem podciągnął chłopaka za nadgarstki wyżej. Objął nogami jego talię i okręcił ich o 180⁰. Teraz Aiden leżał na plecach, a skater siedział na jego brzuchu. Obaj dyszeli, rozgrzani własną śmiałością i nadchodzącymi "ciekawymi" czynnościami, które mieli wykonać wspólnie.

– Nie kąpałem się – powtórzył swoje poprzednie słowa Anthony.

– Mnie to nie przeszkadza.

– Nie chcę... Nie chcę, żebyś mnie lizał w tych strategicznych miejscach, kiedy jestem tam brudny.

– Nie dla mnie. – Położył dłonie na jeansach opinających się na chudych udach i pomasował je. – Nie raz będę ci powtarzał, że lubię twój zapach. Dla mnie jest słodki, pobudzający i upajający do tego stopnia, że chciałbym cię całować i lizać w nieskończoność, bo strasznie mnie to podnieca. Ale dobrze – nacisnął kciukami na wystające kości miednicy, wykonując okrężne ruchy – dziś zrobimy to tak, jak ty chcesz. Żebyś czuł się komfortowo i niczym nie denerwował, niczym nie stresował. Czerpał tylko satysfakcję i przekonał się na własnej skórze, jak szalenie cię kocham.

Anthony zaśmiał się. Obrócił głowę w bok z kolejnym rumieńcem i własnoręcznie nakierował palce Aidena na swoje krocze, gdzie prężył się na swojej warcie "szeregowy".

– Okej, okej – powiedział pokonany – w sumie to cię rozumiem. Ja też lubię twój zapach. Tym bardziej teraz, kiedy jesteś taki gorący i pachniesz tak... intensywnie, męsko, a jednocześnie "kochanie". Po prostu aidenowo. Dlatego choć pewnie potrzebuję odświeżenia, to nie chcę tego teraz robić. Wolę być otoczony twoim zapachem i przesiąknąć nim, żeby za każdym razem, kiedy go poczuję, przypomnieć sobie nasz wspólny pierwszy raz i że cię tak bardzo kocham.

– Naprawdę dobrze sobie wszystko rozplanowałeś. – Cicho parsknął. – Jak mógłbym ci w tej sytuacji odmówić?

– Nie da się – odparł, mrugając mu. – W końcu jestem twoją "mrówczą królewną".

– Tylko moją.

– Od dziś twoją w pełnym tego słowa znaczeniu.

Czując rozpinany rozporek i dotyk z przodu na bieliźnie, zacisnął uda na żebrach Aidena.

– Czy mógłbyś dziś mnie tam tylko... dotykać? – upewnił się.

– Jasne. – Sięgnął dłonią do szyi młodszego chłopaka, ciągnąc go niżej. – Zero buziaków poniżej pępka, słowo. – Miękko przytknął wargi do rumianego policzka.

Złapał za srebrną zawieszkę, przesuwając ją między palcami i głośno stwierdzając:

– Pasuje ci.

– Tak myślisz? – Nosem potarł jego knykcie. – A moje gatki na tobie?

– Idealne. Chcesz sprawdzić?

– Jasne! – odparł z szelmowskim uśmiechem.

Szybko cmoknął Aidena w usta i zdjął z szyi łańcuszek, zawieszając go prawowitemu właścicielowi. Wyprostował tułów i wycofał się na wysokość jego kolan. Wyjątkowo sprawnie jak na jego galopujące serce i trzęsące się z podniecenia dłonie rozpiął czarny pasek, guzik, a po nim suwak w spodniach leżącego, który patrzył na Anta z lekkim uśmiechem. Nic nie mówił, nie popędzał go, broń Boże też nie zatrzymywał. Jedynie uniósł biodra, by zsunął spodnie razem z butami.

Nie mógł się doczekać, aż znów zamienią się miejscami.

– I jak? – zapytał Aiden, nie potrafiąc ukryć rozbawienia, kiedy Anthony nie odrywał spojrzenia od własnej czarnej bielizny na jego ciele.

– No... pasują. Całkiem nieźle i tak... wypukle.

– Przez ciebie są takie wypukłe – powiedział żartem. – I wiesz co, nie oddam ci ich tak jak ty mi łańcuszek. – Nagle usiadł, chwytając chłopaka w pasie i okręcając ich. Pochylił się nad nim i dokończył: – Bo są mokre i nadają się tylko do ściągnięcia, nie do noszenia.

Czy była to sugestia, co zrobić z przemoczoną bielizną? Na pewno! Dlatego Anthony był pewny, że czas ich rozmów, lekkiego przekomarzania się i droczenia nieubłaganie się kończy. Stan szczęśliwych gatek z Batmanem nie pozostawił złudzeń – jego ukochany chłopak był o krok, żeby w końcu zacząć działać na poważnie. Cóż, on sam już ledwo wytrzymywał napięcie między nimi, to oczekiwanie, wizje, które co chwilę podsuwał mu umysł – jedne bardziej zboczone od drugich – dlatego kiedy rozchylił nogi w zapraszającym geście, a Aiden położył się między nimi, jakby to miejsce było specjalnie dla niego stworzone, wiedział, że naprawdę wkrótce przekroczą ostatnią granicę.

Zamknął oczy, czując na nagiej piersi gorące ciało i zimne guziki rozpiętej koszuli. Chciał westchnąć, ale jego usta otuliły miękkie wargi, wywołując nową falę gorąca. Jedną dłoń ułożył na policzku Aidena, drugą wplótł we włosy, przesuwając ją po karku i niżej po plecach. Ich pocałunek był namiętny i towarzyszyły mu przeróżne odgłosy sapania i mlaskania, ale Anthony słyszał tylko dudniące bicie swojego serca i ciche pomruki Aidena, kiedy lekko drapał jego plecy lub język spłatał z drugim tak mocno, że nie mogli oddychać. Jednak, czego był zawstydzająco świadomy, coś zaczęło wyciekać z końcówki jego penisa i spływało po podbrzuszu...

Nie, nie, nie... Nie będzie patrzył pomiędzy ich ciała, czy "szeregowy" wysunął się z bielizny i faktycznie przez niewyobrażalne podniecenie moczy jego i łóżko!

To pot – przekonywał siebie. – To na pewno tylko pot. Przecież tu jest tak gorąco!

Po wielu upojnych minutach wypełnionych kolejną setką pocałunków, najmniej dwusetką centymetrów kwadratowych wzajemnego intensywnego pocierania skóry oraz po pozostawieniu sprawy domniemanego potu gdzieś daleko poza tym co ważne i ważniejsze odzyskał część świadomości i spostrzegł, że ich pozycja nieco się zmieniła. Nadal leżał na plecach, ze zgiętymi w kolanach i rozchylonymi na dwie strony nogami, ale był golusieńki. Aiden magicznie zdjął z niego wszystko i teraz leżał bokiem po jego prawej stronie. Nie odrywał od niego ust i właśnie wylewał na bezwstydnie prężącego się na brzuchu "szeregowego" solidną porcję truskawkowego tłustego specyfiku.

Po odłożeniu tuby za siebie, uniósł prawą chudą nogę i zarzucił sobie przez biodro. Z rozkraczonym jeszcze szerzej chłopakiem jego dłonie miały nieograniczony dostęp do drogocennych klejnotów rodu White, które bez zawahania zaczął pocierać i delikatnie ugniatać.

Anthony przerwał pocałunek, głowę wciskając w poduszkę, unosząc pierś i powtarzając co chwilę błagalne:

– Aiden... Aiden... Aiden...

Nie było wiadome, o co dokładnie prosi, czy jest tego świadomy lub czy po prostu Aiden całkowicie zawładnął jego myślami i zapomniał wszystkich słów, poza jednym – najważniejszym – "Aiden".

– Lubię, kiedy mówisz moje imię – odpowiedział zachrypniętym głosem starszy chłopak.

Z jąder mokre od śliskiego płynu palce przesunął na męskość, łapiąc za nią i wykonując kilka delikatnych pociągnięć. Powtarzał ruch, czując, jak penis jeszcze rośnie mu w dłoni, jak pulsuje i staje się coraz bardziej mokry – nie tylko od lubrykantu. Mięśnie Anthony'ego napinały się, aż nogi zaczęły drżeć. Spróbował je zacisnąć, ale Aiden nie pozwalał zepsuć sobie tego pobudzającego każdą komórkę w ciele widoku, przytrzymując nogę w miejscu.

Patrzył też na twarz swojego chłopaka – z malującą się na niej przyjemnością, kropelkami potu na skroniach, przyklejonymi do czoła włosami, zaciśniętymi powiekami, lecz z otwartymi ustami... proszącymi, a właściwie zachęcającymi, mamiącymi jak rosiczka. I Aiden im uległ, z największą ochotą całując głęboko, namiętnie, szepcząc ciche słowa "kocham cię" i wylizując na drugim języku każdą literę imienia "Anthony" oraz co pragnie z nim tej nocy zrobić. Kiedy osoba pod nim zaczęła dyszeć, aby zwiększyć jej doznania, zaczął pieścić mokry szczyt członka i pobudzać go całą powierzchnią dłoni.

Anthony był spragniony dotyku, tej bliskości, czułości, poświęcanej mu uwagi i całej miłości wylewającej się z Aidena, więc spijał je łapczywie jak nektar, ambrozję, najsłodszy miód i nie mógł przestać. Ledwo skupiał się na pokoju, imprezie, która obywała się osiem pięter niżej, na przyszłych zawodach skateboardingowych, zbliżającym się początku roku szkolnego i czekającej go nauce, a nawet na mamie, która na pewno jeszcze nie raz mu przypomni o zatajeniu przed nią tajemnicy, że ma chłopaka.

W tej chwili wszystko, co było dla niego istotne, to jego ukochany. Druga połówka serca, która kochała go tak często uszczęśliwiać, jak i zawstydzać. Jak choćby teraz, zdążywszy już wyściskać i dokładnie wymasować "szeregowego" i w tym momencie mokrymi palcami sunęła po rowku między pośladkami, zatrzymując się tuż przy wejściu do ciała.

– Próbowałeś się tutaj rozluźnić – przypominał Aiden, nie szczędząc Antowi kolejnych niestosownych słów, które potrafiły rozpalić zarówno ciało jak i umysł. – Sam nie wiem, czy jestem bardziej zazdrosny, że nie dotarłem tu pierwszy, czy szczęśliwy i jeszcze bardziej nakręcony na ciebie, że robiłeś to z myślą o mnie – droczył się, pocierając wrażliwe miejsce. – Jeszcze nawet nie włożyłem palca, a już czuję, jak ciasny jesteś.

– Ai...den... – wysapał, próbując uciec biodrami, lecz chwyt na jego udzie tylko się wzmocnił. Penis go bolał, jakby skumulowało się w nim napięcie całego ciała z ostatnich trzech tygodni, bo tyle czasu minęło, odkąd ostatni raz się pieścili. Jego umysł nadal był jakby zamglony, niejasny, zasnuty ogromem ofiarowywanej mu rozkoszy, więc mógł prosić o to, czego pragnęło jego ciało. – Zrób coś... Nie wytrzymam...

Aiden wylał kolejną porcję truskawkowego płynu, tym razem celując między pośladki. Zaczął delikatnie całować szczyt jego ramienia, odpowiadając:

– Co tylko chcesz, moja mrówcza królewno.

– Chcę... ciebie. Ciebie... tam...

– Gdzie "tam"?

– W sobie...

– Tu? – zadał pytanie wprost do jego ucha, przeciskając opuszek palca przez zaciśnięty mięsień.

Chłopak zamiast odpowiedzieć wydał z siebie jęk. Ramieniem zasłonił twarz, ale Aiden od razu ją odsunął, obcałowując z każdej strony. Czule musnął wargi, wsuwając palec głębiej i kiedy Ant nabierał powietrze, przylgnął do niego, całując go już żarliwiej.

Choć wiedział, że musi się rozluźnić, Anthony był napięty jak struna. To, co czuł, było przyjemniejsze od fantazjowania, od kilku samodzielnych prób przyzwyczajenia się pod prysznicem do czegoś "obcego" w tyłku. Czytał, że kluczowe jest zmieszczenie trzech palców, ale dziś miało tam wejść coś jeszcze większego. Może jego wcześniejsze chwalenie się, że nie jest taki całkiem ciemny w seksie było trochę na wyrost, ale nie kłamał – po prostu liczył na to, że w decydującym momencie, czyli właściwie teraz, Aiden pomoże mu przez to przejść.

Zanim na dobre zaczął się stresować, że się "nie zmieści" i zostanie rozdarty jak przetarte gacie – czyli z trzaskiem, a w jego przypadku wrzaskiem – faktycznie krzyknął, ale wyłącznie z nagłego prądu niewyobrażalnej rozkoszy, gdy Aiden odnalazł jego prostatę.

– Przyjemnie? – usłyszał pytanie, na które natychmiast odpowiedział kolejnym głośnym, niekontrolowanym i nieartykułowanym odgłosem.

Aiden zaczął pocierać to miejsce opuszkiem palca. Odsunął się, aby Ant mógł swobodnie oddychać, a w zamian całował i pozostawiał czerwone ślady na jego skórze ramienia i piersi. Lizał sutek i podgryzał go, przytrzymując ciało wijące się w coraz większej ekstazie, pozwalając mu jęczeć, prosić o więcej i o ulżenie mu, słuchając każdego dźwięku, jaki opuszczał coraz mocniej zdarte gardło.

Anthony jeszcze nigdy nie czuł się tak podatny na każdy najlżejszy dotyk. Silne ramię przypominało węża, uniemożliwiając mu ruchy, a jednocześnie wyginał się w najróżniejszych strony, przyjmując tak śmiałe pozycje, o jakich nigdy nawet nie śnił w najbardziej erotycznych snach. Jakby ktoś nim sterował, przejął jego ciało i duszę, wypełniając po brzegi prądem o nieznanym źródle, choć zapewne pochodzącym z głębi dzikiej, nieprzeniknionej puszczy, gdzie nie istniała przyzwoitość, a jedynie wyzwolenie ze wszelkich krępujących go więzów zachowywania się "przykładnie".

Tak, i to na pewno nie on tak jęczał. To wszystko sprawka Aidena!

Jeśli tak, to sprawką Aidena było także doprowadzenie ciała swojego chłopaka do stanu, w którym wstrząsnął nim nagły dreszcz, aż oburącz złapał za szyję Aidena. Doszedł tak niespodziewanie, jak czasami na bezchmurnym niebie strzela błyskawica, czyli głośno, przed oczami mając gwiazdy, a w umyśle totalną pustkę. Kilkukrotnie poruszył biodrami, przyciskając twarz do ciepłej szyi, której zapach już od dawna mieszał mu w głowie, a teraz szczytował, zaciągając się mocno, aby maksymalnie upoić się tą chwilą jak na alkoholowym high-u.

Kiedy Aiden go przytulił, serce mu galopowało, ledwo będąc w stanie tak szybko pompować krew. Dopiero głaskanie po plecach i ciepłe pocałunki uspokoiły go i powoli przywróciły na ziemię: do hotelowego łóżka, do swojego najukochańszego chłopaka i jego twardego "dystraktora" napierającego na ciągle mokre od spełnienia podbrzusze...

– Chciałem dojść podczas naszego pierwszego razu – powiedział z pretensją Anthony, kiedy drżenie ustąpiło i pozbierał myśli do zbitego mrówczego kopca.

– Do tego jeszcze "dojdziemy" – odparł Aiden, przeczesując mu palcami włosy i wycierając pot z karku.

Na ustach Anta pojawił się szczęśliwy uśmiech. Czuł się błogo, totalnie zrelaksowany i usatysfakcjonowany.

– Wiesz, że mnie rozpieszczasz?

– A nie powinienem? – zapytał Aiden ze śmiechem. – Moją mrówczą królewnę. Mojego słodkiego chłopaka, uzdolnionego skatera i skydivera. Mojego odważnego wkrótce kochanka.

– "Kochanka", jak fajnie to brzmi.

– Dla ciebie chcę wszystkiego co najlepsze.

– Już tak jest. – Wtulił się w niego, przymykając oczy i leniwie opowiedział: – A wiesz, Aiden, że tylko przy tobie i Wilku zawsze czuję się tak bezpiecznie? Z wami nic mi nie grozi. Choćby zaatakowali nas obcy, grożąc zagładą ludzkości, a jedynym sposobem ich przepędzenia byłoby złożenie im mnie w ofierze, to wy wybralibyście uśmiercenie wszystkich. – Cicho się zaśmiał, całując szyję Aidena. – Ale tylko ty jedyny tak niewyobrażalnie mnie uszczęśliwiasz. Wystarczy, że o tobie pomyślę, a coś przyjemnie ściska moją pierś i chcę znaleźć się jak najbliżej ciebie. Pewnie się powtarzam, ale jesteś wyjątkowy, cudowny.

Aiden położył dłonie na policzkach Anthony'ego i spojrzał mu w oczy, mówiąc:

– I twój pierwszy.

– Tak! Pierwszy na dziesiątki sposobów!

– Spróbujemy dojść do setki?

– Pft, co tam setka, dobijmy do tysiąca!

W szaro-niebieskich oczach Anthony'ego odbijało się światło lamp, policzki pokrywał niesłabnący róż, a usta szeroko się uśmiechały.

Tak, naprawdę wyglądasz szczęśliwie, mój Anthony.

– Na pewno chcesz się dziś ze mną kochać? – zadał kolejne pytanie Aiden.

Leżeli na boku, przodem do siebie. Jego dłoń czule sunęła po policzku Anta, palce po skroni, brodzie, zahaczając o płatek ucha. Sam też się uśmiechał, pragnąc wyryć w pamięci tę chwilę – taką wolną, nieskrępowanie roześmianą wersję osoby, która pozwoliła mu uporać się z pustką po stracie marzeń o sporcie, będącego dla niego sensem życia od najmłodszych lat. Może już nigdy nie biegać jak dawniej, kopać, skakać, czuć znajomą grawitację i sprzeciwiać się jej własnym ciałem, ale teraz miał coś cenniejszego. Uśmiech tego chłopaka, ciepło jego ciała, jego gładką skórę przy swojej, charakterystyczny, uwodzący zapach skóry, jego uścisk, szczupłe, odrobinę kościste przedramiona, twarde żebra przy swojej piersi, chude palce przesuwające się między mięśniami i zachwycające się jego ciałem...

Anthony potrafił zachwycać się nim całym.

– Jeszcze pytasz? – odpowiedział pytaniem Ant, szczerząc się radośnie. – Tak, chcę tego nawet mocniej niż ty!

– Och... – Uśmiechnął się zaczepnie, stykając ich czoła. – Mocniej niż ja się nie da.

– Da. Uwierz swojej mrówczej królewnie.

– I sarence.

Ułożyli dłonie na swoich policzkach, pocierając ze sobą nosy, przymykając oczy i coraz szybciej oddychając. Palce Anta wsunęły się w krótkie, czarne kosmyki, lekko za nie ciągnąc, lecz nie na tyle, żeby odsunąć od siebie drugą osobę. Aiden objął tył głowy Anta, opuszkami delikatnie ją masując.

– Tak, oraz twojemu chłopakowi. – Usłyszał Aiden i na kilka sekund poczuł usta zetknięte ze swoimi ustami.

– Ukochanemu. – Sam zakończył, pieczętując słowo pocałunkiem. Głodniejszym, gorętszym, powodującym, że całą uwagę przenieśli na coś innego niż rozmowa.

Dla pogłębienia pieszczoty przekręcili lekko głowy, językami przekraczając granicę ust, próbując zabrać drugiej osobie jak najwięcej powietrza i pokazać ogrom swojej miłości. Słodko zamruczeli, kiedy ich biodra się zbliżyły, a nadal niezaspokojony "dystraktor" szturchnął odświeżonego i na nowo w pełni gotowego do pełnienia swojej kolejnej służby "szeregowego".

– Chcesz to zrobić w jakiejś konkretnej pozycji? – dopytał Aiden między pocałunkami.

– O-bo-jęt-nie... – wysapał. – Bli-skiej... Naj-bliższej...

Dobrze, będzie blisko... tak blisko, że bliżej już się nie da.

Leżąc bokiem, Anthony ramionami objął szersze plecy, przyciskając do siebie ich klatki piersiowe. Nogę przerzucił za plecy drugiej osoby, opierając udo na talii i poruszając miednicą w jednoznacznym geście. W tym samym czasie Aiden odszukał za sobą znajomą tubkę i wylał płyn na biodro skatera. Rozprowadził go po dolnej części szczupłych pleców, a potem prosto między pośladki. Młodszy chłopak zacisnął je, a po chwili przez nozdrza nabrał powietrze i spróbował się rozluźnić. Wiedział i chciał tego co nastąpi. Jedną rękę wsunął między ich ciała i odnalazł męskość Aidena. Lubił mieć ją w dłoni, czuć trochę kontroli nad swoim chłopakiem, ciesząc się, że mu na wszystko pozwala, a nawet, sądząc po niecierpliwym pulsowaniu, chce jak najszybciej zrobić ze swojego sprzętu użytek. Powoli pompował, drażniąc wrażliwy szczyt i lekko drapiąc po całej długości, tym samym pokazując mu, że nie może się doczekać, aby użył dekoncentrującego go często "dystraktora" czymś konkretnym.

Jak na przykład... nim.

Na odpowiedź tej zachęcie nie musiał długo czekać.

Kilka sekund później Aiden, jak na bardzo rzetelnego chłopaka przystało, zajął się przygotowywaniem "tyłów" swojej ukochanej "mrówczej królewny". Najpierw jednym palcem, potem dwoma, znów aplikując do środka słodko pachnący specyfik. Nie spieszył się, niczego nie poganiał. Chciał być pewny, że druga osoba czuje się komfortowo – o ile można się tak czuć z palcami w odbycie, a później z czymś grubszym i dłuższym. Po zachowaniu Anthony'ego strzelał w ciemno, że jednak udawało się mu to po mistrzowsku.

– O jacie... O tak-tak-tak... Yhmmm, jeszcze... Tak... Proszę, nie przestawaj – powtarzał skater, a kiedy trzeci palec dołączył do dwóch poprzednich, jego prośby stały się bardziej entuzjastyczne: – O, Wszechświecie...! Trochę szybciej... Jednak po-czekaj... zaraz znów dojdę... Nie tu, nie tu, bo... ach...mmm...

Gdy Aiden swoimi ustami zatamował potok słów, można było usłyszeć jedynie przeróżne odgłosy brzmiące mniej więcej:

– Yhm... Arhm... Ych...! Ech-nym... Hyh... Aid...hmmmm...

Aidenowi nie potrzeba było żadnego tłumaczenia, żeby zrozumiał, iż chłopak jest w tej chwili bardzo zadowolony jego staraniami.

Oczywiście postara się, aby było mu jeszcze lepiej.

Wyciągając z mokrym odgłosem palce, nie przerywając całowania coraz bardziej spuchniętych ust, rozerwał małą folijkę. Nałożył na siebie prezerwatywę i dodatkowo zwilżył ją lubrykantem, którego nie żałował też tyłkowi Anta. Nie sądził, że mogłoby go być "za dużo", więc palcami wprowadził jeszcze trochę do środka, przy okazji nie odbierając sobie przyjemności potarcia punktu G. Druga osoba odwdzięczyła mu się bardzo słodko i kusząco brzmiącym jękiem, do którego miał coraz większą słabość.

Chwycił pewniej biodra Anthony'ego, a swoje podsunął wyżej, aby czubkiem męskości znaleźć się przy wejściu do ciała, i delikatnie pchnął. Obaj wstrzymali oddechy, czując trochę bólu – od zaciskających się mięśni i ciasnoty, a z drugiej strony od rozpychania czymś większym niż palce. Anthony owinął ramionami trzymaną szyję, a Aiden przedramieniem przycisnął do siebie dół jego pleców, aby zatrzymać go w miejscu.

Kiedy wprowadził samą główkę męskości, odczekał kilka sekund, po których powoli i ostrożnie wsuwał się dalej. W połowie długości przerwał, żeby mogli się pocałować. Musiał się upewnić, że druga osoba wytrzyma dalsze zbliżenie. Ant skinął głową, więc Aiden wykonał biodrami kilka płytkich ruchów i już z większą śmiałością zagłębił się prawie do końca. Przy wejściu było nadal ciasno, choć ślisko i mokro od słodkiego płynu, ale wnętrze otulało go ciepłem, miękkością i gładkością. Jak w gorącym... żelku. Na tę myśl uśmiechnął się, poprawiając oparte na jego żebrach szczupłe udo i wciskając się aż po jądra. Skater dotąd nie powstrzymywał go, ale po tym ruchu cicho zakwilił. Przytknął spocone czoło do łączenia aidenowych obojczyków i drżąco wypuścił powietrze.

Ucisk na penisie Aidena minimalnie zelżał. Ulżyło mu, że wcześniejsze długie przygotowanie dało tak dobry efekt. Był gotowy na rozluźnianie go nawet wiele godzin, aby tylko czerpał z zbliżenia przyjemność – nie dopuszczając do otarcia wrażliwej skóry lub jakiekolwiek rozdarcia.

Dłonią dotknął rozpalony policzek i cmoknął rozchylone usta.

– Boli? – zapytał.

Ant poruszył na boki głową.

– Wilku nie raz dał mi większego łupnia. – Uniósł powieki, które do teraz zaciskał, patrząc szklącymi oczami na swojego chłopaka. – Trochę piecze i jest... dziwnie, ale podoba mi się. – Uśmiechnął się. – Tylko boję się ruszyć.

– Chcesz zmienić pozycję?

– Nie... nie. Na razie nie. W tej mogę cię przytulać, jest wygodnie i miło. A tobie?

– W życiu nie było mi przyjemniej.

– Mi też, ale z tobą zawsze jest świetnie, więc nie powinienem się dziwić.

Mruknął coś jeszcze niezrozumiałego i ostrożnie poruszył biodrami. Czuł sztywną męskość przesuwającą się w jego wnętrzu. To odczucie naprawdę było trudne do opisania słowami. Podobne do dyskomfortu, że coś jest w nim, a jednocześnie podniecające, że właśnie jest TAM i tym czymś jest penis jego chłopaka. Duży, twardy i gorący – oczywiście wszystko dzięki niemu!

Kilkukrotnie wysuwając się i nasuwając na niego, odkrył, że tarcie po ściankach odbytu rozchodzi się niewidzialnym elektryzująco-drażniąco-stymulującym prądem do czterech kończyn, po brzuch, a najdotkliwszy kumuluje się w członku – od jąder po sam mokry szczyt. Jednak tym co najbardziej mu się podobało, była twarz jego chłopaka, z której mógł wyczytać, że z każdym głębokim przyjęciem go w swoje wnętrze coś pęka. Jakaś skorupa pewności siebie, opanowania, samokontroli kruszy się i prawdopodobnie będzie bezpieczniej, jeśli przerwie swoje ruchy i pozwoli działać jemu. Jednakże... za nic to sobie miał, czując ogarniającą go euforię i rosnącą odwagę, która skłoniła go do uśmieszku, wyzywającego oblizania ust, a nawet złapania zębami za dolną wargę Aidena.

– Lepiej tak nie rób – odezwał się dziewiętnastolatek.

Przytrzymał nieruchomo pośladki skatera. Głos miał ochrypły, niższy, ostrzegawczy. Zagłębił opuszki palców w miękkich krągłościach ciała, ale w tym chwycie Anthony'emu wydawało się, że jest więcej chęci, aby samemu nadać rytm niż w próbie zatrzymania go.

Dlatego niezrażony ostrzeżeniem Ant znów poruszył się ze swoją poprzednią śmiałością i tym razem uciekł aż do połowy długości "dystraktora", powracając z mokrym plaśnięciem i przyjmując go głęboko w siebie.

– Nie robić... czego? – zapytał, udając całkowicie nieświadomego istnienia pewnej części ciała pęczniejącej i coraz bardziej pulsującej w jego ciasnym tyłku.

– Prowokujesz mnie.

– Tak? A do czego?

– Do tego, żebym przestał się wstrzymywać.

– Ale ja nie chcę – mruknął mu w usta, lekko je kąsając, jak nie raz Aiden robił jemu – żebyś się wstrzymywał.

O tak, widok zarumienionej twarzy i przeszywających go intensywnie błękitnych oczu, które powodowały, że robiło mu się jednocześnie zimno i gorąco, było warte wyjścia ze swojej skorupy nieśmiałości i podroczenia się z Aidenem w sposób, jaki pogrywał z nim. Niewiadoma co mu zaraz zrobi, głód aż buchający z całego ciała Aidena i pożądliwy wzrok ekscytowały go.

Ta satysfakcja, że teraz on dominuje, była ogromna.

Niestety też niespodziewanie krótka.

Anthony White, lat osiemnaście, będący w trakcie swojego pierwszego pełnego aktu miłosnego właśnie podpisał na siebie wyrok brzmiący: pochłonięty przez miłość swojego ukochanego.

Aiden zaatakował go bez żadnego uprzedzenia – w jednej chwili złapał za tył głowy, wsuwając palce w jasne kosmyki i łącząc ich usta w wygłodniałym pocałunku. Wargami chwycił za końcówkę języka, zaczynając ją mocno ssać i dostarczając swojemu "odważnemu" chłopakowi nową falę gorąca. Drugą ręką przyciągnął jego biodra do swojego krocza, a "szeregowy" uwięziony między ich brzuchami stanął "na baczność", w zaledwie w kilka sekund będąc na skraju wykonania seppuku i rozcięcia sobie metaforycznego brzucha, tryskając białą, gęstą "krwią".

Dziewiętnastolatek dotychczas wstrzymujący się przed wykonywaniem gwałtownych ruchów w końcu dał ponieść się pragnieniom: wycofał się z wnętrza Anta i wszedł w niego jednym płynnym ruchem. Obaj jęknęli na nagłą przyjemność, mocniej się obejmując i prawie się pożerając. Językami rozpychali się w cudzych ustach i ścigali, który będzie dalej i zgarnie dla siebie więcej przestrzeni, równocześnie ciągnąc za sobą drugą osobę do morza ognistych żądz. Biodra Aidena zaczęły poruszać się śmielej w tył i w przód, rozpychając się i przyspieszając. Poznawał nowy zakamarek ciała swojego chłopaka bardzo dokładnie i głęboko, i na razie był całkowicie usatysfakcjonowany tym co odkrył. Dlatego cały czas próbował różnych prędkości, długości pchnięć, siły zderzania się z chudymi pośladkami, od czasu do czasu też niecierpliwymi palcami pocierając bądź ściskając sutki. Wysuwał się po sam czubek i powracał w głąb śliskiego i gorącego wnętrza, które za każdym razem zaciskało się na nim, więziło, może chcąc go tam zatrzymać na zawsze? Na pewno. Gdyby nie to, że Anthony po każdym złączeniu ciał tak cudownie jęczał w jego usta i prawie boleśnie wbijał opuszki palców w mięśnie, pokazując, jak bardzo mu się podoba, to po prostu przeleżałby całą noc z "dystraktorem" schowanym w przytulnej "norce", trzymając jego właściciela w ramionach, tuląc do piersi i tak pozostając do rana.

Ale na zajmowanie się nim trochę energiczniej także nie narzekał.

Po serii długich pchnięć przyspieszył, spłycając ruchy i czubkiem celując w prostatę. Penis był szerszy niż palce, więc o wiele lepiej ją pocierał i podrażniał. Osoba w jego ramionach już od wielu minut znajdowała się w siódmym niebie, ale obecnie trzęsła się z coraz większej przyjemności. Zaciskała palce na umięśnionych ramionach, drapała plecy, ocierała o mokre od potu z odrobiną lubrykantu krocza. Każdą próbę wzięcia oddechu Aiden zatrzymywał swoimi ustami, nie pozwalając odsunąć się chłopakowi choćby na milimetr, przytrzymując głowę, pieszcząc go językiem, oddechem, urywanymi, powtarzanymi co chwilę pojedynczymi słowami: głównie imieniem młodszego kochanka, którego dolna partia ciała też była pod jego władzą – trzymana, dociskana, zdominowana.

Cicho pracującą klimatyzację zagłuszały odgłosy ich zbliżenia, a zapach świeżo wypranej pościeli ustępował przesłodzonym truskawkom, delikatnie unoszącej się woni nasienia oraz ich rozgrzanych podnieceniem gorących ciał, które ślizgały się i tarły o siebie, jeszcze bardziej podgrzewając atmosferę.

Anthony był otumaniony, wrażliwy na najlżejszy dotyk, z ogniem pełzającym pod skórą i czymś szatańskim, co z oszałamiającą precyzją wypełniało jego jeszcze niedawno dziewiczą dziurkę i chciało go doprowadzić do szaleństwa, a na pewno do nieprzytomności i zakwasów, bo przez przebiegające przez żyły i tętnice magiczne prądy, zaciskał każdy mięsień, aż drżał z wysiłku.

– Złap... – Aiden prawie warknął – złap się mojej szyi.

Po tych słowach wszedł w chłopaka do końca, jak daleko się dało. Przytulił go do piersi i pierwszy raz od wielu minut przerwał pocałunek, usta przykładając do jego barku. Kiedy Anthony łapczywie chwytał powietrze, zmienił ich pozycję. Będąc nadal ściśle z nim załączony położył go na plecy, a sam przyklęknął między rozchylonymi na boki udami, opadając pośladkami na własne stopy. Jedną ręką przytrzymywał biodro, pomagając sobie zachować rytm pchnięć, a drugą uniósł chłopięcą talię. Zaczął obcałowywać wypiętą klatkę piersiową i przygryzać skórę, a potem lizać ją dla załagodzenia pieczenia. Kąsał ramiona posłusznie owinięte o jego kark, językiem zwiedzając szyję Anta, brodę i znajome, na powrót spragnione go usta. Ciało jego chłopaka było lekkie, chude i twarde, niesamowicie pobudzające. Talia idealnie pasowała do jego ramion, a wnętrze ciała do kształtu "dystraktora". Ściśle go otulało, a z każdym kolejnym posuwistym ruchem stawało się gorętsze.

– Uwielbiam cię... uwielbiam – szeptał w spoconą skórę, w mostek między piersiami, w miejsce, gdzie biło serce. Oparł tam czoło, biorąc głębokie oddechy i skupiając się na jak najpełniejszym zaspokojeniu drugiej osoby.

Jego wytrenowane ciało ani przez chwilę nie trwało w bezczynności, biodra pracowały w równym rytmie, który nadal co kilka minut zwiększał, a słysząc jęki skatera, zwalniał do prawie flegmatycznych ruchów. Pragnął dać mu tyle przyjemności, miłości i samego siebie, ile tylko mógł, przedłużając ten akt tak długo, aż opadnie sił.

Umysł skatera szybował między świadomością a odrętwieniem, zawieszeniem w chaosie panującym w umyśle i odczuciach. Był bliżej tego drugiego, dlatego miał duże problemy, żeby logicznie myśleć czy czuć wstyd na coraz bardziej wyuzdane pozycje ciała, które przybierał we wprawnych rękach swojego chłopaka. Głośniejsze i bardziej niezrozumiałe stawały się też dźwięki, które opuszczały jego już zdarte gardło. A kiedy coś się w jego głowie przejaśniało, to i tak nie potrafił stwierdzić, czy coś go boli, poza wiadomym niezaspokojonym członkiem, czy tyłek go piecze i będzie miał otarcia, a czy usta od całowania się jak wygłodniałe dzikusy nie będą po wszystkim podobne do "botoksowych karpi" i czy kolejnego dnia samodzielnie wstanie z łóżka. Mimo że logika poszła w siną dal, nie miał najmniejszego zamiaru czegokolwiek przerywać, zwłaszcza oddalać się od Aidena i jego bezlitosnego oraz bez cienia współczucia "dystraktora", przez którego od tego tarcia i uderzeń tyłek miał gorący jak świeżo upieczone bułeczki!

W którymś momencie zorientował się, że zachrypł, ale nie mógł milczeć, ogarnięty zbyt dużą euforią, która nie miała innego ujścia poza ustami. Był na skraju orgazmu już tyle razy, że nie potrafił zliczyć. W tych kulminacyjnych momentach Aiden jakby to wyczuwał, robiąc tylko okrężne, powściągliwe ruchy biodrami, pozostając całkowicie zatopiony w ciasnocie. Patrzył na Anta z góry z nieodgadnionym wyrazem na twarzy i palcami przytrzymywał trzon jego męskości, aby nie szczytował. Dla młodego skatera to była prawdziwa udręka, tortury, najgorsza kara, na którą złość tak szybko mijała, jak tylko Aiden na powrót stawał się dynamiczny: przyspieszał, pchając mocno i głęboko, aż Anthony krzyczał. Za każdym razem, po każdej minucie spokojnego bujania się, przytulania, czułego całowania odczuwana później przyjemność była większa i wyraźniejsza.

Z tego powodu Anthony niemal bezustannie jęczał, prężył się, wypinał, wyginał, odpychał Aidena, by za sekundę z całej siły przyciągnąć go do siebie. Prawie płakał, prawie szalał z frustracji brakiem spełnienia, błagając o pozwolenie na zakończenie tego ręką, prawie wyklinał w myślach i kiedy był pewny, że kolejnego powolnego tempa nie przeżyje, a "szeregowy" padnie trupem jak postrzelony w serce żołnierz, wtedy przez mrok, jaki objął szare komórki mózgowe, przedostał się promyczek światła będący głosem jego bezdusznego, bo chyba już wieczność trzymał go na bolesnej krawędzi, chłopaka wypowiadającego w kółko jego imię.

– Anthony... Anthony... Anthony...

Wołany zacharczał nowym tonem, jakby chciał powiedzieć: "tu jestem, co się stało?".

Miękkie wargi Aidena ułożyły się na jego ustach, czule je całując, łaskocząc, układając się w słodkie i pełne uczuć słowa:

– Kocham cię, Anthony.

Naładowany nową energią miłosnego wyznania Ant objął dłońmi oba policzki i szeptem odpowiedział:

– Też... ciebie kocham, Aidenie... Black. He, he, Black i... White – dodał, uśmiechając się.

– Kocham cię najbardziej na świecie – wyznał Aiden.

Poczekał, aż Ant na niego spojrzy i z migoczącymi iskierkami szczęścia malującego się w błękitnych tęczówkach zapytał:

– Czy zostaniesz... ze mną tak długo, aż... Czarna Dziura pochłonie cały Wszechświat?

"Wszechświat". Na to słowo Ant uśmiechnął się jeszcze szerzej.

– Myślę, że Wszechświat... – westchnął drżąco, kiedy Aiden mocno docisnął biodra, rozpychając się w jego wnętrzu – ma swoje własne plany i... nawet Czarna Dziura mu ich nie pokrzyżuje.

Już ja coś o tym wiem!

Przytulali się i całowali, kiedy Aiden coraz szybciej się w niego wbijał, składając pomiędzy pocałunkami kolejne romantyczne zapewnienia, że Anthony jest dla niego wszystkim, co najcenniejsze, dziękując za to, że go pokochał, obiecując, że dzisiejsza noc jest dopiero początkiem ich prawdziwego szczęścia i codziennego życia blisko siebie, gdzie będzie mógł udowodniać mu każdego dnia, że jego miłość to nie tylko słowa bez pokrycia.

To przyszłość z "bonusami". Może nawet lepszymi niż jemu obiecywał Anthony?

Jęczeli w swoje usta, wgniatali materac ciężarem dwóch ciał, splatali kończyny, nawzajem ciągnęli za włosy i dotykali się, jakby nie potrafili się sobą nasycić. W końcu otoczeni zapachem rozgrzanych ciał z odrobiną potu i towarzyszących im przez całe zbliżenie truskawek jeden po drugim osiągnęli szczyt. Anthony wstrzymał powietrze, tryskając na swój brzuch, dopóki męskość Aidena w ostatnich podrygach spełnienia przestała się w nim poruszać, a zakleszczona przez zaciskające się w orgazmie ścianki, dostarczyły mu jego własny obezwładniający orgazm.

Obaj jeszcze długo nie mogli złapać oddechu, wykończeni, zziajani, z suchym gardłem, nie potrafiąc nawet przełknąć śliny. Anthony nie skłamałby, gdyby powiedział, że jest totalnie skonany – szczęśliwe i jakoś tak błogo; bogatszy o nowe doświadczenia oraz czując się pełniejszy niż po najbardziej sytym serniku z rodzynkami.

Aiden opadł na jego pierś, podpierając się na łokciach, żeby go nie przydusić, ale Anthony sam przyciągnął go do siebie. W końcu musiał się nacieszyć tą najważniejszą osobą! Jej ciepło cudownie otulało wymęczone ciało, gorący oddech przesuwający się po szyi przyjemnie łaskotał, bolały go mięśnie, palców nadal nie mógł rozprostować od nadmiernego ich przykurczania i trzymania się Aidena, a serce nie chciało się uspokoić, ale nie pamiętał, by cokolwiek było lepsze od tej chwili.

Ponad ramieniem Aidena nabrał duży haust powietrza i zaczął się śmiać.

– Moją królewnę coś bawi? – zapytał Aiden, przytykając usta do szyi.

– Tak, jestem pieruńsko wykończony, ale chyba jakimś dzikim cudem naładowany energią po brzegi!

– Wydajesz się być zadowolony.

– A jak! Nieziemsko! Ha ha ha!

– Ja też – mruknął w wilgotną skórę. – W życiu nie było mi lepiej i nie czułem się bardziej spełniony niż w tej chwili.

– Ja tak samo, choć moje ciało mówi mi, że trochę przesadziłem. Coś jakbym... uch... cały tydzień bez żadnych przerw jeździł na desce i robił tricki na rampie. – Westchnął, poprawiając tułów na łóżku. – Do tego mój krzyż...

– Czy mam...

– Nie, nie ruszaj się stąd – poprosił, zakleszczając mocniej ramiona o nagie plecy. – Chciałbym pozostać jeszcze w tej pozycji.

– Może chociaż wyjdę z ciebie? – Zaśmiał się cicho.

– Lepiej nie... Boję się, że tyłek zacznie mnie piec, więc daj mi jeszcze pożyć chociaż momencik w tej błogiej nieświadomości, że coś mnie tam... no... zdrowo przeleciało!

– I oczywiście nie miałeś możliwości obrony.

– Żadnej!

Anthony stęknął, układając się wygodniej na łóżku, ale za nic nie chciał puścić leżącego na nim całym ciężarem ciała Aidena.

– Dobrze, Anthony, zrobimy jak zechcesz.

– Poleżmy jeszcze chociaż kilka minut, a potem pójdziemy pod prysznic, okej? Capię chyba bardziej niż wół po orce, ale wytrzymaj.

– Dla mnie nadal pachniesz uwodząco. Myślę, że jeśli znów zachęciłbyś mnie kilkoma gorącymi słowami i śmiałymi ruchami tych szczupłych bioder, to wziąłbym cię tu mimo twoich protestów.

– Okej, okej, to już nic nie mówię i będę grzeczniutki jak pierwszak na pasowaniu na ucznia.

– Po tym, co mi dziś pokazałaś, nie wierzę, że wytrzymałbyś długo ze swoim postanowieniem o byciu grzecznym.

– Po prostu mnie jeszcze dobrze nie poznałeś!

– Może, ale skoro mamy jeszcze chwilę dla siebie, to myślę, że powinniśmy omówić jedną niedokończoną, ale bardzo ważną kwestię.

– A mamy jakąś? – Popatrzył na niego z kompletnym niezrozumieniem.

O czym mógł zapomnieć w tak ważnym dniu?

Aiden zaśmiał się, unosząc głowę i delikatnie całując drugie usta.

– Jesteśmy dopiero w połowie pierwszego razu – odpowiedział, lecz Ant nadal nic nie rozumiał. – Ja byłem w tobie, ale czy teraz nie nadszedł czas, abyś ty znalazł się we mnie?

Anthony oniemiał.

Cooo?!

– Ja... ja... – zaczął spanikowany, przełykając sucho przez ściśnięte gardło.

Dopiero po kilku sekundach wziął się w garść, aby powiedzieć resztę tak szybko jak się da i zanim jego zmieszanie osiągnie apogeum, całkowicie pozbawiając go umiejętności mowy!

– Ja... chyba nie jestem na to psychicznie gotowy, nie wspominając już o przygotowaniu fizycznym, bo po tak wspaniałym seksie z tobą jak mam się teraz chociażby podnieść? Wymęczyłeś mnie za wszystkie czasy! No i obawiam się, że nawet jeśli trochę odsapnę, to kiedy w ciebie wejdę i zobaczę, że jesteś podniecony, to dojdę od samego patrzenia na twój uśmiech i rumieńce. Od samego patrzenia! Dlatego nie dam rady! To znaczy raczej nie teraz. To tak nagle i moje serce nadal... wiesz co robi... takie ba-dum, ba-dum, ba-dum, ale na jakimś speedzie, do tego dochodzisz ty i ja, ja w tobie, to ponad moje si...

Przerwał swoje tłumaczenie, bo zorientował się, że Aiden się śmieje.

– Ej! – krzyknął, kłując go palcem między żebra.

Śmiech chłopaka stał się jeszcze głośniejszy.

– Żartowałeś sobie ze mnie, tak? I teraz masz łacha... jak zwykle, jak...

– Och, Anthony – rzekł wesoło. – Oczywiście, że nie żartowałem. Z takich tematów się nie żartuje. Po prostu nie wiedziałem, że tak zareagujesz.

– Dobrze wiesz, jak na mnie działasz.

– Wiem i mnie to niezwykle uszczęśliwia. Dziś było mi z tobą tak dobrze, że fajnie by było, gdybyś też mógł tego zasmakować. Poczuć moje wnętrze, a ja twojego szeregowego, który by mnie poznał. Dogłębnie.

– A czy zdajesz sobie sprawę, że samą taką gadką mnie podniecasz?

– Tak, chyba nawet czuję.

– Aiden, zbereźniku!

– Co mam poradzić, jeśli nie mogę się przy tobie opanować? Jesteś moją najukochańszą mrówczą królewną i zwinną sarenką.

Anthony zacisnął powieki, próbując opanować szczęście i pokazać, że jest twardy, to znaczy nadal urażony jego żartami, ale nie mógł. Uścisnął go, uśmiechając się i uparcie próbując wepchać opuszek palca między żebra.

Oczywiście bezskutecznie.

– Nie wmówisz mi, że tego nie chcesz, Anthony.

– Dobra, dobra, chcę! Kiedyś, kiedy już oswoję się z naszą nagością i tym, co dziś zrobiliśmy. Poczuję się pewnie, trochę o tym poczytam, podpatrzę u ciebie i poznam jakieś sztuczki. Tylko nie myśl sobie, że się boję czy panikuję. Miej się zawsze na baczności, bo jeszcze nie raz cię zaskoczę!

– Nie mogę się doczekać.

– A pewnie! Od teraz nie będziesz znał dnia ani godziny, kiedy to się stanie. Jeszcze nie dziś, bo muszę się do tego psychicznie przygotować i nawyknąć, że mam takiego seksownego chłopaka. Przecież mój szeregowy nie da rady z twoim dystraktorem! Muszę go najpierw porządnie zmusztrować i wpoić mu trochę ogłady oraz wstrzemięźliwości.

– O nie, tylko bez żadnej wstrzemięźliwości. Nadal mamy jedenaście prezerwatyw.

Dłoń Anta opadła na kołdrę, na której leżeli, i dotknęła czegoś szeleszczącego. Wziął to między palce i podniósł na wysokość oczu.

Nierozpakowana prezerwatywa.

Kurka-rurka... oby mój tyłek jutro nie wypiął się na mnie i nie przykuł do łóżka...

– Ale nie musimy dziś zużyć wszystkich? – zapytał słabo.

Odpowiedziała mu wymowna cisza.

– Aiden? Chyba nie myślisz, że to wytrzymam?

Dziewiętnastolatek podniósł się wyżej na łokciach i spojrzał wprost w duże, przestraszone czarne źrenice na tle jasnoniebieskich tęczówek.

– Zdecydujemy po prysznicu, dobrze? Sam obiecywałeś, że mamy całą noc dla siebie. Najwyżej będę cię nosił na rękach.

– Aideeen!!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro