17. Głupi Mrówa vs. Głupi Wilku vs. Głupi Aiden! Trio głupków!
Lucas. Lucas i Anthony. Co was tak naprawdę łączy? – zastanawiał się kolejną minutę Aiden, od kiedy został sam ze śpiącym chłopakiem.
Krople deszczu bębniły o blachodachówkę. Dobrze je słyszał, jakby uderzały zaraz nad jego głową. Przypomniał sobie, że pokój Anthony'ego znajdował się na piętrze, a budynek miał spadzisty dach – o niewielkim nachyleniu, ale jednak był. Przyjrzał się białemu sufitowi i zauważył, że też nie jest równy – z jednej strony schodził po skosie w dół. Na beżowych ścianach wisiały plakaty ze skateboardzistami wykonującymi swoje tricki, a nad biurkiem półki zapełnione książkami i zeszytami. Ubranie, które Lucas wyciągnął z szafy i potraktował jak swoje, również musiało należeć do osiemnastolatka.
Wszystko wskazywało na to, że w nocy przyszli tu we trzech i po prostu padli na łóżko. Nie rozebrali się, poza Anthonym, który już od nocy, odkąd się oblał piwem, biegał bez koszulki, i razem zasnęli.
Większość imprezy pamiętał, ale tego – wcale. Kiedy ściągnął ortezę? Czy zrobił to sam, czy ktoś to zrobił za niego, gdy stracił kontakt z rzeczywistością? Nie miał bladego pojęcia.
Niczego nie ukrywał, ale nie lubił pytań. Były dla niego niewygodne. Przywodziły wspomnienia o tych "lepszych" czasach. Rozpościerająca się przed nim obecna przyszłość była mniej zachęcająca i kolorowa, niżby sobie wymarzył.
Na przedramieniu poczuł zimno. Przekręcił głowę i zobaczył nad sobą otwarte okno. Chłodny, deszczowy wiatr wlatywał do pokoju. Dotąd nie zwrócił na niego uwagi, co mógł zawdzięczać nadal krążącemu w żyłach alkoholowi i rozgrzanemu, znieczulonemu ciału.
Sięgnął po szary koc, który wskazał mu Lucas i okrył nim nagie plecy Anthony'ego. Śpiący chłopak ciaśniej objął Aidena ramieniem i przysunął się do niego, łącząc całą powierzchnią klatki piersiowej.
Był gorący, może nawet odrobinę spocony, ale Aiden ze śmiechem pomyślał, że zachowuje się podobnie jak poprzedniej soboty rano w salonie u babci, a także wczoraj. Jak wielki, "tulaśny" miś, który jak raz złapie, ciężko się od niego odkleić.
Nawet podczas burzy zachowywałeś się jak mała panda przy swojej matce. – Nie mógł wyrzucić tej myśli z umysłu i przestać się uśmiechać.
Tak, to pewnie dlatego, że jestem jeszcze pijany...
Przytknął nos do jego rozpuszczonych, gęstych włosów. Nie pachniały żadnym zwierzęciem, lecz szamponem. I Anthony, i on musieli pachnieć tak samo. Przecież użyli tych samych kosmetyków.
Powoli docierało do niego, że ten chłopak coraz częściej pojawiał się w jego myślach i życiu. Jak na wakacyjną znajomość pierwszy raz szła ona tak szybko. Wmawiał sobie, że to przez zbytnią otwartość i swobodę właściciela blond czupryny, ale sam także przed niczym się nie wzbraniał. Może i niczego nie inicjował, ale przystawał na każde zachowanie Anthony'ego.
Nawet teraz. Mógł odmówić Lucasowi, odsunąć się, okryć śpiącego chłopaka kocem i zostawić. Wstać, także wziąć prysznic, zjeść śniadanie, napić się czegoś na kaca, bo czuł suchość w gardle, i wrócić do domu.
Ale został.
I sam go przy sobie trzymał.
Czy coś zmieniły słowa Lucasa? Wiedza, że ten wesoły na co dzień, zarażający pozytywną energią, otaczający się wianuszkiem i będący duszą towarzystwa znajomych chłopak nocami jest samotny, tęskni za rodzicami i ich ciepłem?
Czy było mu szkoda Anthony'ego, dlatego był teraz przy nim?
Aiden znał odpowiedź.
Przecież wcześniej nic o nim nie wiedział, a nigdy się nie odsunął. Wcale nie musiał teraz trzymać dłoni na jego plecach, gładzić jego odstające łopatki. Znosić gorąca ich zetkniętych ciał, zapachu alkoholu unoszącego się w każdym gorącym oddechu. Cichego pochrapywania, kolana między nogami, które wywoływało lekki dyskomfort, czy twardego czoła wbijającego się w jabłko Adama.
Nie musiał tego znosić, ale...
Chciał.
Ponieważ obok był Anthony.
Dochodząc do takiego wniosku, uświadomił sobie, że pierwszy raz traktował drugą osobę, na dodatek chłopaka, tak wyjątkowo. Że ktoś na niego tak działał. Było mu przyjemnie.
Nawet jeśli więź Anthony'ego i Lucasa była silniejsza, głębsza, dłuższa i on nigdy nie będzie w stanie stać się tak ważny, to nie miał najmniejszej chęci się odsuwać.
Czy było to egoistyczne? Czy wchodził przysłowiowo między wódkę a zakąskę? Nie miał pojęcia. Ale wiedział jedno: zamierzał spędzić pozostały mu do końca wakacji czas, nie przejmując się stopą, szkołą, karierą, domem. Wykorzysta wakacje na bezstresowe spędzanie czasu z Anthonym, spacerowanie, przesiadywanie na skateparku i odpoczynek. Nie będzie myślał o przyszłości.
Chociaż do końca wakacji o niej zapomni.
– A-i-den... – usłyszał cichy i zaspany głos.
Odsunął się od chłopaka, żeby mógł złapać trochę świeżego powietrza i się obudzić. Anthony patrzył na niego spod przymrużonych powiek. Zazwyczaj bladoniebieskie tęczówki miały głęboki odcień. Były ciemniejsze, poważniejsze, piękniejsze niż zazwyczaj.
Zanim odpowiedział chociaż powitaniem, Anthony bez ostrzeżenia zbliżył się, aż ich twarze znalazły się jedna przy drugiej. Aiden wstrzymał powietrze. W tej samej sekundzie zaspany chłopak bardziej przysunął głowę, ale drugi jeszcze szybciej zasłonił jego usta dłonią.
W ostatniej chwili, nim ich wargi zetknęły się ze sobą.
Tak szybko, jak się to stało, czoło Anthony'ego przecięły zmarszczki. Powieki opadły, a zaraz po nich skroń ułożył na ramieniu Aidena i mruknął z żalem:
– Dlaczego nawet w moich ciuchach też jesteś seksowny...?
Pytanie zawisło w powietrzu, ale ani Aiden nie potrafił na nie odpowiedzieć, nadal będąc w szoku, ani Anthony nie czekał na odpowiedź. Ponownie zasnął.
Mój pierwszy... Mój pierwszy... To prawie był mój pierwszy pocałunek! – Aiden pomyślał, czując w piersi pędzące serce. Krew uderzała mu do głowy, zwiększając ciśnienie. Skronie pulsowały, błękitne tęczówki nie przestawały patrzeć na rozluźnioną i spokojną twarz kolegi, a dłoń, na której pozostał wilgotny ślad miękkich ust, prawie płonęła z gorąca.
Wziął głęboki, uspokajający oddech i roześmiał się głośno. Przekręcił się na plecy, pozostawiając ramię pod głową blondyna.
Patrzył w sufit i cicho powtarzał:
– Pijany jesteś naprawdę niemożliwy. Głupi Mrówa!
*
Słodki zapach smażonego ciasta przedostawał się z kuchni do salonu. Przechadzał się po schodach w górę, a przez szpary w drzwiach docierał aż do śpiącego chłopaka o przydługich, płowych włosach.
Anthony wziął głęboki wdech, a po nim kilka krótszych, ale szybszych. Jego nozdrza z prędkością światła przeniosły do mózgu informację o smakowitej potrawie, w wyniku czego oczy otworzyły się niemal automatycznie. Dostrzegł szarość pomieszaną z pomarańczową barwą. Zamrugał i uniósł się na łokciu, omiatając wzrokiem otoczenie. Podobnie jak Aiden, nie pamiętał, jak znalazł się w łóżku, a tym bardziej dlaczego leży z kimś w tak intymnej pozycji. Gdyby to był Wilku – pół biedy. Przyjaciel przyzwyczaił się do jego pijackich dziwactw, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że to nie on!
Obejmowali się wzajemnie, a Wilku częściej zwyczajnie zarzucał ciężkie ramię przez jego ciało, które po prostu tam tkwiło. Jego własna twarz jeszcze chwilę wcześniej była przy szyi drugiej osoby. Przyjaciel z kolei nigdy mu na to nie pozwalał, bo twierdził, że za bardzo go łaskocze i czuje się tak, jakby leżał z nim zapchlony kudłacz, którym oczywiście byłby pewien Mrówa. Kiedy poruszył nogą, zorientował się, że jego kolano tkwiło między czyimiś udami. Udami. Blisko strategicznego miejsce, a nikt o zdrowych zmysłach nie pozwoliłby pijanemu, pełnemu niespożytej energii chłopakowi na tak niebezpieczną dla rodzinnych klejnotów pozycję! Zwłaszcza przyjaciel nie raz skopany lub uderzony przez sen.
Przyciągnął rękę i uświadomił sobie, że te dotykane mięśnie na plecach, ta gładkość skóry wywołująca gorąco, które rozchodziło się od koniuszków jego palców po czubek głowy, było nowe, ale... nie do końca wszystko było nowe.
Bo otaczający go męski zapach, poza słodkim, smażonym ciastem, znał bardzo dobrze. Unikał go już mniej dobrze, a teraz był nim przesiąknięty!
I oczywiście znał też osobę, która używała takich perfum!
O Boże... – pomyślał Anthony.
– Cześć, obudziłeś się? – usłyszał przy głowie niski głos.
Podniósł wzrok, dostrzegając Aidena. Leżał na jego poduszce. Wyglądał na całkowicie rozbudzonego. Uśmiechał się. Może nie szeroko, ale ciepło.
– Siema – odparł, starając się brzmieć swobodnie. – Sorry, że wpakowałem ci się... – chciał powiedzieć "do łóżka", ale prawdą było, iż to jego łóżko.
Otworzył usta, ale od razu je zamknął. Na końcu języka miał "i przytulałem cię". Bo czując na plecach jego dłoń, która powolnymi ruchami je masowała, powinien użyć słów "przytulaliśmy się", a nawet "przytulamy".
Tylko jak miał to powiedzieć, żeby nie spalić się ze wstydu?
Co z tego, że jego starszy przyjaciel często to robił? Przyjaciele się wspierają na różnej płaszczyźnie, a Wilku dobrze go znał i akceptował od czasu do czasu jego potrzebę ciepła. Tym bardziej, kiedy mocno zapił lub była burza.
Ale Aiden? Chłopak którego znał kilka dni? Co mógł sobie o nim pomyśleć? Poprzedniego dnia był pijany, więc mógł nawet nie zwrócić uwagi, że Anthony tak często go dotyka, uwiesza się na jego szyi lub leży na kolanach, ale spanie obok siebie to już inna sytuacja. Na domiar złego nadal nie założył koszulki!
Ostatecznie z dokończenia przeprosin wyręczył go Aiden.
– Spoko, nigdzie się nie wpakowałeś. Lucas spał z tobą przez większą część nocy – zabrzmiało to bardzo naturalnie, a nawet zwyczajne, jakby to nie było nic wielkiego. – Dopiero z pół godziny, może czterdzieści pięć minut tak leżymy – wytłumaczył bez cienia złości. – Mówił, że często zachowujesz się jak mały koala, dlatego trzeba cię pilnować i nie puszczać – skłamał, ale Anthony oczywiście o tym nie wiedział.
– Tak powiedział? – spytał, w pełni przytomniejąc. – Co on wymyślił? Jaki koala? Ja? Ja? – Jego głos z każdym słowem podnosił się w niedowierzaniu, aż w końcu wybuchnął śmiechem.
Odsunęli się od siebie, a Anthony usiadł, dokładnie okrywając plecy szarym kocem. Złapał się za głowę, mrużąc oczy.
– Kurna, chyba mam kaca. Łeb mi pęka. Powinienem go przespać, ale coś mnie obudziło.
– Może zapach pancakes, które robi Lucas?
– Coooo? – Od razu obrócił do niego głowę. – Wilku pichci? Nie jest chory? Coś mu się stało? – zastanawiał się głośno. – Jeszcze jakoś się dziwnie zachowywał? Może nadal nie wytrzeźwiał? Wyglądał normalnie?
– Wyglądał na najbardziej trzeźwego z nas trzech – odparł zgodnie z prawdą. – Poszedł pod prysznic i powiedział, że zrobi śniadanie.
Anthony słuchał z szeroko otwartymi z niedowierzania oczami.
– Niesamowite – stwierdził w końcu. – Niesamowite. Byłem pewny, że on nie posiada w domu kuchni, a co dopiero mowa o umiejętności smażenia pancakes!
– Możesz sam się przekonać. – Widząc, że chłopak przesuwa się ku brzegowi łóżka, uprzedził: – Lucas przed wyjściem z pokoju wspomniał, żebyś najpierw poszedł pod prysznic.
Szybko do osiemnastolatka dotarło znaczenie tych słów.
Śmierdział!
– Cholerny Wilku... – mamrotał, starając się po kryjomu wywąchać, czy faktycznie śmierdzi. – To już nie mógł mnie wrzucić pod prysznic, tylko zostawił w łóżku... Co za cymbał. – Czuł się brudny i spocony nawet mimo "niewywąchania" niczego. – Głupi... Głupi Wilku!
Wstał do szafy i wyciągnął z niej kilka par ubrań. Aiden przyglądał się mu, ale nawet gdy zostawił rzeczy na przebranie dla swojego gościa i ręcznik, nie zatrzymał wzroku na leżącej na biurku ortezie.
Ze słowami "lecę pod prysznic na dole, zostawiam ci mój na piętrze i spotkamy się na śniadaniu!" wybiegł z pokoju.
Aiden spojrzał na zamknięte drzwi, małą kupkę ubrań, swoją lewą stopę, a na końcu wnętrze dłoni. Zacisnął pięść, próbując się nie zaśmiać i cicho do siebie powiedział:
– Może i obaj jesteście głupi, ale ja wcale nie jestem lepszy.
*
Przed południem Lucas przywitał dwóch chłopaków siadających obok siebie na barowych krzesłach przy konturze i podstawieniem im talerzy z kilkoma warstwami małych, pulchnych placków. Polał po wierzchu syropem klonowym, obsypał drobno posiekanymi orzechami laskowymi, a obok postawił małe miseczki z całymi truskawkami, paskami kiwi, krążkami banana i dodał słoik Nutelli oraz masła orzechowego.
– No co? – zapytał, spoglądając na znajomych. Stał po drugiej stronie wyspy kuchennej z dłońmi na biodrach. – Nie wygląda zjadliwie, że nawet nie próbujecie?
– Wilku – Anthony patrzył to na niego, to na stertę grubych naleśników – przecież one są nieziemskie! Wyglądają jak prawdziwe.
Lucas przewrócił oczami.
– Kurwa, przecież nie dałbym ci sztucznych! Mrówa! Weź się palnij w ten durny łeb!
Wziął ścierkę z mebli i dla uspokojenia zdzielił nią przyjaciela po ramieniu.
– Au-au-au! No wiem, że są prawdziwe, ale nadal nie wierzę, że właśnie ty potrafiłeś je robić! Na pewno nie zamówiłeś ich z... Auuu! – zawył ponownie, nie dokańczając poprzedniej zgryźliwej insynuacji. Znów dostał ścierką, tym razem mocniej.
– Pachną świetnie – powiedział spokojnie Aiden, widelcem krojąc kilka warstw naraz i próbując "podstawowej" wersji z samym syropem klonowym i orzeszkami. – Smakują jeszcze lepiej. Dziękuję i smacznego.
Nie przejmując się dwoma szamoczącymi się nadal chłopakami, jadł, popijając świeżym sokiem pomarańczowym. Dopiero po dwóch minutach Lucas i Anthony dołączyli do niego, ale nadal co chwilę rzucali sobie kąśliwe uwagi. Zwłaszcza Lucas młodszemu przyjacielowi, bo umówili się na jajecznicę z tostami, o której Anthony całkowicie zapomniał.
Na zewnątrz pogoda nie zmieniła się od poprzedniego dnia. Nadal padło. Plany wyjścia do skateparku zmieniły się na przedłużenie "męskiego wieczoru". Aiden napisał babci, że wróci później i odwiozą go koledzy. Starsza kobieta życzyła im dobrej zabawy, nadmieniając, że jakby zabrakło im jedzenia, to zaprasza do siebie.
– Naprawdę tak napisała? – dopytywał Anthony, wyglądając przez ramię bruneta na prowadzoną konwersację. – Babcia Wendy jest najlepszą kobietą pod słońcem!
Myślenie Lucasa było bardzo praktyczne, dlatego zapytał:
– Nie sprawimy twojej babci problemu, jak trzech chłopa zwali jej się na chatę? Tu w lodówce nie ma nic, co nadawałoby się na obiad, ale możemy skoczyć do sklepu i wspólnie coś ugotować. – Odsunął się od blatu i podrapał po głowie. – Nie, żebym był mistrzem gotowania.
– No, ale jak to? – Anthony zapytał z ustami pełnymi jedzenia. – Umiesz gotować, jeśli zrobiłeś takie pyszności!
– Pancakes. Tylko pancakes, bo je lubię. – Westchnął. – Mogę jeszcze usmażyć jajecznicę albo ugotować ryż... a raczej go rozgotować, ale poza tym mam tak samo lewe ręce jak ty, Mrówa.
– A ty, Aiden? – zagadnął z nadzieją w głosie.
– Umiem gotować, ale nie tak dobrze jak babcia. Ona nawet z niczego zrobi coś ekstra – odpowiedział i zwrócił się do drugiego chłopaka: – Nie sprawimy jej problemu. Jeśli sama proponuje, to oznacza, że ma ochotę coś zgotować. Myślę, że jak po drodze wstąpimy na zakupy, to na wieczór zrobi też ciasto.
Szeroki i szczery uśmiech, jaki pojawił się na twarzy Lucasa, był najlepszą odpowiedzią na to, co sądzi o tym pomyśle.
Zdecydowanie był na tak.
Anthony'ego nawet nie trzeba było pytać. Nadzieję na zjedzenie "babcinych rarytasów" miał wypisaną na całej twarzy.
Po krótkiej debacie i wymianie wiadomości z emerytką uzgodnili, że zjawią się na późny obiad, a po drodze kupią potrzebne składniki na ciasto.
Kolejne trzy godziny odzyskiwali siły po imprezie, wylegując się w salonie na kanapie i grając w karty. W tle z głośników leciała niegłośna muzyka, a oni nawadniali swoje organizmy kolejną porcją soków, kilogramami owoców i herbatą parzoną przez Aidena.
Kiedy kończyli piątą partię w Makao, Anthony przypomniał sobie o praniu, które wstawił dzień wcześniej. Niczym odrzutowiec i z miną "OKurnaWiedziałemŻeOCzymśZapomniałem" wleciał do pomieszczenia z pralko-suszarką i stanął jak wryty. Ubrania ich trzech leżały schludnie poukładane w trzy kupki. I mimo że przecież już dwukrotnie pożyczył swoje ubrania łącznie z bielizną dwóm kolegom, tak świadomość, że Aiden – był pewny, że to on, bo "Wilku w życiu nie pchałby się do składania ciuchów!" – poskładał jego żółte bokserki we fioletowe dorodne kabaczki i postawił na szczycie jego ubrań, wywołała w nim niemy krzyk zażenowania.
Głupi Mrówa! Jak jeszcze się zbłaźnisz?!
Odpowiedź była prosta i mogła być tylko jedna: Na wiele sposobów i nie tylko raz!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro