Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Starcie z własnymi słabościami

Rozdział może ulegać zmianom i poprawkom!

Pov Someoka

-Na co czekasz? Atakuj mnie!- rzuciłem prowokacyjnie do postaci przed sobą. -Chyba że się cykasz , i nie masz odwagi.- prychnąłem. Postać przede mną opuszcza broń, przybierając formę człowieka...
Moim oczom ukazuje się moja ludzka postać, lecz z dodatkiem rogów, ogonu i postrzępionych skrzydeł upadłego anioła. Coś na wzór co mają diabły.
Przez chwilę zaniemówiłem, stojąc w bezruchu.
-Dalej myślisz, że samookaleczenie się, próby obrony przed przeszłością, bądź naprawienie z kimkolwiek relacji Ci pomogą?- postać uśmiechnęła się lekko. -Jestem Tobą, głąbie. Od zawsze siedziałem ukryty w Twojej duszy, czekając na odpowiedni moment, więc jestem.- moje drugie ja chowa pistolet w kaburę.
-Więc... Kim jestem?- opuszczam ręce po sobie niedowierzając po słowach, które padły chwilę temu. Mój Alter Ego podchodzi, gdzie po chwili staje naprzeciw mnie.
-Tak naprawdę jesteś nikim, nie ma już Someoki.- uśmiechnął się złowieszczo. -Sam uwięziłeś w własnym śnie, chęci zemsty za przeszłość. -założył ręce na piersi.
-Niby kiedy chciałem się zemścić?- podnoszę na niego wzrok.
-A nie pamiętasz, jak Twoja mama wylądowała w szpitalu? Przez kogo? Nie przez Twojego ojca, a przez Ciebie samego. Jesteś beznadziejnym. Nie nadajesz się do życia, a Twoja obecność tylko skaża otoczenie.-
-Przegiąłeś... I to solidnie...- moje dłonie zacisnęły się ponownie w pięści. -Co Ty wogóle o mnie wiesz, skoro pojawiłeś dopiero teraz? Doczekam się odpowiedzi, panie mądry?- zaciskam usta z wściekłości.
-Gdyby nie Ty, rodzice mieliby córkę, prawda?- Alter Ego niewzruszony stoi przede mną. -Więc Twój ojciec pozostawił Ciebie na pastwę losu, bo nie chciał mieć tak beznadziejnego syna, jak Ty.- wzruszył ramionami lekko. -Skaziłeś swoją obecnością otoczenie swoich bliskich.-
-Jesteś bezczelny!- zacisnąłem zęby, robiąc rozmach pięścią chcę go uderzyć, lecz spotykam się z ścianą szkła, po uderzeniu moje knykcie zalała struszka krwi.
-Za bardzo jesteś przewidywalny, dobrze wiesz o tym.- moje drugie ja wyszło zza ściany szkła, patrząc na mnie. -Gdybyś był rozsądniejszym, nie próbowałbyś uderzyć samego siebie.-
podchodzi do miejsca, gdzie ma widok na życie. Z zakrawioną dłonią podchodzę również w te miejsce, stając obok swojego Alter Ego.
-Jaką opcję śmierci byś wybrał? Chyba że mam Ci pomóc?- spojrzał na mnie. -Wypadek samochodowy? Strzelanina w miejscu publicznym? Hmmm... Może tabletki?-
-Zamknij się już. Przeszkadzasz- warknąłem. -Nie Twoja sprawa jest.-
-Samego siebie ucisza, jak miło.- zaśmiał się ironicznie. -Przecież jestem Tobą, więc wiem, co wybierzesz. Śmierć Twoja po odejściu Fubukiego? Który tak naprawdę Ciebie nie kocha, a kocha kogo innego.-
-Mówiłem, żebyś się zamknął. On mnie kocha, i dobrze to wiesz.- spojrzałem przed siebie.
-I może tylko z litości jest z Tobą? A nadzieja matką głupich.- Alter Ego popycha mnie, gdzie z krzykiem spadam w nicość. W oddali słyszę szydercze śmiechy. To czas, by zakończyć swój żywot.

Otwierając gwałtownie oczy krzyknąłem, zrywając usiadłem na ziemi cicho dysząc. Spanikowany rozejrzałem się dookoła. Obok mnie siedzi Fubuki z zmartwioną miną. Nie może się dowiedzieć, że chcę skończyć życie.
-Myślałem, że nie obudzisz się i będę musiał Ciebie nieść do domu.- mruknął szarowłosy.
-Która godzina?- próbuję uspokoić oddech w tym czasie. On nie może wiedzieć o tym...
Shirou spojrzał na zegarek. -Po dwudziestej drugiej. Długo miałeś swoją drzemkę.-
-Może trochę masz rację. -wstaję powoli z ziemi. On śladem za mną. -Wracajmy lepiej do domu.- przybrałem kojący sztuczny uśmiech, ruszając powoli z nim w stronę jego domu. W myślach ciągle mam słowa swojego Alter Ego. Czy naprawdę chcę schórzyć, posuwając się do drastycznego odebrania sobie życia? Być może...

Po powrocie z Fubukim do domu udałem się do łazienki, by odświeżyć. Przekraczając próg zamykam za sobą drzwi. Podszedłem do szafki, wyciągnąłem z niej owiniętą w materiał żyletkę. To dobry pomysł, by tak skończyć? Chwilę później chowam ją spowrotem na miejsce, zdjąłem ubrania z siebie, spojrzałem w lustro. Alter Ego miał rację, jestem bezużyteczny. Moja waga spadła z normy, kości powoli pokazały się. Czy jest sens walki z tym, co ma się niedługo stać?

Po prysznicu ubrałem czyste ubrania, spowrotem wyciągnąłem żyletkę. Tylko trochę, troszkę, troszeczkę, by zaspokoić głód bólu... Po ręce spłynęła samotna strużka krwi. Obmyłem ranę i żyletkę, zabandażowałem miejsce cięcia, chowając pod długim rękawem. Jeśli chodzi o zemstę, to chciałbym udowodnić ojcu, że mylił się. Stałem się lepszą wersją siebie i zakończyć to raz na zawsze, kiedy tylko go spotkam. Schowałem narzędzie spowrotem i wyszedłem z łazienki. Udałem się do salonu, by obejrzeć film, który omawialiśmy w czasie powrotu.
Usiadłem obok szarowłosego na kanapie, on włączył telewizję, wybrał film, więc zabrałem się za oglądanie. W czasie filmu moje myśli odbiegły z właściwego toru jazdy. Nie chcę być atencjuszem czy coś, ale depresja zbyt mocno odbiera chęci do czegokolwiek.
Mimowolnie przytuliłem się do niższego chłopaka. Nie mogę pokazać, że dręczy mnie demon przeszłości. W odpowiedzi poczułem, jak jego dłonie oplatają moje ciało. Poczułem, że moje policzki zalały się rumieńcem wstydu. Wstydzę się własnego ciała od jakiegoś czasu. Nie mogę znieść, że demon zagościł w moim sercu, pragnąc zemsty za błędy przeszłości.

Z zamyśleń wyrywa mnie głos szarowłosego. -Someoka?... Wszystko dobrze?- spojrzał na mnie swoimi oczami w kolorze zieleni.
-W jak najlepszym.- mruknąłem, zamykając oczy, chcę utonąć w jego ramionach i nie wyjść z nich.
-Na sto procent?- jego obecność z drugiej strony działa na mnie jak nałóg, którego nie mam dość. Lecz ciemna strona każe uciec od bezpiecznej przystani.
-Możesz być pewien, że tak jest.- dodałem zamykając powoli oczy sennie.
Nie, nie... Nie tym razem. Chcę spędzić z nim ten wieczór, by zapomnieć o tym, co mnie czeka. Leżąc tak odpływam w niespokojny sen, gdzie w tle leci jakaś komedia.

Pov Fubuki

Patrząc na jego zmęczoną twarz zastanawiam się, dlaczego nie chce powiedzieć, co się stało. Pogładziłem jego głowę, lekko szorstkie krótkie włosy odskakują na swoje miejsce. Zrobiły się dłuższe niż te, kiedy był młodszym.
Może rano uda mi się coś z niego wyciągnąć, by nie męczył się.
Someoka... Czemu nie słyszysz, że masz we mnie ciche wparcie, ja Ci ufam, lecz czemu nie chcesz zaufać mi? Zrobiłem coś nie tak, że boisz się powiedzieć, co Cię dręczy? Wziąłem wolną ręką koc, którym okrywam naszą dwójkę. Jest już po północy, wyłączyłem telewizję odłożyłem pilot na stolik, samemu zasypiając. Do rana daleko, a sen się przyda.

Rankiem budzę się z jego głową wtuloną w moją klatkę piersiową. Uroczy jesteś, kiedy śpisz, wiesz o tym? Lecz trzeba wstać, by zacząć nowy dzień. Wygramoliłem się jakoś z kanapy, by pójść odświeżyć po nocy. Stojąc przed lustrem obmywam twarz zimną wodą, gdzie po drodze moją uwagę przykuwa lekko otwarte drzwiczki od szafki. Zamykam kurek z wodą, wycieram ręcznikiem twarz, odłożyłem na miejsce i kucnąłem przy drzwiczkach. Otwierając je zauważyłem małe zawiniątko, które ostrożnie wziąłem w dłoń. Odwijając materiał moim oczom ukazuje się żyletka z małą plamką krwi...
Zszokowany patrzę na metal. Ryuugo... Dlaczego nie chciałeś otwarcie o tym porozmawiać... Dlaczego chcesz ukryć prawdę o tym, robiąc krzywdę? Nie tylko siebie ranisz, ranisz również mnie, nie chcąc mówić prawdy o tym, co z Tobą się dzieje...
Zabieram ze sobą narzędzie, udaję się do kuchni, gdzie już zapewne jest po przebudzeniu. Zawsze tak robi, znam go nie od dziś.
No to pora na wytłumaczenie, panie Someoka. Zobaczymy, jakie dasz sobie usprawnienie.

Wchodząc do kuchni zastaję Someokę, który trzyma w dłoni tabletki. Czy on do reszty oszalał?
-Zostaw to, idioto!- krzyknąłem podchodząc szybko do niego.
-Ja... Nie mogę tego zostawić...- w jego oczach pojawiły się łzy. Zamyka dłoń na tabletkach.
-Czy do reszty straciłeś rozum? Co się z Tobą dzieje?!- złapałem go za ramiona, trzęsę nim.
On milczy.
-Powiedz coś, Someoka! Dlaczego? Gdzie jest ten Ryuugo, którego podziwiałem, był moim idolem?- przełykam cicho ślinę, próbując nie rozpłakać się jeszcze.
-Nie ma go już...- patrzy na mnie. -Zniknął już dawno.- jego łzy spływają powoli po policzkach. Nigdy nie widziałem, by on płakał. Zawsze był twardym, a teraz?...
Załamany, jakby mu świat się walił w gruzy.
-Kocham Cię, Fubuki... I nigdy nie przestanę kochać...-

Hejka! Trochę bardziej rozbudowałam rozdział ^^
Życzę miłego dnia!
Someoka 💙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro