30. Ryglujcie wszystkie drzwi i okna, biegnijcie do schronów! MAX nadchodzi!
Zostali do zamknięcia. Korzystali z każdej wolnej chwili na doskonalenie własnych umiejętności i uczenie Aidena. Chłopak, jak na nowicjusza, był bardzo pojętny. Miał ogromną wiedzę, znał dziesiątki przewrotów, śrub, salt i kiedy przyswoił sobie podstawy poruszania się w tunelu aerodynamicznym, potrafił bez niczyjej pomocy wykonać swoją pierwszą akrobację. Szczegóły, jak wygięcie dłoni, ułożenie rąk i nóg, później pomogli mu dopracować Anthony z Lucasem, którzy byli w tej dziedzinie ekspertami, jednak to on zrobił ten pierwszy krok.
I dostarczyło mu to nie lada frajdy.
W niedziele flyspot zamykano wcześniej niż w pozostałe dni, więc trzech zmęczonych, ledwo żywych, lecz szczęśliwych chłopców, już po dziewiątej wieczorem wracało do swoich domów.
Odkąd zapięli pasy i wyruszyli w drogę powrotną, prowadzący samochód Lucas nie odezwał się ani słowem. Jego pasażerowie wcale się temu nie dziwili. Oni mogli oprzeć głowę o zagłówek, wyłożyć się wygodnie w fotelu, rozluźnić mięśnie, a nawet zamknąć oczy, podczas gdy kierowca mimo wyczerpania musiał być skupiony na drodze.
Tego wieczoru zmrok zapadł szybciej, ponieważ ciemne chmury zawisły nisko na niebie. Aiden uświadomił sobie, że nie miał pojęcia, czy w dzień padało, świeciło słońce, czy może sypał śnieg, ponieważ od poprzedniej nocy nie opuszczał betonowego bloku, który mieścił tunel aerodynamiczny. Przez cały ten czas był całkowicie pochłonięty nowym sportem.
Oraz oczywiście tamtejszym "mistrzem".
Od pary przyjaciół otrzymał tak ogromny prezent, że na pewno nigdy o nim nie zapomni. Podarowano mu więcej, niż mógłby sobie wymarzyć. Od osób, które znały go raperem chwilę, a traktowały, jakby byli ze sobą blisko od lat.
Rozmyślał o tym, patrząc przez okno na szybko mijane drzewa, w półmroku nawet dostrzegając na polach skubiące trawy stada saren. Z głośników leciał rockowy kawałek. Nie znał go. Gitara elektryczna wydawała przyjemne brzmienia, ale nie miał siły na wyciągnięcie telefonu i sprawdzenie, co to za utwór lub zespół, a przerywać ciszy także nie zamierzał.
Lucas prowadził, zaciskając dłonie na kierownicy. Aiden podejrzewał, że walczy z ogarniającym go coraz większym zmęczeniem. Zaproponowałby mu zamianę miejsc, ale poznał go na tyle, że był pewny, iż odmówi. Anthony natomiast wyglądał, jakby spał. W odbiciu przedniej szyby widział przesłaniające oczy powieki. Głowę miał przekręconą na bok i od kilkunastu minut nieruchomą. Ponadto nic nie mówił. A cichy "Mrówa" to albo bijący się z myślami "Mrówa", albo smacznie śpiący. Stawiał, że to drugie, bo był za bardzo spokojny. Kiedy odczuwał zdenerwowanie lub stres, dotykał się po twarzy lub karku i wiercił, jakby ten problem wił się pod skórą i wywoływał dyskomfort.
Oparł ramię o podłokietnik, a nogi wyciągnął w przód, aż kolanami dotknął przedniego siedzenia. Przetarł oczy, czując, że nieprzyjemnie pieką. Teraz, kiedy otaczała go cisza pomieszana z szumem jednostajnie pracującego silnika i niegłośną muzyką w tle, zrobił się senny. Niewiele spał, a miniona doba obfitowała w niejedną sytuację, która wywołała szybsze bicie serca. Utkwiwszy wzrok w tyle głowy z jasnymi, spiętymi w niewielką kitę włosami, pozwolił sobie na uniesienie kącików ust. Coraz częściej łapał się na tym, że bezwiednie to robi.
Uśmiecha się szczęśliwie.
Poczuł na sobie wzrok i spojrzał w przednie lusterko. Ciemne oczy Lucasa spotkały się z jego, a potem powróciły na oświetloną reflektorami jezdnię.
Kierowca zerknął na telefon i się skrzywił.
– Jeszcze nam wypadku brakowało... – mruknął niezadowolony. Nie miał nawet siły przeklinać, a często to robił, kiedy ktoś albo coś go irytowało.
– Hmm? – Anthony wydał z siebie pytający odgłos. Przeciągnął się i mlasnął.
– Jesteśmy na ekspresówce i nie widzę żadnego zjazdu, żeby objechać, a kilometr przed nami coś się rozkraczyło.
Zwolnił, widząc pojawiające się przed nim mocno czerwone światła stopu innych samochodów. Bocznym pasem wyprzedziły ich dwa samochody, ale i one wkrótce zaczęły zwalniać, żeby ostatecznie się zatrzymać.
– Spieszy im się gdzieś? – zagadnął, przesuwając dłonią po twarzy i ziewając szeroko. – Cholera, jak nie wypiję jakiegoś energeta, to chyba tu zaraz padnę.
– Energetyka nie mam, ale kawę w puszce tak – odezwał się Aiden.
– Serio, masz? – Zatrzymał się w korku i obrócił w tył.
Aiden otworzył plecak, wygrzebując z dna dwie brązowe puszki. Podał jedną Lucasowi, a drugą stuknął Anthony'ego w ramię.
– Proszę, ja mam jeszcze herbatę, ale jest niesłodzona.
– Jezuuu – jęknął kierowca, uśmiechając się szeroko – ratujesz mi życie. Dzięki.
Otworzył napój i od razu pociągnął duży łyk. Otarł usta grzbietem dłoni i rozpiął pas. Przekręcił się jeszcze bardziej. Nie przejmując się sytuacją przed maską samochodu, zawiesił ramię o szczyt swojego fotela i stuknął z puszką Anthony'ego.
– Za przewidującego kumpla. Szkoda, że mój pierwszy kumpel nie jest taki.
– Taki? Czyli jaki? – zagadnął odrobinę zaspany Ant, poprawiając włosy, którym przeczesanie palcami nic nie dało i większość znalazła się poza upięciem. Sterczały w różne strony.
– Przewidujący i przydatny, baranku. – Lucas wyszczerzył się, odzyskując humor i wypił kofeinową słodkość do dna. – Częściej ja muszę dbać o ciebie, niż ty o mnie.
– Ej – podniósł głos – ale ja wcale... wcale...
Wypuścił powietrze nosem, chwilę bełkocząc coś pod nosem. Lucas zaczął się głośno śmiać i zmierzwił mu włosy jeszcze bardziej.
– Jestem młodszy! – powiedział w końcu. – I dlatego zawsze to ty mi pomagasz.
– Tak, tak. – Lucas włożył pustą puszkę do specjalnego otworu na napoje przy skrzyni biegów, po czym oparł dłoń o kierownicę. – Jestem starszy, więc nie przeszkadza mi niańczenie takiego bachora. Jednak czasami mógłbyś zachować się tak dojrzale jak Aiden, a nie beztroski dzieciak, który ma w głowie tylko deskę i latanie.
Na to Ant już nic nie powiedział. Lucas podłapał jego spojrzenie i się uśmiechnął. Między tymi dwoma istniała taka więź, której Aiden nadal nie mógł przejrzeć. Miał znajomych, ale nie przyjaciół, dlatego podejrzewał, że ich "przyjaźń" wykracza poza jego rozumowanie, nikt nie mógł jej zniszczyć, a nawet nią zachwiać. Mimo że darli ze sobą koty przy większości okazjach, gdy się widzieli, ich przyjaźń miała fundamenty jak korzenie tysiącletniego drzewa.
Coś, czego po części im zazdrościł, jednocześnie ciesząc się, że mają siebie nawzajem.
Lucas poruszył ramionami, żeby pozbyć się w nich sztywności i zmniejszył temperaturę klimatyzacji z dwudziestu na dziewiętnaście stopni. Za oknem ciągle było o dziesięć stopni więcej, ale ich otaczało przyjemne, chłodne powietrze.
Czerwone tylne światła samochodów przestały oślepiać, więc Lucas zapiął pas i powoli ruszył w sznurze innych aut. Zjechali z pasa, na którym byli, w prawo, a kierowcy na pasie obok – w lewo, tworząc tym samym "korytarz życia", którym kilka minut później przejechały dwie karetki i straż pożarna.
Anthony zwiększył głośność kolejnego utworu, a Aiden cicho się zaśmiał.
Bring Me The Horizon – Hurricane.
Utwór, który zastopował, kiedy skateboardzista popisywał się przed nim na deskorolce, a potem ukradł mu słuchawki. Był pewny, że on też skojarzył sobie piosenkę z tamtym wydarzeniem.
Toczyli się po drodze pomału, ale przynajmniej nie stali w miejscu. Lucas miał lepszy humor, od czasu do czasu nawet stukał palcami o kierownicę w rytm lecącej z głośników piosenki. Aiden zapatrzył się na ciemne niebo i pojawiające się na nim gwiazdy. Niedawne chmury całkowicie ustąpiły miejsca czystemu granatowi i srebrnym, połyskującym punktom.
Zapewne trwałby tak jeszcze długie minuty, gdyby jego prawej nogawki coś nie dotknęło. Początkowo pomyślał, że tylko mu się zdawało. Lucas nadal prowadził, Anthony siedział przed nim w fotelu, patrząc gdzieś w bok i popijając od czasu do czasu kawę. Jednak lekkie łaskotanie pojawiło się ponownie. Poczuł nawet pociągnięcie za czarne jeansy. Dopiero wtedy zobaczył, że Anthony włożył prawą dłoń pomiędzy siedzenie a boczną część karoserii przy drzwiach i to on skubie materiał. Nie miał pojęcia, o co mu chodziło. Sprawdził telefon, ale nie było tam żadnej wiadomości od niego. Jednakże wyglądało na to, że czegoś od niego chce. Dłoń puściła, a palce poruszyły się w sposób przypominający nawoływanie. W tunelu aerodynamicznym stosowali wiele znaków i teraz Aiden odruchowo wyciągnął rękę w przód, chwytając za podstawione palce.
Anthony akurat pił kawę i nagle się zakrztusił.
– Uważaj, bo mi zachlapiesz siedzenia – zwrócił mu uwagę Lucas, po czym ostrzegł: – I nie waż się udławić. Na jutro mamy plany. Nie zapominaj o tym.
– Tak, pamiętam bardzo dobrze – odpowiedział, kaszląc jeszcze kilka razy i starając się zachowywać naturalnie, ale Aiden czuł, że chude palce zaciskają się mocno na jego dłoni. – Będziemy się dobrze bawić.
– Mam taką nadzieję.
Minęli wypadek – dwa zderzone ze sobą samochody osobowe, na szczęście bez ofiar – i nareszcie zaczęli nabierać prędkości. Lucas przestał zwracać uwagę na to, co dzieje się we wnętrzu ciemnego samochodu, a skoncentrował na drodze. Nie widział rumieńców na policzkach Anthony'ego albo pulsującej nieco za szybko żyłki na jego szyi. Nie spoglądał także na tylną kanapę, gdzie Aiden z zamkniętymi oczami opierał skroń o zimną szybę i delikatnie się uśmiechał, przesuwając kciukiem po wnętrzu trzymanej dłoni. Anthony dotykał go w bardzo podobny sposób. Opuszkami ślizgał się po twardych knykciach lub ugniatał miękkie tkanki. Raz delikatnie, raz mocniej, wyczuwając nawet kształt kości.
Po kilku minutach rozluźnili chwyt, przesuwając jedne palce po drugich, ku ich końcu. Brakowało tylko długości opuszków, żeby się puścili, lecz wtedy jednocześnie je zagięli, zatrzymując na sobie na skraju.
Uśmiech Aidena przygasł, czując rozchodzący się po kręgosłupie prąd oraz nowe ciepło wpełzające w głąb klatki piersiowej. Gorąco, od którego przechodziły dreszcze i kręciło się w głowie, dziwną przyjemność zaledwie przez świadomość, że Anthony też nie chce go puścić i kurczowo go trzyma. Przez nozdrza wypuścił drżące powietrze, docisnął lewą stopę do podłogi samochodu, ale ból wcale go nie otrzeźwił.
Wprost przeciwnie.
Drugą ręką objął nadgarstek chłopaka, przesuwając się z dotykiem w górę ciała. Wyczuwał delikatne włoski na przedramieniu. Miękkie, cienkie, zupełnie inne niż jego. Anthony był blondynem, on zaś włosy na ciele miał czarne i mocne, ale przez to chłopak wydał mu się bardziej delikatny i dlatego też prawą dłonią ujął kościste palce z czułością, a lewą poznawał więcej jego ciała z ostrożnością, wyćwiczonym opanowaniem, lecz i ciekawością.
Jak zahipnotyzowany dotarł do zgięcia łokcia, opuszkiem kciuka naciskając na skórę. Dopiero tam się opamiętał, bo gardło Anthony'ego opuścił cichutki, niepowstrzymany na czas jęk.
Lucas zwolnił, dzieląc swój skupiony wzrok raz na drogę, raz na przyjaciela, u którego doszukiwał się powodu niepokojącego zachowania.
– Co jest, Mrówa? – zapytał z autentyczną troską w głosie.
Oczy jego rozmówcy błyszczały różnymi emocjami, ale przez panującą ciemność niczego nie można było dostrzec lub wyczytać z twarzy, na której pojawił się niepewny uśmiech.
– Ha-ha-ha-ha! – Anthony śmiechem spróbował zatuszować "mega-mega-mega" zażenowanie własnym zachowaniem. – To nic, Wilku. Seryjnie – zapewniał, choć wiedział, jak naciąganie to brzmiało. – Łeb mi po prostu pęka. To chyba od niewyspania. Tak, na pewno. I przez sekundę zdawało mi się, jakby ktoś wbił mi gwoździa w czerep. Masakra. Kawa chyba na mnie nie chce działać. Ani mnie nie budzi, ani nie pomaga na samopoczucie. A-Aiden, masz może jeszcze herbatę, o której wspomniałeś? Jeśli kofeina nie działa jak lekarstwo, może coś innego pomoże?
Kierowca jeszcze dwukrotnie na niego zerknął, a potem parsknął.
– Mrówa, ty to naprawdę jesteś wyjątek. Jeśli boli cię dyńka, to w schowku mam jakieś tabsy. Weź, to do powrotu do domu pomogą. A druga sprawa, to jak mogłeś przypuszczać, że kawa to lekarstwo? Do tego na ból głowy? Ona pomaga, ale jeśli jesteś niskociśnieniowcem i akurat szybko spada ciśnienie. Wtedy tak, niweluje narastający ból głowy, ale to nie żaden lek. To tylko i wyłącznie kawa.
Pokiwał jeszcze głową i wyciągnął mu puszkę z dłoni, sam dopijając zawartość do końca.
– Ale szkoda, żeby się zmarnowała – dodał ze śmiechem – a mi pomoże na ten kurewski klej w oczach.
– Ja... ja się chyba jednak przemęczę – rzucił Anthony i oparł głowę o fotel. – Herbata... może lepiej będzie dla mnie nic nie pić, a za lekami nie przepadam, ale dzięki.
– Jak sobie chcesz.
Siedzący na tylnej kanapie Aiden nie odzywał się, choć doskonale wiedział, co się stało. Zapędził się. Poniosło go. W momencie, w którym usłyszał jęk, natychmiast puścił dłoń Anthony'ego, a ten zabrał rękę. Skarcił się w myślach, mając świadomość, że zachował się nieodpowiednio. Na za dużo sobie pozwolił. Był zbyt porywczy, lekkomyślny i kierowały nim własne pragnienia.
Jednocześnie w tamtej chwili coś sobie uświadomił.
Odkąd się poznali zdarzyło im się spać w jednym łóżku, dzielić wspólną kołdrę, przytulać się, nawet dotykać po różnych częściach ciała, choć głównie w geście pocieszenie lub rozgrzania zziębniętej skóry, lecz ten dotyk sprzed chwili dla Aidena był jednym z najbardziej intymnych gestów, jaki ze sobą wymienili. Świadomy i obopólny. Niemal tak niezwykły jak usta, które poczuł na karku podczas zapinania zamka kombinezonu. Gdyby byli w samochodzie sami, gdyby Anthony siedział na tylnej kanapie, tak jak podczas drogi do budynku z tunelem aerodynamicznym... miał duże szanse, aby zachować się nieodpowiedzialnie i zrobić coś bardzo nieprzemyślanego.
Trzymając dłonie na udach, zacisnął palce w pięść, próbując przywrócić sobie spokój.
Szkoda, że tak dobrze pamiętał uścisk Anthony'ego i był świadomy coraz głębszych, ale i bardziej skomplikowanych uczuć do tego chłopaka.
Niczego mi nie ułatwisz jutrzejszym spotkaniem. Obyś nie prowokował mnie już więcej, bo nie wiem, czy i następnym razem uda mi się opanować.
Gdy Aiden tłumił emocje, zachowując na twarzy maskę obojętności, kilkadziesiąt centymetrów przed nim Ant płonął jak pochodnia. Oczywiście wewnątrz. Jego myśli biegły takim torem, że i Aiden, i Lucas powinni być zadowoleni, że nie posiadają umiejętności czytania innym w myślach. W przeciwnym razie...
Gdybyś tylko Wilku wiedział, jaki dzięki tobie plan wymyśliłem, to twój ledwo odzyskany dobry humor przepadłby bezpowrotnie, a ty wyrzuciłbyś mnie z auta... Choć mam nadzieję, że mnie i Aidena razem!
* * *
Poniedziałek zaczął się ciepło i słonecznie. Pokój Aidena znajdował się od wschodu, więc chłopaka obudziły jasne promienie wdzierające się do środka i zatrzymujące na twarzy. Zasłonił ją dłonią, ale już wiedział, że nie zaśnie ponownie.
Poprzedniego dnia wrócili dopiero przed jedenastą, a poszedł spać po pierwszej. Opowiadał babci o niespodziance, jaką zrobili dla niego Anthony z Lucasem. Pokazywał zdjęcia z flyspotu, krótkie filmiki, jakie sobie nawzajem nagrywali. Miał bardzo dobry humor, a przy nim babcia była szczęśliwa.
– We wtorek zaplanowaliście wspólne zakupy, więc dołożę do listy składniki na ciasto – mówiła, od razu wyciągając notes i długopis.
– Tylko nie zapomnij o rodzynkach.
– Wybiorę największe – obiecała ze śmiechem.
– I koniecznie najsłodsze!
Mimo wszystkich wrażeń, kłębiących się w głowie pytań, a w sercu nowych uczuć Aiden zasnął niemal natychmiast, gdy położył głowę na poduszce. Zapomniał nawet zaciągnąć rolety, czego pilnował każdego dnia, odkąd przyjechał do babci.
Wyjazd zaplanowano na godzinę dziesiątą, a obudził się o siódmej, więc miał wystarczająco dużo czasu, aby pójść do piekarni po świeże pieczywo, a do sklepu warzywniczego po ogórki i sałatę. Potem pomógł babci przyszykować śniadanie oraz usmażył naleśniki na krokiety, które gospodyni planowała zrobić na obiad. Wykąpał się, ubrał w jasnoniebieskie jeansy i lnianą, białą koszulę z długim rękawem, ponieważ nadal nie wiedział, gdzie będą jechać. Wolałby wygodny T-shirt, ale nie chciał ryzykować, że wylądują w miejscu, gdzie codzienne, wygodne ubrania nie będą pasować. Nie miał pojęcia, czego się spodziewać. Na razie zaskakiwano go za każdym razem.
Tego dnia nie było inaczej.
Przed dziesiątą wyszedł z klatki schodowej i usiadł na ławce. Stopa bolała mniej niż w ciągu ostatnich kilku dni, ale nie zrezygnował z neoprenowej ortezy. Zakrywały ją białe adidasy oraz nogawki spodni. Miał nadzieję, że tym razem nie będą się z nikim bić lub biegać.
Brakowało dwóch godzin do południa, a słońce już grzało tak mocno, jakby chciało sparzyć ziemię na wiór. Wsunął do kieszeni telefon, na którym kilka sekund wcześniej odczytał, że Anthony z Lucasem zaraz będą. Przymknął oczy i poruszał na boki głową, naciągając kark, aż chrupnął. Pomasował go, a potem spojrzał na swoją dłoń i palce sczepione kilkanaście godzin wcześniej z palcami Anthony'ego, na opuszki, którymi trzymali się, nie chcąc puścić. Dobrze pamiętał palące uczucie, które mu wtedy towarzyszyło. Gdyby obaj siedzieli na tylnej kanapie i ich palce splotły się ze sobą, nie miałby nic przeciwko trwać tak przez całą drogę.
Zastanawiał się, czy Anthony także. Głęboko w sercu żywił nadzieję, że te wszystkie małe znaki dawane przez chłopaka, skończywszy na złapaniu się za ręce, znaczyły dla niego coś więcej niż samą zaczepkę.
Równo z wybiciem godziny dziesiątej pod blok podjechał duży, lśniący w promieniach słońca czarny samochód typu SUV. Aiden początkowo nie zwrócił na niego uwagi, ale zatrzymał się przed nim, a tylne drzwi z przyciemnianymi szybami uchyliły się i wyszedł z niego Anthony. Był ubrany w całości na czarno – od adidasów po bawełnianą koszulkę, na której Aiden na dłużej zatrzymał wzrok. Miała naciągnięty kołnierzyk, jakby ktoś za mocno za niego pociągnął. Do tego włosy chłopaka były rozczochrane, lewe ucho oraz policzek czerwieńszy od reszty ciała, a na wierzchu prawej dłoni widniało zadrapanie.
– Cześć, Aiden! – krzyknął, doskakując do niego i przybijając niepewną "piątkę".
– Cześć – odparł automatycznie. – Co ci się stało?
Skateboardzista widział, że błękitne oczy skupione są na jego twarzy, dlatego przyłożył dłoń do policzka i zaczął się śmiać.
– A to? Nic, nic, walnąłem się drzwiami jak ostatnia oferma. Ha-ha-ha-ha!
Aiden był pewny, że kłamie, ale postanowił na razie nie wprawiać go w jeszcze większe zakłopotanie, dlatego powiedział tylko:
– Mam ze sobą zimny kompres.
– O! Super! Ty to o wszystkim myślisz i zawsze jesteś przygotowany na każdą apokalipsę. – Potarł kark i przestąpił z nogi na nogę. – To chodź do auta, tylko... – przełknął – jeszcze ci kogoś przedstawię. – Ant pochylił się nad nim i w skrócie powiedział: – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.... dodatkowemu towarzystwu. To wyszło tak nagle, że nie mogliśmy odmówić, to znaczy Wilku nie mógł, bo z jego strony, od jego siostry... A wiesz, jak córki są traktowane przez ojców... jak oczka w głowie i świecące diademy! – Aiden mu nie przerywał, ale już się pogubił. – Więc nie miał wyjścia i jak tatko mu przykazał, to musiał się dostosować, więc – wziął głęboki wdech i otworzył szeroko tylne drzwi – poznaj siostrzeńca Wilka.
W samochodzie na środkowym fotelu siedział mały chłopiec o czarnych, przydługich włosach. Nie mógł mieć więcej niż pięć lat. Ubrany był bardzo elegancko: w białą koszulę na guziki z długim rękawem, proste, czarne spodnie oraz skórzane półbuty. Wyglądał jak miniaturka jakiegoś srogiego prezesa, bo spod czarnej grzywki spoglądały na Aidena dwie srebrne, przeszywające tęczówki, co w połączeniu z ponurym wyrazem twarzy nadawało mu ostrości i dojrzałości. Ale w tym spojrzeniu dostrzegł coś jeszcze: lekceważącą wyższość, poirytowanie oraz znudzenie.
Aiden skupił się na małej piąstce mocno zaciśniętej i trzymającej garść jasnych włosów. Jego twarz pociemniała. Spojrzał na Anthony'ego, na małego chłopca, na siedzącego za kierownicą Lucasa, który mocno zaciskał usta w wąską linię, jakby ostatkiem sił powstrzymał się przed wybuchem, a potem z powrotem na jasnowłosego skatebordzistę, rozumiejąc, co się stało.
Albo co się dzieje.
– To jest Max. – Anthony wskazał na dziecko. – Max, to jest Aiden. Bardzo, bardzo ważny wujek – podkreślił, jednocześnie szepcząc cicho do Aiden: – Do każdego mówi "wujek", więc się tym nie przejmuj. – Po czym głośno dodał: – Wujek Aiden usiądzie z przodu z wujkiem Lucasem i...
– Wujek Aiden z przyjemnością usiądzie z tyłu obok nowego kolegi. – Aiden uśmiechnął się, wymijając Anthony'ego, który nadal stał z półotwartymi ustami, nie będąc w stanie dokończyć poprzedniej wypowiedzi lub powiedzieć cokolwiek innego. Może ostrzec prawdopodobnie nieświadomego dziewiętnastolatka, może namówić go, żeby jednak usiadł na przednim siedzeniu albo w ogóle przeprosić go za wszystko i tak w razie czego na zaś. Obiecać, że pojadą sami, ale innym razem.
Jednak nie zdążył, bo Aiden zatrzasnął drzwi i zapiął pas.
Anthony domyślał się już poprzedniego dnia, że plan nie jest najlepszy, ale nie spodziewał się, że mały demon – jak nazywali z Lucasem jego siostrzeńca – zmieni się w jeszcze gorszego, bardziej niesfornego dzieciaka jak w horrorze, który oglądał, gdy był młodszy. "Omen". Tak, do dziś pamiętał niektóre sceny, a zwłaszcza oczy tamtego dzieciaka. Niby wyglądali różnie, ale ten przeszywający wzrok i szatański charakter były identyczne!
Nie miał innego wyjścia, jak uchronić chociaż w połowie Aidena przed tym przeklętym czortem i usiadł po drugiej stronie samochodu, za siedzeniem kierowcy, mając Maxa po swojej prawej stronie.
To tylko dzisiejszy dzień – pocieszał się. – Choćby ten czarci pomiot wyrwał mi wszystkie kłaki, wytrzymam!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro