Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

45. Plany planami, a rzeczywistość zaskakuje niespodziankami!

Leżeli na boku, przodem do siebie i z dłońmi pod materiałem nie swoich koszulek. Nadal nie "poświęcili" łóżka, ale ich klatki piersiowe były coraz bliżej, a usta dzieliły od siebie zaledwie centymetry. Atmosfera z minuty na minutę robiła się coraz gorętsza i romantyczniejsza. Zgasili światło kwadrans wcześniej i dzięki temu ich odwaga rosła wprost proporcjonalnie do spędzonego ze sobą czasu.

Rozmawiali już o fizyczności i że mężczyźni są wzrokowcami, więc widok podniecenia osoby, którą lubią, działał podwójnie na nich samych. Byli zgodni, że zależy im, aby czuli się ze sobą swobodnie i ile nie trwałoby oswajanie się z nową sytuacją – posiadaniem chłopaka – małymi kroczkami, pocałunkami, dotykaniem się i poznawaniem wrażliwych obszarów na ciele, będą powoli przekraczali kolejne granice.

Mimo że właśnie do tego przyznali się głośno, Anthony przemilczał fakt, że wstyd wstydem, ale nie miałby nic przeciwko, żeby zrobili to nawet tej nocy, bo naprawdę czuł, że Aiden jest tym jedynym. Powstrzymywały go jedynie ramy czasowe – czyli ustalona data, kiedy były sportowiec będzie musiał wrócić do swoich rodziców i szkoły, zostawiając go z rozdartym sercem.

Natomiast z drugiej strony Aiden w tym momencie musiał być bardziej ostrożny i racjonalny. W obecnej sytuacji za nic nie mógł działać pod wpływem emocji, bo Anthony oddziaływał na niego za mocno. Coraz dłużej pragnął go całować, częściej przesuwać palcami po nagim ciele, słuchać jego słodkich jęków, umęczonego odczuwaną ekstazą sapania, widzieć czerwoną twarz z zamglonym wzrokiem, rozrzuconymi na boki, zmierzwionymi włosami i najlepiej, gdyby w kółko powtarzał jego imię, prosząc o niekończące się morze przyjemności.

Te obrazy coraz częściej zaczęły pojawiać się w jego głowie, a wystarczyło, że na własne oczy zobaczył, jak bardzo Ant może być rozkoszny, kiedy jest podniecony lub gdy dochodzi pod jego dotykiem. Wyglądał wtedy niesamowicie. Odkrył, że nie widział nikogo i niczego bardziej podniecającego, uroczego i piękniejszego od tego chłopaka. Dlatego starał się powściągnąć emocje, jednocześnie nie zabierając sobie przyjemności z przebywania z nim. Z tego powodu sam powiedział to już wcześniej, a teraz powtórzył, żeby się nie spieszyli, bo ostatnie czego chciał, to go do siebie zniechęcić bądź przestraszyć.

– Jeśli w którymś momencie zrobię krok za daleko, to mi o tym powiedz – poprosił, a Anthony pokiwał cicho głową. – Możemy otwarcie o wszystkim rozmawiać. Obaj jesteśmy chłopakami, więc łatwiej nam się przełamać. Znamy poranne niedogodności każdego mężczyzny, mamy zbliżoną budowę ciała, podobną wrażliwość w niektórych miejscach, więc nie ma się czego wstydzić. Jesteśmy bardzo, bardzo podobni. Dziś ja byłem bardziej aktywny, ale nie będzie mi przeszkadzało, jeśli przejmiesz prowadzenie, jak przy kolacji.

– Aiden! To...

– Tak, to było zaskakujące, ale bardzo mi się podobało – wtrącił się ze śmiechem. – Sam od obiadu ledwo wytrzymywałem napięcie między nami. Lubię, kiedy moja mrówcza królewna pokazuje pazur i czego pragnie. A najbardziej, kiedy pragnie mnie.

– Czy ty zawsze będziesz mnie tak zawstydzał?

– A czy ciebie zawsze będą zawstydzały takie tematy? – odbił pytanie i w oczach Anthony'ego dostrzegł, że to wyzwanie zostało przyjęte i chłopak myśli nad kontratakiem.

Poruszali coraz bardziej intymne tematy, więc nie mógł tylko biernie słuchać!

– Okej. – Anthony spojrzał na niego hardo. – A więc... jak to zrobiłeś, że we flyspocie tak szybko pozbyłeś się... no... "żołnierza na warcie"? – zaczął.

– Tak go nazywasz? Żołnierzem? – Aiden objął dłonią policzek drugiej osoby i oparł ich czoła razem, zmniejszając odległość do minimum.

– Czasami też "szeregowy" – wyznał, przymykając na kilka sekund oczy i ciesząc się dotykiem. Uspokajał go, choć tak samo rozpraszał. Jednak taki delikatny koił nerwy jak ciepły wiatr o świcie.

– Podoba mi się. Może ja też zacznę tak nazywać swojego.

Anthony zaczął się śmiać.

– A jak dotąd na niego mówiłeś?

– Przy tobie nazywam go "narwaniec", ale wcześniej zazwyczaj był grzeczny. Więc miał całkiem zwyczajne imię.

– Jakie?

– Po prostu "dystraktor".

– Dystraktor? – powtórzył, szeroko się uśmiechając.

– Taki mały "rozpraszacz", który od czasu do czasu budzi się, kiedy nikt go o to nie prosi i przeszkadza w najprostszych czynnościach – wytłumaczył i sam zaczął się śmiać. – Nasz trener często lubił powtarzać, że my, sportowcy, podczas zawodów jesteśmy szczególnie narażeni na, nazwijmy to, "przebudzenie mocy w gaciach", dlatego musimy się pilnować, żeby zaraz nie znaleźć się na okładkach sportowych magazynów w obcisłych strojach i erekcją między nogami.

– Ha, ha, ha! O nie mogę! Ha, ha, ha! Miałeś świetnego trenera! Ale okej, okej, przepraszam. I co wasz trener radził? Braliście jakieś leki? Brom?

– Nie. Zero specyfików, tym bardziej brom, który uspokaja, a nie pobudza do działania. Cała męska kadra położyłaby się do łóżka spać zamiast ćwiczyć.

– A więc co pomagało? Może medytacja?

Nie miał najmniejszego pojęcia, co to mogło być. On po prostu jeździłby jak szalony po skateparku, a gdyby uczestniczył w zawodach w tunelu aerodynamicznym, to... miałby problem, bo stroje były tak samo obcisłe jak gimnastyków!

– Ćwiczenia. Wysiłek fizyczny. – Aiden przypomniał sobie nie tak dawne mistrzostwa lekkoatletyczne i kontynuował: – Ale na pewno się domyślasz, że podczas zawodów ciężko jest o przestrzeń dla siebie, gdzie można "wybiegać" nasze podniecenie albo pójść pod prysznic i nie spotkać tam innego zawodnika, dlatego każdy z nas wypracował sobie pewne ćwiczenia, które najlepiej sprawdzały się w tych strategicznych chwilach.

– Wow, to ciekawe. I co ty robiłeś?

– Stawałem na rękach.

– Stawałeś na rękach?

– Tak. Skupienie się na zachowaniu balansu ciała działało u mnie najlepiej. Kilka minut i po sztywności nie było śladu.

– Hm – Anthony mruknął – czyli we flyspocie, kiedy poszedłem pod prysznic, ty... po prostu stanąłeś na rękach?

Aiden westchnął, łagodnie się uśmiechając.

– Nie planowałem się podniecić, kiedy nie do końca wiedziałem, co do mnie czujesz i kim jest dla ciebie Lucas. Dawałeś mi pewne znaki, jak na przykład ten pocałunek w kark lub obłapianie podczas zakładania kombinezonu. Od początku nie stroniłeś od bliskości ze mną, ale nie mogłem mieć stuprocentowej pewności, że nie zachowujesz się tak przy innych osobach. Patrząc wtedy na ciebie i Lucasa, myślałem, że ta otwartość wynika z twojej osobowości. W łóżku we flyspocie jednak nic nie mogłem poradzić na to, że przytulanie cię pobudzi mnie do tego stopnia, że też mój "dystraktor" wstanie.

– Dystraktor – rzekł ze śmiechem. – To słowo strasznie mi się podoba. Wcześniej nic o sobie nie zdradziłeś, więc myślałem, że nie jesteś mną zainteresowany.

– I traktuję cię jak siostrzyczkę.

– Brata! Już mi nie wypominaj tej siostrzyczki... Lepiej opowiadaj, co dalej.

– Niewiele. Zaskoczyłeś mnie sugestią prysznica. Przez chwilę zastanawiałem się, czy źle usłyszałem, ale twoja reakcja na moje pytanie o pójście tam razem była po prostu przeurocza.

Anthony cicho jęknął, przyciągnął brodę do klatki piersiowej. Schował głowę przy szyi dziewiętnastolatka.

– Aiden-Złośliwiec...

– Nic podobnego, mówię prawdę. – Ułożył dłoń z tyłu na jasnych włosach, głaszcząc uspokajająco. – Odmówiłeś mi, ale zrobiłeś to w taki sposób, tak słodkim głosem, że wtedy naprawdę stwardniałem. I kiedy ty pod prysznicem...

– Aiden!!! Nie kończ! – Ramionami ścisnął tak mocno plecy chłopaka, jakby chciał wydusić z niego duszę.

– Okej, ale wiedz, że wtedy musiałem stać na rękach prawie dziesięć minut, myśląc wyłącznie o najnudniejszych obiadach rodzinnych, żeby opadł. Choć i tak nie do końca się to udało. Tylko na tyle, żeby już nic nie było widać.

– Boże, jakie to zawstydzające... Nawet teraz mi głupio.

– Niepotrzebnie. Obecnie na pewno zaciągnąłbym cię sam pod ten prysznic i własnoręcznie pomógł uporać się z twardym "szeregowym".

– "Szeregowym na służbie".

– Skróciłbym jego służbę do kilku minut.

– Kilkunastu.

– Kilku – powtórzył uparcie. – Nie tylko w słowach potrafię być przekonujący. Może na lewej nodze już nie będę poruszał się pewnie, ale palce u rąk mam bardzo sprawne.

Przypominając sobie wspomnianą sprawność aidenowych palców, męskość Anthony'ego zapulsowała. Od kilkunastu minut nie chciała opaść, ale teraz przez napłynięcie do niej świeżej porcji krwi przynoszącej nową falę podniecenia czuł niemal ból.

Uniósł odrobinę głowę, ale tylko otworzył usta przy czarnej, bawełnianej koszulce Aidena na wysokości mostka i zaczął głośno oddychać.

– Dlaczego... wygadujesz takie rzeczy? – wysapał, poruszając biodrami. Starał się otrzeć o materiał własnych spodenek, bo uwieranie było nie do zniesienia.

– Tylko informuję. – Jego dłoń z głowy przesunęła się na plecy, powoli zmierzając w dół ciała. – Albo, jeśli wolisz, obiecuję.

Przy granicy bokserek zmienił kierunek, sunąc opuszkami wzdłuż gumki na biodro i podbrzusze.

– Wolę... – wymówił z trudem – obietnicę.

– I bardzo słusznie.

Usłyszał obniżony głos, który tak uwielbiał w ich intymnych chwilach, bo czuł, że Aidena także podniecały takie rzeczy. A najbardziej oczywiście on.

Anthony zabrał dłoń z jego pleców i ułożył na udzie. Dotychczasowa nieśmiałość stopniowo znikała, zastępowana ciekawością, lecz jeszcze bardziej pragnieniem dotknięcia obgadywanego niedawno "dystraktora". Przesunął palce na łączenie ud i powiódł je wyżej. Usłyszał, że chłopak nabiera i wstrzymuje powietrze. Powoli przeciągnął samymi palcami po sporym wybrzuszeniu. Nad jego głową Aiden syknął, przysuwając się bliżej. Anthony objął całą dłonią przez materiał przyrodzenie. Wykonał kilka posuwistych, choć delikatnych ruchów. Uścisnął pośrodku, uniósł nieśmiało głowę i zapytał:

– Mogę?

– Teraz to nawet musisz, w przeciwnym razie nie zasnę i tobie też nie dam spać – odparł cicho, maskując tym drżenie głosu spowodowane otrzymaną przyjemnością.

Sięgnął za siebie po ręcznik i rozścielił go pomiędzy ich ciałami. Anthony oblizał suche usta, naciągając gumkę spodenek i wydostając stamtąd męskość Aidena.

– Nie masz b-bielizny? – Dopiero teraz się zorientował.

Drugi chłopak zaśmiał się i od tyłu zsunął krótkie spodenki Anta.

– Ty też. – Ścisnął dłońmi oba pośladki. Uniósł kolano, wpuszczając pomiędzy nie to należące do Anta, a potem złapał za "szeregowego". – Chyba obaj nie należymy do najgrzeczniejszych osób.

Ach, gdybyś wiedział, co Wilku mi dał i leży za tobą w szufladzie, to nie powiedziałbyś, że jestem niegrzeczny, ale zboczony i napalony!

– P-po co prać i bokserki, i spodenki? – starał się logicznie wytłumaczyć. – Poza tym przy tobie ciężko być grzecznym.

– Mam przypomnieć, kto pierwszy...

Nie dokończył. Anthony uniósł twarz i połączył ich wargi, pieczętując tym samym słowa, które przewidywał, że już chyba po raz setny chciały go zawstydzić. Usta Aidena ułożyły się w chwilowy uśmiech, który zastąpiło bardzo świadome, gorliwe oddanie pocałunku. Przytrzymując za zgięcie w kolanie, przysunął chłopaka bliżej, żeby ich biodra tak jak twarze były jedne przy drugich. Pocierał gorącą męskość Anta, a ich dłonie były tak blisko, że grzbiety palców stukały o siebie. Robił to powoli, dokładnie wyczuwając kształt i skumulowane tam napięcie.

Anthony wypuścił powietrze w jego usta i przytrzymał dłoń Aidena.

– Po-poczekaj – wyszeptał.

– Dwie minuty to twój limit? – spytał zaczepnie starszy z nich, kciukiem lekko przesuwając po trzonie.

– To twoja wina! – Wziął kilka uspokajających oddechów. – Cały czas o tym gadaliśmy, więc jak mogę wytrzymać dłużej! – żalił się.

– Rozmawialiśmy też o tym, jak twoja mama nazywała cię uroczym, kiedy byłeś młodszy.

– Nieważne! Po prostu... daj mi chwilę. – Wsunął głowę pod jego brodę. – Jest tak przyjemnie, że nie chcę kończyć tak szybko.

– Dobrze. – Zwolnił uścisk, zaledwie kostkami palców minimalnie przesuwając po skórze. – Za buziaka.

Aiden usłyszał ciche parsknięcie. Ruch na jego penisie także zwolnił.

– Wiesz, w jaki sposób się ze mną droczyć, co? – spytał Anthony. Wyprostował się i krótko cmoknął swojego chłopaka w nos. – Proszę.

– I kto tu mówi o droczeniu. – Oddał mu całusa, lecz w lekko spocone czoło. – Teraz drugi. – Ostatnim palcem zaczepił o szczyt "szeregowego". – Dopóki nie otrzymam czegoś równie przyjemnego, jak zajmowanie się tobą najlepiej jak potrafię, nie będę usatysfakcjonowany.

– Jaki chciwy!

– Tylko ciebie i twojej rozkoszy.

Uśmiechnęli się do siebie i pocałowali. Nie pierwszy i nie ostatni raz tej nocy. Nocy, której świt zastał ich wtulonych w siebie jak prawdziwych kochanków.

* * *

– Wymieszaj masę serową, aż będzie jednolita, i wrzuć rodzynki – instruował Aiden.

– W przepisie jest tylko garść, mogę dodać więcej?

– Ile tylko chcesz. – Pocałował go w policzek i podszedł do zlewu, żeby umyć brudne naczynia.

Obudzili się już o siódmej, witając pocałunkiem i ciepłym uśmiechem. Aiden wyczuł opierającą się o jego udo erekcję chłopaka, ale wiedział, że jeśli zaczną dzień od masturbacji, raz im nie wystarczy. Dlatego powstrzymując swoje pragnienia i ubiegając przewidywane nieśmiałe pytania o wspólny poranny prysznic lub, co gorsze, leżenie do południa w łóżku, sam wyszedł z propozycją nauki pieczenia sernika z rodzynkami. Jak odgadł – chłopak zareagował prawie natychmiastowym wyskoczeniem z łóżka i pognaniem do łazienki, żeby jak najszybciej być gotowym do pichcenia.

O godzinie ósmej, pranie było wstawione, a nagrzany piekarnik już czekał na surowe ciasto.

– Teraz dodaj ubite białka i delikatnie wymieszaj łyżką – podpowiadał, a Ant w skupieniu wykonywał wszystkie polecenia. – Wlej masę do tortownicy, wstaw na czterdzieści pięć minut. Pamiętasz, jaka ma być temperatura?

– 180 ⁰C.

– Świetnie.

– I to tyle? – zapytał, szpatułką kończąc wygrzebywać z makutry resztkę półpłynnego ciasta.

– To tyle.

– Myślałem, że będzie trudniej. Taki sernik to ja mogę robić codziennie! – rzekł zadowolony, podał gliniane naczynie Aidenowi i wstawił tortownicę do piekarnika. Ustawił minutnik i klasnął w dłonie, zaraz je energicznie o siebie pocierając. – To co teraz, szefie kuchni?

Palec Aidena zostawił trochę piany z płynu do naczyń na chłopięcym nosie, po czym dziewiętnastolatek zarządził:

– Teraz śniadanie. Co powiesz na "wiosenne kanapki"?

– Wiosenne?

– Kolorowe i z mnóstwem warzyw.

– To ja zabieram się za opróżnienie lodówki!

Szerokie uśmiechy zdobiące ich twarze były najlepszym dowodem, że są ze sobą szczęśliwi.

*

W to czwartkowe popołudnie byli umówieni na skateparku z członkami grupy "Latające skarabeusze". Poprzedniego dnia Anthony wziął sobie do serca wyzwanie Lucasa i chciał ułożyć ze znajomymi plan działania: poprosić o naukę kilku freestyle'owych trików i resztę dnia poświęcić na ćwiczenia na "railu". Na kolejnych zawodach zamierzał wygrać z przyjacielem, choćby miał trenować od świtu do zmierzchu. Oczywiście mając też czas dla swojego pierwszego i, miał nadzieję, jedynego w życiu chłopaka.

Choć zaczęli ze sobą chodzić, Aiden nie zadeklarował, że zostanie po wakacjach, więc nadal czekało go sporo pracy w rozkochiwaniu go do szaleństwa.

Jednak wcześniej musiał przetrwać piątkowy przyjazd rodziców. Na pewno zmuszą go do wspólnego wyjścia na obiad. Może pojadą też do sąsiedniego miasta i odwiedzą dom rodzinny Lucasa. Oczywiście łącznie z małym Maxem. Wcześniej zapierałby się rękami i nogami, aby droga jego i "małego demona" się nie przecięły, ale dzięki Aidenowi ten strach zelżał. Nawet był ciekawy, jak teraz jego czteroletni kuzyn będzie się zachowywał. Jeśli Antowi się poszczęści, to jego ulubiony kuzyn – Lucas – także będzie na rodzinnym obiedzie, a to było mu nawet na rękę. Jeszcze raz poradzi się go, czy są w stanie – z ich możliwościami bycia tylko nastolatków – zrobić coś, aby zatrzymać Aidena w mieście.

Sprawa dla Anta miała najwyższy priorytet.

Sam Plan Rozkochania Aidena był w pełnym rozkwicie. Poprzedni wieczór mógł nazwać prawdziwym przełomem. Zyskał pewność, że ich uczucia są tak samo mocne, poważne i przemyślane. Słowa "kocham cię" nie padły, ale w ich sytuacji nie były niezbędne. Czułość Aiden, jego wyznania, zachowanie, wzrok, mowa ciała – dziewiętnastolatek każdym gestem udowadniał, że jest w nim zakochany po uszy.

Po śniadaniu spacerowym krokiem i trzymając się subtelnie za ostatnie palce wyszli z osiedla domków jednorodzinnych na drugą stronę rzeki. Co chwilę spoglądali w swoje oczy, z których obaj mogli wyczytać, że bardzo chcą się przytulić. Na skateparku Aiden także nie stronił od towarzystwa młodszego kolegi... już chłopaka. Nie całował go otwarcie, ale pozwalał odpocząć na swoich kolanach, zawiesić ciężkie ramiona na barkach, podawał chusteczkę, kiedy masło z przygotowanych na drugie śniadanie kanapek zatrzymało się na brodzie skatera, a nawet pocieszał go, kiedy narzekał na Motyla i Pszczelarza, że tylko śmieją się z jego upadków, zamiast pomóc.

– Przecież obaj super sobie radzą na boxach i zjeździe z poręczy, ale podać rękę biednemu koledze to już nie mogą! Aideeen, tylko na ciebie mogę teraz liczyć – lamentował, udając, że wyciera zapłakane oczy o rękaw jego czarnej koszulki. W rzeczywistości cmoknął go w ramię, a kiedy uniósł na niego wzrok, mrugnął figlarnie. Dłoń Aidena poprawiła mu zbłąkany kosmyk włosów, zaplatając go za ucho i specjalnie kciukiem pocierając małżowinę.

– Wierzę w ciebie – powiedział. – Pamiętaj, górna połowa ciała nieruchomo, biodra i nogi łapią równowagę. Leć. – Klepnął go w plecy zakrytym wściekle pomarańczowym, obszernym T-shirtem. – Dasz radę, szeregowy Anthony.

Chłopak mało nie przewrócił się na deskorolce.

– A żeby wiedział, że dam, złośliwy "narwańcu"! – krzyknął i pomknął kilkanaście metrów dalej, żeby przed wyskokiem na poręcz nabrać odpowiednią prędkość.

Pod nosem powtarzał:

– Aiden-Złośliwiec, ale to w końcu mój złośliwiec!

*

Przed godziną szesnastą grupą kilkunastu osób, gdyż w trakcie treningu do Anta dołączyło jeszcze kilku kolegów z drużyny, podeszli do foodtrucka serwującego makaron. Panował gwar, ale atmosfera była bardzo luźna i wesoła. Aiden nie mówił za dużo, z przyjemnością patrząc na młodszych skateboardzistów wpatrujących się w "ich Mrówę" jak w obrazek i zasypując pytaniami o triki. Kiedy ich spojrzenia się spotykały, choćby na kilka sekund, trwali bez ruchu. Słowa nie były potrzebne, by wyrazić to, co skrywało ich serce. Błyszczące oczy mówiły za nich.

– Poprosimy o cztery carbonary. Do tego trzy razy penne z mozarellą i pomidorami, jedna arrabiata, najsłabsza jaką macie, dwie porcje spaghetti i dwa tagliatelle z łososiem. – Motyl złożył zamówienie u pracownika makaroniarni, a następnie obrócił się do małego tłumu i zarządził: – A teraz ściepa* na szamę!

Ściepa* – mniej lub bardziej dobrowolna zbiórka funduszy.

Pozbierał pieniądze i zapłacił. W wesołym rozgardiaszu rozbrzmiała piosenka George Erza – Dance All Over Me.

– To chyba do ciebie, Mrówa. – Szturchnął kolegę Pszczelarz.

– Do mnie?

Anthony uniósł wysoko brwi i wyciągnął telefon z zapinanej kieszeni spodenek. Instynktownie podszedł do Aidena, pociągnął go za rękaw koszulki i odeszli na bok, gdzie było ciszej.

– Dziwne, mama dzwoni – powiedział.

– Nie poznajesz dźwięku ustawionego na własną matkę?

– To ona mi go ustawiła! Jasne, że zapomniałem – przyznał ze śmiechem.

Odebrał połączenie, wykorzystując sytuację i opierając się ramieniem o klatkę piersiową drugiej osoby.

Rozpoczął rozmowę zwyczajnie:

– Cześć, mamo, co słychać?

W skupieniu słuchał jej słów, a im dłużej to trwało, ciało Anta się prostowało i sztywniało. Wyjrzał zza ramienia Aidena na pobliski parking, po czym powrócił wzrokiem do błękitnych oczu ciekawie w niego wypatrzonych.

– Dobrze, zaraz będę, tylko pożegnam się ze znajomymi.

Po chwili się rozłączył. Odsunął telefon od twarzy, opuszczając dłoń i mocno ściskając urządzenie.

– Rodzice wrócili wcześniej? – zgadywał Aiden, wnioskując z zachowania i po usłyszeniu słów Anthony'ego.

– Tak, nawet po mnie przyjechali, a to jest jeszcze bardziej podejrzane.

– Myślisz, że coś się stało?

– Nie wiem... chyba nie. Nie panikowała, ale ma mi coś ważnego do powiedzenia, a "ważne" u niej zazwyczaj nie jest dobre dla mnie. – Westchnął. – Mam nadzieję, że sąsiedzi nie zadzwonili do niej, że hałasowaliśmy w nocy... – Zamyślił się i nagle wzdrygnął. – A jeśli zamontowali gdzieś szpiegowską mikro-kamerkę i widzieli nas wczoraj, kiedy... – Przełknął głośno i zapatrzył w odległy punkt. – Nie, chyba nie, bo inaczej by ze mną rozmawiała. Przyleciałaby tutaj, wymachując rękami, wrzeszcząc, że dopiero skończyłem osiemnastkę, a zachowuje się jak dorosły... Na bank zrobiłaby mi siarę stulecia.

Poczuł dotyk na ramieniu i potarł własne czoło.

– Wiem, nadinterpretuję, ale przez telefon miała taki głos, jakby ktoś umarł i chciała mi to powiedzieć na osobności.

– Spokojnie, nie ma co za daleko wybiegać myślami naprzód. Może się stęskniła? – starał się go pocieszyć.

– Ech, jeśli bym jej nie znał, to może i bym tak pomyślał, ale to moja matka. Nigdy nie wiadomo, o czym myśli... chyba że myśli o czekoladowych beczułkach z alkoholem, to uśmiecha się na swój specyficzny sposób. – Nabrał więcej powietrza w płuca. – No nic, jeśli nie pójdę, to się nie dowiem. Tylko – zwrócił się bezpośrednio do Aidena – chciałem spędzić z tobą więcej czasu. Pogadać, a wieczorem odprowadzić do domu i...

Charakterystyczny, nieco psotny uśmiech, który były taekwondzista tak dobrze poznał poprzedniego dnia i nocy, był nowoodkrytą tajną bronią skatera, którą zdobywał, co chciał. Najczęściej przytulenie i buziaki. Mnóstwo buziaków.

W obecnym miejscu z jednej strony znajdowali się znajomi Anthony'ego, z drugiej rodzice, więc Aiden nie mógł mu dać tego, co sam pragnął. Stanął naprzeciwko chłopaka, żeby swoim ciałem zasłonić parking, innych skaterów Ant miał za plecami, i złapał go za dłoń, którą przysunął między ich ciała. Ścisnął palce, patrząc głęboko w szaro-niebieskie tęczówki.

– Zadzwoń albo wyślij wiadomość, jeśli się okaże, że to coś poważnego i będziesz chciał porozmawiać. Przyjdę, choćby w środku nocy.

– Chyba nie będzie tak źle. – Anthony uśmiechnął się szeroko. Oddał uścisk, splatając ich palce razem. – Dziękuję. Zawsze mogłem liczyć na Wilka, teraz mam jeszcze ciebie. Naprawdę się cieszę.

– Wilk to przyjaciel, a ja... – Mrugnął mu.

Anthony zakaszlał i szeptem dokończył:

– Mój chłopak.

– Właśnie tak. I dziękuję za wspaniały wspólny czas.

– Och, no przestań. W końcu jestem Mrówa! Kto, jak nie ja, może być taki zaczepisty! – Wyjrzał zza Aidena. – Mogę powiedzieć rodzicom, żeby podwieźli cię do babci. Po co masz iść piechotą.

– Nie. Zostanę tu jeszcze trochę. Posiedzę z twoimi kolegami i posłucham opowieści o niezwykłości pewnej mrówczej sarenki.

Chłopak otworzył usta, żeby upomnieć Aidena za nazywanie go w ten sposób, ale powstrzymał się, delikatnie rumieniąc na policzkach, i powiedział:

– Tylko twoją.

Objęli się jak kumple, jedynie jak zakochani szepcząc sobie do uszu, że już za sobą tęsknią. Anthony pożegnał się z kolegami, przepraszając, że z nimi nie zostanie dłużej, ale "sprawy rodzinne", więc mogą zjeść jego porcję arrabiaty. Wziął deskorolkę i posyłając jeszcze swojemu chłopakowi wzrok mówiący "chcę wrócić i cię przytulić jak należy", pobiegł do samochodu rodziców.

Aiden odprowadzał go wzrokiem, aż wsiadł do białego Jeepa i odjechał.

– Będę czekał na wiadomość od ciebie. Oby wszystko było w porządku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro