Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II.V

Rudowłosy mafiozo postanowił w końcu zakończyć ten bezsensowny spór. Prychnął pod nosem na myśl, że ktoś taki miał go niby zastąpić w misjach z Dazaiem. Co prawda zawsze, kiedy przychodziło co do czego to on znajdował się u boku szatyna na polu walki jednak nie potrafił sobie wyobrazić tej dwójki razem toczących pojedynki z innymi uzdolnionymi, a co dopiero przy zwykłej papierkowej robocie. W większości przypadków, kiedy mężczyzna nadal był w mafii faktycznie jemu trafiało się najwięcej raportów do uzupełniania jednak w zamian za to jego partner brał te trduniejsze dokumenty, które go zainteresowały. Był na tyle dobry, że z większością nie miał nawet najmniejszego problemu, a jak nawet już jakiś wystąpił to tylko ze względu na to, że ktoś mu się do tego dorwał lub wystarczył moment na namysł i nie musieli z tym do nikogo iść. Z tego co jednak słyszał brązowooki grał w Agencji o wiele głupszego niż tak naprawdę był co działało mu na nerwy, a już napewno jego współpracownicy mieli go okropnie dość.

Blondyn i były mafiozo zdawali się być kompletnymi przeciwieństwami jednak w pewien sposób rozumiał dlaczego wyższy tak do niego lgnął. Przypominał mu nieco pewną osobę tylko nie był pewny jaką. Miał dziwną pewność, że musiał też o tej personie usłyszeć właśnie od szatyna, a nie spotkać ją osobiście. Gdyby do takiego spotkania doszło to napewno by ją zapamiętał, miał pamięć fotograficzną. Westchnął kątem oka spoglądając na wyższą przyglądającą się temu wszystkiemu. Doskonale ją pamiętał. Nie pomyliłby tego odcienia oczu, bladości skóry czy granatowego odcienia włosów. Niestety nie wiązały się z tym wszystkim zbyt przyjemne wspomnienia, wręcz przeciwnie. Do dziś czasami w koszmarach stawał mu przed oczami obraz starszej kobiety, która pochylała się nad swoją córką poruszając ustami splamionymi krwistą czerwienią. Od czasu do czasu nawet nie potrafił tknąć mięsa, nie ważne w jakiej było formie. Jednocześnie miał świadomość, że to nie była jej wina, wiedział z raportów Dazaia o tym, że i ona naprawdę ciężko przeżyła to wszystko.

Westchnął, napewno nie było przyjemne jak dwóch kompletnie obcych facetów krzyczy w pokoju, który pierwszy raz widziałaś na oczy w budynku o którym istnieniu nawet nie wiedziałaś. Spojrzał kątem oka na szatyna, który trzymał starszą za nadgarstek i coś do niej po cichu mówił przyciągając jej uwagę. To było oczywiste, że ta dwójka musi się znać. Nakahara tylko nie wiedział czy nawiązali kruchy kontakt po całej tej serii wydarzeń z Fitzgeraldem czy może jednak ich relacja pochodziła z wcześniej.

Kiedy szatyn zadzwonił do niego mówiąc żeby stawił się pod tym konkretnym budynkiem pierwsze o czym pomyślał to to, że chłopak wpakował się w jakieś kłopoty i ktoś dostrzegł jak bardzo niestabilny psychicznie i niebezpieczny dla otoczenia jest. Szybko jednak takową opcję odrzucił dochodząc do wniosku, że brązowooki nie byłby na tyle głupi żeby tak po prostu się zamknąć bez jakiegokolwiek planu. Nie dzwonił by też do niego chyba, że tylko pograć mu na nerwach, ale jednocześnie przecież by go tam nie ściągnął gdyby nie miał możliwości ucieczki w każdej chwili w rękawie. Chciał to olać i zająć się ponownym kartkowaniem dokumentów i kolejną próbą wyciągnięcia z nich czegoś sensownego jednak coś kazało mu się tam zjawić. Kiedy wreszcie zaparkował pod szpitalem nie musiał długo czekać by drzwi wejściowe się otworzyły. Na początku nie dostrzegł idąc u jego boku kobiety i zaczął marudzić nawet na niego nie patrząc dopóki nie odchrząknął. W tamtym momencie gdy odwracał się w tamtym kierunku fala wspomnień ogarnęła jego umysł choć starał się tego po sobie nie okazywać.

Nie był małym dzieckiem, które mogło tak po przejmować się tym co wydarzyło się wcześniej. Był mafiozą, najmłodszym egzekutorem w swojej organizacji oraz miał bezpośredni kontakt z dowództwem. Na jego barkach spoczywała odpowiedzialność za ochronę i bezpieczeństwo swoich podwładnych. Nie miał prawa się rozkojarzać zwłaszcza, że ten dość niespodziewany telefon był częścią jego pracy, pamiętał doskonale to, że właśnie ta kobieta była jedną z tych, którzy najbardziej ucierpieli. Co prawda nie miała teraz żadnego kontaktu z osobami z swojego starego miejsca pracy jednak jeśli opowiedziałaby im choć trochę o przeszłości to może byliby w stanie znaleźć jakieś powiązanie. Przynajmniej on miał taką nadzieję, nie chciał żeby ta sprawa zamknęła się bezpowrotnie przez brak poszlak.

Westchnął po czym potarł skronie patrząc hardo na blondyna. Jego wzrok był zimny i cięty, a kiedy odwrócił się na pięcie i przejął od Dazaia żółtooką prowadząc ją w stronę wyjścia z biura nawet się nie obejrzał. Kunikida patrzył za nim lekko zdezorientowany chcąc go powstrzymać jednak w tym samym momencie brązowooki wystawił swoją rękę w przód tarasując mu przy okazji drogę. Nie patrzył jednak na niego tylko na drzwi, które zamknęły się z cichym trzaskiem. Chuuya idealnie wyczuł, kiedy powinien ją zabrać do poczekalni na co kąciki jego ust drgnęły trochę do góry by wrócić natychmiast na swoje miejsce. Czasami żałował, że nie byli już razem w duecie na stałe. Byli niesamowicie zgrani mimo iż z charakterów byli totalnymi przeciwieństwami, jego zdolność potrafiła dać ulgę ryżemu tak jak zdolność drugiego nadawała jego istnieniu sens, po prostu się idealnie uzupełniali, a dzięki znajomości się na wylot byli w stanie komunikować się bez słów. No cóż, przynajmniej jeden z nich wiedział o byłym partnerze wszystko.

- Dazai - syk jego obecnego współpracownika wyrwał go z rozmyśleń. - Kto to jest?

- To jest Kassandra - uśmiechnął się w jego stronę pogodnie choć wcale mu nie było do śmiechu. - Była ona jedną z pracownic domu publicznego Tanakiego-san.

Okularnik zamrugał zaskoczony taką wiadomością jednak bardzo szybko wrócił do swojej codziennej mimiki. Pozostawało jednak wiele kwestii których nie rozumiał.

- Dlaczego jednak jest ona tutaj skoro nie jest już powiązana z tym wszystkim? Nie mamy czasu na szukanie winnych wśród ludzi, którzy zdołali się stamtąd uwolnić - otworzył swój notes wlepiając wzrok z starszego przed sobą.

- Była zamieszana z sprawę z Fitzgeraldem, - odpowiedział jednak szybko dodał widząc jego minę - ale nie tą tylko wcześniejszą. Atsushi-kun - tu zwrócił się do białowłosego całkowicie ignorując fakt, że Doppo nie ma pokeciato jakiej wcześniej sprawie mówi.

- Mogę w czymś pomóc? - Odruchowo się wyprostował.

- Chciałbym żebyś ją przesłuchał, byłaby taka możliwość? - Zapytał ciepłym tonem chowając dłonie za plecami i cofając się nieco, tak by usiąść na blacie biurka. - Wiesz w końcu jak to się robi, prawda?

- A dlaczego nie możesz zrobić tego ty skoro już ją przeprowadziłeś - uniósł brew najwyższy, a szatyn zrobił niby smutną minę.

- Bo gdybym to był ja to byśmy nic się nowego nie dowiedzieli - jęknął z przesadną boleścią w głosie. Uśmiechnął się szeroko do podenerwowanego mężczyzny, a potem i do Atsushiego, który widocznie nie wiedział co się dzieje.

- Co masz przez to na myśli? - Westchnął wyraźnie już pogodzony z myślą, że będą obchodzić temat na około. Podszedł do swojego miejsca pracy po czym wziął stamtąd krzesło i na nim zasiadł uważnie obserwując szatyna machającego nogami w przód i w tył tuż nad panelami.

- Kassandre i mnie łączy wspólna przeszłość, że tak się wyrażę - skrzywił się po czym uniósł ręce w geście niewinności. - Oczywiście nie korzystałem z jej usług tak dla twojej wiadomości po prostu gdzieś tam przelotnie się spotkaliśmy i nawiązaliśmy znajomość - wzruszył ramionami. - Tak czy siak znamy się, to właśnie dzięki temu znałem miejsce w którym przebywała. Atsushi-kun powiedz mi komu najłatwiej się zwierza?

- Emm... Ja-

- Osobie której się nie zna - przerwał mu przymykając oczy. - Najlepiej by było też jakby miała świadomość tego, że już nigdy później nie spotka tej osoby, ale nie możemy sobie na to raczej pozwolić, byłyby to niezwykle tajne dane. Przynajmniej mi byłoby łatwiej coś opowiadać gdyby z tą osobą nie łączyła mnie bliska relacja i nie musiałbym się bać, że spojrzy na mnie innaczej niż dotychczas. To chyba racjonalne wytłumaczenie, prawda? - Ziewnął po czym jak gdyby nigdy nic wyciągnął ze swojego płaszcza swoją książkę z czerwoną okładką otwierając ją na losowej stronie. - A teraz przepraszam, ale się oddale - zeskoczył zgrabnym ruchem na ziemię zamykając jedną dłonią egzemplarz. Odwrócił się tylko jeszcze na chwilę w stronę swojego wychowanka. - Najlepiej by było gdybyś ją przepytał za chwilę, powinno się to odbyć jak najszybciej.

Oddalił się w akompaniamencie krzyków swojego partnera w Agencji. Nie przejmował się tym jednak zbytnio chichocząc tylko przez chwilę pod nosem dopóki miał pewność, że młodszy go słyszał. Nabrał trochę powietrza w płuca, a następnie je wypuścił. Skierował się w bok otwierając drzwi do łazienki, a kiedy się w niej znalazł jego mina stężała w poważnym wyrazie. Przez chwilę obserwował to jak podeszwa jego buta uderza w podłogę wydając przy tym tępy dźwięk po czym przekręcił zamek w drzwiach. Podszedł do lustra po czym spojrzał na siebie by mieć pewność, że nie jest zbyt blady. Następnie wyciągnął z swojej kieszeni dość stary telefon i wybierając numer nie musiał nawet patrzeć podczas klikania w przyciski. Przez następny moment wsłuchiwał się w buczenie telefonu, a kiedy osoba po drugiej stronie odebrała przyłożył go sobie do ucha unosząc wysoko głowę by wpatrywać się prosto w oczy swojego odbicia.

- Wszystko idzie na razie zgodnie z planem.

Na jego obliczu wykwitł uśmiech, tak, zdecydowanie zgodnie z jego planem.

***

Edit: (Tekst po kiepskiej, ale jednak korekcie)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro