Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#25

May

Czułam całą sobą, że obudziłam się wcześnie, choć były zamknięte rolety, a pokój pogrążony był w ciemności. Był poniedziałek, więc tata był w szkole, a ciocia, zważając na wczesną godzinę, pewnie spała, co znaczyło, że nie miałam, co robić. Z cichym westchnieniem przewróciłam się na drugi bok i zamknęłam oczy, żeby zasnąć.

Niestety, po dłuższej chwili, zorientowałam się, że nie zasnę, ponieważ w mojej głowie kotłowała się myśl, która ukryła się przede mną i to właśnie przez nią nie mogłam udać się do krainy snów. Wstałam i zaczęłam krążyć po pokoju aż wreszcie podeszłam do okna, odsłaniając rolety.

I to wtedy we mnie uderzyło.

Wyszłam szybko z pokoju, uważając na korytarzu, bo nie chciałam obudzić cioci, więc szłam na palcach, ale gdy byłam już na schodach, zeskoczyłam z nich, biegnąc do kuchni. Stanęłam przed kalendarzem, patrząc na datę.

14 stycznia 2013 r.

2013!

Ponad rok przed śmiercią taty!

Nie wierzę!

Mogę go uratować, bo wiem, co się stanie!

Powoli usiadłam na podłodze, opierając się plecami o ścianę, bo zabrakło mi tchu.

Mogłam uratować tatę.

Wreszcie miałabym pełną rodzinę.

Bylibyśmy szczęśliwi.

Moja mama wreszcie byłaby szczęśliwa...

Ale, czy moja obecność w przeszłości nie zepsuje biegu wydarzeń?

A może już zepsuła?

Co jeśli zmienię przyszłość na gorsze?!

Co jeśli przeze mnie więcej osób zginie?!

Co jeśli...

Złapałam się za brzuch, łapiąc rozpaczliwie powietrze do płuc, co przychodziło mi z chwilą na chwilę coraz trudniej.

Co się ze mną dzieje?!

Ciocia May

Obudziłam się, słysząc dziwne odgłosy z dołu. Wstałam szybko, biorąc do ręki kij od baseball'a i cicho, ale sprawnie udałam się na dół. Upuściłam swoją broń, zauważając osobę skuloną na podłodze.

- O mój Boże. - Podbiegłam do May,  łapiąc ją za twarz. Oddychała bardzo ciężko. Miała atak paniki. Usiadłam szybko na podłodze z trudem sadzając May tak, aby siedziała między moimi nogami, opierając się o mnie plecami i chwyciłam ją w pasie. - Spokojnie, May. Jestem tutaj. Nie jesteś sama. Oddychaj ze mną. Głęboko. - Zaczęłam głęboko i głośno oddychać tak, aby May czuła moją klatkę piersiową. - Tak, dobrze. Oddychaj głęboko ze mną - powiedziałam, gdy jej oddech po chwili zaczął się uspokajać.

Oddychałam z nią tak jeszcze dziesięć minut, aż dziewczyna usnęła z wyczerpania. Położyłam rękę na czole, patrząc w górę i próbując uspokoić moje rozszalałe serce.

Nie tak spodziewałam się zacząć dzisiejszy poranek.

May

Z krainy ciemności wyłoniło mnie lekkie przeczesywanie moich włosów. Zamrugałam zdezorientowana i gdy skapnęłam się, że na czymś leżę próbowałam się szybko podnieść, co skutkowało nagłym bólem głowy. Jęknęłam, łapiąc się za czoło i z powrotem kładąc.

- Spokojnie, kochanie - powiedziała osoba obok mnie. Spojrzałam w prawo na ciocię May kucającą przed kanapą, na której leżałam, z kubkiem w rękach. Proszę usiądź i weź to. - Zauważyłam, że w naczyniu do połowy napełnionym wodą znajdywała się musująca tabletka. - To na ból głowy - wyjaśniła.

Skinęłam głową, powoli się podnosząc. Kiedy już w pełni usiadłam, dostałam do rąk kubek, z którego od razu zaczęłam pić. To nie było takie złe, bo lekko cytrynowe. Ciocia wstała i poszła do kuchni, wracając z drugim kubkiem i siadając obok mnie.

- Co się stało? - zapytałam cicho, gdy już wszystko wypiłam.

- Nie pamiętasz? - Położyła mi na chwilę rękę na czole lekko marszcząc brwi. - Dobrze się czujesz?

- Ja... Coraz lepiej, dziękuję. - Wymusiłam lekki uśmiech.

- Ale na prawdę nie pamiętasz?

Skupiłam się, patrząc przed siebie.

Co się dzisiaj stało?

Przygryzłam lekko wargę, gdy sobie wszystko przypomniałam.

Kuchnia. Kalendarz. Data. Brak oddechu. I zimna podłoga.

- Ale co to było? - spytałam.

Ciocia westchnęła, odkładając kubek na stolik, siadając bliżej mnie i przyciągając mnie do siebie. Lekko się spięłam, nie spodziewając się takiego ruchu, ale gdy zaczęło ogarniać mnie ciepło długiej osoby, rozluźniłam się. Pachniała słodko,  bo truskawkami.

- Miałaś atak paniki, kochanie.

- C-co? Ale nigdy mi się to nie przydarzyło. I jak wiedziałaś, co robić?

Ciocia położyła mi rękę na głowie, pchają lekko tak, abym położyła ją na jej ramieniu. Skuliłam się, przyciągając do drugiego ciała.

- Peter miewał często ataki paniki kiedy był mały. Ale ja nie o tym. Możesz mi powiedzieć co dzisiaj robiłaś, że to się stało?

- Ja eee wstałam i poszłam do kuchni, żeby zobaczyć kalendarz i zobaczyłam datę, a potem... - Pojedyncza łza uciekła mi z oka. Nie wiedziałam, czy mogłam kontynuować.

Czy to, co powiem nie zmieni przyszłości?

- Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz - zapewniła, głaszcząc mnie lekko po głowie.

- Boję się, że to, co powiem, że to może namieszać coś w przyszłości.

- Nikt z nas nie wie jak działają podróże w czasie - przyznała.

I tak siedziałyśmy parę minut w ciszy. Ja zastanawiając się, czy mogę to powiedzieć, a ciocia zapewne zmartwiona mną.

- Ja... - Odsunęłam się trochę od niej, żeby bez przeszkód patrzeć sobie w oczy. - To, co powiem może cię zaszokować. - Skinęła mi, żebym kontynuowała. - Zdałam sobie sprawę, że wylądowałam ponad rok wcześniej przed śmier-śmiercią Petera i, że mogę mieć szansę go uratować i ja po p-prostu...

Ciocia zgarnęła mnie w ramiona, mocno przytulając.

Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że zaczęłam płakać.

***

- Wiesz - zaczęła ciocia, kiedy wreszcie się uspokoiłam. - Tony Stark miał dzisiaj przyjść zadać ci kilka pytań, ale nie wiem czy to dobry pomysł.

Odsunęłam się lekko, przecierając twarz od łez. Widać było, że ona też kilka uroniła.

- Nie, niech przyjdzie. Wszystko już ze mną w porządku. - Wykrzesiłam z siebie lekki uśmiech.

Ciocia spojrzała na mnie sceptycznie, ale po chwili wstała, klepiąc mnie po ramieniu.

- Jak uważasz. Ale lepiej zacznij się szykować, bo powiedział, że będzie o 11:00. Ja zrobię śniadanie. Jak będziesz chciała, to zejdź.

***

Stałam przed lustrem w łazience, wpatrując się w swoje odbicie.

Potargane włosy. Podpuchnięte od płaczu oczy. Wysuszone od ciągłego przygryzania usta.

Taa, wyglądam wyśmienicie.

Odwróciłam się w stronę prysznica i zaczęłam rozbierać się z piżamy.

Najchętniej, to cały dzień spędziłabym w łóżku, ale nie mogłam ignorować Tony'ego, bo na pewno chciał czegoś ważnego ode mnie.

***

Usiedliśmy w kuchni naprzeciw siebie. (Ciocia poszła na górę, żeby przygotować się na jogę z przyjaciółkami.)

- Dobra, nie będę zwlekał. - Położył ręce na stole, splatając palce. - Co wiesz o maszynie, przez którą się tu dostałaś?

Czułam się dziwnie przed nim, bo z jednej strony, to znałam go całe moje życie, a z drugiej to on w ogóle mnie nie znał. Byłam dla niego całkowicie obca.

- Ja... Wiem niewiele. Zbudował ją Kamikadze i pierwszy raz widziałam ją na oczy. Jest średniej wielkości, a środek świecił się na fioletowo, jak ją uruchomił. Emm, potrzebne jest do tego coś, co w moich czasach spadło z nieba. T.A.R.C.Z.A. to przechwyciła, ale doktorek ukradł. I to tyle.

- Hmm, może dlatego moja maszyna nie działa? - Podrapał się po brodzie, mówiąc do siebie.

- Zbudowałeś maszynę?

Spojrzał na mnie dziwnie, jakby zapomniał, że przed nim siedzę.

- Tak, tak. Przecież nie mogę pozwolić, żebyś tutaj została. Starszy ja na pewno tęskni. - Mrugnął do mnie, uśmiechając się lekko.

- Co? - spytałam oszołomiona.

- Twój kostium ma wiele zapisów, iskierko.

Poczułam ciepło na sercu. Było to przezwisko, które nadał mi w przyszłości.

- No nic. - Wstał. - Będę się zbierał. - Podszedł do mnie i niespodziewanie przytulił. Zanim miałam szansę zareagować, był już przy wyjściu. - Do zobaczenia niedługo.

_________________________________________

Cześć wam! Ktoś wybiera się na Far From Home? A może ktoś już był? Ja idę dopiero w piątek. 😁

Do następnego!
Kanexsia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro