Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

44. W ramionach mojego ukochanego jest najlepiej!

16 godzin przed "niespodzianką"


– Już północ, wracamy do domu?

Anthony z Aidenem leżeli na kocu, trzymając się za ręce i patrząc w niebo.

– Wolałbym zostać tutaj i mieć ciebie tak blisko, jak teraz – odpowiedział Aiden i obrócił twarz do drugiej osoby.

– Przecież tam możemy być jeszcze bliżej – podsunął skater.

Im więcej czasu ze sobą spędzali, tym wstyd Anthony'ego malał, zastępowany odważną śmiałością.

Na te słowa druga osoba uśmiechnęła się, zaczepnie ostrzegając:

– Już mówiłem, że dziś brak mi opanowania. Chyba nie zaprzeczysz, że za dobrze mnie kusisz.

– Ja? Ale...

No tak. Skater uświadomił sobie, że taki właśnie był plan, choć nie spodziewał się całej gamy romantycznych momentów! Do tego tak przyjemnych!

– Dopiero co zyskałem plakietkę twojego chłopaka. Muszę o nią dbać – dodał Aiden.

– O nią? O jakąś głupią nazwę, a nie o mnie?

– Pierwszy raz jestem czyimś chłopakiem – oznajmił niemal uroczyście, jakby było to ogromne wyróżnienie. – Może mógłbyś mnie pokierować, wytłumaczyć mi, po jakim czasie będę mógł położyć się z tobą w jednym łóżku, objąć cię do snu albo pocałować na dzień dobry. Nie chciałbym znowu przekroczyć twoich granic, tym bardziej cię zawstydzać i...

Anthony usiadł, patrząc na swojego chłopaka w totalnym szoku i z niezrozumieniem.

– Niby dlaczego miałbym cię gdziekolwiek kierować albo wyznaczać granice? Tym bardziej teraz, kiedy już to robiliśmy nie raz i... i... i kiedy jesteś moim chłopakiem! – obruszył się.

– Dlaczego, pytasz. – Uśmiechnął się, sięgając dłonią do jego policzka. – Choćby dlatego, że kiedy zostaniemy w jednym pokoju, jednym łóżku, to po tym co zaszło pod prysznicem, nie będę mógł się powstrzymać przed zrobieniem tego samego ponownie. – Pogładził rozgrzewającą się skórę. – Mam ogromną ochotę zdjąć z ciebie każdą część ubrania i centymetr po centymetrze całować twoje ciało. A potem...

– A... potem...? – zapytał, zaciskając ze sobą uda i głośno przełykając. Już dobrze wiedział, co oznaczało "potem". Obrazy same nasuwały mu się przed oczy.

– Usłyszeć spomiędzy tych ust – nacisnął kciukiem na dolną wargę Anthony'ego – że pragniesz więcej. – Przysunął bliżej głowę. – A ja to "więcej" podarowałbym ci bez wahania. – Pocałował go delikatnie i z czymś więcej niż samo lubienie zapatrzył się w szaro-niebieskie oczy. – Ale wiem też, że obaj jesteśmy w związku po raz pierwszy. Nie musimy się spieszyć. Powinniśmy się lepiej poznać. Swoje przyzwyczajenia, marzenia, mocne i słabe strony. Chciałbym porozmawiać z tobą szczerze na tematy, które dotyczą nas dwóch, ale dotąd ich nie poruszaliśmy. O czymś pięknym i wcale nie takim błahym. O zaufaniu i poleganiu na mnie. – Przytknął dłoń do piersi, następnie ułożył ją na piersi Anta. – O byciu ważnym dla ciebie, ale nie tylko dziś, także w przyszłości. Zaufanie nie rodzi się tylko przez fizyczność, dlatego choć tak bardzo pragnę nie wypuszczać cię z moich objęć, słuchając odgłosów twojej przyjemności, którą sam ci dostarczę, jeszcze bardziej zależy mi na twoim komforcie psychicznym i poczuciu bezpieczeństwa. Twojej pewności, że ze mną możesz pójść na koniec świata i niczego nie żałować. – Zetknął ich czoła ze sobą. – Przemyśl wszystko dokładnie, zanim podejmiesz decyzję, gdzie mam dziś spać i ile warstw ubrań na siebie założyć – zakończył, mrugając mu i prostując plecy, dając tym samym przestrzeń i czas na zastanowienie się nad odpowiedzią.

Anthony nie byłby sobą, gdyby miał rozmyślać o tym godzinami, wahając się, bijąc z myślami, tworząc tabele "za i przeciw".

Złapał dłoń Aidena w swoją i zdeterminowanym głosem oznajmił:

– Pewnie, pogadajmy, ale u mnie w łóżku... – przeszedł do szeptu – żeby sąsiedzi nie podsłuchali. Bo ja jeszcze nigdy z nikim "tego" nie robiłem, ale z tobą bym chciał. Tego jestem pewny. Tylko...

Zwilżył usta językiem i odwrócił wzrok w bok, zastanawiając się, jakimi słowami wyrazić to co czuje i czego chce.

Aiden właśnie wprost wyznał swoje uczucia, przyznając się nawet do chęci zburzenia ostatniego dzielącego ich muru. Nie chował się za żartami, nie kazał Antowi łamać sobie głowy jakimiś zagadkami. Z tego względu skater także zamierzał wyjawiać wszystko wprost. Może i to wstydliwe tematy, z których Lucas często żartował, jednak w przypadku Aidena nie zamierzał postąpić inaczej, jak tylko dać mu prawdziwą odpowiedź. Taką płynącą z głębi serca.

– Aiden – zaczął – chcę cię przytulać, całować się z tobą, do-dotykać jak dziś pod prysznicem, nawet wziąć jeszcze jeden prysznic, a potem tobie sprawić przyjemność. Pójść z tobą spać do jednego łóżka w ubraniach lub bez, choć nie mam pojęcia, czy wtedy zasnę, ale i tak bym chciał. Co do – przełknął głośno – no... do sam-wiesz-czego to też o tym myślałem. Nawet nie raz.

Kaszlnął, żeby dać sobie jeszcze kilka sekund względnego spokoju, chociaż gardło i cała klatka piersiowa już go paliły ze stresu. Przecież nie powie mu, że serce mu pęknie, kiedy TO zrobią, a nie ma bladego pojęcia, czy głupia szkoła i odległość nie rozdzielą ich na tygodnie, miesiące...!

– Tylko tak jak powiedziałeś, może najpierw poznamy się jeszcze lepiej, a ja przestanę się płoszyć na twój najlżejszy dotyk jak sarenka przyłapana na skubaniu trawy?

Aiden parsknął.

– Sarenka?

– No, sarenka.

– Na skubaniu... trawy?

– Ach, nie czepiaj się. – Ukrył twarz w dłoniach.

– A czy ta mrówko-sarenka miałaby coś przeciwko poskubania też przed snem moich ust?

Anthony uniósł głowę i choć widocznie zawstydzony, tak z szerokim uśmiechem wesoło odparł:

– Absolutnie nic!

*

Na przekór magnetyzmowi przyciągającemu ich do siebie jak plus i minus bez kolejnych czułości wspólnie umyli naczynia, a w suszarni wyciągnęli i poskładali suche, czyste ubrania. Zgarniając jeszcze butelkę wody mineralnej i torbę Aidena, poszli na piętro. Anthony gościa pierwszego wygonił do łazienki, sam natomiast poukładał ubrania w szafie, przy okazji układając też w głowie plan, aby się nie skompromitować przed osobą, z którą będzie spał w jednym łóżku.

– Co sobie pomyśli, kiedy mój szeregowy będzie go tykał po nodze? – szeptał do siebie. – W ogóle nie chce opaść. Jakby nażłopał się Viagry czy innego cholerstwa. Może na szybkiego zajmę się nim w łazience... a najlepiej z dwa razy, bo na zaś na pewno się przyda.

Rozejrzał się po wysprzątanym pokoju i jego wzrok spoczął na świeżej pościeli z motywem 3D dwóch lwów leżących w gęstej zielonej trawie, a potem, niby przypadkiem, popatrzył też na niską szafkę nocną. Już wiedział, że gdyby chciał, zestaw na "pierwszy raz" poszedłby w ruch. Został o tym zapewniony. Może więc nie powinien się przejmować obecną w bieliźnie wypukłością? Skoro obaj jasno postawili sprawę, że chcą siebie, ale nie muszą się spieszyć, to inne rodzaje przyjemności i związane z bliskością "sztywności" są do przyjęcia, a wręcz wyraźnie pokazują, że siebie pragną.

– Jeśli Aidenowi stanie, kiedy będzie ze mną, to chyba... dobrze? – Pokręcił na boki głową. – Nie, to bardzo dobrze. Tylko czy w łóżku możemy się tak dotykać jak pod prysznicem?

– Możemy – usłyszał przy uchu. Następnie od tyłu doleciał do niego zapach mięty i pierś objęły silne ramiona.

– Nie podchodź tak znienacka! – Anthony prawie wyrzucił w górę ostatnią parę skarpetek, którą od kilku minut ściskał w dłoni jak piłeczkę antystresową.

– Przepraszam. – Pocałował go w kark. – Pokażesz mi swój album ze zdjęciami?

– Album? Po co?

Aiden wyprostował się i wyjrzał przez okno na dachy pobliskich domów.

– Żeby zająć czymś myśli. – Rozwartymi palcami przeczesał włosy i uśmiechając się, wyjaśnił: – Zobaczyć młodszą wersję ciebie, bo obecna nie pozwala mi jasno myśleć. Zwłaszcza kiedy i ty jesteś podniecony.

Szybki ruch dłoni Anta przesłonił jego spodenki w kroczu. Wstał i pomaszerował do łazienki. Wrócił, zanim zamknęły się drzwi. Wysunął z wysokiej półki album ze zdjęciami i włożył go w dłoń Aidena.

– Na każdym jestem tak samo świetny, bo w końcu nazywam się Mrówa – oznajmił z mocą, jakby ciskał gromem, ale róż policzków przywodził na myśl wspomnianą spłoszoną sarnę. – Idę myć zęby. Tylko zęby!

Minął uśmiechniętego chłopaka, lecz znów wrócił i pocałował go w policzek.

– Nie zakochuj się przypadkiem w mojej młodszej wersji. Mama w kółko powtarza, że kiedyś byłem bardziej uroczy. I... idź już do łóżka, bo kiedy tak stoisz, to nie mogę wyjść, bo chcę cię przytulić i żebyś mnie przytulił, więc idź i czekaj na mnie.

– Wyrośnięty i mówiący te pobudzające moją wyobraźnię słowa jesteś najbardziej uroczy. Ale na szczęście twoja mama nie zna tej twojej strony, bo ją pokazujesz tylko mi.

Delikatnie przytknął wargi do czoła przy opadających jasnych kosmykach, a w następnej chwili już siadał na łóżko i zapalał lampkę nocną stojącą na niskiej szafce, gdzie w dolnej szufladzie...

– Nie spiesz się – rzucił lekko skaterowi, jakby ta sugestia nie miała żadnych podtekstów.

– A żebyś wiedział, że wrócę za dwie i pół minuty!

– Szybki jesteś.

– Aiden-Złośliwiec.

– Moja urocza mrówko-sarenka.

Anthony przemknął przez pokój jak na zwinną sarnę przystało. W łazience umył zęby, w zimnej wodzie schłodził się między nogami i wrócił do pokoju. Album otwarty był mniej więcej w połowie. Dawało to skaterowi kilka dodatkowych minut na uspokojenie galopującego serca i przemyślenie, czy położenie na łóżko dodatkowej koszulki będzie jednoznaczne z niemą sugestią, żeby się wzajemnie podotykali i sprawili sobie przyjemność, jednocześnie nie brudząc pościeli. Z zaskoczeniem zauważył, że obok Aidena na łóżku leży ręcznik. Nowy dreszcz przebiegł po całym kręgosłupie aż po jądra i kumulując się w członku, który znów przyjemnie "dygnął". Zamrugał parokrotnie, żeby się upewnić, że to nie żadne zwidy i już z większą pewnością siebie, choć nadal odczuwanym zmieszaniem, na drugą stronę łóżka, na poduszkę rzucił T-shirt, w którym czasami spał. Biały, obszerny, wręcz powyciągany, ale z miękkiej bawełny i miły w dotyku.

Do wytarcia się "tu i ówdzie" idealny.

– Ile miałeś tu lat? – zagadnął Aiden, obracając album i wskazując na zdjęcie niskiego, uśmiechającego się od ucha do ucha blondyna z przydługimi, rozczochranymi na wszystkie strony włosami. Stał w czerwonym komplecie T-shirta, krótkich spodenek i adidasów, z deskorolką przed sobą, o którą opierał obie dłonie. Za nim znajdował się wyższy chłopak z czarnymi oczami, włosami i całkowicie ubrany w czerń. Trzymał ponad głową złoty puchar. Uśmiechał się nie mniej radośnie jak jego niższy kolega.

Anthony wszedł na czworaka na materac, palcem wskazując na puchar.

– Dwanaście. Wilku miał czternaście. Pierwszy raz wtedy stanął na podium, a ja byłem dopiero czwarty, ale i tak było dracznie*. To moje pierwsze zawody i pierwsza porządna deskorolka. – Spojrzał na Aidena, który przekręcił album do siebie, poświęcając mu całą uwagę.

Dracznie* – śmiesznie i dziwacznie zarazem, wesoło, zabawnie.

– W końcu jednak przyszedł taki dzień, kiedy młodszy kuzyn był lepszy od starszego. – Zmienił stronę na kolejną. – Nawet podczas ostatnich zawodów na rampie byłeś od niego lepszy – przypomniał.

– Ha, ha, czasami coś tam mi się uda.

– Chyba nawet nie tylko czasami. – Wziął Anthony'ego za rękę i przyciągnął do siebie, pokazując, aby usiadł tyłem między jego nogami. W ten sposób wspólnie mogli przeglądać kolejne zdjęcia.

– To jest z zawodów na największym skateparku w kraju. Na tym żaden z nas nawet nie wszedł na podium, a tu... o, właśnie tu pierwszy raz byłem lepszy od Wilka. Szkoda, że nie widziałeś jego miny, kiedy zajął dopiero drugie miejsce. Mordował wzrokiem! – wyjaśniał Anthony, a osoba siedząca za nim i trzymająca brodę na jego barku powoli oglądała kolejne uwiecznione na kolorowych kartkach momenty z życia.

Kilkanaście minut zajęło im dotarcie do końca albumu. Anthony rozgadał się o zawodach skydivingowych*, gdzie zrobiono ostatnie fotografie. Kochał latać. Kochał uderzające w ciało prądy powietrza, swobodne unoszenie się ponad ziemią, szybowanie niczym prawdziwy ptak. Mówił z entuzjazmem, cieszył się, kiedy Aiden wypytywał go o szczegóły, śmiał na całe gardło, wspominając przeklinanie Lucasa, kiedy nie mógł opanować niektórych akrobacji, ale wypowiadał się o nim z podziwem, gdy przychodziło do deskorolki i skomplikowanych tricków.

Skydiving* – tłum. "podniebne nurkowanie", taką nazwę przyjęto ogólnie do wszelkich powietrznych lotów – z samolotu, helikoptera, balonu, szybowca – i swobodne spadanie. Wraz z powstaniem komercyjnych tuneli aerodynamicznych nazwano "skydivingiem" także loty w zamkniętych przestrzeniach. Dodano tylko wyraz "indoor", co oznacza "wewnątrz". Tworzy to nazwę dla swobodnego lotu we flyspotach "indoor skydiving".

– Wilku jest niesamowity. W skateboardingu, lataniu i ogólnie jako mój przyjaciel.

Kiedy to mówił, w połowie siedział, w połowie leżał na piersi Aidena, patrząc przez okno dachowe w niebo. Ich palce przeplatały się ze sobą, głowy były jedna przy drugiej, serca biły podobnym, odrobinę przyspieszonym rytmem, a towarzyszący im w tej chwili lekki, przesycony romantycznością nastrój sprzyjał rozmowom i zwierzeniom.

Anthony przerwał chwilową ciszę, zaczynając temat, który nagle wydał mu się istotny, a wcześniej go nie poruszali.

– Cieszę się, że nie jesteś zazdrosny o Wilka.

– Hm, skąd wiesz, że nie jestem?

– Nic nie mówiłeś i to przecież mój kuzyn.

– Więzy krwi czy nie, uczucia między wami są prawdziwe. Lucas skoczyłby za tobą w ogień.

– Ale nie pocałowałby mnie, a tym bardziej nie pozwoliłby się dotknąć, tak jak my się dotykamy. – Oparł dłoń o udo Aidena i przesunął na kolano.

– Jesteś pewny, że to tylko rodzina? Bo ja myślę...

– Jestem pewny! – przerwał mu i zaczął się tłumaczyć: – Śpi ze mną, tylko kiedy jest burza albo się upiję, ale nigdy nie leżał obok, nie trzymał mnie i nie mówił w taki sposób jak ty to robisz. Serio. Między tobą a nim jest różnica wielkości Wielkiego Kanionu Kolorado. Traktuje mnie tylko jak młodszego, niesfornego kuzyna, którym trzeba się opiekować i często sprowadzać na ziemię, gdy jego umysł totalnie odleci i wygaduje bzdury.

– Lubię te twoje "bzdury", Anthony. – Położył dłoń na jego ramieniu. – I czasami łapię się na tym, że jestem trochę o niego zazdrosny. O to, że tak dobrze cię zna, zawsze wie, kiedy potrzebujesz wsparcia, nawet gdy nic nie mówisz, albo chwili dla siebie, słów pocieszenia bądź konkretów, które pomogą ci znaleźć rozwiązanie jakiegoś problemu. Polegacie na sobie, wzajemnie ufacie i na pewno zwierzacie. Ja... my na takim etapie jeszcze nie jesteśmy. Nie czuję się przez to źle, bo wierzę, że z czasem się to zmieni, ale jednak zazdroszczę Lucasowi, że wie o tobie wszystko.

– Nie takie wszystko.

– Bardzo dużo.

– Ale....O, na przykład nie wie, że lubię być całowany po szyi.

– A lubisz?

– Uwielbiam. I wiesz o tym tylko ty. Nikt więcej.

– Jest może coś jeszcze? – zapytał ze śmiechem, opuszkami dwóch palców pocierając skórę pod brodą skateboardzisty.

– Dużo więcej. Na przykład to, jak teraz siedzimy. Z Wilkiem nigdy nie byliśmy tak... "ciepło-blisko". Sam nie wiem, jak to najlepiej określić. On mnie nie jeden raz obejmował, ale to było takie przyjacielskie. Teraz mam porównanie. – Pokręcił głową. – To całkowicie co innego. Przy twoim ciele od razu robi mi się gorąco i przyjemnie. Czasami nawet wystarczy, że jesteś blisko, a ja już czuję, jakby do szczęścia nic nie było mi więcej potrzebne. Ale ty na tym nie poprzestajesz. Całujesz mnie, obejmujesz, dotykasz i przez to czasami brak mi tchu. Pozytywnie, bo to odjazdowe. Trochę jak przed zawodami lub podczas wysokich wyskoków z rampy, kiedy nie wiem, czy wiatr nie zawieje i przesunie mnie w złą stronę albo czy nabrałem odpowiedniej wysokości, żeby wyrobić się z lądowaniem.

– Trochę stresu i adrenaliny?

– Tak. Taka wybuchowa, ale dobra mieszanka.

– Nakręcająca i dodająca energii. – Na skórze Anthony'ego zatrzymał się ciepły oddech, a usta przywarły do szczytu prawego ramienia.

– T-aaach... – Anthony westchnął, zamykając powieki i przyjmując obejmującą całe ciało błogość, która płynęła z pocałunku.

Usta odsunęły się i Aiden potarł skórę czubkiem nosa.

– Kiedy na zawodach biegłem po ścieżce gimnastycznej, czasami zapominałem oddychać – wyznał niegłośno. – W umyśle miałem tylko poukładane wyskoki, a ciało samo się do nich ustawiało. Więc po prostu leciałem przed siebie, widząc ostatni materac i skupiając się tylko na jak najszybszym dotarciu tam, nie łamiąc sobie przy tym karku. – Zaśmiał się cicho. Uniósł ramiona i objął nimi szyję Anta. Pocałował w skroń, a kiedy chłopak przytrzymał jego przedramiona, przytulił go mocniej.

– Brakuje ci tego – powiedział. Nawet nie musiał zgadywać. Czuł to już wcześniej, słyszał w jego słowach i sam dobrze wiedział, że brak możliwości robienia tego, co się kocha, boli. Boli jak cholera.

Pamiętał, o czym godzinami dyskutowali z Lucasem. Nic nie było niemożliwe. Musiał tylko stopniowo wprowadzić ten plan w życie i wdrożyć w niego kogoś jeszcze... ale to dopiero w piątek. Miał jeszcze czas.

W tym momencie mógł jedynie obrócić się do Aidena i przytulić go, dając swoje ciepło i mentalne wsparcie.

O całą resztę i przywrócenie Aidenowi szczęśliwego uśmiechu zadba niebawem.

Choć okazało się, że szybciej i nie dokładnie w taki sposób, jaki przewidywał.

* * *

Tysiące kilometrów od pary chłopców wtulonych w siebie na piętrze jednopiętrowego domu kobieta o gęstych i związanych w wysoką kitkę blond włosach skończyła rozmawiać przez telefon. Kilka chwil wpatrywała się w ogromny projekt wysokiego budynku o unikatowym kształcie pochylonego prostopadłościanu. Zwinęła papier w rulon i odłożyła na niewielki stosik podobnych.

Wyszła ze swojego tymczasowego biura i zeszła po metalowych schodkach do ogromnego pomieszczenia pełnego osób w ubraniach roboczych, kamizelkach odblaskowych i w kaskach na głowach. Odnalazła wysokiego, barczystego mężczyznę o ciepłym spojrzeniu szaro-niebieskich oczu i położyła mu dłoń na ramieniu. Tłumaczył coś swoim współpracownikom, ale widząc żonę, przeprosił i wspólnie odeszli na bok.

– Skarbie, właśnie kończymy ostatnie testy i za godzinę będziemy mogli zjeść obiad. Coś się stało, że przychodzisz do mnie szybciej? Stęskniłaś się? – zapytał z szerokim uśmiechem, lecz ona bez ogródek odparła:

– Sprężcie się. Za trzy godziny musimy być na lotnisku.

Mężczyzna spoważniał.

– Tak szybko? Czy oni tam na górze nie dadzą nam chwili wytchnienia? Kolejne zlecenie?

– Nie. Dzwonił Scott. Wracamy do domu. – Westchnęła bezsilnie. – Musimy naszemu synkowi skrócić wakacje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro