rozdział dwunasty - Nie udaje się
Iwan zamknął drzwi i ruszył w stronę salonu. Nagle napadła go grupka czworga ludzi.
- Liz, Gilbert, Feliks i Toris! Co wy wyprawiacie? – wystraszył się Rosjanin. – Czyżby koniec miał nastąpić już? – szybko mignęła mu ta przerażająca myśl.
- Coś się z tobą dzieje! – krzyknął białowłosy, siedząc na brzuchu Rosji. – I nie spoczniemy póki nie odkryjemy co to, jasne? Od kilku chwil chodzisz, jakbyś miał jakieś wielkie zmartwienie. Boli cię coś?
- Eeeee...nie. – zaczerwienił się Iwan. – Martwili się o mnie? Oni? Serio? – przemknęło mu przez myśl w tej samej chwili.
- No to co się dzieje? – fuknął NRD dyskretnym ruchem wskazując Liz drogę do kuchni.
- Ale z cienie idiota! – stwierdził tylko Feliks, na co Toris aż się zjeżył. Rosja zresztą też. Gilbert popatrzył na niego i uniósł ręce w geście:,,co ty wyprawiasz debilu"?
- No bo nie rozumiem cię totalnie! – burknął Polska patrząc wrogo po twarzach obecnych. – Zamiast powiedzieć co cię gnębi i pozwolić sobie pomóc, to odstawiasz cyrki w stylu: ,,jestem wielki, potężny! Sam sobie pomogę i wara wam od tego! Jesteście tylko moimi podnóżkami! Co wy możecie wiedzieć!"
Wszyscy znowu popatrzyli się na Feliksa. Nawet Liz, która słysząc takie komentarze, wychyliła się z kuchni.
- A mam powiedzieć, kto to wcześniej robił? Tylko bez tego fragmentu z podnóżkami? – spytał ironicznie Gilbert, patrząc wymownie na Polskę. – No?
- Ciebie nikt o zdanie nie pytał, Prusaku! – fuknął Feliks. – I obraziłem się na ciebie!
- A kiedy ty się nie obrażasz panie ,,wieczny foch"?- zaczął dogadywać mu NRD. – Hm?
- Gilbert, morda! – syknęła Węgry. Dobrze znała temperament Polski i obawiała się, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Mieli uspokoić Iwana, a nie przyprawiać go o zawał! Litości!
- Czemu tylko mnie uciszasz? – spytał się żałośnie eks- Prusy, czując że został pozbawiony swojego oparcia, przystani, do której mógłby spokojnie zawinąć podczas przeciwności losu – czyli Węgier.
Feliks zaczął chichotać.
- Polskę też to czeka! Nie martw się!- Liz znowu wzbudziła w NRD nadzieję, że jednak sprawiedliwość na tym świecie istnieje i ma się dobrze.
- Nie, no Liiiiz! – jęknął Feliks i dostał lekko po uchu od Litwy.
- Eeeem..Poliś! Akurat Węgry ma tu rację...- stwierdził cicho, bojąc się, że zaraz oberwie i to wcale nie delikatnie od kolegi.
- Uspokójcie się!- krzyknął dotąd cichy Iwan. – Nie wiem co się tutaj dzieje, ale właśnie niszczycie mi urodziny! – syknął. – Więc złazić ze mnie, albo za wszosz wezmę! – zwrócił się do Gilberta.
- Nic mi nie jest! Trochę się słabo poczułem, ale już jest ok! – powiedział patrząc po wszystkich. – No! Uspokoiłem was? To dobrze! A teraz wracajmy na przyjęcie, bo reszta zaraz wszystko zje! –zaśmiał się cierpko, próbując udawać, że naprawdę nic mu nie jest.
- Ale na pewno? – zapytał się Toris od razu doskakując do Iwana i od razu chcą go podeprzeć.
- PRECIEŻ MÓWIĘ, ŻE NIC MI NIEJ JEST! – wrzasnął ZSRR, strasząc przy tym Litwę, który od razu skulił się i podbiegłszy do Feliksa, schował się za jego plecami . – Iiiiii! – rozpłakał się.
- Nie no, nie becz! - powiedział z dezaprobatą Gilbert. – I ty jesteś chłop? Na pewno? Polska, czy ty jesteś pewien, że to osobnik płci męskiej?
- No tak. – przytaknął Feliks. I odwrócił się do Litwy – Toris! Przestań! Widzisz? NRD się z ciebie śmieje!
- Bo on jest głuuuuupi! – jęknął mężczyzna i znowu zawisł na Polsce.
- Hej! Nie przezywaj mnie! – wrzasnął Gilbert od razu z pięściami.
- USPOKÓJCIE SIĘ JUŻ! – ryknął Iwan. – Idziemy do salonu! Nie chcę więcej słyszeć waszych kłótni, jasne? – dodał jeszcze.
- Jasne. – mruknęła cała grupa niechętnie.
- No to super! Idziemy! – warknął ZSRR. – Mam nadzieję, że mi nie zepsujecie mojego święta.
- Zważywszy na fakt, że przyjęcie, to sami zrobiliśmy, to to co teraz mówi Iwan brzmi nielogicznie, co nie? – szepnął Feliks do Gilberta.
- Nie gadać, póki nie znajdziemy się w pokoju! – krzyknął Iwan. – Bał się strasznie, że się namawiają, albo chcą się pokłócić. I jedno i drugie byłoby kiepskie. Nie chciał mieć rozwalonych urodzin!
Weszli do salonu. Łotwa i Estonia zajadali się słodyczami i już prawie nic nie zostało.
- No mówiłem, że wszystko będzie zjedzone! – powiedział cierpko na ten widok Rosja. – I miałem rację!
- Ups...- Łotwa i Estonia wystraszyli się, widząc ZSRR i czym prędzej czmychnęli w kąt, kuląc się do siebie.
Rosja nawet nie zwrócił na to uwagi i podszedłszy do stolika, zjadł jedno ciastko. Był strasznie głodny, ale nie miał zamiaru tego okazywać. Nie! To on ma być fundamentem tego układu! (chodzi tu o Układ Warszawski) Jak fundamenty okażą się słabe, to wszyscy opuszczą dom. A on tego nie chce! Fakt, że jest głośno i co chwila są bójki, ale czuje ciepło innych osób i to jest najpiękniejsze! Nigdy nie pozwoli by to ciepło zniknęło! – zacisnął pięści i z determinacją wziął kolejne ciastko. – Nigdy!
Przepraszam za tak duży odstęp czasu! Mam wakacje, więc następne rozdziały będą już szybciej. Jak wam się podoba nowy rozdział? Możecie pisać do mnie z pomysłami. Do zobaczenia w następnym!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro