51. Niemożliwe staje się bardzo możliwe, kiedy na scenę wkracza miłosny duet!
Po sprowadzeniu umysłu Anthony'ego na ziemię, obrażony nie odezwał się do Aidena i Lucasa przez kwadrans. Siedział na jednej z dużych puf w najdalszym kącie, z głową obróconą w bok i nie patrzył w kierunku osób, które powinny go wspierać, a urządziły siebie jego kosztem zabawę!
Jak tak można!
Lucas wiedział, że wkrótce mu przejdzie, a nowa dawka adrenaliny pozwoli im na trening jeszcze długie godziny. Z kolei Aiden czuł, że trochę przesadzili, dlatego to on pierwszy podszedł do skatera. Usiadł na podłodze, a kiedy po minucie nie widział żadnej reakcji z jego strony, przeprosił i pokrótce powiedział, że początkowo i jeden, i drugi chcieli tylko odwrócić jego uwagę od zmęczenia powtarzaniem sekwencji akrobacji w kółko, ale dał się wciągnąć w żart tak mocno, że i oni tego na czas nie przerwali.
– Tobie może wybaczę – powiedział Anthony – ale nie temu zdradzieckiemu psu, który chciał sprzedać naszą tajemnicę i zdradzić przed rodzicami!
– Wszystko słyszę, Mrówa! – odkrzyknął mu Lucas, grzebiąc w swoim telefonie.
– To słuchaj dobrze, bo jeszcze się powtórzę milion razy!
– Kiedyś i tak się dowiedzą.
– Ale nie tak na "hurra!"!
– Co za różnica...
– Dla mnie ogromna. Chciałbym im powiedzieć osobiście, że mam... mam osobę, w której jestem zakochany!
– Chłopaka – uściślił przyjaciel.
– Chłopaka czy dziewczynę, co za różnica?
– Dla mnie żadna. – Wygasił ekran w telefonie i odstawił go obok na puf. – Ale twoi rodzice mogą być innego zdania.
– W sumie... nigdy z nimi o takich sprawach nie rozmawiałem – przyznał.
Aiden ujął dłoń Anthony'ego i uścisnął, milcząco dodając otuchy.
– Ja z moimi też. – Przysunął się bliżej, nadal nie wstając z podłogi. Przyciągnął do ust trzymaną dłoń i pocałował wnętrze nadgarstka. – Ale powiem im, gdy się z nimi zobaczę. – Pocałował go drugi raz i kolejny. – I bez względu na to, co będą o tym sądzić, moje uczucia do ciebie się nie zmienią.
Ciało Anta poruszyło się samo. Ramiona objęły szyję, klatki piersiowe uderzyły o siebie i razem runęli na podłogę.
– Też im powiem. – Anthony usiadł okrakiem na biodrach Aidena. Wyprostował plecy i wyciągnął zaciśniętą pięść w górę. – Mus, nie mus, chciał, nie chciał, nie będę zwlekał nawet dnia. Znajdę ich i rzucę im tę bombę wodorową, niech cieszą się szczęściem syna albo niech przeklną mnie na wieki, ale w towarzystwie mojego chłopaka! Za tydzień, po naszym występie...
– Żadnego występu nie będzie. – Usłyszeli słowa Lucasa, lecz zanim zapytali o tego powód, sam odpowiedział: – Bez pasującego do waszych małpich wygibasów podkładu muzycznego nie będzie show.
– Wilku, o to się nie martw – rzucił zadowolony skater.
– Wybrałeś już piosenkę?
– A jak! – Zszedł z Aidena. Podał mu rękę i pomógł wstać. – Chodźcie na kanapę, zaraz wam puszczę.
Pobiegł po swój telefon, który także zostawił na niewielkim, okrągłym stoliku, po czym wrócił, sadowiąc się pomiędzy zajmujących szary, długi mebel chłopaków.
– Myślałem nad kilkoma i co powiecie na rock?
– Rock pasuje do twojego układu. – Ku uciesze Anta zgodził się z nim Lucas. – Która kapela?
– Bring Me The Horizon lub Thirty Seconds To Mars. I na przykład... – w telefonie odszukał swoją playlistę i puścił pierwszy utwór, mówiąc: – Avalanche.
Wysłuchali całości, po czy Lucas pierwszy się odezwał:
– Całkiem niezła, a co jeszcze tam masz?
– Też od nich. Throne, Mantra lub Can You Feel My Heart.
– Can You Feel My Heart za spokojne – ocenił Aiden.
– Okej, a Mantra lub Throne?
– Mantra... – Lucas się zamyślił – nie do końca widzę was latających akurat do niej, a w Throne za dużo krzyczą. Garniaki nie docenią też tych miłych brzmień gitary elektrycznej.
– Wyrzucam – powiedział Ant. – Mam tu jeszcze Walk on Water – Thirty Seconds To Mars.
– Znam i lubię, ale rytm jest za wolny. Znacie Drag Me Down – One Direction? – zapytał Aiden.
– Jasne.
– Poszukaj cover Our Last Night z Matty Mullinsem. Moim zdaniem ma w sobie więcej powera niż oryginał.
Skater włączył i po trzyminutowym utworze obaj z Lucasem pokiwali aprobująco głową.
– Pasuje. – Najstarszy z nich oparł się wygodniej o kanapę, zakładając stopę o kolano w luźnej pozie i rozkładając na boki ramiona. – Mamy więc Drag Me Down i Avalanche. Co jeszcze proponujecie?
– Dobra, Wilku, teraz to cię zamuruje kolejnymi znaleziskami!
Anthony zatarł dłonie i włączył po kolei trzy utwory: Amaria, następnie Aurora XV oraz Echelon. Uśmiech Aidena upewnił Anta, że zna te piosenki. Oczywiście, jak mógłby nie znać, jeśli to były epic music, które obaj lubili! Zastanawiał się, czy tak samo jak on, jego chłopak teraz czuje dreszcze i czy wyobraża sobie ich razem wirujących wewnątrz tunelu jeden przy drugim, trzymających się za ręce. Samych, bez żadnej widowni, bez czujnego wzroku rodziców i rozbawionego "zdradzieckiego psa". Mogliby wejść tam bez kasków, patrząc na siebie, na powiewające włosy, na odrobinę zdeformowaną przez pędzące z ogromną prędkością powietrze skórę na twarzy, na której jednak widzieliby uśmiech oraz oczy. Uwielbiał błękitne jak niebo tęczówki Aidena. Mógł wpatrywać się w nie godzinami, choć nadal odrobinę go onieśmielały, ale gdy utkwione były w niego, jakby tylko on istniał na świecie, wtedy dałby się pokroić, żeby już codziennie móc w nie patrzeć.
Głos Lucasa wyrwał go z zamyślenia.
– Ta pierwsza ma za mało różnorodności i końcówka za powolna na wasz występ. Druga tak samo, za to trzecia naprawdę niezła. Jest mocna, kiedy trzeba, ma przyjemne przejścia i myślę, że widownia byłaby oczarowana zarówno wami jak i muzyką. Tylko mam zastrzeżenie do długości. Jeśli dwie lub trzy minuty na pokaz są spoko, tak, jeśli dobrze policzyłem, prawie pięć będzie męczące dla was i dla oglądających. Wiem, że macie szeroki wachlarz trików i wszelkich możliwych akrobacji, które podpowiedział nam Aiden, ale...
– Lepiej byłoby zrobić coś krótszego, ale tak widowiskowego, żeby wszystkim kopary opadły do samej ziemi?
– Dokładnie, Mrówa. – Wycelował w niego palec wskazujący. – I uważam, że pójście w ten gatunek muzyki jest lepszym pomysłem. Będzie pasował do takiej imprezy jak ulał, a odpowiednie natężenie dźwięków, stworzenie napięcia, po którym nastąpi potężne pierdolnięcie, będzie tak epickie, jak wasze przedstawienie. Tak, rock przy tym wypada słabiej.
Razem zastanawiali się kolejne minuty, przeglądając swoje playlisty.
– Anthony, mam coś chyba specjalnie dla ciebie – powiedział Aiden, naciskając na wyświetlaczu Play. Było to kolejne wykonanie z rodzaju epic music, ale tego skateboardzista nie znał. Było bardzo dynamiczne, dźwięk skrzypiec nadawał ładne brzmienie, choć wcale nie spokojne, ale coś innego wywołało szeroki uśmiech na ustach skateboardzisty, a był to bardzo charakterystyczny, jakby odrobinę fałszujący dźwięk instrumentu, który doskonale znał i uwielbiał.
– Erhu! – krzyknął.
– Erhu – powtórzył za nim Aiden. – A utwór nazywa się Angel's Guns – Epiconia.
– Pamiętałeś, że lubię chińskie instrumenty.
– Tak, jak mógłbym zapomnieć. – Posłał mu uśmiech. Gdyby nie to, że serce Anthony'ego już zostało skradzione, Aiden zrobiłby to w tej chwili bez najmniejszego problemu.
– Dziękuję.
– Zakochańce – zwrócił na siebie ich uwagę Lucas i stwierdził: – pasuje. Krótsze od Echelon, nawet ta przerwa w połowie buduje napięcie, podczas którego weźmiecie kilka oddechów, aby w dalszej części pójść totalnie na całość i porwać widownię. Naprawdę mi się podoba.
Aiden patrzył na Anthony'ego, jakby do niego miało należeć ostatnie słowo. Tak było. Anthony wymyślił układ, był najbardziej doświadczony, znał swoje oraz przyjaciół możliwości najlepiej, więc on powinien wybrać.
– Bardzo mi się podoba – odezwał się, po czym lekko spuścił wzrok – ale, kiedy powiedziałeś mi tytuł tej piosenki, to przypomniałem sobie o czymś ważnym i jestem pewny, że musimy wybrać coś innego. – Pokręcił głową i ją uniósł. – Nie dlatego, że ta mi się nie podoba, jest wprost przeciwnie. Na bank stworzę do niej układ i z nią wygram, ale kolejne zawody. Bo... – potarł o siebie palce – po prostu za tydzień latamy MY. Ty i ja, Aiden. Obaj. Powinniśmy więc wybrać coś "naszego", nie tylko mojego. W przeciwnym razie cały układ, ten pokaz, który damy całemu światu, nie będzie wspólny, a przecież o to właśnie chodzi! O synchronizację nas dwóch jako pary. Wyjdziemy tam wspólnie i wspólnie stworzymy niezapomniane, odlotowe i mistrzowskie przedstawienie, stając się jeszcze bardziej czadowym... czadowym...
– Duetem? – dokończył Aiden.
Anthony klasnął w dłonie.
– Właśnie tak! Duetem! Unoszącym się w przestworzach, sięgającym nieba, porywającym tłumy...
– Uskrzydlonym? – Tym razem Lucas mu podpowiedział.
– Uskrzydlonym! – Obrócił się do przyjaciela i palcem wskazując szturchnął go w ramię. – Wilku, jesteś genialny! Choć jeszcze ci nie wybaczyłem! – Pokazał mu język, po czym uroczyście oznajmił: – Jesteśmy najprawdziwszym "Uskrzydlonym Duetem"!
We trzech zaczęli się śmiać i klepać Anthony'ego po plecach.
– Chyba kto inny jest naszym geniuszem, bo przecież to ty opracowujesz całą choreografię. – Lucas pstryknął go palcem lekko w ucho. – No dobra, to teraz brakuje nam do niej tylko odpowiedniej nuty.
– Ha! Już ją mam! Będzie pasowała jak gacie z Batmanem na mój tyłek! I jest dość krótka, zaczyna się spokojnie, ale potem daje mega kopa i aż do samego końca będziemy szaleć razem z muzyką! Panowie i... panowie, przedstawiam wam iście anielski utwór. Archangel – Two Steps From Hell*!
Archangel – Two Steps From Hell – to utwór, który Aiden puścił Anthony'emu pod wiaduktem, kiedy po zawodach skateboardowych pierwszy raz rozmawiali o sobie i swoich zainteresowaniach.
Włączył go, a po trzech minutach zgodnie stwierdzili, że to strzał w dziesiątkę.
– Może brzmi, jakby został stworzony z myślą o was, ale to jeszcze nie znaczy, że uda się wam go tak idealnie wylatać. – Najstarszy z ich grupy jak zawsze musiał przebić bańkę marzeń Anthony'ego.
– Wilku, wszystko ogarniemy. Tydzień to jeszcze mnóstwo czasu. Układ już jest, muzyka też, a nawet nazwa naszego boskiego combo. Czego nam jeszcze brakuje? – zapytał, choć dobrze znał odpowiedź, którą się podzielił: – Odpowiednich strojów!
– Okej. – Lucas pstrykną palcami. – Proponuję zrobić to inaczej niż zwykle, czyli ty, Mrówa, wziąłbyś czarny kombinezon, a Aiden biały – zasugerował. – To też byłaby taka nasza mała gra. Aiden Black w stroju white i Anthony White w kolorze black.
– Wow, o tym nie pomyślałem. Nie sądzicie, że to brzmi jak wymiana "matching rings"? Coś jak... jedna osoba ma klucz, druga pasującą kłódkę, jak forma i odlew, jak pasujące glany do metalowca, jak ostrze samurajskiego miecza do poch...
– Tak, tak, jak guma do penisa lub moja pięść do twojej twarzy, jeśli zaraz nie przestaniesz pitolić. – Lucas nie szczypał się, aby być miłym. – Mrówa, wszyscy rozumiemy, co to jest "matching", nie ekscytuj się tak. Poza tym – wskazał kciukiem za siebie na ogromny zegar ścienny – mamy coś jeszcze do ustalenia, czy możemy już wrócić do tunelu? Mieliśmy dziś zrobić sobie wolne, ale chociaż bądźmy w łóżkach przed północą, bo mam kurewsko dość tego niedosypiania.
– Ha, ha, ha! Już chyba wszystko, Wilku! Nie bocz się!
– Zaraz wybiję z twojej durnej dyńki te podśmiechujki. Won do tunelu, ale już!
– Ha, ha, ha!
* * *
Czas do pokazu minął im błyskawicznie. W środę Jennifer White oznajmiła, że ma coś do załatwienia i zostawiła chłopców pod opieką swojego męża. Już godzinę po jej wyjściu duża część trzymetrowego kontuaru, za którym znajdowały się komputery sterujące turbiną i oświetleniem, była zastawiona ciastem, ciastkami, kawą i słonymi przekąskami. Brian White jako mężczyzna o potężnej posturze lubił łakocie. Przy swojej żonie musiał się wstrzymywać, ale jeśli został sam ze swoim synem, który także lubił słodycze oraz dwoma jego młodymi i na pewno potrzebującymi dużo energii przyjaciółmi, to nie zamierzał sobie folgować. Taka okazja nie zdarzała się często, więc musiał ją jak najlepiej wykorzystać.
W środę i czwartek latali do północy, w piątek do dziesiątej wieczorem, skupiając się głównie na jak najlepszej synchronizacji ruchów, a sobotę przeznaczyli na dopracowanie szczegółów oraz wyszukanie i zneutralizowanie każdego, nawet najdrobniejszego błędu. Lucas był surowym i drobiazgowym nauczycielem, ale Aiden nie mógłby marzyć o lepszym. Jego chłopak także dużo mu pomógł, ale on latał instynktownie, więc nie wszystko potrafił wyjaśnić słowami. Tu sprawdzał się właśnie Lucas i jeśli do inauguracyjnego występu Aiden był przygotowany w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach – zawdzięczał to w dużej mierze jemu. Pozostały jeden procent to tak naprawdę nic innego jak nieprzewidziane wypadki.
Leżąc w łóżku z soboty na niedzielę, Aiden z ręką na sercu mógł powiedzieć, że pokochał latanie i mimo wyczerpujących treningów, braku snu, ciągłego zmęczenia umysłu i ciała czuł, jakby na nowo odzyskał pasję i towarzyszące jej uczucie krążącej w żyłach ekscytacji i adrenaliny.
Jednak przez ostatnie trzy tygodnie zrozumiał coś ważniejszego. To wszystko, co pomogło mu odzyskać uśmiech, byłoby niczym, gdyby zabrakło Anthony'ego. Tylko przy nim czuł się naprawdę szczęśliwy i jeśli kiedykolwiek miałby go stracić, zaszczepiona mu przyjemność z latania zniknęłaby jak spadająca gwiazda na nocnym niebie. Świadomość zbliżającego się końca wakacji ciążyła mu na sercu, dlatego starał się tego nie pokazywać na zewnątrz i korzystać z każdej podarowanej im wspólnej chwili. Kiedy się widzieli, witał go z uśmiechem, a wieczorem żegnał z tęsknotą, że zobaczą się dopiero kolejnego dnia. Jak bardzo nie był zmęczony, zawsze znalazł siłę, by z nim porozmawiać, powiedzieć miłe słowo, wesprzeć, a kiedy nadarzyła się okazja, to także przytulić i pocałować. Nie mieli dla siebie dużo czasu, więc nawet minuta była cenna.
On zamierzał wykorzystać każdą, by później niczego nie żałować.
*
W niedzielę pokaz miał się odbyć w samo południe. Jennifer White wróciła w nocy, a rano razem z mężem wyszli już o szóstej rano. Byli odpowiedzialni za sprawy techniczne, więc woleli osobiście jeszcze raz przetestować urządzenia, zanim oddadzą flyspot do codziennego użytkowania.
Anthony o siódmej stanął przed drzwiami Aidena, wahając się, czy zapukać, czy wrócić później i kiedy usłyszy jakieś dźwięki dobiegające z wnętrza pokoju. Przeszło mu też przez myśl, żeby po prostu nacisnąć klamkę i wejść. Jeśli chłopak by spał – przytuliłby go, pocałował, a potem patrzył na jego spokojną, zaspaną twarz. Dotąd nie miał okazji, żeby móc się w niego bez skrępowania wpatrywać podczas snu, bo Aiden albo budził się pierwszy, albo równo z nim.
Przestąpił z nogi na nogę, wyciągając dłoń przed siebie i delikatnie pukając.
Drzwi otworzyły się już po sekundzie, a Aiden w luźnych, szarych krótkich spodenkach i białym T-shircie stanął w progu.
– Słyszałem, że ktoś czai się pod drzwiami i tak myślałem, że to moja mrówcza królewna – przywitał się żartem i rozejrzał się po korytarzu. – Cześć, Anthony, wejdziesz?
– Cześć, Aiden. Chciałbym wejść, ale... chyba nie mogę. Nie, to znaczy mogę – dalsze słowa wypowiadał szeptem – ale tak bardzo tęsknię, że chyba zrobiłbym coś głupiego, gdybyśmy zostali sam na sam w pokoju. Tym bardziej, że rodzice już wyszli.
Aiden skinął głową. Dobrze go rozumiał. Sam również miał ogromną ochotę cały dzień i noc zostać z Anthonym w pokoju. W jednym łóżku, czując na skórze jego dotyk, wdychając zapach ich rozgrzanych ciał. Otrzeć się o niego, kiedy będą się całować, usłyszeć jęk przyjemności, zobaczyć zarumienione policzki, włosy w nieładzie rozrzucone na poduszce i w szaro-niebieskich oczach odnaleźć tajemnice skrywane przez serce.
Naciągnął brzeg koszulki, żeby ukryć podniecenie. Musiał wziąć się w garść. Czekało go jedno z najważniejszych zadań i nie mógł sobie pozwolić na rozkojarzenie.
– Coś się stało, że wstałeś tak wcześnie? – zapytał, siląc się na lekki ton.
– Nie, wszystko jest okej. Przyszedłem tu, bo chciałbym ci coś dać. Na szczęście. – To mówiąc, ujął jego dłoń i włożył w nią kulkę zwiniętego czarnego materiału. – Powinny pasować. Nawet Wilku dał radę założyć, a jest większy od nas.
– Co to?
– Moje... bokserki z Batmanem. Wyprane, rzecz jasna! Zawsze ubierałem je na najważniejsze zawody i przynosiły mi szczęście. Dziś czuję się największym szczęściarzem, bo jesteś tu ze mną i razem będziemy latać, dlatego proszę, weź je dziś ze sobą.
Palce Aidena zaciskały się na materiale, a jego źrenice nie odrywały się od oczu Anthony'ego. Wiedział, jak wiele te niby zwyczajne majtki znaczyły dla niego. Nawet z Lucasem się o nie kłócił, każąc mu je natychmiast ściągnąć. A teraz pożyczał je jemu, mówiąc te kilka zdań, które chwyciły go za serce.
Podszedł do skatera. Oparł czoło o jego czoło i zamknął oczy. Oddychał przez nos, starając się nie myśleć o ustach, które kusiły. Były tak blisko, a on tak tęsknił za ich miękkością i smakiem. Za językiem, za gorącym wnętrzem, za...
Wypuścił powietrze i sięgnął dłońmi do własnego karku, gdzie odpiął łańcuszek i zawiesił go na szyi Anthony'ego. Uśmiechnął się, całując lewy policzek i pocierając gładką skórę kciukiem.
– To wymiana – powiedział. Odsunął głowę, żeby nie pocałować go w usta, bo bardzo tego pragnął. – Tylko do czasu, kiedy będzie po wszystkim, a my będziemy mieć trochę czasu dla siebie.
– Tylko trochę? – Anthony ścisnął srebrną zawieszkę. – Myślałem o co najmniej dobie razem... albo i dwóch!
– Więc myślimy o tym samym.
Zaśmiali się, rozumiejąc, że druga osoba także bardzo tęskni.
– Dziękuję za szczęśliwe "gatki".
– Podziękujesz mi później, bo z nimi wszystko się uda! Zapewniam. Za to ja dziękuję za powierzenie mi ważnego prezentu od babci.
– Proszę, niech dzisiejszego dnia pomoże ci znaleźć drogę do... hm... wiecznej chwały?
– Brzmi mega poważnie, ha, ha, ale podoba mi się!
– Na razie, Anthony. – Przytulił go, zmierzwił włosy i uniósł na wysokość ich oczu bieliznę z Batmanem. – Z tym lucky itemem każda akrobacja wyjdzie nam perfekcyjnie.
– Się rozumie! Do zobaczenia na śniadaniu!
Pobiegł do swojego pokoju cały w skowronkach i podekscytowany.
Z Aidenem jesteśmy gotowi jak szczury na otwarcie kanału. Teraz ty, Wilku, pomóż mi ogarnąć tę trudniejszą część dzisiejszego dnia!
* * *
Lucas stanął pomiędzy Aidenem i Anthonym, patrząc raz na jednego, raz na drugiego. Za pięć minut miało rozpocząć się przemówienie Prezesa Stowarzyszenia Skydivingu, spółki budującej i nadzorującej flyspoty oraz prezydenta miasta, na którego terenie znajdował się budynek. Po nich miało nastąpić uroczyste przecięcie wstęgi i rozpoczęcie inauguracyjnego pokazu.
– Gotowi? – zapytał, podając młodszym chłopcom ich kaski. – Pokażcie całemu światu na co stać ten wasz magiczny duet.
– Dlaczego magiczny?
– Tak, bo nie pomyślałbym, że w zaledwie trzy tygodnie dacie radę nauczyć się tak wymagającego układu, Aiden z laika w lataniu zmieni się prawie w eksperta, a Mrówa w końcu da się komuś ujarzmić.
– Jakie znowu ujarzmić?
– A takie, że ze mną nigdy nie udało ci się zsynchronizować nawet najprostszych ruchów. Już myślałem, że takie indywiduum jak ty nadaje się tylko do solówek.
– Może to zależy od osoby, z którą latam? Ha, ha, po prostu się Wilku nie nadajesz!
– Nie kuś losu, bo będziesz latał z limem pod okiem.
Anthony się śmiał, chowając za Aidenem, a kiedy Lucas się uspokoił i nie próbował go złapać, powiedział:
– Ale wiesz co, Wilku, nie jesteśmy magicznym duetem, tylko Uskrzydlony Duet AA! – poprawił go Anthony. – "A" jak Aiden i drugie "A" jak Anthony!
– Brzmi bardzo dobrze – ocenił Aiden.
Lucas zaśmiał się. Zmierzwił im obu włosy i objął ramionami za szyje.
– Miłosny duecie, magiczny czy uskrzydlony, obojętnie jak się ochrzcicie w mediach, pokażcie na co was stać i nie dajcie się przelecieć nikomu obcemu – zażartował. – Udowodnijcie naszej widowni we flyspocie i widzom, że ludzie też mają skrzydła!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro