18. U babci Wendy każdy przyjaciel jej wnuka ma względy!
Przed zakupami wrócili do "Czarnego kota" po bluzę i kurtkę. Nic nie zginęło, choć pracownica, która oddawała im ubrania, dyskretnie zapytała, czy byli wczoraj w barze, ale przestraszyli się i uciekli, gdy doszło do, jak ją nazwała, strasznej bójki. Okazało się, że plotki żyją swoim życiem i rozrastają się jak grzyby po deszczu. Sześciu bijących się mężczyzn zdublowało się, tworząc dwunastu, a incydent określono "utarczką członków dwóch wrogich gangów". Żaden z chłopców tego nie skomentował, dziękując za wierzchnie odzienie i w strugach deszczu wracając do Lexusa.
– Kogoś zdrowo poniosło, wymyślając takie bzdury – uznał Anthony, zapinając pas. – Jakie wojny gangów? Ludziom brakuje wrażeń, że sobie dodają gangi do tak małego pubu? Może jeszcze włoską mafię przywołają? Szukają rozgłosu? – Parsknął i obrócił głowę w bok, patrząc za okno. – Wcale bym się nie zdziwił, jakby to sami pracownicy "Czarnego kota" to wymyśli.
– Jeśli spojrzelibyśmy na to inaczej – zaczął Lucas, uruchamiając silnik – to dużo się nie pomylili.
– Przecież to nie ma z tobą nic wspólnego. To znaczy... – zawahał się Ant – tak naprawdę ma, ale oni o tym nie wiedzieli. – Włączył klimatyzację, żeby szyby wewnątrz odparowały. – Nikt nie zacząłby walki z tobą, wiedząc, kim jesteś. Prędzej uciekliby i nie wchodzili ci w drogę.
Anthony już wcześniej wspomniał Aidenowi, do jakiego półświatka należy przyjaciel. Swoboda, z jaką obaj poruszali ten delikatny temat, świadczyła o tym, że Lucas też wiedział o ich rozmowie. W tym temacie zaufali Aidenowi, jakby z góry założyli, że można mu powierzyć sekrety, a on zachowa je dla siebie.
– Nie jestem tego taki pewny. – Lucas zamyślił się, wyjeżdżając z osiedla i kierując pojazd do najbliższego dużego marketu. – Tych dwóch gości, na których zwrócił uwagę Aiden, miało w telefonach zdjęcia wielu młodych chłopaków.
– Skąd to wiesz? – zapytał Anthony, ale patrząc na przyjaciela, machnął ręką. – Dobra, nie musisz odpowiadać. Pewnie zwinąłeś im te telefony i sam zobaczyłeś.
– Pożyczyłem – sprostował, zaraz dodając: – Oddałem je, choć nie do końca w idealnym stanie – rzucił żartem. – Wtedy podeszło do nich jeszcze dwóch gości. I ci ewidentnie byli z jakiegoś gangu lub mafii. Myślę, że to dlatego gapie stwierdzili, że nasza walka była gangsterskimi porachunkami. Na pewno znali tamtych. A kto, jak nie inne działające poza prawem ugrupowanie, może zaczepić gangsterów? Tylko takie same szumowiny.
– Bożeeee, w co my się pakujemy – jęknął Ant. – Przecież to miał być męski wieczór! Nasz męski wieczór!
– Taki był – odezwał się z tylnej kanapy Aiden. – Ja się dobrze bawiłem.
– Widzisz, Mrówa? – Lucas wymierzył mu niemocne uderzenie z pięści w ramię. – Czepiasz się szczegółów. Było fajnie, nam się nic nie stało, w nocy poszaleliśmy. Twój plan się powiódł, więc nie zawracaj sobie głowy tamtymi palantami, a jak ich kiedyś zobaczysz na mieście, to dzwoń. Wtedy inaczej sobie z nimi porozmawiam i na szturchaniu się nie skończy.
– Nie umiesz załatwiać takich rzeczy bardziej... no... delikatnie? Zawsze trzeba komuś wprać?
– To działa najlepiej i najszybciej – skwitował. – Jeśli tamci goście ściągają do zabawy młodych jak ty, to mi się takie coś bardzo nie podoba.
– Nie musi ci się podobać, ale żeby od razu zaczynać z nimi bójkę? Jesteś pewny, że chcieli zrobić coś złego? Może zwyczajnie nas podrywali?
– Czy ty siebie słyszysz? Wierzysz w to, że ich intencje były niewinne? Zabawić się i grzecznie wrócić do domu? Kurwa, Mrówa, nie każdy jest dobry. Prawie nikt taki nie jest!
Podniósł głos, aż Aiden spróbował zmniejszyć napięcie, mówiąc:
– Babcia pisze, żebyśmy kupili jeszcze mascarpone i biszkopty, to zrobi Tiramisu.
Chłopcy zamilkli. Lucas wziął głęboki oddech, a Anthony włączył notatnik w swoim telefonie, żeby dodać kolejną pozycję do listy zakupów, którą zobowiązał się zrobić w ramach pomocy.
– Tiramisu jest z rodzynkami? – zapytał, zapisując plik.
Głośne "Pfft!" opuściło usta kierowcy, po czym zaśmiał się, uderzając dłonią o kierownicę.
– Miałem się hamować z przeklinaniem, ale kurwa! Mrówa, czy ty będziesz pierwszy raz jadł Tiramisu? Powaliło cię? Z rodzynkami?
Upomniany chłopak uśmiechnął się, jakby obraźliwe słowa odbiły się od niego jak piłeczka kauczukowa od podłogi.
– Nie mam pojęcia. Dotąd jadłem bez, ale, właśnie, dlaczego nie można by dodawać do każdego ciasta rodzynek? Z nimi wszystkie byłyby smaczniejsze!
Atmosfera z przygnębiającej i ciężkiej ponownie zrobiła się lekka i swobodna, a kiedy po zakupach wychodzili ze sklepu, deszcz przestał padać i w oddali zobaczyli przebijające przez szare chmury promienie słońca.
Na obiedzie u babci Wendy pojawili się z jeszcze lepszymi humorami. Starsza, niewysoka kobieta przywitała ich w drzwiach uśmiechem, a mieszkanie smakowitym zapachem pieczonych żeberek w słodkim, miodowym sosie.
Dwóch gości stanęło obok siebie. Anthony wręczył gospodyni bombonierkę z alkoholowymi baryłkami, a Lucas kawę w ziarnach.
– Aiden mówił, że lubi pani rozwiązywać krzyżówki przy dobrej kawie – zaczął starszy z nich.
– Oraz wiśnie w czekoladzie i te beczułki – dodał od siebie Anthony. – Wiśnie w czekoladzie też były, ale muszę pani-babci powiedzieć, że kiedyś je jadłem i tamte nie są najlepsze. Nie było jednak tych dobrych, więc wziąłem beczułki. Moja mama je uwielbia. Czasami żartuje, że jest od nich uzależniona i nie wie, czy nazwać to uzależnieniem od alkoholu czy od słodyczy!
Z babcinym śmiechem chłopcy zostali zaproszeni do środka. Prezenty wylądowały w dłoniach kobiety, a ona sama nagrodziła ich podziękowaniami.
– Teraz "pani-babcia" nakryje do stołu, a jej wnuk poszuka kapci dla gości – powiedziała i zniknęła w kuchni.
– Przesadziliśmy? – zapytał cicho Lucas, rozwiązując sznurówki w butach.
– Z czym? – Aiden wręczył mu kapcie.
– Z prezentami i tą całą gadką. Mrówa, jak zwykle cię poniosło.
– No co? Przecież powiedziałem prawdę – wyszeptał.
– Nic nie musieliście kupować, ale przecież sami widzieliście, że się cieszy – uspokoił ich Aiden. – Jestem pewny, że już dziś wieczorem dobierze się do baryłek, a jutro na drugie śniadanie usiądzie z filiżanką nowej kawy.
– Pierwsze wrażenie jest najważniejsze – stwierdził Lucas.
– U mnie to chyba już trzecie. – Ant potarł kark z zakłopotaniem. – Ale liczy się gest, co nie?
– Prawda.
Choć babcia na pewno i bez tego by was polubiła.
*
Dwa kilogramy żeberek z garem puree z ziemniaków oraz mizerią, a do tego trzy litry domowego kompotu z wiśni i truskawek na trzech rosłych i pełnych energii chłopaków oraz jednej starszej pani po sześćdziesiątce to żadne wyzwanie. Goście jedli ze smakiem, prosząc o dokładkę i jakby mogli, to wylizaliby naczynie żaroodporne, gdzie żeberka się piekły.
Ale dobrze wiedzieli, że byłoby to prymitywne zachowanie, a chcieli uchodzić za kulturalnych i przyzwoitych chłopaków, więc milczeli, jedynie cicho wzdychając po posiłku i tęskniąc za wspaniałym smakiem "mięska".
Babcia skończyła jeść pierwsza i od razu zabrała się do przyrządzania dwóch ciast. Jedno zaplanowała rano, do którego chłopcy kupili jej składniki. Drugim było wspomniane w SMS-ie do wnuka Tiramisu.
Kiedy goście zostali przy stole w salonie, kończąc drugą porcję soczystych żeberek, zapanowała cisza przerywana przeżuwaniem i przełykaniem potraw oraz kompotu. Mało ze sobą rozmawiali, ciesząc się smakiem domowych potraw.
– Psst – wywołał Aidena Anthony.
– Co jest?
– Jakie ciasto robi twoja babcia? – zapytał szeptem.
– Sernik z kakaową kruszonką.
– Sernik... ale z rodzynkami? – upewnił się i zastygł w oczekiwaniu.
Aiden uśmiechnął się do niego i kiwnął głową, zadając kolejne pytanie drugiemu chłopakowi.
– A ty, Lucas, lubisz rodzynki?
– Czy to ważne, jeśli ciasto i tak z nimi będzie? Nie mam... – prawie powiedział "wyboru", ale w porę ugryzł się w język, wiedząc, że byłoby to niegrzeczne. Chrząknął i odpowiedział jeszcze raz: – Nie mam nic przeciwko rodzynkom w cieście.
– Ale wolałbyś bez – domyślił się, oznajmiając mu to wprost.
Lucas włożył do ust porcję delikatnego puree, połknął i skinął głową.
– Tak myślałem.
Wstał i poszedł w stronę drzwi. Lucas, który siedział najbliżej, złapał go za nadgarstek i zatrzymał.
– Nic jej nie mów – poprosił. – Nie sprawiaj babci kłopotu moim widzimisię. Lubię ciasta, więc zjem każde, bez względu na składniki.
Aiden przekręcił przedramię i bez problemu wysunął nadgarstek.
– Moja mama też nie lubi rodzynek – tłumaczył – więc babcia jest przyzwyczajona, żeby robić pół ciasta bez nich. To żaden kłopot. Poza tym – uśmiechnął się do niego, a potem spojrzał na Anthony'ego – ja nie lubię jabłecznika z lukrem. Babcia z kolei uwielbia. Jej koleżanka z dziesiątego piętra także. To już niemal tradycja, że robi połowę ciasta na życzenie jednych, a połowę dla drugich.
– To powiedz jej, żeby do naszej części dała podwójną ilość – wtrącił Anthony, widząc rodzynkową okazję. – Jeśli oczywiście będzie chciała.
– Okej, powiem jej.
– Dzięki, Aiden! Jesteś najlepszy! I twoja babcia także!
*
Ostatecznie po obiedzie we trzech wylądowali w małej kuchni, pomagając szykować ciasto. W pracach ręcznych Anthony robił najmniej, za to zajmował wszystkim czas swoją paplaniną i opowiadaniem zabawnych historii z różnych zawodów lub życiowych sytuacji, jak na przykład kiedy dostał karę od rodziców za niesprzątanie pokoju i chowanie spleśniałych, niedojedzonych kanapek za łóżkiem, aż zalęgły się tam robaki.
– Mama wpadła w szał i za karę chciała zrobić mi pokój pod schodami, żeby mieć na mnie oko! Czy pani-babcia to sobie wyobraża! – komentował, podjadając rodzynki z półmiska.
Po lekkich tematach "pani-babcia" zapytała o minione "zajście", jak je delikatnie nazwała. Aiden zapobiegawczo jej o tym wspomniał, żeby nie dowiedziała się od osób trzecich, ale sam nie był dumny ze swojego zachowania. Chłopcy jeszcze raz wszystko wytłumaczyli, a kobieta w spokoju ich wysłuchała. Niemal powtórzyła słowa swojego wnuka, że najważniejsze jest ich bezpieczeństwo i szczęśliwie nic się nikomu nie stało, ale bez względu na to, czy są dziewczynami czy mężczyznami, muszą na siebie uważać. Stwierdziła, że dobrze postąpili, odchodząc stamtąd i nie kontynuując niepotrzebnej walki, ale następnym razem powinni spróbować rozwiązać spór pokojowo.
Za ich szczerość obiecała dać dwóm przyjaciołom po dużym kawałku ciasta do domu. Najgłośniej cieszył się Anthony, za co oberwało mu się od Lucasa, który pstryknął go w ucho.
Pożegnali się po zapadnięciu zmroku. Przestało padać i Aiden odprowadził swoich gości do parkingu, gdzie stał Lexus. Kiedy odjeżdżali, patrzył w ślad za czerwonymi tylnymi światłami, aż zniknęły.
Wracając na trzecie piętro, nie przestawał się uśmiechać. Przed drzwiami usłyszał dźwięk otrzymanego SMS-a. Wyciągnął telefon i zobaczył wiadomość od Anthony'ego. W treści jeszcze raz dziękował za wspólnie spędzony czas, przeprosił za akcję w "Czarnym kocie", a na koniec zapytał, czy może dać jego numer telefonu Lucasowi. Aiden nie miał powodów, żeby się nie zgodzić, o czym od razu napisał i także podziękował za imprezę i wyciągnięcie go na ramen, bilard i domówkę. Nadal nie wszystko z niej pamiętał, ale dobrze się bawił. Niczego nie zniszczyli, a rano po śniadaniu wszystko posprzątali.
Wszedł do mieszkania. Babcia siedziała w kuchni i piła kawę. Lubiła ją o każdej porze dnia. Wiele lat temu przez dwa lata pracowała we Francji, a tam nauczyła się pić espresso do każdego posiłku. Także po kolacji. Przyzwyczajenie pozostało, choć zmieniła małe szklaneczki na filiżankę.
– Państwo Ameryki Łacińskiej – powiedziała, gdy jej wnuk pojawił się w drzwiach kuchni.
– Na ile liter?
– Pięć. Ostatnia "i".
– Spróbuj "Haiti".
– Yhm – potwierdziła, ołówkiem pisząc hasło w krzyżówce, którą miała na stole. – Chyba nie ma innego kończącego się na "i". Jak się bawiłeś?
– Bardzo dobrze, babciu.
– Kot na sawannie, świetnie skacze. Sześć liter, druga "e". Myślałam nad "gepardem", ale zastanawia mnie jego skończoność.
– Powinni wtedy napisać "najszybszy kot sawanny". – Zastanawiał się przez chwilę. – A może serwal? Sprawdzić w Internecie?
Babcia się zaśmiała.
– Co to byłaby za krzyżówka, jakbym pomagała sobie w sieci? Dobrze, wpiszę "serwal". Zobaczymy później, czy jest dobrze. Anthony jeździ na deskorolce. Ten drugi kolega też?
– Lucas? Tak. Obaj jeżdżą bardzo dobrze. Widziałem ich na ostatnich zawodach przy wiadukcie. Anthony nie miał łatwego zwycięstwa.
– Rosły z niego chłopak.
– Nie ma chyba dwóch metrów, ale nie brakuje mu dużo. Mógłby grać w koszykówkę, choć wtedy uważany by był za niskiego.
– "Serwal" pasuje.
– Cieszę się.
– Twój kolega chyba potrafi się bić.
Aiden uśmiechnął się, patrząc w bystre, jasnoniebieskie oczy babci, która także utkwiła w nim wzrok.
– Potrafi – przyznał. – To aż tak dobrze widać?
– Wy, mężczyźni, rzadko zwracacie uwagę na szczegóły.
– Ha, ha! – Pokiwał głową na boki całkowicie pokonany. – Bo nie jesteśmy małostkowi. Często nie doszukujemy się ukrytych problemów lub motywów. Jak coś jest białe, to nie wpatrujemy się tak długo, aż dostrzeżemy odcień czerwieni czy błękitu.
Kobieta zawsze potrafiła go przejrzeć, dlatego nic przed nią nie ukrywał. Nie było sensu. Na stopie przyjacielskiej, nie tylko jako babcia – wnuk, o wiele lepiej się dogadywali.
– Dobra, babciu, zdradź, czym Lucas się zdradził oraz co o nim myślisz. Jestem ciekaw.
Długopis między wprawnymi palcami znów się poruszył, a wzrok kobiety powrócił do kolejnego hasła.
– Ma takie dłonie, jak ty kiedyś – zaczęła przyjemnym głosem, którym mogłaby opowiadać bajki dla dzieci. – Silne, ale ostrożne, z twardą skórą i odciskami, a do tego te wasze knykcie – powiedziała, wzdychając cicho. – Pamiętasz swoje?
– Gdy teraz o tym mówisz, to coś kojarzę.
– Najpierw przychodziłeś z płaczem, że od uderzeń w worek tak cię bolą, że nie masz siły ich nawet zacisnąć. A po roku żadna deska nie była dla ciebie wyzwaniem. Biała chrząstka na dwóch pierwszych kostkach zawsze była mocniej uwidoczniona, a po bójkach przez kilka dni zaczerwieniona. Tak jak twojego kolegi. Pozostałe były nietknięte.
– I wysnułaś teorię, że umie się bić po jego kostkach?
– Mówiłam, że wy nie zwracacie uwagi na szczegóły.
– Och, babciu – zaśmiał się. – Co ja z tobą mam. Powinnaś obstawiać zawody jeździeckie i najszybsze konie po ich budowie ciała.
– Nie przesadzaj, aż tak dobrego wzroku już nie mam. – Mrugnęła mu, na co teraz oboje się zaśmiali.
– Dobrze, ale co powiesz o mnie? – Wyciągnął przed siebie dłonie. – Nic po nich nie poznasz, są całkowicie nietknięte. Może poza starymi, źle zrośniętymi złamaniami – dodał ze śmiechem.
– Mój drogi, za dobrze cię znam, żeby nie wiedzieć, w jaki sposób lubisz się bić i za co masz te wszystkie puchary w swoim pokoju. – Ujęła go za dłonie. – Pokaż mi lepiej piszczele. Chociaż zakładam, że nie przesadziłeś ze względu na swoje zdrowie.
– Babcia zawsze wszystko wie, jeszcze zanim jej coś powiem. – Uścisnął ją i ze szczerością oznajmił: – Byłem bardzo ostrożny. Nawet delikatny. Może nie mogę poruszać się jak wcześniej, ale nie brakuje mi mojej zwinności.
– Cieszę się, że znalazłeś coś bezpieczniejszego od walki.
– A jednak nie mogę już tego robić.
– To, że podcięto ci skrzydła, nie znaczy, że już zawsze będziesz musiał stąpać po ziemi – pocieszyła go ciepłym głosem. – Możesz jeszcze wrócić do tego, co kochasz.
Aiden uśmiechnął się do niej. W piersi czuł ból, ale starsza kobieta szczerze w niego wierzyła.
– Dziękuję, babciu. Wiesz, Anthony pewnego razu powiedział, że jakby stracił to, co kocha, próbowałby to odzyskać. Jeśli nie byłoby na to szans, poszukałby czegoś nowego, co dałoby mu szczęście. Chyba szukałby, aż do skutku.
Pomyślał o sobie i swoim życiu. O tym, co sprawiało mu radość i co ją sprawia teraz.
Kto.
– Może powinienem zapomnieć. Znaleźć sobie coś innego. Jestem jeszcze młody, całe życie przede mną! – zakończył z uśmiechem.
Na leżącym na stole smartfonie rozświetlił się wyświetlacz i rozbrzmiał dźwięk SMS-a.
Od "Nieznany numer".
Aiden otworzył wiadomość i roześmiał się głośno.
– Wywołaliśmy wilka z lasu, bo my tu nie tak dawno o nim, a Wilk pisze. – Przesunął wzrokiem po kilku linijkach tekstu i powiedział: – Lucas jeszcze raz dziękuje za zaproszenie i pyta, czy jak będziesz robiła kiedyś te same żeberka, to czy mogliby się wprosić z Anthonym. Oni kupią wszystkie składniki.
– Oczywiście. Może w przyszłym tygodniu?
– Świetny pomysł, babciu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro