Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział piąty- Iwan

Litwa był smutny.  Czemu ta dwójka traktuje mnie jak chłopca na posiłki?- pomyślał z goryczą.    - Przynieś, podaj, pozamiataj, tylko do tego jestem im potrzebny - mruknął sam do siebie ściskając siatkę w dłoni. - Gilberta mogę zrozumieć. Od początku mnie nie lubił, ale Poliś? Czemu on tak robi? - jęknął. - Czy te lata Unii nic dla niego nie znaczą? Dlaczego dalej traktuje mnie jak gorszego od siebie? To nie moja wina, że po wojnie stałem się taki malutki! - Doszedł do sklepu. - Chcą żebym kupił wazon. - przypomniał sobie. - Ale jaki to już nie powiedzieli. Duży? Mały? Szeroki? Z dużym uchem? Kolor?- nic nie wiedział. A komórek nie było. - Szlag! - pomyślał i złapał się za głowę. - A co będzie jak kupi zły? 

- A co się przejmuję. - próbował się uspokoić. - Przecież w sklepach i tak dużo nie ma. Zerknął na wyciągniętą przed siebie kartkę z zakupami. - Hmmm.... chleb, masło, szynka jak będzie... ok. Powinienem się szybko wyrobić. I wtedy zobaczę ten wazon. - zakodował sobie w głowie. Rzeczywiście, wszystko zajęło mu raptem godzinę. Odetchnął z ulgą. Nie będzie jak z Gilbertem. - Dobra. - rozejrzał się. - gdzie ja kupię taką rzecz? O! - zauważył na końcu ulicy obiecujący sklep. Dobrze, że umiał świetnie rosyjski, bo po wojnie wszystko zostało przez ten język opanowane. Dobiegł pod budynek i zatrzymał się, żeby odetchnąć. Strasznie zmarniał odkąd był częścią ZSRR. - Ufff....uff.... - oddychał ciężko próbując złapać oddech. Był cały zasapany. - Muszę zacząć ćwiczyć! Zapamiętać! - zakodował to w pamięci i wszedł do sklepu.


- Jesteś pewny, że kupi dobry wazon? - martwił się Gilbert obierając ziemniaki i stojąc koło Polski.

- Jasne! - machnął ręką Feliks. - Licia sobie poradzi! W końcu to tylko wazon!


Przed Torisem rozpościerało się parę półek flakonów. Pojedyncze sztuki, było widać, że byle co i że same resztki, ale każde były inne! -Aaaaaa! I co ja teraz zrobię? Hmm...- Zaczął się rozglądać. - Chcą go dla Rosji, jeśli dobrze słyszałem jak Polska mi tłumaczył. I coś tam jeszcze mówił o tym, że chcą na wazonie kwiatki malować. To lepiej żeby nie miał jakiegoś mocnego i jaskrawego koloru. Nagle jego wzrok zawiesił się na wazonie z bladym, granatowym odcieniem. Podszedł do niego zauroczony. - Chyba ciebie wezmę! - powiedział stanowczo i wziął naczynie do ręki. - Mam cię! Pobiegł z nim do kasy. Gdy zapłacił, zadowolony poszedł do domu ze zdobyczą.


- NRD! Gdzie ten upierdliwy Niemczur poszedł? - Gilbert usłyszał głos Rosji.

- Ugh! Czego tyran chce? - zazgrzytał zębami. Zostawił obieranego właśnie ziemniaka i podszedł do Iwana. - Czego?

- Grzeczniej! - syknął ZSRR. - Jutro was zostawiam na cały dzień, więc macie się dobrze zachowywać, ok? - zapytał ostro Niemca.

- A czemu tylko mnie to mówisz? - obruszył się NRD.

- Nie skończyłem! - krzyknął Rosjanin i trochę zabrakło do tego, żeby jego dłoń wylądowała na policzku Gilberta. - Chcę żebyś poszedł do apteki i kupił ten lek. - powiedział cicho i wcisnął karteczkę do rąk zaskoczonego Niemca. Złapał go za frak i wyrzucił szybko na zewnątrz. - Tylko spiesz się!- wrzasnął za nim.

Gilbert wygrzebał się z zaspy. - Dobrze jaśnie panie! - wyszczerzył żeby w złośliwym uśmiechu i zwiał zanim Rusek coś jeszcze powiedział. 

Otworzył kartkę i uniósł ją na wysokość oczu, czytając byle jak naskrobane słowo po rosyjsku.      - E? Przecież to jest lek na uspokojenie. I to mocny! Po co Iwanowi coś takiego? Przecież może sobie zrobić herbatę z melisą, po co od razu włączać coś tak ostrego? Chyba że... Chyba że już łagodne rzeczy nie działają. - przeszedł go dreszcz i przyśpieszył. - Widocznie nie daje już sobie rady ze swoim szefem. - przemknęło mu przez myśl. Wszedł do apteki. Była kolejka. Westchnął i stanął wsunąwszy ręce do kieszeni. 

- Zaraz tu usnę! - pomyślał gdy minęło już pół godziny, a obsłużona została tylko jedna osoba. - Co oni wyprawiają? A Iwan chciał żeby było szybko! Szlag! Znowu się na mnie wkurzy! - pomyślał zdenerwowany. - Mam nadzieję, że zaraz pójdzie to szybciej i kolejka się odczopuje. 

I rzeczywiście, klientów zaczęło ubywać i po dwóch godzinach Gilbert z zakupionym lekarstwem gnał już do domu. Gdy otworzył drzwi, to pudełko zostało mu wyrwane z rąk przez Rosję. 

- Czemu tak długo? - ryknął Iwan.

- K...kolejka była! - Gilbert aż się wystraszył miny ZSRR. Osiadł na ziemi i wpatrywał się osłupiały w Rosję. Miał wypisany na twarzy dziki szał. Jakby te dwie godziny były dla niego męczarnią. Od razu otworzył lek i zażył dwie tabletki. Wyciągnął z kieszeni płaszcza małą butelkę i pociągnął z niej parę łyków. Odetchnął głęboko i poszedł do swojego gabinetu. NRD usłyszał tylko głośny trzask zamykanych drzwi. Wstał oniemiały. - O...o rany, co tu się stało? - wyjąkał stojąc na trzęsących się nogach.

- Iwan wpadł w jakiś amok! - wyjaśniła zdenerwowana Węgry wchodząc do przedpokoju. - Nie mógł się ciebie doczekać. Wpadał w histerie, nie wiedział co tak długo robiłeś poza domem, nawet wymyślał teorie spiskowe, że uciekłeś dzięki Ameryce na Zachód! Niedobrze się z nim dzieje, Gilbert! - skwitowała to kobieta kręcąc głową. - Powinieneś go przebadać.

- Ale on mi nie pozwoli do siebie dojść - mruknął smutno Eks-Prusy. - Poza tym jemu jest potrzebny inny lekarz. Ja nie jestem psychologiem.

- Wiem. - westchnęła Liz. - Musimy coś zrobić, bo nie będziemy w stanie żyć z nim pod jednym dachem i on też nie. Wymorduje nas kiedyś, jednego po drugim w amoku. - Ale - rozchmurzyła się - Mam też dobre wieści! Litwa kupił wazon. I jest śliczny! Dokładnie pasuje do tego, żeby na nim namalować słoneczniki!- pisnęła podekscytowana.

- Naprawdę? Torisowi coś się chociaż raz udało? Podołał zadaniu? - zaśmiał się Gilbert.

- Nie bądź złośliwy, Gil! - upomniała go Węgry. - I bez tego nie brak tu nerwów.

- Dobra, pokażcie mi ten cud! - powiedział NRD naprawdę będąc ciekawym. - Skoro Węgry się tak napaliła, to musiał być dobry produkt.

Popatrzył na wazon. Rzeczywiście. Powierzchnia chropowata, będzie się na niej farba dobrze trzymała, kolor też dobry - słoneczniki są jasne, to będą widoczne. No, po prostu prezent idealny! 

- dobra! To po kolacji zabieramy się za malowanie! - krzyknął radośnie do Polski, który był w pokoju obok, przy drzwiach, tak że widział i NRD i Węgry.

- Jasne! - Feliks wystrzelił ręką w górę. - Byle do kolacji!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro