rozdział piąty- Iwan
Litwa był smutny. Czemu ta dwójka traktuje mnie jak chłopca na posiłki?- pomyślał z goryczą. - Przynieś, podaj, pozamiataj, tylko do tego jestem im potrzebny - mruknął sam do siebie ściskając siatkę w dłoni. - Gilberta mogę zrozumieć. Od początku mnie nie lubił, ale Poliś? Czemu on tak robi? - jęknął. - Czy te lata Unii nic dla niego nie znaczą? Dlaczego dalej traktuje mnie jak gorszego od siebie? To nie moja wina, że po wojnie stałem się taki malutki! - Doszedł do sklepu. - Chcą żebym kupił wazon. - przypomniał sobie. - Ale jaki to już nie powiedzieli. Duży? Mały? Szeroki? Z dużym uchem? Kolor?- nic nie wiedział. A komórek nie było. - Szlag! - pomyślał i złapał się za głowę. - A co będzie jak kupi zły?
- A co się przejmuję. - próbował się uspokoić. - Przecież w sklepach i tak dużo nie ma. Zerknął na wyciągniętą przed siebie kartkę z zakupami. - Hmmm.... chleb, masło, szynka jak będzie... ok. Powinienem się szybko wyrobić. I wtedy zobaczę ten wazon. - zakodował sobie w głowie. Rzeczywiście, wszystko zajęło mu raptem godzinę. Odetchnął z ulgą. Nie będzie jak z Gilbertem. - Dobra. - rozejrzał się. - gdzie ja kupię taką rzecz? O! - zauważył na końcu ulicy obiecujący sklep. Dobrze, że umiał świetnie rosyjski, bo po wojnie wszystko zostało przez ten język opanowane. Dobiegł pod budynek i zatrzymał się, żeby odetchnąć. Strasznie zmarniał odkąd był częścią ZSRR. - Ufff....uff.... - oddychał ciężko próbując złapać oddech. Był cały zasapany. - Muszę zacząć ćwiczyć! Zapamiętać! - zakodował to w pamięci i wszedł do sklepu.
- Jesteś pewny, że kupi dobry wazon? - martwił się Gilbert obierając ziemniaki i stojąc koło Polski.
- Jasne! - machnął ręką Feliks. - Licia sobie poradzi! W końcu to tylko wazon!
Przed Torisem rozpościerało się parę półek flakonów. Pojedyncze sztuki, było widać, że byle co i że same resztki, ale każde były inne! -Aaaaaa! I co ja teraz zrobię? Hmm...- Zaczął się rozglądać. - Chcą go dla Rosji, jeśli dobrze słyszałem jak Polska mi tłumaczył. I coś tam jeszcze mówił o tym, że chcą na wazonie kwiatki malować. To lepiej żeby nie miał jakiegoś mocnego i jaskrawego koloru. Nagle jego wzrok zawiesił się na wazonie z bladym, granatowym odcieniem. Podszedł do niego zauroczony. - Chyba ciebie wezmę! - powiedział stanowczo i wziął naczynie do ręki. - Mam cię! Pobiegł z nim do kasy. Gdy zapłacił, zadowolony poszedł do domu ze zdobyczą.
- NRD! Gdzie ten upierdliwy Niemczur poszedł? - Gilbert usłyszał głos Rosji.
- Ugh! Czego tyran chce? - zazgrzytał zębami. Zostawił obieranego właśnie ziemniaka i podszedł do Iwana. - Czego?
- Grzeczniej! - syknął ZSRR. - Jutro was zostawiam na cały dzień, więc macie się dobrze zachowywać, ok? - zapytał ostro Niemca.
- A czemu tylko mnie to mówisz? - obruszył się NRD.
- Nie skończyłem! - krzyknął Rosjanin i trochę zabrakło do tego, żeby jego dłoń wylądowała na policzku Gilberta. - Chcę żebyś poszedł do apteki i kupił ten lek. - powiedział cicho i wcisnął karteczkę do rąk zaskoczonego Niemca. Złapał go za frak i wyrzucił szybko na zewnątrz. - Tylko spiesz się!- wrzasnął za nim.
Gilbert wygrzebał się z zaspy. - Dobrze jaśnie panie! - wyszczerzył żeby w złośliwym uśmiechu i zwiał zanim Rusek coś jeszcze powiedział.
Otworzył kartkę i uniósł ją na wysokość oczu, czytając byle jak naskrobane słowo po rosyjsku. - E? Przecież to jest lek na uspokojenie. I to mocny! Po co Iwanowi coś takiego? Przecież może sobie zrobić herbatę z melisą, po co od razu włączać coś tak ostrego? Chyba że... Chyba że już łagodne rzeczy nie działają. - przeszedł go dreszcz i przyśpieszył. - Widocznie nie daje już sobie rady ze swoim szefem. - przemknęło mu przez myśl. Wszedł do apteki. Była kolejka. Westchnął i stanął wsunąwszy ręce do kieszeni.
- Zaraz tu usnę! - pomyślał gdy minęło już pół godziny, a obsłużona została tylko jedna osoba. - Co oni wyprawiają? A Iwan chciał żeby było szybko! Szlag! Znowu się na mnie wkurzy! - pomyślał zdenerwowany. - Mam nadzieję, że zaraz pójdzie to szybciej i kolejka się odczopuje.
I rzeczywiście, klientów zaczęło ubywać i po dwóch godzinach Gilbert z zakupionym lekarstwem gnał już do domu. Gdy otworzył drzwi, to pudełko zostało mu wyrwane z rąk przez Rosję.
- Czemu tak długo? - ryknął Iwan.
- K...kolejka była! - Gilbert aż się wystraszył miny ZSRR. Osiadł na ziemi i wpatrywał się osłupiały w Rosję. Miał wypisany na twarzy dziki szał. Jakby te dwie godziny były dla niego męczarnią. Od razu otworzył lek i zażył dwie tabletki. Wyciągnął z kieszeni płaszcza małą butelkę i pociągnął z niej parę łyków. Odetchnął głęboko i poszedł do swojego gabinetu. NRD usłyszał tylko głośny trzask zamykanych drzwi. Wstał oniemiały. - O...o rany, co tu się stało? - wyjąkał stojąc na trzęsących się nogach.
- Iwan wpadł w jakiś amok! - wyjaśniła zdenerwowana Węgry wchodząc do przedpokoju. - Nie mógł się ciebie doczekać. Wpadał w histerie, nie wiedział co tak długo robiłeś poza domem, nawet wymyślał teorie spiskowe, że uciekłeś dzięki Ameryce na Zachód! Niedobrze się z nim dzieje, Gilbert! - skwitowała to kobieta kręcąc głową. - Powinieneś go przebadać.
- Ale on mi nie pozwoli do siebie dojść - mruknął smutno Eks-Prusy. - Poza tym jemu jest potrzebny inny lekarz. Ja nie jestem psychologiem.
- Wiem. - westchnęła Liz. - Musimy coś zrobić, bo nie będziemy w stanie żyć z nim pod jednym dachem i on też nie. Wymorduje nas kiedyś, jednego po drugim w amoku. - Ale - rozchmurzyła się - Mam też dobre wieści! Litwa kupił wazon. I jest śliczny! Dokładnie pasuje do tego, żeby na nim namalować słoneczniki!- pisnęła podekscytowana.
- Naprawdę? Torisowi coś się chociaż raz udało? Podołał zadaniu? - zaśmiał się Gilbert.
- Nie bądź złośliwy, Gil! - upomniała go Węgry. - I bez tego nie brak tu nerwów.
- Dobra, pokażcie mi ten cud! - powiedział NRD naprawdę będąc ciekawym. - Skoro Węgry się tak napaliła, to musiał być dobry produkt.
Popatrzył na wazon. Rzeczywiście. Powierzchnia chropowata, będzie się na niej farba dobrze trzymała, kolor też dobry - słoneczniki są jasne, to będą widoczne. No, po prostu prezent idealny!
- dobra! To po kolacji zabieramy się za malowanie! - krzyknął radośnie do Polski, który był w pokoju obok, przy drzwiach, tak że widział i NRD i Węgry.
- Jasne! - Feliks wystrzelił ręką w górę. - Byle do kolacji!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro