Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział siódmy - Mamy problem! - To Iwan!

Iwan obudził się w dość kiepskim nastroju. Bolała go głowa po środkach na uspokojenie, które wczoraj łykał jak cukierki, i całe ciało. Nie miał ochoty wstawać. Aż drżał na myśl o kolejnym dniu. Przynajmniej państwa satelickie są na razie spokojne. Litwa wczoraj w nocy mu zdał raport z całego dnia i nikt się z nikim nie pobił, co naprawdę było cudem. Ciekawe co planują. Mam nadzieję, że nie chcą  nagle zacząć bitkę na dzień dobry. Że biją się tylko wtedy, gdy Iwan jest w domu by pokazać, że nie są tak wesołą rodzinką, za którą on chce, żeby uchodzili? Zasmucił się i zrobiło mu się przykro. On tylko pragnie mieć przyjaciół! Czemu nikt nie chce?

Spojrzał na kalendarz z wielkim sierpem i młotem, który wisiał na ścianie. Prezent od Stalina. Westchnął. Prawie zapomniał jaki dziś dzień. - Wszystkiego najlepszego, Iwan! - mruknął do siebie i zdusił chęć rozpłakania się. - Nie! Nie płacz! Nie pokazuj słabości!  Wstał z łóżka i odetchnął głęboko. Pomimo tego, że pewnie nikt nie pamięta o jego święcie, on będzie twardy! Nie da po sobie poznać, że mu przykro! 

Przebrał się w swój mundur i zawisł z ręką na klamce. Coś było głośno za drzwiami. To podejrzane! Czyżby coś szykowali?

- Ciii! - usłyszał ściszony głos NRD. - Chcecie, żeby się zorientował? Ciszej trochę, jeden z drugim!

- Znalazł się generał, co rozdziela komendy! - tym razem to był głos Feliksa. - A kto to wszystko wymyślił? No kto? JA oczywiście, a nikogo to nie obchodzi!

Iwan prawie usłyszał jak Gilbert przewraca oczami. Nagle osłupiał, gdy dotarło do niego to co właśnie usłyszał. - PRL coś wymyślił? O nie! To chyba zamach na jego życie!

Aż odsunął się od drzwi. - Teraz to boję się wychodzić! Ktoś mnie zaraz zaatakuje. Muszę się bronić! - rozejrzał się po swoim gabinecie. Szukał czegoś, co może posłużyć za broń. - Poduszka, koc, butelka wódki... - może ją roztrzaska, to będzie miał coś w rodzaju noża. Ale odgłos tłuczonego szkła na pewno usłyszą! I zaczną coś podejrzewać! Nie! Musi znaleźć coś innego! I to szybko! 

Nagle ujrzał błysk wybawienia! Oto nóż kuchenny, przyniesiony tu kiedyś i zostawiony z lenistwa, jawił mu się teraz niczym ostatnia deska ratunku. Tak! Znalazł broń! Fakt, posiadał pistolet, ale nie zadziała, kiedy napastnicy naprą na niego. Lepiej mieć też nóż. Bezpieczniej. Odetchnął głęboko i sprawdził, czy ostre narzędzie dobrze leży w dłoni. Gdy się tego upewnił, ścisnął je mocniej i ruszył do drzwi. Był gotowy na odparcie wroga. Nie umrze, a jeśli już to polegnie w walce ze zbuntowanymi krajami satelickimi. Jego ludzie będą z niego dumni! I jego szef też, chociaż raz!


Gilbert miał dość partactwa Feliksa. Żeby sobie jeszcze dał powiedzieć, że jest partaczem, ale nie! On uważał, że jest najlepszy i najwspanialszy. Kolego, to nie XVII wiek, a ty nie jesteś Wielka Rzeczpospolita Obojga Narodów, której nikt nie podskoczy i jest niezwyciężona! Jesteś tylko głupim, małym, nic nie znaczącym krajem satelickim. Jak wszyscy tutaj. Choć zawsze mogło być gorzej. Mogliby być tak jak Litwa, Łotwa, Estonia, Ukraina i Białoruś - być włączonym do ZSRR. Tu zadrżał na ten pomysł. - Oj! To by było straszne! Do tej pory nie wiedział, jak oni to wytrzymują. Republiki socjalistyczne! Już nawet nazwy własnej nie mają. Zostało im odebrane nawet to! Co to za życie. Gilbert zanim tu trafił, to uważał, że ma najgorzej. Jak przestał być prowincją Niemiec to o mało nie umarł. Był strasznie słaby, ale żył. Myślał, że zmienił się w normalnego człowieka, normalnie zestarzeje się i umrze w głupie kilkadziesiąt lat. Ale okazało się, że wygrana strona ma dla niego inne plany. Z dumnego kiedyś państwa, stał się niepotrzebnym, stworzonym przez komunistów państewkiem, tylko po to żeby było. Dla niego nie miało to żadnego sensu, ale był to wspaniały sukces propagandowy dla socjalizmu. Oto nowe, komunistyczne państwo! Wolne od plagi kapitalizmu, wprost idealne. Nic tylko słuchać tej propagandy. Gilbert pamiętał, że wtedy się obudził. Gdy komuniści przejęli u niego władzę - zemdlał. Ocknął się już w Rosji. Nie było mu dane nawet pożegnać się z bratem. Przełknął ślinę. Łzy napłynęły mu do oczu, ale się nie rozpłakał. Teraz mają przygotować wszystko (czyli jedzenie i prezent, który najpierw trzeba jeszcze opakować) na imprezę dla Iwana. Nie może być smutny. To radosne święto. Czyjeś urodziny powinny być wspaniałe. Nie ma tam miejsca na płacz i łzy. - Dobra! - pomyślał i wziął się w garść. Po raz kolejny. Niósł właśnie torcik z napisanym lukrem ,,ZSRR" na górze. Wyglądał smakowicie. Czuć było od niego strasznie jabłkami, więc musiała to być szarlotka. I dobrze. Jabłek było dość dużo w spiżarni, to się nie zużyło czegoś co mogło by być później potrzebne. Bał się trochę reakcji Iwana. No bo ostatnio miał ataki szału. Żeby dzisiaj nie zaczął znowu wariować! Bo to by było źle i dla niego i dla nich. Szybko położył talerz z torcikiem na stole i ruszył do pokoju by zapakować prezent. Ale okazało się, że Węgry i Ukraina pakują. I dobrze. Nie ma to jak kobieca ręka! Będzie schludniej opakowane. Ucieszony zrobił w tył zwrot i nagle, w połowie drogi między pokojem, a salonem, spotkał się twarzą w twarz z Iwanem. Wściekłym i przerażonym Iwanem. Z Iwanem, który w prawej ręce trzymał nóż i mierzył nim prosto w niego!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro