Pamięć
Pamiętam.
Doskonale pamiętam dzień w którym on odszedł. Zaledwie dwa tygodnie po ucieczce z Azkabanu. Z czego tylko tydzień spędziliśmy razem.
Mój ukochany leżał owinięty w kilka kocy i kołdrę. Wyglądał tak spokojnie...
Piękny też był. Nawet gdy jego organizm trawiła chorobra. Weterynarz, bo lekarza nie mogłem wezwać, był dobrej myśli. Wiedziałem jednak że mówił tak tylko by mnie uspokić.
On prawie nie jadł, a jak już jadł coś więcej to wymiotował. Jadł tylko parę łyżeczek dziennie które z trudem wciskałem w jego wychodzone ciało.
Tam tego dnia jak co rano podeszłem z niego z miseczką zupy. Nakarmiłem go cierpliwie, pomagając mu jak tylko mogłem.
Potem po prostu z nim siedziałem i delikatnie głaskałem.
Jego oddech jednak zaczął zwalniać, a z oczu zaczęło ulatywać życie.
Robiłem co mogłem by go uratować. Próbowałem wszystkiego. Naprawdę.
Moja gwiazdeczka jednak zgasła. Poddała się po nierównej walce z chorbą.
Płakałem długo. Bardzo długo. Kiedy w końcu przestałem było już ciemno. Zabrałem wciąż owinięte kocami ciało na dwór. Delikatnie położyłem je na ziemi i niechętnie zacząłem kopać grób.
- Żegnaj moja Gwiazdeczko - szarpnąłem i pocałowałem go w czubek głowy. Potem ostatni raz go podrapałem za uchem. Obie te rzeczy uwielbiał. Pamiętam jak zawsze oczy świeciły mu się gdy to robiłem. I jak merdał ogonem. - Moja kochana psia gwiazdo
Chociaż... Syriusz zawsze był szukał czułości. I zawsze w zamian za nawet najmniejszy gest dawał z siebie tyle ile tylko mógł. Był trochę niepewny i uroczy w odwzajmnianiu tego. Chociaż to tylko za zamkniętymi drzwiami dormitorium.
Często spał ze mną lub Rogaczem kiedy śnił mu się koszmar lub po prostu tego potrzebował. Z Peterem czasem też, chociaż wypieram to z głowy najbardziej jak tylko mogę.
Te czasy jednak minęły bezpowrotnie, a moja Gwiazdka zapadła w wieczny sen...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro