Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. Anthony, cholera jasna, nie zachowuj się jak nastolata!

Wymienili się numerami telefonów, a nawet obiecali sobie, że napiszą wiadomość, kiedy będą już w łóżku. Aiden odprowadził Anthony'ego pod furtkę przy jednopiętrowym białym domu. Bluza została u blondyna i umówili się, że odda ją dopiero w środę.

"Nie chcę, żebyś znowu wyskoczył z jakimś prezentem. To niepotrzebne. Nic nie musisz kupować" – powiedział mu. – "Zwróć tylko bluzę i będziemy kwita".

W poniedziałek spotkali się na skateparku. Aiden z zadowoleniem zauważył, że podjechał do niego, jak tylko przekroczył bramkę i nie miał przy sobie bluzy. Podali sobie ręce i poszli na ławkę.

– Chciałbyś dziś posiedzieć z nami na rampie? – zapytał Anthony. Stał przed chłopakiem na deskorolce, jeżdżąc w prawo i w lewo. – Będę szlifował inverta i jego różne kombinacje. Może doradzisz mi, co mógłbym poprawić lub jaki element dodać, żeby wyglądało to bardziej czadowo?

– Nie znam się na skateboardzie.

– Właśnie dlatego jako jedyny mi pomożesz. Tu wszyscy naoglądaliśmy się po pachy pro-filmików, więc ciężko jest stworzyć coś nowego i świeżego. A ty nic o tym nie wiesz, więc każda twoja rada będzie dla mnie na wagę złota. Co? – prosił. – Zgódź się. Jeśli poczujesz znudzenie lub ci się nie spodoba, to wrócisz na ławkę, ale chociaż spróbuj.

Aiden patrzył na chłopaka przez chwilę, a potem wstał i zarzucił na ramię plecak.

– Dziesięć minut – poinformował. – Jeśli przez ten czas nic nie wymyślę, wracam.

Szeroki uśmiech pojawił się na twarzy jego rozmówcy. Stanął na rękach na deskorolce i, przekręcając ją palcami, wskoczył z powrotem.

– Jesteś najlepszy, Aiden! – Zrównał się z jego tempem marszu. – Od razu przedstawię ci chłopaków. Są w porządku. Oni dziś idą na raila* i tamtego boxa. – Wskazał dłonią niską, prostokątną przeszkodę ze sklejki, obok której postawiono metrowej wysokości barierkę. – Dlatego rampa będzie tylko nasza.

rail* – poręcz, barierka

– Okej.

Anthony przedstawił Aidenowi piątkę swoich kolegów. Motyla już poznał. Był to wysoki i chudy chłopak, który dzień wcześniej mu pomachał. Poza nim byli też Pszczelarz, Osa, Kleszczu i Bąk. Na powitanie przybili sobie żółwiki. W oczach Aidena wszyscy wyglądali na młodszych od niego, ale podobnie towarzyskich jak Anthony.

Po przywitaniu rozdzielili się. Jedni poszli na boxa, a dwóch ustawiło się przy barierce, żywo omawiając przyszłe triki.

– Usiądź tutaj. – Anthony wskazał na prawą stronę wysokiej platformy rampy. Założył na głowę czerwony kask, a na kolana ochraniacze. – Pośrodku może być niebezpiecznie, ale do krawędzi prawie nigdy nie doskakuję.

– Prawie? Nie chcę, żebyś mnie przejechał.

– Wolisz, żebym cię przeleciał?

Spojrzeli na siebie, nagle uświadamiając sobie jak bardzo dwuznacznie to zabrzmiało. Anthony zrobił krok w stronę drugiego chłopaka, otwierając usta i chcąc jak najszybciej się wytłumaczyć i przeprosić, ale Aiden wszedł mu w słowo, bardzo spokojnie i dosadnie mówiąc:

– Wolę, żebyś nie zrobił krzywdy ani sobie, ani mi.

Poszedł we wskazane miejsce, położył plecak obok siebie i usiadł, spuszczając nogi wzdłuż powierzchni rampy.

– Zaczynasz? Mogę już zacząć odliczać nasze dziesięć minut?

Czarne źrenice Anthony'ego na bladoniebieskiej tęczówce były rozszerzone, kiedy dziwna myśl pojawiła się w jego umyśle, ale zatrzymał ją dla siebie. Zamknął usta i przełknął, skupiając się na tym, po co tu przyszli.

– Dziesięć minut, co? – zapytał cicho, patrząc w dół na swoją deskorolkę. – Naprawdę nie masz dla mnie taryfy ulgowej.

– Sam to zaproponowałeś. Czyżbyś chciał się teraz wymigać? – zapytał ze złośliwym i rzucającym wyzwanie uśmieszkiem. – Uważasz, że nie dasz rady w dziesięć minut przekonać mnie do spędzenia z tobą więcej czasu?

Anthony już miał zamiar wejść na deskę i zjechać, ale słysząc te słowa, nagle podniósł głowę i uśmiechnął się do Aidena.

– Czyli już bierzesz pod uwagę opcję, że zostaniesz ze mną dłużej?

– Tego jeszcze nie powiedziałem.

– Ale nie miałbyś nic przeciwko?

– Wszystko zależy od twoich umiejętności i czy będziesz wystarczająco przekonujący.

– Potrafię i jedno, i drugie.

– Chyba tylko się przechwalać.

– Wcale nie! Sam widziałeś, że wygrałem główną nagrodę na rampie.

– To nie znaczy, że naprawdę dobrze jeździsz – skwitował Aiden. – Może twoi przeciwnicy byli słabi?

– O nie-nie-nie, nic takiego. Zaraz sam się przekonasz i jeszcze będziesz mnie przepraszał, że we mnie wątpiłeś.

– Co tu jest do przepraszania, jeśli cały czas tylko gadasz? Czas ucieka, a tobie pozostało już tylko... Jakieś dziewięć minut.

– Dobra, dobra, nie bądź taki dokładny i daj mi już wyjechać.

– Nawet cię nie trzymam.

– Ale zagadujesz – upierał się przy swoim blondyn.

– Sam zacząłeś. Ja tylko odpowiadam. Osiem minut i trzydzieści sekund. Nie to, żebym cię poganiał. Mogę tutaj posiedzieć jeszcze ten czas i pójść na ławkę.

– No już! – krzyknął, podchodząc do początku zaokrąglonego spadu jasnobrązowej sklejki. – Ale jesteś bezwzględny. Nie masz dla mnie litości.

Tym razem Aiden nie odpowiedział, więc Anthony wysunął deskorolkę na skraj, przydeptując jedną końcówkę i kładąc stopę także na drugiej.

– Przypatrz się dobrze, bo jak się rozkręcę, to nie zauważysz, kiedy te twoje osiem minut zmieni się w piętnaście, a potem pół godziny. Nie będziesz mógł oderwać ode mnie oczu.

– Na razie ciekawsi są twoi koledzy niż ty. Oni przynajmniej coś robią, a nie tracą czas na gadanie.

Anthony jęknął.

A jeszcze kilka dni temu byłeś taki małomówny! – Poprawił zapięcie na kasku. – Choć od początku zgryźliwy.

Przesunął ciężar ciała w przód i już po chwili pędził na deskorolce w dół.

Wolałbym, żebyś ty pierwszy to zrobił! – pomyślał, ukrywając zawstydzenie pod uśmiechem i wiatrem uderzającym go w twarz.

Kto wie, na jakie pytanie sobie odpowiedział.

* * *

Tego dnia na rampie spędzili kilka godzin. Kolejnego także. Aiden, widząc, jak chłopak dobrze balansuje ciałem, zaproponował, aby spróbowali przybić sobie "piątkę". Było to dość niebezpieczne, ponieważ Anthony był wtedy do góry nogami i w powietrzu, więc ubrał jeszcze ochraniacze na łokcie oraz nadgarstki. Nie chciał spędzić letnich miesięcy na leczeniu kontuzji lub siedzeniu bezczynnie w sztywnym i uciążliwym gipsie.

Po kilku niegroźnych upadkach udało się mu wyskoczyć tak wysoko, aby mieć czas na przytrzymanie deski i koniuszkami palców dotknięcie otwartej dłoni Aidena. Tak się cieszył, że zapomniał się przekręcić i na kolanach oraz rękach zjechał głową w dół. Na dnie w kształcie litery "U" wyłożył się jak długi i przez prawie minutę tak leżał, śmiejąc się i patrząc w niebo.

Później szło mu coraz lepiej. Po popołudniach spędzonych razem obaj uznali: "to ja muszę cię odprowadzić", dlatego się umówili, że będą to robić naprzemiennie. Raz Aiden Anthony'ego, raz odwrotnie. Zaczął Aiden, bo stwierdził, że jego imię w alfabecie jest przed Antem. Oczywiście przez chwilę się kłócili, ponieważ dzień wcześniej brunet także odprowadzał skateboardzistę, ale i tak wyszło na jego. We wtorek odprowadzającym był Anthony, a w środę mieli się spotkać u babci.

Już w samo południe Anthony, po uprzedniej informacji wysłanej SMS-em, pojawił się przy klatce dziesięciopiętrowego bloku. Zadzwonił pod dwunastkę, a potem w dwadzieścia sekund pokonał wszystkie dzielące go od drzwi do drzwi schody.

W progu stał Aiden, a na jego widok Anthony otworzył szeroko oczy i aż zaniemówił.

Chłopak miał ubrane granatowe jeansy, a do tego czarną koszulę z długim rękawem typu slim, która świetnie podkreślała jego figurę – szersza w barkach, węższa przy pasie. Białe guziki były zapięte poza ostatnim. Sztywny kołnierzyk rozsunięty z wstawką w jasnym kolorze platyny dookoła szyi i widocznym delikatnym srebrnym łańcuszkiem. Rękawy podwinął do połowy przedramion. Jasnoszare mankiety również były sztywne. Wyglądał w tym momencie bardziej jak Casanova niż "kolega ze skateparku". Wzrok Anthony'ego nie pominął nawet mięśni na klatce piersiowej i brzuchu, które wychwycił przy ruchach chłopaka. Dotąd widział go w zwykłych, luźnych T-shirtach, ale nawet gdy był trzymany przez niego podczas burzy, nie zdawał sobie z tego sprawy.

Byłem aż tak przerażony, że nie poczułem tych mięśni?!

Aiden pochylił się, zabierając z jego rąk papierową torbę ze swoją bluzą. Skater dostrzegł skrawek obojczyków oraz górną część piersi i nie mógł odwrócić wzroku.

Od samego początku wodziłeś za nim spojrzeniem, napalony Ancie, i nie miałbyś nic przeciwko, gdyby ta znajomość wykroczyła poza zwyczajną znajomość, ale, kurna, bądź realistą! To nie żaden romans dla nastolatków, który skończyłby się trzymaniem za rękę i chodzeniem o zachodzie słońca po plaży! Bądźmy rozważni! W życiu nie popatrzy na ciebie, jak ty na niego! – Jego umysł był torpedowany dziesiątkami myśli.

Tylko go nie dotykaj. Nie rób nic głupiego. Nie gap się tak. Przekręć ten durny łeb, zanim twoja ręka sprawdzi, czy to, co widzisz, jest prawdziwe!

Brunet przesunął się, robiąc miejsce dla swojego gościa.

Przeszedł ze ściśniętym gardłem, starając się głupkowato uśmiechnąć. Udawać niewzruszonego.

Zadziałało.

Aiden klepnął go w plecy i zapytał:

– Jadłeś już coś? Babcia zrobiła Malinową chmurkę, więc mogę ci zaparzyć kawę i nałożyć porcję, bo do obiadu jeszcze sporo czasu.

– Jasne! Jak mógłbym odmówić ciasta i do tego domowej roboty?

Przyszykowano dla chłopaka kapcie, więc, wstrzymując powietrze, zmienił obuwie. W jego oczach brunet nie dość, że wyglądał przystojnie jak aktor z filmu, mogący jednym spojrzeniem zdobywać kobiece serca, to jeszcze pachniał, jak nie powinien. Grzesznie, choć delikatnie, ale niezwykle męsko.

Wiedział, że różnica w ich wieku wynosiła tylko rok, ale teraz Aiden wydawał się starszy o kilka lat. Dojrzały, charyzmatyczny, roztaczający uwodzicielską aurę, przyciągający wzrok i, choć nigdy tak o nikim nie pomyślał – seksowny. Tak, to było najlepsze słowo określające dziewiętnastolatka.

Seksowny.

Gdyby był kobietą, zdobyłby się na odwagę i od razu koło niego zakręcił.

Może by na mnie spojrzał przychylnie, gdybym miał miseczkę C, widoczne biodra, dłuższe włosy... No dobra, to mam, ale jeszcze brakuje mi długich, na wpół odkrytych nóg, nie tak kościstych jak moje, szyi bez jabłka Adama i wysokiego głosu, którym mógłbym powiedzieć "Hej, przystojniaku!".

Pacnął się tak mocno w czoło, aż zabolała go głowa, a Aiden spojrzał na niego zaniepokojony.

Anthony sam był zaniepokojony. Jednocześnie też zaskoczony i załamany własnymi myślami.

Nie miał wyjścia, jak wziąć kilka uspakajających oddechów, niestety bosko pachnących drugim chłopakiem, i zażartować:

– Dziś jakieś święto, że tak się odwaliłeś, jakbyśmy mieli zaplanowaną randkę w restauracji z co najmniej jedną gwiazdką Michelin?

Brzmiał komicznie i wiedział o tym, ale cóż... Coś musiał zrobić! A najlepiej wychodziło mu pitolenie głupot.

Aiden zaśmiał się bardzo swobodnie, ciągnąc za rękaw jego białego T-shirta z Dragon Ballem i nadrukiem smoka z pomarańczowymi kulami.

– Musiałbyś zmienić tę koszulkę na coś bardziej wyszukanego – zagadnął, uważnie przyglądając się jego osobie. – Mam jedną koszulę, która mogłaby na ciebie pasować, ze spodniami czy butami też nie byłoby większego problemu, ale...

– Nigdzie nie wyjdziecie bez obiadu! – Z kuchni doleciał do nich głos babci. Oni nadal stali w korytarzu. – Jak się gdzieś umawiacie, to najlepiej na wieczór, kiedy nie będzie takiej spiekoty.

Uśmiechając się, Aiden pokiwał twierdząco głową.

– Babcia ma rację, ale jest bardziej przyziemny problem, z jakim musielibyśmy się zmierzyć. – Mrugnął mu. – Nie stać mnie na takie luksusy.

– Ej-ej-ej, nie rób ze mnie paniczyka! – obruszył się, przytykając palec do czarnej koszuli i ukrytej pod nią twardej piersi. Przełknął, modląc się, żeby nie było widać rumieńca, bo czuł, jak pieką go policzki. – Zapytałem tylko, czy mamy dziś jakieś święto, a nie, że chciałbym, żebyś zabrał mnie do jakiejś knajpy. Do tego dla sztywniaków w garniakach! – Złapał w obie dłonie kołnierzyk i udał, że go poprawia. – Gdybym wiedział, że u ciebie środowe obiady wyglądają jak przyjęcia dla szlachty, to sam bym się odpowiednio ubrał.

Chłodne palce złapały go za dłonie, a kciuki nacisnęły na ich wnętrze. Błękitne, w korytarzu nieco ciemniejsze tęczówki wpatrywały się w niego, aż usta przysunęły się bliżej. Minęły jego policzek i zatrzymały przy uchu. Anthony nie mógł oddychać. Ciało zrobiło się gorące, zaczął się też pocić, a serce biło tak głośno, że był pewny, iż druga osoba wszystko słyszy.

– To pomysł babci – szepnął, a słowa z ciepłym oddechem połaskotały jego wilgotniejącą skórę. – Nie zdradź mnie przed nią, ale nie lubię takich ekstrawaganckich ciuchów. Po prostu... – wypuścił powietrze, a Ant prawie jęknął – bardzo się cieszyła, że będziemy mieli gościa. W jej wieku rzadko poznaje młode osoby, z którymi w dodatku tak miło jej się rozmawia. Musisz mi wybaczyć za ten strój. Kazała mi nic tobie nie mówić, żebyś nie czuł się skrępowany.

Puścił go, odsunął się i przyłożył palec do własnych ust, ponownie mrugając.

– Idziecie na ciasto, chłopcy? – zawołała gospodyni. – W tej temperaturze zaraz krem się rozpuści, a już wam ukroiłam.

– Już, babciu! – krzyknął Aiden, a do Anthony'ego powiedział zachęcająco: – Chodź, nie sprawmy jej przykrości. Na pewno nie będziesz żałował przyjścia.

– To ja tylko umyję ręce i twarz, bo się zagrzałem, kiedy tu szedłem.

– Pewnie.

Aiden skręcił do kuchni, a jego gość zniknął w łazience.

Ani przez chwilę nie żałowałem... Daj mi się tylko uspokoić... – pomyślał, odnajdując w sobie resztki zdrowego rozsądku.

Zamiast bić głową w wypłytkowaną ścianę, włączył zimną wodę, obficie przemywając nią twarz.

– Cholera... – mruknął do siebie.

Twarz widziana w lustrze nad zlewem miała zaróżowione policzki.

– Cholera – powtórzył, a co nie chciało przejść przez jego usta, dopowiedział w myślach. Tylko do siebie.

Dlaczego dziś wyglądasz tak dobrze, że zachowuję się przy tobie prawie jak napalona nastolata! Aiden, niczego mi nie ułatwiasz! Tym bardziej swoim gadaniem i "takim" dotykaniem!

*

Zjedli ciasto, wypili kawę, a potem dopadli się do lasagne według przepisu babci Wendy, które okazało się kulinarną strzałą amora trafiającą prosto w serce Anthony'ego. Druga strzała, nie kulinarna, przeciskała się przez jego klatkę piersiową, dziwnymi zawijasami zahaczając o rozgorączkowany umysł, uszy wyłapujące każde słowo Aidena, każde westchnięcie, śmiech, nowy, ale jak bardzo pobudzający zapach, oczy, które... Nie. Za dużo było wymieniania i opisywania, jak mocno na zdawałoby się zwyczajnym środowym obiedzie działał na niego czarnowłosy dziewiętnastolatek.

Ostatecznie jakoś to przetrwał. Nawet jeszcze jeden biały guzik rozpięty w czarnej koszuli i intensywniejszy zapach, kiedy usiedli obok siebie przy niewielkim kuchennym stole. Anthony nie miał pojęcia, co mu "odwaliło", że zaproponował, aby zjeść "rodzinnie" w kuchni zamiast w dużym i o niebo chłodniejszym salonie, w którym spał ostatnim razem. Po prostu słowa same padły z jego ust: że dawniej jadał tak ze swoimi rodzicami, ale odkąd rzadko bywają w domu, to najczęściej je sam, a czasami z przyjacielem, który wpada do niego na film, pograć na konsoli lub obgadać jakieś sprawy.

Babcia Wendy nie miała sumienia, żeby mu odmówić, więc we troje siedzieli w dusznej kuchni o powierzchni czterech metrów kwadratowych i stłoczeni, spoceni śmiali się. Na przykład jak Anthony podczas posiłku opowiadał, gdy pierwszy raz dostał deskorolkę do ręki i zjeżdżał na niej z niewielkiego wzniesienia. Może faktycznie takie było, ale jego policzek i ramię po upadku na chropowaty asfalt nosiły przez kolejny miesiąc rany, a kolejny rok blizny. Do dziś wszystko idealnie się zagoiło, ponieważ wypadek zdarzył się, kiedy miał lat pięć, ale nadal dokładnie to pamiętał...

Oczywiście miłość od pierwszego wejrzenia do deskorolki!

Dopiero kiedy każdemu jedzenie "ułożyło" się w żołądku, a na dworze słońce nie grzało już tak mocno, Aiden zapytał, czy chce jeszcze posiedzieć, może coś obejrzeć lub posłuchać, czy woli już wrócić do domu.

Osiemnastolatek bardzo tego nie chciał, ale w obecnej sytuacji nie miał innego wyjścia – wybrał powrót. Wiedział, że w przeciwnym razie, jeśli będą sami w pokoju, a brunet nie zdejmie z siebie tych ubrań i nie zmyje pociągającego zapachu, to oszaleje.

Pierwszy raz tak się czuł, dlatego nie miał pojęcia, w jaki sposób nad sobą panować. Jak się "wybudzić" z tego dziwnego stanu, gdzie tylko siłą woli nie wzdychał do niego albo nie próbował więcej dotknąć i specjalnie głębiej oddychać, kiedy się przysuwał.

Aiden był przystojny, temu nie mógł zaprzeczyć. Silny także, co poznał już przy ich pierwszym spotkaniu, ale nigdy serce nie biło mu aż tak mocno przy żadnym chłopaku. Dziewczynie także. Pocieszał się myślą, że gdy następnego dnia się spotkają na skateparku i ubierze się tak jak każdego dnia, to znowu będą kumplami. Tylko nimi, choć chciałby coś więcej. Dziwnymi przyjaciółmi, którzy kolegują się już, lecz tak naprawdę "dopiero", tydzień, a drażnią i gadają, jakby znali się lata i byli bestie*!

bestie* – najlepsi przyjaciele

Jednak szata zdobi człowieka! – uświadomił sobie, kiedy został sam na sam z babcią w kuchni, a Aiden poszedł się przebrać w krótkie spodenki i lżejszą koszulkę.

Pocieszał się krótko, gdyż zapomniał, że zniewalający zapach nie zniknie tak szybko z drugiego ciała.

Może wywietrzeje, kiedy będziemy wracać.

Z tą nadzieją wyszli z mieszkania, a potem z klatki schodowej na parny dwór.

Nie wywietrzał, nawet gdy pożegnali się uściskiem dłoni pod furtką do domu Anthony'ego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro