50. Czy mrówki są naiwne? Mrówa zdecydowanie tak!
Jennifer White obserwowała zza panelu sterującego turbiną swojego syna w białym kombinezonie wykonującego samodzielnie wymyślony układ powietrznej akrobatyki. Niejednokrotnie widziała jego pokazy na żywo, ale musiała przyznać, że od ostatniego poczynił ogromne postępy. Nie mogła uwierzyć, że ten wykonuje pierwszy raz. Był bardzo dynamiczny, ale nie pozbawiony dokładności i pewności każdego ruchu. Na zawodach gwarantowałby mu zwycięstwo, ale czy ktokolwiek będzie w stanie powtórzyć go z taką samą precyzją, lekkością i płynnością, aby stworzyć synchroniczny układ? To wydawało się niemożliwe. Lucas zawsze był blisko jego poziomu, mimo to nie dałaby sobie nawet palca uciąć, że po miesiącu ćwiczeń mógłby mu dorównać. Tymczasem Anthony zamierzał latać z całkowitym nowicjuszem, chłopakiem, który w tunel spędził ledwie kilka godzin.
– Nasz syn nigdy nie idzie na łatwiznę – zaczął Brian White, siedząc obok żony z kubkiem gorącej czarnej herbaty. – Gdyby ktoś mi powiedział, że ten roztrzepany dzieciak, którego znamy na co dzień, będzie w stanie ujarzmić wiatr i dzięki niemu fruwać, jak mu się żywnie podoba, to nie dałbym temu nawet odrobiny wiary.
Kobieta zastanawiała się nad czymś, a po upiciu kilku łyków swojej kawy powiedziała:
– Mnie bardziej intryguje ten chłopak. Aiden Black.
– Na pewno ma talent.
– Dlaczego Lucas się za nim wstawił? – zastanawiał się na głos, nie odwracając wzroku od przeszklonego tunelu aerodynamicznego. – Dlaczego oddał mu swoje miejsce, jakby to było nic wielkiego, i ma do niego takie zaufanie?
– Hm, może naprawdę uważa, że Aiden lepiej nadaje się do pary z naszym synkiem niż on sam?
– Lepiej? A kto zna i rozumie go lepiej niż właśnie Lucas? Poza tym przecież dobrze wie, co się stanie, jeśli zawalą. Scott mu tego nie daruje, organizatorzy się zawiodą, prasa będzie miała pożywkę do wyśmiewania się z Anthony'ego przez najbliższe lata, a on... – Westchnęła. – On od początku zachowuje się tak, jakby go to nie dotyczyło.
– Dobrze udaje, a może naprawdę uważa, że tych dwóch stworzy świetny duet?
Kobieta uchyliła usta, żeby odpowiedzieć, lecz właśnie podszedł do nich Lucas.
– Ciociu, jednak dziś poćwiczymy. – Położył dłoń na zaokrąglonym kontuarze. – Aiden ma kilka pomysłów, żeby jeszcze mocniej podgrzać atmosferę w tunelu, więc z Mrówą musimy to przelatać.
– Jesteście pewni, że Aiden będzie w stanie go powtórzyć?
Lucas zerknął przez ramię na wspomnianego chłopaka. Obchodził dookoła szklaną tubę, a wewnątrz Anthony na brzuchu unosił się w powietrzu i leciał obok niego.
Obrócił głowę do państwa White i dopiero odpowiedział:
– Nie mam najmniejszej pewności, ale oni chcą to zrobić, więc mogę tylko im pomóc.
– Scott cię wydziedziczy – mruknęła i pokręciła z niedowierzaniem głową.
– Czasami byłoby mi to na rękę. – Wyszczerzył się do niej. – Za piętnaście minut wchodzimy. Pomożecie nam?
– Nigdzie się stąd nie ruszam. – Pan White przysunął się bliżej jednego z monitorów i założył stopę na kolanie. – Kiedy będziecie gotowi, po prostu dajcie znać.
– Dzięki, wujku! – Przybili sobie "żółwika". – Ciociu?
Spojrzał na kobietę, a ona na niego.
– Chyba... potrzebuję więcej kawy – sapnęła. Jej mąż się roześmiał, masując opuszkami palców jej szyję. – Tylko nie ważcie się marnować mój czas.
Nie była przekonana do ich pomysłu, ale zepsuła plany wakacyjne syna, dlatego nie mogła go nie wspierać w tym ważnym dla niego czasie. Jeśli ona lub jej mąż nie sterowaliby turbiną, musiałby to robić Lucas lub inny jej współpracownik. Nie chciała zostawiać tej sprawy obcym, a Lucas powinien jak najwięcej latać, aby pomóc pozostałym dwóm chłopcom zsynchronizować swoje ruchy.
Każdemu zależało na tym, aby na otwarciu wypadli, jakby urodzili się na wietrze.
Kiedy Lucas odszedł, wyciągnęła telefon i zadzwoniła do męża swojej siostry. Musiała dostać odpowiedzi na pytania, które od kilku dni nie dawały jej spokoju.
* * *
Kolejny tydzień minął im błyskawicznie, a trenujący chłopcy nawet nie byli pewni, czy wychodzili z budynku flyspotu i przed snem brali prysznic. Latali aż do całkowitego opadnięcia z sił i kiedy przebywanie w tunelu stawało się niebezpieczne, bo nie mieli sił na skupienie się nad najprostszymi ruchami, dopiero wtedy się poddawali. Prawie wyczołgiwali się stamtąd, żeby kolejnego dnia zostać brutalnie obudzonym przez budziki – na szczęście magicznie w swoich łóżkach. O bliskości para zakochanych w sobie chłopców mogła tylko pomarzyć. Gdyby się chociaż na chwilę przytulili, najpewniej zasnęliby w swoich ramionach już sekundę później.
Jak na autopilocie schodzili na śniadanie, by zaraz po nim kontynuować trening. Obiady i kolacje zaczęli jadać na wykładzinie w centrum flyspotu, kilka metrów od tunelu.
Siódmego dnia niemal hipnotyzującej monotonii i rutyny Anthony wyrwał się z tego błędnego koła. W trakcie wieczornego treningu i szlifowania do perfekcji dwóch salt w przód połączonych ze śrubą i przejściem do wymyku w tył, kończąc na pozycji stania w powietrzu na jednej nodze z drugą uniesioną pod kątem prostym i kręceniem się tak pięć razy wokół własnej osi, nagle uniósł ręce w górę i robiąc powietrzne salto w tył, wylądował w wejściu do przedsionka na obu stopach. Zdjął kask, odrzucając go w bok na kilka ustawionych tam dużych pufów i zaczął biec dookoła szklanej tuby, powtarzając:
– Mam dość! Dość! Mam dość! Dość! Mam dość! Dość!
Trwało to kilka minut. Aiden z Lucasem zdążyli także wyjść z tunelu i z zaciekawieniem przyglądali się biegającemu koledze.
– Chyba naprawdę ma dość – uznał Aiden, nie zatrzymując Anthony'ego i pozwalając mu robić, na co miał ochotę.
– Za mało zmiennych bodźców, za dużo wałkowania jednego i tego samego. To normalne – powiedział Lucas, przeczesując quiff na swojej głowie dłonią.
– Lucas, kiedy mój głupi syn opadnie z sił i będzie gotowy do dalszego treningu, to przyjdź po nas. Idziemy do mojego biura – zawołała Jennifer White, oddalając się ze swoim mężem w stronę drzwi znajdujących się z prawej strony pomieszczenia.
– Jasne!
– Ile zazwyczaj to trwa? – zapytał Aiden. Anthony robił już chyba dwudzieste okrążenie i nadal nie wyglądał na zmęczonego.
– Potrafi tak długo. Ale znam sposób, żeby skrócić tę szopkę do minimum. – To mówiąc, jak gdyby nigdy nic podstawił stopę pod nogi nadbiegającego chłopaka.
Faktycznie – pomyślał Aiden. – Szybko i bardzo w twoim stylu, Lucas...
Z jednej strony chciał się śmiać, z drugiej czuł po prostu bezradność na sposoby komunikowania się tej niezwykłej pary przyjaciół.
Anthony najpierw się potknął. Uchronił się przed upadkiem, robiąc kolejny odrobinę chwiejny krok w przód, lecz siła impetu nagle przerwanego biegu w dalszym ciągu pchała go w przód, więc nie miał innego wyjścia niż pozwolić ciału na swobodne działanie. Ręce same wysunęły się w przód, ciało zgięło wpół, a moment później wystrzeliło w górę. Odbijając się dłońmi od podłogi, zrobił nieco pokracznego, lecz nadal przyjemnego dla aidenowskich oczu fiflaka. Skater przysiadł na obie stopy w kucki. Zdążył się wyprostować, gdy Lucas niepostrzeżenie znalazł się tuż za nim. Złapał przyjaciela za łydki, podpierając barkiem o uda, aby się nie przewrócił w tył, i jak niewiele ważące dziecko wyrzucił w górę. Włożył w ten ruch tak dużo siły, że szczupłe ciało uniosło się cztery metry w górę. Przyzwyczajony do wiatru, czując jego pęd, Ant instynktownie rozłożył ramiona, a osiągając najwyższy punkt wysokości wykonał zgrabne salto w tył, które przez kilka ostatnich dni ćwiczył tak dużo razy, że było mu łatwiej go wykonać niż pójść bez zataczania się do toalety i sikać prosto do pisuaru. Więcej nie zdążył zrobić, bo wylądował w szerokich i silnych ramionach przyjaciela – tym razem przodem do niego.
Aiden widział, kiedy Lucas podbiegał, a potem podrzucał Anthony'ego, ale nie ruszył się z miejsca. Nie chciał się wtrącać, choć przez sekundę obawiał się o zdrowie swojego chłopaka. Jednak to Lucas zaczął, dlatego założył, że musieli to robić nie pierwszy raz, bo żaden z nich nie naraziłby drugiej osoby na niebezpieczeństwo.
Chyba.
– Wilku, głupi psie! Nie rób ze mnie worka z ziemniakami! – Anthony wierzgał nogami i odpychał się dłońmi od obojczyków, chcąc się wyswobodzić z silnego uścisku.
– Daleko ci do ziemniaków. Ja tu czuję tylko kości, dlatego ten, jak go nazwałeś, pies rzucił się na ciebie.
– Co to za durne żarty? Chcesz, żebym zszedł na zawał przed naszym pokazem?
– Przed kilkoma sekundami krzyczałeś wniebogłosy "Dość, mam dość!" – przedrzeźniał go o kilka tonów wyższym głosem.
– Bo mam dość!
– To robimy powtórkę.
Ugiął kolana w zamiarze wysłania swojego "worka ziemniaków" po raz kolejny w powietrze.
– Czekaj-czekaj-czekaj! – Anthony złapał się jego szyi. – Nie rzucaj! Dlaczego jesteś dla mnie taki nieczuły?
– Jeśli byłbym czuły, twój chłopak przewierciłby mi dziurę w głowie zabójczym od zazdrości wzrokiem. Zobacz, już teraz krzywo na nas patrzy, bo się do mnie kleisz.
Słysząc to, młodszy skater od razu puścił przyjaciela i wyprostował się w jego objęciach jak struna.
– Aiden! To nie tak! Ja i Wilku... nic nas nie łączy! – tłumaczył się, patrząc na niego z przejęciem.
– Jak to, nic nas nie łączy? – zapytał urażony Lucas. – A te wszystkie lata przyjaźni, nasze akcje z wymykaniem się z domu, piciem pierwszego piwa pod wiaduktem, zmyślaniem historii, kiedy jechaliśmy na imprezę, a wmawialiśmy starym, że będziemy u Pszczelarza w pasiece całą noc pomagać mu kręcić miód albo podczas każdej burzy, kiedy się we mnie...
– Aaaaaa! – krzyczał Ant, żeby zagłuszyć kolejne słowo, które nie mogło być inne niż "wtulałeś". – Dlaczego mi o tym wszystkim przypominasz przy Aidenie?
Lucas zaśmiał się, oczywiście szczerze mu odpowiadając:
– Bo powiedziałeś, że nic nas nie łączy. Więc uprzejmie ci przypominam, że łączy nas bardzo wiele.
Poprawił go sobie, przytrzymując mocniej. Odchylił głowę w tył, z uśmiechem patrząc w górę na jego zlęknioną minę.
– Zresztą – rzucił lekko – już mu o prawie wszystkim powiedziałem. – Ruszył z miejsca w stronę Aidena.
– O... "prawie wszystkim"... – analizował osiemnastolatek – czyli o tych najbardziej obciachowych akcjach też? – zapytał z przejęciem.
– O różnych.
– Czy o "tym" też?
– Hm?
– Kiedy... no kiedy miałem pięć lat i wróciliśmy cali oblepieni błotem, więc mama nas rozebrała i wrzuciła obu do wanny i...
– Och, o "tym". – Prychnął. – Żartujesz sobie, że mówiłbym obcemu gościowi o naszych nagich incydentach? No, ale skoro zacząłeś i chcesz to wywlec na światło dzienne, to proszę bardzo.
Anthony nie spodziewał się, że chwyt na jego plecach się poluźni, jednak zamiast upaść, znalazł się w innych ramionach. Te także znał bardzo dobrze. Objęły go za brzuch i przyciągnęły do klatki piersiowej.
– Nie krępuj się i o wszystkim mu opowiedz.
Lucas zrobił kilka kroków w tył. Wziął z pobliskiego stolika, gdzie mieli butelki z wodą mineralną, swój telefon i rozsiadł się wygodnie na jednej z wielu postawionych tu szarych, skórzanych pufów. Z rozbawieniem oraz zainteresowaniem obserwował dalszy rozwój sytuacji, do której celowo doprowadził.
Jak zwykle się wkopałem... – przeszło przez myśl Anthony'emu.
– Nie martw się – usłyszał przy uchu głos Aidena – Lucas niewiele mi o was powiedział, ale... o tej wannie z chęcią posłucham.
– Kurna... – stęknął – to było wieki temu!
– I tak mnie to ciekawi.
Odstawił go na podłogę, po czym pociągnął w tył, aby wspólnie usiedli – Aiden na szarej kanapie, a Anthony tyłem na jego kolanach. Młodszy chłopak omiótł pomieszczenie wzrokiem, upewniając się, że nie ma tu nikogo poza nimi trzema. Zerknął na Lucasa, który jawnie się z niego śmiał, a potem odetchnął głęboko, rozluźniając spięte ciało. Przedramiona z jego brzucha nie zniknęły, ciepło aidenowej klatki piersiowej ogrzewało przez materiał stroju plecy, a jego twarde czoło opierało się powyżej prawej łopatki. Aiden nie był zły i Anthony dobrze o tym wiedział, ale rozmowa o czasach, kiedy był kilkuletnim smarkiem, to nie coś, czym mógłby się chwalić!
Ten cwany Wilku urządzi sobie moim kosztem teatrzyk komediowy, a ja przed swoim chłopakiem się zbłaźnię!
– To nie było nic znaczącego – zaczął. Musiał coś powiedzieć, skoro dał się wrobić Lucasowi, a Aiden, jeśli nie teraz, to kiedyś na pewno go o to zapyta. Był tego pewny. Wolał więc mieć to już za sobą i żeby nie było między nimi i w ich związku żadnych niedomówień. – Za dzieciaka odstawiałem wiele durnych akcji, jak przykładowo bieganie po ogrodzie dziadka bez niczego, bo uważałem, że jest za gorąco nawet na gacie. Mówiłeś, że nie masz rodzeństwa, więc tylko ci powiem, że w tamtym czasie kąpanie się w jednej wannie z Wilkiem było normalne. Gdy napsociliśmy, obaj staliśmy przodem do ściany z rękami w górze, a kiedy puszczaliśmy się za ogrodzenie do lasu, nacieraliśmy swoje plecy pokrzywą, aż darliśmy się, jakby obdzierali nas ze skóry. Odkąd zacząłem chodzić, często się odwiedzaliśmy, więc po prostu kąpiel nago nic nie znaczyła. W ogóle nie zwracałem uwagi, co ma między nogami, bo jedyne, o czym myślałem, to zabawa i dokuczanie mu.
– Tu Mrówa ma rację – wtrącił Lucas. – Jeśli nie okładaliśmy się pokrzywami, to wrzucaliśmy sobie pod koszulki albo do majtek nasiona dzikiej róży, więc potem musieliśmy nawzajem wyciągnąć wszystkie kolce. Dopóki tego nie zrobiliśmy nie dostawaliśmy nic do jedzenia. Mój tato już wtedy był bardzo rygorystyczny. A nagość? Które dzieci zwracają na to uwagę jak na aspekt seksualny? Żadne, to tylko dzieci.
– No jasne!
Aiden miał na końcu języka pytanie, czy teraz także nie przeszkadza im wzajemna nagość, ale domyślał się odpowiedzi twierdzącej. Poznawszy żarty Lucasa, które nie zawsze potrafił ze stuprocentową pewnością nazwać tylko żartami, nie chciał dodawać sobie kolejnego powodu do zazdrości. Może była ona niewielka, ale kłuła go w serce.
– Ta wanna nadal nie daje mi spokoju. – Aiden spróbował trochę podroczyć się ze swoim chłopakiem. Ścisnął go mocniej i starając się brzmieć na nieprzekonanego, a nawet dotkniętego tym, ciągnął: – Jeśli ty miałeś pięć lat, to Lucas już siedem. Teraz dzieci dojrzewają dość wcześnie.
– No, ale nie aż "tak" wcześnie!
– Umyłeś mu wtedy plecy?
– No... chyba? Nie pamiętam dokładnie.
– Nie pamiętasz, czy nie chcesz mi powiedzieć?
– Nie pamiętam. Chyba tak.
– A on tobie? – Spojrzał na Lucasa, który przesłaniał sobie dłonią usta, starając się nie wybuchnąć śmiechem.
– Na pewno. Cały byłem czarny od błota. Nawet włosy. Mama nas zostawiła samych, grożąc, że jeśli nie wyjdziemy czyści jak dwa aniołki po święceniach w jakimś rajskim strumieniu, to będziemy siedzieć w wannie do świąt!
Aiden usłyszał ledwo powstrzymywane parsknięcie Lucasa, jednak nie zakończył tematu.
– Może w ramach pogłębiania naszych relacji też coś od ciebie dostanę?
– Umyć ci plecy?
– Bardzo chętnie, ale pomyślałem, że może mógłbym dostać coś... już teraz? – Uśmiechnął się psotnie, bo wiedział, że Anthony tego nie zobaczy.
– Ale że... teraz-teraz? – dopytywał skater.
– Tak. Nie musi być to kąpiel.
– To co innego chcesz?
– Myślę, że... buziak będzie wystarczający.
– C-coo?!
– Na mnie nie zwracajcie uwagi. Zachowujecie się jak zawsze. – Lucas podniósł dłoń, poruszając ją w geście "róbcie co chcecie".
Ramiona z brzucha Anthony'ego zniknęły, w zamian dłonie złapały pod łokcie i obróciły tułów chłopaka. Szeroko otwarte oczy patrzyły w błękitne tęczówki z niedowierzaniem.
– A-Aiden, mam cię... pocałować? – Ostatnie słowo powiedział tak cicho, że jego usta tylko się poruszyły, ale Aiden rozpoznał je bez problemu.
– Tak.
– Ale że... teraz? Tu?
Aiden oparł się plecami o kanapę. Wyglądał na dotkniętego usłyszanymi historiami Anthony'ego, które dzielił z Lucasem. Dopiero po kilkunastu sekundach przeciągającej się ciszy odpowiedział:
– Nie mamy pod ręką wanny, żaden z nas nie jest nawet brudny, ale dowiadując się, że biegałeś przy innym chłopaku nago, kąpałeś się z nim, myłeś go albo wyrywałeś kolce z różnych części ciała... nie potrafię przestać myśleć o tym, że nie jestem dla ciebie ważny. Lucasowi przez wiele lat pozwalałeś na to wszystko. Jest twoim przyjacielem, a ja chłopakiem, dlaczego więc nie mógłbym od ciebie otrzymać czegoś w rodzaju zapewnienia, że traktujesz mnie inaczej niż jego?
– Dobrze wiesz, że tak jest, jednak po-ca-łu-nek – znów tylko otwierał usta bez wydawania dźwięku – dam ci później, kiedy będziemy sami.
– Mrówa – Lucas odezwał się, również poważniejąc – nie pomyślałeś, że właśnie o to chodzi? Żebyś udowodnił Aidenowi prawdziwość swoich uczuć? Zwłaszcza w mojej obecności, czyli swojego najlepszego kumpla. Pokaż mu, że traktujesz go inaczej niż mnie.
Nawet brew nie drgnęła Aidenowi, kiedy Lucas tak jawnie podjudzał drugą osobę. Jednak jego kamienna twarz i próba zachowania powagi natychmiast zniknęły, kiedy Anthony pochylił się nad nim i zetknął ich usta. Oderwał je już po sekundzie i oblizał, ale się nie odsunął.
– Wilku mnie nie całuje i ja jego też nie.
Po tych słowach objął dłońmi policzki Aidena i jeszcze raz ze śmiałością połączył ich wargi. Obaj z przyzwyczajenia je uchylili, a kiedy to zrobili, to tak samo naturalnie spotkały się dwa języki. Dalej poszło już samoistnie. Anthony wplótł palce we włosy Aidena, lekko ciągnąc za końcówki. Obrócił się przodem do niego, siadając okrakiem na jego udach. Przez nozdrza nabrał więcej powietrza i przekręcił głowę, pogłębiając pocałunek. Czując dłoń na karku, mruknął z przyjemności, pchając ciało Aidena mocniej na oparcie kanapy. Krew dudniła mu w skroniach, aby stamtąd przepłynąć dokładnie między nogi.
Klik.
Klik. Klik.
Przypomniał sobie, gdzie jest, dopiero kiedy usłyszał niepokojące słowa swojego najlepszego przyjaciela. Wkrótce chyba byłego najlepszego przyjaciela.
– Pokażcie mi więcej emocji. Więcej waszych twarzy, żebym zrobił lepsze ujęcie.
Anthony gwałtownie się odsunął, niemal spadając z nóg Aidena na podłogę.
Klik. Klik.
– Uśmiech, Mrówa. Skąd to przerażenie na twojej twarzy? – Sam szeroko się uśmiechnął, trzymając w dłoni telefon i robiąc zdjęcia. – Wracaj do swojego chłopaka i strzelmy jeszcze kilka fot. Wyobrażasz to sobie? Stworzymy najlepszy plakat reklamowy. – Pstryknął palcami. – "Miłość do latania, czy miłość do drugiej osoby – to wszystko znajdziesz w naszym flyspocie!". Albo, czekaj, mam lepsze. "Wznieś się u nas ponad zwyczajność, sięgając tęczowych* doznań!".
Tęczowe* – Lucas ma oczywiście na myśli społeczność LGBT+.
– Wilkuuu!!!
Zanim dwudziestolatek zdążył wymyślić kolejny slogan, Anthony biegł już do niego, starając się odebrać telefon.
– Nie krzycz, podziękuj mi, bo zdjęcia wyszły całkiem niezłe – powiedział wesoło Lucas. Odsuwał dłoń z telefonem poza zasięg rąk młodszego kuzyna, nie przestając mówić: – Plakaty zrobimy w dużym formacie. Zastanawiam się, czy nie lepiej je powtórzyć w lepszym świetle. Chociaż te spontaniczne i naturalne są teraz w modzie. I ta pasja, z jaką się lizaliście. No, no, Mrówa, nie spodziewałem się, że jesteś taki dziki i przejmiesz kontrolę. Tym mnie zaskoczyłeś. Zawsze wydawałeś się takim nieśmiałym dzieciakiem, który chyba straci swoje dziewictwo przez przypadek, kiedy spadnie ze swojej deskorolki wprost na jakąś dziewczynę. A tu... cicha woda brzegi rwie! Jestem z ciebie taki dumny!
Ze śmiechem unikał ataków Anthony'ego i prób odebrania mu telefonu, a w międzyczasie wypowiadanymi słowami sprawiał, że chłopak latał dookoła niego jak małpa w klatce, czerwieniąc się ze złości i wstydu.
– Wykasuj je! Wykasuj, słyszysz?!
– Słyszę, ale nie chcę, a im bardziej nalegasz, tym większą mam ochotę wysłać je najpierw twojej mamie. Jestem ciekawy, czy podzieli moje zdanie, a może zrobi ci wykład o seksie i odpowiednim zabezpieczeniu?
Przez szamotaninę żaden z nich nie zwrócił uwagi na Aidena, który nadszedł z boku i jak gdyby nigdy nic wyciągnął telefon spomiędzy długich palców. Kiedy przyjaciele nadal się między sobą przepychali, on wszedł w galerię, zaznaczył wszystkie zrobione niedawno zdjęcia i wysłał na swój numer. Potem je usunął, także z poczty i wiadomości wysłanych.
– Już mówiłem, że nikt nie będzie oglądał tej najbardziej uroczej strony mojego Anthony'ego – odezwał się, przerywając szarpaninę, która już przeniosła się na podłogę. Telefon wsunął z powrotem w dłoń jego właściciela i dodał: – Oczywiście oprócz mnie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro