Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II.XI

~2 dni temu~

Wiatr powiewał pomiędzy drzewami szeleszcząc zielonymi liśćmi oraz gałęziami przytymujących je. Niebo powoli zaczynało przybierać odcień pomarańczu, a chmury całkowicie zniknęły z pola widzenia jakby tylko bardziej chcąc umilić czas ludziom przechodzącym przez to miejsce. Woda płynąca powoli przez wyżłobienie w ziemi spadała leniwie do czegoś w rodzaju małego jeziorka, ptaki ćwierkały zadowolone z tego, że dano im przeżyć kolejny dzień, a mrówki i inne owady oraz insekty wykonywały swoje zadania krzątając się pomiędzy kłosami trawy walcząc o przetrwanie. Pomiędzy tym za to siedziała granatowowłosa czternastolatka czekająca na swoich towarzyszy. Obracała dookoła głowę wypatrując zagrożenia oraz upewniała się, że to co zostało jej powierzone nadal bezpiecznie znajduje się w kieszeni jej czerwonego kimona. Westchnęła opierając się o pień drzewa po czym uniosła nieco swój wzrok tak by ten spoczął na budynku oddalonym o kilkadziesiąt metrów od niej. Sama nie wiedziała dlaczego zawędrowała tak daleko i po co to zrobiła jednak wiedziała, że musiała wracać jeśli nie chciała by jeden z jej partnerów spanikował nie dostrzegając jej. Przymknęła oczy jeszcze chwilę wsłuchując się w naturę dookoła niej, która pozwalała jej się odprężyć po czym ruszyła w drogę powrotną bawiąc się swoimi palcami.

Dwójka młodych mężczyzn za to w tym czasie przemierzała dość brudny korytarz, który wyraźnie musiał przetrwać minimum jeden pożar. Ledwo dało się zobaczyć jakiego koloru na ścianach była kiedyś nałożona farba przez czerń spalenizny pochłaniającą ją. W rogach dało się zobaczyć bardzo wyraźnie duże pajęczyny, a po podłodze wręcz za często jak na wcześniejsze przypuszczenia białowłosego przebiegały różnego rodzaju robaki. Był już przyzwyczajony do nich rzecz jasna od dość małego jednak teraz gdy łaziły mu tuż przed stopami po tym gdy zdobył ciepłe i uwolnione od nich mieszkanie wzdrygał się lekko jakby od zawsze był w tamtych warunkach wychowywany. Jego partner natomiast praktycznie nie zwracał na to uwagi nie przeganiając nawet much, które latały mu przed nosem. Jego twarz pozostawała kamienna jak zawsze, a jego szare oczy z determinacją szukały tego po co tu przyszli. Nastolatek miał nawet wrażenie, że ten angażował się w to bardziej niż on sam. Bardziej niż on który poszedł do niego próbując go przekonać żeby z nimi poszedł i będąc gotowym się nawet upokorzyć bo tak naprawdę nie mogli działać osobno. Dazai wyraźnie im powiedział, że jeśli znajdą jakiś trop to mają działać razem, po to w końcu zostali do siebie przydzieleni.

Westchnął nadal nie wiedząc dlaczego zawsze musiał kończyć z tym jednym konkretnym mafiozo. Nie ważne gdzie poszedł i co robił, zawsze w końcu trafiał na niego, a ten próbował go później zabić. Co prawda stanowili całkiem silny duet bazując na tym co im powiedziano (ponieważ on nadal uważał, że lepiej poradziłby sobie sam z Kyouką) jednak raczej w tej sytuacji to nie było konieczne. A przynajmniej on tak uważał i znając życie młodsza, która również została zmuszona do pracy z tym mężczyzną tylko by go poparła. Przymknął na chwilę oczy po czym zaczął odganiać od siebie takie myśli. Skoro byli w tym razem to musiał być jakiś powód, nie zrobiono by tego bezpodstawnie. Chciał w to uwierzyć chociaż z chwili na chwilę jego wiara malała. Zatrzymali się w końcu przed ostatnimi drzwiami których jeszcze nie sprawdzali po czym spojrzeli na siebie dyskretnie i kiwnęli głowami. Akutagawa wyciągnął rękę do przodu po chwili kładąc ją bez oporu na brudnej klamce po czym ją nacisnął wchodząc do środka. Jednocześnie po tym otrzepał swoją dłoń z pyłu który do niej się wtedy przyczepił.

Pomieszczenie nie było jakiś ogromnych rozmiarów jednak zdołało się tu zmieścić dwa biurka, które aktualnie nie zawaliły się tylko na słowo honoru. Nie było to jednak spowodowane ogniem pochłaniającym je już dość długi czas temu, ale samą ich kruchą konstrukcją. Mogłoby się zdawać, że niszczycielski żywioł nigdy nie dotarł do tego pomieszczenia, wydawało się bowiem całkowicie nienaruszone jeśli nie liczyć zębu czasu i aktywności człowieka, która była widoczna. Koło obu mebli stały dwa komputery, a zaraz obok nich roztrzaskane monitory jakby ktoś w wściekłości rzucił je o betonową posadzkę. Koło wejścia przez, które weszli stała dość sporych rozmiarów szafka z licznymi szufladami. Atsushi niemal od razu do niej podszedł po czym otworzył pierwszy schowek u samej góry. Znajdowało się w nim ku jego niezadowoleniu kilka zapałek, mały drucik oraz wsuwka do włosów. W ten sam sposób zaczął sprawdzać pozostałe szuflady. W tym czasie z góry i pewnego rodzaju dystansem spoglądał na niego czarnowłosy mężczyzna, który po chwili uniósł swoją rękę by zakaszleć w dłoń.

— Możesz łaskawie powiedzieć czego szukasz? — Zapytał chłodno.

— Tego co polecił nam znaleźć Ranpo-san — odpowiedział krótko nawet nie patrząc na wyższego który już samą swoją obecnością niebywale podnosił mu ciśnienie.

— A co polecił ci znaleźć? — Dopytał niemalże złośliwie z naciskiem na to, że zielonooki wcale nie był jego szefem ani przełożonym więc nie miał obowiązku go słuchać. W oczach heterochromika natomiast zalśniła niebezpieczna iskierka.

— Gdybyś choć raz postanowił posłuchać, a nie wszystko ignorować to byś wiedział — zazwyczaj ludzie zakładali, że z natury był spokojny i pokojowy. Z jednej strony mieli rację, a z drugiej nie. W końcu nie lubił konfliktów, zawsze one wszystkie były dla niego dość stresujące, a w ostatnim czasie zaczął nawet palić z powodu zdenerwowania nimi z czego nie był ani trochę dumny. Nie zmieniało to jednak faktu, że potrafił i przysłowiowo i dosłownie pokazać pazury kiedy ktoś naciskał u niego na niewłaściwy guzik.

— Jak chcesz — odpowiedział nawet już na niego nie patrząc, a kierując swoje spojrzenie ku wyjściu.

— Ranpo-san — wziął nieco głębszy oddech po czym wypuścił powietrze z płuc uspokajając się — powiedział byśmy znaleźli pewnego pendrive'a. Podobno będzie na nim coś ważnego — wytłumaczył zamykając z lekkim hukiem schowek.

— Niby dlaczego? — Uniósł brew patrząc na niego spod przymkniętych oczu jednak gdy nie uzyskał odpowiedzi prychnął pod nosem. — Nie rozumiem po co pokładasz w nim takie nadzieję. Znając życie pewnie cię oszukał i wyprowadził w pole.

— Nawet tak nie mów — podniósł się gwałtownie i zacisnął pięści. — Ranpo-san by tego nie zrobił, on chce nam pomóc. Z resztą, sam nie masz lepszego pomysłu jak moglibyśmy pomóc w tym wszystkim więc nie narzekaj.

— Najpewniej po prostu spanikowali i wyolbrzymili to co się stało. Po co ktoś miałby atakować nas jednocześnie? Z resztą, przecież i tak naprawdę oprócz zabicia tego człowieka nic się nie stało.

— Może i masz rację jednak to nie daje ci podstaw do tego żeby nic nie robić i patrzeć. Może cię to zaskoczy jednak masz pracę, którą musisz wykonywać — odwrócił się plecami do niego.

— Jestem ciekawy dlaczego tak nie myślałeś kiedy dostaliśmy zadanie sprowadzenia Kyouki z powrotem.

I na to już nie potrafił odpowiedzieć. Otworzył usta nie za bardzo zdając sobie sprawę co teraz po czym delikatnie rozszerzonymi oczami spojrzał przez ramię na mężczyznę który zajął się grzebaniem w niedaleko biurku. Zacisnął wargi w cienką kreskę po czym starając się go ignorować wrócił do swojej pracy. Zapanowała między nimi cisza, która według Nakajimy stawała się tylko coraz bardziej niezręczna oraz krępująca z każdą sekundą. Bał się wydać jakikolwiek dźwięk by jej nie przerwać ponieważ to wydawałoby się tylko pogorszyć i tak już kiepską sytuację. Skupił więc swoje myśli na otrzymanym zadaniu. Według wskazówek, które otrzymał obudowa małego urządzenia była w niebieskim kolorze. Powiedział również, że znajduje się w pewnym opuszczonym budynku w którym nie mieszkał nikt od czasów kiedy ten spłoną za sprawą podpalenia. Atsushi nie był pewny czy był to przypadek czy nie jednak jeśli dokładniej się przyglądał widział w tej budowli nieco swój dawny sierociniec przez co zastanawiał się czy i tutaj krzywdzono dzieci tak jak krzywdzone je u niego. Co prawda nie chciał o tym myśleć jednak jego mózg automatycznie przysunął mu tę myśl przez co nie mógł się od niej odpędzić.

— Coś znalazłem — oświadczył nagle wyższy na co białowłosy odwrócił się gwałtownie w jego stronę. Szybkim krokiem podszedł do niego po czym niemal wyrwał mu jego znalezisko co spotkało się z ostrzegawczym warknięciem.

— To to! — Rozpogodził się wyraźnie, a na jego twarz wyszedł uśmiech jakby zapomniał, że przecież miał się obrazić na swojego towarzysza. — Skoro to mamy możemy już wracać.

— Na pewno? — Powątpiewał, a gdy heterochromik zapytał się o co mu chodzi westchnął. - Nie ma tu nic innego co mogłoby się jeszcze przydać? Zaraz się okaże, że to nie jest ten którego szukamy.

— Nie bądź już taki — wywrócił oczami, a grymas z powrotem powrócił do jego mimiki. — Jestem pewien, że to to. Wracajmy już do Kyouki-chan bo-

Przerwał gwałtownie, a jego samego odrzuciło na drugi kraniec pomieszczenia. Szarooki zamrugał po czym obrócił się szybko w bok akurat wtedy kiedy zadano cios który mógłby przebić jego klatkę piersiową. Zacisnął zęby po czym aktywował swoją zdolność tak by przebiła miejsce w którym jeszcze przed chwilą musiał być napastnik. Rashomon jednak nie napotkał na żaden opór co zapaliło ostrzegawczą lampkę w umyśle mężczyzny, w końcu używał techniki szczęk co miało za zadanie zmiażdżyć ofiarę, a nie pochłonąć ją w całości. W tym samym czasie chłopak który jeszcze przed chwilą miał tą nieprzyjemność uderzyć w ścianę podniósł się na równe nogi mimo lekkiego wahania się na boki. Może i pierwsze uderzenie nie było mocne jednak drugie znaczenie silniejsze zdołało nadejść zanim zorientował się co się dzieje. Spojrzał w stronę partnera który stał w gotowości do ataku po czym obrócił głowę tak by spojrzeć na niego.

— Naprawdę nie rozumiem co Dazai-san widzi w tobie tygrysołaku — oznajmił w końcu, a młodszy miał nadzieję, że ten tylko żartuje. Niestety na to się nie zapowiadało.

— Tak, nic mi nie jest. Tak, nie musisz się martwić. Dzięki za troskę — odchrząknął jednak zanim zdołała między nimi wywiązać się jakaś większa kłótnia osoba, która wydawała się rozpłynąć w powietrzu uderzyła ponownie.

Tym razem jednak Nakajima był przygotowany więc zdołał zrobić unik zanim, jak się po chwili okazało, metalowy pręt zdołał uderzyć w jego klatkę piersiową. Sylwetka przez chwilę stała się bardziej wyraźna dzięki czemu mógł stwierdzić, że postać ich atakująca musi być nawet młodszym od niego chłopakiem jednak po chwili jego ciało zaczęło się rozmywać na jego oczach. Metal upadł z cichym brzęczeniem o posadzkę. Heterochromik pochylił się do przodu chcąc podnieść przedmiot jednak w tej chwili poczuł jak coś przelatuje nagle za nim. Jak się okazało była to zdolność starszego, który kaszlał teraz w swój rękaw. Kropla cudzej krwi uderzyła o ziemię, a za bledszym pojawiła się mniejsza postać z czymś błyszczącym się w ręku. Odskoczył na bok tylko cudem unikając ataku, a nastolatek poleciał na środek pomieszczenia nie zatrzymując się nawet w miejscu i od razu biegnąc do przodu by spróbować powalić heterochromika. Ten natomiast nie chcąc z nim walczyć, a tym bardziej zrobić mu krzywdy odskoczył na bok. W tym wszystkim jednak zapomniał o pendrive'ie który trzymał w dłoni przez co ten udał z praktycznie niesłyszalnym odgłosem na ziemię. Chłopak ponownie zniknął chociaż oboje starszych doskonale znało jego zamiary. Zanim spróbowali przechwycić urządzenie ku ich zaskoczeniu jasny miecz przeciął powietrze, a białowłosy napastnik ponownie się pojawił. Tym razem jednak wypluł nieco czerwieni kiedy klinga uderzyła go centralnie na wysokości żeber. Niższy z mężczyzn obrócił się w stronę wejścia gdzie ku jego uldze stała cała i zdrowa Izumi w towarzystwie swojego Śnieżnego Demona.

***

Dzieci biegały dookoła, a oboje nastolatków stali w jednym miejscu obserwując to jak bawią się ze swoimi rodzicami oraz rodzeństwem czy nawet i przyjaciółmi. Wesołe uśmiechy, które gościły na ich ustach były w stanie roztopić lód w najtwardszym sercu. Jednak nie jego. Sam nie wiedział czy to jego dzieciństwo tak na niego zadziałało czy może lata treningu który pozbawił go zbędnych uczuć. Kiedyś też taki był jednak nadal nieco inny. Wtedy życie innych nie było mu aż tak obojętne, ba!, był gotowy poświęcić własne życie by się zemścić za swoich towarzyszy. Teraz jednak były to zupełnie obce i przeszłe czasu, które wspominał bardzo niechętnie. W końcu przypominały mu o tym jaki słaby był wcześniej. Zacisnął kościste palce na butelce wody po czym podszedł do dwóch mniejszych sylwetek stojących koło siebie i wyraźnie czekających na niego. Przymknął oczy,  a kiedy był już wystarczająco blisko dotknął plastikiem ramienia dziewczyny na co zareagowała niemalże instynktownie chcąc wbić w jego ramię sztylet. Zorientowawszy się jednak kim był opuściła go niechętnie. Mierzyli się przez chwilę spojrzeniami po czym starszy opuścił nieco twarz z spokojnym wyrazem po czym podał jej wodę. Zamrugała zdezorientowana jednak przyjęła ją bez żadnych słów po chwili odkręcając nakrętkę i wąchając picie. Nie dziwił jej się, też byłby podejrzliwy gdyby nagle jego były mentor podszedł do niego i podał mu wodę jak gdyby nigdy nic. Zakaszlał w swoją dłoń.

— Przeszukałem okolicę, nie było go. Zakładam, że wy również go nie znaleźliście skoro tutaj stoicie — mimo miłego gestu jego ton głosu nadal pozostawał oschły.

— Dokładnie — przytaknęła nastolatka zanim zdążył zrobić to Nakajima. — Rozpłynął się w powietrzu. Najpewniej to dzięki jego zdolności, najwyraźniej potrafi się wtapiać w otoczenie.

— Cóż, może nie zdołaliśmy go złapać i nie mamy osoby, którą moglibyśmy wypytać, — zaczął heterochromik ściągając na siebie uwagę reszty — ale mamy to — wyciągnął z kieszeni niebieski nośnik danych uśmiechając się pod nosem. 

***

Edit: (Tekst po kiepskiej, ale jednak korekcie)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro