Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. Za ostro! Aiden, jak mogłeś? Teraz przez ciebie płaczę!

Aiden oraz Anthony wyszli z zaparowanej łazienki i zostali powitani głośnym rockowym kawałkiem rozbrzmiewającym z dużych głośników w salonie. Za oknami zrobiło się ciemno, więc Lucas, który pierwszy skończył kąpiel, pozapalał wszędzie światła i w samych szarych spodniach oraz czarnej koszulce siedział przed ogromnym telewizorem. Klikał coś na padzie do konsoli i poruszał w przód oraz tył głową w rytm muzyki. Na ekranie lista z dostępnymi filmami przesuwała się w lewą stronę.

– Cholera – jęknął Anthony. – Zapomniałem o bokserkach!

– Sam już sobie wziąłem! – krzyknął z pokoju Lucas, obracając się do nich i lekko wysuwając czarną gumkę spod szarych dresów.

Blondyn wypruł do przodu jak uderzony piorunem. Po drodze ściągnął ozdobną poduszkę z kanapy i rzucił nią w plecy przyjaciela.

– Jesteś nie do zniesienia, Wilku! – Kucnął przy nim i odsunął brzeg szarego materiału spodni, przypuszczając najgorsze. – Dobrze wiesz, że to moje szczęśliwe gatki! – Wziął poduszkę, która upadła obok i kilka razy trzepnął siedzącą osobę po głowie. – "Batmana" ubieram tylko na zawody, a ty założyłeś je ot tak!

– Przecież to tylko kawałek materiału – mówił z uśmiechem, ramieniem nieudolnie zasłaniając twarz. Nawet nie ukrywał, że go to nie bolało. – Jak tak bardzo chcesz, to kupię ci takich par dziesięć.

– Tu nie chodzi o ilość czy jakość, ale te dostałem od mamy na urodziny i są szczęśliwe! Co, jeśli teraz przejmę twojego pecha do zajmowania drugich miejsc?

– Hola, hola, Mrówa, nie przeginaj. – Unieruchomił jego nadgarstek. – Nie jestem żadnym pechowcem i pamiętaj, że jeśli komuś oddałem najwyższe podium, to tylko tobie. Poza tym – zabrał mu poduszkę i odrzucił daleko za siebie – nic się nie stanie, jak czasami będziesz pode mną.

Aiden patrzył na kłócącą się parę przyjaciół, ręcznikiem przeczesując wilgotne włosy. Osiemnastolatek naprawdę lubił dużo mówić.

Przypomniał sobie, jak w łazience Anthony'emu buzia się nie zamykała, jakby tematom nie było końca. Nie podglądał, a nawet nie pytał o nic, gdy usłyszał odklejany rzep na ortezie. Był w swoim "rozgadanym" żywiole.

Kiedy zmienili się miejscami, Aiden przez jedną sekundę widział w odbiciu lustra gołe plecy skateboardzisty. Szczupłe, lecz gdy sięgał po gumkę, rozpuszczając włosy, nic nie mogło ukryć poruszających się pod lekko opaloną skórą mięśni. Nadal miał chłopięcą urodę, ale wyglądało na to, że wkrótce się to zmieni.

Anthony ostatni raz skarcił przyjaciela po czym wbiegł po schodach na górę i wrócił z mokrymi ubraniami Lucasa. Z łazienki na parterze dobrał resztę i zaniósł wszystko do osobnego pomieszczenia, które służyło za suszarnię w pochmurne dni lub zimę i stała tam pralko-suszarka.

W tym samym czasie Aiden postawił w salonie na stół babcine nachosy z sosem. Poszedł do kuchni i rozejrzał się.

– Mogę zrobić herbatę?

– Jasne – odparł Lucas, nie odwracając wzroku od telewizora. – Będziemy tu do jutra, więc czuj się jak u siebie. Mrówa ci już o tym przecież mówił.

– Wiem, ale... – nacisnął włącznik na czajniku bezprzewodowym – nie powinienem się tu rządzić.

– Co? Co, o czym gadacie? – doleciał do nich głos najmłodszego chłopaka, a po chwili on sam pojawił się w salonie.

– Aiden pyta, czy może zrobić herbatę.

– Pewnie! Nie pytaj, tylko przetrzep mi wszystkie szafki. Wilku zawsze tak robi. Co znajdziesz i na co masz ochotę, to bierz. Zaraz... – dopiero zwrócił uwagę, o czym rozmawiali – herbata? To nie pijesz z nami piwa? Jeśli nie chcesz, to mam dwie półki w lodówce zapełnione innymi alkoholami. Na pewno znajdziesz coś dla siebie.

– Zielona herbata na uspokojenie umysłu – wytłumaczył, nasypując do małego sitka dwie łyżeczki wyschniętych liści, które znalazł w blaszanym pudełeczku na blacie. – Jak nie przesadzi się z temperaturą wody, to jest nawet słodka. Chciałem zacząć od czegoś łagodnego.

– Ble. – Anthony poparzył na niego bez wiary. – Jak herbata może być słodka? Trzeba dodać z trzy łyżki cukru lub dwie miodu, żeby w ogóle to wypić.

– Ha, ha. Ja nigdy nie słodzę.

– Po co herbata na uspokojenie? – zapytał Lucas, rozkładając kanapę i ustawiając poduszki dla każdego. – Po wysiłku fizycznym najlepszy jest alkohol.

– Nie piję często, a herbata zawsze jest pod ręką.

– Jesteś trochę dziwny.

– Dziwny? – zaśmiał się. – Dlaczego?

– Różnisz się od chłopaków w naszym wieku. – Lucas także przyszedł do części kuchennej, a Anthony podskoczył i usiadł na kontuarze. – My nie możemy usiedzieć na miejscu, w domu się buntujemy, pijemy i palimy, bo nareszcie jesteśmy pełnoletni i chcemy popróbować tak oczekiwanej przez nas dorosłości.

– Szalejemy! – dodał Ant.

Lucas uśmiechnął się, dając mu kuksańca w ramię.

– Tak, szalejemy i staramy się poczuć trochę wolności. A ty – oparł się przedramionami o blat i obrócił głowę do dziewiętnastolatka – jesteś taki konserwatywny, spokojny i poukładany. Mrówa mówił, że masz bardzo doby kontakt z babcią. Rzadko się denerwujesz, a jeśli to robisz, to z głową. Choć nie zaprzeczam, że potrafisz być dosadny. Zazwyczaj nie mówisz za dużo, ale nie jesteś nieśmiały. Trzymasz się swoich zasad, ale – zmierzył go z dołu do góry, zatrzymując na błękicie oczu – zajebiście się bijesz.

– No właśnie! – Anthony pochylił się w stronę rozmówcy. On i Lucas otaczali Aidena z dwóch stron, patrząc wyczekująco na reakcję. – Ej, powiedz, gdzie się tego nauczyłeś? Bo w życiu jeszcze nie widziałem, żeby ktoś się tak poruszał. Twoje pierwsze kopnięcie było takie płynne i lekkie. Przypominało trochę taniec w powietrzu. Motyli taniec.

– Chyba zabójczych motyli, bo rozgromiłeś ich w jednej chwili.

Aiden utkwił wzrok w białym ceramicznym kubku i wodzie powoli nabierającej żółtawego odcienia.

– Przemoc nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem – powiedział.

Lucas prychnął.

– Uratowałeś mnie, więc co tu złego? Z dwoma bym sobie poradził, ale z czterema byłoby kiepsko. Może bym ich po czasie położył, ale pewnie nie obyłoby się od porządnego wpierdolu. Jednego od nich, drugiego od ojca za to, że dałem się pobić jak gówniarz. – Dłonią przeczesał gęste włosy na czubku głowy. – Ale dość tych peanów na twoją cześć. – Jego głos się obniżył i zabrzmiał groźnie. – Jesteś kurewsko uparty i potrafisz mnie wkurwić. Jakiego chuja mnie nie posłuchałeś, gdy kazałem ci spierdalać?

Tym razem Aiden zaśmiał się i obrócił do niego głowę. W niebieskich oczach nie było strachu, lecz rozbawienie.

– Właśnie dlatego. Bo mi kazałeś.

– Przecież chciałem zrobić ci wtedy przysługę...

– Której nie potrzebowałem.

– ...Żeby nie dostało się i tobie.

– Sam w to wszedłem i sam mogłem zdecydować, jak i kiedy chcę z tego wyjść.

– Ej-ej-ej, panowie, przecież... – próbował interweniować Anthony, kiedy zobaczył zbliżającą się kłótnię.

– Ty siedź cicho – przerwał mu Lucas i skupił się całkowicie na Aidenie. – Byłeś tam ze mną. Byliśmy tam razem i mieliśmy się dobrze bawić. Do końca. – Przesunął dłonią po twarzy i zazgrzytał zębami. – Ja ich sprowokowałem i sam powinienem się z nimi uporać. Pierwszy zwróciłeś na nich uwagę, a ja to olałem. To nie była twoja walka i... – Spuścił wzrok na jasnobrązowe płytki, które zajmowały podłogę w części kuchennej, i zatrzymał go przy końcu nogawki czerwonych dresów kontrastujących ze śnieżnobiałymi skarpetami. – Kurwa.

Między chłopcami zapanowała cisza, którą przerwał nie rozgadany Ant, lecz Aiden.

– Nikt nie ma do nikogo pretensji za to, co się stało. Tamci goście byli dla mnie śliscy, ale to nie znaczy, że powinieneś podzielać moje zdanie. Coś jednak musiało zwrócić twoją uwagę, skoro wylądowaliście na zewnątrz. Myślę, że – złapał go za nadgarstek prawej dłoni i podniósł na wysokość oczu – rany na twoich knykciach nie znalazły się bez wyraźnej przyczyny.

Wyższy od niego Lucas zabrał rękę i oparł dłoń na brzegu blatu, zaciskając palce.

– Cokolwiek się tam stało – kontynuował Aiden – zapomnijmy o tym i bawmy się dziś dobrze. Jesteśmy dorośli, ostatecznie nikomu nic się nie stało, poza... pozostawieniem mojej kurtki i Anthony'ego bluzy na wieszaku w knajpie.

– O cholera! Zapomniałem! – krzyknął Ant. – Dziś już wolę tam nie wracać, ale obiecuję, że jutro zabiorę nasze rzeczy. Chyba nikt ich nie ukradnie? – myślał głośno.

– Portfel i telefon miałem przy sobie – oznajmił Aiden. – A ty?

– Ja tak samo. Uff – westchnął z ulgą. – Całe szczęście. To co – zwrócił się do obydwu znajomych – kończycie te końskie zaloty i zaczynamy prawdziwy męski wieczór? Ma być głośno, ma być wesoło i odjazdowo, prawda?

– Jasne – przytaknął od razu Aiden.

– Wilku? – Ant zeskoczył z kuchennej wyspy i stanął przed chłopakiem. – To jak będzie? Zakopujesz topór wojenny?

– Żadnego jeszcze nawet nie wyciągnąłem – stwierdził, unosząc dłoń i mierzwiąc nią wilgotne blond włosy. – Po prostu – wziął głęboki oddech – nie lubię być nic nikomu winny. Tym bardziej, gdy ten ktoś nie ma powodu, aby za mnie nastawiać karku. Ugh! – jęknął. – Pieprzyć to. Dzięki za tamto, Aiden, ale następnym razem pomyśl o sobie.

– Proszę i zawsze to robię. Nie przeceniaj mojej dobroci i nie wyciągaj błędnych wniosków, że taki świetny ze mnie facet, co leci za innymi w ogień.

Lucas miał ochotę mu za to przyłożyć, bo dobrze wiedział, że żadna zwyczajna osoba, w tym także większość jego znajomych, nie przyszłaby mu z pomocą. A Aiden zrobił to bez zastanowienia. Niemal automatycznie. Mówił, że przemoc nie jest rozwiązaniem, dlaczego więc tak się zachował? Tym bardziej, że skłamał, mówiąc, że myśli o sobie.

Totalne bzdury.

Jednak wiedział, że przez swoją upartość do niczego się nie przyzna. Z tego powodu postanowił dać spokój, tak jak obaj koledzy sugerowali.

– Przynieś więcej poduszek ze swojego pokoju, mokry kundlu – zagadnął do niższego skatera, uśmiechając się złośliwie.

– Popatrz lepiej na siebie, wredoto! Masz tak samo mokre kudły jak ja! – odwdzięczył się mu Anthony, ale zadowolony pobiegł w stronę schodów na wyższe piętro.

– A ty – zwrócił się do Aidena sączącego jasnożółty napar – jeśli ta herbata naprawdę działa tak jak wspominałeś, to też zrób mi jedną...

Po tych słowach podszedł do jednej z szafek i wyciągnął opakowanie pierniczków w czekoladzie.

– Nawet jeśli będzie gorzka, to z nimi jakoś to przeżyję – mruknął dość cicho, udając obojętnego.

– Posmakuje ci.

– Na pewno?

– Tak – zapewnił. – Zaparzę z tych samych liści, to będzie nawet delikatniejsza od mojej.

– Niech ci będzie. – Odgryzł kawałek ciastka i powoli go przeżuwał. Kiedy przełknął, odezwał się tak cicho, że miał nadzieję, że nie zostanie usłyszany: – Dzięki.

Choć słuch Aidena był bardzo dobry, nic nie odpowiedział. Skinął tylko minimalnie głową, żeby Lucas sam mógł zdecydować czy uzna to za potwierdzenie, czy przypadkowy ruch.

Są sprawy, o których faceci nie lubią mówić, a szczerość dużo ich kosztuje.

Zwłaszcza uratowanie własnego tyłka przez młodszego, nie w pełni sprawnego nowego znajomego.

*

Dziesięć minut później usiedli na rozłożonej kanapie z trzema otwartymi zielonymi butelkami z piwem i domowymi nachosami z ulubionym paprykowym sosem Aidena.

– Za dzisiejszy wieczór! Niech już nikt z nas nie oberwie! – wzniósł toast Anthony.

– Za dziś! – dołączyło pozostałych dwóch chłopców.

Naraz wypili zawartość prawie jednej trzeciej butelki i po kolei, zaczynając od Aidena, wzięli nachosy. Zanurzyli w niewysokim, szerokim słoiku i równocześnie włożyli do ust. Aiden uśmiechnął się i zaczął spokojnie przeżuwać, patrząc na jednego, to na drugiego chłopaka, których twarze jak za sprawą magii zaczęły robić się coraz bardziej czerwone, a ich czoła i skronie spocone. Jednak pierwsze mokre zrobiły się ich kąciki oczu, z których zaczęły spływać łzy.

– Na razie nie zapijajcie piwem. Zamknijcie usta i postarajcie się gryźć powoli, to wkrótce nachosy zastąpią ten ostry posmak – poinstruował Aiden, sięgając po kolejną porcję.

Dwie pary zaszklonych oczu z przerażeniem śledziły ruch jego ręki, jak obficie zanurza trójkątny kawałek placka kukurydzianego w sosie, a następnie go zjada.

Uśmiechając się przy tym!

Ani Anthony, ani Lucas nie byli w stanie nic powiedzieć, ale zawierzyli koledze i zmusili się do nie wlania w siebie pozostałej im w butelce zawartość prosto do gardła. Idąc dalej, nawet spróbowali zjeść kolejną porcję nachosów, tym razem zanurzając we wściekle pomarańczowej ostrej konsystencji zaledwie czubeczek. Wycierając nasadą dłoni oczy, chrupali i przez zakatarzone nozdrza wciągali powietrze.

– Czy twoja babcia jest sadystką, częstując nas takim diabelnie ostrym sosem? Podpadłem jej czymś ostatnio? Myślałem, że się całkiem dobrze dogadywaliśmy. – Anthony pierwszy zapytał, wycierając twarz o jaskrawozielony T-shirt, który miał na sobie. – Jak ty to możesz jeść?

– Najostrzejszy jest pierwszy kęs, a z każdym kolejnym robi się coraz smaczniejsze.

– S-smaczniejsze? Niby z której strony ten sos jest w ogóle jadalny? Nie jestem samobójcą!

Aiden zaczął się śmiać. Wstał z kanapy i podszedł do lodówki, wyciągając z niej mleko. Nalał do dwóch szklanek i wręczył kolegom.

– Proszę. – Usiadł na swoim miejscu i powrócił do przerwanego jedzenia. – Moja babcia nie jest sadystką, ale była ciekawa, czy dacie radę to zjeść. – Nabrał na nachosa pokaźną ilość sosu i włożył całego do ust. Przegryzł i patrząc z dziwnym błyskiem w oku na jednego i drugiego, uzupełnił wypowiedź: – Podobno im ostrzejsze potrawy ktoś może zjeść, tym lepszy i ostrzejszy jest w... te klocki.

Zlizał z palca resztkę sosu i sięgnął do papierowego worka. Niespodziewanie Lucas wyprzedził go, wyciągając trzy nachosy naraz. Następnie namoczył je w słoiku i zbliżył do ust. Aiden z rozbawieniem widział, jak przed zjedzeniem ich przełyka i zaciska palce drugiej ręki na materiale swojej czarnej koszulki.

– Ej, Wilku, to nie fair. Dla ciebie już też nie jest ostre? – zapytał Ant, patrząc wielkimi oczami na przyjaciela. – No weź! Czyli co, tylko ja jestem słabiakiem w "te klocki"? I o co w ogóle z tym chodzi? Bo jak o LEGO to w swoim życiu ułożyłem nawet piracki statek z LEGO Technic! I zajęło mi to zaledwie kilka godzin! Nie można nazywać kogoś gorszym, tylko dlatego, że ma wrażliwy język!

Aiden powstrzymywał śmiech, Anthony ciągle narzekał, jakie jest to niesprawiedliwe, a Lucas nic nie mówił, dzielnie jedząc i płacząc jednocześnie. Ale trzeba było przyznać, że nie odpuszczał do samego końca. Ego tego chłopaka musiało być wysokie, a męska duma nie pozwalała mu na żadne ustępstwa.

We dwóch wypili karton mleka, ale ze zjedzeniem całego sosu chili pomógł im Aiden. Po ostrej uczcie, z piwami w dłoni oparli się o poduszki i włączyli horror o nawiedzonym domu. Anthony siedział pośrodku, na zmianę chowając głowę raz za Aidena, raz Lucasa. Dopiero pijąc trzecie piwo, udało się mu wziąć poduszkę w ramiona i ściskać ją, ilekroć duch pojawiał się na ekranie. Ale nie odwracał już wzroku.

Pod koniec filmu Lucas przy straszniejszych momentach zacząć dotykać go palcem po żebrach, więc chłopak podskakiwał w górę z piskiem. Za którymś razem oblał się piwem, więc zdjął rażącą jaskrawą zielenią koszulkę i rzucił ją w kąt pokoju. Samej końcówki już nie widzieli, bo dwóch przyjaciół goniło się po salonie, przeskakując przez kanapę, stół, fotele, ślizgając po blatach lub ustawiając Aidena jako tarczę. Nawet nie było wiadome, o co im poszło i dlaczego Lucas ścigał Anthony'ego, a potem zamienili się rolami.

Najbardziej trzeźwy Aiden na chwilę ich zostawił i poszedł do pomieszczenia, w którym znajdowała się pralko-suszarka. Był pewny, że Anthony zapomniał o ich ubraniach, więc sam je wyjął. Wyprały się i wysuszyły. Nadal były ciepłe. Poskładał je i ułożył na stojącej obok komodzie.

– Ratunkuuu! – Z salonu doleciało zawodzenie Anthony'ego.

Aiden zaśmiał się. Spojrzał na trzy równe kupki odzieży i przez chwilę poczuł się jak matka. Wychodząc i widząc kotłujących się na dywanie chłopaków, z których jeden drugiemu wykręcał nogę, naprawdę niedaleko mu było do opiekunki.

Nie pozostało mu inne wyjście niż uspokoić swoje niesforne dzieci.

– Widziałem w szafce bataty – powiedział głośno, przekrzykując chłopaków. – Kto ma ochotę na słodkie pieczone frytki?

– Ja! – krzyknęli jednocześnie.

Niech ktoś tylko powie, że jedzenie nie ma cudownych właściwości pojednawczych!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro