Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

41. Okrutny i kochany. Tylko jedna osoba na świecie może taka być!

Aiden okazał się być okrutnym człowiekiem.

Podczas dwóch godzin sprzątania przekraczał strefę osobistą Anthony'ego wiele razy i z tego powodu tyle samo przyprawiał go o mały zawał. Osiemnastolatek był na skraju załamania i rozpaczy. Czuł, że jeśli Aiden go chociaż raz nie przytuli, to uschnie jak jesienny liść. Ciągle głowił się, dlaczego go nie unika, a jednak unika bliskości z nim. Niby było mu to na rękę, bo przecież sam tyle sobie obiecywał, że ma się uspokoić, ale... Aiden mu na to nie pozwalał! Pokazywał, że go lubi, że jest przy nim szczęśliwy i traktuje go wyjątkowo, ale dlaczego zachowywał dystans? Przecież nareszcie byli sami! Nawet w sklepie trzymali się za ręce, ba, w kuchni pod stołem także, a babcia była obok. Całowali się koło przedszkola, potem na huśtawce i jeszcze w wielu miejscach, nie wspominając już o buziakach w pokoju gościnnym podczas oglądania "Ostatniego Samuraja", dlaczego więc teraz zachowywali się jak przyjaciele i tylko przyjaciele?

Anthony miał świadomość, że to dobrze, ale jednocześnie czuł, że to niedobrze.

Przez te dwie skrajności był wewnętrznie rozdarty.

Tak o tym wszystkim myślał, analizował, rozkładał na czynniki pierwsze, próbując złożyć do kupy, że stojąc w kuchni przy kontuarze, na usłyszane pytania zaczął odpowiadać bez choćby sekundy zastanowienia.

– Yhm, tak, to już wszystko.

– Na pewno niczego więcej nie trzeba posprzątać? – dopytywał Aiden, opierając się przedramionami o blat. Patrzył na chłopaka, który wzrok utkwiony miał w podłogę i wyglądał, jakby odpłynął myślami na drugi koniec globu.

– Yhm.

– A nie masz tu żadnego kociaka do nakarmienia?

– Nie. Chyba nie mam.

Aiden cicho się zaśmiał i kontynuował przepytywanie.

– Pranie wyciągnąłeś?

– Jeszcze jakaś godzina.

– Jesteś zmęczony?

– Nieszczególnie.

– Dwa razy dwa?

– Pięć.

– Masz na coś ochotę?

– Yhm, na ciebie.

– A co chciałbyś ze mną zrobić?

– Ja... – Anthony podniósł głowę i z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy zapytał: – O co pytałeś?

– Czy jesteś głodny.

Umysł osiemnastolatka przez chwilę przetwarzał sobie tę odpowiedź, po czym poszybował wzrokiem na lodówkę i powrócił do chłopaka.

– Chyba... jestem – powiedział powoli.

– Okej, najpierw wspólna kąpiel czy jedzenie?

Kąpiel... jedzenie... – główkował, nadal do końca nie wiedząc, o co jest pytany. Nie zwrócił też uwagi na słowo "wspólna", które powinno go otrzeźwić.

– Chyba jedzenie... – Przytknął przedramię do brzucha. – Tak, najpierw bym coś zjadł. Yhm, jestem głodny... – wymamrotał, siadając na barowym krześle.

– Zrobić kanapki, czy odgrzewamy naleśniki z serem i rodzynkami od babci?

Na słowo "rodzynki" w sekundę całkowicie oprzytomniał.

– Jeszcze pytasz? Jasne, że rodzynki z naleśnikami!

Kilka minut później, popijając grejpfrutowy sok z wysokiej szklanki, Anthony obserwował Aidena, który podsmażał na patelni cztery naleśniki. Nie mógł odsunąć wzroku od jego pleców, poruszających się pod białą koszulką łopatek, od karku z krótko przystrzyżonymi czarnymi włosami zaczynającymi się w dolnej części głowy, od rękawów przylegającego do ciała materiału, który tylko podkreślał pracujące, twarde mięśnie ramion. Talia chłopaka miała idealne proporcje – był szerszy w ramionach i węższy w pasie. Pewnie poruszał się w kuchni, wyciągając z odpowiednich szafek talerze, z szuflady sztućce. Wyglądał przy tym naturalnie. W oczach Ant pasował tu. Nie tyle w kuchni przy "garach", co w jego domu i zajmując dobrze mu znane "cztery kąty". Będąc na wyciągnięcie ręki, z nim, dla niego.

Wzdychał, patrząc na to ludzkie arcydzieło.

Jasne, tęsknił za możliwością dotyku tego ciała. Za całym Aidenem tęsknił bardziej, ale uważał to za całkowicie logiczne, jeśli pozwala się komuś na zbyt wiele. Bo później granice przesuwają się tylko w jedną stronę.

Teraz brak ciepła aidenowskiego ciała odczuwał podwójnie.

Oparł głowę na dłoniach, zastanawiając się, czy zrobił coś źle. Wczoraj był pewny, że kiedy ładnie się ubierze, Aiden będzie się do niego bardziej kleił. W końcu o to chodziło. Plan rozkochania był już rozpisany, dlaczego więc ten podpunkt – ważny podpunkt i jeden z pierwszych, bazowych – przyniósł odwrotny skutek?

Nie miał pojęcia, gdzie w jego równaniu była niezgodność, która wpłynęła na tak marny wynik.

Aiden ułożył na talerzach po dwa naleśniki. Postawił je po przeciwnych stronach szerokiego na pół metra kontuaru, wyciągnął z lodówki syrop klonowy i dopiero usiadł na swoim stołku.

– Smacznego – powiedział.

– Smacznego. Świetnie pachnie – pochwalił Ant, wciągając do nozdrzy słodki zapach. Czuł, że ślina zbiera się w jego ustach.

– Dania babci zawsze wychodzą pyszne. Cokolwiek by nie robiła.

– Z takim darem trzeba się urodzić.

Anthony polał naleśniki syropem. Widelcem odkroił kawałek, uniósł go na wysokość oczu, przez chwilę patrząc na niego i na unoszącą się parę, po czym włożył do ust.

– Mmm, rozpływa się w ustach. Pycha – mówił, przeżuwając z zamkniętymi oczami, żeby w pełni oddać się tej przyjemności. – Boże, chciałbym tak jadać codziennie. Nic innego do szczęścia nie byłoby mi potrzebne.

– Mam powiedzieć babci, że od jutra się do niej wprowadzasz?

– Nie narzekałbym. – Uśmiechnął się, unosząc powieki i przełykając. – Tylko nie wiem, co powiedzieliby na to moi rodzice.

Odkroił kolejną porcję. Aiden z kolei odłożył widelec i sięgnął dłonią do policzka młodszego chłopaka. Pogładził skórę i kciukiem starł resztkę jasnobrązowego syropu z kącika uchylonych ust. Duże źrenice obserwowały go, kiedy cofnął rękę i zlizał gęsty płyn.

– Jedz, ciepłe są najlepsze – powiedział, utkwiwszy w nim intensywne spojrzenie krystalicznie niebieskich oczu. Jednak Anthony nie miał pojęcia, co do niego mówił, jakby używał obcego języka.

Nie widząc żadnej reakcji u osiemnastolatka, Aiden odkroił kawałek swojego naleśnika, polał go obficie syropem i podsunął w stronę kolegi. Żaden nie przerwał spojrzenia, kiedy porcja zniknęła między wargami skateboardzisty. Błyszczały od klonowego nektaru, kiedy chłopak przeżuwał. Połknął wszystko i teraz to on zlizał słodycz ze swoich ust.

Zapanowała chwila dziwnego napięcia, ciszy przerywanej przeskakiwaniem wskazówki sekundnika na zegarze wiszącym na ścianie i ich wypuszczanym przez nozdrza powietrzem. Prawie słyszeli bicia własnych serc, lecz na pewno czuli, jak mocno uderza im o żebra.

Anthony dostrzegł pracujący mięsień w dolnej części policzka, kiedy Aiden zacisnął szczękę, i choć sam nie miał bladego pojęcia, jakim sposobem właśnie TAKI pomysł urodził się w jego umyśle, postanowił wprowadzić go w życie.

Przesunął swój talerz w bok i zwinnie wdrapał się na blat. Ukląkł na nim i pochylił się nad Aidenem, opierając dłonie o jego barki. Nabrał powietrza i gwałtownie go pocałował.

Spotkał miękkie, ale nieruchome wargi.

O nie-nie-nie, choćby za chwilę miała się rozpocząć burza stulecia, nie zatrzymam się w takiej chwili!

Przełknął, powoli wypuszczając powietrze nosem, a na końcu najseksowniejszym, niskim, głębokim i totalnie uwodzącym tego człowieka przed nim głosem wymówił jedno słowo:

– Aiden.

Zacisnął palce na jego mięśniach i lekko przekręcił głowę, przyciskając usta jeszcze mocniej.

Usłyszał skrzypnięcie krzesła i został pociągnięty w przód, nagle znajdując się na kolanach dziewiętnastolatka i zamknięty w jego silnych objęciach.

Aiden długo się przed tym wzbraniał, lecz w tym momencie łańcuch jego samokontroli, który trzymał jego emocje na uwięzi, pękł. Sapnął, odnajdując językiem język skatera i łącząc je. Odczuł natychmiastową ulgę, jakby tęsknił za tym miesiącami. Uderzyło go, jak bardzo przez ostatnie kilka godzin pragnął całować tę osobę i dziwił się sobie, że tyle wytrzymał. Ten słodki smak i giętki język splatający się z jego pozbawiały go zdrowego rozsądku. Szeroko otwarte usta przyjmowały go tak ochoczo, że nie mógł im odmówić. Anthony ufał mu, inicjując samemu pocałunek, a ta niewinna, szczera ufność napełniała każdą tkankę w ciele adrenaliną. Pojawiło się pobudzające i tak długo powstrzymywane pulsowanie między nogami, a elektryzujący dreszcz przesunął się wzdłuż kręgosłupa.

Jęknął, czując coraz większe podniecenie.

Przytrzymał tył głowy, wsuwając palce w jasne włosy i oddał tak samo namiętny pocałunek. Nie hamował się, nie powstrzymywał pomruków przyjemności, swoich ciekawskich poznania drugiego ciała palców, a nawet stanu silnego pobudzenia, które zdradzało wybrzuszenie w spodenkach. Całował i był całowany z takim samym zaangażowaniem. Zero wahania, zero kompromisów, zero wstrzymywania swoich żądz.

Gdzieś w trakcie, pomiędzy chęcią zjedzenia całego Anta, a rzucenia się z nim na podłogę, znalazł resztkę rozumu i odsunął swój talerz poza zasięg rąk. Ścisnął chłopięcą talię, wsuwając język głębiej, a sekundę później wstał i przycisnął jego plecy do krawędzi kontuaru. Chude nogi objęły go w pasie, dłonie przeniosły się na kark, palce złapały za czarne włosy. Aiden warknął, odsuwając się tylko po to, aby ponownie zaatakować jego usta i jeszcze agresywniej wedrzeć się do ich wnętrza. Dłonie znalazły brzeg bokserki i bez trudu wślizgnęły pod nią na spocone, rozpalone ciało. Pochylili się razem nad blatem, a kilka sekund później położył się na chłopaku, przyciskając go swoją klatką piersiową do powierzchni konturu. Złapał za wystające poza krawędź uniesione biodra i zsunął niżej, aż kroczem dotknął chudych pośladków. Jęknął, nie przestając całować i sięgać głęboko między słodkie, smakowite usta.

Anthony pod nim wcale nie pozostawał mu dłużny. Zdążył podwinąć biały materiał T-shirta i zaciskał opuszki palców na twardych, napiętych plecach. Z trudem między kolejnymi pocałunkami łapał powietrze, czując, że kręci mu się w głowie. Cały świat płynął jak wzburzone fale oceanu, na których byli tylko oni. Tylko Aiden zaciskający na pośladkach swoje dłonie, sunący opuszkami palców wzdłuż talii, pieszczący jego szyję. Usta miażdżące jego usta i gorący język, który powodował, że był twardy jak pień dębu. Udami zacisnął się dookoła żeber Aidena, unosząc biodra i ocierając ich męskości. Nie myślał o wstydzie. Jak nigdy.

O pierwotnym instynkcie chęci zaspokojenia seksualnych potrzeb myślało jego ciało i ono działało samo.

Wbił palce nad łopatkami Aidena i przyciągnął go do siebie jeszcze bliżej. Od braku tlenu i przygniatającego go ciężaru bolały płuca i cała klatka piersiowa, ale pragnienie było silniejsze. Otumaniało jego zmysły, pozwalało się zatracić w odczuwanej przyjemności i czerpać z niej pełną, nieskrępowaną, totalnie niczym nie ograniczoną satysfakcję.

Ich zęby stuknęły o siebie, biodra zaczęły poruszać się w jednakowym szybszym rytmie, uderzając w siebie i jeszcze mocniej pobudzając. Sztywne szwy jeansu wbijały się w miękki materiał spodenek, drażniąc oba uwięzione w bokserkach penisy. Byli blisko. Przerwali pocałunek, ciągle pozostając milimetry od siebie, połączeni cienką strużką śliny. Dyszeli w swoje usta, zaciskali dłonie na ramionach i plecach, aż mięśnie drżały z wysiłku.

W końcu obaj głośno jęknęli, przyciskając do siebie krocza i powoli wykonując ostatnie pchnięcia.

Anthony łapczywie chwytał powietrze, rozrzucając po obu stronach ciała ręce, które z wysiłku stały się bezwładne. Nie miał nawet siły unieść powiek. Jego policzek musnęły opuszki palców i poczuł leniwe pocałunki składane na czole, na powiekach, policzkach. Uśmiechnął się, kiedy Aiden delikatnie złapał w swoje usta jego dolną wargę, po chwili górną. Wysunął język, otworzył szerzej usta i przywitał go zadowolonym pomrukiem. Tym razem pocałunek był czuły, spokojny, bez śladów pośpiechu i dzikości. Właśnie on rozczulił go do tego stopnia, że kilka łez szczęścia spłynęło z kącików oczu na rozrzucone na ciemnym marmurze blatu płowe włosy.

Aiden, jesteś naprawdę okrutny, ale jeszcze bardziej kochany!

*

Kilka minut później i wymienieniem się kolejnym milionem bakterii Aiden ostrożnie wsunął dłonie pod plecy leżącego chłopaka i bez wysiłku przeniósł go na kanapę. Choć byli mokrzy od potu, a bielizna kleiła się od ich spełnienia, siedzieli wtuleni w siebie następny kwadrans. Anthony odpoczywał na udach Aidena. Cieszył się bliskością i czułym dotykiem na plecach, który na zmianę z niewinnymi całusami padał na twarz i szyję. Potrzebował tego. Potrzebował Aidena i pewności, że nie są tylko kolegami. Może "mokre gatki" pojawiły się dość spontanicznie i nie było ich w planie, ale nie mógł narzekać. Nawet ten dyskomfort był miły, bo przecież nie tylko on doszedł wyłącznie przez stymulację przez materiał.

Westchnął, uśmiechając się. Zmęczony, spełniony, zrelaksowany i szczęśliwy.

Mógłby tak zasnąć, lecz żołądek mu zaburczał. Żył swoim życiem i nagle przypomniał właścicielowi, że jest pusty i domaga się posiłku, o którym ten widocznie zapomniał.

– Głodny? – Aiden zadał pytanie z ustami przy barku chłopaka.

– Tak, ale...

Dziewiętnastolatek zaśmiał się, co zabrzmiało wyjątkowo miękko i przyjemnie.

– Chcesz się najpierw wykąpać?

Popatrzyli na siebie. Podobną rozmowę już kiedyś przeprowadzili. Tym razem widzieli się bardzo dokładnie. Anthony miał czerwone i opuchnięte usta, zaróżowione policzki, rozczochrane włosy. Aiden podobnie, choć jego włosy były krótsze, więc w oczach Anta wyglądał tylko seksowniej.

– Chcę... po naleśnikach – odpowiedział. – Mój brzuch nie da mi się skupić na niczym innym, a... – spuścił nieśmiało wzrok – chciałbym, żebyśmy razem... Razem...

– Wykąpali się razem – pomógł mu dokończyć.

Anthony skinął, opierając czoło o jego ramię i chowając twarz, która prawie paliła z ogromnego zmieszania.

– Znowu to robisz... – poskarżył się.

– Co robię? – Aiden pocałował koniuszek czerwonego ucha.

– Już ty dobrze wiesz co – rzucił cicho, próbując się schować w ramieniu chłopaka. – Na dodatek mówisz o "tych rzeczach" tak lekko, jakbyś opowiadał o pogodzie!

– Nieprawda. Pogoda mało mnie obchodzi, ale to, co razem robimy, jest dla mnie bardzo ważne. – Objął go, układając brodę na barku. – Wiesz, Anthony, dużo o tym myślę. Dużo myślę o tobie. Dlatego jeśli jeszcze raz ubierzesz się tak jak dziś do obiadu, to nie pozwolę ci nic zjeść. Zaciągnę cię do mojego pokoju i rozpakuję prezent "a'la Mrówa" tak pięknie zapakowany w ognistą koszulę i obcisłe spodnie. Musiałem zużyć całe pokłady samokontroli, żeby cię tam nie pocałować, dotknąć, ścisnąć i... – Parsknął. – Prawie zachowałem się jak dzieciak podążający za instynktem. Rzadko mi się to zdarza, a w przypadku ciebie wystarczyło jedno zaczepne spojrzenie i wygląd "mrówczego Casanovy".

– Ej, jakiego niby Casanovy! – obruszył się, choć mile połechtało to jego ego.

Uśmiechnął się, bo nareszcie coś zrozumiał. Po wyznaniu Aidena i doświadczeniu na własnej skórze ogromu jego namiętności, wiedział, że nic a nic nie przesadził, mówiąc, że trzyma emocje na wodzy. To skaterowi schlebiało, bo kto inny, jak nie jakiś tam Mrówa, którego Aiden poznał przed kilkoma tygodniami wywołuje te gorące wybuchy uczuć oraz jest w stanie zniszczyć wzniesioną dookoła niego barierę. Przecież to właśnie on sprawił, że dziewiętnastolatek poszedł za głosem serca i dał się ponieść fali pożądania!

Teraz, kiedy to sobie uświadomił, czuł niemal rozpierającą go dumę.

– Wracając do wspólnej kąpieli – przerwał jego rozmyślania Aiden – już dwukrotnie cię o nią pytałem, a ty się wymigiwałeś. Mam teraz zrobić to samo?

– Dwukrotnie? Kiedy?

– Czyżby było to dla ciebie tak mało ważne? – nadal się droczył.

– Tak... to znaczy nie! To ważne! Jak możesz myśleć inaczej? Ale niby kiedy mnie pytałeś drugi raz?

Aiden ramieniem objął jego kark i przytrzymał przy własnym barku.

– Nieważne – stwierdził wesoło i pocałował go we włosy. – Wiem, że mnie nie słuchałeś. A teraz chodź. Najpierw zjemy, potem pójdziemy do łazienki.

– To nie fair! Aiden, no weź! Powiedz mi!

Mimo powtarzanych w kółko próśb Aiden mu nie uległ, jedynie uśmiechając się pod nosem i z rozbawieniem obserwował jego frustrację. Tak szybko jak się u niego pojawiła, równie szybko zniknęła i skaterowi wrócił na twarz uśmiech, a wystarczył słodki aidenowski pocałunek.

Zjedli naleśniki w kilka minut. Anthony nie dlatego się spieszył, aby jak najszybciej znaleźć się pod prysznicem z Aidenem. Wcale nie! Po prostu był tak głodny, że pochłonął je, jakby nie miał nic w ustach od wielu dni.

Na początku po przeżytym orgazmie jeszcze czuł się nie do końca sobą. Ciało wydawało się wiotkie i rozluźnione jak po całym dniu w SPA – wtedy Aiden zaniósł go na krzesło, jednak do łazienki poszedł o własnych siłach. Poza krótką rozmową na kanapie niewiele wymienili już słów, ale zapadająca cisza pozwoliła im na pozostanie ze swoimi myślami i skonfrontowanie się z niedawną nową sytuacją.

Bo... czy faktycznie "Plan Rozkochania Aidena" nie szedł zgodnie z założeniami Anthony'ego?

W pokrętny sposób chłopak czuł, że nie poniósł porażki i Wszechświat swoim narzekaniem przekabacił na swoją stronę!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro