Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Jak trzy myszy znalazły się w jednym łóżku? Szybko i wściekle!

Alkohol jest powodem wielu rozmaitych zachowań i jego picie ma różnorakie podłoże. Najczęściej to zapijanie smutków bądź upijanie się na wesoło. Potrafi doprowadzić do płaczu lub niepowstrzymywanych salw śmiechu czy radości. Spora część pijanych osób odnajduje się w szalonym tańcu dzięki rozluźnieniu ciała, ale także tłumi instynkty zdrowego rozsądku i na przykład wsiada z nieznajomym do samochodu, co, w przypadku trafienia na niewłaściwych ludzi, może skończyć się dla takich osób późniejszą traumą. Tak samo często z powodu alkoholu dochodzi do awantur, rozwodów, a nawet po dziewięciu miesiącach urodzenia niechcianego dziecka.

W jednopiętrowym domku u Anthony'ego potoczne procenty wywoływały głównie wesołość i brak hamulców w rzuceniu się swoim gościom na szyję. Podchmielony gospodarz robił to przy każdej okazji i praktycznie nie można było się od niego odkleić.

Po obejrzeniu horroru i gonitwie zaczęli karaoke, ale wkrótce Anthony tak fałszował, że zrezygnowali na rzecz gry na gitarze. Okazało się, że Lucas zostawił kilka dni wcześniej swój instrument i po namowie zagrał kilka utworów. Siedział na stole, jego dwuosobowa widownia na kanapie i gromkimi brawami nagradzała go po każdej piosence.

– To co, teraz coś mocniejszego? – zapytał Anthony, dopijając piwo i odkładając pustą butelkę na panele za kanapę.

Lucas odstawiał właśnie gitarę do sypialni rodziców przyjaciela, żeby była bezpieczna. Z ich pijackimi wybrykami lepiej wziąć poprawkę, że coś stłuką lub rozwalą. Usiadł z powrotem na stole i sięgnął po swoje piwo.

– Nie wystarczy ci już?

– Jeszcze nie! Dziś miało być szaleństwo i będzie, a my będziemy pić do nieprzytomności! – oznajmił w połowie leżąc klatką piersiową na łóżku i na udach Aidena. Jego głos był podniesiony bardziej niż zazwyczaj, więc było wiadome, że jest pijany i ma dość. Niestety zrobił się także bardziej uparty. – Przecież wiem, jak się pije i jak łączyć alkohole. – Zrobił nieokreślony ruch dłonią w powietrzu. – Najpierw słabe, później mocne. Nie odwrotnie. – Wystawił palca, jakby kogoś pouczał. – To złota zasada.

Policzek cały czas miał oparty o miękki materiał obicia mebla. W tym momencie nie wyglądał, jakby faktycznie myślał trzeźwo. Aiden palcami bawił się końcówkami jasnych włosów, które związał wcześniej gumką, bo już kilkukrotnie Lucas za nie przypadkowo pociągnął podczas ich niejednej walki, do której dochodziło bez powodu. Jakby po prostu lubili to robić i z etanolem krążącym w żyłach w ogóle sobie tego nie szczędzili.

– Mrówa, czy ty masz w ogóle siłę jeszcze się podnieść? – Lucas przyglądał się im obu.

– Jasne! – odkrzyknął, unosząc dłoń i przypadkowo dotykając podbródka Aidena.

– Właśnie widzę – mruknął, pocierając czoło. – Dobra, ale jeśli chcesz nadal pić, masz pięć sekund, żeby znaleźć się przy lodówce – powiedział i nie czekając nawet chwili, zaczął odliczać: – Jeden...

Po "jeden" Anthony podniósł się na czworaka i lekko zamglonym wzrokiem spojrzał na Lucasa. Uśmiechnęli się do siebie, jakby takie wyzwanie nie było ich pierwszym.

Na "dwa" chłopak z krótkim kucykiem wyskoczył w stronę Lucasa. Aiden chciał go złapać, ale się spóźnił. Kiedy rozbrzmiało "trzy" Lucas gwałtownie się schylił, a Anthony oparł się o jego napięte, twarde mięśnie pleców i przeskoczył go jak kozła na zajęciach wuefu w szkole. Ledwo ustał na nogach, ale ostatnie dwie sekundy wystarczyły mu na dotarcie do lodówki.

Safe! – krzyknął, dotykając rączki i obracając się dumnie. – Pijemy dalej!

Czterdzieści pięć minut później i wypitą połowę butelki z zielonym wysokoprocentowym płynem trzem kolegom urwał się film.

*

Aiden nigdy nie upijał się do nieprzytomności. Można więc śmiało powiedzieć, że to był jego pierwszy raz. Z tego powodu nie od razu zrozumiał, gdzie jest, jaki jest dzień lub pora dnia. Nie miał bladego pojęcia, kiedy właściwie poszedł spać i dlaczego nie leży we własnym łóżku.

Zanim ciało zaczęło odbierać i rozsortowywać bodźce z wewnątrz, otworzył oczy. Odczuwany niepokój i niepewność spowodowały, że wzrok od razu się wyostrzył i zobaczył błękit nieba z białymi, puszystymi chmurami. Zamrugał, ale nic się nie zmieniło. Wyciągnął dłoń i dotknął "nieba". Było śliskie i zimne. Dopiero po chwili sobie uświadomił, że to, na co patrzy, jest fototapetą. Nie panikował, choć był odrobinę zaniepokojony.

Zamknął oczy i spróbował przypomnieć sobie, jak znalazł się w nieznanym pokoju. Niczym w filmie, strzępy obrazów pojawiły się w jego głowie i zaczął się rozluźniać. Musiał być nadal w domu Anthony'ego, bo to u niego odbywała się impreza.

Mlasnął i oblizał usta. Były suche i nie miał pojęcia, czy umył przed snem zęby, ale na szczęście spał sam, więc jego alkoholowy oddech o poranku nikogo nie odstraszy. Podejrzewał, że nie tylko on tej nocy przesadził, więc każdy z nich trzech ma podobny problem. Był odkryty, ale w pokoju temperatura była wysoka. Nadal miał na sobie pomarańczy T-shirt i czerwone spodnie dresowe. Bluzę musiał gdzieś rzucić, choć... chyba zrobił to już w nocy. Nie do końca pamiętał, w którym momencie. Głowa go nie bolała, co uznał za dobrą wróżbę albo po prostu alkohol jeszcze w dużych ilościach krążył w jego żyłach.

Powoli powracały do niego wspomnienia picia Absyntu, mieszania go na łyżeczce z cukrem, podpalania i szybkiego picia. Już wiedział, co go tak "potargało". Wydawało się mu, że w międzyczasie wycisnęli sok z grejpfrutów lub pomarańczy i wypili po dwie szklanki. To mógł być nawet jego pomysł. Często wyciskali z babcią owoce, a już wcześniej zwrócił uwagę, że Anthony ma na konturze na szklanej paterze różne cytrusy. Chciał żywić nadzieję, że dzięki temu kac go nie złapie, będzie mniej bolesny lub przynajmniej szybciej minie.

Ziewnął głośno i przeczesał dłonią włosy. Nagle wstrzymał oddech, natrafiając na coś na tyle swojej głowy. Na kilka sekund zastygł, a potem dotykiem zbadał nieznany "przedmiot". Był ciepły i poruszył się, łapiąc końcówki jego palców.

Co jest...? – prawie zapytał na głos.

Chciał sprawdzić, czyją dłoń właśnie chwycił, zresztą z wzajemnością, lecz wtedy poczuł nacisk na pierś.

Dopiero wtedy spojrzał w dół. Zobaczył przedramię i dłoń luźno zwisającą na wysokości splotu słonecznego. Ktoś ponownie przesunął palcami po jego włosach.

Nie próbując zgadnąć, co się dzieje, obrócił się. Przed sobą miał twarz śpiącego Anthony'ego. Leżał na ramieniu osoby, której opuszek palca wskazującego dotknął jego czoła. Stuknął trzy razy szybko, trzy razy powoli i znów raz za razem.

Aiden uniósł głowę z poduszki i ponad uchem Anthony'ego dojrzał utkwioną w siebie nieruchomą, prawie czarną tęczówkę. Lucas leżał za jasnowłosym chłopakiem, obejmując go jednym ramieniem, a drugim robiąc za poduszkę.

Patrzyli na siebie tak długo, aż Aidena zaczęły piec oczy i zamrugał. Lucas uniósł dłoń z zamiarem ponownego stuknięcia go w czoło, ale jego palec tym razem nie sięgnął celu. Aiden złapał za niego i zatrzymał.

– SOS? – spytał.

Głos miał cichy i zachrypnięty. Gardło go bolało, choć nie miał pewności czy z przepicia, czy od śmiechu. Dawno nie spędził czasu w tak wesołej i zwariowanej atmosferze, jak poprzedniego dnia.

Lucas uniósł głowę, a kąciki jego oczu delikatnie się zmarszczyły, kiedy się uśmiechnął.

– Znasz alfabet Morse'a? – Jego głos także był zachrypnięty i o wiele niższy niż zazwyczaj.

– Znam. Trzy krótkie, trzy długie, trzy krótkie. To podstawowy sygnał znany na każdym zakątku świata.

– Założę się, że Mrówa by tego nie wiedział.

– A może zaskoczyłby cię.

Lucas cicho się zaśmiał i opadł na poduszkę, znikając za ciałem Anthony'ego.

– Muszę się odlać. Już ledwo trzymam.

Tym razem to Aiden wygiął usta w uśmiechu i puścił trzymany palec.

– Mam ci w czymś pomóc? – zagadnął, zastanawiając się nad jego słowami. Raczej nie powinien mieć problemu z wyciągnięciem ramienia spod głowy Anthony'ego.

– Ta – rzucił w odpowiedzi. – Weź go ode mnie.

– Anthony'ego?

– A kogo innego?

– Ale po co? Przecież śpi spokojnie. Do niczego mnie nie potrzebuje.

– Kiedy jest mocno pijany, budzi się, gdy jest sam.

– Chyba nadal nie rozumiem...

– Po prostu przyciągnij go bliżej. Możesz to zrobić?

Aiden zawahał się, ale ostatecznie przesunął dłoń Anthony'ego ze swojego boku na plecy, sam obejmując go i przyciskając do piersi. Nie ułożył jego głowy na ramieniu jak Lucas tylko niżej, aż twarz Anthony'ego znalazła się przy jego obojczykach. Natychmiast nos mocniej wcisnął się w materiał pomarańczowej koszulki, ramię złapało mocniej, a jedno z kolan wsunęło się między nogi Aidena. Ta sytuacja przypomniała mu, kiedy chłopak spał u babci w mieszkaniu i rano także się do niego przytulił.

Przez sen i całkowicie nieświadomie, choć nie jak ośmiornica wokół swojej ofiary.

Dwudziestolatek usiadł i przeciągnął się, a potem pomasował ramię i bark.

– Jego czerep jest cholernie twardy i niewygodny – stwierdził, pukając go knykciem w skroń. – Gdybym nie wiedział, że każdy człowiek ma mózg, stwierdziłbym, że jest tam tylko deskorolka i jego głupi śmiech.

– Dlaczego chciałeś, żebym go trzymał? – zapytał Aiden. – Nie masz nic przeciwko, że to ja? Przecież sam powiedziałeś na zawodach, że...

– Daj spokój – przerwał mu. – Tego, co jest między mną a nim, nikt i nic nie zmieni, ale nie chciałem, żeby kolejny raz wpakował się w jakąś szajsowatą znajomość. – Ziewnął, zasłaniając usta. – Jednak się pomyliłem. Równy z ciebie gość. Nie jesteś tylko małym płomyczkiem – powiedział uszczypliwie i wygiął usta w uśmiechu.

Zsunął się na skraj łóżka i oparł łokcie na udach, splatając ze sobą palce obu dłoni.

– Anthony – ciągnął – jest naprawdę świetną osobą. Zasługuje na to, żeby otaczali go tacy sami ludzie jak on.

– Wątpię, że się do nich zaliczam. Nie jestem ekstrawertykiem, który zaraża swoim dobrym humorem innych.

– Tu nie chodzi o takie pierdoły. Wiem, że wiesz, co mam na myśli – rzucił, łypiąc na niego, lecz zaraz się rozpogodził. – Jesteś w porządku. Inny od niego, ale podobny. Z tej waszej dobroci ty jesteś tylko bardziej zgryźliwy, uparty i bystry. Może mniej mówisz, ale kiedy pojawia się jakiś problem, to nie zostawiłbyś nikogo w potrzebie.

– Czy... – Aiden zmarszczył brwi – czy coś się stało, że on tak...

– Lgnie do ciepła, jak ćma do światła? Ha, ha! Tak. Zwłaszcza gdy się napije. – Mrugnął mu i spojrzał na nich obu, kontynuując: – Jego rodzice od lat częściej są poza domem niż w nim. Mama jest konstruktorem, a ojciec wszystko nadzoruje. Pracują razem, tymczasem Mrówa jest tu sam.

Nie wyglądał na złego, kiedy to mówił. Nie dało się w jego głosie wyczuć żalu. Jeśli byli przyjaciółmi od lat, prawdopodobnie obaj przyjęli taką kolej rzeczy za normalną. To jednak jeszcze bardziej udowadniało, jak dobrze się znali, akceptowali swoje małe słabości i wspierali.

Zwłaszcza Lucas Anthony'ego.

– Jeśli bardzo ci przeszkadza – wskazał na śpiącego – to owiń go tamtym szarym kocem jak naleśnika. Też mu wystarczy.

– Nie, spoko, jest okej.

– To dobrze. Ludzkie ciało jest cieplejsze od koca. Jestem pewny, że doceni ten gest.

O ile będzie pamiętał i nie będzie mu głupio – przeszło przez myśl Aidenowi. – Do ciebie na pewno się przyzwyczaił, ale ja...

Lucas wstał i wyciągnął w górę ramiona. Strzeliły stawy, a potem dłonią rozmasował kark, poruszając na boki głową. Złapał za brzeg koszulki i ściągnął ją przez głowę, wieszając na oparcie fotela przy biurku. Podszedł do wysokiej szafy z jasnego drewna i otworzył jedno skrzydło. Zachowywał się tak, jakby znał ten dom jak własny, a szafa i jej wnętrze należały do niego.

Oczy Aidena podążały za nim, zatrzymując się na ładnie wyrzeźbionych plecach i ogromnym, wykonanym czarnym tuszem tatuażu głowy wilka. Zwierzę spoglądało na niego takim samym przenikliwym wzrokiem jak osoba, której go wytatuowano. Przez prawą łopatkę, gdzie wilk miał szpiczaste ucho, przebiegała długa, prosta blizna.

– A co z tobą? – odezwał się Lucas i obrócił do niego.

– Ze mną? – Dwudziestolatek skinął, a Aiden uniósł brwi w konsternacji. – Co ma ze mną być?

– Co cię do nas przywiało? – zapytał, ale widząc nadal brak zrozumienia w spojrzeniu, dodał: – Dlaczego spędzasz wakacje tutaj, a nie wylegując się na ciepłej wyspie albo chociażby uczestnicząc w jakimś kursie?

Anthony wymruczał kilka niezrozumiałych sylab przez sen i mocniej przywarł do piersi odzianej we wściekle pomarańczowy T-shirt.

Aiden poczekał, aż się wygodnie ułoży, sam kładąc dłoń na jasnej głowie i lekko masując ją samymi opuszkami palców.

– Chciałem spędzić wakacje u babci – odpowiedział.

Wzrok Lucasa podążył za dłonią chłopaka, nie komentując jego dotyku. W zamian zareagował na usłyszaną odpowiedź.

– Jaja sobie chyba robisz – powiedział. – Kurwa, przecież masz dziewiętnaście lat.

– Ty i Anthony tak samo nigdzie nie wyjechaliście.

– My to co innego. Nie mamy czasu na wakacje.

Ta odpowiedź wydała się Aidenowi dziwna, ale nie skomentował jej, jedynie podsumowując krótko:

– Każdy robi to, co chce.

– Czyżby? – Uważnie się mu przyjrzał i podszedł, dotykając palcami lewej kostki pod ściągaczem czerwonych spodni dresowych. – Nie używa się taśmy usztywniającej, jeśli jest wszystko okej.

Dopiero teraz Aiden się zorientował, że nie ma skarpet. Na biurku dojrzał czarną ortezę, którą nosił poprzedniego dnia.

Kiedy ją zdjąłem? – spytał sam siebie, lecz jakiejkolwiek udzieliłby sobie odpowiedzi, nic ona w obecnej sytuacji nie zmieni.

– Nie mogę się zanadto przeciążać – odpowiedział bezbarwnym tonem. Zamknął oczy i wygodniej ułożył głowę na poduszce. – Ale zrobiłem to, dlatego przez kilka dni muszę ją ponosić.

Dłoń zniknęła, ale materac się poruszył. Lucas usiadł. Przez prawie minutę milczał, a potem zapytał:

– Coś poważnego?

– Mogę chodzić, więc nic mi nie będzie.

– Chodzić – powtórzył. – Samo chodzić to czasami za mało.

– Czasami... musi wystarczyć.

– Hm, widziałem z jaką łatwością poradziłeś sobie z tamtymi gośćmi. Na pewno mogłeś sobie na to pozwolić?

– Będziesz mi teraz matkował? – zaśmiał się. – Ty i twoje sumienie możecie być spokojni. Gdybym nie mógł, nie pomógłbym ci i nie wtrącał się do bójki. Nic sobie wtedy nie zrobiłem, nie musisz się martwić. Ortezę miałem na stopie, odkąd wyszedłem z domu.

– Boli też od zmiany pogody? To coś świeżego?

– Starego – wyznał szczerze. – Ale nigdy się nie oszczędzałem, więc kiedyś musiała odmówić posłuszeństwa i mnie... – "w końcu unieruchomić na stałe", chciał powiedzieć, ale zmienił to na drobny żart: – ściągnąć na wakacje do was. Naprawdę, trafiło mi się jak ślepej kurze ziarno. Takich dwóch jak wy nieczęsto się spotyka.

– Ha, ha! To komplement?

– Oczywiście... że nie.

– Zgryźliwy od samego początku – rzucił mu ze śmiechem. – Ale to nic, my też się cieszymy, że cię poznaliśmy. – Przeczesał nastroszone włosy i zapytał: – Po wakacjach wracasz do tego, od czego zrobiłeś sobie przerwę?

Choć zaledwie do poprzedniego dnia niewiele rozmawiali, Aiden w tej chwili nie czuł blokady przed powiedzeniem słów, które ciążyły mu od dwóch miesięcy.

– Chciałbym. – Może to dlatego, że był jeszcze wstawiony, a może po prostu Lucas to w końcu ktoś obcy. Nic o nim nie wiedział i dotąd nie był w stosunku do niego najmilszy, ale przynajmniej szczery i z jakiegoś niezrozumiałego powodu martwił się nie tylko o swojego przyjaciela, ale o niego również. – Chciałbym, ale nie zawsze można robić wszystko, co się lubi.

Ich spojrzenia się przecięły i zatrzymały na sobie. Obaj nie musieli dawać i dostawać jasnych odpowiedzi. Często kryła się ona między słowami, gestami, a nawet ciszą, która nastała.

Lucas tylko skinął.

Wstał i dopiero w drzwiach powiedział:

– Idę pod prysznic. Jak ta łajza się obudzi, to zejdźcie na śniadanie. W podzięce za babcine nachosy i twoje frytki z batatów dziś Wilku będzie serwował pancakes z każdym możliwym dodatkiem! – zakończył wesoło i mrugnął mu. – Nie musicie się spieszyć. Niech tylko ten golas porządnie się wykąpie, bo capi od niego jak z gorzelni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro