Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

55. Aiden umie ujarzmiać dzieci, a Lucas wściekłe matki!

Usiedli na kanapach ustawionych w rogu pomieszczenia przy jednej z wysokich lamp, żeby nie stać i niepotrzebnie ściągać na siebie uwagę innych gości lub pracowników hotelu. Państwo White oraz Black, czyli Margareth i Oliver, którym po krzykach Jennifer White w końcu udało się właściwie przedstawić Anthony'emu, zajęli miejsca po jednej stronie niskiego stołu z przeszklonym blatem, a para chłopców po drugiej.

Pierwsza rozpoczęła rozmowę Jennifer White, zasypując swojego syna dziesiątkami pytań: jak długo ze sobą chodzą, kiedy zamierzał jej powiedzieć, że ma chłopaka, dlaczego tak późno i po co to przed nią ukrywał, skoro i tak by się o tym prędzej czy później dowiedziała oraz wiele, wiele innych. Anthony odpowiadał jej szczerze, tak szczerze, jak jeszcze nigdy mu się nie zdarzyło, choć oczywiście pomijając fakt, że nie są na etapie tylko całowania, ale trochę dalej i sprawiali sobie przyjemność w kuchni na blacie, w ich łazience pod prysznicem, w jego łóżku... Tak, to zamierzał zachować dla siebie, nawet jakby zabronili mu jeść rodzynki przez rok!

Lucas był niedaleko, kiedy doszło do niekontrolowanego wybuchu "ciotki Jenny", i widział całe zdarzenie, dlatego już kilka minut później pojawił się przy swoim przyjacielu, starając się uspokoić kobietę.

– Ciociu, czy nie powtarzałaś nam setki razy, że nieważne, jaką osobę wybierze Anthony, będziesz go wspierać? – Usiadł w swobodniej pozie na kanapie obok Anta i zarzucił mu ramię na szyję. – Sama widziałaś, że z Aidenem tworzą świetną parę, a że obaj są facetami, bądźmy szczerzy, kto w dzisiejszych czasach dba o takie rzeczy? Kiedyś bogaci, aby uniknąć mezaliansu, nie żenili się z chłopkami lub pokojówkami i na życzenie rodziców schodzili się z osobą z wyższych sfer. Bez uczuć, tylko dla kasy, podtrzymania rodu i żeby mieć z kim się pojawiać na wystawnych balach. Tymczasem oni naprawdę się kochają!

– To nie żaden mezalians, tylko...

– Och, daj zakochanym już spokój. Facet czy baba, w miłości nie ma żadnej reguły. Rozejrzyj się, idź z duchem czasu, teraz co dziesiąta osoba przyznaje się, że podoba jej się ta sama płeć.

Trzeba było przyznać, że Lucas zawsze wiedział, w jaki sposób rozmawiać z mamą swojego kuzyna. Odkąd się pojawił, spuściła z tonu, choć nie mogła podarować synowi wszystkich przewinień, o których powtórzyła mu trzy razy.

Pod koniec "przesłuchania", kiedy kobieta otrzymała już większość interesujących ją informacji i sama powiedziała wszystko, co leży jej na żołądku, zmieniła ton na łagodniejszy. Tak naprawdę była szczęśliwa, że jej syn kogoś sobie znalazł. Na dodatek taką osobę jak Aiden, którego zdążyła trochę poznać, polubić i, co nie omieszkała powiedzieć na głos, z chęcią zaadoptowałaby go, żeby ściągnął z metaforycznego drzewa szaleństw "tego niepoważnego wiewióra", jakim jest jej syn.

– Wnuków też nie będzie – oznajmiła głośno, uświadamiając sobie nieuchronną prawdę. Potarła opuszkami palców bolące od nadmiaru wrażeń skronie i westchnęła. – Na szczęście zawsze mogę wymienić się synami ze Scottem. On ma już jednego wnuka, Maxa. Wystarczy mu. Lucas, co ty na to? Zostaniesz kolejnym "Whitem"?

– Ciocia ma dobre oko. – Mrugnął jej z uśmiechem. – Bo celuję w trzech urwisów, więc zagwarantuję przyszłej babci zajęcie na lata.

– Jeśli każdy będzie taki jak ty lub mój syn, to przedwcześnie osiwieję.

– Jeśli tak się stanie, umówię ciocię do fryzjera. Znam całkiem dobrego.

Kiedy tych dwoje przestało żartować, do rozmowy dołączyła Margareth Black. Najpierw przeprosiła, że nie zdążyli z mężem na inauguracyjny pokaz – ich samolot miał problemy techniczne, a przez to duże opóźnienie. Obiecali zostać jeszcze dzień, więc liczyli na prywatne przedstawienie. Chłopcy chętnie się zgodzili. Anthony podkreślił, że będzie to dla nich zaszczyt, jak pokaz dla VIP-ów, a potem zaczął wychwalać Aidena, że to on był pomysłodawcą wielu akrobacji, więc kobieta musi liczyć się z tym, że będzie głośno, dynamicznie i z porywającą energią. Dodał także, że gdyby złapała bakcyla, to zostanie jej osobistym instruktorem.

Podziękowała uprzejmie i umówili się na wizytę we flyspocie następnego dnia rano. Oczywiście tylko na oglądanie. Lot powrotny mieli dopiero wieczorem – tak samo jak Lucas, Aiden i Ant. Państwo White musieli zostać jeszcze kilka dni, ale obiecali, że wrócą przed początkiem roku szkolnego i liczą na kolejne spotkanie z nimi trzema. Tym razem na wspólnym obiedzie.

Żaden nie śmiał odmówić.

Ojcowie okazali się także nie być uprzedzeni do związku swoich synów z osobą tej samej płci. Oliver Black nie mówił wiele. Szczerze pogratulował im obu i powiedział, że cieszy się ich szczęściem, choć nigdy nie spodziewał się zyskać drugiego syna. Na te słowa Anthony poczuł, jakby otrzymał błogosławieństwo i po prostu kipiał od wylewającej się radości.

– Obiecuję, że będę godnym miana drugiego syna – mówił. – To jak Black & White, prawda? Jak świetnie to brzmi! A muszę panu jeszcze zdradzić, że przy Aidenie jestem niesamowicie szczęśliwy. Kto by nie był? Ha? Aiden jest wspaniały. Nie dość, że przystojny, na pewno po tacie, to jeszcze mądry, rozważny, mocno stąpający po ziemi... trochę odwrotnie jak ja, ale chyba o to chodzi! Poznaliśmy się przypadkiem, choć może lepiej byłoby to nazwać obłędnie genialnym zarządzeniem losu. To wszystko przez wszechświat... A że widocznie zostaliśmy sobie przeznaczeni, to musiał wymyślić dla nas arcymistrzowski plan. No i się udało! Ha, ha, ha!

Brian White także nie miał zastrzeżeń do wyboru swojego syna. Skwitował tylko, że jest dorosły i idzie za głosem serca. Przybili sobie żółwika, a Ant wesoło krzyknął:

– Ty zawsze mnie rozumiesz, tatko!

Mówią, że jaki ojciec, taki syn. Nawet obaj uwielbiali rodzynki.

*

Kiedy rodzice obu chłopców wrócili na przyjęcie, młodzi zostali nareszcie sami. Lucas podniósł się z kanapy. Poprawił spodnie, koszulę, wyprostował rękawy i przesunął łańcuszek na szyi.

– Ja też idę, muszę uzupełnić procenty – oznajmił, poruszając karkiem i rozluźniając go. – Niezłe daliście show, krzyk ciotki słyszałem z drugiego końca hotelu.

Anthony jęknął, chowając twarz w dłoniach.

– Myślałem, że spalę się ze wstydu.

– Jest dobrze. Słyszałeś, że nie ma nic przeciwko, tylko trochę się powściekała, że zrobiłeś z tego tajemnicę. Swoją drogą, twoich rodziców, Aiden, to się naprawdę nie spodziewałem. Tym razem nie ja maczałem w tym palce.

– Wiem, rozmawiałem z nimi na ten temat. To rodzice Anthony'ego zaprosili ich na pokaz, a przy okazji chcieli wypytać o mnie. – Wziął dłoń Anta w swoją. – Od nich dowiedzieli się o mojej kontuzji. Mogłem wcześniej pomyśleć, że to podejrzane, aby mistrz świata w gimnastyce akrobatycznej spędzał wakacje na lenistwie, a nie ćwiczył na letniej szkółce. Na szczęście moja mama zapewniła ją, że znam swoje możliwości i umiem zadbać o własne zdrowie. Twoja mama, Anthony, tylko zastrzegła, że ma to być ostatni raz, kiedy za jej plecami jest coś załatwiane, a ona nie zna szczegółów.

– Było, minęło – skwitował Lucas. – Już wszystko wiedzą i nikt nie ma nic przeciwko, więc wrzućcie na luz i cieszcie się imprezą – rzucił, po czym machnął im dłonią na pożegnanie i odszedł.

– Bożeee...! – Anthony z natłoku wrażeń zamknął oczy i oparł ciężką głowę o ramię Aidena. – Ja też o niczym nie wiedziałem. Nawet, że to twoi rodzice i potem dałem popis stulecia tą całą gadką o... o... o kochaniu cię i w ogóle...

– Tak, moment wybrałeś idealny – potwierdził, cicho się śmiejąc. – A twoja mama naprawdę jest main bossem. Nieźle to sobie obmyśliła.

– Jak ona w ogóle wpadała na pomysł, żeby zaprosić twoich rodziców?

– Podobno dzwoniła do twojego wujka z prośbą o wyszukanie informacji na mój temat. Nie sprawiło mu to widocznie większych trudności, bo rodzice nie mogliby przyjechać ot tak, z biegu. Dlatego podejrzewam, że stało się to w środę lub czwartek.

– No tak! To na pewno wtedy, kiedy tak nagle zniknęła i z ojczulkiem zrobiliśmy sobie słodyczową bibę! – Aiden tylko kiwnął na zgodę głową. – Muszę ją o wszystko dokładnie wypytać. Tak za naszymi plecami coś knuć... Nawet nie wpadłbym na to, że coś takiego kombinuje!

– Wydało się, że nie powiedzieliśmy jej o mojej stopie.

– Taaa, ale na szczęście nie skomentowała tego przed pokazem.

– Pewnie nie chciała, aby coś nas zdekoncentrowało. Może przylot rodziców miał być niespodzianką?

– Niespodzianką? Jeśli wiedziałbym, że są na widowni, ze stresu pewnie bym się potknął o własne stopy.

– Nie sądzę. – Objął go ramieniem i pocałował skroń. – Moja mrówko-sarenka jest bardzo zwinna. Wyszedłbyś z tego z jakimś widowiskowym saltem lub gwiazdą.

Uśmiechnęli się do siebie i zetknęli głowami. Teraz, kiedy całe napięcie opadło, kiedy nie musieli ukrywać się z tym, że są parą, czuli, że właśnie rozpoczyna się przed nimi nowe życie. Jakby pojawiła się droga, która dotąd była dla nich niedostępna.

Nowy rozdział.

Anthony czuł się lżejszy, jakby się narodził i mrówczy kokon przestał krępować jego ciało, pozwalając narodzić się nowej mrówce gotowej do prawdziwego życia. Wyjawił swoje uczucia, bo dlaczego miał rozpaczać, że jego chłopak nie będzie blisko? Nadal go będzie kochał, nadal Aiden będzie kochał jego i jeśli przed przyjazdem tutaj miał jakieś wątpliwości do związku na odległość, to jedynym minusem tego była wspomniana właśnie "odległość". Nic więcej! Wszechświat pomógł mu już tyle razy, że na pewno obmyśli kolejny plan, aby widzieli się częściej niż tylko raz w miesiącu. Sam miał plan, żeby to było raz w tygodniu, dlatego porzucił każde dręczące go uczucie, niepewność, obawy i najzwyczajniej w świecie zamierzał cieszyć się wspólnie spędzonym ze swoim chłopakiem czasem.

Postanowił jak najlepiej wykorzystać dni, godziny, minuty i nie żałować żadnej z chwil, więc i pokazać swoją miłość oraz oczywiście przyjąć tę obiecywaną i miał nadzieję już wkrótce ofiarowaną mu przez jego chłopaka. Już nie tylko chłopaka, ale też UKOCHANEGO!

Aiden opuszkami palców pogładził policzek Anthony'ego, a potem wziął obie jego dłonie w swoje.

Kiedy ich oczy się spotkały, zaczął:

– Anthony, tak naprawdę to jest jeszcze jedna sprawa, o której ci nie powiedziałem.

Skater w sekundę się wyprostował, przeczuwając, że to coś ważnego. Miał obawy, że jest związane ze zdrowiem jego chłopaka. Może stopa przez nadmierne ćwiczenia zaczęła go boleć i nie będzie mógł już z nim latać? Oby nie. Teraz, kiedy polubił tunel i jest tak świetnym kompanem, na dodatek jego chłopakiem, chyba nie powie, że i tego nie będzie mógł robić? Najpierw taekwondo, potem gimnastyka... ale nawet, gdy jego noga będzie usztywniona, to sobie poradzą!

Odrzucił negatywne myśli, potrząsając głową. Musiał wierzyć, że to coś dobrego. Wszechświat przecież ma wobec nich tylko szczęśliwe plany!

– Słucham. Cokolwiek to będzie, wesprę cię we wszystkim – rzekł z pełną powagą, ściskając dłonie.

– Cieszę się, bo to wymaga ogromu wsparcia, mnóstwa czasu oraz gotowości do poświęceń.

Ton Aidena przygotowywał Anta na najgorsze, jednak nie przestraszyło go to i zapewnił:

– Zawsze możesz na mnie liczyć. Czy będzie między nami ocean, czy najwyższe górskie szczyty, czy szeroka rzeka lub inne przeszkody, cokolwiek miałoby stanąć na naszej drodze, obiecuję, że ją przejdę, aby być przy tobie.

– Albo przejedziesz na deskorolce.

– Pewnie! Niech tylko nie będzie za dużo trawy, błota i piachu, a pomknę jak błyskawica!

Aiden się uśmiechnął. Spoglądał raz na ich dłonie, raz w szaro-niebieskie tęczówki. W końcu przestał trzymać drugą osobę w niepewności i powiedział:

– Wraz z początkiem roku szkolnego będę z dala od rodziny, dlatego nie poradzę sobie bez czyjegoś wsparcia. Zaspokojenie moich zachcianek oraz pragnień zabierze mnóstwo czasu, więc potrzebuję przy sobie osoby, aby odpowiednio się mną zaopiekowała i, cóż, poświęciła się jak... może sarenka na ołtarzu?

Anthony nic z tego nie zrozumiał.

– Jesteś na coś chory i będziesz potrzebował... opiekunki?

– Bardzo chory. Z miłości do pewnego Anthony'ego White'a, dlatego potrzebuję go częściej niż tylko raz w miesiącu, czy nawet tygodniu. Częściej...

– Czekaj-czekaj-czekaj. – Uniósł dłoń, aby nic więcej nie mówił. – Będziesz daleko od rodziny, ale nie całej rodziny, tak? – Aiden skinął z uśmiechem.

Zaciśnięte od stresu usta Anta powoli się unosiły, kiedy uświadomił sobie, co mogło to znaczyć.

– Czy wspomniane wsparcie może ci dać taka osoba jak ja? No i przecież często powtarzasz, że ze mnie jest sarenka, więc mógłbym się poświęcić, stać się twoją ofiarą i być przy tobie tak często, jak to możliwe? – upewniał się, ciągle nie mogąc uwierzyć w szczęście. – Czyli... nie będzie nas dzielił żaden ocean, lodowiec, szeroka, rwąca rzeka...

– Och, rzeka będzie, ale z mostem.

– I wiaduktem?

– Może i wiaduktem, a na pewno ze skateparkiem.

– Boże-Boże-Boże, Aiden, nie mów, że zostaniesz u babci na dłużej?! – Duże oczy błyszczały ekscytacją, a dłonie mocno zaciskały się na ramionach białej koszuli.

– Właśnie to próbuję ci powiedzieć.

– Dlaczego bawisz się w jakieś zagadki?! – Rzucił się na jego szyję, dusząc chłopaka jak ulubionego pluszowego misia. – Prawie zszedłem na zawał, że coś się stało i serio wywiozą cię gdzieś w jakieś góry na rekonwalescencje, żebyś nałykał się świeżego powietrza, czy nad morze po jod, czy do innych uzdrowisk, czy....

– Nie za dużo fantazjujesz?

– To twoja wina! Do mnie to trzeba mówić wprost! "Mrówa, zostaję z tobą! Nie tylko do końca wakacji, ale na zawsze!".

– "Na zawsze". – Aiden zaśmiał się, odrobinę wyswobodził się z uścisku i cmoknął go w czubek nosa. – Podoba mi się to określenie.

– Nie to, że cię zmuszam, ale pamiętaj, że potrzebujesz kogoś do zaspokajania zachcianek i...

– Dlaczego nie jestem zdziwiony, że akurat to najlepiej zapamiętałeś.

– Wiem, co dobre. Ty tak samo. Pamiętasz, kiedy mówiłem ci na huśtawkach, że to proste równanie? Będąc ze mną, nic nie tracisz, a zyskujesz.

– Pamiętam. Muszę cię tylko "polubić". Teraz to jest coś więcej niż tylko lubienie, więc chyba pula nagród też się powiększyła?

– Oczywiście! Jest teraz ogromna jak Mount Everest, a jeszcze urośnie, o ile opowiesz mi, jak to się w ogóle stało, że zostajesz. Dotąd nic mi nie mówiłeś! Od kiedy wiesz?

– Dopiero od dzisiaj. Mama powiedziała, że niedawno przeprowadziła z babcią dziwną rozmowę.

– Panią-babcią?

– Tak, niestety mam tylko jedną babcię.

– Ale jaką wyjątkową! Wystarcza za babcie i dziadków, ile by ich nie było.

– Tak, babcia jest niesamowita – powiedział i przywołał w pamięci słowa matki. – W tamtym tygodniu zadzwoniła do moich rodziców, żeby jeszcze raz przemyśleli przeprowadzkę za granicę. Zapytała, czy robią to, uważając, że sam tego chcę, czy tylko mną dyrygują. Kiedy mama odpowiedziała, że wszystko jest już ustalone, a szkoła wybrana, zagroziła im, że nie przyjedzie na święta, bo one powinny być szczęśliwe, a ja już znalazłem swoje szczęście.

– Wow! Czy to znaczy, że... domyśliła się, że my... no wiesz?

– Prawdopodobnie tak. Jednak nie zdradziła się z niczym, po prostu podsuwając im zagadkę, która była dla niej na tyle ważna, że była gotowa zostać sama w domu na święta. Musisz wiedzieć, że co roku spotykaliśmy się we czworo, czyli babcia, rodzice i ja. Nie wyobrażam sobie, jak mógłbym spędzić święta bez babci.

– Bez tej szczególnej babci.

– I dlatego, kiedy im dziś powiedziałem wprost, nawet jeszcze nie wiedząc o jej telefonie, że zakochałem się, jest to chłopak i czy mogliby rozważyć nie zabieranie mnie ze sobą, wszystko nagle wskoczyło na swoje miejsce. Tato to tato, jest trochę podobny do twojego i nie lubi kłótni, dlatego zazwyczaj trzyma stronę matki, choć kiedy trzeba, to potrafi być sprawiedliwy. Natomiast ona podejmuje najważniejsze decyzje. I powiedziała, że jestem dorosły. Mogę podejmować własne działania, ale dopóki się uczę, nadal będę pod opieką rodziny, dlatego jeśli babcia się zgodzi, zamieszkam z nią i przepiszę się do szkoły gdzieś w okolicy.

– I...?

– Przed twoim przyjściem zadzwoniłem do babci i powiedziałem jej o nas. Jak to ona, nie była zdziwiona. Czekała, kiedy w końcu jej to wyznamy, bo chciała to usłyszeć od nas dwóch. O szkołę mam się nie martwić. Pamiętasz sąsiadkę babci z dziesiątego piętra? – Ant kiwną głową, dlatego Aiden kontynuował: – Zaprzyjaźniła się z właścicielką Luny, a ta z kolei okazała się być sekretarką w pobliskim liceum i na pewno da się załatwić moje przeniesienie w trybie pilnym.

– No nie wierzę... Wszystko już zostało ustalone! To niesamowite, że będziemy tak blisko siebie! Nawet na długiej przerwie będę mógł pognać do ciebie pod szkołę, wyściskać cię i wrócić. I wieczorami będziemy mogli się widzieć, i na weekendy latać, i...!

– Cieszysz się?

– Przeogromnie! To chyba najszczęśliwszy dzień w moim życiu! Tyle niespodzianek, trochę wstydu i stresu, ale czuję, jakby to wszystko było nierzeczywiste, bo to obłędnie świetne!

– Ja też się cieszę. Mogę tego tak nie pokazywać, ale... bardzo się cieszę, że zostanę z tobą dłużej. Dużo dłużej niż wakacje. Och, dłużej. – Pocałowali się krótko i przytulili. – Chciałem ci o tym powiedzieć już wcześniej, kiedy mnie znalazłeś, ale wtedy nie dałeś mi dojść do głosu swoim wyznaniem, a potem przyszli rodzice i... – zaśmiał się cicho przy jego uchu.

– Rodzice... – jęknął. – O święty Józefie z Kupertynu! Ja przecież prawie przy nich wypaliłem, że z tobą... no wiesz... w łóżku i w ogóle. Agh! – Jeszcze mocniej wtulił się w Aiden, jakby miało mu to pomóc ukryć się przed zawstydzającym wspomnieniem.

– Swoją drogą, mama z tatą słyszeli tylko końcówkę. Nic nie zdradziłeś, ale... – odsunął głowę, złapał go wolną dłonią pod brodę i uniósł, żeby ten na niego spojrzał – prosiłem, żebyś nie mówił mi "tych" słów, kiedy niczego z tobą nie mogę zrobić. A ty nic sobie z tego nie zrobiłeś. To było bardzo, ale to bardzo nie fair. W ogóle mnie nie słuchasz.

Anthony wstrzymał powietrze. Nie odwrócił wzroku od przewiercającego go spojrzenia błękitnych tęczówek, które wyglądały na bardzo, bardzo głodne... czegoś.

Oblizał usta, przygryzł wargę i wkładając w kolejne słowa całą swoją śmiałość, odwagę, antowskie męstwo, łącznie z docenieniem starań Lucasa, powiedział:

– A gdybyś mógł ze mną zrobić wszystko, na co tylko masz ochotę, mógłbym powtórzyć to jeszcze kilka razy? – Przysunął głowę bliżej, delikatnie obejmując usta Aidena ciepłem swojego oddechu. – Albo, jeśli wolisz, mógłbym powtarzać, że cię kocham, całą noc?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro