Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział jedenasty - Z Iwanem nie jest dobrze


- Iwan? – NRD nie wiedział co się dzieje z ZSRR. Nagle stał się cichy i stał tylko z kieliszkiem w ręce, mamrocząc coś do siebie.

- W...w porządku! – odparł tamten uśmiechając się dość przerażająco. – Jest wszystko dobrze. A teraz przepraszam, muszę iść! – odparł najspokojniej jak potrafił i odszedł na lekko trzęsących się nogach. Gilbertowi się to nie podobało. Nawet bardzo nie podobało. Coś tu nie grało. I to mocno. Postanowił, że powie to Liz i Feliksowi. Iwanowi chyba znowu odbiło. Na własnych urodzinach! Nie może tak tego zostawić! Ale potrzebuje do tego pomocy. Nie porazi sobie sam, w końcu nie jest psychologiem.

ZSRR tymczasem pobiegł do swojego pokoju i zamknął pośpiesznie i cicho za sobą drzwi, tak żeby nikt nie zorientował się, że przyszedł akurat tutaj. Nie chciał łatwo zostać złapany. Był cały spocony i oddychał ciężko. – Oho! Znowu nadeszły duszności i ten dziwny ucisk w klatce piersiowej. – ścisnął ubranie na piersi. – Ugh! – syknął i osunął się na podłogę. – Zaraz to przejdzie! – pomyślał. Tak bolało, że nie mógł przez moment oddychać. Chwilę potem trochę się polepszyło. Na tyle, żeby mógł normalnie przeprowadzać wymianę powietrza. Rozejrzał się po pokoju. Poszukał wzrokiem pudełka z lekami, które wczoraj tu zostawił. Po chwili znalazł. Podźwignął się na rękach i wstał. Stanął na chwiejnych nogach i podszedł do miejsca, gdzie znajdowały się upragnione prochy. Od razu otworzył pudełko i zjadł lek. Poszukał butelki w kieszeni płaszcza i popił wodą tabletki. 

Odetchnął. Teraz musiał już tylko poczekać aż zacznie normalnie myśleć i atak paniki ustanie. Siadł na krześle i popatrzył na swój gabinet. Jak zwykle, panował tu bałagan. To miejsce chyba nie widziało ścierki od kilku tygodni. Nie obchodziło go to. Póki mógł wszystko znaleźć, to było ok. 

Półki aż uginały się od niepotrzebnych rzeczy, takich jak puste pudełka po dawno już przeterminowanych lekach, zużyte talerze i szklanki. Na stole znowu walały się dokumenty, których przepisy już dawno były wprowadzone w życie, ale również i te, które powinien dopiero podpisać. Westchnął. Tyle pracy, a szef i tak nie jest z niego zadowolony. Inne państwa mają szczęście, że nie są w takiej sytuacji. Ale i tak narzekają. Na brak wolności i towarów. – Ech. Ciekawe jakby się zachowywali, gdyby byli na jego miejscu. Bardzo go to interesowało.

 Atak paniki minął i mógł już normalnie koncentrować się na wszystkim. Wstał z krzesła i odetchnął głęboko. – Dobra! – Ścisnął nóż w kieszeni. Na wszelki wypadek wziął również pistolet. Lepiej być ubezpieczonym, niż później gryźć ziemię. – To było jego motto, którego zamierzał przestrzegać do śmierci, nieważne czy będzie ona teraz, czy dopiero kiedyś tam. Nie pamiętał już nawet czy wcześniej również brał broń palną (jak szykował się do ataku państw satelickich a to były przygotowania do imprezy urodzinowej).

- Dobra! Jestem spokojny, mogę wracać! – pomyślał dodając sobie odwagi i otworzywszy drzwi, wyszedł.

Tuż po odejściu Iwana, Gilbert podbiegł do Feliksa duszącego się winogronem i Liz, która próbowała mu pomóc.

- z ZSRR jest coś nie tak! – powiedział NRD przedzwaniając mocno koledze, żeby wypluł owoc, którym się dławił.

- Znowu? - zdziwiła się Liz, trochę wystraszywszy się, kiedy Feliks dostał.

- Niestety tak. – westchnął Gilbert zbierając winogrono z ziemi i wyrzucając do kosza.

- Słyszałeś Polska? Rosja znowu coś odskakuje od poziomu stabilności psychicznej. Trzeba mu pomóc!

- Ale jak? Żaden z nas nie jest psychologiem! – zauważył PRL. – Choć prędzej przydałby mu się psychiatra. A co będzie jak tylko pogorszymy jego stan? Może lepiej go nie ruszać?

- Ale ile to jeszcze będzie trwać? – spytał zdenerwowany NRD patrząc w oczy Feliksa. – Rozumiesz? Kto mu pomoże jak nie my? Jego szef prędzej wpędzi go do grobu niż wyleczy! A ja nie chcę żyć pod jednym dachem z szaleńcem!

- Mówisz w sensem! Pierwszy raz! – powiedział zdumiony Polska również patrząc na kolegę.

- Hej! – obruszył się tamten. – Ja zawsze mówię mądre rzeczy! – zaoponował.

- Jaaaasne! – Feliks przewrócił oczami. – Ale rozumiem, co chcesz powiedzieć! Ja też nie chcę żyć z większym idiotą niż teraz. Wystarczy mi tak, dziękuję – spasuję!

- Polska! – Liz ostrzegła kumpla. – Teraz ty nie rób sobie jaj! To poważna sprawa!

- Wiem!

- Co się stało? – do grupki przyszedł trzęsący się Toris. Chyba mu coś zaszkodziło, bo był zielony.

- Po...poczekajcie na moment! – wymamrotał i zwiał.

- I jeszcze żygający Litwa. No super! – Gilbert westchnął. – Ręce można załamać, normalnie! Tak się nie da żyć!

- To nie wina Torisa, że ma słaby żołądek! – bronił go Feliks. – On tak ma zawsze!

- Dobrze, że ci domu nie obrzygał, jak byliście Unią. – stwierdził tylko z niesmakiem NRD. –Fuj! Serio? Nie dawałeś mu nic na uspokojenie? Taka meliska, by mu się przydała na przykład! – zauważył i nagle coś go tknęło. – Liz, Feliks! Mam pomysł! – krzyknął do resztki grupki. – Musimy go zrelaksować! Iwana, znaczy! Ja mu zrobię ziółka, ty Węgry możesz mu zrobić masaż, ale nie używaj całej siły, bo mu zgnieciesz kręgosłup, a Polska...Hmm...co ty umiesz robić, oprócz wkurzania Iwana? Chyba powinieneś zejść mu z oczu, choć – nie zaraz, wróć! – on będzie jeszcze bardziej zdenerwowany tym, że cię nigdzie nie widzi. To ty...eeee...po prostu będziesz tam siedział i może coś czytał. Dobry pomysł?

- Wszystko jedno, tylko nie każcie mi go masować. – stwierdził tylko Feliks.

- Pójdźmy może do Iwana, bo od paru minut go nie widzę. – zauważył Gilbert.

Hejka! Wow! Cały miesiąc temu był opublikowany ostatni rozdział. Sorki za tak długi okres. Teraz powinny być już trochę częściej. Pozdrawiam! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro