Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24. Noc wyczerpująca, ale jaka ekscytująca!

Podczas podgrzewania pierwszej porcji curry Anthony na chwilę wyszedł, aby powrócić z małym pakunkiem.

– Proszę – powiedział, wręczając go Aidenowi. – Pani-babcia przestrzegła, że mamy o ciebie dbać i pilnować, żebyś nie zapomniał chłodzić kostki. – Podsunął bliżej jedno z krzeseł i dodał: – Mamy jakieś pół godziny, więc chyba możesz wykorzystać ten czas, jak "Rodzynkowa Wróżka" nakazała. Tobie pomoże, a my będziemy mieć czyste sumienie.

Rodzynkowa Wróżka? – powtórzył w myślach Aiden, gdy niemal ze śmiechem zorientował się, że chodzi o jego babcię.

Przez chwilę patrzył na Anthony'ego, potem na Lucasa, a na końcu na opakowanie z dwudziestocentymetrowym paskiem niebieskiego żelu, na którym widniał napis "Ice". Wiedząc, że nie wygra z babcią, a obiecał jej się pilnować, rzucił krótkie "dzięki" i zanim ciepłe, parujące jedzenie trafiło na stół, stopa leżała już na drugim krześle i przykrywał ją chłodzący kompres.

– Nie musiałeś przynosić mi waszego, mam swoje w plecaku – powiedział.

– Daj spokój! Na wyposażeniu każdej apteczki jest tego kilka opakowań. Jeszcze nie widziałem, żeby ktoś korzystał, no może kiedyś, a na pewno mają datę ważności, więc szkoda, żeby się przeterminowały, jeśli mogą pomóc tobie dziś. Raz na dwa tygodnie uzupełniamy braki, więc dokupimy.

– Mamy dopiero sobotnią noc, a wydaje mi się, że bardziej cię boli niż w piątek, gdy ostatni raz się widzieliśmy – zauważył Lucas.

– Czasami jest gorzej, ale to chwilowe. – Aiden się uśmiechnął. – Za dwa, trzy dni znów będę mógł uciekać z wami przed jakąś zadymą.

– Na szczęście na ten weekend żadnej nie planujemy – zażartował Lucas.

– Nieplanowane też wam dobrze wychodzą.

– Nie ma to jak urozmaicenie wakacji! – podchwycił Ant. – A właśnie, jeśli nie będzie w poniedziałek padało, to przyjdziesz na skatepark? – zapytał.

– A pozwoliłbyś mi nie przyjść?

Lucas parsknął, wyciągając kolejną porcję curry, tym razem dla Anthony'ego.

– Mrówa sam przyjechałby po ciebie i zatargał na rampę nawet na deskorolce.

– O, wezmę auto rodziców, żebyś nie musiał chodzić.

– Nie – od razu uciął jego propozycję. – Nikt nie musi po mnie jeździć. Mam nogi i potrafię ich używać, a chodzenie pomaga mi nie zardzewieć.

– Żartujesz sobie? – parsknął blondyn, zarzucając kitą i wpychając do ust pierwszy kęs jasnobrązowej papki. – Zardzewieć? Przecież ruszasz się tak niesamowicie, że ja sam w pewnym momencie czułem się ociężały, a ty już załapałeś, w jaki sposób przekręcać się na plecy, a potem na brzuch. Masz naturalny talent i mięśnie chyba ze stali!

Zwłaszcza te, których sam niedawno dotykałem!

Przeżuł i wystawił w górę końcówkę widelca, wymachując nim na lewo i prawo.

– Boląca szyja to zupełnie co innego. Gdybyśmy przez dwie godziny siedzieli w basenie i maltretowali "żabkę", to bolałaby nas nie tylko szyja, ale też ramiona, barki i plecy.

– Jak mówiłem – wtrącił najstarszy z nich – "wymuszona pozycja", ale po czasie ból znika zupełnie.

– Też latasz, Lucas? Od dawna?

– Zacząłem chwilę po Mrówie. Ile to już będzie? Trzy lata?

– I od trzech lat przyjeżdżacie tu co tydzień na cały weekend?

– Hm, nie – odparł po chwili namysłu. – Z tym jest różnie. Na wakacjach jesteśmy w każdy weekend, w roku szkolnym rzadziej. Były okresy, zwłaszcza na początku, że pojawiliśmy się co drugi dzień, a nawet codziennie. Takie noce jak dziś, gdy mamy cały flyspot dla siebie, są rzadkością. Częściej latamy w dzień i wtedy wchodzimy do tunelu pomiędzy klientami, innymi instruktorami lub trenującymi zespołami. W normalnym trybie czas w tunelu podzielony jest na dziewięćdziesięciosekundowe rundy.

– Czasami – wtrącił się do rozmowy Anthony – w przedsionku jest kilkanaście osób i latamy na zmianę, a innym razem mamy to szczęście, że nawet przez pół godziny bez żadnych przerw możemy poćwiczyć akrobacje lub układy.

– Pewnie to drogi sport, bo turbina ciągnie dużo prądu – zgadywał Aiden między braniem kęsa ciepłego ryżu z sosem curry, a piciem czarnej herbaty.

– Sporo – odpowiedział Lucas – ale najwięcej sam rozruch, dlatego nie wyłączyłem jej całkowicie.

– To miejsce zarabia na siebie, nie ma o co się martwić – uzupełnił Ant.

– Tylko ty – Aiden spojrzał na Lucasa – umiesz nią sterować? Trzeba mieć do tego jakieś uprawnienia?

– Wystarczy przeszkolenie. Każdy z instruktorów, którzy tu pracują, je mają, Mrówa zresztą tak samo.

– Pewka! Nie jest to trudne, a pracownicy uwielbiają latać, więc wymieniamy się przy "sterach".

– Ale wy chyba tu nie pracujecie?

– Nie – potwierdził jego przypuszczenia Lucas, ale na tym się skończyło. Utkwił wzrok w swoim jedzeniu, nie zamierzając kontynuować. Anthony uśmiechał się z wypchanymi policzkami i o dziwo także nic na ten temat nie mówił.

Aiden kiwnął głową, powracając także do jedzenia. Podejrzewał, że może mają zniżkę na przychodzenie tu przez wzgląd na fakt, że Anthony jest mistrzem świata i skoro Lucas też tak dobrze lata, to wspólnie pomagają swoim wizerunkiem i osiągnięciami promować to miejsce.

Albo z tym biznesem związany jest ktoś z rodziny jednego lub drugiego chłopaka.

Nie chcą rozmawiać, nie będę ich ciągnął za język. Przynajmniej dziś – zdecydował.

Cieszył się, że go wyciągnęli z domu, choć nigdy nie zgadłby, że wyląduje z nowymi kolegami w takim miejscu jak to. Flyspot. Tunel aerodynamiczny.

Kto by się spodziewał...

– Lucas wspomniał, że jesteś "mistrzem" – zwrócił się tym razem do młodszego kolegi. – Nigdy nie słyszałem o zawodach w tunelach aerodynamicznych.

– Są, są – odparł uradowany swoim ulubionym tematem Anthony – ale to nowy sport. Oficjalne zawody odbywają się dopiero od tamtego roku. Kiedyś tunele były symulatorami dla skoczków spadochronowych lub żołnierzy, ale gdy zyskały popularność i ludzie zaczęli więcej latać w przestworzach, wykonując akrobacje, takie miejsca stały się bardziej komercyjne. Dziś każdy może spróbować, nawet dzieci.

– Mrówa wziął udział w pierwszym konkursie i wygrał – poinformował Lucas, skubiąc kilka ziaren kaszy pęczak. – Dlatego wszyscy mówimy tu na niego "mistrzu".

– Wszyscy, ale nie ty! – żachnął się Ant. – Ty mówisz tylko po to, żeby się ze mnie ponabijać.

– Ha, ha, jakkolwiek bym ciebie nie nazywał, prawdą pozostaje, że jesteś najlepszy na świecie.

– Nie wyglądasz – powiedział Aiden bezbarwnym głosem, patrząc na niego z powagą. Ale im szerzej Ant otwierał usta, chcąc coś powiedzieć, a nie wiedząc co, Aiden miękł. W końcu zaczął się głośno śmiać i klepnął go po przyjacielsku w ramię. – Przepraszam, przepraszam, nie mogłem się powstrzymać.

Anthony prychnął i odsunął się z oburzeniem.

– Spadaj, ty też nie wyglądasz na mistrza świata.

– Byłego – sprostował.

– Nieważne, czy jeszcze kiedyś będziesz się gimnastykował, ale mistrzem nigdy nie przestaniesz być.

– To tak jak ty.

Jakby czytali sobie w myślach, wystawili zaciśnięte pięści i przybili "żółwika". Od razu można było zauważyć, że wytworzyła się między nimi niewidzialna więź. Lucas najlepiej potrafił to dostrzec. W końcu znał Anthony'ego od dziecka, widział w najróżniejszych życiowych sytuacjach, konkurował na deskorolce i... latał z nim.

Był ciekawy, co z tego wszystkiego wyniknie.

Uśmiechnął się do swojego jedzenia.

Z Mrówą nic nie może się nie udać.

*

Dokończyli posiłek, popijając herbatą, a potem wypili jeszcze kawę z czekoladą z automatu i zjedli przygotowaną przez babcię gruszkową tartę.

Aidena nurtowała pewna kwestia, dlatego po posiłku o nią zapytał.

– Jeśli to miejsce istnieje od co najmniej trzech lat, bo to wywnioskowałem z naszych rozmów, to dlaczego odnoszę wrażenie, jakby nadal nie było wykończone?

– Masz na myśli charakterystyczny zapach? – zgadywał Anthony.

– Nie mylisz się, Aiden. Konstrukcja temu nie sprzyja – powiedział Lucas, a Anthony, który skończył już jeść, zajął się wytłumaczeniem jego słów.

– Wykończenie wnętrza nie ma sensu. Ściany w tym budynku to sam zbrojony beton. Turbina jest tak mocna, że normalnie wszystkie drżałyby i już po kilku dniach się posypały. Kiedy odpalalibyśmy pełną moc, wtedy bankowo szybciej – dodał z wesołym uśmiechem. – Jeszcze nie widziałeś pomieszczeń, ale wszystko tu jest szare. Recepcja, łazienki, pomieszczenia socjalne. Dosłownie wszystko. Mimo że każda powierzchnia została wykonana ze specjalnych, pieruńsko drogich materiałów, które znacząco ograniczają drgania, to nawet tutaj minimalnie je czuć. No i buczenie turbiny. Do tego dodajmy, że na ścianach może pęknięcia nie pojawiają się zbyt często, ale rozumiesz, nic nie jest doskonałe i niezniszczalne, dlatego nie chce nam się malować ścian czy sufitów, bo tę pracę musielibyśmy w kółko powtarzać. Poza tym – wzruszył ramionami – ludzie przychodzą tu, żeby polatać, nie podziwiać wnętrza, dlatego nigdy nie zostały w pełni wykończone. Wszędzie jest beton, lecz dzięki temu to miejsce trzyma się kupy i nie zmieni się to jeszcze przez wiele lat.

– Odpowiednia wytrzymałość i gładkość samego komina, gdzie pracuje turbina, jest bardzo ważna. Dzięki temu strugi powietrza przepływają zwartym strumieniem i możemy osiągnąć tak świetne efekty.

– Poza tym – Ant wstał, rozmasowując ramiona – gdyby wszystko nie było takie stabilne i pewne, bałbym się latać, bo kto wie, czy jakaś część ściany nie odłamałaby się i z prędkością trzystu kilometrów na godzinę we mnie nie uderzyła? Łeb mam twardy, kask również, ale z latającymi szczątkami czułbym się jak w prawdziwym tornadzie!

Aiden się uśmiechnął.

– Podczas twojego pierwszego występu też niedaleko ci było do poruszania się, jakby matka natura porwała cię w swoje ręce i wściekła nie mogła się zdecydować, czy byłaby usatysfakcjonowana z rozkwaszenia cię na szklanej ścianie, czy może starałaby się tyle razy tobą okręcić, żebyś nie wiedział, gdzie góra i dół, gdzie prawa strona i lewa.

– Albo, czy głowę nadal masz na swoim miejscu, a mózg nie wypłynąłby uszami – dodał Lucas.

We trzech zaczęli się głośno śmiać, klepiąc teatralnie oburzonego Anthony'ego po ramionach w pocieszającym geście.

Po ponownym obwiązaniu stopy wrócili do centrum flyspotu, aby wykorzystać pozostały im czas na naukę coraz bardziej skomplikowanych powietrznych akrobacji. Anthony oswajał Aidena z pędzącym z dołu wiatrem, pokazywał najlepsze ułożenie ciała do danej sytuacji. W jaki sposób się unosić, opadać, kręcić w kółko, zawisnąć w powietrzu w pozycji prawie pionowej, jakich komend dłońmi użyć do komunikowania się z osobą sterującą turbiną oraz co zrobić w przypadku niebezpiecznych sytuacji.

Latali w tunelu prawie bez ustanku. Co kilkadziesiąt minut wracali do przedsionka, przez chwilę analizowali popełniane błędy i Anthony tłumaczył kolejne ćwiczenia. Cały czas byli blisko siebie, dotykali swoich ciał, trzymali za ręce, uśmiechali, podtrzymywali albo łapali w bliźniaczym chwycie za nadgarstki. Dla "podkręcenia" atmosfery kręcili się w kółko, prawie dotykając podeszwami butów szyby.

Gdy na zawieszonym na ścianie elektronicznym zegarze Lucas dojrzał godzinę kwadrans po ósmej, ziewnął przeciągle i dał znać Anthony'emu, że będą kończyć. Chłopcy przećwiczyli jeszcze wszystkie podstawowe sekwencje ruchów i wrócili do przedsionka. Lucas zmniejszył prędkość turbiny do minimum, włączając zabezpieczenia przed przegrzaniem i przypadkowym wzrostem mocy. Przetarł zmęczoną twarz i przeczesał palcami włosy. Był wypompowany, a patrząc na rozentuzjazmowanego przyjaciela, który tryskał energią, obskakując z szerokim uśmiechem Aidena na prawo i lewo, czuł się jeszcze gorzej.

Ciężkim krokiem podszedł do nich i wręczył jeden z trzymanych kluczy.

– Biorę "jedynkę" – poinformował. – Ani się waż, Mrówa, choćby pociągnąć za klamkę, bo jak cię dorwę, to ci te chude nogi z dupy powyrywam. Tu macie klucz do "dwójki". Zajmij się przekazaniem zmiany. Dobranoc.

Nie czekając na odpowiedź lub jakąkolwiek reakcję ze strony pary w obcisłych strojach, skierował się do ciemnego korytarza.

Anthony spojrzał na trzymany w dłoni klucz i dopiero teraz dotarło do niego, co zrobił jego przyjaciel. We flyspocie były dwa pokoje, gdzie można się przespać. Skoro pierwszy zajął on, pozostał tylko drugi.

Na nich dwóch!

Mimo spędzenia wielu godzin na obmacy... a-se -ku-ro-wa-niu, nadal w zakamarkach umysłu skrzętnie ukrytą miał sytuację, gdy "sprawdził mięśnie oraz dotknął ustami kark Aidena". No właśnie. Niby nic się nie stało, ale się stało! Dlatego poczuł się ociupinkę niepewnie. Na szczęście wystarczyło jedno spojrzenie na uśmiechniętego chłopaka, który wyglądał, jakby nic a nic nie pamiętał o minionym zajściu, żeby się uspokoić. W końcu od nocy cały czas byli obok siebie, bardzo blisko i ani razu Aiden się nie wzdrygnął, nie odepchnął go, nie spojrzał krzywo, nie zrobił nic, żeby pokazać, że jest niezadowolony lub czuje się w jego pobliżu niekomfortowo. Wręcz przeciwnie. Dobrze się bawił. Obaj wspaniale się bawili.

Nie przedłużając więc, jak gdyby nigdy nic ujął aidenowski nadgarstek, prowadząc go w ciemność i jednocześnie tłumacząc:

– Wilku wziął pokój na pierwszym piętrze, nam pozostał ten na drugim. Po korytarzu od dziewiątej kręci się więcej osób i jest głośniej, ale zamkniemy się od środka, więc nikt nam nie będzie przeszkadzał. Kiedyś wspomniałeś, że masz lekki sen, ale może jednak uda ci się pospać. – Zaczęli schodzić ze schodów, a Ant mówił dalej: – Tam są dwa piętrowe łóżka, to ja położę się na tym bliżej drzwi, a ty na tym przy łazience. Nie ma zbyt dużo miejsca, ale do spania się nadaje, a łazienka też mała, ale z toaletą, zlewem i brodzikiem. Jeśli nie wziąłeś żelu pod prysznic lub ręcznika, to dam ci swój. To znaczy żel. Ręczniki mamy gdzieś w szafkach, bo czasami któryś z nas zapominał, więc tak "w razie czego" zawsze zostawiamy czyste w zapasie.

– Mam wszystkie potrzebne kosmetyki i ręcznik.

– O, świetnie! To już ci pokazuję, gdzie jest pokój, zamknij się od środka i odśwież. Ja przywitam się tylko z niedzielną ekipą, przekażę im co i jak, i wrócę do ciebie. Możesz się od razu kłaść spać, bo nie wiem, ile mi zejdzie, a ja klucz wezmę, to sobie poradzę.

Kiedy stanęli przed ciemniejszymi drzwiami, upewnił się, czy jego potok słów został zrozumiany.

– Okej?

– Okej.

– To bajerancko! Podczas jednej z przerw Wilku już przyniósł tu twój plecak, więc... – puścił Aidena, przestępując z nogi na nogę – dobranoc. Udanej kąpieli, to znaczy, rozumiesz... Woda jest ciepła, nielimitowana – zaśmiał się – i nikt ci się tutaj nie wbije, kamer też nie ma, więc się nie martw.

– A czy w twoich oczach wyglądam na zmartwionego? – zapytał i poklepał go lekko po ramieniu. – Dziękuję za wszystko. Myślę, że sobie poradzę ze znalezieniem włącznika światła, a potem łazienki. Idź do swoich kolegów i wróć szybko, bo na pewno jesteś zmęczony.

– J-ja? – Wskazał palcem na własną pierś, choć w ciemności niewiele było widać. – Ha, ha, ja to jestem pełen życia, jakbym dopiero co się urodził! Ale dobra, wrócę jak najszybciej, bo może chcesz jeszcze pogadać o... lataniu lub o innych sportowych sprawach. Tylko, jeśli byłbyś śpiący, to nie czekaj na mnie. Pogadamy po południu albo wieczorem w drodze do domu. – Zrobił krok w tył i przypominając sobie jeszcze o jednej ważnej sprawie, krzyknął: – Odezwij się do pani-babci, żeby wiedziała, że cię nie uprowadziliśmy tak dosłownie! To pa, lecę! – powiedział i puścił się po schodach w dół.

Aiden patrzył w ślad za nim, aż znikł za rogiem. Słyszał dudnienie podeszw butów na stopniach, a potem hałas się oddalił.

– Czy na pewno chcesz ze mną pogadać tylko o "lataniu lub innych sportowych sprawach"? – mruknął do siebie, wchodząc przez drzwi i od razu odnajdując na ścianie włącznik światła. Pokręcił na boki głową, śmiejąc się pod nosem. – Może faktycznie twoja gadanina była na pokaz i jedynie to zaprząta twoją głowę.

Niech ci będzie.

*

Po odświeżeniu się, umyciu zębów oraz przebraniu w krótkie spodenki i koszulkę Aiden pokuśtykał do najbliższego piętrowego łóżka. Usiadł na dolnym materacu, napisał do babci wiadomość i nastawił alarm w telefonie. Za drzwiami słyszał rozmowy i kroki kilku osób, ale nikt nie próbował wejść. Jak uprzedził Anthony, pokój i łazienka były małe, ale czyste, a ściany oczywiście szare. Luksusów nie potrzebował. I tak będzie musiał coś wymyślić, aby odwdzięczyć się tym dwóm za prezent, jaki otrzymał. Za możliwość latania, do czego nie potrzebował w pełni sprawnej kończyny.

Położył się na kołdrze z rozłożonymi na boki ramionami. Nie zgasił światła, ale potrzebował chwilę pomyśleć. Patrzył w górę na drewniany stelaż drugiego piętra łóżka i biały materac. Uśmiechał się, przypominając sobie wspaniałe uczucie unoszenia się na wietrze. Czy tak właśnie szybują ptaki w kanionach, pozwalając, aby ciepły wiatr wznosił je wyżej i wyżej aż pod chmury? Jeśli tak, to im zazdrościł, bo to było fenomenalne.

Zamykając oczy. W dalszym ciągu zmysły pamiętały każdy szczegół lotu, każde ćwiczenie, ból pracujących mięśni, krążącą w ciele adrenalinę i wolność.

Szybując we wspomnieniach po tunelu, nie mógł zapomnieć o Lucasie i Anthonym, którym zawdzięczał tę przygodę. Myślał zwłaszcza o młodszym. Położył dłoń na lewej piersi i liczył głośne uderzenia serca. Podczas ubierania czarnego stroju dłoń Anthony'ego sunęła po mięśniach pleców, a potem brzucha. Doskonale czuł, że w tamtym momencie nie silił się na subtelność. Palce naciskały na ciało mocno, chłonąc strukturę, sprawdzając kształt i twardość mięśni. A wisienką na torcie był zupełnie niewinny pocałunek w kark. Na samo jego wspomnienie Aidena ponownie przeszedł przyjemny dreszcz. Jeśli młodszy kolega zrobił to, będąc całkiem trzeźwym, czy mógł zakładać, że po imprezie naprawdę chciał go pocałować? Że nie pomylił go z kimś innym? Może z Lucasem? Albo po prostu lubił to robić innym ludziom...

Także przypadkowym?

Nie. Wtedy nie powiedziałbyś, że nawet w twoich ciuchach jestem seksowny. – Przyłożył dłoń do twarzy, zasłaniając usta. – I użyłeś mojego imienia. Musiałeś dobrze wiedzieć, kto obok ciebie leży.

Myśli Aidena wirowały jak Anthony przy początkowym pokazie swoich mistrzowskich umiejętności. Nie mógł już przed sobą ukryć, że "lubienie" ma wiele odmian, a to odnosząca się do pewnego Mrówy, wywoływało chaos w jego głowie, sercu i emocjach.

Wziął głęboki oddech i zerknął na włącznik światła.

– Jeszcze chwilę i wstanę, żeby cię pstryknąć...

Zamknął oczy i po raz kolejny wyobraził sobie, że lata w tunelu, jakby kontuzja stopy nigdy go nie dotyczyła. Nim się spostrzegł, zasnął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro