30.
*Luke*
Ruszyłem schodami do góry, aby oznajmić brunetce, że jednak nie jedziemy. Pewnie będzie smutna i zawiedziona, bo widziałem, że bardzo tego chciała. Kiedy wszedłem do środka siedziała na łóżku bawiąc się włosami.
- Ana..- Zacząłem wchodząc głębiej do pokoju.
- Luke... - Odpowiedziała podnosząc na mnie wzrok.
- Ana, słuchaj.. Musimy przenieść nasze kino na inny dzień.
- Czemu? - Widziałem, że ta wiadomość sprawiła jej smutek.
- Mamy dzisiaj coś do zrobienia z chłopakami. - Powiedziałem nie chcąc mówić jej całej prawdy. No bo po cholerę jej? Lepiej będzie spać nie wiedząc.
- Super, a uwzględniacie mnie też w tych waszych planach na dziś? - Było słyszalne poddenerwowanie dziewczyny.
- Kurwa, Ana zluzuj trochę, bo to nie od mnie zależy, kiedy i o której godzinie mam być gotowy. Nie działam sam, tylko w grupie, jakbyś nie zauważyła. Nie mam wpływu na wszystko. Obiecuję ci, że pojedziemy do kina i gdzie tylko będziesz chciała, jak to wypali. Dobrze? - Spotkałem się z milczeniem dziewczyny, jednakże po chwili się odezwała.
- Dobrze, ale obiecujesz obiecujesz?
- Tak, obiecuję. - Podszedłem do niej, po czym ukucnąłem przed nią i położyłem dłonie na jej policzkach. Złożyłem na jej ustach pocałunek. Smakowała miętą, co znaczyło, że przed chwilą umyła zęby. Uwielbiałem ją całować, od niedawna to moje ulubione zajęcie.
Zostawiłem dziewczynę samą i poszedłem do innego pokoju się przygotować. Przy okazji spytałem Asha, jaki jest plan. Wydawał się prosty i łatwy do zrealizowania. Jednak wszyscy wiemy, że zawsze może pójść coś nie tak. Przeważnie zawsze mamy dodatkowy problem, z którym sobie mimo wszystko radzimy. Wyszliśmy wszyscy z domu do auta, oczywiście przed tym Michael zamknął i włączył zabezpieczenia w domu. Co z tego, że ten dom był w pieprzonym lesie i nikt tędy nie jeździ ani nawet nie chodzi. Przezorny zawsze ubezpieczony. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Stara opuszczona fabryka, nic nadzwyczajnego. Wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy w stronę uchylonych, dużych drzwi. Tak jak się spodziewaliśmy, byli przed czasem.
- Widzę, że punktualność to nie wasza mocna strona panowie.. - Powiedział jeden z nich z cwaniackim uśmiechem na ustach. Jednak kiedy byliśmy coraz bliżej, wiedziałem, że to ich lider.
- Nie pierdol. - Odpowiedział Ashton, jak zwykle nie przejmujący się niczym.
Kiedy staliśmy na przeciwko jego ludzi, jeden z nich wyciągnął torbę w naszą stronę, lecz kiedy Calum chciał ją chwycić, wycelowali w niego bronią.
- Spokojnie, sprawdzimy, czy jest tyle ile trzeba. - Odezwał się Jake. Ich szef kiwnął głową i ten sam człowiek wręczył torbę w ręce Calum'a. Calum otworzył torbę i zaczął przeliczać.
- Słyszałem, że szukasz młodej Harten. - Zacząłem patrząc wprost w jego zimne, szare oczy.
- Dobrze słyszałeś. - Potwierdził. - Jak tylko ją złapię, to pierw się zabawie, a potem zobaczymy.
Zacisnąłem mocniej dłoń na pistolecie w kieszeni. Jednak moja mimika twarzy wyrażała znudzenie. Calum zapiął torbę i kiwnął nam głową sygnalizując tym samym, że jest tyle ile chcieliśmy.
- Wiesz, musimy sobie wyjaśnić kilka słów, Drake. - Powiedziałem i wraz z chłopakami wyciągnąłem broń. Automatycznie jego ludzie zaczęli celować w nas, jednak sam Drake nie. Widziałem tylko jego zaskoczenie, że znam jego imię. Jednak nieznany nie jest już taki nieznany. Odbezpieczyłem broń i wycelowałem prosto w jego głowę.
♥♥♥
Nie żeby coś, ale powoli zbliżamy się do końca....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro