5. Gdzie jesteś, mój Aniele?
- To mój śmietnik! Pierwsza go znalazłam! -wrzasnęłam do chłopaka, który kłócił się ze mną, kto może w nim grzebać.
- Jesteś głucha?! Wypad stąd! Znajdź sobie inny.
Stałam i mierzyłam gniewnym wzrokiem chłopaka. Mógł mieć około dwudziestu lat. Miał na sobie żółty sweter i poplamione, ciemne spodnie. Jego wzrok był pusty. Tak jak każdego z nas.
Kłóciliśmy się, tak już od kilkunastu minut. Zaczęło się to, gdy szłam obok swojego magazynu i zobaczyłam, ten śmietnik. Było ich tutaj mnóstwo, ale widziałam, że akurat w nim, znajdowały się resztki jedzenia z restauracji. Czym prędzej do niego pobiegłam, lecz z drugiej strony, to samo zrobił owy chłopak. Gdy staliśmy już obok niego, właśnie tak zaczęła się ta chora jazda.
- Zejdź mi z oczu, albo cię uderzę! - wysyczałam w jego twarz.
Mogliśmy się po prostu podzielić, ale on się uparł, że to jego, a ja też nie chciałam odpuścić. Zbyt długo nie jadłam, by stąd odejść przegrana.
- Wiesz co? Zmieniłem zdanie. Weź go sobie! - wyjąkał i zaczął uciekać, w tym kierunku skąd przyszedł.
Poczułam mały trumf. W końcu może coś znajdę, co nada się do zjedzenia. Po chwili wyrwało mnie z zadumy, głośne chrząkniecie. Odwróciłam się w tamtą stronę, chcąc przegonić kolejnego bezdomnego, gdy moim oczom ukazał się mężczyzna w garniturze. Wszystko wyglądałoby byłoby dobrze, gdyby nie to auto, z którego wyszedł.
- Znalazł mnie – pomyślałam, a na mojej twarzy pojawił się szok.
Pierwsze, co pomyślałam to: UCIEKAJ, drugie to: MÓJ ŚMIETNIK. Jednak, zrobiłam to pierwsze. Zaczęłam po prostu uciekać, ale byłam tak mocno wycieńczona, że długo nie zajęło mu, złapanie mnie.
- Puszczaj mnie! Nic nie widziałam!
- Czyli widziałaś...
- Cholera. Wcale nie! Widziałam, tylko jakiś samochód!
- Nie ważne. Pojedziesz ze mną.
- Nie chcę! - krzyknęłam i próbowałam wydostać się z jego uścisku.
- Myślisz, że mi się chciało szukać bezdomną Chloe?! - warknął – Przeszukałem chyba pół miasta, zanim cię znalazłem.
- Bardzo mi miło, że ktoś się mną interesuje, ale nie tak wyobrażałam sobie spotkanie, z moim księciem z bajki – odparłam drwiąco.
- Nie mam czasu na gadanie, zostało mi piętnaście minut, by cię dostarczyć.
- Komu? - spytałam, choć już teraz mogłam poczuć strach.
A jeżeli to właściciel klubu, który chce mnie teraz zabić? Zaczęłam się jeszcze mocniej wyrywać ostatkami sił, ale dobrze zbudowany koleś tylko się zaśmiał.
- Serio mała, myślisz, że dasz mi radę? - spytał – jestem ochroniarzem samego szefa mafii – powiedział to kpiąco.
- Wiesz co? Zmieniłam zdanie. Myślałam, że cię lubię, ale jesteś tylko tępym pieskiem, który wykonuje zadanie swojego Pana. Dobry pies – rzekłam chamsko.
Wiedziałam już i tak, że wydałam na siebie wyrok śmierci. Czemu nie miałam, przy tym dobrze się bawić?
- Zobaczymy, kto będzie się śmiać, jak wpakuje ci kulkę w głowę – powiedział, a na jego przystojnej twarzy, pojawił się chytry uśmiech.
Teraz to mnie przestraszył nie na żarty. Wykorzystałam chwilę jego nie uwagi i kopnęłam go w piszczel, ale moja stopa poczuła, jakby zderzyła się z górą lodową.
- Auć! To twoja wina! - pisnęłam, a do moich oczu napłynęły łzy. Moja noga bolała mnie niemiłosiernie.
- Moja!? To ty mnie kopnęłaś! Pewnie będę miał teraz siniaka! - rzekł, po czym wybuchł śmiechem.
- Bardzo zabawne! Zabierz mnie do swojego szefa. Wyjaśnię mu wszystko i mnie puści.
Mężczyzna, o ciemnych oczach pokiwał głową. Złapał mnie mocniej za nadgarstek i ruszyliśmy do czarnego BMW.
- Myślałam, że to stereotyp, że mafia jeździ takimi autami – wyśmiewałam się, choć moja część ciała dalej bolała.
- Czy ty się kiedyś zamykasz? - powiedział to, już mocno wkurzony.
- Czekaj, niech pomyślę. Chyba nie. Nawet przez sen gadam.
- Zamknij się w końcu!
- Okres masz, czy co? Zawsze jesteś takim kutafonem? - spytałam.
Mężczyzna odwrócił się w moją stronę, a na jego skroni mogłam ujrzeć małą żyłkę, która pulsowała.Jego twarz była cała czerwona, a czarne oczy ciskały we mnie morderczym spojrzeniem.
- Uważaj, bo ci żyłka pęknie – wybuchnęłam śmiechem.
Jestem głupią idiotką, śmiejąc się z tego ogromnego kolesia, ale cóż mi zostało? Siedzieć cicho? To nie dla mnie. Ulica wyostrzyła mój charakter.
Ciemnooki uśmiechnął się i podszedł wraz ze mną do bagażnika. W jego oczach mogłam dostrzec, że wpadł na pomysł. A ja wiedziałem, że ten jego plan, mi się nie spodoba. Otworzył swój bagażnik i moim oczom ukazał się cały arsenał pistoletów. Jeżeli myślał, że mnie tym przestraszy, to się grubo myli. Każda normalna laska już dawno, by płakała i uciekła, lecz dla mnie, śmierć jest tylko wybawieniem. Choć obiecałam sobie, że będę żyć, już dawno miałam dość bycia bezdomnym śmieciem, którego ludzie, na ulicy wytykali palcami.
- Myślisz, że się boję?! Otóż nie! Przeżyłam na ulicy ponad pięć lat.
Mężczyzna nic nie odpowiedział. Wyciągnął z pudełka taśmę i sznurek i pomachał mi rzeczami przed nosem.
- Wiesz co? Nie lubię BDSM.
- To polubisz – odpowiedział.
Gdy mężczyzna wykonał swoją robotę, czyli związanie mi nóg i rąk oraz zaklejenie ust taśmą, a zrobił to bardzo dokładnie, w końcu się uśmiechnął.
- W końcu! Słyszysz to? Cisza... - Zaczął się naśmiewać.
Próbowałam coś wykrzyczeć, ale nie udawało mi się, przez tą rzecz na ustach. Ciemnooki wybuchnął śmiechem i wrzucił mnie z tyłu na fotel. Wnętrze auta krzyczało luksusem. Czarne skórzane siedzenia. Duża wbudowana nawigacja. Podgrzewane siedzenia. Wszystko, co bym chciała w swoim wymarzonym aucie. Ruszyliśmy w znanym kierunku, tylko dla niego. Praktycznie nie mogłam widzieć, gdzie jadę. Mogłam dostrzec tylko niebo, na które dopiero wschodziło słońce. Mijaliśmy ogromne budynki, które mówiły mi, że jestem w centrum. Nawet nie wiem, ile jechaliśmy. Ogromny facet, który siedział jako kierowca, bardzo szybko przemierzał ulicę. Widać, że mu się spieszy.
- Jesteśmy – rzekł – a tak! Zapomniałem, że nie możesz gadać – odparł ze śmiechem.
Zaparkował auto na podziemnym parkingu, po czym z niego wyszedł. Przerzucił mnie na swoje plecy tak, że zwisałam sobie i mogłam podziwiać jego tyłek, który jakby nie patrzeć, był całkiem niezły. Pewnie dużo ćwiczył na siłowni, albo gdzieś tam, gdzie chodzą takie osoby, jak on. Ciekawe, jak wygląda jego szefuńcio. Pewnie stary, siwy dziad, który chodzi za pomocą laski, a swoje sztuczne zęby trzyma w jakimś złotym słoiku, obok łóżka. Ruszyliśmy w stronę windy, a ja dyndałam na jego plecach, niczym upolowana sarenka. Gdy dotarliśmy na najwyższe piętro, moim oczom ukazał się luksusowy penthouse. Weszliśmy do salonu, gdzie przy ścianie stał ogromny barek. Na środku stała czerwona, skórzana sofa, a naprzeciwko niej ogromny, płaski telewizor. Po prawej stronie od wejścia, znajdowała się otwarta kuchnia, a na wprost nas dwie pary drzwi. Te jedne właśnie się otworzyły, lecz nie mogłam nic zobaczyć, prócz pleców tego tępego osiłka.
- Masz ją? - usłyszałam, cudowny męski głos.
- Tak, jak widać – odparł, klepiąc mnie po nodze. Na ten gest próbowałam się mu odpłacić, kopiąc go w twarz, ale mocno trzymał mnie za moje kończyny.
- Czy to było konieczne Keiran?
- Tak, szefie – odpowiedział, jak dobry piesek.
Czyli ten barczysty facet nazywa się Keiran.
- Pokaż ją.
Mężczyzna mnie po prostu puścił na podłogę. Upadłam na swój kościsty tyłek, aż mi łzy naszły do oczu. Dupek! Może i byłam śmieciem, ale też mam uczucia!
Keiran zerwał z moich ust taśmę i to też nie było delikatne. Patrzyłam na niego z nienawiścią w oczach. Nawet zapomniałam spojrzeć, jak wygląda szefuńcio.
- Aport! – powiedziałam do Keirana, naśmiewając się z jego uległości. W jego oczach czaiło się te same uczucie, co w moich, czyli gniew.
- Co wiesz na temat klubu? - odezwał się ten seksowny głos. W końcu delikatnie odwróciłam się w jego stronę. O mój Boże! Facet mógł mieć mniej, niż trzydzieści lat. Był prześliczny. Jego ciemne włosy i oczy były podobne do mężczyzny, który stał obok mnie, lecz jego szefa były ciemniejsze. Wokół niego panowała zła aura. Widać było na pierwszy rzut oka, że z tym facetem się nie zaczyna. Śmiało mógł kogoś zabić tylko pięścią. Był nawet większy od swojego ochroniarza, a jego twarz...
- Nie umiesz gadać? - spytał z kpiną – nie dawno potrafiłaś!
- Nic nie wiem – szepnęłam.
- Jednak moja siostra powiedziała mi, że tam byłaś. Gadaj, co widziałaś! - wrzasnął, a moje ciało zjeżyło się ze strachu. Jednak poczułam dużą złość. Nie jestem jego pieskiem, a raczej suką, by mówił mi, co mam robić albo mówić.
- Słuchaj szefuńcio! NIC NIE WIEM. Mam ci to przeliterować, albo narysować na kartce, skoro ciężko ci to pojąć?
Twarz mężczyzny nic nie wyrażała. Jednak w jego oczach widziałam prawdziwą furię.
- Wpakuj jej kulkę w łeb i zakop obok jej rodziców – powiedział to, po czym ruszył do pokoju, z którego wyszedł.
- Dobra! Powiem! - pisnęłam.
Przestraszyłam się jego morderczego głosu.
- Widziałam tam jakieś auto – rzekłam – Szłam do domu, ale usłyszałam wielki hałas, więc pobiegłam tam. Tak po prostu... Niedaleko mnie stało auto. W środku siedział jakiś mężczyzna. Nie wiem, jak wyglądał.
- Ciekawe... Zmyśliłaś to teraz? Czy od początku miałaś taki plan? - powiedział.
- Przysięgam na grób mojej matki – szepnęłam. - Nic więcej nie wiem.
Zaburczało mi nagle w brzuchu, a ja poczułam się jeszcze bardziej skrępowana. Przez ten stres i brak jedzenia robiło mi się ciemno przed oczami, ale bałam się je zamknąć. Ogarniał mnie strach, że obudzę się w trumnie. Mężczyzna, jak usłyszał dźwięk mojego brzucha, uśmiechnął się chytrze i ruszył w stronę pomieszczenia obok nas. Wyszedł z nich, a swoich dużych dłoniach trzymał talerz z jakimś mięsem. Podszedł do mnie i kucnął, a do moich nozdrzy doleciał wyborny zapach.
- To jak? Nic więcej nie wiesz? - szepnął, po czym nabił na widelec mały kawałek pieczeni.
- Nie... – odszeptałam mu, patrząc się w jego oczy. Chciałam, by dostrzegł w nich prawdę, jaką mówię.
- Szkoda...
Po czym wziął danie do buzi i zaczął je po prostu jeść. Przy mnie...
- Obyś dostał biegunki! – wysyczałam mu to w twarz.
Myślałam, że mężczyzna mnie uderzy, zabije albo cokolwiek, a on wybuchnął śmiechem.
- Wyszczekana jesteś – stwierdził. - Nikt mi nie pyskuje.
- Zauważyłam.
Szefuńcio nabił na widelec kolejny kawałek soczystego mięsa i ku mojemu zdziwieniu włożył mi go do ust, a moje podniebienie dostało orgazmu, na ten cudowny smak.
- Chcesz jeszcze? - spytał, na co ochoczo pokiwałam głową.
- To może kojarzysz coś jeszcze? Jak wyglądał samochód tego mężczyzny? Albo czy miał coś charakterystycznego?
Zamyśliłam się i po chwili odparłam:
- Ciemny samochód. Podobny do tego, co jeździ Keiran. Dostrzegłam na placu czarny pierścień. Nic więcej.
Mężczyzna pokiwał głową. Już chciałam upomnieć się o jedzenie, gdy on zrobił coś chamskiego. Na moich oczach wstał i rzucił jedzenie na podłogę, obok mojego ciała.
- Śmiejesz się z mojego dobrego ochroniarza, a zarazem przyjaciela, że jest psem, słuchając moich rozkazów. Ty od dzisiaj będziesz moją suką. Chcesz jeść? To proszę. Smacznego - wskazał na jedzenie.
Do moich oczu naleciały łzy. Nienawidziłam go całym sercem. Był zimnym draniem, bez żadnego serca czy sumienia. Moje smutne rozmyślenia, przerwał stukot obcasów. Do salonu wleciała dziewczyna. Za nią dumnie kroczył mężczyzna w garniturze, który miał podbite oko i rozciętą wargę.
- Czy ty do reszty zgłupiałeś?! - wrzasnęła.
Zobaczyłam, że była to ta sama dziewczyna, którą uratowałam wczoraj.
- Nie mieszaj się w to, Kira.
- ONA MNIE URATOWAŁA, A TY TAK JĄ TRAKTUJESZ?! JESTEŚ SKOŃCZONYM DUPKIEM – rzuciła w jego stronę.
- A czy wyglądam na osobę, która dokarmia bezdomnych śmieci?! - wrzasnął.
Moje serce krwawiło, a z oczu leciały łzy. Przez to, że nadal byłam związana, nie mogłam nic zrobić. Nawet nie mogłam uciec.
- Jeżeli choć trochę ci na mnie zależy, to ją wypuść! Daj jej pracę! Przecież szukasz cały czas kelnerek, albo barmanek – rzekła.
Stała blisko niego i mierzyli się wzrokiem.
- A jak nie to co? - spytał, a jego martwe oczy spojrzały w moje. Poczułam istny strach. Nigdy się tak nie czułam i w myślach dziękowałam Kirze, że tu jest. Pewnie wynieśliby mnie stąd, z dziurą w głowie.
- Jak nie, to nigdy się do ciebie nie odezwę i nigdy więcej też mnie nie zobaczysz! Mam dość całego tego syfu! - wrzasnęła – wszędzie zostawiasz po sobie trupy! Co się stało z moim bratem, który mnie chronił przed ojcem i złem tego świata? Gdzie on zniknął?!
- Twojego brata już nie ma Kira...
W oczach czarnowłosej mogłam dostrzec ból. Po jej bladych policzkach potoczyły się łzy.
- Proszę, Logan. Obiecuje ci, że się nią zajmę – szepnęła.
Mężczyzna odwrócił się do nas plecami, a jego drogi garnitur, w który był ubrany, napiął się pod wpływem mięśni. Zastanawiał się nad czymś. Odwrócił się w naszą stronę, a z jego ust padły, ostre dla mnie słowa.
- Zgadzam się. Dostanie pracę, ale jako striptizerka. Będzie tu mieszkać. Wolę mieć na nią oko. Nie ufam jej.
Kira pokiwała głową, ja odetchnęłam z ulgi. Będę żyć...
Tylko jak długo?
***
Po całym tym zamieszaniu Keiran uwolnił mnie z węzłów. Kira zaproponowała, że pojadę do niej się umyć i pokaże mi klub. Nie miałam wyboru. Będę udawać, że się na wszystko zgadzam, ale jak dostanę szanse to ucieknę. Zanim jednak wyszliśmy, Kira spytała się brata, gdzie będę pracować.
- I w którym barze ma ona ma niby pracować?
- W Angel – odpowiedział – ma tydzień, na ogarnięcie się.
- Jedziemy teraz do mnie. Wykąpie się i ją nakarmię. Przywiozę ci ją około godziny dwudziestej.
- Nie! Ma czas do osiemnastej – warknął.
Kira zgodziła się i ruszyliśmy w stronę windy.
***
Po tym, jak znaleźliśmy się w jej penthousie, który był parę ulic dalej. Weszliśmy do ogromnego salonu. Był urządzony prawie, tak samo jak jej brata, który nazywał się Logan.
- Dziękuje, że mnie uratowałaś – wyszeptałam.
- Nie ma za co. Ty też mi pomogłaś.
Chciała coś jeszcze dodać, ale zrezygnowała. Rozglądałam się pomieszkaniu, bojąc się cokolwiek dotknąć. Wszystko tu było drogie.
- Jak chcesz to tam masz łazienkę – wskazała na ciemne drzwi.
- Bardzo chcę. Jak widzisz dawno się nie kąpałam.
W jej oczach mogłam dostrzec smutek. Nasze życie się różniło, jak i nasz scenariusz. Ona była księżniczką, a ja żebraczką.
- Chodź dam ci ręcznik i jakieś nowe ciuchy. Te po prostu wyrzucę – powiedziała.
Weszliśmy do łazienki, która była ogromna. Na środku znajdowała się ogromna biała wanna, na złotych nóżkach. W kącie obok okna stał prysznic, a po prawej stronie jak się wchodziło ogromne lustro z dwoma umywalkami, które były w tym samym odcieniu, co wanna.
- Na dole w tej szafce masz ręczniki, a tutaj masz szlafrok – wskazała na szafkę, która stała obok prysznica.
Pokiwałam głową i jeszcze raz jej podziękowałam.
- No dobra. To ty się umyj, a ja ci czegoś poszukam – klasnęła w dłonie i wyszła.
Odkręciłam i nalałam trochę wody do wanny. Dolałam płynu kokosowego i ściągnęłam swoje stare ubrania, które składały się z szarego, dziurawego swetra i czarnych leginsów. Nie wiedziałam, gdzie je wrzucić, więc położyłam je na podłogę. Weszłam do ciepłej wody,a z moich ust wyrwał się mały szloch. Może jednak mój anioł stróż o mnie pamiętał? Dziękowałam Bogu, że znalazłam Kirę. Pewnie dalej szwendałabym się po ulicy. A co z pracą? Poradzę sobie. Zawsze dawałam radę to i teraz dam. Może coś zarobię i będę mogła przeżyć parę miesięcy, jak normalny człowiek. A co do Logana? Bałam się go i sama myśl, że musiałabym u niego spać wywoływała u mnie dreszcze.
Leżałam jeszcze w wodzie przez chwile, szorując swoje ciało, które robiło się w końcu czyste. Wylałam już brudną wodę i namydliłam się jeszcze raz, a przy tym umyłam jeszcze włosy. Spłukałam się i poczułam się dobrze. W końcu nie byłam brudna...
***
Kira naszykowała dla mnie ciuchy. Sama została w zielonej sukience i czarnych rajstopach.
- Mam nadzieję, że będzie pasować, ale jesteś bardziej szczuplejsza ode mnie – uśmiechnęła się przyjaźnie.
Kobieta o ciemnych włosach podała mi czerwoną sukienkę i czarne rajstopy. Gdy się przebrałam w nowe ubranie, zobaczyłam w lustrze, jak sukienka na mnie wisi. Moje cycki, czy tyłek były prawie płaskie. Dieta uliczna...
- Za nie długo siebie nie poznasz – powiedziała kobieta, stając obok mnie.
- Czemu mi pomagasz?
- Bo zrobiłam wiele zła w życiu i choć raz chcę pomóc. Zresztą podoba mi się to. To takie miłe uczucie, że kogoś wpierasz. A teraz chodź, pójdziemy coś zjeść i pokażę ci klub.
Pokiwałam głową i ruszyliśmy do wyjścia. Kira dała mi swoje buty, które pasowały na moją stopę. Miałam na sobie czarne szpilki od jakiegoś znanego projektanta, a na górę zarzuciłam ciepły płaszcz.
- Kira. Zanim wyjdziemy. Chciałam ci podziękować. Jeżeli dostanę pracę, to będę ci oddawała pieniądze.
- Przestań. Myślisz, że mi ich brakuje? Nie chcę kasy.
- To co byś chciała? - spytałam się jej, zastanawiając się, co takiej bogatej dziewczynie brakuje.
- Chciałabym lojalną przyjaciółkę. W moim świecie to trudne.
- Jak będzie mi dane, to postaram się nią być.
Poszliśmy do windy, a następnie do samochodu, gdzie przed drzwiami czekał ochroniarz kobiety.
Miał brązowe włosy i orzechowe oczy. Jego wyraz twarzy był poważny.
- Cześć – szepnęłam, bo chciałam być grzeczna.
- Dzień dobry panienko Chloe – odparł profesjonalnie.
- Błagam cię, tylko bez tego – odpowiedziałam mu z uśmiechem – Mów mi po prostu Chloe.
Ruszyliśmy, jadąc do centrum. Bawiłam się moimi rozpuszczonymi, blond włosami. Były teraz jasne i choć trochę odzyskały swój blask. Muszę spytać się Kiry, co to była za odżywka do włosów. Zdziałała cuda.
Stanęliśmy przed wielkim budynkiem, który okazał się być restauracją. Ruszyliśmy do środka, a przed nami pojawiła się kobieta o niebieskich oczach. Jej blond włosy były upięte w eleganckiego koka, a ona sama ubrana była w ciemny kostium.
- Rezerwacja? - spytała się uprzejmie.
- Nie mamy i chyba nie musimy mieć – odpowiedziała wrednie Kira.
- Nazwisko?
- Costello.
Kobieta, usłyszawszy to nazwisko, zrobiła się blada. Chyba nie muszę mówić, że na pewno je słyszała.
- Tak, już prowadzę do najlepszego stolika – wyjąkała.
Gdy dostaliśmy najlepsze miejsce, które znajdowało się przy oknie, owa kobieta podała nam kartę dań. Zasłoniła nas również czarnym parawanem, a przy wejściu stał ochroniarz Kiry, który nazywał się Ian.
- Nie wiem w ogóle, co to są za potrawy – szepnęłam zmieszana.
- Zamówię za ciebie. Nie pożałujesz.
Przywołaliśmy kelnera, który przyjął od nas listę. Kira zamówiła dwa kremy z cukinii i grzankami, na główne danie stek z tuńczyka i sałatką, a na deser tiramisu. Dostaliśmy również po kieliszku wytrawnego wina, którego nazwy nie potrafiłam wymówić.
- Mam nadzieję, że będzie ci smakować – powiedziała.
- Nie martw się. Dawno nic nie jadłam, więc z pewnością wyliże nawet talerz – powiedziałam, śmiejąc się.
- Zazdroszczę ci – szepnęła. - Mówisz, to co myślisz i robisz, co chcesz. Na mnie każdy się patrzy. Nie mogę nawet pokazać swojej słabości, ani litości.
- Dlatego byłaś trochę chamska dla tamtej kobiety? - spytałam się jej.
- Tak. Muszę być taka, by te nazwisko budziło respekt. Chociaż w sumie Logan, to za nas dwóch robi.
- Czemu właśnie on taki jest? Zimny i bez sumienia? - szepnęłam, chcąc poznać trochę mężczyznę.
- Kiedyś kogoś stracił i też ojciec mu tego nie ułatwia. Logan ma zostać przyszłym szefem. Przyszłym Cosa Nostrą...
Naszą wymianę zdań przerwał nam kelner, przychodząc z zieloną papką, lecz gdy ją spróbowałam, mogłam tylko jęczeć z zachwytu.
- Cieszę się, że ci smakuje – powiedziała ciemnowłosa.
- To jest przepyszne – odpowiedziałam jej.
Rozmawialiśmy trochę o naszym życiu, odpowiedziałam jej również, o tym jak porwał mnie Keiran, a dziewczyna przy tym płakała ze śmiechu.
- Serio nazwałaś go psem? Chciałabym zobaczyć jego minę.
- Zdenerwował mnie wtedy. Teraz jest mi go szkoda, że opiekuje się Loganem.
- Eee tam... Logan i Keiran to przyjaciele. A tak między nami. Logan udaje tylko takiego przy nas. Jak są sami to zachowują się, jak plotkary. Nawet gorzej.
Ciężko mi było wyobrazić sobie ich, siedzących i gadających, jak te babki na targu. Pewnie dlatego, tak się wściekł, że śmiałam się z jego przyjaciela. Po paru minutach przyszło danie główne. Kira poprosiła, o jeszcze jedną lampkę wina. Ja swojego jeszcze nie tknęłam. Nie wiedziałam, jak zacznę się zachowywać, bo alkoholu nigdy nie piłam. Po namowie czarnowłosej wzięłam małego łyczka. Owy trunek był cudowny. Pieścił moje podniebienie, a gdy skosztowałam tuńczyka, to już w ogóle byłam zachwycona.
Po tym, jak skończyliśmy deser, ruszyliśmy do auta, a później do klubu. Byłam ciekawa, jak wygląda i co tam się dzieje. Kira zapewniała mnie, że będzie mi pomagać i jak tylko będzie mogła, wyrwie mnie z rąk Logana. Do tej pory pamiętałam jego słowa, który mówiły, że będę jego suką. Strach, który we mnie panował był nie do opisania.
***
Po tym jak zobaczyłam klub, pojechaliśmy na zakupy. Znajdowałam się w małym i przytulnym butiku, który sama wybrałam. Tam gdzie prowadziła mnie Kira, ceny powalały z nóg. Tutaj było znacznie taniej. Czarnowłosa szukała mi nowych ciuchów, butów, a nawet bielizny. Wybrała dla mnie kilka par spodni, chyba z dziesięć sukienek w rożnych kolorach oraz szpilki. Do tego kilka par eleganckich bluzek.
- Jak chcesz to możesz to przymierzyć, a jak nie to lecimy dalej.
- Gdzie ty chcesz mnie jeszcze zabrać? - spytałam, bo chyba moja nowa koleżanka zwariowała.
Już teraz byłam zła na siebie, że musi mi pomagać i za mnie płaci.
- Jak to gdzie fryzjer, kosmetyczka, paznokcie – wyliczała – zobaczysz Loganowi szczęka opadnie, jak cię zobaczy.
- Wolałabym być w cieniu. Nie chce mu się narażać. Prędzej mnie zabije, niż coś do mnie powie.
- On udaje takiego skurwiela. W środku wierzę, że gdzieś jeszcze, jest mój brat...
***
Po wszystkich tych salonach piękności byłam inną Chloe. Miałam podcięte włosy. Fryzjerka nałożyła mi milion odżywek, a wracając do tego kosmetyku. Okazało się, że to co brałam za ową rzecz u Kiry w łazience, była nią pianka dogolenia nóg. Czarnowłosa śmiała się, jak opętana, gdy opisałam jej tą odżywkę, co wzięłam. Moja twarz była rozjaśniona i nawilżona, dzięki maseczkom, a paznokcie odbudowane i pomalowane na delikatny, różowy kolor. Kira kupiła mi również telefon. Miałam u niej milionowy dług wdzięczności.
- Nigdy się tak nie bawiłam – powiedziała uśmiechnięta. - Napisz mi SMS, jak coś.
- Masz na myśli, jak Logan zacznie pokazywać swoją twarz?
- To też. Jak uda ci się to jutro znów się spotkamy.
- Mam nadzieję. Dobranoc.
Wyszłam z auta i ruszyłam z zakupami do penthouse Lucyfera. Miałam nadzieję, że go nie ma w mieszkaniu, ale nadzieja matką głupich. Stał oparty o barek, a w dłoniach trzymał szklankę z brązową cieczą. Obserwował mnie, a przez to zaschło mi w gardle.
- Kira kupiła mi parę ciuchów – szepnęłam, chcąc się jakoś wytłumaczyć.
Choć tak naprawdę nie powinnam. Nie jest moim właścicielem i jeszcze pokaże mu, że nie będzie ustawiał mnie po kątach. Jestem panią swojego życia.
- Ze szmaty, jedwabiu nie zrobisz – odparł.
- Ty skończony draniu! - krzyknęłam w jego stronę, zapominając o wcześniejszych groźbach Logana.
Mężczyzna ruszył w moją stronę, a ja się wewnętrznie skuliłam. Rzucił szklankę w moim kierunku, która rozbiła się na ścianie, obok mnie. Chwycił mnie za gardło, a moje torebki, które trzymałam, wypadły mi z rąk.
- Utemperuje twój język, choćbym miał ci go uciąć - wysyczał w moją stronę.
Próbowałam poluzować jego dłoń, lecz szło to na marne. Jego oczy, które był czarne, były również puste. Brakowało mi tlenu i choć chciałam go błagać, by mnie puścił, coś mnie blokowało. Nie chciałam pokazać mu żadnej oznaki słabości. Będę z dumą kroczyć i pokonam każdą przeszkodę, a jak będzie mi to dane, to ucieknę...
- Witamy w piekle – szepnął w moje usta, a jego ręce poluzowały uścisk – przebieraj się, śpisz na podłodze, tak jak obiecałem...
Puścił mnie, a ja opadłam na kolana. Łapczywie łapałam powietrze.
-Gdzie jesteś, mój Aniele?! - szepnęłam, a łzy zaczęły płynąć po mojej twarzy.
***
Nakręcam trochę małą akcję <3 Mam nadzieję, że się spodoba rozdział :D
Kolejny będzie z perspektywy Logana <3
Zostawcie gwiazdki, komentarze. Dajcie mi znak po prostu, jak podobał się wam rozdział ;)
Jak jesteś tu nową osobą, to zapraszam Cię też do ,,Moja ciemność'' <3
Pozdrawiam <3
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro