Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

r2

Rq2

Siedzieliśmy w bunkrze około godziny. Cały czas słyszałam żarty Leo albo coś próbowałam skonstruować. Kończyło się tym że rzucałam-planami nieudanych maszyn- do kosza. (Trafiałam za każdym razem)

-no i w końcu ją pokonałem-usmiechbal się Leo a Ariel dopiero teraz zorientowała się że jest zatopiona w swoich myślach-teraz powinnaś powiedzieć ,,o dziękuję ci wielki Leonie najwybitniejszy z wojowników,,

-nie powiem tego-powiedziałam i położyłam nogi na oparciu niewielkiej kanapy.

Teraz pomyślałam o moich rodzicach. Tata-jak sie okazało-grecki bóg słońca Apollo. Mama pracująca w warsztacie samochodowym kobieta. Kochała to co robiła. Potem pojawił się Rick. Rick namieszał w całej naszej rodzinie od kiedy sie pojawił(wcale nie Rick Riordan) najpierw niewinne wyjścia na pizzę ze mną i mamą a potem zaczęły sie ich randki w soboty kiedy robiłyśmy sobie z mamą maraton filmowy. Zawsze o 20 zaczynałyśmy od Szreka a potem przechodziłyśmy przez horrory, kryminały, romanse, komedie i różne inne. zazwyczaj niedziela była na spanie. Zawsze po takim maratonie padałam z nóg. Ale od kiedy pojawił wszystko sie zmieniło. trzymałam się z dala a maratony Matki i Córki zamieniły się w ,,jaki ładny mam sufit wersja 2h,,

-czyli wyjdziesz za mnie? Okay w takim razie myślę nad weselnym tortem w moja podobizną-powiedział elf a ja spojrzałam na niego wielkimi oczami i spadłam z kanapy.

-JA mam za CIEBIE wyjść? Znamy sie od godziny!-pisnęłam a po chwili odchrząknęłam.

-jak o? Przed chwila potwierdziłaś że za mnie wyjdziesz!-powiedział oburzony a ja nie ruszając się z miejsca patrzyłam na to jak przeczesuje ręką lekko skołtunione kręcone włosy. Aż mi się zrobiło ich przykro-włosów nie Leo żeby nie było. Otworzyłam torebkę i podeszłam do niego po czym wskoczyłam na blat za nim i usiadłam odsuwając wcześniej jakieś zapiski i parę śrubek i zaczęłam czesać naszego Elfa co spotkało się na początku z jego przerażeniem.

-No i teraz wyglądasz pięknie. Ależ ja jestem zdolna-powiedziałam zeskakując z blatu i siadając na swoim poprzednim miejscu.

-ja zawsze wyglądam pięknie-oburzył się marszcząc zabawnie czoło.-ale teraz jeszcze lepiej-powiedział szczerząc się-bo ty to powiedziałaś.

-mój biedny grzebień-powiedziałam ,,załamanym,, głosem. Sam przedmiot był złoty a gdy go wylewali do formy dorzucili prawdziwych roślin i zalali następną (przeźroczystą) warstwą.

-Ej! ale tty wiesz że mnie kochasz tak?-zapytał poważnie.

-Leon-podeszłam do niego-chce być twoją przyjaciółką okay? Ale nie wyobrażam sobie żyć w tym momencie z jakąś osoba na stałę. Nie szukam chłopaka mam wystarczająco dużo zmartwień okay?

-no tak-mruknął a potem uśmiechnął się i objął mnie ramieniem-chyba powinniśmy wracać. Jeszcze zaczną się bać że jednak cię oczarowałem.

-och-opadłam na jego ręce-widzieliście tego wspaniałego Valdeza? To bohater-przyłożyłam rękę do czoła teatralnie mdlejąc a on wywrócił oczami. I w tym momencie...po prostu mnie puścił co spotkało się z moim piskiem ale w ostatnim momencie złapał mnie za dłoń.

-czyli co? Czy ty Ariel zostaniesz ze mną aż do śmierci?-zapytał bardzo poważnie i oficjalnie.

-w tym momencie powinnam piszczeć z zachwytu tak?

-dokładnie

-jej!-zaśmiał się i znów mnie objął i tak doszliśmy na urodziny ale po twarzach ludzi mogłam zauważyć że nawet nie zauważyli naszego zniknięcia. W końcu przywieźli tort. Na szczęście nie musiałam dmuchać świeczek-to zabawa dla małych dzieci. Zjedliśmy tort i po około godzinie rozeszliśmy się do domów. Nagle obok mnie jakby nigdy nic wyrósł Leon.

-nie starasz mnie tak!-krzyknęłam na niego a on tylko tyknął mnie palcem w policzek wydobywając z siebie jakiś głupi dźwięk. Odprowadził mnie do domku i sam zawrócił do siebie podgwizdując pod nosem. położyłam sie na łóżku i w momencie z niego zeskoczyłam kiedy poczułam jak coś wbija mi się w plecy. Podniosłam małe pudełeczko i otworzyłam je. w środku znajdował sie łańcuszek z zawieszką w ksztalci łuku i strzały

Spojrzałam na śpiącego Alka. Uśmiechał się przez sen. odłożyłam pudełeczko i położyłam się spać.

rodział 2b

-ej,nie widziałam cię przez pół imprezy! gdzieś ty była?-zapytała mnie Amaia na śniadaniu na co ja skierowałam proszący wzrok na Leo który gdy poczuł że na niego patrzę odwrócił się i uśmiechnął do mnie tylko na co od razu i ja się uśmiechnęłam.

-byłam na imprezie cały czas Bella-powiedziałam nim zdążyłam się ugryźć w jezyk. Leo tak do mnie zaczął mówić gdy szliśmy do bunkra.

-Bella? z tego co pamiętam mam na imie Amaia. Ale ty moze masz jakąś Bellę a boku.

-hej.-obok naszego stolika stanął Leo z kawą w ręce-Will Nico cię szukał-powiedział a chłopak wstał i poszedł bez słowa. Leo zajął jego miejsce uśmiechając się słodko do moich sióstr, za co kopnęłam go pod stołem w piszczel a on sie skrzywił.

-Valdez? A czy ty nie masz przypadkiem swojego stolika?

-mam ale Harley kazał znaleźć sobie dziewczynę. Chcesz nia zostać?

-twoje nazwisko do mnie nie pasuje-powiedziała spokojnie pisząc cos w zeszycie a ja i Leo prawie wypluliśmy kawe z ust. Zaczęłam się śmiać patrząc na zdezorientowanego chłopaka.

-jak to nie? Małabyś za chłopaka naprzystojniejszego, najlepszego, najbardziej utalentowanego...

-i nastromniejszego-dodałam pół szeptem

-chlopaka w obozie. Nie mówiąc już że na świecie-usmiechnął się do niej ukazując zęby a ha wywróciłam oczami.

-Leon? czy ty nie miałes pracować nad jakimś projektem?-zapytałam podnosząc zakrywkę kubka by sprawdzić czy zostało tam coś jeszcze.

-miałem dlatego idziesz ze mną-powiedział

-tak się składa, że ona mi się właśnie spowiada z tego kto to jest Bella-powiedziała odkładając z trzaskiem długopis.

-powiedziałaś do niej Bella?

-no i co z tego?-zapytałam i poczułam pod nogą coś miękkiego. schyliłam się pod stolem i zobzcayłam olbrzymiego włochatego pająka. Podniosłam się i wskoczyłam na stół.

-Ari czy ty masz zamiar tańczyć?-zapytała Amaia z powiętpiewaniem w głosie. Ale ja jej nie słyszałam dokładnie bo krzyczałam tak że chyba zdarłam gardło.

-och! ty jesteś!-powiedziała jedna z dziewczyn od demeter kładąc ta bestię na rękę.-hej spokojnie. jego ugryzienie nie zabija-próbowała mnie uspokoić więc przestałam krzyczeć siadając na stole.-jedynie sprawia że ciało drętwieje i nie możesz się ruszyć-powiedziała i odeszła. Stanelam z dala od stolu.

-ide do...się przejść-powiedzialam i ruszyłam przed siebie. Nagle nad głową poczułam mocny wiatr a złoty smok przeleciał mi tuż nad głową. Zdziwiłam sie jeszcze bardziej kiedy zobaczyłam że staje przed domem głównym a z jego grzbietu zaskakuje nie kto inny jak wczorajszy jubilat- Leo Valdez

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: