Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział pierwszy - plany

Gilbert siedział na krześle podpierając się dłonią.  Łokieć oparł na parapecie. W zasadzie nie miał na co patrzeć. Widoki za oknem były takie same od kilku tygodni. Nic tylko śnieg i śnieg. Albo tylko leży, albo pada i leży. Westchnął tylko patrząc na ten nieciekawy widok. - Minęło już tyle czasu odkąd tutaj zostałem zatargany żeby sprzątać po jaśnie panu, a jeszcze nie przeżyłem jednego dnia, żeby się różnił od poprzednich. - Szlag! - jęknął i wstał. Niedługo miał iść po jedzenie do sklepu. Nie, żeby jedzenia było dużo w sklepach. Nie, oczywiście, że nie, większość tego co propaganda pokazywała, że zostało wytworzone, idzie do ,,elyty" narodów socjalistycznych, czyli do członków partii w każdym państwie, które miało to nieszczęście, że było komunistyczne. Zdecydował się już ubrać. W tym domu było tylko trochę cieplej niż na zewnątrz. Gilbert już nie dziwił się, że Iwan wygląda jak wygląda. Kto mógłby przeżyć w takim mrozie? 

- Ech. - ściągnął swoje ,,służbowe" ubranie, które Rosja kazał im nosić po domu i ubrał się prawie we wszystko co miał w szafie, a miał stosunkowo niewiele. Sweter, bluza, płaszcz i czapka uszanka. Ukraina wydziergała mu zeszłej zimy szalik, więc go też ubrał. Tak go zastał Feliks. 

- O hejo NRD! - powiedział na powitanie. - Wybierasz się gdzieś? 

- Nie, mam zamiar tak chodzić po mieszkaniu. - zaśmiał się gorzko Gilbert. - Dobra, pchło polska, chcesz czegoś?

- Tak, chcę żebyś kupił...

- O nie! Ile razy ci mam mówić, że nie kupię ci wódki! Ostatnim razem o mało nie zostałem wywalony przez okno przez Iwana jak ześ się upił krasnalu! - fuknął mężczyzna krzyżując ręce na piersi. - Jak chcesz alkoholu, to go sobie zrób! Tylko jak cię złapie ZSRR to będzie tylko i wyłącznie na ciebie. Na szczęście. - dodał jeszcze. 

- Nie o to mi chodzi! - syknął Feliks i stanąwszy na palcach złapał ucho NRD i ostro pociągnął w dół. Biedne państwo, aż się zgięło wpół. 

- Ua! Co robisz kurduplu! Nie każdy musi być tak mały jak ty! 

- Cicho! - syknął Polska i przyłożył palec do ust. - Masz być cicho.

- O, przepraszam, że wrzasnąłem jak mi o mało nie urwałeś ucha. Sorry, że działałem w samoobronie.

- Feliks wpakował się do pokoju Gilberta i zamknął drzwi.

- Nie, no super, ugotuję się tu. - mruknął NRD i i ściągnął szalik i rozpiął płaszcz. Popatrzył na towarzysza niedoli. Polska usiadł na łóżku. - O nie! Skoro pieróg się tu rozwala to oznacza, że szykuje się długa pogawędka. Cóż, najwyżej w zamian za to Polska kupi mu banany. Nie wiedział dlaczego, u niego próżno było szukać tych słodkich owoców.  - Dobra, czego chcesz, bo mam robotę. - pokazał na ubranie i na siatkę na zakupy, którą wziął ze sobą, ale jeszcze nie schował. 

- Zbliżają się urodziny. - odparł tajemniczo Feliks opierając głowę na dłoniach.

- Czyje? Polska, jak będziesz gadał ogólnikami, to cię wywalę i pójdziesz się spowiadać do Litwy czemu cię wywaliłem. ( Biedny Litwa, został oddelegowany przez ZSRR żeby pilnował porządku wśród państw satelickich) 

- A ZSRR. - uśmiechnął się Polska. - Urządzimy mu imprezkę. - I o mało nie dostał z liścia od NRD. Gilbert powstrzymał się tylko dzięki niewiarygodnie silnej woli. - W kulki sobie lecisz pierogu? Po co my mamy świętować jego głupie urodziny? 

- Bo wtedy będziemy mieć dzień wolny. - powiedział Polska. - Jak mu się trochę podliżemy to na pewno będzie chciał się choć trochę odwdzięczyć. A jak się upije to i drugi dzień będzie wolny. Nie wstanie z kacem. 

- Eeeeee...No to ma sens, ale kiedy my mu mamy powiedzieć, że urządzamy mu imprezkę? Rano? 

- Nie. Powiemy, że mamy w planach niespodziankę. A na Litwę zrzucimy przekonanie go żeby nic nam nie kazał robić.

- Zrzucić najcięższą robotę na Litwę? - NRD uśmiechnął się szeroko. - Mi to pasi. Dobra. To co chcesz ode mnie? Bo rozumiem, robimy mu imprę, ale czemu do mnie przyszedłeś? 

- Wysil mózgownicę. - wyszczerzył zęby Polska. - Może i jesteś wysoki, ale widocznie wzrost nie przekłada się na większe używanie mózgu. 

- Oż ty pierogowy krasnalku! - krzyknął Gilbert, ale zaraz został uciszony rzuconą w jego stronę poduszką. 

- Cicho tumanie! Bo wejdzie tu ZSRR i nici z naszego planu! - syknął Polska.

- Co? Czy twoim planem jest wkurzenie mnie? Bo to ci się już udało! - warknął Gilbert układając poduszkę tam gdzie powinna być z dokładnością do milimetra. 

- Eeee...NRD, to nie farmaceutyka. Nie tworzysz tu leku, tylko kładziesz głupią poduszkę. 

Jego rozmówca popatrzył na niego, jakby ten właśnie powiedział, że sprzątanie jest niepotrzebne. 

- No co? - Feliks chyba nie załapał. - Dobra, wracam do sedna. - Idź do sklepu i kup jakieś słodycze. Byle jakie, byleby ich dużo było. 

- A skąd ja ci wezmę taką liczbę? - westchnął Gilbert. Dialog z Feliksem zaczął go trochę męczyć. Miał wrażenie, że blondyn się z niego nabija.

- To obejdź jak najwięcej sklepów. - pieróg jak zwykle miał odpowiedź na każdy problem.

- No...ok...- NRD nie sądził, że to się uda, raczej, że oberwie w łeb od Iwana, że szwędał sie niewiadomo gdzie. - Ale zgodził się. W końcu zrobi coś innego. Ah, ten dreszczyk niebezpieczeństwa! Od tak dawna go nie czuł! Było to przyjemne. Aż zadrżał.

- Dobra! Idę pierogu! - powiedział zadowolony salutując mu. Ubrał się i wybiegł z domu. Aż Litwa popatrzył się za nim. Nie pamiętał tak wesołego Gilberta od... dawna. Uśmiechnął się pod wąsem. Może znalazł sobie zajęcie i przestanie w końcu sprawiać problemy.

NRD biegł przez śnieg, nie zważając na to, że jest ślisko i śnieg, który sypał w noc, zrobił dodatkowo zaspy i trudno było nie wyrżnąć. Mężczyzna ucieszył się, że w końcu zrobi coś innego. Ale jego uśmiech znikł jak wszedł do pierwszego, drugiego i trzeciego sklepu, a wciąż nie miał tego z czym go wysłał Polska. To co mu kazał ZSRR, kupił od razu na początku. Masło się nie rozmaśli, nie ma obaw, gdyż na zewnątrz jest mniej stopni niż nawet w zamrażarniku. 

- Kurczę blade, będę mieć Iwana na karku jak zaraz nie wrócę! - mruknął do siebie. Rosja bardzo skrupulatnie liczył im czas na zakupy, gdyż panicznie się bał, że ktoś mu ucieknie. Jaaaasne! Jakby ktoś chciał uciec wiedząc, że i tak ma bardzo małe szanse na przedostanie się przez Mur Berliński. Gilbert widział to szkaradztwo bardzo często i już naprawdę wymiotować mu się chciało jego widokiem. Smutno, szary, wysoki mur odgradzający kraje po tej stronie od wolnego Zachodu. I od jego brata. Zacisnął dłonie w pięści. Łzy napłynęły mu do oczu. Ale zdołał się opanować. - Spokojnie Gilbert. - mruknął do siebie. - Na razie staraj się przeżyć w jako-takich warunkach jak cała reszta. - Dobra, następny sklep! - krzyknął wymachując ręką, aż się ludzie na niego obejrzeli. No bo kto normalny, obładowany zakupami jeszcze macha rękami i wykrzykuje jakieś dziwne zdania? Wchodząc do ostatniego sklepu na ulicy, na której się znalazł, modlił się żeby tu były jakieś słodycze w ilościach pozwalających każdemu choć na spróbowanie. Odetchnął głęboko. I los go wysłuchał. Dopiero co przyjechały. Gilbert rzucił się na proste, czekolado-podobne ciastka i zebrał ich do worka tyle ile mógł, żeby worek nie pękł. 

- Poproszę to. - powiedział do sprzedawczyni. Tamta leniwie popatrzyła na klienta. Miała długie, ciemne kręcone włosy upięte w kok i bladą cerę. Zważyła ciastka i wzięła pieniądze od Gilberta. Mężczyzna w czapce uszance i ze spuszczonymi oczami wyglądał jak normalny człowiek. I tak wolał być przestrzegany. Był jedynym z państw o tak różniącej się aparycji od zwykłych ludzi i wcale mu się to nie podobało. Fakt, lubił być w centrum uwagi,ale nie tutaj. Tu było mnóstwo szpiegów tylko czekających żeby o czymś donieść. Wolał tego uniknąć. Wyobraził sobie tłumaczenie się Chruszczowowi co robił z torbą pełną czekoladowych ciastek. Zachichotał cicho. To by było dobre. Podziękował sprzedawczyni i wybiegł ze sklepu. Nie miał zegarka, ale wiedział że jest długo po czasie, w którym powinien wrócić. Iwan będzie wściekły. 

Gdy po raz kolejny o mało nie stracił wszystkich zębów na lodzie i wyćwiczył już wszystkie możliwe figury z łyżwiarstwa figurowego, zdecydował się zwolnić i patrzeć gdzie stawia nogi. Może i był państwem, ale wolał głupio nie stracić jakieś cząstki swojego ciała. Wolał przetrwać w stanie nienaruszonym aż ten głupi komunizm się skończy. No bo nawet on nie może trwać wiecznie. Nawet on się kiedyś skończy. Ucieszony tą myślą poszedł już spokojniej do domu. A tam na dzień dobry jak tylko wszedł to napotkał wzrok Rosji, który stał w przejściu i nie wyglądał na zadowolonego.

- Eeeeee...Hejka! - powiedział nieśmiało i pokazał na siatkę z zakupami. - Kupiłem wszystko-Ugh!- krzyknął, bo ZSRR uderzył go w twarz. Upadł na ziemię. Na szczęście ciasteczka, które trzymał za plecami nie skruszyły się.

- Gdzieś ty był? - wrzasnął Iwan. W jego fioletowych oczach nie czaił się tylko gniew, ale i strach. - Chruszczow się strasznie wkurzył, że pozwoliłem ci wyjść na tak długo! Powiedział, że jak uciekniesz to za to zapłacę! Czemu byłeś tak długo? Przecież na to wszystko wystarczy godzina! A ciebie nie było cztery! 

- Oł! Aż tyle? - pomyślał przestraszony Gilbert. Postanowił naprędce wymyślić jakieś kłamstewko. Następnym razem nie zgodzi się na propozycję Polski i powie mu, że jak chce coś kupić to niech poczeka na swoją kolej na wyjście do sklepu. W domu ZSRR było ustalone kto co robi i kiedy. Były ustalone plany na każdy dzień i każdy w ciągu tygodnia kończył z całą pulą zadań. Wszyscy w ciągu tygodnia robili te same zadania, ale w inne dni. W końcu Rosja bardzo uważał żeby była ,,równość". Gilbert ( i pewnie wszyscy inni) miał w nosie taką równość, bo Bułgaria nie umiał gotować i jedyne co jedli w środy to kanapki z masłem i szczątkowym plasterkiem szynki jak była. A on potrzebował ciepłego posiłku w taki ziąb! I nie tylko on! 

- Słucham! - wrzasnął na niego Iwan podnosząc go za ramię z ziemi.

- Eeee....masło się skończyło i szukałem go po sklepach dość długo..- spróbował NRD patrząc na reakcję ZSRR. Tamten odetchnął ciężko i puścił go. 

- Ok. To mógłbyś się spóźnić godzinę. Ale trzy? Nie rozumiem!

- Eeeee... to niespodzianka? - wyszczerzył zęby niepewnie Gilbert.  - Bał się, że zaraz w nie dostanie, ale zdecydował że warto spróbować. 

Iwan wydawał się poruszony - Że co? Niespodzianka? Ale nic złego, prawda? - powiedział lekko zdenerwowany. - Bo jak tak to Chruszczow mnie zabije. Jego nie obchodzi własne państwo. - mruknął cicho. Ale zaraz potem zorientował się co powiedział i zbladł jeszcze bardziej. Zwłaszcza, że zrobiła się niezła widownia. Wszystkie państwa, które należały do ZSRR i państwa satelickie patrzyły na niego zaciekawione powstałym rumorem. 

- Eeeee...to żarcik. - odparł Iwan po dłuższej przerwie. - Nie róbcie nic głupiego, jasne? - mruknął i zwiał.

Gilbert odwrócił się do Polski i wepchnął mu worek z ciasteczkami do rąk. - Następnym razem sam po to idziesz. - warknął i rozmasował policzek. 

- Sorry Gilbert. - powiedział Feliks. - Nie sądziłem, że Iwan tak szybko wróci ze spotkania z szefem, że szef akurat miał u siebie twojego i że akurat zapyta o ciebie. 

- Ech. Spoko. - oznajmił Gilbert wzdychając. - Kto to mógł wiedzieć? Ja też mogłem się pośpieszyć. Sorry, ja też reaguję impulsywnie. - zaczerwienił się lekko i poszedł chować zakupy. Węgry w tym czasie wróciła do robienia tego co robiła zanim usłyszała wrzaski Iwana dobiegające z przedpokoju, a mianowicie do gotowania obiadu.

Rumunia i Bułgaria w tym czasie sprzątali salon. 

- Dobrze, że jestem daleko od Elizaviety. - powiedział zadowolony Vlad. - Jeśli byłoby inaczej to pewnie byśmy się już pobili ze dwa razy.

- No. - mruknął do niego Bułgaria walcząc z kurzem na ławie. - Szlag! Wczorajsza herbata tutaj została! Trudno zmyć tę skorupę. Zaczął trzeć mocniej. W końcu plama się poddała i zeszła.

- Ufff... - odetchnął Bułgaria. - Już się bałem, że będę musiał to skrobać nożem.

Wieczorem Feliks poprosił wszystkich do salonu, wtedy gdy Iwan zamknął się u siebie w pokoju z papierkową robotą. 

- Dobra. Każdy z was wie że urodziny Iwana przypadają za trzy dni tak? - zapytał się.

Wszyscy kiwnęli głowami. 

- I wiecie dlaczego  mamy zamiar je zrobić prawda? - spytał jeszcze ciszej.

- Tak. - odpowiedzieli wszyscy.

- To dobrze. - uśmiechnął się Feliks. - Teraz trzeba będzie rozdzielić zadania.

- Ja w zasadzie mogę coś zrobić do jedzenia. - odparł leniwie Estonia podnosząc rękę.  Wszyscy popatrzyli się na niego z przerażeniem i wrzasnęli zgodnie - NIE! 

- Niech Feliks gotuje. - zaproponowała Węgry.

- Hej! Żeby tylko nie zrobił samych pierogów! Nie da się żyć na kluchach! - wrzasnął na wpół żartobliwie Gilbert.

Polska się zaśmiał. - Nie, nie zrobię samych pierogów. - odparł. - - A kto będzie piekł ciasto?

- Ciasto? - zdziwił się NRD. - Chce żeby ktoś upiekł ciasto? Serio? A składniki to skąd wezmą?  Na szczęście jutro już inny nieszczęśnik idzie do sklepu. 

Gilbert zaczął usypiać. Było już późno, a on był zmęczony i chciał się już położyć. 

- A ty NRD, co mógłbyś zrobić? - spytał Polska przywracając go do przytomności.

- Eeee...nie wiem. - odparł. Usypiał i nie słyszał co kto ma, żeby zaproponować coś co się nie powtarza. 

- Może Gilbert by wypucował salon i rozwiesił jakieś ładne ozdoby? - zaproponował Estonia.

- Ja? Zdziwił się na tę propozycję NRD. - Myślisz, że wystarczyłoby to? To trochę mało. - mruknął.

- Nie, to nie mało, poza tym i tak nikt nie chciał sprzątać salonu. - wyszczerzył zęby Feliks. - Nikt nie myje go jakoś dokładnie jak ma w tym dniu to robić.  - Dobra! To Gilbert sprząta i rozwiesza ozdoby z Węgrami.

- Ok. - zgodził się na to sam zainteresowany. - W końcu to nie za dużo roboty , a jak skończy to może w czymś komuś jeszcze pomoże.

- Ale jak my to mamy zamiar zrobić? Przecież każdy z nas ma swoje obowiązki. - trafnie skomentował Toris.

- Wiem. - uśmiechnął się tajemniczo Polska. - Ale dzisiaj po południu PRZYPADKIEM, tak przypadkiem, nie śmiej się Czechy, dowiedziałem, że dzień przed urodzinami Iwan wyjeżdża na cały dzień. Jedynym problemem będzie Natalia, bo ona pewnie urządza swoją imprezkę na urodziny ukochanego braciszka.  Trzeba by było ją przekabacić żeby ją zrobiła z nami jako jedną wspólną. I tym zajmie się Toris. - Feliks poklepał swojego kumpla, który jak się nie trząsł do tej pory, tak teraz zaczął. I prawie dorównywał w tym Łotwie.

- J...ja? A co będzie jeśli odmówi? Ratunku!

- Przecież ty ją lubisz! - wyszczerzył zęby Gilbert włączając się do zabawy i opierając łokieć na ramieniu Litwy. - Kto miałby większe szanse jak nie ty?  Poza tym wydaje mi się, że i ona ciebie troszkę lubi. Ale se znalazła chłopa! - zachichotał. - Będzie miała kogo dominować!

- Gilbert! - krzyknęła Liz. - Nie dokuczaj Torisowi, on i tak ma dużo nerwów i bez twojego gadania.

- Oki, oki. - zaśmiał się eks-Prusy i odszedł od nieszczęsnego Litwy.

- Tak lepiej. - mruknęła Węgry.

- Ale jak my mamy to wszystko zrobić? - zapytał się Estonia znad notatnika. Wyliczyłem, że zajęłoby nam to 2 i pół dnia. A mamy 1 cały dzień i wieczory. To za nic nie chce dać po dodaniu 2 i pół dnia. - zwrócił uwagę.

- No tak. Ale mamy trochę wolnego czasu zawsze po obiedzie, co nie? - oznajmił Feliks.

- Rzeczywiście! - sapnęła grupka. - Masz rację!

- Ano tak. - uśmiechnął się dumnie  Polska.

NRD jęknął. - Ale się nadął. W końcu to wszystko dokładnie przemyślał. Miał z czego być dumny. Aż to dziwne, że sam do tego wszystkiego doszedł.

- Gilbert! Nie śpij, bo cię okradną! - wrzasnął do niego Feliks.

- Jasne. A już z pewnością ty mnie okradniesz! Dobrze, że moje samochody są tak kiepskie jak twoje. A od mojego braciszka to się nie nakradniesz, bo on nie po tej stronie żelaznej kurtyny kochaniutki. - mruknął cicho. Liz popatrzyła się na niego. Chyba usłyszała. Ups. Trudno. Każdy wie, że Polska jak widzi ładny samochód, to aż mu się oczka świecą i rączki stają się lepkie. 

No ale w końcu ok, on też kilka razy coś ukradł. Ale same mało drogie rzeczy. No cóż. Każdy tu kiedyś coś ukradł. Takie rzeczy za żelazną kurtyną. Ale nikt się nie żalił nad sobą. Takie życie, cóż poradzić. Najważniejsze to przeżyć aż do wydostania się stąd. W końcu jakieś szanse na wolność są. Nieduże, ale są. 

- Dobra! Każdy zna swoją część roboty? - spytał Feliks patrząc po twarzach zebranych. Wszyscy pokiwali głowami. 

- Świetnie! Więc teraz do łóżka! Zrobimy taką imprezkę, że ZSRR będzie spał trzy noce z rzędu, a my będziemy mieli wolne! - wrzasnął wymachując ręką w powietrzu. Po tej przemowie wszyscy rozeszli się i poszli do łóżek żeby przygotować się na następne dni.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro