Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29. Cisza przed burzą? Burza przed tajfunem? To powietrzna gonitwa przyjaciół!

Po usłyszeniu planu Lucas patrzył na swojego przyjaciela nadal sceptycznie, lecz już nie przytrzymywał jego ręki, podejrzewając ucieczkę. Sam pomysł nie był najgorszy, obawiał się tylko o wykonanie, gdyż wiadomo, że czynnik ludzki potrafi dużo zmienić lub namieszać. Jednak Anthony był pewny swego. Nie mając lepszego rozwiązania na totalną katastrofę o dźwięcznym i nieszkodliwym imieniu "Max", przystał na jego sugestię.

Rozeszli się w swoją stronę, dając sobie jeszcze czas do końca dnia na dodatkowe przeanalizowanie wszystkich "za" i "przeciw". Lucas nie dzwonił do ojca. Dostał od niego polecenie, więc i tak nie miał wyjścia. W zamian zamówił chińszczyznę i parzoną kawę prosto ze swojej ulubionej kawiarni. Za dowóz poza miasto zapłacił ekstra, ale było go na to stać.

Anthony i Aiden zjawili się w kuchni pół godziny później. Mieli na sobie zwyczajne ubrania. Już swoje. Lucas niczego nie skomentował, rozstawiając na stole pierożki Dim Sum, całą tacę smażonych sajgonek, trzy porcje zupy z lotosu oraz chipsy krabowe. Każdemu dostawił po dużym kubku gorącej, intensywnie pachnącej kawy, a dla Aidena dodatkową zieloną chińską herbatę, mówiąc, że jeśli nie ma ochoty na kawę, to on chętnie ją wypije. Czwartą tego dnia, ale kofeina nigdy mu nie szkodziła i mógł ją pochłaniać w każdej ilości.

*

– Jakie jeszcze plany mamy na dzisiaj? – zapytał Aiden w połowie posiłku.

Lubił kuchnię chińską, ale zazwyczaj jadał mało smażonych dań, dlatego zdecydował się tylko na pierożki oraz zupę. Dwóch przyjaciół wydawało się na to właśnie liczyć, bo od razu dobrali się do jego części sajgonek, przepychając się pałeczkami i błyskawicznie wrzucając na swoje talerze duże, "męskie" porcje.

– Polatamy – odpowiedział Lucas, cichcem podkradając zajętemu pałaszowaniem sajgonek Antowi miękkiego i soczystego pierożka. Wrzucił go sobie do ust i pogryzł ze zwycięskim uśmiechem. – We trzech albo osobno. Zobaczymy, ilu będzie klientów, a wieczorem wracamy. Jak twoja stopa, wszystko dobrze?

– Tak, jest o wiele lepiej niż wczoraj.

– To dobrze, ale dla bezpieczeństwa dziś też użyj drugiej taśmy. Im więcej nas będzie w tunelu, tym łatwiej o wypadek, a to byłoby nam bardzo nie na rękę – podkreślił. – Myślę, że jeśli Mrówa zgodzi się tobą podzielić, możesz latać na zmianę z nim i ze mną. Znamy te same akrobacje, ale mamy różne style. Ty masz zbite ciało, może nie tak jak moje, ale podobne. I ciężkie mięśnie. Natomiast ten chuderlak to atleta. – Uśmiechnął się do Anthony'ego. – Poznając różne sposoby układania ciała podczas akrobacji, będzie ci łatwiej wypracować najdogodniejszy styl latania. W międzyczasie zerkniemy też na innych i dla treningu wskażemy ci, co robią dobrze, a nad czym powinni popracować.

– Obserwacja naprawdę dużo daje, zwłaszcza podstaw – wtrącił Anthony, machając pałeczką. – Kiedy ciało zacznie samoistnie ustawiać się do ruchu, jaki chcesz wykonać, to już będzie ogromny krok, aby próbować swoich sił indywidualnie.

– Rozumiem – powiedział zaciekawiony Aiden. – To tak jak ze skokami.

– No właśnie! Świetnie się do tego nadajesz, bo twoje ciało bardzo dobrze wie, jak się ruszać. Wprowadzisz małe modyfikacje i tak samo zaczepiście będziesz latał. Czyli o wiele lepiej ode mnie czy Wilka.

Lucas nie skomentował usłyszanych słów. Oczywiście, że latał dobrze, wręcz bardzo dobrze, ale nigdy nie przywiązał się do tego sportu.

Co innego deskorolka. Ją ubóstwiał.

Zdawał sobie sprawę, że w powietrznych akrobacjach nigdy nie dorówna przyjacielowi, który miał do tego naturalny talent.

Aiden, jego zdaniem, także.

Anthony przełknął ostatnią sajgonkę i zapytał:

– No, a skoro jesteśmy już przy planach na najbliższy czas, to masz jakieś na jutro?

Aiden zastanawiał się, a nie odpowiadając od razu, nieświadomie trzymał Anta i Lucasa w napięciu.

– Już mnie przecież pytałeś, czy będę na skateparku.

– Tak, wiem, wiem. – Szybko w pamięci przywołał rozmowę z nocy, o której całkiem zapomniał. – Ale tak ogólnie, poza popołudniem na skateparku, co masz w planie?

– W poniedziałki rano jeździmy z babcią na większe zakupy, a wieczorem gramy w karty z sąsiadką.

– Tą z dziesiątego piętra?

– Tak, właśnie z nią. Jest dobra w Pokera. Wygląda niepozornie, ale potrafi uśmiechać się, jakby miała czwórkę asów, trzymając ledwo parę siódemek. Nieźle blefuje i ciężko ją przejrzeć.

– A co powiesz na to – zaczął, starając się brzmieć naturalnie – żebyśmy pojechali we czworo na zakupy, ale we wtorek? W sensie ty, pani-babcia, Wilku i ja. Bo tak jednak myśleliśmy, żeby jutro przejechać się w jedno fajne miejsce. Naprawdę ciekawe. Zajmie nam to cały dzień, ale stawiam mój najcenniejszy puchar z zawodów, że tobie też się spodoba.

– Chcecie pojechać z nami na zakupy? – zapytał zaskoczony propozycją.

– Tak, tak! Przecież mamy zaproszenie na kolejne żeberka. Na środę, prawda? Mieliśmy kupić składniki, więc jeśli się zgodzicie, to przynajmniej będziecie mieli pewność, że kupimy odpowiednie produkty. Ja w ogóle nie umiem pichcić, więc nie znam się na żadnych mięsach czy przyprawach. Ty i twoja babcia jesteście w tym obcykani, to na pewno dacie nam dobre rady i te miodowe żeberka będą tak samo pycha, jak ostatnim razem. Boże, na samo wspomnienie ich smaku aż mi ślinka cieknie.

Aiden zaśmiał się na to szczere i tak bardzo "antowskie" zachowanie.

– W takim razie nie ma najmniejszego problemu, żebyśmy zrobili zakupy wspólnie. Babcia będzie zadowolona, że jej kulinarne rady się przydadzą. I spokojnie, nie musicie się nią martwić, nie będzie was zasypywać toną wiadomości, jak to lubią robić starsze osoby. Jest konkretna, więc czasami wychodzimy z zakupów szybciej, kiedy jesteśmy razem, niż gdy idę sam.

– Twoja babcia jest super kobietą i ani przez chwilę nie pomyślałem o niej źle. Nawet te cieki wodne były ciekawe. Spałem tam, gdzie mi doradziła i rano czułem się świetnie. Choć oczywiście niewyspany, ale to z własnej winy.

– Zaraz jej napiszę, żeby przestawiła plan zakupowy. Na pewno nie będzie miała nic przeciwko. Jeszcze w takim towarzystwie. Tylko się ucieszy. – Wyciągnął telefon, stawiając go na stół, ale zanim napisał do babci, zapytał: – A co do jutrzejszego dnia... powiecie mi coś więcej?

– To niespodzianka – rzucił zwyczajnym tonem Lucas, aż Anthony popatrzył na niego z podziwem, że w ich sytuacji może być taki opanowany. – Rzecz jasna to nic porównywalnego do flyspotu i latania, ale tak jak wspomniał Mrówa, będzie ciekawie. Jeśli od małego całe dnie poświęcałeś dla sportu, mogłeś nie mieć czasu na tego typu wycieczki, a możliwe, że ta spodoba ci się nawet bardziej niż nam – zapewnił.

– Jeśli tak, to nie mam innej opcji. – Przyjaciele wstrzymali powietrze. – Dotąd nie mogłem się z wami nudzić i zawsze zaskakiwaliście mnie niespodziankami. Jestem zaciekawiony, jaką szykujecie tym razem.

– Ha-ha-ha-ha! – Anthony wybuchł gromkim śmiechem, ukrywając za nim uczucie ogromnej ulgi. – Co możemy powiedzieć, z nami na pewno nie masz szans się nudzić!

Choć tym razem nie tylko z nami!

*

Przed pójściem do głównego pomieszczenia flyspotu wspólnie przebrali się w pokoju na drugim piętrze. Anthony i Lucas mieli dopasowane, castomizowane kombinezony, więc zakładali je bezpośrednio na ciało, pozostając jedynie w bokserkach i skarpetkach. Aiden po raz kolejny widział prawie dziesięciocentymetrową bliznę na prawej łopatce Lucasa. Przypatrywał się jej, aż poczuł na sobie czyjeś spojrzenie. Ant miał wyraz twarzy, jakiego jeszcze u niego nie widział. Był smutny, choć starał się to zamaskować uśmiechem. Oczy jednak wszystko zdradzały.

Nim któryś z nich się odezwał, Lucas wsunął ręce w długie rękawy i sprawnie zasunął suwak na plecach, zasłaniając ogromnego wilka oraz ślad po dawnej ranie. Anthony szybko zrobił to samo. Wkrótce Aiden też był gotowy. Udało się mu samemu uporać z zamkiem, choć koszulka nie ułatwiała tego zadania. Jednak jeśli ponownie poprosiłby o pomoc nieprzewidywalnego blondyna, kto wie, jak by się zachował. Po nim mógł się spodziewać wszystkiego, choć jednocześnie wiele dobrego.

Kombinezon Anta był śnieżnobiały i świetnie podkreślał jego chude ciało. W przeciwieństwie do niego Aiden z Lucasem odziani byli w czerń – młodszy z chłopców w pożyczony strój, w jednolitym kolorze, natomiast Lucas własny i z szarymi akcentami przy szwach. Idealnie przylegał do ciała i dzięki temu uwydatniał mięśnie. Dwudziestolatek emanował siłą i górował wzrostem, co wraz z ciemnymi, potrafiącymi patrzeć "wilkiem" na inne osoby tęczówkami, wywoływało strach i przytłaczało, jakby mierzyli się z prawdziwym dzikim zwierzęciem.

Ksywa "Wilku" świetnie do niego pasowała.

– Chociaż tutaj nie nosisz tych obciachowych łańcuchów – skomentował Anthony, wyginając ciało na boki i poruszając kończynami.

Lucas prychnął, nie wdając się w zbędną dyskusję. Całą noc czuwał przy pulpicie turbiny, więc chciał już sobie polatać i trochę się rozluźnić. Choćby na chwilę zapomnieć o czekającym go kolejnego dnia zadaniu.

Przechodząc korytarzami do tunelu, Aiden nareszcie miał okazję na własne oczy przekonać się, dlaczego w nocy nie zapalono światła. Jak wspomniał Ant, większość ścian było szarych, gładkich, ale zdobiły je liczne zdjęcia osób latających w przestworzach i w tunelu aerodynamicznym. Wprost roiło się od plakatów reklamujących to miejsce lub ujęć całego budynku z zewnątrz.

Od razu można było się domyślić, co to za miejsce i jakie hobby mają osoby, które je odwiedzają.

Latanie.

Weszli do największego pomieszczenia w obiekcie i Aidena uderzyło, jak duże i jasne ono było. Na suficie zamontowano kilkadziesiąt halogenów, które rozświetlały każdy zakątek, pozwalając dostrzec to, co dotąd było dla nocnego gościa ukryte. Jedynie w centrum niezmiennie i tak jak ją zapamiętał, stała wysoka, przeszklona tuba. Niedaleko wejścia ułożono kilkanaście foteli-poduszek oraz dwie skórzane kanapy – wszystko w kolorze czerwieni. Na prawo znajdowała się szatnia i wypożyczalnia kombinezonów, kasków oraz okularów. Oni mieli już kaski z szybkami, więc nie musieli używać mniej wygodnych plastikowych okularów ochronnych.

Z prawej strony przeszklonego tunelu, przed trzema ustawionymi w rzędzie monitorami stała młoda, niewysoka dziewczyna, żująca gumę i co chwilę dmuchające różowe balony. Miała na uszach słuchawki i poruszała się w rytm melodii, jaką słuchała. Obserwowała instruktora w szarym stroju oraz osobę, która prawdopodobnie pierwszy raz w życiu unosiła się w powietrzu. Jej postawa była chwiejna, niepewna i co chwilę "zwiewało" ją na prawo lub lewo.

Aiden uśmiechnął się, przypominając sobie swoje początki i leżenie się na wietrze. Aż wewnętrznie zadrżał. Adrenalina po raz kolejny przyjemnie rozbudzała się w jego ciele.

Po lewej stronie, o czym nie miał pojęcia w nocy, znajdował się bar serwujący szybkie dania, ciepłe i zimne napoje, a obok stało kilka stolików z krzesłami, gdzie goście mogli poczekać na swoją lub bliskich kolej. Dalej była wolna, niezagospodarowana przestrzeń. Stały tam cztery osoby w dopasowanych kombinezonach i ćwiczyły salta w tył. Dwie osoby asekurowały trzecią, podstawiając dłonie pod plecy. Trenujący opierał się o ręce i odbijał od podłoża, wykonując jeszcze niewprawną akrobację. Mężczyzna, który tylko się przyglądał, właśnie podszedł i zaczął gestykulować, pokazując na głowę, plecy, a potem samemu wyginając się w tył. Wyglądało to, jakby tłumaczył, w jaki sposób właściwie ułożyć ciało.

Aiden bardzo dobrze pamiętał swoje początki w gimnastyce i na dłuższą chwilę zatrzymał tam wzrok. Czuł delikatne kłucie w piersi i nostalgię.

Wyrwało go z tego stanu ramię, które objęło za szyję, i głos szepczący do ucha:

– To wszystko, co robiłeś na ziemi, teraz zrobisz w powietrzu. – Anthony ruchem głowy wskazał na przeszklony tunel. – Tylko jeszcze mnie będziesz miał po swojej stronie. No i więcej swobody. Dużo więcej!

Jak można się smucić przy tym chłopaku? Aiden nie potrafił. Tak samo jak Lucas, który chwycił go w pasie i zarzucił sobie na bark jak zwinięty dywan, niosąc w stronę wejścia do przedsionka.

– Nie wieszaj się na nim jak na wygodnym oparciu fotela – upomniał trzymanego przyjaciela – bo z bolącą kostką co to będzie za przyjemność?

– Aaaa! Sorry! Sorry! – powtarzał Anthony, unosząc tułów i patrząc na idącego za nimi bruneta. – Tak jakoś chyba z przyzwyczajenia to zrobiłem. Zapomniałem, że muszę być delikatny.

– Zapominasz to chyba swojej głowy wsadzić na kark. Oj, Mrówa, Mrówa...

Kiedy tylko pracownicy dostrzegli znajomą parę, czyli Anthony'ego oraz Lucasa, od razu ich przywitali. Jedni machali z daleka, głośno krzycząc, inni podchodzili podać dłoń lub przybić "żółwika". Oczywiście zapoznawano się także z Aidenem. Nie pytali, kim jest lub co tu robi ze znanym wszystkim pracownikom słynnym duetem. Skoro pojawili się razem i latali całą noc, zakładali, że to ktoś wyjątkowy. I choć cicha ciekawość malowała się w ich oczach, taktownie milczeli.

Aidenowi wydawało się, że w tym konkretnym przypadku nie podejmowali jego tematu nie przez dobre maniery, lecz przez Lucasa. Po zobaczeniu pierwszych osób w sekundę jego aura diametralnie się zmieniła na bardziej nieprzyjemną. Może z tego powodu nikt nie chciał mu się narażać.

Po kilku spotkaniach i rozmowach Aiden myślał, że zdołał go trochę poznać. Okazało się, że jest wprost przeciwnie.

Nic o nim nie wiedział.

Uświadomił mu to obecny Lucas – w tym momencie wydający się być zupełnie inną osobą. Poza Anthonym, którego ciągle trzymał w groteskowej pozie, reszta jego ciała nabrała niezwykłej powagi. Usta miał ściśnięte, spojrzenie ostre, ciało proste, jakby był wyższy, wręcz niebezpieczny. Bił od niego chłód, nawet większy niż przy pierwszej rozmowie podczas zawodów, kiedy między słowami mu groził.

Czy właśnie miał okazję zobaczyć Lucasa – syna szefa jednego z większych gangów w tym kraju? Sztywnego, zdystansowanego i postawnego młodego mężczyznę, roztaczającego wokół siebie zimną aurę niedostępności.

Takiego widział pierwszy raz.

Jedynym pozytywnym i miłym dla oka aspektem był wijący się i przewieszony niczym wąż chłopak, który ani na chwilę nie przestawał głośno lamentować.

– Wilku-Wilku-Wilku! Nie rób mi siary! Puść mnie, ty stary, zdziczały psie! Przecież nic złego nie zrobiłem! Aiden! Ratuj!

Wyciągnął ramiona w górę, próbując sięgnąć idącego za "porywaczem" chłopakiem. Aiden trzymał trzy kaski, ale i tak zastanawiał się, jak go uwolnić. Miał słabość do tego zawodzenia bliskiego płaczu. Nawet jeśli wiedział, że udaje albo przesadza.

– Mam cię nieść na rękach? – zapytał obojętnie Lucas.

– No chyba sobie jaja robisz!

– To spokój i się nie wierć.

Anthony westchnął. Oparł łokieć o szerokie plecy, a dłonią podparł podbródek, szczerząc się do Aidena.

– Nie ma rady na tego Wilka. Dobrze, że nie trzyma mnie w zębach jak szczeniaka.

Inne osoby w pomieszczeniu patrzyły na jego wygłupy z uśmiechem, choć samo spojrzenie na Lucasa wystarczało, żeby powstrzymać się od wszelkich żartów. Aiden bardzo dobrze widział to w ich postawie. Próbował sobie przypomnieć, jak było na skateparku podczas zawodów. Z kim Lucas wtedy rozmawiał? Czy także tylko przywitał się z grzeczności ze znajomymi Anta z grupy "Latające skarabeusze"? Nie pamiętał. Tamtego dnia za bardzo skupiony był na przyglądaniu się chłopakowi, który zaprosił go na "ustawkę".

Jednak tu ewidentnie traktowano go z ostrożnością, obawą, może nawet szczyptą niepewności, jak się zaraz zachowa.

Czy to przez rodzinę i bliskie powiązania ze światem przestępczym? Nie miał pojęcia, choć sam Lucas także nawet się do nikogo nie uśmiechał, jednocześnie drocząc się z przyjacielem na oczach wszystkich tu obecnych.

W końcu podeszli do dziewczyny stojącej przy pulpicie sterującym.

– Jak dziś wygląda kolejka? – zapytał Lucas.

– Całkiem dobrze, mamy sporo dziur – odparła, przestając robić balony z gumy do żucia.

Zaczęli rozmowę, a w tym czasie Aiden stanął za Lucasem, obserwując dwóch instruktorów, którzy latali razem. Ich ruchy były zsynchronizowane. Kiedy jeden leciał w górę, drugi tak samo. Wspólnie spadali w dół i płynnie się unosili, a potem latali dookoła szklanych ścian.

Z zamyślenia wyrwał go głos Anthony'ego.

– Aiden, zamknij oczy. – Uśmiechał się do niego, nadal będąc przewieszonym przez bark Lucasa. – No zamknij. Tylko na chwilę.

Nim spełnił prośbę, przeszło mu przez myśl, co ten chłopak znowu kombinuje. Ostatnim, co widział, były radosne iskierki tańczące w bladoniebieskich tęczówkach.

– Hmm – mruknął Ant. – Naprawdę masz cienie pod oczami.

Aiden poczuł ruch powietrza, a sekundę później delikatny dotyk w górnej części policzka. Jeden z palców trącił powiekę oraz rzęsy. Niezwykle powoli i ostrożnie.

– Pani-babcia mnie zamorduje, kiedy cię zobaczy – jęknął.

– Boisz się, że nie zrobi więcej sernika? – zgadywał Aiden, nie ruszając się z miejsca.

Szczupłe palce przesunęły się odrobinę w dół i objęły policzek.

– Skąd wiedziałeś?

Aiden podniósł powieki, odnajdując utkwione w swoje usta spojrzenie.

– W końcu trochę się znamy.

– Nie tak długo – odparł, nie odrywając ani wzroku, ani ręki. – A jednak czasami myślę, że jesteś mi bliższy niż większość moich ziomków. I znasz mnie lepiej niż oni. I jesteś taki opiekuńczy. I naprawdę mnie rozumiesz. I...

– I...?

Nie miał pojęcia, co chce mu powiedzieć albo oszukiwał się, że to nie słowa, na których myśl całe ciało stawało się gorące.

– I ja... chyba...

Niespodziewanie jego dłoń oderwała się od ciepłego policzka i zatoczyła szeroki łuk. Lucas się odwrócił i teraz on stał naprzeciwko Aidena.

Z miną pozbawioną emocji minął go, jednocześnie mówiąc:

– Idziemy, zaraz będzie jeszcze jeden klient, ale potem my.

Aiden zacisnął palce w pięść. Oddalając obraz bladoniebieskich oczu, ruszył za nimi. Anthony zwisał z pleców jak kukła, z twarzą przy czarnym materiale i rękami przy pośladkach. Ciężko było odgadnąć, jaką w tym momencie ma minę.

Lucas szedł i tłumaczył:

– Najpierw pójdziemy z Mrówą na pięć minut. Pokażemy ci naszą zabawę na rozgrzewkę. Potem podzielimy się czasem z czterema instruktorami. Będziesz latał na zmianę ze mną i Mrówą, po dziewięćdziesiąt sekund. Nauczysz się szybko wchodzić i jeszcze w powietrzu wychodzić z tunelu. Jeśli za dwie godziny nie będziesz miał dość, to wejdziemy na dłużej i nauczymy kilku kolejnych pozycji. We dwóch będzie łatwiej i lepiej nam to wytłumaczyć. – Otworzył drzwi przedsionka i cichy szum zmienił się w hałas lecącego z prędkością 250 km/h wiatru. – Wchodzisz w to?

– Wchodzę. – Bo już sam przyjazd tu po części był szaleństwem. – Z wami takie słowo jak "nuda" nie istnieje.

– Szkoda na nią czasu – odpowiedział Lucas, zrzucając swój "balast" na podłogę.

– Delikatnej, Wilkuuu!

– Delikatniej zabawimy się tam – wskazał głową przeszklone miejsce.

Anthony wyglądał na spokojnego, pominąwszy delikatne rumieńce na twarzy.

Uśmiechnął się, samemu dodając:

– Na "antynudę" pokażemy ci coś ekstra.

Po tych słowach nasunął na głowę kask i od razu wbiegł do tunelu, z którego właśnie wyszedł ostatni klient i jego instruktor. Chwilę później dołączył do niego Lucas.

Huk pracującej turbiny naraz zrobił się głośniejszy, jakby zwiększono jej moc, a instruktor do swojego klienta stojącego w czerwonym kombinezonie, krzyknął:

– Teraz zacznie się prawdziwy pokaz latania!

Anthony nawet nie zdążył postawić stopy na siatce – został gwałtownie porwany w górę przez wiatr, a kilka sekund później to samo stało się z osobą podążającą jego śladem.

Aiden podszedł bliżej, mocno zaciskając palce na paskach kasku. Wysoko w górze biel na zmianę z czernią wirowały jak w tańcu. Ewidentnie biel uciekała, lecz te dwa skrajne kolory cały czas były blisko siebie. Anthony zapikował w dół, ledwo wyrabiając przed siatką, ale Lucas wcale nie okazał się mniej szalony i nawet w najmniejszym stopniu nie ustępował koledze w szybkości i zwinności. Ponadto miał dłuższe ręce, które wyciągał w stronę białego kostiumu jak widły. Jednak jego ofiara pościgu nie była nieruchomym stogiem siana gotowym, żeby przerzucić go w inne miejsce. Chłopak podlatywał w górę, opadał, prześlizgiwał się za plecami Lucasa jak w najprawdziwszym berku, ale o wiele szybszym i bardziej niebezpiecznym. Tu każdy skręt ciała, mały ruch dłoni musiał być wykonany z niezwykłą precyzją. Zmysł wzroku nie miał czasu, aby przekazać mózgowi, co ma zrobić. Tu wszystko działo się instynktownie, a Ant był prawdziwą mrówką, która potrafiła zmylić i umknąć groźnemu wilkowi.

Ograniczona przestrzeń ostatecznie nie pozwoliła uciekać w nieskończoność i Anthony został dotknięty w łydkę. Nagle role się odwróciły i teraz ścigany był goniącym, ale Lucas został złapany po zaledwie trzydziestu sekundach.

Ustalone pięć minut rozgrzewki minęło bardzo szybko, a Aiden nie miał pojęcia, czy w ogóle mrugał. Pokaz, który dla samych przyjaciół był zabawą, zapierał dech w piersi. Totalna swoboda, wolność, doskonałe poznanie swojego ciała i siły grawitacji – to było więcej, niż kiedykolwiek widział oczyma swojej wyobraźni.

Jak sen, który przecież był rzeczywistością.

Dostrzegając zgrzanego, uśmiechającego się do niego zza podniesionej przyłbicy kasku Anthony'ego, nie mógł się oprzeć i odwzajemnił jego ciepły uśmiech.

Tak.

Ciepło w klatce piersiowej, które poznał dzięki temu chłopakowi, było nawet lepsze od uwielbianej przez niego adrenaliny.

– Chyba tym razem wygrałeś, Anthony – pochwalił go, kładąc dłoń na ramieniu.

– Ha, ha! Się wie! Na świecie jest tylko jeden tak genialny Mrówa, jak ja!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro