3. Kto lubi makaron, jest moim przyjacielem!
Aiden złapał niepokornego skateboardzistę i wciągnął go na górną, płaską część rampy.
Jak na Mrówę i akcje, jakie przeżył w swoim osiemnastoletnim życiu, ta była jedną z najbardziej, nie tyle szalonych, co niezwykłych. Ciągle nie mógł zrozumieć, co się stało i co, do jasnej Anielki, się dzieje! Kto śmiał go przechwycić w trakcie wykonywania popisowego triku?!
Obrócił twarz, żeby nie trzymać jej bezpośrednio na ciemnym materiale i spojrzał w dół ciała, a jako że był nadal do góry nogami to tak naprawdę w górę. Od razu napotkał groźnie błyszczące niebieskie oczy. Ale co go ubodło i wydało się w tym momencie niesprawiedliwe, to że twarz Aidena była z boku jego bioder.
Dlaczego tylko ja trafiłem tak niekorzystnie?!
– Jak mogłeś... – zaczął, ale właśnie sobie uświadomił, że głośna muzyka nadal dudniła mu w uszach, a on wisi w powietrzu, w dziwnej pozie.
Odsunął deskorolkę od stóp i postawił ją na szczycie rampy, a potem zdjął także słuchawki.
Był trzymany stabilnie, więc drugą dłonią też już nie musiał utrzymywać równowagi. W zamian zaparł się nią o kolano Aidena i mocno wygiął w tył, jednocześnie obracając ku niemu głowę. Osoby, które się im przyglądały, miały wrażenie, że tworzą dziwny układ w jakimś pokazie artystycznym. Nikt też dotąd nie mógł uwierzyć, jak przypadkowa osoba mogłaby złapać ich Mrówę podczas robienia triku na desce. Dobrze wiedzieli, że to była tylko sekunda, kiedy miał czas na reakcję.
A jednak... ruchy nieznanego chłopaka o czarnych włosach były idealnie skoordynowane i teraz to on trzymał ich kolegę w garści. Nawet się uśmiechał. Dość nieprzyjemnie.
– Jak mogłeś zepsuć mojego idealnego i pięknego inverta*?! – zapytał Anthony z wyczuwalnym żalem i bijącą na kilometr pretensją.
Invert* – nazwa skateboardowego triku, który wykonywał Ant (jest bardzo widowiskowy i Tony Hawk ma z nim ciekawe filmiki ;))
– Jak śmiałeś zabrać mi moją własność i uciekać? – Aiden również zapytał, choć głosem przepełnionym złowróżbnym spokojem.
– Bo nie chciałeś na mnie zwrócić uwagi!
– Nie chciałem – przyznał wprost – ale, czy musiałem?
– Jasne! Mówiłem, że chcę cię dziś przeprosić.
– Zrobiłeś to wczoraj. Raz wystarczy.
– Ale mi nie!
– Co mnie to obchodzi?
– Powinno! Dlaczego nie możesz po prostu powiedzieć "Słuchaj, Mrówa, zawiniłeś, chłopie, więc zrób coś, żebym o tym jak najszybciej zapomniał i zostańmy najlepszymi kumplami".
Uścisk na plecach Anthony'ego się poluźnił, ale wtedy do chłopaka dotarło, że jego ciało jest blisko spadu rampy. Nie zabiłby się, ale twarzą i klatą zjechał po nawierzchni z wodoodpornej sklejki i na pewno otarł sobie skórę.
– Ej-ej-ej, nie puszczaj! – wykrzyczał błagalnie.
Ramię Aidena zacisnęło się mocno, nie pozwalając się wyślizgnąć z chwytu.
– Boże – jęknął skateboardzista – przez ciebie zejdę na zawał, a nadal nie znalazłem swojej miłości!
Gromki śmiech opuścił gardła kilku chłopaków stojących w dole rampy.
– Wszyscy wiemy, że nadal jesteś prawiczkiem, ale czy nie mówiłeś, że twoją jedyną miłością jest latanie? – zapytał z uśmiechem jeden z nich.
– Jest, jest! – potwierdził. – Ale jak teraz śmierć spojrzała mi w oczy, to zrozumiałem, że nawet z nikim jeszcze nie byłem! – obruszył się, ale ze śmiechem i wyglądało na to, że przestał zwracać uwagę, w jakiej ciągle jest sytuacji.
– Wziąłeś ślub ze swoją deskorolką! Zapomniałeś już? – zapytał inny jego kolega. Chłopak z jasnymi dredami i spodniami z kroczem między kolanami. – Przyrzekałeś jej miłość aż po grób. Więc to chyba dzisiaj?
Osoby w dole tak zaczęły się śmiać, że przytrzymywali swoje brzuchy.
– Idioci. Banda idiotów – mówił do siebie. – Zero współczucia. Tylko szydzą z człowieka. – Pokręcił głową. – Biednemu zawsze wiatr w oczy.
– Nie zapomniałeś o czymś? – usłyszał nad sobą głos.
– O, sorry – rzucił od razu i spojrzał na niego. – Sorry za tę akcję. Wiem, że słaba, ale – westchnął – myślę, że jesteś spoko gościem. I wiem, że to ja zawaliłem na początku i cię wkurzyłem, i nic się nie nauczyłem, bo dziś znów ci nadepnąłem na odcisk, ale...
– Mrówa chce ci powiedzieć, że... – zaczął mówić jeden z chłopaków.
– Cicho tam! Sam to powiem! – przerwał mu Anthony, a potem dokończył: – Tak, chcę ci coś powiedzieć. – Nikt mu tym razem nie przerwał, dlatego wziął głęboki wdech i na jednym wydechu szybko, jak karabin maszynowy powiedział: – Chodzi-o-to-że-wczoraj-tak-szybko-na-mnie-skoczyłeś-i-jesteś-taki-sprężysty-i-cool-te-twoje-ruchy-były-serio-niesamowite-więc-pomyślałem-nie-myśl-od-razu-że-chcę-cię-do-czegoś-zmusić-ale-pomyślałem-że-może-dołączyłbyś-do-nas-i-jeździł-z-nami? – Nabrał ponownie powietrze i jeszcze szybciej uzupełnił swoją wypowiedź: – Teraz-jestem-tego-całkiem-pewny-bo-dziś-to-w-ogóle-pokazałeś-klasę-i-jestem-pod-mega-mega-mega-wrażeniem!
Pociąg wjechał na wiadukt i przemknął po torach z przyjemnym szumem.
Odpowiedź Aidena była niebywale krótka, ale treściwa.
– Nie.
– Co? Dlaczego nie?
– Bo, po pierwsze, ugadałeś się na ustawkę, a ja w takie sprawy się nie mieszam.
– Co? – powtórzył. – Co-co-co? Aaaaa! Nie! Nie-nie-nie-nie! Ha-ha-ha! To nie tak, nie tak! Ha-ha-ha! Myślałeś, że będziemy się prać? No co ty, ja to słaby jestem w te klocki. Pokonałbyś mnie nawet na rękę. Z Wilkiem ugadywaliśmy się na walkę jego grupy i mojej, ale na rampie i grindzie. Chodzi tylko o deskorolkę, nic więcej. Zero bójek, zero agresji, choć siniaki i zadrapania często są, a i krew się niekiedy leje. To jak, wchodzisz w to?
– Po drugie, nie.
– Nie? Ale jak to "nie"? Co to za odpowiedź? Dlaczego nie? Świetnie się do tego nadajesz. Serio. Mam nosa do ludzi, a ty jesteś... taki wooow! Wolny jak ptak, stworzony do akrobacji, latania, do...
– Nie – powiedział po raz trzeci i pomału opuścił chłopaka, kładąc go na plecy. Zrobił to niezwykle ostrożnie. Potem wziął swoje słuchawki i zszedł bokiem rampy na dół.
Anthony przez kilkanaście sekund leżał i trwał w zawieszeniu. Nadal nie potrafił przyswoić sobie tej twardej odmowy. Nie mógł zrozumieć. Nie chciał... nie chciał takiej odpowiedzi.
Nie zgadzał się na nią!
Zerwał się z miejsca i wyjrzał za chłopakiem. Odchodził w stronę bramki na skatepark. Chciał za nim krzyknąć. Już nawet wystawił do góry dłoń, układając usta na "Poczekaj!", gdy coś przykuło jego uwagę. Jeden szczegół. Wcześniej zwrócił na niego uwagę, ale to była milisekunda, coś, co po prostu wyłapał, ale nie rozmyślał nad tym. Teraz jednak było inaczej.
Aiden szedł prosto, szedł szybko, jego ciało wydawało się rozluźnione, wręcz obojętne jak zawsze, ale... Anthony to widział.
Aiden minimalnie utykał.
To było prawie niedostrzegalne. Ale ze swojego miejsca na podwyższeniu widział to bardzo wyraźnie.
– Cholera – słowo samo opuściło usta Anthony'ego. – Cholera-cholera-cholera.
Chwycił za deskorolkę i zjechał po rampie w dół, a potem na chodnik i zaczął gonić odchodzącego. Jeszcze nie wiedział, co zrobić. Nie miał pojęcia, co powiedzieć. W umyśle przeklinał się za to, że wcześniej nie zauważył. Przecież Aiden przychodził tu dopiero od dwóch tygodni. Przed wakacjami nigdy go wcześniej nie spotkał i nie widział. I nagle pojawił się znikąd. Siadał na ławkę, patrzył na bawiącą się i krzyczącą dzieciarnię, a jego wzrok sam przesuwał się po tych osobach, które szalały najbardziej – radośnie pokazujących swoją euforię, ciesząc się wolnością i swobodą.
Może sam nawet o tym nie wiedział, ale wtedy zawsze lekko się uśmiechał.
Anthony go obserwował, dlatego podszedł do niego, gdy zasnął, dlatego mu dokuczał, zabiegał o jego atencję, zabrał mu słuchawki i sprowokował. Chciał, żeby przyłączył się do nich, dobrze się bawił, wariował na desce, poznawał nowe triki, ruszał się, bo... było widać, że to uwielbia. Że lubi sport tak jak on. Ba, że to jego świat, jego życie, że to kocha! Adrenalinę, swobodny śmiech, zmęczenie ciała, wysiłek i kiedy mięśnie są na granicy wytrzymałości. Czuł, że jest taki sam i nadają na tych samych falach. Dlatego dziś pokazał mu, jakie może być to świetne, jeśli tylko będzie chciał z nimi pojeździć.
– Jestem debilem... Głupi-głupi-głupi Ant. Jestem totalnym idiotą!
Gdyby wcześniej zwrócił uwagę na jego smutek kryjący się w tym czystym błękicie oczu i za jego oschłą, nieprzyjemną stroną, to może i by się domyślił.
– Dlaczego jestem takim głupkiem?!
Anthony kochał ruch, sport i swoją deskorolkę, dlatego już wiedział przez co ten dość chudy, ale z niesamowitym ciałem brunet jest takim ponurakiem. Może i sam był pełen głupiej energii, durnego śmiechu, beztroskim maniakiem wolności i latania, ale właśnie dzięki temu tak szybko zdołał przejrzeć Aidena.
Rozumiał go, bo na dziewięćdziesiąt dziewięć procent był pewny, że kochają to samo. A jeśli pojawiał się na skateparku każdego dnia, nie robiąc nic, tylko siedząc i obserwując – musiał wewnętrznie cierpieć.
I Anthony miał pomysł, jak to zmienić. Musiał tylko ruszyć głową i nauczyć się cierpliwości.
Prościzna!
– Aiden! – krzyknął za nim.
Jeszcze zobaczysz, będziesz latał i cieszył się życiem jak ja!
*
– Przypomnij, proszę, dlaczego mnie tutaj zaciągnąłeś? – spytał z zimną uprzejmością Aiden.
Ciężko było powiedzieć, czy był wściekły, czy tylko poirytowany. Siedział przy niewielkim, okrągłym stoliku naprzeciwko uśmiechniętego blondyna. Z boku dolatywał do nich smakowity zapach jedzenia.
– No jak to? Wiadomo! Kto lubi jeść makaron, jest moim przyjacielem!
Aiden po raz dziesiąty zastanowił się, jak się tutaj znalazł.
Pół godziny wcześniej Anthony dopadł do niego i przez pół kilometra po prostu jechał na deskorolce obok. Nic nie mówił, ale jak zaczął, to brzęczał jak natrętny komar, nie pozwalając się odgonić.
Zajechał mu drogę i opadł kolanami na deskę.
– Poczekaj, proszę!
Aiden minął go, nawet nie zaszczycając spojrzeniem, ale to nie zniechęciło drugiego ani trochę. Zdwoił wysiłki, okrążając go i w kółko mówiąc, żeby dał mu minutę, zatrzymał się i pozwolił mu coś powiedzieć.
Nikt nie ma anielskiej cierpliwości nawet do upierdliwego komara, w tym wypadku Mrówy, dlatego przystanął. Byli na środku chodnika przy obwodnicy, ale blondyn i tak nie przejmował się tym, ponownie klękając przed nim ze spuszczoną głową.
– Minuta i idę dalej, a ty spadasz – wyraźnie nakreślił swoją granicę.
Anthony cieszył się i z tego, choć miał nadzieję, że jego biadolenie skutecznie zmieni tę decyzję.
– I mów normalnie – uprzedził Aiden, spodziewając się minuty pełnej kolejnego niezrozumiałego bełkotu. – Jak gadasz jedno słowo za drugim, to nie da się ciebie zrozumieć.
– Dobra, spoko, da się zrobić.
Z klęczek przeszedł do siadu na desce, podnosząc głowę, by popatrzeć na chłopaka. Był miło zaskoczony, że słuchawki wisiały na jego szyi i faktycznie wyglądał, jakby go teraz słuchał. Wziął głęboki wdech. Od tego, co powie i w jaki sposób, zależało wiele, więc musiał się naprawdę postarać.
– Na wstępie chciałem cię przeprosić. Za całokształt, nie tylko za dzisiaj. Przepraszam. Zachowałem się jak szczeniak i jak głupek, choć mądry to ja też nie jestem.
Zaśmiał się, ale przypomniał sobie, że ma ograniczony czas, więc musiał przejść do konkretów. Zerwał się z miejsca, otrzepał dłonie i wystawił prawą w przód.
– Witaj – kontynuował, prostując całe ciało i nagle poważniejąc – nazywam się Anthony. Od lat jeżdżę na deskorolce. Uwielbiam skoki na rampie, ale nie jestem też najgorszy we freestyle'u, za to grindowanie idzie mi średnio, ale uczę się. Nie umiem się poddać, gdy do czegoś dążę.
Ku jego zdziwieniu, drugi chłopak prawie od razu odwzajemnił gest.
– Cześć, nazywam się Aiden.
– Miło mi cię poznać, Aiden. – Uśmiechnął się przyjaźnie. – Mieszkam w tym mieście od małego i nigdy cię tu nie widziałem. W sumie nie ma znaczenia, skąd jesteś i dlaczego każdego dnia przychodzisz na skatepark, bo chciałbym po prostu cię poznać. Zawsze siedzisz sam. Pewnie ci to pasuje, ale może chciałbyś czasami ze mną pogadać? Ze mną i może z chłopakami? Jesteśmy w porządku, choć niektórzy lekko sfiksowali na punkcie deski, ale pozytywni z nas ludzie. Nie będę cię do niczego zmuszał, ale byłoby mi miło od czasu do czasu zamienić z tobą kilka słów. To, co dziś się stało, już się nie powtórzy, choć nie będę cię okłamywał, że ta pogoń była nieziemska i świetnie się bawiłem, ale masz moje słowo, że bez pytania nie będę brał twoich rzeczy. – Uciekł odrobinę wzrokiem na prawo, gdzie pomiędzy oddalonymi od miasta działkami budowano nowe osiedle z czteropiętrowymi blokami, a potem spostrzegł, że jego dłoń nadal jest w uścisku. W lekkim zakłopotaniu kilkoma chrząknięciami oczyścił gardło i dodał polubownie: – Jeśli mi pozwolisz i zechcesz wybaczyć, czy mógłbym cię zabrać na jakąś szamę? To znaczy...
– Wiem, co to jest "szama" – powiedział, nie pozwalając mu dokończyć. Patrzył na niego kolejne długie sekundy, a potem puścił dłoń i wyciągnął z kieszeni połamaną orzechową przekąskę, którą dostał od babci. – Przez ciebie jest w takim stanie, więc pomożesz mi zająć się tą katastrofą, a ja pójdę z tobą na twoją szamę.
Anthony cieszył się, jakby trafił wszystkie liczby w Jackpota.
Dopilnuję, żebyś nigdy nie żałował tej decyzji.
Siedząc przy foodtracku serwującym kilka wersji makaronów, widać było radość malującą się na twarzy miłośnika jazdy na deskorolce.
– Też lubię carbonarę, ale specjalnie wziąłem dziś arrabiatę – oznajmił dumnie Anthony.
– Dasz radę ją zjeść? – zapytał Aiden z lekkim uśmiechem.
– Jasne!
– A próbowałeś już kiedyś?
– Nie, ale makaron to makaron. Uwielbiam każdy i w każdej postaci.
Wzrok Aidena był oceniający, kiedy patrzył na chłopaka, a potem w stronę foodtracka.
– Jeśli zjesz całą porcję sam, następnym razem ja stawiam – zaproponował, popijając wodę mineralną.
– Ha, ha! Jutro weź ze sobą więcej kasy, bo ty stawiasz! Zamówię największa porcję! – rzucił mu zuchwale.
W odpowiedzi dostał tylko kiwnięcie głową i uśmiech, który Aiden skrył za uniesioną dłonią.
Zaraz się przekonamy.
Kilka minut później Anthony wypił wodę nowego kolegi, a także zamówioną Colę i Sprite. Był cały czerwony na twarzy i wachlował się dłonią. Z oczu płynęły mu łzy i zawodził głośno:
– Co to za piekielna potrawa!? Chyba sam diabeł ją przyrządzał, smażąc te pomidory i paprykę na swoim ruszcie! Przecież tego nie da się zjeść! Co mi za cholerstwo przygotowałeś? – Ostatnie krzyknął do młodego chłopaka stojącego w okienku pojazdu, z łokciami na ladzie i śmiejącego się z niego.
– Widzisz te trzy papryczki, o tutaj? – zapytał, wskazując palcem na nazwę, a przy niej umieszczone trzy małe, czerwone symbole. – To informuje, że danie jest, jak je nazwałeś, piekielnie ostre. Gdybyś uprzedził, że nie przepadasz za papryczkami peperoncino, to dałbym ci średnio ostre lub łagodne.
– Ty też się ze mnie nabijasz? – zwrócił się teraz do towarzysza posiłku. – Od początku wiedziałeś i mnie nie uprzedziłeś...
Aiden uśmiechał się, jedząc ze smakiem swoją carbonarę z makaronem penne. Kiedy przełknął, co miał akurat w ustach, odpowiedział:
– Nie wiedziałem, ale się domyślałem. Arrabbiata po włosku znaczy wściekły. Nazwanie tego dania piekielnie ostrym też pasuje. – Nadział na widelec kilka makaronów zanurzonych w aromatycznym sosie i wsadził do ust. Zabrał widelec i podsunął swoją porcję obok czerwonej jak twarz Anthony'ego plastikowej miseczki. – Poczęstuj się, ja jestem najedzony.
Bladoniebieskie oczy miały lekko przekrwione białka. Połknął kilka niemiłych słów, które już cisnęły się na jego opuchnięte wargi i przysunął carbonarę bliżej.
– Dzięki – bąknął.
– Spoko – odparł. – Za to jutro... – założył ramiona na piersi, opierając się o krzesło – też stawiasz, nie mylę się?
Twarz chłopaka była rozluźniona, łagodna, jego uśmiech niewymuszony, a oczy, kiedy zadawał swoje pytanie, pierwszy raz błyszczały. Gdyby Anthony miał wydać ostatnie pieniądze na kolejną porcję makaronu, który byłby dla tego nowopoznanego chłopaka, zrobiłby to bez wahania.
– Jednak miałem rację, że jesteś mega przystojny, kiedy się uśmiechasz – wyjawił głośno, zanim uświadomił sobie, że jego myśli zostały ubrane w słowa i bezwiednie wypowiedziane.
Trzepnął się mocno w czoło i zamknął z zażenowania powieki, nie chcąc patrzeć na towarzysza posiłku.
Mrówa, weź ty już się lepiej na dziś zamknij, zanim palniesz kolejną gafę!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro