Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Wyglądała jak anioł...


          Rozdział może być troszkę drastyczny


         Szłam do swojej kryjówki. Było dość chłodno, a mój podziurawiony sweter nie chronił mnie przed zimnem. Czarne spodnie, które znalazłam w koszu na śmieci też nie dawały mi tego upragnionego ciepła. Przechodziłam przez ulicę na drugą stronę, a z moich ust ulatywała para. Nawet nie wiem, ile mogło być stopni, ale zbliżał się listopad, więc noce były dość mroźne. Czułam się jak ta dziewczynka z zapałkami. Tylko ja ich nie miałam. Zatrzymałam się przed budynkiem, którego pokój był oświetlony. Była to kuchnia. W środku przy stole siedziała rodzina. Rodzicielka miała na około czterdzieści lat. Była śliczna. Miała brązowe loki, orzechowe oczy i jasną karnację. Nie była jakoś wysoka i szczupła. Była w sam raz. Jej partner miał o ton ciemniejsze włosy, oczy prawdopodobnie w kolorze zimnego błękitu. Górował trochę nad kobietą, może o dziesięć centymetrów. Jego sylwetka była szczupła. Obok kobiety kręciły się dzieci. Dziewczynka miała może jedenaście lat, a chłopczyk trzynaście. Rodzeństwo było podobne do matki, czyli te same włosy i karnacja. Tylko ta mała laleczka miała oczy po ojcu. Patrzyłam jak rodzicielka podchodzi do swoich bliskich i na stół kładzie zapiekankę warzywną, a mi momentalnie ślinka naleciała do ust. Nie pamiętam kiedy ostatni raz coś jadłam, może minęło tylko dwa dni, albo trzy. Mój organizm przyzwyczaił się do takich przerw. Ruszyłam powolnym krokiem nie robiąc sobie nadziei. Zwykle znajdowałam jedzenie przy restauracjach, w kontenerach na śmieci, ale odkąd właściciele zobaczyli, że tam się żywię, zabronili pracownikom tego robić. Pewnie obawiali się, że zlecą się inni bezdomni i będziemy straszyć klientów. Jeszcze nie tak dawno, taka starsza pani wynosiła mi jakieś jedzenie. Poznałam ją w parku. Cofnęłam się myślami do tej sympatycznej starszej osoby.


Łzy leciały mi po policzku. Siedziałam na ławce w parku. Na ulicy byłam już ponad rok. I cały czas mi było ciężko. Gdy znajdowałam sobie jakieś miejsce do spania, to ktoś mnie z niego wyganiał. Tak samo było z jedzeniem. Dumałam nad tym, co mam ze sobą zrobić, gdy usłyszałam ciepły głos, który nadchodził z mojej prawej strony.

- Co taka słodka kruszynka tutaj robi?

Spojrzałam na starszą kobietę. Jej wyraz twarzy był miły i ciepły. Staruszka miała na pewno ponad siedemdziesiąt lat. Siwe włosy upięła w koka, a jej oczy były błękitne. Po mimu sędziwego wieku wyglądała na anioła.

- Ja tylko tak rozmyślałam, proszę pani. Idę właśnie do domu, bo rodzice będą się martwić – skłamałam. Po czym wstałam, chcąc gdzieś uciec.

- Nie okłamuj mnie kruszynko. Dobrze wiem, że nie masz domu – oznajmiła ze smutkiem kobieta.

- Skąd pani to wie? - spytałam, siadając na ławkę.

- Obserwuję cię od paru dni. Zawsze tu siedzisz do wieczora, a później idziesz w tamtą uliczkę  – pokazała zmarszczoną już dłonią, gdzie znajdowała się owa aleja. Wszyscy bezdomni tam się kręcili.

- Tak, to prawda. Uciekłam z domu – szepnęłam.

- Mogę spytać co cię nakłoniło do tego?

Opowiedziałam jej swoją historię. Nie wiem nawet czemu. Może dlatego, że wydawała się miła i sympatyczna. Chciałam, by ktoś mnie po prostu wysłuchał. Nie chciałam być z tym sama.

- Chodź ze mną – odparła po chwili ciszy.

- Dokąd ?

- Do mojego domu, głuptasku. Nie chce by taka dziecinka spała na dworze.

- Ale ja nie mam, jak pani za to zapłacić. Nie chcę się narzucać – odpowiedziałam, a pierwsza łza spłynęła mi po bladym policzku. 

Ta kobieta chciała mi pomóc, choć sama nie wyglądała na bogatą osobę. Trochę też się bałam. Odkąd zamieszkałam na ulicy spotykałam mało sympatyczne osoby. Jeden chłopak nawet uderzył mnie za to, że grzebałam w ''jego'' śmietniku.

- Oj daj spokój! Będziesz pomagać mi w sprzątaniu, czy też robiła za mnie zakupy.

Rozglądałam się po parku i myślałam co zrobić. W tej uliczce też nie jest bezpiecznie. Popatrzyłam na płaczącą wierzbę i postanowiłam. Ruszyłam za starszą kobietą, która czekała obok ławki. Przeliśmy może ze sto metrów, gdy stanęła przed starą kamienicą. Nie wyglądał ten budynek źle, po prostu przydałby mu się mały remont. Ruszyliśmy po schodach na pierwsze piętro. Wyciągnęła z czarnego płaszcza klucz, po czym wpuściła mnie do mieszkania. Znajdowałam się w przedpokoju. Jego ściany pomalowane były w odcieniu cytrynowym. Na ścianie były ramki ze zdjęciami. Mogłam poznać na kilku z nich starszą panią. Rozpoznałam ją po tych błękitnych oczach. Pierwszy raz widziałam taki piękny odcień tego koloru. Stała obok jakiegoś mężczyzny. Na tym obrazku para miała około trzydzieści lat. Blondynka uśmiechała się promiennie do aparatu. Na nosie miała kilka piegów. Nosiła na sobie brzoskwiniową sukienkę i zauważyłam, że miała śliczny naszyjnik w kształcie koniczynki. Mężczyzna posiadał ciemne włosy i brązowe oczy. Na nosie miał proste, ale stylowe okulary. Ubrany miał na sobie garnitur. Byli piękną parą.

- To mój mąż Charlie – szepnęła. - Niedawno odszedł. Pamiętam jak go pierwszy raz spotkałam nad jeziorkiem, gdzie chadzałam z moimi siostrami. To była moja miłość od pierwszego wejrzenia, a miałam wtedy dwadzieścia lat.

- Bardzo ładnie pani wyglądała. Jeżeli mogę spytać jak się pani nazywa? - spytałam trochę zawstydzona. Chciałam wiedzieć po prostu, jak nazywa się ten anioł, który mi pomagał.

- Nazywam się Rosalie, ale możesz nazywać mnie Rosa. A jak ty masz na imię kruszynko?

- Chloe.

Ruszyliśmy na wprost do pomieszczenia, gdzie znajdowała się mała kuchnia.Meble były proste, w kolorze bieli. Stół stał przy oknie z trzema metalowymi krzesełkami, a na nich były miękkie kwieciste poduszki.

- Siadaj Chloe. Zrobię nam herbate.

- Mogę ja to zrobić. Proszę usiąść.

Zaparzyłam nam cytrynowego naparu i rozmawialiśmy długo przy stole. Pani Rosalie posmarowała mi dwie kanapki. Byłam taka szczęśliwa, bo już dawno nic nie jadłam świeżego . Po naszej rozmowie zaprowadziła mnie do skromnego pokoju. Przy błękitnej ścianie po prawej stronie od drzwi stało łóżko,a po lewej postawiona była brązowa szafa i mała toaletka. Na ścianie wisiał tylko jeden obraz, a przedstawiał małego aniołka...

***

Mieszkałam u Rosy przez parę miesięcy, aż zobaczyłam, że kobieta sama ma niewiele pieniędzy po kupieniu leków. Poczułam się wtedy źle, że na kimś ''żeruje''. Przypomniałam swój najgorszy dzień. Nie była to ucieczka z domu, czy pobicie przez ojca. Był to dzień, gdy dowiedziałam się, że najbliższa mi osoba, zostawiła mnie.


Gdy odeszłam kobieta znalazła mnie po paru dniach, w tej alejce. Złożyła mi wizytę z ciepłym obiadem i przychodziła tak przez parę kolejnych miesięcy, aż w końcu się nie pokazała. Minęło parę dni, a ja zaczynałam się obawiać. Ruszyłam do jej mieszkania, ale nikogo tam nie zastałam. Koczowałam tak pod jej drzwiami, bo pomyślałam, że może gdzieś wyszła. Po paru godzinach po schodach schodziła jej sąsiadka. Kobieta była młodsza o parę lat od Rosy, ale tak samo miała już siwe włosy. Jej oczy natomiast były brązowe.

- Dzień dobry, nie wie może pani, gdzie jest pani Rosalie? -spytałam.

- Oj, to ty nie wiesz kochanie?

Pokręciłam głową, że ''nie''.

- Rosa umarła cztery dni temu... – odparła smutno. Widać było, że chyba lubiła sąsiadkę.

W tamtym momencie pękło mi po raz trzeci serce. Po mojej twarzy zaczęły płynąć łzy. Czułam jak moje serce przyśpiesza, a oddech staję się urwany. Mój świat przestał istnieć, a ja byłam zła na stwórce tego świata, że odebrał tak ważną mi osobę.

- Skarbie, zbladłaś – powiedziała kobieta. - Jak się nazywasz?

- Chloe – szepnęłam, trzymając się poręczy od schodów. Nie mogłam złapać oddechu i bolało mnie samo próbowanie zrobienia tego.

- Ach! Rosa zostawiła coś dla ciebie.

- Co takiego? - spytałam zdziwiona, że kobieta postanowiła mi coś dać.

- Chodź ze mną na górę, to ci to dam.

Ruszyliśmy na piętro wyżej, gdzie mieszkała starsza pani. Biłam się z myślami co mogłam takiego otrzymać. Nie byłam chyba, aż tak ważna dla tej kobiety. Co ja plotę?! Przecież to ona przynosiła mi pokarm i dała dach nad głową. Musiała mnie lubić bo traktowała mnie lepiej, niż moi właśni rodzice. Gdy sąsiadka wyszła ze swojego mieszkania, trzymała coś w dłoni. Gestem ręki pokazała bym podała jej swoją. Tak też uczyniłam. Włożyła mi coś do niej zimnego i zabrała swoją. Trwałam tak dalej. Bałam się odkryć co w niej mam. Siwa kobieta o czekoladowych oczach uśmiechnęła się delikatnie do mnie.

- Otwórz dłoń.

I tak też zrobiłam. Z drżącym sercem powoli rozchyliłam swoją rękę, a to co zobaczyłam sprawiło, że od nowa zaczęłam płakać. W mojej dłoni znajdował się srebrny łańcuszek z koniczynką.

- Rosa chciała byś nosiła to na szczęście.

- Moje dawno już mnie opuściło – szepnęłam, patrząc w najcenniejszy przedmiot jaki teraz posiadałam.

- Nie, skarbie! – pokiwała przecząca głową. - Każda dobra osoba zasługuje na swój Eden, więc i ty go znajdziesz.

***

Te wspomnienia sprawiły, że od nowa rozdrapałam stare rany na sercu. Pod moim szarym swetrem znajdował się owy naszyjnik. Chowałam go jak tylko mogłam bo bałam się, że ktoś mi go ukradnie.

Poprawiłam swoje blond włosy. Kiedyś były w miarę możliwości zadbane, a teraz są przesuszone i brudne. Moje ciemne oczy dawniej były błyszczące, a teraz straciły ten naturalny blask. Przypominały wyglądem mojego ojca. Ruszyłam przed siebie ociężałym krokiem. Do centrum Nowego Jorku dzieliło mnie kilkadziesiąt kilometrów. Ja musiałam przejść tylko jakieś dwa kilometry prosto, a później skręt w prawo i pomiędzy starymi budynkami jest opuszczony magazyn. Szłam poboczem i omijałam jakieś krzaki, kiedy nagle trzysta metrów od siebie usłyszałam potężny huk. Instynktownie pobiegłam w tamtą stronę. Spojrzałam na budynek, który był teraz ruinami. Zewsząd unosił się dym, a przód obiektu był cały rozwalony. Wszędzie walały się jakieś połamane krzesła, stoły czy nawet łóżka. Lokalizacja miejsca była w prawie opuszczonej części miasta, a obok był  las. Praktycznie nikt tędy nie chodził.Może jedynie bywalcy tego budynku. Dookoła mnie widziałam trupy. Zwymiotowałam resztkami jedzenia, które miałam bo widok był tak straszny jak obrazy wyjęte z horroru. Rozglądałam się dookoła. Musiał na pewno być to klub. Wnioskuje to po tych przedmiotach i patrząc do środka widziałam płonącą tam ladę od zapewne baru. Zacisnęłam pięści i ruszyłam w tamtą stronę. Wiedziałam jedno... Od tego momentu będą śnić mi się koszmary. Czułam zapach krwi, dymu i śmierci. Starałam nie patrzeć się na rozrzucone części ciała. Po kilku minutach, gdy trochę otrzeźwiałam od tego widoku, zobaczyłam nieopodal czarne auto. Znajdował się w nim facet. Nie mogłam jednak dostrzec jego twarzy, bo panowała ciemnica. Dlaczego nie reagował? Czemu nie dzwoni po straż albo kogoś innego? Podążałam w jego kierunki i gdy byłam już blisko,samochód ruszył. Mogłam jedynie zobaczyć ciemny pierścień na jego palcu. Wkrótce potem spadły pierwsze krople deszczu, które moczyły moje włosy i ogień wokół mnie. Tyle dobrego. Mogłam się stąd ruszyć i próbować wymazać ten widok. Szłam w przeciwnym kierunku od tego chaosu. Będę musiała iść trochę dłużej do ''mojego domu''. Przeszłam już parę kroków, gdy usłyszałam czyiś głos. Poznałam, że to kobieta. Zabiło mi mocniej serce. Pędem ruszyłam w tamtą stronę. Jakieś trzydzieści metrów od tego miejsca leżała dziewczyna. Miała czarne włosy, które były zabarwione na czerwono. Jej blada cera pokryta była ziemią i krwią, a z wargi leciała pomału rubinowa ciecz. Spanikowałam. Nie wiedziałam co mam zrobić. Nie miałam telefonu, a dookoła nie było żadnej żywej duszy.

- Pomóż mi – wyszeptała owa dziewczyna. Mogła być w moim wieku, albo o rok starsza.

- Nie mam telefonu! Nie mam jak zadzwonić po karetkę, a ty nie dasz rady nawet wstać!

- Pomóż mi – powtórzyła, otwierając niebieskie oczy.

- Spróbuję! Boli cię coś? Dasz radę przejść parę metrów?

- Chyba tak.

Nachyliłam się i pomogłam delikatnie dziewczynie wstać. Jęknęła z bólu, ale po chwili chwyciła się mocniej moich barków i stanęła na jednej nodze, bo tą uszkodzoną trzymała w powietrzu.

- Krew ci z wargi leci – powiedziałam do dziewczyny, gdy zaczęłyśmy iść.

- Musiałam je przegryźć. Zaraz przestanie.

Pokiwałam głową i przeszłyśmy parę metrów. Pomagałam jej iść, ale musiała być silna. Pomimo odniesionych urazów nie przestawała kuśtykać do przodu. Od czasu do czasu tylko warknęła albo zapiszczała.

- Dopiero tutaj przyjechałam i jak szłam to, to wybuchło. Całe szczęście, że byłam daleko.

- Tak. Pewnie już byś nie żyła.

- Możemy usiąść? Boli mnie noga i się zmęczyłam.

Pokiwałam głową i delikatnie pomogłam jej siąść. Wpatrywałyśmy się w to, co zostało z tego budynku.

- Jak się nazywasz? - przerwała ciszę brunetka.

- Chloe, a ty?

- Kira. Jak się tu znalazłaś? To raczej zapomniana część miasta.

- Szłam tędy do domu – skłamałam.

- A gdzie to jest?

- Jakieś trzy kilometry stąd. Lubie dużo chodzić.

- Czekaj trzy kilometry stąd są raczej opuszczone magazyny – oznajmiła.

Wzruszyłam ramionami i postanowiłam się nic nie odzywać.

- Nie masz domu prawda?

- Cóż za spostrzegawczość! - warknęłam.

Teraz to ona zamilkła. Już cieszyłam się tą ciszą bo na prawdę byłam zmęczona.

- Ile masz lat? - spytała po chwili.

- Nie dawno skończyłam dwadzieścia jeden. Po co te pytania?

- Sama nie wiem. Choć... Nie dałabym ci takiego wieku.

Odpoczywałyśmy jeszcze chwilę, gdy usłyszałam nadjeżdżające auto. Po chwili zza rogu wyłonił się samochód. Jechał dość szybko jak na taką dziurawą drogę. Pomyślałam, że to ten sam co tu wcześniej stał. Może nam pomoże.

- URATOWANE! - pisnęła dziewczyna.

- Jak to?

- Ochroniarz mojego brata tutaj jedzie!

- Skąd ta pewność?

- Tylko on tak zasuwa po takich drogach!

O cholera! A jak pomyśli, że to ja podpaliłam ten klub? W końcu nie wyglądam, jak bogata panienka, wręcz jak jakiś bandyta – pomyślałam.

Postanowiłam ulotnić się stąd, gdy auto będzie już trochę bliżej. Jednak nie chciałam zostawiać jeszcze tej dziewczyny. Czekałam parę minut, po czym wykorzystałam chwilę jej nie uwagi i pędem ruszyłam na przód.

- Chloe! Stój! Wracaj! - usłyszałam gdzieś daleko, ale ja biegłam dalej. Nie zatrzymywałam się.



***

Cześć !

Postanowiłam dać tu rozdział bo naszła mnie wena. Jest o dziwo tutaj dużo opisów. Choć nigdy nie potrafiłam ich dobrze napisać. Dzisiaj jestem zadowolona! :D

Hmm. Następny rozdział nie wiem kiedy tak na prawdę będzie. Raz piszę tu, raz tam. Zależy jaki mam pomysł <3. 

Chciałam też podziękować za te :

* 20 followersów,

* 62 gwiazdki,

*434 wyświetleń,

Jesteście wspaniali ! <3 

Mam nadzieję, że rozdział się podoba! :*

Zostawcie ślad po sobie <3

xoxo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro