rozdział czternasty - Napad szału
- Aaaaa! – wrzasnęli obydwoje, od razu odsuwając się od blatu.
Węgry zasłoniła ciałem szklankę.
- Coś cuchnie w całej kuchni! – skomentował Rosja, trzymając ręce na biodrach. – Nie próbujcie mnie wybajerować, bo się nie dam! CZUJĘ dowody!
- Eeee....- chcieliśmy ci tylko zrobić ziółka...- zaczął NRD, ale Iwan nie pozwolił mu dokończyć, prawie że go podduszając w dzikim szale. – Ty! Wiedziałem! Wiedziałem, ty gnido! Chcesz mnie otruć, co? Ale ja się nie dam! Sam to wypijesz! I to na moich oczach! – krzyczał, potrząsając biednym krajem satelickim.
Węgry pisnęła i próbowała odsunąć Rosję, ale odepchnął ją z furią i wrzasnął z nienawiścią w jej kierunku – Ty manipulantko! Myślisz, że nie wiem, że ty też brałaś w tym udział? To mnie nie doceniasz! – rzucił Gilbertem o ścianę.
- Aj! – pisnął mężczyzna, odbijając się od twardej powierzchni i upadając na ziemię.
- Pij to! – rozkazał Rosja, dając mu szklankę, wciąż jeszcze ciepłym, płynem.
- Ok., ok. – wymamrotał NRD i wypił jednym duszkiem. – To tylko ziółka. Na uspokojenie. Ale sądzę, że ty potrzebujesz ich jednak bardziej niż ja. – próbował się zaśmiać, jakby opowiedział dobry żart.
Węgry zbladła i popatrzyła na Gilberta.
- NRD! – wrzasnęła.
- Co? –zdziwił się mężczyzna.
- IWAN!
- To w końcu ja czy Iwan? – Gilbert już nic nie rozumiał.
- Patrz na niego! On zaraz zemdleje! – krzyknęła Liz, nie wierząc, że jej rozmówca jest tak głupi.
- Co? – zdumiał się NRD i popatrzył na Rosję. Istotnie. Iwan był blady i strasznie się pocił. A w oczach widniało szaleństwo. No i super!
- Odsuń się! – wrzasnęła Węgry.
- Co tu się totalnie dzieje? – przybiegł Feliks z jednym ciastkiem, które zachamęcił Litwie i teraz przed nim uciekał.
Rosja odwrócił się do niego...i padł. Po prostu upadł jak ścięty. – Prosto na Gilberta.
Gdy PRL przybiegł do kuchni, Iwan usłyszał tylko jego głos. A potem nastała ciemność.
- Budzi się! – szepnął ktoś głośno.
- Ciii! Nie tak głośno! – uciszyła go dziewczyna o długich, kasztanowych włosach. Mówiła do mężczyzny z czupryną blond.
Trzeci z nich – białowłosy – trzymał okład na twarzy. Spod niego widać było , że jedno z oczu było spuchnięte i aż fioletowe.
- C...co się stało? – spytał się ZSRR, próbując usiąść. Szło mu dość opornie.
Węgry, choć niechętnie, mu pomogła.
Gilbert siedział na krześle i coś tam mamrotał o wielkich kolcach, spadających prosto na Bogu ducha winne nacje.
Iwan zdziwiony, rozejrzał się po pomieszczeniu. Dalej byli w kuchni, a on leżał na ziemi. Szmatka nasączona zimną wodą, która już była ciepła, zsunęła mu się z czoła. – Co się stało? Czemu leżę na podłodze? – ponowił pytanie.
- Ty nic nie pamiętasz? –zapytała się kobieta, patrząc ze szczerym zdziwieniem na mężczyznę.
- No...nie. A powinienem? – spytał się powoli komunista. Jego wzrok spoczął na NRD, który aż fukał ze złości. – Tak, Gilbercie? Chcesz coś powiedzieć?
- A żebyś wiedział! – wrzasnął mężczyzna, wstając z furią i zdzierając okład. Prawą stronę twarzy miał strasznie pokiereszowaną. To nie tylko była śliwka pod okiem, ale i rozcięta warga i siniak na nosie. – Mamy tu wszyscy dość twoich napadów szału! Rzuciłeś mną o ścianę! – pokazał na niego oskarżycielskim gestem.
- NRD, nie tym tonem! – ostrzegł Iwan, ale za chwilkę sam sobie przerwał. – Chwila? Rzuciłem tobą o ścianę? Kiedy?
- No, przed tym jak mnie zmusiłeś do wypicia ziółek na uspokojenie i zemdlęciem. Na dodatek upadłeś prosto na mnie! – krzyknął.
- Ja...zemdlałem? Ziółka? Nic nie pamiętam! – na twarzy Rosji malowało się przerażenie. Objął głowę rękami, a łokcie położył na kolanach. – Co się ze mną dzieje? – wymamrotał drążącym głosem, patrząc się przed siebie.
- Sami chcemy wiedzieć! – fuknął Gilbert, krzyżując ręce na piersi.
Mam nadzieję, że się rozdział podobał ( i tak wiem, że tego nikt nie czyta).
To co? Chcecie nową książkę o naszych bohaterach? Tylko w czasie Zimnej Wojny?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro