Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20.

- Zamknąć się wszyscy! - Krzyknął Luke.

Co z tego, że było cicho... Lepiej krzyczeć, masz rację, Hemmings!

Zaciekawiło mnie, dlaczego kazał się wszystkim zamknąć, dlatego weszłam do kuchni i oparłam się o ścianę mając widok na wszystkich obecnych.

Ciekawość, to pierwszy stopień do piekła, a w sumie ja już tam dawno.. Mam zaklepane miejsce.

Luke rozmawiał z kimś przez telefon, a po jego minie stwierdzam, że nie jest zadowolony co osoba po drugiej stronie mówi. Wszyscy byli zaciekawieni rozmową. Nawet Ashton przerwał wgapianie się w ekran laptopa.

- Czy ty sobie ze mnie, kurwa, żartujesz?! - Uhu... Najwidoczniej ktoś potrafi szybciej wyprowadzić go z równowagi niż ja, HA.  - Nie! To ty posłuchaj.. 700 tysięcy dolarów albo ktoś ucierpi... TAK MAM NA MYŚLI TWOJĄ CÓRECZKĘ!. - Czyli "rozmawia" z moim ojcem. Ha ha ha, w dupę możesz sobie wsadzić swoją ekipę. 

Okej... Robi się nieciekawie. Miało być super, słodko, kwiatki, itd, a nie, że mogę ucierpieć... HELOŁ! JA JUŻ WYCIERPIAŁAM!

- Edward... Sam wiesz, do czego jesteśmy zdolni, więc nie ryzykuj. - Powiedział już nieco spokojniej Luke, a ja w tym momencie chciałam, żeby ojciec dał im tą kasę. - Jesteś pewny? - Tutaj spojrzał na mnie i widziałam po jego wyrazie twarzy, że oberwę  za ojca. - Mogę ci ją kurwa w pieprzonych kawałkach wysłać! - Krzyknął, machając ręką, a mi już się zrobiło słabo, a reszta chłopców co na to? SIEDZIELI SOBIE JAKBY LUKE MÓWIŁ O POGODZIE. JA TU MOGĘ ZGINĄĆ, ALE OKEJ SIEDŹCIE SOBIE. - Zobaczymy! NA JUTRO 800 KAWAŁKÓW! ... Nie? NIE? ... Zniszczę ją. 

Wycofaj się, kurwa masz szanse...

Po cichutku, wszystko po cichutku.

Zaczęłam się wycofywać z pomieszczenia, co nie uszło uwadze Luke'a, bo już po chwili trzymał mocno moją lewą rękę.

- Muszę rozprawić się z tą twoją córeczką... Pamiętaj, kasa na jutro. - Powiedział nie spuszczając oka ze mnie i rozłączył się, a reszta wróciła do swoich zajęć.

- Luke... - Przełknęłam ślinę i kontynuowałam. - Żartowałeś prawda? - Zapytałam z nadzieją, a w odpowiedzi dostałam krótki śmiech, prychnięcie. - Słuchaj... Nie musisz mi nic robić.. Nie obrażę się jeśli tego nie zrobisz.

Blondyn popchnął mnie w efekcie czego byliśmy w salonie i oczywiście wylądowałam na ziemi. Próbowałam szybko się pozbierać, niestety Luke podniósł mnie za rękę, po czym uderzył w brzuch i ponownie pchnął, ale tym razem na ścianę.

Nie będę płakać... Nie będę płakać.. Nie będę.

- Tylko na tyle cię stać, Lukey? - Drwiłam z niego i ewidentnie dostanę wpierdol, bo Luke'a szczęka była zaciśnięta, a oczy jakby pociemniały.

Tak, dostanę i to mocno. Jestem kretynką, ah...

No, dostałam w twarz, więc kiedy przejechałam językiem po wardze, poczułam krew, a zresztą łuk brwiowy też mam zapewne rozwalony, nie wspominając o siniakach, które się pojawią.

I kiedy myślałam, że to koniec, że ten jebany damski bokser skończył, postanowił jeszcze porzucać mnie po ścianach, dać mi kilka razy w brzuch, a największy pieprzony ból wywołał pieprzony stolik do kawy z pieprzonego szkła.

Tak on mnie rzucił na ten stolik.

Kurwa... Umrę...

Leżałam w szkle, a moje ciało nie dość, że było całe poobijane, całe w krwi to jeszcze w szkle, super.

- To ja postanowię kiedy umrzesz. - Pochylał się nade mną i podniósł mój podbródek. Jakby przez mgłę widziałam ten pierdolony, zadowolony uśmieszek.

Oby ci jedynki wypadły.

- Spierdalaj. - Wychrypiałam i moja głowa opadła na szkło. Czułam ból w całym ciele, a ten idiota się z tego cieszył.

- Trzeba cię wychować. - Powiedział i kopnął mnie w brzuch, a następnie najzwyczajniej odszedł, a ja się wykrwawiałam. Bardziej chyba obchodziło mnie to, że mnie zawiódł niż to, że prawie zabił.

♥♥♥

BUUUM BUUUM BUUUUUM :") To się porobiło, co? Powiem Wam, że ja płakałam, gdy sprawdzałam ten rozdział. Ktoś, coś też?

To chyba #teamLUSIA ma kryzys, co? *i to jaki kryzys..* 

Nie zabijajcie nas, plis <3  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro