Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

53. Bankiet też może zaserwować kilka niespodzianek!

Nie zdążyli wziąć prysznica, bo nie mogli się rozstać nawet pod drzwiami do swoich pokojów. Lucas, słysząc ich śmiech, otworzył drzwi i dopiero informacja, że zostało im osiem minut i jeśli nie ruszą swoich "dup", to do miasta pójdą z buta lub autobusem, czmychnęli się przebrać.

Na bankiecie nie obowiązywał sztywny dress code z pełnym garniturem i krawatem bądź muszką, ale i tak musieli się należycie prezentować. Lucas swoim zwyczajem ubrał się całkowicie na czarno. Włosy miał nadal wilgotne, lśniące, co z koszulą z odpiętym górnym guzikiem ładnie podkreślało wyraźne rysy jego twarzy oraz mocną szyję z odkrytym kawałkiem ciała poniżej. Kontrast jasnej skóry z czernią od razu przykuwał wzrok. O dziwo, był bez swoich złotych łańcuszków. Zamiast nich na szyi wisiał pojedynczy srebrny, co nadzwyczaj dobrze mu pasowało. Nawet Anthony zwrócił na to uwagę, za co skwitowano go: "nie przyzwyczajaj się, to tylko na dziś". Intensywną czerń nowych chinosów dopełniły tylko skórzane półbuty na jego stopach.

W przeciwieństwie do niego młodsi chłopcy postawili na młodzieżowy styl. Aiden założył białą koszulę na guziki z długim rękawem – niezbyt obcisłą, ale jego chłopak dobrze wiedział, jak twarde, idealne mięśnie się pod nią kryją, więc po części był mu wdzięczny za ukrycie "tego kaloryfera", który tak uwielbiał dotykać. Spodnie wybrał proste, beżowe, a do tego ciemne mokasyny bez skarpetek – lato rządziło się swoimi prawami. Natomiast na plecy zarzucił bladoniebieski sweter, rękawy przewiązując z przodu na piersi. Kiedy Anthony przy nim stanął, Lucas aż się roześmiał.

– No, no, no, naprawdę wyglądacie jak prawdziwa para – stwierdził.

I miał całkowitą rację.

Anthony miał na sobie śnieżnobiały prosty T-shirt, a na niego zarzucił, podobnie jak Aiden, coś cieplejszego, co w jego przypadku było lekką, beżową bluzą na zamek błyskawiczny. Za to na nogach miał jasnoniebieskie jeansy, które kończyły się przy białych trampkach na grubej podeszwie.

– Biel, pasujący do siebie beż i ten jasny, niebieski kolor? Kto na to wpadł? Ty, Mrówa, czy Aiden?

– Co ci niby nie pasi, Wilku? – obruszył się Anthony.

– Czyli ty – zgadywał i, jak często mu się udawało, trafił w dziesiątkę.

– Ja czy Aiden, bez różnicy – próbował się bronić. – Mieliśmy ubrać się w jakiś "casual dress", więc chyba wystarczy, że nie mamy na sobie krótkich spodenek i powyciąganych koszulek.

– Ależ ja nic złego nie mówię. Ubranie jest w porządku, ale jednak, kiedy stoicie obok siebie, to kolorystycznie się uzupełniacie. Jak prawdziwi zakochani – dodał.

– No dobra! To idę się przeb... – Anthony obrócił się, żeby wrócić do pokoju, ale Lucas zdążył podejść do niego i objąć przedramieniem szyję, ciągnąc w przeciwnym kierunku.

– Nigdzie mi już nie zwiewaj. Nie ma na to czasu, bo woleliście się kleić do siebie niż szykować do wyjścia. Dobrze, że przynajmniej nie cuchniecie, bo bieglibyście za autem – powiedział, ale ponad głową Anta mrugnął do Aidena. – Chodź, baranku, bo nie możemy pozwolić, żeby twoi wielbiciele za długo czekali na gwiazdę tego wieczoru!

*

Bankiet odbywał się w jednym z najbardziej luksusowych hoteli w mieście: z basenem w podziemiach i na dachu, kompleksem saun, zapleczem sportowym, a nawet małym kasynem i kilkoma sklepami. Na tę okazję wynajęto największą salę na parterze z panoramicznymi oknami, wysokim sufitem w kolorze jasnego drewna i kryształowymi żyrandolami. Pośrodku stała niewielka fontanna, obok której poustawiano co kilkanaście metrów sztuczne drzewka z lampkami zamiast liści dającymi żółty blask. Podłoga była z szaro-białego marmuru, ściany beżowo-brązowe z kilkoma monochromatycznymi obrazami, a połowę jednej pokrywał prawdziwy ciemnozielony mech. Wzdłuż tej zielonej i "żywej" ściany postawiono kolejną fontannę, do której co kilkanaście centymetrów ze specjalnej instalacji zamontowanej w suficie ciurkiem spływała woda. Efekt był oszałamiający i każdy wchodzący do sali zatrzymywał się, podziwiał niecodzienny pomysł i wykonanie oraz wsłuchiwał się w relaksujący szum spadającej wody.

Niczym przy małym wodospadzie.

– Wow, kto miał tyle siana, żeby zrobić imprezę na otwarcie flyspotu w TAKIM miejscu? – Anthony zapytał połszeptem przyjaciela. – Ten hotel ma chyba z sześć gwiazdek i jest dla burżui, a nie dla nas.

– Nie narzekaj, tylko korzystaj. Podobno mają tu świetne żarcie. – W oddali na stole dojrzał piramidę z lampek z szampanem. Klepnął w plecy Anta i dodał: – Oraz świetny alkohol. Chodź, jeśli mam przetrwać tych wszystkich dzieciaków podniecających się na myśl o lataniu lub starych, przynudzających prezesów, dyrektorów, ich żony i inne szychy, to muszę się napić.

– J-ja wolę nie. – Zamrugał szybko powiekami, jakby dawał mu jakieś znaki. – Wiesz, wolę być trzeźwy, kiedy będą mnie o coś wypytywać, żebym nie wyskoczył z żenującym czy bezsensownym tekstem.

– Jak chcesz. – Poprawił mu wiązanie rękawów beżowej bluzy i położył dłonie na barkach. – Do wieczora jeszcze sporo czasu, więc postaraj się nie narozrabiać, ale też zabaw się trochę. To po części impreza dla ciebie, więc nie daj się zagadać i po prostu spędź miło czas. – Pochylił się do boku jego głowy. – A jeśli chodzi o twojego kochasia, to nawet gdy wciągną go w rozmowę, to poradzi sobie z każdym, dlatego nie musisz specjalnie mu matkować i trzymać go za rękaw lub bronić własną piersią.

Wzrok Anthony'ego powędrował w bok na ubranego także w biel, beż i jasny błękit chłopaka.

– No dobra – odparł nieprzekonany.

– Nie "dobra", tylko posłuchaj rad starszego kuzyna. Aiden jest dojrzalszy niż ty i założę się, że także przyzwyczajony do rozmów. Oczywiście kiedy trzeba i z kim trzeba. Jeśli coś mu nie będzie pasowało, to szybko poradzi sobie z wybrnięciem z każdej kłopotliwej sytuacji.

Anthony westchnął, ale musiał się zgodzić z jego słowami. Aiden potrafił mówić jak jego mama, więc bardziej powinien martwić się o siebie, bo ta właśnie mama nic nie wiedziała o ich planowanej scence przed głównym występem, więc czuł, że będzie musiał się gęsto z niej tłumaczyć.

W oddali dostrzegł ją, tatę oraz wujka Scotta, więc postanowił najgorsze mieć za sobą – wytłumaczyć się raz, a porządnie i wszystkim, którzy mogli być przez ich nieplanowaną zabawę niezadowoleni lub lekko wkurzeni.

– Idę do mamy – powiedział.

– Widziałem minę mojego ojca, był wściekły. – Lucas poklepał go po ramieniu. – Dlatego pójdziemy razem i wysłuchamy ich narzekania, tylko najpierw coś łyknę, żeby to przetrzymać.

– Też jestem winny, dlatego idę z wami – zaoferował Aiden.

– Ty siedź tu, zjedz coś, napij się lub zwyczajnie porozglądaj po sali. To nie twój burdel. Wystarczająco dla nas zrobiłeś, więc nie pchaj w rodzinne dramy. – Przewrócił oczami. – Nasi starzy są specyficzni. Cieszmy się, że mojej matki nie ma, bo jeszcze na dodatek miałbyś szminkę na całej twarzy, a ta czerwień za cholery nie chce się zmywać. Jakieś damskie badziewie... – narzekał.

Rozstali się, kuzyni idąc do stołu z szampanem, a potem do swoich rodziców, a Aiden pod ścianę z mchu. Widział z tego miejsca, że Anthony gestykuluje i coś tłumaczy. Jennifer White patrzyła z nieprzyjemnym wyrazem twarzy, a potem uśmiechnęła się i objęła jego szyję, przyciągając do piersi. Aiden wiedział, że nawet jeśli ich wygłupy przed głównym występem wszystkich zdziwiły, to już główna część w pełni to wrażenie zatarła, pozostawiając z ostatnimi dźwiękami Archangel jedynie głęboki podziw i zadowolenie z pokazu. Tak, mimo że jego umiejętności nie były tak perfekcyjne, jak Anthony'ego, to wspólnie naprawdę oddali w tych dwóch i pół minucie swoje serca. Był zmęczony, obolały, niewyspany, ale czuł się wspaniale.

Jeszcze kilka minut obserwował swojego chłopaka, a gdy ten za plecami wystawił do niego uniesiony w górę kciuk, to zaśmiał się i uspokojony zaczął przyglądać się niezwykłej i wysokiej na prawie pięć metrów "żywej ścianie". Bankiet dopiero się rozpoczynał. Do jego końca pozostało dużo czasu, dlatego postanowił poobserwować gości, a później pójść na spacer – podczas jazdy tutaj od Lucasa usłyszał, że hotel posiada piękny ogród. Wieczorem wrócą do domu i może nareszcie będzie mógł spędzić ze swoim ukochanym więcej czasu sam na sam niż przez ostatnie trzy tygodnie.

Ciągle pozostało im kilka dni do końca wakacji. Ten czas w pełni poświęci drugiej osobie i zachowaniu z nim jak najwięcej ciepłych wspomnień.

Takich, jak obecne lato i ich uczucia do siebie.

Cóż... Wszechświat jak zwykle planował zagrać komuś na nosie. Miał własne plany... i wcale nie gorsze od Aidena.

*

Przez kolejne trzy godziny chłopcy się mijali, zamieniając ze sobą kilka słów, po których do Anthony'ego podchodzili różni ludzie, chcąc się czegoś dowiedzieć o nim lub osobie, z którą latał, zaproponować kontrakt reklamowy, wypytać o karierę, plany na przyszłość lub po prostu pogratulować.

Lucas miał coraz lepszy humor, za co podziękowania należało kierować do jasnożółtego napoju z bąbelkami i "procentami". Znał wiele osób z flyspotowego świata, więc często odnajdywał Aidena w tłumie, podchodził do niego i rzucał o kimś kilka uwag lub ogólnie opowiadał o lataniu bądź skateboardingu. Miał ochotę rozmawiać, a jego ukochany młodszy kuzyn był oblegany przez innych, dlatego chwilowo zamienił go na jego chłopaka.

Podczas jednego z takich spotkań zarzucił mu ramię na szyję i kierując brzeg wpół napełnionego jasnym płynem kieliszka w bok, wskazał na starszego mężczyznę w pełnym garniturze.

– Ten łysy jest wiceprezesem Stowarzyszenia Skydivingu – powiedział, a zapach słodko-kwaśnego szampana doleciał do nozdrzy Aidena. – Mój ojciec go nie cierpi, bo wiecznie coś mu nie pasuje. O, a widzisz tę babkę w zielonej sukience? – Zmierzył kobietę taksującym spojrzeniem. – Założę się, że podejdzie do łysego, bo już nie raz robiła podchody. Wdowa. Po mężu zostało jej sporo kasy, ale, jak widać, ciągle jej mało. Kobiety i ich niekończące się potrzeby... – Westchnął.

Aiden przestąpił z nogi na nogę, ale się nie odsunął. Ramię przewieszone na jego barku nie było ciężkie, a to znaczyło, że Lucas nadal kontrolował swoją siłę i nie był bardzo pijany.

– Tych trzech młodych to instruktorzy. – Wskazał na dwudziestokilkuletnich chudych dryblasów w spodniach z za krótkimi nogawkami, odsłaniającymi kostki. – Lamerzy, ale latają nie najgorzej, jednak nam nie dorównują, w przeciwnym razie ojciec nie wybrałby nas. Wkurwia mnie ich nadętość.

– A jest ktoś, kto ciebie nie denerwuje? – zapytał Aiden.

– W tej chwili ty, bo pozwalasz mi się wygadać.

– Proszę bardzo.

– Dziękuję bardzo, panie "sztywne konwenanse". Pokazałbyś trochę tej energii, którą włożyłeś w pokaz. Gdybym nie wiedział, w życiu nie postawiłbym złamanego grosza, że to ty byłeś tym gościem w białym kombinezonie.

– Chcesz mnie obrazić czy pochwalić?

– I jedno, i drugie. – Uśmiechnął się i upił łyk szampana. Palcem machnął na wchodzącą do sali młodą dziewczynę z rozpuszczonymi i opadającymi na plecy gęstymi kaskadami jasnych włosów w błękitnej sukience na cienkich ramiączkach. – Córka jednego z dzianych inwestorów. Każdy facet się na nią ślini bez względu na wiek – mówił tak, ale na przekór swoim słowom brzmiał na obojętnego.

Dziewczyna przywitała się z kilkoma osobami i rozejrzała po rozległej sali. O dziwo jej wzrok padł na Aidena i Lucasa.

– Kurwa – cicho przeklął ten ostatni. – Wypatrzyła mnie. Zrób najbardziej zimną minę, jaką umiesz, a będę ci winny cholernie gigantyczną przysługę.

Wbrew prośbie Aiden się zaśmiał, właśnie poznając słabość starszego kolegi. Dziewczyna także się uśmiechnęła, ale poszła w kierunku Anta, jego rodziców i ojca Lucasa.

– Uff. Ta modliszka każdorazowo przyprawia mnie o skręt żołądka. – Nadal patrzył na nią z obawą, jakby nagle miała zmienić zdanie i zawrócić. – Klei się do mnie, ociera twarzą z kilogramem tapety lub wydepilowanymi szczudłami, obłapia pazurami z półmetrowymi tipsami, jakby chciała je we mnie zatopić. Jak ona, kurwa, podciera się w kiblu? Ugh, to dla mnie niepojęte. Na dodatek wali od niej tak gęstymi, przesłodzonymi pachnidłami, jakby się w nich kąpała. I wiesz, o czym potrafi non stop nawijać? – Nie czekał na odpowiedź. – O pierdolonej modzie, torebkach, imprezach z koleżankami, kolejnych wakacjach na jakiejś tropikalnej wyspie i tym, że "muszę" poznać jej znajomych i następnym razem z nimi wspólnie polecieć.

– Chyba za nią nie przepadasz.

– Nie da się nie zauważyć. Omijam ją szerokimi łukiem i tobie też to radzę.

– A jakie dziewczyny są w twoim typie?

– Zwyczajne – odparł. Zastanowił się i sprecyzował: – To znaczy normalne. Ubiór nie robi mi różnicy, choć fajnie, jakby nosiła kiecki i miała długie nogi. Nie dużo młodsza ode mnie, bo zbyt młode są zazwyczaj jeszcze nierozgarnięte. Starsza jak najbardziej mogłaby być.

– Z charakteru podobna do Anthony'ego?

– A gdzie tam! Drugiego Mrówy w życiu mi nie potrzeba. Najlepiej spokojna i z poczuciem humoru, ale bez przesady. Pozytywnie nastawiona do innych, konkretna i nie owijająca w bawełnę. Akceptująca siebie, bo skoro będzie mi się podobać, to nie będzie musiała martwić się zdaniem innych. Podchodząca do życia na luzie i nie zajmująca sobie głowy pierdołami. Są rzeczy na które mamy wpływ oraz nie. Na te drugie musimy mieć wywalone, bo niektórych rzeczy nie przeskoczymy. Szczera, miła, oczywiście szczęśliwa przy mnie i wierna... bo rozumiesz, jeśli miałbym oddać komuś serce, to nie po to, żeby ktoś mi je złamał, bo pięść mnie świerzbi na samo wyobrażenie sobie obcego fagasa z osobą, która mówi, że mnie kocha, a za plecami dorabia rogi.

– Anthony naprawdę byłby idealny.

– Ha, ha! Tak, ale jest już zajęty i ma ptaszka między nogami. Ja mam dużego, więc w łóżku nie chciałbym zrobić mu przypadkiem krzywdy. – Obrócił do niego twarz, szczerząc się wesoło i mrugnął. – Spoko, spoko. On dla mnie od początku był tylko ukochanym młodszym kuzynem, nikim więcej. Choć zabiłbym gołymi rękami osobę, która by go skrzywdziła, to sam chyba nie potrafiłbym dać mu tego, co ty mu dajesz. Prawdziwego szczęścia.

– Na miłość nie ma rady – potwierdził Aiden. – Serce nie sługa, a w jego jestem już ja.

– Właśnie. Dlatego zostawiam go w twoich rękach i nie waż się nigdy sprawić mu bólu.

– Coś jak "przeleję twoją krew za jego każdą łzę"?

– Coraz lepiej mnie znasz, Aiden. Prawie czytasz w moich myślach. A skoro tak, to bądź moją tarczą jeszcze parę minut, aż ta modliszka zniknie z zasięgu wzroku.

Aiden nie odmówił. Po części dlatego, że w pewnym stopniu się rozumieli. Obaj lubili Anthony'ego, chcieli, żeby zawsze był szczęśliwy, a po części ponieważ nikt ich nie zaczepiał i wierzył, że to nie za jego sprawą, ale właśnie mrocznego spojrzenia ciemnych oczu dwudziestolatka.

– Dobra, a wracając do gości, to ten knypek w rudym tupeciku, to największa łajza jaką znam. Wielki po chuju manager tego flyspotu, który nigdy nawet nie postawił stopy w tunelu, a uważa się za znawcę. Z chęcią gwizdnąłbym mu te sztuczne kłaki, żeby jego łysa glaca świeciła jak psu jajca. Nie lubię typa i chyba nic tego nie zmieni. – Wziął głęboki oddech i poruszał głową, żeby rozluźnić kark. – Dobra, a ta parka, co idzie... – Skupił na nich spojrzenie, aż zmarszczył brwi, ale powiedział zaledwie: – O, tych nie znam.

Ciało Aidena stężało, a jego błękitne tęczówki, które niemal zawsze były czyste jak niezmącona tafla wody, teraz wyrażały szok i niedowierzanie.

– Za to ja ich znam... – wymówił ciche słowa.

Weszli na salę niespiesznym krokiem. Kobieta miała krótko ścięte na pazia czarne włosy i w takim samym kolorze nosiła sukienkę koktajlową sięgającą kolan, na cienkich ramiączkach i z wycięciem u dołu odsłaniającym całe prawe udo. W wysokich szpilkach szła pod rękę z wyższym od niej mężczyzną o także kruczoczarnych włosach, odrobinę kędzierzawych i naturalnie ułożonych. Podobnie jak kobieta obok oraz jak Lucas – ubrany był w czarną koszulę i spodnie.

– Ktoś ze świata sportu? – zapytał Lucas. – Nie chcesz, żeby zadawali ci niewygodne pytania o gimnastykę i mam cię gdzieś przed nimi ukryć?

Zrobił pół kroku w przód z zamiarem zasłonięcia kolegi. Aiden nadal stał sztywno, nie odwracając wzroku od najnowszych gości.

– Nie trzeba – odpowiedział. – Nie mają nic wspólnego ze sportem, tylko ze mną. – Wyswobodził się z objęcia drugiej osoby i ciszej, jakby z obawą, wytłumaczył: – To moi rodzice.

Obaj byli tym faktem tak samo zaskoczeni.

Państwo Black stanęli pośrodku sali. Kilka osób zwróciło na nich uwagę, ale nim ktokolwiek przyszedł zapytać, kim są, aby podjąć wspólny temat przy lampce szampana lub wina, Jennifer White pierwsza się przy nich pojawiła. Jej mąż był krok za nią, za to Anthony'ego tak zaaferowała rozmowa z kilkoma radnymi, że nawet nie zauważył braku rodziców. Gestykulując, tłumaczył mężczyznom fenomen latania i czerpania z tego niewyobrażalnej przyjemności. Nie zwracał uwagi na to, co się dzieje za jego plecami: powitanie państwa White z państwem Black oraz nie dostrzegł swojego chłopaka, którego twarz była napięta i trudna do odczytania.

– Przepraszam – odezwał się Aiden do Lucasa – i dziękuję za chęć pomocy.

Wyciągnął z kieszeni telefon, szukając od rodziców nieodebranego połączenia lub wiadomości tekstowej, ale niczego nie było. Rozważał, czy zadzwonić do babci, która na pewno wiedziała, z jakiego powodu tu przyjechali, czy zapytać ich o to osobiście. Nie miał pojęcia, jakiej odpowiedzi się spodziewać, bo żadna logiczna nie przychodziła mu do głowy. Jednak najwyraźniej pani White ich znała, w przeciwnym razie, nie podeszłaby do nich pierwsza i nie witała z uśmiechem, jakby dobrze się znali.

Ruszył w ich kierunku odprowadzany jedynie wzrokiem Lucasa, który odstawił pustą lampkę po szampanie i wyszedł z sali bankietowej się przewietrzyć. Tak jak Aiden, starał się znaleźć powód na sprowadzenie tu państwa Black, a w myśleniu najlepiej sprawdzał się spacer na świeżym powietrzu.

Lawirując między wąskimi alejkami z dwumetrowym, idealnie przyciętym żywopłotem z bukszpanu doszedł do wniosku, że za wszystkim musiała stać mama Anta. Czy można było połączyć jej zniknięcie na kilka dni z pojawieniem się tu rodziców Aidena? Niewykluczone. Słyszał, że wspominała jego imię podczas rozmowy z mężem, a potem gdzieś zadzwoniła.

Tylko...

Tylko co miało na celu sprowadzenie ich na bankiet?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro