Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22. Wilku, łap za gaśnicę. Pożar... pożar w moim sercu!

To chcieliście mi pokazać? Tunel aerodynamiczny? – zapytał Aiden, kiedy we trzech usiedli w małym kole na pufach.

– My nazywamy go flyspotem.

"Miejsce do latania", bardzo trafnie – przeszło przez myśl Aidenowi.

– Ta – odezwał się Lucas. – W dzień kręci się tu masa ludzi. Pracowników i klientów. To obiekt otwarty. Każdy może wykupić pakiet i spróbować polatać z instruktorem.

– Od dziewiątej rano do dziewiątej wieczorem non stop ktoś lata, więc nie ma czasu na to, co robimy teraz – dodał Anthony, na co Aiden uniósł brwi, pytając:

– Na "to", czyli dokładnie na co?

Dwóch przyjaciół spojrzało na niego.

– Na prawdziwe show – odparł blondyn. – Na niestandardowe ruchy, na uderzenie adrenaliny, zrobienie niebezpiecznych akrobacji, na super, hiper, mega...

– Kurwa, Mrówa – warknął Lucas, przerywając przemówienie, podczas którego Anthony coraz bardziej podnosił głos – do rzeczy. Nie mamy tyle czasu, żebyś pieprzył głupoty.

Upomniany chłopak uśmiechnął się, ale niezwykle jak na niego – z dziwnym zakłopotaniem. Potem delikatnie drżącym głosem niepewnie zapytał:

– A-Aiden, czy chciałbyś spróbować?

– Hm? – Otworzył szerzej oczy. – Spróbować czego?

– No... Polatać ze mną. – Przełknął. – Pojechaliśmy po ciebie, bo nie mogłem tego tak zostawić. Nie mogłem przestać o tobie myśleć – wyznał zupełnie szczerze.

Lucas lekko potaknął głową, w myślach gratulując przyjacielowi przejścia do sedna. Zmęczenie to jedno, chęć pomocy jemu – drugie, ale musiał się przed sobą przyznać, że polubił też Aidena. I dobrze wiedział, że ta sprawa może pomóc im wszystkim.

Coś zmienić.

– Wcześniej – kontynuował Anthony – nie zawsze zachowywałem się jak trzeba, ale nigdy ze złymi intencjami. Po prostu nic o tobie nie wiedziałem.

– Nic nie mówiłem. Jest w porządku. To już sobie wyjaśniliśmy.

– Tak, tak, ale gdy zobaczyłem twoje dotychczasowe życie, to ciągle o tym myślałem. Nawet o mojej gadce przy wiadukcie, o marzeniach i... za to przepraszam. – Aiden bez słowa skinął głową. – Nie miałem pojęcia... – ponownie chciał się usprawiedliwić, ale wiedział, że niewiele to zmieni, dlatego w zamian poważnie powiedział: – Nawet jeśli nie możesz chodzić po ziemi jak dawniej, nie możesz skakać tak wysoko i nieziemsko jak na zawodach albo kopać, rozbijając te pieruńsko grube deski, na których widok aż boli mnie noga, a ty roztrzaskiwałeś je jak kosa ścina wysoką trawę, to możesz zrobić coś lepszego.

Przyklęknął tuż przed nim, opadając pośladkami na stopy i położył mu dłonie na kolanach.

Uśmiechnął się, a gdy ponownie się odezwał jego głos nareszcie był pewny i mocny.

– Możesz sprzeciwić się grawitacji i robić to wszystko w powietrzu. O tam. – Wskazał kciukiem za siebie, na przeszklony tunel. – Możesz zapomnieć o bolesnym spadaniu na stopy, ponieważ wcale nie musisz na nich stawać. – Utkwił w nim wzrok. – Lataj ze mną. Wspólnie. Rób te wszystkie nieziemskie rzeczy i akrobacje, których uczyłeś się całe życie. Ponownie. Tylko tym razem bez żadnych ograniczeń.

Chłopak zamilkł, przesuwając ręce z kolan na dłonie Aidena. Były zimne, spocone, odrobinę drżące. W przeciwieństwie do nieruchomej twarzy jedynie z zaciśniętą szczęką, dłonie zdradzały, jak wiele emocji się w nim kłębi i ile myśli przelatuje przez głowę.

Nadal tylko kilka lamp było włączonych i skierowanych na centrum pomieszczenia, a im dalej od niego, tym ciemnej. Oni znajdowali się zaledwie kilka metrów od szklanej ściany. Od jasności, która przykuwała wzrok, każąc na nią spoglądać. Wabiąc, zachęcając, wyciągając po niego ramiona, aby zamknąć go w przyjemnym uścisku znajomego ruchu ciała, napiętych mięśni, wysiłku, kontroli.

– Nie wiem – zaczął cicho, zerkając raz na tunel, raz na chłopaka – mimo waszych dobrych chęci, czy będę w stanie...

– Stopa? – zapytał Lucas.

Aiden mógł w tym momencie odpuścić, nie robiąc sobie nadziei. Nie ciągnąć tego tematu, skłamać jak zawsze, rzucić jakimś tanim tekstem, że fajnie iż się pofatygowali po niego, by mógł chociaż na chwilę wróć do przeszłości, ale raczej nie skorzysta. Powiedzieć to lub dziesiątki innych słów, które zniechęcą tych dwóch do interesowania się jego życiem i zdrowiem.

Jednak... to, ile właśnie robili z myślą o nim, spowodowało, że za ich szczerość także odwdzięczył się szczerością.

Kiwnął głową.

– Tak bardzo cię boli? – dopytał Anthony.

Ponownie potaknął nieznacznym ruchem.

– Jeśli ją unieruchomisz lepiej niż tamtymi elastycznymi paskami, będzie gorzej?

Ciemne tęczówki Lucasa uparcie nie odrywały się od twarzy młodszego chłopaka.

– Nie – odpowiedział Aiden – ale wtedy nie będę mógł nią poruszać.

– Uff! – westchnął Anthony, teatralnie ściągając z czoła niewidzialny pot. – Całe szczęście!

Na niewypowiedziane pytanie dziewiętnastolatka odpowiedział najstarszy z nich trzech.

– Mrówa cały dzisiejszy, to znaczy wczorajszy trening ćwiczył wszystkie znane nam ruchy z całkowicie usztywnionymi stopami – wyjaśnił. – Nawet w przerwach musiałem go nosić, bo nie mógł sam chodzić. – Pokiwał na boki głową, ukazując swoje niezadowolenie.

– Ale dałem radę z każdą akrobacją! Może trochę zmieniłem technikę i musiałem więcej liczyć na ramiona, dłonie i tułów, ale wszystko udało się powtórzyć! Zero problemu! To jak, to jak, próbujemy?

Uczucie ekscytacji wypełniło ciało Aidena. Od tygodni tylko jadł, spał i całymi dniami snuł się bez celu, zatopiony we wspomnieniach i tym, co utracił, a teraz miałby nie spróbować "latać"? Był pewny, że nie będzie to dobrze znane mu uczucie, bo to nie skoki, gdzie grawitacja przyciągała go do ziemi, tylko poddanie się powietrzu, lecz... jak mógłby tam nie wejść i samemu się nie przekonać, dlaczego tych dwóch chłopaków pofatygowało się po niego, wynajęło cały budynek, prawdopodobnie na godzinę, może dwie, aby dać mu tę szansę? Oczywiście dziwiło go, jak ktoś mógłby pożyczyć im klucze i pozwolić na swobodny dostęp do takiego miejsca, ale w tej chwili odsunął wszelkie zbędne myśli, skupiając się na jednym.

Na tym, co miał przed sobą.

Kto wie, czy jeszcze kiedykolwiek w moim życiu nadarzy się taka okazja?

– Tylko, jeśli nie będziecie mnie nosić na rękach, mogę spróbować.

Anthony podskoczył uradowany na równe nogi i zrobił niechlujne, ale radosne salto w tył.

– Gra gitara!

– Dobra. – Lucas także się podniósł. – Idźcie poszukać odpowiedniego stroju i kasku, a ja przyniosę taśmę, żeby lepiej usztywnić twoją stopę.

*

Kilka minut później Aiden obowiązywał kostkę dodatkową taśmą przyniesioną przez Lucasa. Anthony udawał, że nie patrzy, rozpinając zamek od czarnego pożyczonego jednoczęściowego stroju z usytuowanej przy bocznej ścianie wypożyczalni, których używali goście flyspotu. Na sobie miał swój osobisty kombinezon – idealnie dopasowany do jego wzrostu i kształtu ciała. Po znalezieniu odpowiedniego dla Aidena wybrał jeszcze kask z szybką, bo choć większość "amatorów" dostawała odkryty, oczy przesłaniając specjalnymi okularami, tak w wypadku Aidena był pewny, że już po kilku minutach "leżenia w powietrzu" wkręci się na maksa. Mając tę świadomość, od razu wybrał mu lepszej jakości rzeczy. W tunelu prędkość wiatru zazwyczaj ustawiali na minimum dwieście dwadzieścia kilometrów na godzinę, więc po kilku minutach robiło się zimno. Musiał znaleźć coś dobrze przylegającego do ciała oraz idealny kask, żeby się nie przekręcił i nie zsunął.

Podał Aidenowi komplet, a on bez skrępowania zdjął spodnie, pozostając w luźnych szortach. Tak szybko, jak Ant zobaczył nagie nogi, odwrócił głowę w drugą stronę i podrapał się po karku. Obie kończyny były naprawdę zgrabne jak na faceta, z uwidocznionymi na udach mięśniami, których siłę już poznał, gdy kopnął facetów pod "Czarnym kotem" lub gonił go po skateparku. Wyobraził sobie, jakby to było ich dotknąć, sprawdzić, jakie są twarde, gdy się napinają albo, co lepsze, być nimi otoczony.

Stuknął się w czoło i ukradkiem zerknął na stojącego obok Lucasa, który patrzył na przebierającego się Aidena, jakby to nie było nic niezwykłego.

Nie gap się tak na niego! Nie podglądaj go!

Lucas musiał poczuć na sobie wzrok przyjaciela, bo odwrócił głowę na niego i lekko uniósł kąciki ust.

Anthony dobrze znał ten "uśmieszek".

Po cholerę ci mówiłem o moich uczuciach! Mrówa, głupi ćwok z ciebie, teraz Wilku będzie się ze mnie nabijał i gnębił do końca życia i jeden dzień dłużej!

– Pomożesz mi zapiąć z tyłu? – Usłyszał głos Aidena.

– Jasne!

Dziarsko podszedł do niego, gratulując sobie w myślach wybrania idealnego momentu. Pocieszał się tym, że Lucas jednak miał trochę oleju w głowie, bo światło włączył tylko w centrum pomieszczenia, więc w ich obecnym miejscu panował półcień.

Serce dudniło mu w piersi, kiedy łapał za suwak. Był na samym dole czarnego stroju z wiatroodpornej tkaniny, czyli na wysokości kości ogonowej. Kolejnym plusem ratującym jego onieśmielenie była obecność koszulki na ciele chłopaka. Cieszył się, że jej nie zdjął tak jak spodni, bo nie wytrzymałby tego! I na pewno by się zbłaźnił. Nawet nie wiedział w jaki sposób, ale z pewnością jakiś by się znalazł albo "sposób" znalazłby jego!

Pociągnął w górę, ale nic się nie ruszyło.

– Chyba się zaciął – zagadnął Aiden. – Może o coś zaczepił?

– Hmm, daj mi chwilkę. Na pewno pójdzie.

Anthony włożył pod materiał palce, przytrzymując dwie części zamka błyskawicznego bliżej siebie.

– Zrobię szybki serwisowy test, więc macie kwadrans – poinformował Lucas. – Mrówa, pamiętaj, żeby pokazać Aidenowi najważniejsze podstawowe znaki.

– Luz, pokażę wszystkie, bo na pewno nie wyjdziemy stamtąd szybko.

Lucas powtórzył "podstawowe" i wrócił przed monitor, skąd nadzorował cały zautomatyzowany proces działania wszystkich elementów ogromnej turbiny.

– Dużo jest tych znaków? – zapytał Aiden.

– Nie. Łatwo zapamiętać – odparł, nadal siłując się ze strojem.

– Wewnątrz jest bardzo głośno?

– Tragicznie. Latamy z zatyczkami, bo nie idzie wytrzymać. Najważniejsze wiadomości przekazujemy sobie ruchami ręki lub układem palców. Między nami, a także do osoby sterującej. Tak jak dziś Lucas.

– On też lata?

– Pewnie. Jest świetny! Tylko trochę sztywny – rzucił ze śmiechem.

– Wszystko słyszę! – odkrzyknął mu Lucas.

– Dobra, dobra! Przecież nie kłamię! – Uśmiechnął się pod nosem i już ciszej powiedział: – Lata bardziej agresywnie niż ja.

– Czyli tak, jak jeździ na rampie.

– Prawda? Prawda? Też zauważyłeś? – Anthony był bardzo zadowolony. – Dokładnie. Jest taki na co dzień, więc nie da się nic na to poradzić... Nosz by to! – krzyknął, szarpiąc suwak.

– Może weźmiemy inny?

– Chyba tak... Czekaj-czekaj-czekaj, idzie! – To powiedziawszy, udało mu się wsunąć jeden z ząbków, który uparcie nie chciał wejść na swoje miejsce.

Zadowolony pociągnął suwak w górę. Nie zwrócił tylko uwagi, że w trakcie trzymania zamka jego palce wsunęły się pod koszulkę i teraz podciągał obie rzeczy jednocześnie. Co jednak bardziej go zaniepokoiło, to dotknięcie nagiej, gorącej skóry. Zatrzymał się zaledwie po kilku centymetrach, ale przez tę krótką chwilę zdołał się przekonać o niesamowitej gładkości aidenowskiego ciała, jego twardego kręgosłupa, a nawet wyczuł zesztywniałe mięśnie lędźwiowe i grzbietu, które otulały jego palce.

Otulały, jakby chcąc im powiedzieć "już was nie puszczę".

Anthony wziął sobie mocno do serca tę niedorzeczną myśl i naprawdę się nie wycofał. Przeciwnie. Po impulsie przyspieszającym jego tętno nie dość, że nie odsunął dłoni, to powoli powiódł ją wyżej, a nawet zrobił pół kroku w przód, mając na tyle zdrowego rozsądku, by samemu zasłonić Aidena przed wzrokiem Lucasa. Rowek pośrodku pleców był pobudzający i trochę hipnotyzujący – gdy się dotknęło skrawka, tak całkiem na trzeźwo, a nie po pijackiej nocy w jego domu, ciężko było nie sprawdzić reszty. Owszem, tamtego dnia objął go we śnie, a kiedy się obudził, zbyt szybko się podniósł i dłoń dobrze nie zapamiętała tego niebiańskiego wrażenia. Był tego pewny, albowiem teraz mógłby je opisać jednym słowem "Wooow!".

Podwinął już koszulkę prawie do połowy pleców, kiedy całe ciało Aidena niespodziewanie drgnęło. Anthony wstrzymał powietrze, uświadamiając sobie, co do cholery robi. Szybko wróciło do niego wspomnienie tych kilku razy, kiedy dziewiętnastolatek skoczył na niego, w przenośni i dosłownie, więc teraz, wiedziony instynktem, spodziewał się, że to "ten moment", kiedy mu się znów oberwie. Tym razem mocniej. Aiden mógł się obrócić tak szybko, że nawet by się nie spostrzegł i jak grom z nieba trzasnąć go w twarz. Mógł też złapać jego nadgarstek, wykręcić i powalić na ziemię. Zrobić krok w tył i podhaczyć go, uderzyć łokciem, znokautować tyłem głowy i rozkwasić mu nos, połamać palce, wrzasnąć na niego lub, co jeszcze straszniejsze, upomnieć beznamiętnym, zimnym głosem, który zmrozi mu oddech i się udusi.

Tak wiele czarnych myśli nagle pojawiło się w jego głowie, że po prostu ją wyłączył.

Wyłączył "głowę" i przestał myśleć.

W zamian uruchomił serce i poszedł za jego głosem.

Wyprostował palce, wnętrzem dłoni chłonąc kształt pleców Aidena. Lekko naciskał opuszkami na mięśnie, przesuwając się w górę i na sekundę zatrzymując przy każdym wgłębieniu.

Nie myślał.

Drugą dłoń ułożył na skrawku odsłoniętej skóry, na wysokości nerek, lecz tą przesunął w przód.

To wszystko trwało chwilę, nie więcej niż dziesięć sekund, lecz dla Anthony'ego było tak, jakby czas się zatrzymał. Ziemia przestała się kręcić, chmury płynąć po niebie, ptaki śpiewać, gdzieś daleko w ciemnych pokojach rozwydrzone dzieciaki drżeć w swoich łóżkach.

Był tylko on i Aiden.

Tylko jego dłonie i to ciało, które pragnął dotykać. Szybkie bicie serca i drżące palce. Oczy wpatrzone w granicę czarnych włosów oraz gorący oddech opuszczający nozdrza. Dreszcz przechodzący przez Aidena i szczyt jego własnych palców wyłaniający się nad kołnierzykiem białej koszulki. Musnął opuszkami kark. Przełknął. Wstrzymał oddech. Przysunął głowę bliżej. Palce powiódł w bok, na bark, a ich miejsce zastąpił własnymi ustami, składając na karku Aidena ciepły, delikatny i totalnie nieplanowany pocałunek.

Naraz stały się trzy rzeczy.

Pierwsza – Anthony'emu wróciła świadomość.

Druga – Aiden sapnął i zatrzymał jego dłoń na swoim brzuchu.

Trzecia – wywołująca postawienie wszystkich posiadanych włosów na ciele na "baczność" – Lucas krzyknął:

– Mrówa, ruchy! Nie pierdol się z jednym zamkiem tyle czasu, bo sobie nie polatasz!

Osiemnastoletni skater nie miał pojęcia, jak tego dokonał, ale w trzy sekundy oderwał dłonie od Aidena, poprawił mu koszulkę, zapiął zamek do samej szyi i szczerząc się głupkowato jak zawsze, obrócił się do Lucasa i pokazał mu wyciągnięty w górę kciuk.

– Zrobione! – odparł. – Jeszcze krótkie przeszkolenie i wchodzimy!

Lucas skinął mu głową i powrócił do kontrolowania wyświetlających się na monitorze parametrów turbiny.

Kiedy Anthony wziął głęboki, uspokajający oddech, osoba przed nim odwróciła się, patrząc na niego błękitnymi, mroźnymi tęczówkami.

No to mam przejebane! – dotarła do niego brutalna prawda.

Choć zawsze, nawet w myślach, starał się nie przeklinać, tak teraz nie potrafił znaleźć trafniejszego określenia na nazwanie swojego położenia, do którego przecież sam doprowadził.

Zacisnął powieki, łudząc się, że to ochroni go przed wzrokiem pełnym obrzydzenia i wściekłości, jaką oczekiwał dostrzec na twarzy byłego taekwondzisty. W najgorszym wypadku dostanie w twarz i w tej chwili żałował, że nie ma wady wzroku i nie nosi okularów, bo może koledze, za moment byłemu koledze, zrobiłoby się go szkoda.

"Okularników nie bijemy!" – słyszał nie raz taki tekst w szkole.

Jeszcze mocniej napiął wszystkie mięśnie i usta, żeby przy okazji nie jęknąć jak słabiak, tylko dzielnie znieść należącą się mu karę.

Ciężka dłoń wylądowała na barku. Pisnął jak dziewczyna i dopiero po kilku kolejnych sekundach uświadomił sobie, że nie bolało tak, jak powinno. Ta sama dłoń przesunęła się bliżej szyi, a kciuk zaczął głaskać kość obojczyka. Wcale nie mocno, dlatego odważył się uchylić powieki tylko po to, by twarz Aidena zbliżyła się do jego twarzy, a ich czoła lekko o siebie stuknęły.

– Śmiały jesteś – wymruczał cicho Aiden. – Ale jeśli chciałeś sprawdzić, czy nadal mam mięśnie jak dwa miesiące temu na zawodach, to trzeba było powiedzieć. Zdjąłbym koszulkę.

– Hę? – wydobyła się z gardła Anta niezrozumiała pytająca sylaba.

– Gorąco tu macie, więc lepiej umyj ręce, bo trochę się spociłem. – Po tych słowach Aiden odsunął się i zaczął poprawiać założony strój. Tam naciągając, gdzie indziej przesuwając, żeby nie krępowały mu ruchów.

Z wyrazem totalnego szoku Anthony jak koń wyścigowy wypruł do łazienki znajdującej się piętro niżej.

Zbiegając w szaleńczym tempie po schodach, powtarzał do siebie:

– Matko przenajświętsza, co ja najlepszego wyprawiam!

Nie miał pojęcia, czy Aiden naprawdę uznał to za żart, czy tylko pomógł mu wybrnąć z kłopotliwej i niezręcznej sytuacji. Ale jedno było pewne: będąc przy nim, powoli tracił zdrowy rozsądek i kto wie, co zrobi kolejnym razem!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro