20.
- Zamknąć się wszyscy! - Krzyknął Luke.
Co z tego, że było cicho... Lepiej krzyczeć, masz rację, Hemmings!
Zaciekawiło mnie, dlaczego kazał się wszystkim zamknąć, dlatego weszłam do kuchni i oparłam się o ścianę mając widok na wszystkich obecnych.
Ciekawość, to pierwszy stopień do piekła, a w sumie ja już tam dawno.. Mam zaklepane miejsce.
Luke rozmawiał z kimś przez telefon, a po jego minie stwierdzam, że nie jest zadowolony co osoba po drugiej stronie mówi. Wszyscy byli zaciekawieni rozmową. Nawet Ashton przerwał wgapianie się w ekran laptopa.
- Czy ty sobie ze mnie, kurwa, żartujesz?! - Uhu... Najwidoczniej ktoś potrafi szybciej wyprowadzić go z równowagi niż ja, HA. - Nie! To ty posłuchaj.. 700 tysięcy dolarów albo ktoś ucierpi... TAK MAM NA MYŚLI TWOJĄ CÓRECZKĘ!. - Czyli "rozmawia" z moim ojcem. Ha ha ha, w dupę możesz sobie wsadzić swoją ekipę.
Okej... Robi się nieciekawie. Miało być super, słodko, kwiatki, itd, a nie, że mogę ucierpieć... HELOŁ! JA JUŻ WYCIERPIAŁAM!
- Edward... Sam wiesz, do czego jesteśmy zdolni, więc nie ryzykuj. - Powiedział już nieco spokojniej Luke, a ja w tym momencie chciałam, żeby ojciec dał im tą kasę. - Jesteś pewny? - Tutaj spojrzał na mnie i widziałam po jego wyrazie twarzy, że oberwę za ojca. - Mogę ci ją kurwa w pieprzonych kawałkach wysłać! - Krzyknął, machając ręką, a mi już się zrobiło słabo, a reszta chłopców co na to? SIEDZIELI SOBIE JAKBY LUKE MÓWIŁ O POGODZIE. JA TU MOGĘ ZGINĄĆ, ALE OKEJ SIEDŹCIE SOBIE. - Zobaczymy! NA JUTRO 800 KAWAŁKÓW! ... Nie? NIE? ... Zniszczę ją.
Wycofaj się, kurwa masz szanse...
Po cichutku, wszystko po cichutku.
Zaczęłam się wycofywać z pomieszczenia, co nie uszło uwadze Luke'a, bo już po chwili trzymał mocno moją lewą rękę.
- Muszę rozprawić się z tą twoją córeczką... Pamiętaj, kasa na jutro. - Powiedział nie spuszczając oka ze mnie i rozłączył się, a reszta wróciła do swoich zajęć.
- Luke... - Przełknęłam ślinę i kontynuowałam. - Żartowałeś prawda? - Zapytałam z nadzieją, a w odpowiedzi dostałam krótki śmiech, prychnięcie. - Słuchaj... Nie musisz mi nic robić.. Nie obrażę się jeśli tego nie zrobisz.
Blondyn popchnął mnie w efekcie czego byliśmy w salonie i oczywiście wylądowałam na ziemi. Próbowałam szybko się pozbierać, niestety Luke podniósł mnie za rękę, po czym uderzył w brzuch i ponownie pchnął, ale tym razem na ścianę.
Nie będę płakać... Nie będę płakać.. Nie będę.
- Tylko na tyle cię stać, Lukey? - Drwiłam z niego i ewidentnie dostanę wpierdol, bo Luke'a szczęka była zaciśnięta, a oczy jakby pociemniały.
Tak, dostanę i to mocno. Jestem kretynką, ah...
No, dostałam w twarz, więc kiedy przejechałam językiem po wardze, poczułam krew, a zresztą łuk brwiowy też mam zapewne rozwalony, nie wspominając o siniakach, które się pojawią.
I kiedy myślałam, że to koniec, że ten jebany damski bokser skończył, postanowił jeszcze porzucać mnie po ścianach, dać mi kilka razy w brzuch, a największy pieprzony ból wywołał pieprzony stolik do kawy z pieprzonego szkła.
Tak on mnie rzucił na ten stolik.
Kurwa... Umrę...
Leżałam w szkle, a moje ciało nie dość, że było całe poobijane, całe w krwi to jeszcze w szkle, super.
- To ja postanowię kiedy umrzesz. - Pochylał się nade mną i podniósł mój podbródek. Jakby przez mgłę widziałam ten pierdolony, zadowolony uśmieszek.
Oby ci jedynki wypadły.
- Spierdalaj. - Wychrypiałam i moja głowa opadła na szkło. Czułam ból w całym ciele, a ten idiota się z tego cieszył.
- Trzeba cię wychować. - Powiedział i kopnął mnie w brzuch, a następnie najzwyczajniej odszedł, a ja się wykrwawiałam. Bardziej chyba obchodziło mnie to, że mnie zawiódł niż to, że prawie zabił.
♥♥♥
BUUUM BUUUM BUUUUUM :") To się porobiło, co? Powiem Wam, że ja płakałam, gdy sprawdzałam ten rozdział. Ktoś, coś też?
To chyba #teamLUSIA ma kryzys, co? *i to jaki kryzys..*
Nie zabijajcie nas, plis <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro